Podczas zeszłorocznych uroczystości nadania doktoratów honoris causa KUL (między innymi) prezydentowi Ukrainy Juszczence mała grupka protestujących pod wodzą ks. Isakowicza-Zaleskiego zmusiła do rejterady cały orszak oficjeli ? zamiast głównym, pomykali na KUL bocznym wejściem. 9 maja 2010 było podobnie?
Lubelski Biskup i Filozof ochoczo przyłączył się do spontanicznej akcji popieranej przez Daniela Rotfelda i GW, by godnie uczcić Dzień Zwycięstwa Czerwonej Armii. Oto kilka ?filozoficznych? sentencji znad grobów sowieckich żołnierzy:
Prawda jest prawdą, to, co bolesne, jest bolesne, ale nie można żyć kontemplując tylko swoje rany.
Włączeni w szeregi Armii Czerwonej nie mieli wyboru, natomiast ich marzeniem było położyć kres wojnie rozpętanej przez obłąkaną nienawiść.
Ta jedność, która nas zgromadziła w dzisiejszy wieczór, to piękny znak symbolu nowego ducha, nowego podejścia, w szukaniu wspólnoty dramatu i cierpienia.
A teraz prawosławny akompaniament:
? Armia Radziecka zespoliła wiele narodów do tej wspólnoty. Różne narody zostały wcielone wówczas do obronności.
I tak historia zatoczyła pełne koło i PRL-owska wersja historii znowu obowiązuje. Armia Czerwona wyzwolicielką ciemiężonych i ucieleśnieniem internacjonalistycznej wspólnoty. A wojnę wywołały tajemne siły obłąkanej nienawiści. O planie ruszenia z posad bryły świata mamy zapomnieć?
I tym razem jednak garstka ludzi nieprzystosowanych do życia w Nowym Wspaniałym Świecie abp. Życińskiego i przedstawiciela rządzącej Platformy Obywatelskiej nie skorzystała z okazji, by siedzieć cicho i popsuła nieco modlitewną zadumę niemającą oczywiście żadnych, nawet najmniejszych, podtekstów politycznych. W 4 min10 sek. filmu władza świecka informuje władzę duchowną o pewnych kłopotach przy bramie. Zapada szybka decyzja ? czmychamy innym wyjściem. A więc abp Życiński jak czmychnął, tak czmycha?
PS
Relacje mediów:
Panorama Lubelska
MM Lublin
michnikowy szmatławiec Lublin
Kurier Lubelski
Dziennik Wschodzni
Zapraszam do wspólnego wysłuchania retransmisji koncertu ku czci Ofiar katastrofy smoleńskiej zorganizowanego przez Gazetę Polską w Warszawie 10.05.2010.
Kiedy? - niedziela 17.05.2010 godz. 18.00; gdzie? - Radio Detox. Po koncercie (ok.21.00) dyskusja na żywo z możliwością udziału w czacie.
Ostatnio edytowano 15 maja 2010, 08:12 przez Nadir, łącznie edytowano 3 razy
CHŁOPIE- WEŹ SIĘ W GARŚĆ! I zamieszczaj posty starannie. Nie mogę za Ciebie poprawiać KAŻDEGO posta. Funkcja "Edytuj"! Pisałem Ci już na PW. (Być może nie masz możliwości wysyłania i odbioru PW)
15 maja 2010, 08:04
Kącik Kulturalno-Patriotyczno-Etyczny
NIE ZAWŁASZCZAĆ HISTORII. Szczyt hipokryzji marszałka Komorowskiego.
Pan marszałek Bronisław Komorowski wczoraj odwiedził Muzeum Powstania Warszawskiego. W każdym razie wygłosił przed nim oświadczenie polityczne oskarżając swojego głównego rywala w wyborach prezydenckich byłego premiera Jarosława Kaczyńskiego o zawłaszczanie historii.
Jest to deklaracja o tyle niesprawiedliwa co przede wszystkim bardzo przewrotna. Przewrotna tym bardziej, że jedyną osobą, która próbowała wykorzystywać Muzeum Powstanie Warszawskiego w politycznych rozgrywkach jest właśnie pan Komorowski. W 2007 r. jako marszałek sejmu podjął nieudaną próbę pozbawienia mandatu poselskiego dyrektora i twórcę Muzeum Powstania Warszawskiego posła PiS Jana Ołdakowskiego. Dopiero powszechne oburzenie nawet życzliwych wobec PO mediów i groźba poważnego naruszenia konstytucji spowodowały, że ze swoich planów się wycofał.
Wybaczmy jednak Bronisławowi Komorowskiemu jego mało eleganckie zachowanie wobec posła Jana Ołdakowskiego w 2007 r. Załóżmy, że każdy popełnia błędy. Pan Komorowski i PO ma na sumieniu niestety większe zaniedbania niż nieudane próby przejęcia Muzeum Powstania Warszawskiego w 2007 r. Przypomnijmy kilka faktów, o których zresztą już kiedyś pisałem.
10 listopada 2002 r. Lech Kaczyński wygrał wybory w Warszawie i został prezydentem stolicy. Zapowiadał wówczas, że zbuduje Muzeum Powstania Warszawskiego. Zostało ono uroczyście otwarte 1 sierpnia 2004 r. Zorganizowane w związku z tym wydarzeniem obchody 60-tej rocznicy wybuchu Powstania zgromadziły najbardziej znamienitych gości z całego świata. Powstaniu Warszawskiemu przywrócono właściwą rangę w świadomości Polaków i społeczności międzynarodowej. Muzeum jest dziś powszechnie uznawane za perłę polskiego muzealnictwa.
21 października 2007 r. Platforma Obywatelska wygrała wybory parlamentarne co otworzyło Donaldowi Tuskowi drogę do fotela szefa rządu. Zapowiadał on, że doprowadzi do budowy Muzeum II Wojny Światowej. Do tej pory mimo wydanych pieniędzy i sztabu ludzi, który podobno się tym zajmuje nie ma ani śladu muzeum. 1 września ubiegłego roku obchodziliśmy 70 rocznicę napaści Niemiec na Polskę, która rozpoczęła II wojnę światową. Niestey Muzeum II Wojny Światowej nie zostało otwarte bo nie było co otwierać. Jedynym osiągnięciem zespołu, który Donald Tusk wyznaczył do tworzenia Muzeum jest (poza wypłacaniem sobie wynagrodzeń) stworzenie strony internetowej, która jest uboższa od słabo redagowanej witryny małej szkoły podstawowej.
Od wygranych przez Lecha Kaczyńskiego wyborów na prezydenta Warszawy do uroczystego otwarcia Muzeum Powstania Warszawskiego minęło 628 dni. Od wygrania przez Donalda Tuska i PO wyborów parlamentarnych do 1 września 2009 r. minęło 680 dni, a do dnia wczorajszego kiedy Bronisław Komorowski dołączył do ponad 2 milionów Polaków i odwiedził Muzeum Powstania Warszawskiego minęło aż 936 dni.
Ile razy budżet Warszawy jest mniejszy od budżetu całej Polski? Jaka jest różnica w możliwościach organizacyjnych jednego, nawet dużego miasta, w zestawieniu z całym krajem? To można sobie policzyć (w przypadku budżetu) lub tylko wyobrazić (w przypadku możliwości organizacyjnych). Taki jest realny stan polityki historycznej i polityki zagranicznej (sprawy te wiążą się nierozerwalnie) Platformy Obywatelskiej.
Nie jest zasługą Jarosław Kaczyńskiego, że jego ojciec walczył w Powstaniu Warszawskim, a mama był sanitariuszą w Szarych Szeregach, tak jak nie jest zasługą Bronisława Komorowskiego życiorys gen. Bora ? Komorowskiego (nie wiem nawet czy jest, a jeżeli tak to w jaki sposób z nim spokrewniony) do którego ostatnio nawiązywał. Nie dziedziczy się zasług, ani nie odpowiada za nie swoje przewinienia.
Każdy ma prawo do własnej wrażliwości historycznej i każdy szuka w sobie właściwego sposobu aby służyć Ojczyźnie. Nikt, nigdy nie odmawiał, zwłaszcza w Prawie i Sprawiedliwości, takiego prawa także Bronisławowi Komorowskiemu. Co więcej cieszymy się, że są mu to sprawy bliskie. Tylko, że wygłaszać przemówienie (lepszy lub gorsze) potrafi każdy, a muzeum jak się okazuje już nie wszyscy potrafią stworzyć. O wiele łatwiej jest coś zlikwidować, że pozwolę sobie przypomnieć ograniczenie lekcji historii w szkole przez panią minister edukacji narodowej z PO Katarzyne Hall.
Zamiast wysłuchiwać oskarżycielskich mów przed Muzeum Powstania Warszawskiego wolałbym usłyszeć w jaki lepszy i bardziej umiejętny sposób będzie Bronisław Komorowski potrafił zadbać o to co nas łączy, o Polskę. Bo Polska jest najważniejsza. Zbigniew Girzyński
____________________________________ Videtur et hoc mihi Platforninem non debere esse Poza tym uważam że Platformę należy zniszczyć /Katon starszy/
15 maja 2010, 19:58
Prawda i kłamstwo
STUDIUM KŁAMSTWA
Prawda ? cecha wypowiadanych zdań określająca ich zgodność z rzeczywistością. W mowie potocznej oraz w logice tradycyjnej prawda to stwierdzenie czegoś, co miało faktycznie miejsce lub stwierdzenie nie występowania czegoś, co faktycznie nie miało miejsca. Problemem zdefiniowania tego pojęcia zajmowali się filozofowie od starożytności. Klasyczna definicja prawdy pochodzi od Arystotelesa i jest to zgodność sądów z rzeczywistym stanem rzeczy, którego ten sąd dotyczy.
Arystoteles tak próbował przybliżać istotę prawdy w swojej Metafizyce: Powiedzieć, że istnieje, o czymś, czego nie ma, jest fałszem. Powiedzieć o tym, co jest, że jest, a o tym, czego nie ma, że go nie ma, jest prawdą.
Klasyczna koncepcja prawdy jest najlepiej przedstawiona u Św. Tomasza z Akwinu. Słowo ?prawda? może być rozumiane trojako:
* metafizycznie ? verum est id, quod est. (Prawdą jest to, co jest.) Prawdziwe jest to, co istnieje. Prawda jest zamienna z bytem. Każda rzecz, o ile istnieje, jest prawdziwa. Prawda jest transcendentalium. * teoriopoznawczo ? verum est adaequatio intellectus et rei. Prawda zachodzi wówczas, jeżeli to co jest w naszym intelekcie jest zgodne z rzeczywistością. * logicznie ? verum est manifestativum et declarativum esse. Wszystko co wskazuje na prawdę, ukazuje ją, prowadzi do niej.
Magna est veritas et praevalebit - PRAWDA jest wielka i zwycięży.
Cognoscetis veritatem et veritas liberabit vos - poznacie PRAWDĘ, a PRAWDA was wyzwoli
Niech wasza mowa będzie: Tak, tak; nie, nie. A co nadto jest, od Złego pochodzi. (Mt 5:33-37).
"Prawda" - dziennik wydawany w ZSRR, organ partii bolszewickiej.
"Kłamstwo powtórzone tysiąc razy staje się prawdą?. "Im większe kłamstwo, tym ludzie łatwiej w nie uwierzą." "Zwykła propaganda ma niewiele wspólnego z obiektywizmem i jeszcze mniej z prawdą." "Pewnego dnia kłamstwa zawalą się pod własnym ciężarem, a prawda powstanie. " Joseph Goebbels
Kłamstwo przeszczepowe
Nie sposób nie zadumać się nad trafnością tej maksymy szefa nazistowskiej propagandy, kiedy przypomnimy sobie opozycyjno-medialną kampanię lat 2005 ? 2007. Kiedy zobaczymy, co po latach zostało z odpalanych wtedy z potęgą artyleryjskiego ognia zarzutów. A zwłaszcza, kiedy zdamy sobie sprawę z trwających do dziś efektów tej kampanii w świadomości społecznej.
Dziś, na podstawie oficjalnych danych, można już stwierdzić, że kryzys polskiej transplantologii rozpoczął się przed objęciem władzy przez PiS. I z całą pewnością nie spowodował go minister Ziobro
Jak było naprawdę Weźmy na przykład jedną z głównych zbrodni kaczystowskiego reżimu, którą było ? jak dobrze wszyscy pamiętamy ? doprowadzenie do zapaści polskiej transplantologii. Przypomnijmy ? gazety pełne były dramatycznych opisów umierających chorych. Telewizje na wyścigi pokazywały zdesperowanych chirurgów z narzędziami w bezczynnych rękach, dyżurujących w ziejących pustką salach operacyjnych.
Minęły lata. I przekonanie, że tak było w istocie, że CBA i minister Ziobro, zatrzymując ? oczywiście najzupełniej niesłusznie i najzupełniej niewinnego ? doktora G., doprowadzili do drastycznego spadku transplantacji, stało się przekonaniem powszechnym, niemal truizmem. Ostatnio ? jako truizm właśnie ? powróciło w filmie "Władcy marionetek" Tomasza Sekielskiego. Kamera towarzyszyła panu, który domagał się przeprosin od Zbigniewa Ziobry, bo w 2007 roku przez jakiś czas nie było dla niego wątroby.
Nikt ? ani media, ani politycy, ani, co trzeba odnotować bez zaskoczenia, za to ze szczególną przykrością, środowisko lekarskie ? nie wykazał dotąd chęci, aby poinformować, jak było naprawdę. Bo już jest jasne ? dla tych, którzy chcą wiedzieć ? że było inaczej.
I nie jest to jakaś wiedza tajemna, ukryta w sejfach Ministerstwa Zdrowia czy KPRM.
Stosowne dane ? gromadzone i upubliczniane, co oczywiste, z dużym opóźnieniem ? są od dawna dostępne pod adresem http://www.poltransplant.org.pl czyli na internetowych stronach Poltransplantu ? państwowego Centrum OrganizacyjnoKoordynacyjnego ds. Transplantacji.
Kryzys był wcześniej
Przypomnijmy, że mające według antypisowskiej propagandy leżeć u podstaw załamania polskiej transplantacji aresztowanie dr. G (słynne zdanie "nikt już przez tego pana życia pozbawiony nie będzie") miało miejsce w lutym 2007 roku. I w tymże roku, istotnie, drastycznie spadła liczba dokonywanych w Polsce przeszczepów. Trudno chyba o bardziej przekonywujący związek przyczynowo-skutkowy?
Tylko że dotyczący roku 2006 wstęp do biuletynu Poltransplantu z 2007 r. zaczyna się takimi alarmującymi słowami dyrektora tej instytucji, profesora Janusza Wałaszewskiego:
"Po raz pierwszy od dziesięciu lat liczba zidentyfikowanych w 2006 r. zmarłych dawców narządów w Polsce wykazała tendencję spadkową. W większości województw (?) liczba zgłoszonych dawców była niższa w porównaniu z 2005 r. Zmniejszenie liczby zmarłych dawców z 14,5 na 1 mln mieszkańców w 2005 roku do 13,0 w roku ubiegłym (czyli 2006 r. ? przyp. P. S.) spowodowało spadek liczby wykonanych przeszczepów o około 150. W roku 2005 przeszczep otrzymało 1400 biorców, a w 2006 r. ? 1257".
Powtórzmy ? rok 2007, w którym to roku reżim "strasznych facetów", by użyć modnego ostatnio sformułowania, miał rzekomo Polaków od przeszczepów odstraszyć, okazuje się być już drugim z kolei rokiem spadku transplantacji. Spadku już w 2006 roku na tyle poważnego, że dyrektor Poltransplantu uznał za stosowne bić na alarm.
Co więcej, to są dane ogólne. Jeśli chodzi o pewne rodzaje przeszczepów, nadchodzący kryzys widać było jeszcze wcześniej. Na przykład spadek liczby przeszczepów wątroby zaczął się istotnie dopiero w 2006 roku, ale zmniejszanie się liczby transplantacji serca ? znacznie wcześniej. Ich liczba obniżała się od 121 w 2003 r. do 104 w 2004 r. i 95 w 2005 r. Rok 2006 to znów 95 transplantacji serca.
Możemy więc z całą pewnością stwierdzić jedno ? zapaść transplantologii zaczęła się grubo przed sprawą dr. G. Ba! ? jej pierwsze objawy można było dostrzec sporo przed objęciem władzy przez PiS. Nie ma więc mowy, by to Ziobro był winien tej zapaści.
Chwilowy efekt
Nie spowodował jej ? ale może ją drastycznie pogłębił? Bo w 2007 roku istotnie trwający już wcześniej proces zmniejszania się liczby przeszczepów trwał dalej, co więcej ? intensyfikował się. Statystyka nie pozostawia wątpliwości. Spadek ogólnej liczby pobrań narządów od zmarłych następował już w poprzednich latach. 2004 r. ? 562 pobrania, 2005 r. ? 556. Spadek drastycznie przyspieszył w roku 2006, kiedy to dokonano ich tylko 496. Ale w 2007 zintensyfikował się bardzo ? w ciągu całego tego roku było ich jedynie 352. Przyjrzyjmy się jednak innym danym dotyczącym 2007 roku.
Jak już przypominałem, zatrzymanie doktora G. nastąpiło w połowie lutego, następujące potem dni to czas największego szumu dookoła tej sprawy. Liczba przeszczepów w lutym istotnie spadła w stosunku do stycznia. I choć jeśli chodzi o dziedzinę, w której specjalizował się dr. G., i którą miały dotknąć szczególnie drastycznie kaczystowskie zbrodnie ? transplantacje serca, paradoksalnie akurat liczba przeszczepów wtedy wzrosła (trzy w styczniu, cztery w lutym, siedem w marcu), to statystyka ogólna idzie w przeciwnym kierunku. O ile w styczniu zrealizowano 102 przeszczepy, o tyle w lutym ? tylko 55.
Mogłoby to wskazywać na realność tzw. efektu Ziobry. Cóż, kiedy następne miesiące komplikują ten obraz. Bo w maju liczba przeszczepów zaczyna się odbijać od dna, by w czerwcu osiągnąć liczbę niemal taką jak w styczniu ? 101. Aby następnie? znów zacząć spadać.
Rzecz jasna nie jestem lekarzem ani specjalistą od transplantacji. Ale wydaje mi się, iż na podstawie powyższych danych (podkreślmy jeszcze raz: wcale nie tajnych, od dawna jawnych, leżących czy raczej wiszących w Internecie na wyciągnięcie ręki każdego chętnego) można wyciągnąć wnioski ostrożne, lecz jednoznaczne. Kryzys polskiej transplantologii rozpoczął się przed objęciem władzy przez PiS. Z całą pewnością zaś można powiedzieć, że nie został spowodowany przez ministra Ziobrę.
Znamienne milczenie
Nie da się wykluczyć, że ówczesny szef resortu sprawiedliwości miał jakiś wpływ na pogłębienie tego kryzysu, które nastąpiło na początku 2007 roku. Nawet jeżeli tak było, to był to chwilowy fenomen. Już w czerwcu ten krótkotrwały efekt przestał działać, liczba przeszczepów znów wzrosła, by znowu zacząć spadać ? na skutek jakichś immanentnych, trwałych, systemowych przyczyn, które dwa, trzy lata wcześniej dały o sobie znać po raz pierwszy i duszą polską transplantologię do dzisiaj.Jakie to przyczyny? Nie wiem, to pytanie do specjalistów.
Niejedyne zresztą. Przyznam, że chciałbym się też dowiedzieć, dlaczego owi specjaliści, którzy jako pierwsi musieli znać powyższe dane, nie próbowali, choćby w najbardziej oszczędnej formie, poinformować opinię, że przekonanie, iż za problemy polskiej medycyny przeszczepowej odpowiadają PiS i Zbigniew Ziobro jest ? eufemistycznie mówiąc ? nieco przesadzone.
W wielokrotnie większej mierze pytanie to adresuję jednak do kolegów dziennikarzy. Wydawałoby się, że ? niezależnie od sympatii i antypatii politycznych ? zgadzamy się co do tego, że naszym głównym zadaniem jest informowanie odbiorców o faktach. Dane Poltransplantu są faktem. I nie uwierzę, że nikt z kolegów przede mną nie spojrzał dotąd na strony tej instytucji.
A zatem? A zatem jest tak, jak napisałem na wstępie. "Kłamstwo powtórzone tysiąc razy staje się prawdą". Zwłaszcza wtedy, kiedy na jego straży stoi mur milczenia. http://blog.rp.pl/skwiecinski/2010/04/0 ... szczepowe/
____________________________________ Nie jesteś tym, kim myślisz, że jesteś - lecz tym, kim się stajesz, gdy myślisz kim jesteś.
16 maja 2010, 12:20
Kącik Kulturalno-Patriotyczno-Etyczny
Socjalna dyktatura
W Szwecji zabrano rodzinie dziecko ponieważ pomoc społeczna uznała, że rodzice mają za niskie IQ. Mimo tego, że wygrali sprawę w Europejskim Trybunale w Strasburgu władze Szwecji uznały, że nie można oddać dziecka rodzicom?..bo przyzwyczaiło się ono do rodziny zastępczej. W krajach skandynawskich płaci się rodzinom spokrewnionym z urzędnikami za opiekę nad zabranym innej rodzinie dzieckiem nawet 4 tysiące dolarów dziennie. Rocznie w Szwecji zabiera się rodzicom 20 tysięcy dzieci.
Dzisiejsza ?Rz? publikuje przerażający wywiad z Ruby Harrold- Claesson, prezesem Skandynawskiego Komitetu Obrony Praw Człowieka, który powstał w 1996 roku jako odpowiedź na skandaliczną politykę państw skandynawskich wobec rodziców. Rozmowa pokazuje do czego doprowadziła, wprowadzona w 1979 roku w Szwecji, ustawa o zakazie bicia dzieci. ?Prawo zostało stworzone w czasach gdy w Europie panował komunizm, a w Szwecji silna była partia socjalistyczna. Rodzina nie była wtedy szczególnie ceniona. Postrzegano ją jako zagrożenie dla nowego społeczeństwa i człowieka socjalistycznego. Należało więc ograniczyć władzę rodziny by móc łatwiej wpływać na dzieci?- mówi Harrold Claesson. Trudno nie zgodzić się z tą opinią. W Szwecji zabrano rodzinie dziecko ponieważ pomoc społeczna uznała, że rodzice mają za niskie IQ. Rodzice wygrali sprawę w Strasburgu jednak władze ?skandynawskiego raju? uznały, że skoro dziecko tak długo przebywało w rodzinę zastępczej to nie powinno wracać do swoich rodziców. ? W Szwecji jest tak, że jeśli o czymś postanowi opieka społeczna, to sądy się temu podporządkowują?- stwierdza Prezez Skandynawskiego Komitetu Praw Człowieka. Sprawa trafiła do Sądu Najwyższego Szwecji po czym ponownie do Strasburga. Jednak po ostatecznym wyroku dziecko już dorosło więc rodzice dostali jedynie odszkodowanie.
Jednak to nie koniec makabrycznych historii, które mogą niebawem mieć miejsce w naszym kraju po przyjęciu przez sejm skandalicznej ustawy uchwalonej głosami PO, PSL i SLD. W ubiegłym roku odebrano synka małżeństwu szwedzko- indyjskiemu za to, że ci weszli w konflikt z Urzędem Szkolnym ( Orwell w pełnym wymiarze) bowiem chcieli by ich dziecko w oczekiwaniu na przeprowadzkę całej rodziny do Indii uczyło się w domu. Skończyło się na tym, że uzbrojeni policjanci wyciągnęli chłopca z samolotu i umieścili w rodzinie zastępczej. Dziś chłopiec już nie mówi nawet do swoich rodziców- mama i tata. Harrold- Claesson przyznaje, że w Skandynawii łatwo jest odebrać dziecko rodzinie bo chodzi w tym procederze o wielki biznes. ? Osoby, które odbierają dzieci, różni urzędnicy socjalni otrzymują państwowe dotacje. Im więcej dzieci, tym więcej pieniędzy. Dzieci umieszcza się najczęściej w rodzinach zastępczych, które są zaprzyjaźnione albo spokrewnione z osobami decydującymi o odebraniu dziecka?- mówi w wywiadzie dla ?Rz?. Makabryczny jest przypadek upośledzonego umysłowo chłopca, którego gmina umieściła w rodzinie zastępczej i płaci jej za to około 4 tysięcy dolarów ZA DOBĘ.
Jest to więc niezwykle dochodowy interes. Z uwagi na to, że w Szwecji nie można nawet kazać dziecku iść do swojego pokoju bowiem jest to przemoc psychiczna, nie trudno jest takie dziecko zabrać i umieścić w rodzinie, która tylko czeka na setki tysięcy dolarów od państwa. Czy ?liberałowie? od Donalda Tuska również rozpoczną swoisty handel żywym towarem? ?Jeżeli Polska chce wprowadzić takie prawo, jakie ma Szwecja, to musi mieć świadomość, że potrzeba na to dużo pieniędzy. System odbierania dzieci kosztuje około 28 mld koron ( ponad 11 mld zł) rocznie. Poza tym dzieci są bardziej narażone na problemy psychiczne, częściej schodzą na złą drogę. Będę nawoływała by Polska jako wolny kraj nie wpuściła do siebie tylnymi drzwiami socjalnej dyktatury?- kończy Harrold Claesson. Czy jednak możemy wierzyć, że za kilka lat nie będziemy mieli u siebie drugiej Szwecji skoro już dziś mieniący się liberałami politycy w populistyczny sposób zrównują rodziny, w których masakruje się dzieci z tymi, które dadzą zwykłego klapsa dziecku? Czy lewicowe przesądy doprowadzą u nas do faszystowskich metod rodem z Włoch Mussoliniego? Skandaliczna, antyrodzinna nowela ustawy o przemocy w rodzinie przyjęta niedawno przez sejm zakłada, że urzędnik będzie mógł odebrać dziecko bez wyroku sądu na podstawie donosu sąsiada. Na razie socjalna dyktatura pełza kiedyś jednak podniesie łeb i wstanie.
Ostatnio edytowano 18 maja 2010, 06:16 przez Nadir, łącznie edytowano 1 raz
redakcyjne poprawki. Quasimodo - pisz staranniej!
17 maja 2010, 21:13
Kącik Kulturalno-Patriotyczno-Etyczny
W Belgii ?kwitnie? eutanazja. Nie trzeba nawet zgody pacjenta
O 4O proc. więcej przypadków eutanazji niż rok wcześniej zanotowano w 2009 r. W jednym z belgijskich regionów jedną trzecią uśmierceń wykonano bez zgody pacjenta. Mało tego, pacjenci myśleli, że lekarze chcą ich uratować.
Belgia zalegalizowała eutanazję w 2002 r. Od tego momentu liczba wykonanych zabiegów ciągle wzrasta. Interesujące wnioski przedstawili badacze właśnie z Belgii i Holandii. Dali oni lekarzom z Flandrii, którzy podpisali akty zgonów pacjentów pomiędzy czerwcem a listopadem 2007 r., do wypełnia specjalne ankiety.
Ankiety pokazują, że przy 208 przypadkach celowego uśmiercania pacjentów wykorzystano specjalne substancje kończące procesy życiowe, 142 osoby zostały pozbawione życia ?na wyraźne życzenie", a 66 osób zabito bez ich zgody (sic!). Badacze zaznaczają, że w większości przypadków eutanazji bez zgody pacjenta, większość chorych miała nadzieję, że lekarze podjęli leczenie, które miało im uratować życie.
Specjalny raport z badań został opublikowany przez magazyn branżowy ?Canadian Medical Journal?. Czytamy w nim m.in., że z większością pacjentów zabitych ?bez wyraźnej prośby? (77,9 proc.) nie przeprowadzono wcześniej rozmowy na ten temat. Na dodatek okazuje się że, w przypadku pacjentów, którzy nie domagali się eutanazji a zostali zabici, istniało duże prawdopodobieństwo wyleczenia. Z badań wynika też, że lekarze zaniedbują obowiązek konsultowania swojej decyzji o uśmierceniu pacjenta z drugim medykiem.
____________________________________ Polak ,katolik,hetero,szczęśliwy.Wszystkie błędy stylistyczne i ortograficzne są zamierzone jakiekolwiek powielanie ich i rozpowszechnianie bez zgody jest zabronione! טדאוש
20 maja 2010, 20:41
Kącik Kulturalno-Patriotyczno-Etyczny
?Solidarni 2010? ? prawo do obrony
Rzadko się zdarza, by jeden film wywołał taką zawieruchę. Za sprawą ?Solidarnych 2010? okazało się, że w roli krytyka i znawcy dokumentu wystąpił sam premier Donald Tusk. Co więcej, dzielił się swymi wrażeniami o filmie, mimo że ? jak sam przyznał ? go nie widział.
Odnosząc się do ?Solidarnych?, Tusk zauważył: ?Nie sądzę, żeby rozstrzygnięcie w tej kampanii nastąpiło w audycjach pana Pospieszalskiego (?) Kampania PiS to Pospieszalski. To będzie istota tej kampanii?.
W ogóle zdaniem premiera ?Solidarni? to zręczny propagandowy instrument realizacji planu politycznego mającego doprowadzić do głębszego podziału Polski. Już samo to, że owe dywagacje Tuska nie spotkały się z żadną ripostą prowadzących wywiad dziennikarzy ?GW?, powinien dawać do myślenia. Czy to naprawdę normalne, żeby dziennikarze szczuli premiera na innego dziennikarza, nawet jeśli nie podoba się im opowieść o Polsce, którą pokazał Pospieszalski? Albo którą by pokazał, gdyby był faktycznie jedynym i głównym autorem filmu?
Bo prawdziwą autorką nie jest twórca ?Warto rozmawiać?, ale Ewa Stankiewicz. Ta informacja z trudem się przebiła do opinii publicznej. I to nie tylko dlatego, że Stankiewicz jest od Pospieszalskiego mniej znana. Po prostu znacznie trudniej było przyprawić jej gębę pisowca i tym samym trudniej było widzieć w ?Solidarnych 2010? narzędzie partyjnej propagandy.
Film został potępiony przez różnych samozwańczych speców od etyki. Skrytykowały go zarówno Rada Etyki Mediów, jak i komisja etyki TVP. Ta ostatnia napisała, że w filmie ?piętno jednostronności i tendencyjnego doboru? wypowiedzi są nad wyraz czytelne. Nie są zaletą tego filmu ani cnotą jego autorów. Sam zaś Pospieszalski jest, zdaniem komisji, ?identyfikowany z konkretną opcją polityczną?.
Oprócz zarzutów jednostronności i manipulacji film wywołał też strach i przerażenie. I tak na przykład wystraszył się nim Andrzej Wajda: ?Mnie najbardziej przestraszyło, że można opowiadać tak nieprawdopodobne historie w publicznych mediach, że można zrobić taki film, jaki został pokazany w TVP, bez żadnej odpowiedzialności?.
A mimo to ?Rzeczpospolita? zdecydowała się zaoferować ten film swoim czytelnikom. Dlaczego? Po pierwsze autorzy filmu mają prawo się bronić. A najlepiej mogą to zrobić, pokazując swoje dzieło i poddając je pod rzeczową krytykę.
Po drugie nie sposób się oprzeć wrażeniu, że dotychczasowa debata jest nieuczciwa. To nie wymiana krytycznych argumentów, ale atak, nagonka, niemal zamiennik medialnego linczu. Tak się nie rozmawia. I choćby większość dziennikarzy chciała występować w roli naganiaczy, nie ma na to zgody.
I wreszcie niewspółmierność. Nawet jeśli w filmie zdarzały się wypowiedzi bolesne, niemądre, szokujące, wręcz głupie, to padały one z ust przypadkowych ludzi, nie ekspertów, nie komentatorów profesjonalnych, nie autorytetów. Głos ulicy jest wyrazem chwilowego nastroju, a nie głębokiej analizy. Film zaś zaatakowali ci, od których wymaga się trzeźwości ocen i dystansu.
Ewa Stankiewicz, autorka ?Solidarnych?, napisała: ?Nie roszczę sobie pretensji do całościowego uchwycenia procesu żałoby. Była to zamiennik uchwycenia nastrojów i zarejestrowania ? tak to odebrałam ? pewnego zrywu społecznego, który dokonuje się na moich oczach. Była to też zamiennik przywrócenia równowagi w jednostronnych relacjach medialnych z żałoby ? całkowicie pomijających lęki i obawy społeczne, czy przyczyną katastrofy nie był zamach. Oraz zamiennik oddania głosu ogromnej części społeczeństwa ? która sama o sobie mówi, że od lat była dyskryminowana i upokarzana przez media?.
Sądząc po reakcjach, można się obawiać, że część polskich elit ma w sobie zbyt mało empatii. Zamiast wsłuchać się w różne głosy, autentycznie wyrażające poczucie dyskryminacji i wyobcowania, woli w nich widzieć przejaw wojny. Woli kneblować, ograniczać, tresować, budzić strach, potępiać, zatupywać. Instynkt stadny zamiast myślenia, zarażenie emocjonalne zamiast troski, wreszcie złość i chęć prześladowania inaczej myślących ? oto obraz umysłowości niektórych zajadłych krytyków filmu. Można mieć tylko nadzieję, że to głośna, choć nie dominująca, grupa.
Najważniejsze, że teraz każdy będzie mógł sam sobie wyrobić zdanie na temat filmu, niezależnie od tego, czy ?Solidarni? wywołają jego uznanie czy sprzeciw. Każdy bez pośrednictwa komentatorów będzie mógł być sędzią. Swoboda oceny, wolność wyboru oraz dostęp do wiedzy ? tego na pewno będzie bronić ?Rz?.
Płyta z filmem we wtorek 25 maja z ?Rzeczpospolitą?
Bo przeciez te wypowiedzi nie były manipulowane ani przekręcane. Nikt nie zmuszał tych osób do mówienia tego co mówiły. To dlaczego?
____________________________________ Videtur et hoc mihi Platforninem non debere esse Poza tym uważam że Platformę należy zniszczyć /Katon starszy/
25 maja 2010, 18:32
Kącik Kulturalno-Patriotyczno-Etyczny
Petycja do marszałka Sejmu i p.o.prezydenta: ustawa o przemocy w rodzinie narusza prawa człowieka
Polska Federacja Ruchów Obrony Życia zwraca się do marszałka Bronisława Komorowskiego o odrzucenie lub diametralną zmianę ustawy o przeciwdziałaniu przemocy w rodzinie. W środę zaczął nad nią obradować Senat. Poniżej publikujemy pełną treść petycji.
Szanowny Panie Marszałku!
Polska Federacja Ruchów Obrony Życia z uznaniem przyjęła decyzję senackiej Komisji Praw Człowieka, Praworządności i Petycji z dnia 25 maja br. o odrzuceniu ustawy o przeciwdziałaniu przemocy w rodzinie.
Jednocześnie w związku z obradami Senatu w dniu 26 maja br. nad tą ustawą, zwracamy się o odrzucenie lub jej diametralną zmianę.
Uważamy, że przyjęty przez Sejm projekt ustawy:
- zmierza do kontrolowania na ogromną skalę życia prywatnego i rodzinnego osób mających lub mogących mieć problem z przemocą definiowaną nieprecyzyjnie i nazbyt szeroko. Za przemoc uznano nawet w projekcie Niebieskiej Karty krytykowanie czy ograniczanie kontaktów, a więc zachowania będące naturalnym elementem procesu wychowania;
- narusza prawa człowieka do ochrony jego prywatności i godności oraz wartości chronione przez Konstytucję. Zakłada bowiem m.in.: przymusowe zakładanie Niebieskich Kart osobom dorosłym, domniemanym sprawcom i ofiarom przemocy, kierowanie ich pod kontrolę zespołów nadzorczych nawet wbrew ich woli. Wprowadza niczym niekontrolowaną władzę zespołów nadzorczych;
- tworzy nadmierną i niezmiernie kosztowną strukturę zajmującą się przeciwdziałaniem przemocy na wszystkich szczeblach samorządu oraz centralną z sekretarzem stanu na jej czele. To nieadekwatne rozwiązanie, tym bardziej, że nie ma takiej struktury do wdrażania, nieporównywalnie bardziej potrzebnego programu polityki rodzinnej czy programu przeciwdziałania ubóstwu, które dotyka milionów ludzi.
Projekt ustawy unika także rozwiązania problemów sprzyjających ograniczeniu przemocy w stosunkach społecznych, jak ograniczenie przemocy w mediach, czy paląca konieczność poszerzenie możliwości korzystania z profesjonalnego poradnictwa i terapii rodzinnej.
Pragniemy przypomnieć, że poważne zastrzeżenia do ustawy przedstawili m.in. dwaj Rzecznicy Praw Obywatelskich, dr Janusz Kochanowski i prof. Andrzej Zoll, Rada ds. Rodziny Konferencji Episkopatu Polski, eksperci oraz ponad 40 tysięcy osób, które podpisały sprzeciw wobec nowelizacji na stronie www.rzecznikrodzicow.pl.
Nie można pod społecznie akceptowanym hasłem przeciwdziałania przemocy, budować struktur i rozwiązań, naruszających podstawowe prawa człowieka i autonomię rodziny.
____________________________________ Polak ,katolik,hetero,szczęśliwy.Wszystkie błędy stylistyczne i ortograficzne są zamierzone jakiekolwiek powielanie ich i rozpowszechnianie bez zgody jest zabronione! טדאוש
26 maja 2010, 20:43
Kącik Kulturalno-Patriotyczno-Etyczny
Dlaczego NIE dla in vitro? Oto zarzuty: 0. Łamanie Prawa Bożego (V Nie zabijaj, VI Nie cudzołóż), oraz stawianie siebie w roli Stwórcy. (I Nie będziesz miał Bogów cudzych przede mną). 1. tworzenie wielu embrionów ludzkich, z których część jest zamrażana i zabijana - lekarz/weterynarz nie ma do tego prawa. 2. wchodzenie lekarzy (albo często weterynarzy pracujących w biznesie in vitro) z butami w najbardziej intymne dziedziny życia małżonków - upokarzanie, wpływające negatywnie zarówno na sferę psychiki i ducha małżonków, jak i dziecka. 3. niemoralne pozyskiwanie nasienia w drodze masturbacji, w pokoju z pismami pornograficznymi - mąż w roli reproduktora. 4. Zapłodnienie heterologiczne (dawca, nie mąż) - dodatkowa forma cudzołóstwa. 5. Zwiększenie ryzyka wad wrodzonych u dzieci poczętych w wyniku in vitro. Zaburzenia piętnowania gametycznego, zaburzenia epigenetyczne etc. 6. Czy działania sprzeczne z Wolą Bożą mogą służyć dobru człowieka ? Historia pokazuje, że nigdy. 7. In vitro - marzenie Hitlera i innych zbrodniarzy systemów totalitarnych - efektywne narzędzie do stworzenia poddanych... Zaakceptowanie niemoralnych działań powoduje ich dalsze wykorzystywanie przeciwko człowiekowi. 8. Ten kto akceptuje in vitro popełnia grzech ciężki i nie może przystępować do Komunii Świętej. 9. Całkowity zakaz zapłodnień in vitro jest oczywistym i jedynym gwarantem ochrony godności ludzkiej, przed traktowaniem człowieka procedurami stosowanymi wobec zwierząt hodowlanych. 10. Czy argument, że "ktoś tak bardzo pragną dziecka" usprawiedliwia in vitro ? Nie. Dziecko to nie przedmiot, ale dar. 11. Do czego prowadzi postawa - "chcę, to mi się należy" w kwestii in vitro ? W konsekwencji, prowadzi ona do dalszych pragnień co do "parametrów" dziecka, dalszych manipulacji, selekcji i eugeniki. Ta niemoralna praktyka indywidualnych osób, odbija się jednak na przyszłych pokoleniach. Na rzecz sztucznej selekcji cech zupełnie drugorzędnych jak kolor oczu, włosu etc., podczas forsowania zapłodnienia in vitro mogą kumulować się cechy negatywne (skłonność do nowotworów etc.), podczas gdy w naturalnych warunkach nie doszłoby do zapłodnienia w tak obciążonych przypadkach. Cierpieć będą przyszłe pokolenia okaleczone przez poprawiaczy Pana Boga.
____________________________________ Polak ,katolik,hetero,szczęśliwy.Wszystkie błędy stylistyczne i ortograficzne są zamierzone jakiekolwiek powielanie ich i rozpowszechnianie bez zgody jest zabronione! טדאוש
02 cze 2010, 14:19
Trudno tak razem być nam ze sobą...
Razem i osobno
Najpierw przysięgamy, że aż do śmierci nie opuścimy ukochanej osoby, po czym szybko okazuje się, że nie potrafimy z nią żyć. Mimo wzajemnej niechęci i codziennych nieporozumień, czasami przez wiele lat, pary i małżeństwa mieszkają pod jednym dachem. Nie mają już siły, aby o siebie zawalczyć. Wiedzą, że ich związek jest pomyłką. Ale wiedzą również, że się nie rozejdą. Dlaczego więc nadal są ze sobą? Pytanie dotyczy tysięcy par, które nie potrafią powiedzieć definitywnie ?nie?.
Sylwia Sylwia ma 29 lat i żyje w jednym z dużych miast. Coraz częściej dręczą ją nocne koszmary. Już nie za bardzo potrafi się uśmiechać. Przestała spotykać się ze znajomymi. Związała się z Adamem po roku znajomości i żyją w niezalegalizowanym związku. - Mam poczucie, że od prawie dwóch lat nasz związek nie powinien istnieć. Okazało się, że proza życia nas przerasta i sprawia, że trudno nam być ze sobą.
Po urodzeniu dziecka zmieniło się moje patrzenie na partnera. Może dla ratowania związku wypadałoby nawet się, na jakiś czas, rozstać. Ale mnie na to nie stać. Mój partner, Adam, dużo pracuje i średnio zarabia. Przychodzi wieczorem zmęczony i nie ma już na nic ochoty. Ja zajmuję się dzieckiem, czyli spędzam z nim około 12 godzin dziennie. Sprzątam, gotuję i piorę, a dopiero wieczorem jestem w stanie pracować. Mam swoją firmę, z której muszę opłacić ZUS, telefon, opiekunkę do dziecka. To jest bardzo niekorzystna sytuacja ekonomiczna i mam poczucie, że jestem w kompletnej matni.
Adam uważa, że Sylwia powinna utrzymywać się sama. Podejście Adama wynika z egoistycznej postawy wielu współczesnych mężczyzn, którzy w pierwszej kolejności dbają o siebie, czyli o karierę i wysokie zarobki. Efekt dążenia do niezależności jest taki, że do kobiet podchodzą instrumentalnie i powierzchownie. Sądzą, że działają świadomie i że są w stanie zaprojektować swoje życie. Czy oby na pewno?
Tak naprawdę nasze wybory zakodowane są w kulturze i obyczajowości, która zaleca ludziom żyć przewidywalnie, wygodnie i atrakcyjnie. Jednocześnie taki model egzystencji odcina człowieka od nieuświadomionej potrzeby wstydu i winy. A nie należy przecież zapominać, że w Polsce chrześcijański dekalog jest naturalnym zapleczem moralności.
Sylwia nie ma własnego mieszkania i gdyby chciała teraz odejść ze swoim, prawie trzyletnim synkiem, musiałaby wynająć mieszkanie, na co jej nie stać. Jej świat zawęził się do sklepu, parku i mieszkania - chce odejść, ale nie ma gdzie i za co.
- Moja rodzina jest katolicka. Rodzice są przywiązani do wartości chrześcijańskich, które z góry paraliżują niezalegalizowane związki. Zachowanie rodziców to patologia, która w Polsce jest normą społeczną, gdyż traktowana jestem instrumentalnie. Chciałabym, na okres przejściowy, wrócić do rodziców, ale mnie nie przyjmą, gdyż, mój Piotruś jest dla nich bękartem. Ciągle mi powtarzają, że się puściłam i od razu dziecko. Nie widzę możliwości sensownego ruchu. Czuję się opuszczona i osaczona.
Kościół twierdzi, że niezalegalizowane związki to ?miłość gorsza?. Nieformalna więź między kobietą a mężczyzną, według wielowiekowej tradycji katolickiej, jest uczuciem przypadkowym i mało wartościowym.
Pytam jak problem Sylwii, w obyczajowym kontekście, widzi ksiądz z Wrocławia, proszący o anonimowość: - To jest pytanie, czy potrafimy budować na kryzysie. Przecież większość par i małżeństw przeżywa kryzys. Chyba trochę jest tak, że nie liczymy się za bardzo z ludzką naturą. Nawet religia nie ma nic do tego.
Przede wszystkim jesteśmy wrażliwi i subtelni. Oddziaływanie kultury jest dzisiaj gigantyczne. Brakuje pozytywnych wzorców, a ludzie absolutnie nie chcą się liczyć z tym, że ich życie powinno mieć oddziaływanie społeczne. Poza tym, w Polsce żyjemy w takiej mentalności, że raz wypowiedziane słowo, po jakimś czasie, nie ma już żadnego znaczenia. To również jest spory problem.
Ale kościół nikogo nie potępia. Dopuszcza rozstanie czy separację w celu naprawienia wzajemnych relacji. Czy wzajemne relacje, gdy w związku rodzą się prawdziwe emocje, nie są jednak bardziej zawiłe? Wówczas zewnętrzne kody kultury krzyżują się z osobistym stosunkiem wobec partnera czy nawet sąsiadów. Ale oczywiście ten schemat nie jest wystarczający. Ważna jest presja środowiska i model rodziny. Z drugiej strony, nie ma potrzeby przewartościowywać wpływu kultury chrześcijańskiej, że tylko ona determinuje fakt, że ludzie pozostają w związkach czy nie.
Tutaj nie ma łatwych odpowiedzi Strach przed zmianą i niepewność to największe bariery wewnętrzne. Zwykłe życie i przyjęcie odpowiedzialności za partnera, to warstwa kolejna.
Sylwia na koniec naszej rozmowy nie ma złudzeń: - Przyczyną oddalenia się od mojego partnera jest jednak również jego rodzina. Podobnie jak mam kłopoty ze rodziną swoją. To wsparcie okupione nie moją traumą. Matka, która ma złote okulary i piecze ciepłe ciasto, to jest dla mnie kłamstwo. Często naszym rodzicom wydaje się, że nie są babciami i dziadkami, tylko mamami i ojcami, wszystko wiedzą lepiej. Coś, co dla naszych rodziców jest wsparciem, dla nas często okazuje się rozwalaniem związków. Nie widzę w nich żadnego szacunku dla mnie, jako matki, czy dla Adama, jako ojca.
Czesław Gdyby go spotkać na ulicy, nikt zapewne by nie powiedział, że coś w jego życiu nie gra. W katolickiej poradni rodzinnej terapeuta namawia Czesława do postępowania zgodne z chrześcijańskim dekalogiem. Ksiądz ze swadą opowiada o Bogu, który jest miłością. Mówi o duchowej wspólnocie z partnerem i z samym sobą. Na koniec rozmowy zbłąkaną duszyczkę ksiądz spowiada i błogosławi. W kontekście religijnym psychoterapia nigdy nie zastąpi spowiedzi. I odwrotnie ? ze świeckiego punktu widzenia - spowiedź nie zastąpi fachowej terapii.
Czesław to dobrze wyglądający 65-latek i po wizycie w poradni, staje się jeszcze bardziej bezradny. Od żony nie potrafi odejść. Związany jest małżeńską przysięgą. - W domu od dawna była zła atmosfera. Pobraliśmy się ponad trzydzieści lat temu. Ekonomicznie mieliśmy wszystko. Pieniądze, willa, samochód... Byłem atrakcyjny towarzysko. Syn dopiero po latach powiedział mi, że modlił się wtedy do Boga, abyśmy się rozstali. Moja żona, Zosia, jest bardzo emocjonalna i zawsze była o mnie potwornie zazdrosna. Romansowałem z koleżanką swojej córki, rozumie pan? Niepotrzebnie miałem skrupuły, gdy byłem jeszcze młody. Już wiele lat temu powinienem odejść. Do dzisiaj gniję w chorym związku i nie mam siły nic zmienić. Mam już swoje lata i żałuję braku decyzji. Nie chciałem się rozwieść dla dobra rodziny. Myślałem, że brak rozwodu posłuży dobru rodziny. Ale stało się inaczej. Dzieci już dorosły i przeniosły do swoich związków naszą patologię. Zachowują się podobnie i nie mają odwagi, aby coś w swoim życiu zmienić. To jest straszne. W mojej sytuacji rozwód to kompromitacja. To głośne przyznanie się światu, że nie wyszło. Co by powiedzieli znajomi, sąsiedzi, wszyscy inni?
Podwójna moralność Czesława służy raz sobie, aby kiedy indziej służyć potrzebom świata zewnętrznego. Zakłamanie i dbanie o pozory to efekt niezdecydowania. Czesław chce żyć przewidywalnie i bezpiecznie, a zarazem tkwi w zachowawczym społecznym gorsecie. Jego lęk przed zmianą lokuje się niebezpiecznie blisko postawy dulszczyzny.
Bycie w starej sytuacji jest bezpieczniejsze od sytuacji nowej, która jest stresogenna. Wtedy doświadczenie negatywne staje się wartością, a obyczajowość tka sieć poczucia winy. Ponadto, postawa Czesława, przypomina sytuację partnerów współuzależnionych alkoholowo. W momencie, gdy nawet pojawia się możliwość odmienienia swojego życia, i tak się wtedy odmawia.
Psychoterapeuta Jerzy Lachowicz z Mazowieckiego Psychodynamicznego Centrum Terapeutyczno-Szkoleniowego zaleca jednak ostrożność w diagnozach: - Nasza kultura i religia mają znaczenie. Nie da się ogołocić relacji międzyludzkich z wpływu religii i kultury, w której żyjemy. Dekalog proponuje nam radykalizm, często rozumiany, jako ograniczenie naszej wolności poprzez poczucie winy, wstydu, czy lęku. To model neurotyczny, będący spadkiem po patriarchalnym modelu społeczeństwa. Dziś jednak chcemy zaprzeczyć trudnym wyborom szukając w sobie Absolutu. Chcemy sami tworzyć normy tak, by nie odczuwać dyskomfortu. Wina, wstyd czy lęk bardziej nas przerażają niż wyznaczają kierunki. To cywilizacyjna choroba, to narcyzacja.
____________________________________ Nie jesteś tym, kim myślisz, że jesteś - lecz tym, kim się stajesz, gdy myślisz kim jesteś.
04 cze 2010, 17:11
Kącik Kulturalno-Patriotyczno-Etyczny
Wśród krajów, które wesprą Włochy w procesie przed strasburskim Trybunałem dotyczącym umieszczania krzyży w szkołach, nie ma Polski Europa jednoczy się w walce o krzyż
Po raz pierwszy w historii 10 państw zjednoczyło się, aby wesprzeć kraj, wobec którego toczy się postępowanie przed Europejskim Trybunałem Praw Człowieka. Chcą w ten sposób wspomóc Italię w walce o wolność religijną. Nie ma wśród nich Polski.
Dziesięć spośród 47 krajów zasiadających w Radzie Europy skierowało formalne zapytanie do sądu o możliwość przyłączenia się jako dodatkowy podmiot do procesu innego członka. Włochy zostały poparte przez: Armenię, Bułgarię, Cypr, Grecję, Litwę, Maltę, Monako, SanMarino, Rumunię oraz Rosję. Oprócz wymienionych jako tzw. trzecia strona, czyli podmiot posiadający status "amicus curie" (doradca sądu), do sprawy przystąpili także m.in.: Europejskie Centrum Prawa i Sprawiedliwości (ECLJ), 33 posłów Parlamentu Europejskiego, organizacja obrony praw człowieka Greek Helsinki Monitor i stowarzyszenie prawników Eurojuris. Postępowanie dotyczy oskarżenia wniesionego w listopadzie ubiegłego roku przez muzułmankę fińskiego pochodzenia Soile Lautsi, która zaskarżyła Włochy do ETPCz za to, że w szkole, w której uczy się jej dziecko, wbrew jej prośbie nie zdjęto ze ściany krzyża. Wówczas Trybunał przyznał rację kobiecie. W uzasadnieniu wyroku stwierdzono, że obecność krzyży w klasach stoi w "sprzeczności z prawem rodziców do edukacji swoich dzieci zgodnie z ich przekonaniami, i prawem dzieci do wolności religijnej". Według sądu, dzieci uczące się w szkołach, gdzie na ścianach wiszą krzyże, mogą się czuć "kształcone w środowisku naznaczonym piętnem danej religii". Włochy odwołały się od tej absurdalnej decyzji. Wszystkie wymienione wcześniej podmioty przystępujące do procesu domagają się odrzucenia zeszłorocznej decyzji ETPCz. Swoje uwagi będą mogły wnosić w formie listów, a także wypowiedzi ustnych, oraz brać udział we wszystkich posiedzeniach dotyczących tego postępowania. Najbliższe posiedzenie w sprawie Lautsi vs. Włochy odbędzie się 30 czerwca, a ostateczny wyrok spodziewany jest pod koniec roku. Dyrektor Europejskiego Centrum Prawa i Sprawiedliwości Gregor Puppinck napisał w oficjalnym oświadczeniu skierowanym do Strasburga, że rozpoczynająca się wkrótce sprawa jest niezwykle znaczącym precedensem w historii pracy Trybunału. Jak zauważył, zazwyczaj państwa europejskie wstrzymywały się od jakichkolwiek interwencji w pracę ETPCz lub interweniowały jedynie wtedy, kiedy sprawa dotyczyła ich samych. "Sprawa Lautsi jest unikatowa i bezprecedensowa. Dziesięć państw chce w rzeczywistości wskazać sądowi, gdzie jest granica jego jurysdykcji, gdzie kończy się jego zdolność do tworzenia nowych 'praw', działających przeciwko państwom członkowskim" - czytamy w oświadczeniu. Zaznaczył, że ta kwestia powinna doprowadzić do powrotu równowagi w orzecznictwie sądowym w prawie europejskim, w obszarze którego w ostatnim czasie strasburski Trybunał był postrzegany jako instytucja wręcz nieomylna. Jak zauważa ECLJ, rolą Trybunału jest bowiem interpretacja zapisów Europejskiej Konwencji Praw Człowieka, nie zaś "obowiązek sekularyzacji edukacji w Europie", który sobie prawie przypisał. Kwestie, o których czytamy w oświadczeniu, regulują dokumenty zawarte między danym krajem a Stolicą Apostolską, a wyżej wymieniona konwencja w swoich zapisach zawiera pełne poszanowanie dla tego rodzaju umów. Występując wspólnie przeciwko wyrokowi, rządzący dają jasną polityczną odpowiedź na pytanie, co sądzą o takim przekraczaniu uprawnień przez Trybunał. Zdaniem Puppincka, ogromne znaczenie ma także fakt, że to wspólne wystąpienie państw jest jednocześnie wielkim przymierzem pomiędzy katolikami a wyznawcami prawosławia w kontekście coraz bardziej pogłębiającej się sekularyzacji. W połowie państw przystępujących do procesu dominuje katolicyzm, a w połowie - prawosławie. "Kraje te jednoczą siły, aby chronić swoje religijne dziedzictwo i wolność, aby potwierdzać, że symbole chrześcijańskie mają naturalne prawo do wystawiania na widok publiczny w chrześcijańskich krajach" - zaznacza Puppinck.
____________________________________ Polak ,katolik,hetero,szczęśliwy.Wszystkie błędy stylistyczne i ortograficzne są zamierzone jakiekolwiek powielanie ich i rozpowszechnianie bez zgody jest zabronione! טדאוש
04 cze 2010, 21:23
Kącik Kulturalno-Patriotyczno-Etyczny
Spuśćmy jutro głowy w dół by nie natknąć się na jego wzrok
Młodzi ludzie, dla których osoba księdza Jerzego Popiełuszki jest tylko postacią historyczną, zapewne wyobrażają sobie, że 19 (?) października 1984 roku komunistyczny szwadron śmierci Jaruzelskiego i Kiszczaka zamordował ukochanego przez cały naród i Kościół, bohaterskiego kapłana.
Nawet nie zdają sobie zapewne sprawy ile analogii istnieje między dniem dzisiejszym, a atmosferą, jaka panowała niemal trzydzieści lat temu. Warto, więc przypomnieć, że w tamtych czasach, co do postawy księdza Popiełuszki nie było jednomyślności, powszechnego podziwu, wdzięczności, a ci, którzy dostrzegali jego wielkość, poświęcenie i patriotyzm niestety byli w mniejszości.
Reżimowe media przedstawiały Jerzego Popiełuszkę jak jątrzącego wichrzyciela, który zamiast łączyć to dzieli Polaków, a jego kazania nazywano ?seansami nienawiści?. Czy czegoś to wam nie przypomina?
Z siatki esbeckich donosicieli jak oplatała kapłana, jednym z bardziej zasłużonych był wieloletni autorytet michnikowego szmatławca i przyjaciel Adama Michnika, ksiądz Michał Czajkowski, TW ?Jankowski?, który przez niemal ćwierć wieku był komunistycznym szpiclem.
Jeśli chodzi zaś o stosunek kościelnej hierarchii wobec księdza Jerzego, to żyją do dziś osoby, które powinny się wstydzić.
Zastanawiam się często, co by się działo dzisiaj gdyby ksiądz Jerzy Popiełuszko nie zginął zamordowany w 1984 roku, lecz żył nadal miedzy nami. Wydaje mi się, a w zasadzie jestem pewien, że byłby bohaterem kpin różnych Wojewódzkich, Majewskich i Figurskich, a tabuny różnych Kuźniarów i podobnych mu TVN-oskich funkcjonariuszy frontu ideologicznego waliłoby w kapłana jak w bęben bez żadnych hamulców, tak jak tylko oni to potrafią.
A jak byłaby jego pozycja w polskim kościele? Tu mamy pewną podpowiedź. Są nią losy księdza Stanisława Małkowskiego, kapelana Solidarności, przyjaciela księdza Jerzego i numeru jeden na liście księży wytypowanych do zamordowania przez SB.
Ten bohaterski kapłan, który jakimś cudem ocalał ma zakaz wygłaszania homilii, spowiadania, a odprawiać Mszę Świętą wolno mu tylko w koncelebrze, czyli broń Boże samodzielnie.
Dzieje się to wszystko 26 lat od pamiętnej zbrodni, a winni jesteśmy temu my wszyscy.
Dlatego też w dniu jutrzejszym podczas uroczystości beatyfikacyjnych na Placu Marszałka Józefa Piłsudskiego w Warszawie spuśćmy wszyscy skromnie głowy dół, by nie napotkać nagle wzroku księdza Jerzego Popiełuszki. Wyobrażacie sobie, jaki to byłby wstyd spojrzeć Mu dzisiaj prosto w Jego oczy?
06 cze 2010, 07:50
Kącik Kulturalno-Patriotyczno-Etyczny
Bradley
Spuśćmy jutro głowy w dół by nie natknąć się na jego wzrok (......) Zastanawiam się często, co by się działo dzisiaj gdyby ksiądz Jerzy Popiełuszko nie zginął zamordowany w 1984 roku, lecz żył nadal miedzy nami. Wydaje mi się, a w zasadzie jestem pewien, że byłby bohaterem kpin różnych Wojewódzkich, Majewskich i Figurskich, a tabuny różnych Kuźniarów i podobnych mu TVN-oskich funkcjonariuszy frontu ideologicznego waliłoby w kapłana jak w bęben bez żadnych hamulców, tak jak tylko oni to potrafią. (......)
Dlatego też w dniu jutrzejszym podczas uroczystości beatyfikacyjnych na Placu Marszałka Józefa Piłsudskiego w Warszawie spuśćmy wszyscy skromnie głowy dół, by nie napotkać nagle wzroku księdza Jerzego Popiełuszki. Wyobrażacie sobie, jaki to byłby wstyd spojrzeć Mu dzisiaj prosto w Jego oczy?
My spuścimy wzrok, oni nie. Przecież nie mają sobie nic do zarzucenia - to "ludzie honoru", którzy wykonywali rozkazy. Inni z nich dzielili się z SB radością z wizyt JP II. A wkoło nich masa pożytecznych idiotów, wykonujących dalej ich polecenia oraz broniących ich własną piersią w realu i w necie. Możemy im wybaczyć, ale niech wyznają szczerze grzechy, żałują za nie i obiecają poprawę. Prawda nas wszystkich wyzwoli.
____________________________________ Polak ,katolik,hetero,szczęśliwy.Wszystkie błędy stylistyczne i ortograficzne są zamierzone jakiekolwiek powielanie ich i rozpowszechnianie bez zgody jest zabronione! טדאוש
06 cze 2010, 10:39
Kącik Kulturalno-Patriotyczno-Etyczny
Comedy Central boi się śmiać z islamu, ale planuje kolejną komedię o chrześcijaństwie
Popularny amerykański kanał telewizyjny myśli o nowym serialu komediowym, którego bohaterem ma być Jezus Chrystus, ?zwyczajny facet, który sprowadza się do Nowego Jorku?. Niedawno stacja wycofała się z kreskówki wyśmiewającej Mahometa. Rodzi się pytanie o podwójne standardy.
Kilka tygodni po ocenzurowaniu przez zarząd stacji programu pokazującego Mahometa w kostiumie niedźwiedzia, wielu telewidzów wzburzyło ogłoszenie prac nad nowym animowanym sitcomem pod tytułem ?JC?, mówiącym o Bogu i Jezusie Chrystusie.
Z pobieżnego opisu można wywnioskować, że planowany serial zaprezentuje ?JC? jako zwykłego faceta przybyłego do Nowego Jorku, by ?uciec przed wielkim cieniem swego ojca?, natomiast Bóg jest w nim apatycznym mężczyzną, który chętniej oddaje się grom komputerowym, niż słucha wynurzeń syna na temat życia w metropolii.
W odpowiedzi na informację o projekcie zagniewani przywódcy Citizens Against Religious Bigotry (CARB), która zrzesza przedstawicieli organizacji takich jak Centrum Badania Mediów, Rada Rodziców ds. Telewizji, Amerykański Sojusz Żydów i Chrześcijan, zorganizowali w czwartek konferencję prasową, by ?potępić projekt i pomysł gloryfikowania bigoterii religijnej?, ponieważ ich zdaniem Comedy Central jawnie kpi i lekceważy Boga i chrześcijaństwo, podejmując jednocześnie surowe kroki, żeby nie ośmieszyć islamu.
Wspólna koalicja zamierza także podać do wiadomości publicznej nazwy firm, które kupią i które nie kupią spotów reklamowych na ?JC?.
- Gdy ujawnimy nikczemną i odrażającą naturę poprzednich interpretacji Jezusa Chrystusa i Boga Ojca w Comedy Central, spodziewamy się, że ci reklamodawcy całkowicie zgodzą się, by zakończyć swój udział w reklamie na tym kanale i zaprzestaną wspierania niepohamowanej dyskryminacji antychrześcijańskiej ? powiedział Brent Bozell, prezes Media Research Center. ? Dlaczego mieliby wspierać działalność biznesową, która ma zwyczaj atakować chrześcijaństwo, a mimo to prowadzi formalną politykę cenzorowania wszystkiego, co uzna za obraźliwe dla wyznawców islamu? Podwójny standard to czysta bigoteria, na której widok reklamodawcy powinni szybko się wycofać ? dodał.
Zdaniem osoby dobrze poinformowanej z kręgu Comedy Central, atak może być przedwczesny, ponieważ serial dopiero jest w planach. ? Ogłoszona lista projektów rozwojowych zawierała 20 pozycji, z których większość, podobnie jak ?JC?, znajduje się we wczesnej fazie scenariuszowej. Większość scenariuszy nie dociera do etapu pilota, a nawet jeśli tak, tylko kilka pilotów przeradza się w cały serial puszczony na antenie ? mówi informator Fox News.
____________________________________ Polak ,katolik,hetero,szczęśliwy.Wszystkie błędy stylistyczne i ortograficzne są zamierzone jakiekolwiek powielanie ich i rozpowszechnianie bez zgody jest zabronione! טדאוש
07 cze 2010, 19:10
Kącik Kulturalno-Patriotyczno-Etyczny
Aktualność antykomunizmu Reagana Free Your Mind [refleksje wokół myśli politycznej Ronalda Reagana]
Walczycie o życie. I walczycie z najlepiej zorganizowanym i najzdolniejszym wrogiem wolności, prawa i przyzwoitości, jaki kiedykolwiek zrodził się na tym świecie Ronald Reagan, czerwiec 1957, przemówienie w Eureka College
Bóg ma plan co do mojego życia, a ja chcę go odkryć (wypowiedź Reagana skierowana do pastora L. Evansa w Niedzielę Wielkanocną w 1981 r., po powrocie ze szpitala po zamachu)
Apeluję, byście sprzeciwili się tym, którzy chcieliby umieścić Stany Zjednoczone na pozycji militarnej i moralnej niższości... Apeluję, byście strzegli się... pokusy deklarowania, że jesteście moralnie wyżsi ponad to wszystko, i uznania, że obie strony na równi ponoszą winę; ignorowania faktów historycznych i agresywnych działań imperium zła; nazywania wyścigu zbrojeń po prostu wielkim nieporozumieniem, a tym samym usunięcia się poza linię walki między tym, co słuszne, i tym, co niesłuszne; między dobrem a złem. (?) Módlmy się za zbawienie wszystkich tych, którzy żyją w totalitarnej ciemności ? módlmy się, by odkryli radość płynącą z poznania Boga (przemówienie Reagana z 8 marca 1983 r. na spotkaniu Krajowego Stowarzyszenia Ewangelikalnego)
W Polsce nadal płonie ogień wolności. Dzięki oddaniu i ofiarności setek tysięcy polskich mężczyzn i kobiet płomień ten nie gaśnie nawet w mroku (przemówienie Reagana z 19 lutego 1987 r.)
I. Powrót do przeszłości Niby świat pędzi do przodu, ale ani się obejrzeliśmy, a wróciliśmy do czasów ?odprężenia? i ?rozbrojenia?, w czym, swój wydatny udział ma znowu nasz postępowy kraj, tym razem jako neopeerel, a nie ?Polska Ludowa?, ustami Radka Sikorskiego (jak też R. Kuźniara) postulujący wycofanie broni nuklearnej z Zachodniej Europy, a szczególnie z Niemiec (a ponadto... włączenie Rosji do NATO w celach stabilizacyjnych, jeśli chodzi o ?regiony zapalne? na świecie). Gdybyśmy mieli normalny, propolski rząd, to na wieść, że Niemcy (ustami wicekanclerza i szefa dyplomacji oraz przedstawicieli Bundestagu) postulują pozbycie się ze swojego terytorium ?reliktów zimnej wojny?, czyli głowic jądrowych, zaproponowałby on przejęcie tychże głowic i zainstalowanie ich na terenie Polski, co zmieniłoby militarny i geopolityczny status naszego kraju niemalże natychmiast. Taką sugestię, nawiasem mówiąc, wyraził M. Anton na łamach ?Wall Street Journal?, o czym wspomniał kiedyś ?Wprost?.
Oczywiście Niemcy wcale nie mają zamiaru się rozbrajać, chcą tylko się pozbyć amerykańskiego balastu i z czasem (rekonstruując swoje imperium, w czym pomocna okazuje się idea unijnego superpaństwa), co jest więcej niż pewne, rozbudować Bundeswehrę, której, jak pamiętają co poniektórzy, narzucono pewne limity dotyczące liczebności wojska w ramach międzynarodowych rokowań dotyczących zjednoczenia Niemiec, rokowań, w których Polska mogła jedynie kiwać palcem w bucie. Rokowania te jednak były tak dawno, że wnet się okaże, iż nie tylko nikt ich sobie nie przypomina, ale też nawet gdyby sobie przypomniał, to wyłącznie po to, by stwierdzić, jak bardzo pewne ustalenia końcowe są nieaktualne. Z perspektywy czasu zresztą, widać, jak przenikliwa była myśl M. Thatcher; premier Wielkiej Brytanii wszak nie zgadzała się na pospieszne jednoczenie Niemiec, widząc w tym czynnik destabilizujący przyszłą Europę. Dziś, gdy Niemcy dosłownie rządzą całym kontynentem (a już naszym krajem bez wielkiego wysiłku), możemy jedynie żałować, iż Pan Bóg pokarał nas za niewywieszanie czerwonych, masą polityków, którzy nie tylko nie wiedzą, czym jest interes narodowy, ale nawet się z tym specjalnie nie kryją, napychając sobie kieszenie i brylując w mediach dla zabawy.
Wiadome było, że w sytuacji, w której Niemcy zostaną zjednoczone, a nie nałoży się na nich żadnych (długoletnich) materialnych i politycznych zobowiązań wobec krajów zniszczonych przez III Rzeszę, wrócą do polityki mocarstwowej, która stanowi nieodłączny element niemieckiej kultury. Oczywiście nie należy winić Niemców za to, że chcą poszerzać Lebensraum ? mają to jakoś od wieków we krwi ? naszym, polskim problemem jest jednak to, że niemal bez przerwy u władzy mamy stado baranów zupełnie niezdolnych do bronienia polskiej racji stanu. Nie można oczekiwać od Niemców, że będą bronić polskich interesów, lecz od naszych polityków wypadałoby czegoś takiego oczekiwać. Tymczasem coraz wyraźniej widać, że demontaż struktur państwa jest jakąś ideą fix tychże polityków. Czy robią to głównie ze swej głupoty, czy za pieniądze obcych państw, nie ma już najmniejszego znaczenia, Polska tak czy tak staje się państwem trzeciego świata, infrastrukturalnie i ekonomicznie słabym, politycznie zmarginalizowanym, a militarnie po prostu śmiesznym.
Nie mając normalnego rządu tylko jakiś cyrk na kółkach, nie możemy obecnie liczyć na zbyt wiele. Na domiar złego bowiem prezydent amerykański, co ma serce wybitnie po lewej stronie (niektórzy Amerykanie niedawno obudzili się i protestowali w Waszyngtonie przeciwko socjalizmowi w USA ? trochę za późno, jak na mój gust), w podskokach chce ?rozbrajać? świat zachodni. Po 21 latach zatem od niby końca zimnej wojny (niby, bo komuchów nikt do więzień nie powsadzał, a Bezpieka i wojskówka ma się finansowo i politycznie lepiej niż za czasów bloku sowieckiego) Rosji udaje się bez specjalnego naprężania się czy siłowania doprowadzić do stopniowego, dobrowolnego!, podkreślam, osłabienia się jej odwiecznego przeciwnika, czyli Amerykanów. Niemcy zaś już od dawna przyjaźnią się z Rosją, czym, co też warto zauważyć, pokazują, jakimi się lojalnymi sojusznikami po wielu latach ochrony i wsparcia (ekonomicznego i wojskowego) ze strony USA. Bez wątpienia i w interesie Stanów było ich powojenne polityczno-militarne dominowanie w Europie, a więc także w Niemczech, jednakże gdyby całe Niemcy znalazły się w sowieckiej strefie okupacyjnej na kilkadziesiąt lat, to ?po zimnej wojnie? podnosiłyby się gospodarczo i kulturowo przez następne pół wieku, o ile w ogóle by się podniosły mając za sobą komunistyczny eksperyment.
Jak wiemy jednak w polityce nie ma sentymentów (w niemieckiej zaś szczególnie), a czasy ewentualnych sentymentów skończyły się wraz z nastaniem wybitnie sentymentalnej pieriestrojki, na skutek której czerwoni dokonali transformacji komunizmu w oświeconą, nowoczesną demokrację ?bez przelewu krwi?, zachowując pełnię władzy w newralgicznych dziedzinach ?transformowanych? państw, zaś Rosja pozostała jednym z głównych ?graczy na arenie międzynarodowej? mimo swego udziału w praktykach ludobójczych na całym świecie. Na zdrowy jednak rozum taki obrót rzeczy powinien każdego myślącego człowieka postawić w stan podwyższonej czujności, tymczasem od momentu ?obalenia komunizmu? mamy do czynienia z jakimiś nieustającymi bachanaliami, jakby faktycznie ?historia dobiegła końca?. Tych bachanaliów nie zakłóciła ani agresywna polityka Rosji, ani wojny w Czeczenii i Gruzji, ani walka Kremla z niezależnymi dziennikarzami oraz rosyjskimi cywilami (za pomocą zamachów terrorystycznych, o czym pisał załatwiony potem przez FSB A. Litwinienko). Można więc z dużą dozą prawdopodobieństwa sądzić, że spełniły się czarne proroctwa J. Biezmienowa, który już w latach 80. wieszczył totalne skażenie przyszłych elit politycznych, artystycznych i naukowych Zachodu, prowadzące właśnie do poddania się Rosji bez walki. Nawiasem mówiąc, wysyp ?dzieł? filmowych piętnujących straszliwy, mrożący krew w żyłach, amerykański mccartyzm, gloryfikujących ?ideowych lewicowców?, a nawet dobrych agentów policji politycznej (vide współczesna niemiecka kinematografia i obrazy takie jak ?Życie na podsłuchu? - w Polsce mieliśmy nie tylko słynne, załgane aż do bólu, ?Uprowadzenie Agaty? M. Piwowskiego, ale i idiotyczny wprost, antylustracyjny ?Korowód? J. Stuhra), pokazuje, jak mocne i trwałe są uczuciowe związki rozmaitych przedstawicieli establishmentu z komunizmem (dziś w wersji neo-, tj. nowoczesnej, sięgającej po nowomowę ?demokratyczną?).
Nawet w Polsce zaraz po ?obaleniu komunizmu? zaczęto malować obraz Rosji jako ?nie takiego znowu złego kraju?, poza tym nie spieszono się z wyprowadzaniem okupacyjnej armii czerwonej (wujek Tadek z wujkiem Krzyśkiem znakomicie rozumieli powagę historycznej chwili i to, że pieriestrojka tak, ale przecież bez wypaczeń), a gdy już jednak ją wyprowadzono, zadbano, by Polska przylgnęła do Rosji energetycznie, co w gruncie rzeczy wasalizowało nasz kraj wobec Kremla. Niedawno zresztą, jak wiemy, klepnięto taki kontrakt z Rosjanami na dostawy gazu, że ta zależność będzie jeszcze długo nas paraliżować. Wiele razy podkreślano, że może ten komunizm był zły, lecz to przecież armia czerwona Polskę wyzwoliła. Nawet jeśli zaraz po tym wyzwoleniu zniewoliła, to jednak wyzwoliła. To dialektyczne myślenie pojawiło się nawet, ku mojemu całkowitemu zdumieniu, w wypowiedziach K. Morawieckiego postulującego w trakcie swej ?kampanii prezydenckiej? m.in. zbliżenie Polski do... Rosji. Warto więc przypomnieć parę rzeczy, nim na oprzytomnienie będzie za późno, czyli nim ?odprężenie? wyjdzie nam tak na zdrowie jak zekom w koncłagrach w latach 70.
II. Zimna wojna ?W listopadzie 1978 roku?, jak pisze Kengor w swej biograficznej książce, ?kandydat na prezydenta, Ronald Reagan, wybrał się z wizytą do podzielonych Niemiec, by osobiście się przekonać, jak wygląda sytuacja. Byłemu gubernatorowi towarzyszyli Richard V. Allen, Peter Hannaford i żony wszystkich trzech. Sześcioro Amerykanów weszło na teren Berlina Wschodniego przez przejście graniczne Chceckpoint Charlie; stamtąd udali się na Alexanderplatz i weszli do dużego domu towarowego, nieświadomi faktu, że wschodnioniemiecka tajna policja obserwuje i fotografuje ich każdy krok.
Po wyjściu z domu towarowego zatrzymali się na placu, przyglądając się przechodniom, odnotowując ogólny brak wesołości i szarzyznę otoczenia. W tym momencie minęło ich dwóch wschodnioniemieckich policjantów, Volkspolizisten, którzy zatrzymali obywatela niosącego torby z zakupami. Na oczach przyszłego prezydenta Stanów Zjednoczonych, bojownika zimnej wojny oddanego sprawie obalenia komunizmu, policjanci kazali zatrzymanemu odstawić torby i pokazać dokumenty. Nie byli świadomi długofalowych reperkusji swych działań. Jeden z policjantów grzebał w torbach czubkiem lufy AK-47, drugi trącał ofiarę karabinem maszynowym. Reagan był oburzony; z drugiej strony - jego poglądy zyskały potwierdzenie. Choć była to zwykła wyprawa na zakupy do robotniczego raju, incydent ten ? wspomina Allen - ?sprawił, że w Ronaldzie Reaganie zawrzała krew... Był wściekły, mruczał, że to oburzające?.
Wszystko to stanowiło jednak tylko rozgrzewkę. Grupa udała się następnie pod mur berliński, przeciw któremu Reagan zawsze protestował. Teraz mógł osobiście odczuć panującą tu atmosferę okrucieństwa. Było coś szczególnie ohydnego już w samym widoku muru, w samym jego istnieniu. Wartownicy spoglądali nie na zachód, lecz na wschód, nie tyle strzegąc własny naród przed wrogiem zewnętrznym, ile go pilnując. Uzbrojeni wschodnioniemieccy żołnierzy stali zwróceni twarzą do współobywateli, mierząc do nich z broni. ?Zagrożenie? stanowili ci, którzy starali się uciec, a nie ci, którzy zechcieliby tu wtargnąć. To właśnie ? myślał Reagan z obrzydzeniem ? jest komunizm.? (s. 59, podkr. F.Y.M.)
Reagan należał do tych polityków (i zarazem teoretyków antykomunizmu), którzy odrzucali koncepcję ?układania się? z czerwonymi, ?zagłaskiwania? ich czy też ich ?ograniczania?. Wychodził bowiem z całkiem słusznego założenia, iż nie można wchodzić na drogę odprężenia ze zbrodniarzami i manipulantami, ponieważ oni wtedy zyskują na czasie i mogą bezkarnie eskalować represje wobec ciemiężonych obywateli (?polityka kompromisów to polityka ustępstw, ustępstwa zaś pozostawiają wybór nie między wojną a pokojem, tylko między walką a poddaniem się?, mówił w latach 60.). W tym też sensie należał nie tylko do krytyków polityki (chwiejnego) prezydenta J. Cartera, ale i izolacjonistycznych poglądów widzących USA w roli obojętnego obserwatora ekspansji czerwonych, uznając je za antyamerykańskie, niebezpieczne i zarazem wyjątkowo tchórzliwe:
?Zapewne Wietnam był niedobrą wojną, w niewłaściwym miejscu i niewłaściwym czasie. Ale gdy pięćdziesiąt tysięcy młodych Amerykanów składa najwyższą ofiarę, by bronić mieszkańców małego, bezbronnego kraju przed bezbożną tyranią komunizmu, nie jest to akt ?moralnego? ubóstwa. To w rzeczywistości zbiorowy akt moralnej odwagi.? (s. 83)
W marcu 1980 r., udzielając wywiadu, mówił: ?Wyścig zbrojeń to ostatnia rzecz, jakiej by chcieli. Związek Sowiecki, wydaje mi się, osiągnął maksimum swoich możliwości w dziedzinie produkcji zbrojeniowej. Ich naród jest pozbawiony wielu dóbr konsumpcyjnych, bo wszystko idzie na wojsko (?) Wiedzą, że jeśli całą naszą potęgę przemysłową skierujemy na wyścig zbrojeń, nie zdołają dotrzymać nam kroku. Dlaczego nie graliśmy tą kartą?? (s. 84-85).
Zwykle też łączy się te zapowiedzi i konsekwentnie realizowaną przez Reagana i jego administrację politykę militarnego wzmacniania USA - z chęcią rzucenia sowietów na kolana i doprowadzenia do wyzwolenia krajów okupowanych przez armię czerwoną, należy jednak mieć świadomość, że gdyby nie ta dalekowzroczna i agresywna strategia (zbawienna także dla Polski), połączona z dotkliwymi dla reżimów komunistycznych sankcjami ekonomicznymi ? to w latach 80. blok sowiecki przeszedłby zapewne do kontrofensywy zgodnie z planami nuklearnego ataku na Europę Zachodnią, ujawnionymi Amerykanom przez płk. R. Kuklińskiego. Zbrojąc się otwarcie przeciwko ZSSR, USA zabezpieczało i świat, i siebie, przed III wojną ? z tego też powodu w taką wściekłość promilitarna, odważna, reaganowska strategia wprawiała sowieciarskich propagandzistów (także w Polsce ? co starsi pamiętają, jak rwali sobie z głowy na samo hasło ?Reagan? publicyści komunistycznej ?Polityki? oraz wielu innych ośrodków propagandowo-indoktrynacyjnych peerelu) ? być może bowiem widzieli oni siebie oczyma duszy na Polach Elizejskich, balujących wśród czerwonoarmistów i ?biorących Paryż? wraz z paryskimi prostytutkami. Nie zapominajmy wszak, iż komunizm wojenny (a z takim mieliśmy do czynienia we wczesnych latach 80.), dążył do pokonania ?zachodniego imperializmu? na wszystkich kontynentach i wprowadzenia bolszewickiego ładu dosłownie wszędzie. Dopiero wtedy miał nastać ?koniec historii?, ?koniec dziejów?, wyśniony przez Marksa, Engelsa, Lenina i Stalina.
III. Zmiana taktyki przez czerwonego Po latach szamotaniny, wiedząc, że z USA pod rządami Reagana nie da się wygrać, komuniści zastosowali taktykę, do jakiej ucieka się owad, który wyczuwa, że grozi mu śmierć ? nieruchomieje i udaje martwego. Cała ruchliwość, cała krzątanina maszynerii czerwonych została, niemalże z dnia na dzień, zastopowana ? dosłownie na jeden gwizdek lub na jedno pociągnięcie hamulca awaryjnego przestały pracować całe pokolenia ?naukowców?, ?artystów estradowych?, ?literatów?, ?zatroskanych publicystów? etc. gloryfikujące od świtu do nocy ustrój powszechnej szczęśliwości ? i rzeczywiście, wywołało to ogólnoświatowe wrażenie jakby czerwony pająk nie żył. Niewielu (wśród nich nieoceniony W. Bukowski) ostrzegało, że to bardzo przemyślana strategia kolejnego kamuflażu. Można by ją porównać z wygaszeniem miasta w celu utrudnienia bombardowania lecącym eskadrom wroga, zwłaszcza iż z głębi krajów będących za żelazną kurtyną dochodziły wtedy głosy, iż faktycznie, ani komunizmu, ani żadnych czerwonych ?już nigdzie ni ma?. Jak wieść gminna w 1989 r. niosła: Polska potrzebowała 10 lat na ?obalenie komunizmu?, Czechy 10 dni, a Rumunia 10 minut - choć mało kto z plotących takie banialuki, wchodził w szczegóły, co do personaliów owych śmiałków od obalania, a zwłaszcza zakresów ich służbowych agenturalnych obowiązków. Nikt bowiem nie miał głowy ani czasu, by przyglądać się temu, co tak naprawdę się dzieje, czyli jak daleko sięga cała ta mistyfikacja. ?Samo pomyślenie? zresztą o mistyfikacji, było zbrodnią ? w naszym kraju już nawet nie poloneza, lecz karnawał czas było zacząć. Nic więc dziwnego też, że mało kto się przejmował paleniem przepastnych worów z aktami, nerwowym sprzątaniem bibliotek i księgarń, pospiesznym zmienianiem tabliczek w rozmaitych instytucjach, znikaniem ?katedr marksizmu-leninizmu? i błyskawicznym cyzelowaniem życiorysów.
Co więcej ? z marszu uznano antykomunizm za ?archaiczną postawę?, co nasuwało skojarzenie z czasami L. Breżniewa, kiedy to (już) w 1975 r. w sowieckiej prasie przedstawiano Reagana jako ?zmartwychwstałego politycznego dinozaura z Kalifornii? (podkr. F.Y.M.), ten bowiem śmiał wtedy nie tylko krytykować jakiekolwiek próby ?odprężania? relacji między Zachodem a blokiem sowieckim, ale nawet głosić, że krajom środkowo-europejskim należy przywrócić normalny ustrój. (Nie dość więc, że ze swym antykomunizmem Reagan był dinozaurem, stworem z pradawnej jakiejś epoki, to w dodatku zmartwychwstałym). Antykomunizm dezaktualizował się i ?autokompromitował?, bo czerwonego nie można było już nawet ?ze świcą znaleźć?. Wprawdzie w 1989 r. armia czerwona miała się jak najlepiej, a w stosunkowo niedługim czasie doszło do puczu sowieckich wojskowych w Moskwie (i zaraz w naszym kraju rozpoczęły się tańce św. Wita i rozległ się odgłos klasycznej trzęsawicy portkami - na zasadzie: ?a nuż się wszystko znowu odwróci, panie dzieju?? i historyczny kompromis szlag trafi, zanim się skonsumowało konfitury władzy), cały czas jednak antykomunizm był postawą człowieka jaskiniowego przeciwstawianą neo-oświeceniowej kondycji intelektualnej nowoczesnego kosmopolity (mającego świadomość, że ?świat nie jest czarno-biały? - no, chyba, że jest mowa o holokauście, to wtedy prawdy historycznej się specjalnie nie niuansuje i wszelkie odcienie szarości znikają).
Postawa antykomunistyczna była dezauwowana i wyszydzana jednak nie tylko przez samych czerwonych, którzy już nie paradowali w sowieckich uniformach, lecz w coraz droższych garniturach, a stołowali się nie po restauracjach ?komitetu wojewódzkiego?, tylko w luksusowych lokalach - ale i przez wpływowe środowiska (niegdyś) opozycyjne, po ?historycznym kompromisie? wychodzące z założenia, iż już na czerwonego nie należy podnosić ręki, ?bo to wolny, praworządny kraj?. Gdyby tego było mało, postawę antykomunistyczną zaczęto porównywać z bolszewicką, a nawet nazywać ją w ten sposób, co do złudzenia przypominało z kolei czasy, gdy żołnierzy niepodległościowego podziemia nazywano bandytami lub zaplutymi karłami reakcji. Tak samo więc jak czerwoni bandyci nazywali ludzi walczących o Polskę bandytami, tak czerwoni (i różowi ? z czasem te odcienie zaczęły się zacierać) zaczęli nazywać antykomunistów bolszewikami (ludzi J. Olszewskiego, jak pamiętamy, przechrzczono zgrabnie na ?olszewików?). Z czasem do słownika nowomowy neokomunistycznej wejdzie jeszcze frazeologia antyfaszystowska, zmierzająca do utożsamienia antykomunizmu z faszyzmem ? z tym ostatnim zaś wschodni towarzysze walczą od lat 30. ubiegłego wieku (z krótką przerwą na sojusz z hitlerowcami w pierwszych latach II wojny), zaś zachodni towarzysze od czasów powojennych.
4 listopada bieżącego roku będziemy obchodzić 30 rocznicę wyboru Reagana na prezydenta USA. Listopad 1980 to niespełna dwa lata od wyboru Jana Pawła II na papieża. Niemal więc w jednym czasie pojawiają się w XX w. ?na szczytach władzy nad światem?, jeśli tak można powiedzieć, dwaj najważniejsi ludzie, bez obecności których pewnie dziś Ziemia wyglądałaby jak jeden wielki Związek Sowiecki z globalnym koncłagrem. Dla czerwonych i Jan Paweł II ze swoją nadprzyrodzoną wprost mocą budzenia sumień i kształtowania odważnych, mężnych serc, i prezydent USA ze swoją nieprzejednaną antykomunistyczną postawą i wskrzeszaniem ducha Ameryki, natychmiast zostali potraktowani jako wrogowie numer 1 ? i bardzo szybko (przynajmniej w przypadku papieża) sięgnięto po środki ostateczne, jakimi były kule zamachowca. Tego samego roku (1981) 30 marca i 13 mają pociski trafiają Reagana i papieża.
Kengor pisze tak: ?Inaczej niż to było w przypadku braci Kennedych, Reagan nie mógł twierdzić, że zamachowcem kierowała ideologia komunistyczna: nie mógł zrzucić na komunizm winy za pocisk, który o mało nie pozbawił go życia. Jednak dzięki temu, że przeżył, mógł wziąć komunizm na muszkę i sam odegrać rolę zabójcy? (s. 96). Nie zmienia to jednak faktu, iż śmierć Reagana wtedy, wiosną 1981 r., pozwoliłaby czerwonemu złapać wiatr w smocze skrzydła. Nawiasem mówiąc, biograf Reagana, przytacza wypowiedzi świadczące o tym, iż przeżycie zamachu stanowiło przyczynek do pogłębienia przez amerykańskiego prezydenta, wiary w Boga i oddania się Mu. A skoro zaś przy Bożych sprawach jesteśmy, tenże Reagan, 17 maja 1981 w Notre Dame University, zapowiedział: ?Zachód nie powstrzyma komunizmu ? on wykroczy poza komunizm... odrzuci go jako dziwaczny rozdział w historii ludzkości, a ostatnie jego strony są właśnie zapisywane? (s. 97-98). Było to parę miesięcy przed ucieczką płk. Kuklińskiego i rozpoczęciem wojny przez Jaruzela i jego sługusów z Polakami. W czerwcu 1981 r. Reagan dodawał: ?Myślę po prostu, że to niemożliwe ? i historia to potwierdza ? by jakakolwiek forma rządu całkowicie i bez końca odmawiała ludziom wolności (?) Komunizm to aberracja. Dla istot ludzkich to niemoralny sposób życia. Wydaje się, że widzimy pierwsze pęknięcia, początek końca? (s. 98).
Dla Reagana zatem istotny był też antropologiczny, a ściślej dehumanizujący, deprawujący wymiar bolszewickiego porządku społecznego. Nienaturalność komunizmu, czyli jego sprzeciwianie się ludzkiej naturze (nieustanne zabiegi, by z człowieka zrobić posłuszne bydlę), stanowiło dla amerykańskiego prezydenta swego rodzaju ?gwarancję? przyszłej erozji nieludzkiego, ludobójczego systemu. Wydaje się jednak, iż sam Reagan nie do końca zdawał sobie sprawę z siły diabolicznego porządku komunistycznego i jego nieprawdopodobnej wprost przewrotności polegającej na zdolności do poddawania się najprzeróżniejszym metamorfozom.
IV. Istota komunizmu System bolszewicki - osadzony na terrorze i zakłamaniu - potrafi się nieustannie zmieniać, przekształcać, kamuflować, ?reformować?, ?odnawiać? itd. - przechodząc od komunizmu wojennego do ?demokratyzacji? i odwrotnie. Poligon tego rodzaju zmian i pokaz tego rodzaju możliwości mogliśmy obserwować w Polsce, w której po wojnie od stalinizmu szło się do gomułkizmu, poprzez ?prozachodni? (pożal się Boże!) gierkizm, by zakończyć na (stalinowskiej ponownie) jaruzelszczyznie ? przy czym bez względu na stopień ?poluzowania? kaftanów społecznego bezpieczeństwa, zawsze po drodze jakiś trup ścielić się musiał ?na drodze reform? - czy to rządził Bierut, czy Gomułka, czy inni ?święci pańscy? przedstawiciele ?awangardy proletariatu?.
Mówiąc nieco precyzyjniej: transformacja jest istotą komunizmu. Transformacja antropologiczna (w skali mikro) jest sensem pieriekowki, inżynierii dusz, cybernetyki społecznej, w której specjalizowali się ?sternicy? sowieckiej Polski ? w tym wypadku chodzi o przekształcenie obywatela w posłuszne bydlę. Transformacja społeczna (wielkoskalowa) polega na nieustannym przekształcaniu struktury państwa i jego instytucji w taki sposób, by nie tylko uniemożliwić legitymizację zbiorowego podmiotu, jakim jest naród, ale nawet samo jego wyłonienie się. Poprzez atomizację społeczną oraz pieriekowkę komunizm prowadzi do transformacji społeczeństwa w stado ? w tym więc sensie jest to ustrój zmierzający do ostatecznego wynarodowienia takiej czy innej zbiorowości. Stado nie jest w stanie uzyskać podmiotowości narodu, bo też członkowie stada są pozbawieni świadomości narodowej.
Tak jak jednak (zgodnie z legendą, że) przyroda nie znosi próżni, tak i człowiek, nawet tresowany na bydlę, nie jest w stanie zachowywać się jak zwierzę, bo po prostu jest bytem wyższym, wyposażonym w rozum i wolną wolę. Czerwony więc transformuje człowieka i zbiorowość sterroryzowanych obywateli w taki sposób, by, mówiąc językiem biblijnym, ?jarzmo stało się słodkie?. Wprawdzie pozostawia się pałkę w postaci zapowiedzi ?wieczności? ustroju (przypomnijmy sobie, jak przez całe dziesięciolecia zapewniano nas, że Polska już na zawsze pozostanie socjalistyczna, a ?wspólnota bratnich krajów związanych sojuszami? to rzeczywistość, która nie ulegnie zmianie), czyli sugeruje się tresowanym, że nie ma co wierzgać przeciw ościeniowi ? tym niemniej jednocześnie pracuje się nad nową świadomością i nad ?spontanicznym? poparciem dla rzeczywistości otoczonej sowieckim drutem kolczastym. Umiejętne mieszanie fatalizmu (?to już nigdy się nie zmieni?, ?ten stan trzeba zaakceptować?, ?z pewnymi historycznymi zmianami powojennymi należy się nareszcie pogodzić? itd.) oraz psychospołecznego ?optymizmu? (?przecież w tych warunkach da się żyć?, ?nie jest tak źle?, ?gdybyśmy mieszkali w Kambodży, to dopiero byłby komunizm?, ?nikt nas nie zmusza do tworzenia kultury po rosyjsku? itp.) pozwala sternikom świadomości prowadzić wieloletnią hodowlę ludzi na zasadzie nieprzerwanego eksperymentu. Jest w tym eksperymencie duża doza improwizacji, czerwony bowiem odkrywa z czasem, że (nawet sterroryzowany przez komunistów) człowiek nie daje się zaprogramować jak maszyna ani nawet smagany batem nie zachowuje się jak zwierzę pociągowe, tylko zawsze może chwycić za bat, by odwinąć się katorżnikowi. Sowieciarz musi więc improwizować, ale z dużą dozą ostrożności, by jak laborant-wynalazca, nie wysadzić laboratorium nierozważnym mieszaniem lub niewłaściwym obchodzeniem się z truciznami i chemikaliami. Gdy sytuacja robi się poważna, tzn. zbiorowość zaczyna wykazywać odporność na eksperymentalne bodźce, czerwony spokojnie zdejmuje fartuch eksperymentatora, chowa go do szafki i wychodzi z uśmiechem do tłumów udając swojaka, a nawet ?kajając się? za ?błędy i wypaczenia?. Transformacja bowiem obejmuje także samych komunistycznych uzurpatorów, którzy zwyczajnie muszą zmieniać skórę, muszą grać nowe role, muszą sięgać po nowe kłamstwa w miejsce starych, by zachować władzę, by nie tracić dominacji nad terroryzowanymi obywatelami.
Wyrafinowanie czerwonego polega jednak na tym, że plastyczność ludobójczego i wynarodowiającego systemu społecznego przedstawia on jako szczególną zaletę komunizmu. Po dziś dzień pojawiają się ?historyczne diagnozy? sytuacji powojennej Polski, w których z pełną powagą ?niuansuje się? opis dziejów, by broń Boże nikt nie utożsamiał okresu stalinowskiego z ? dajmy na to ? gomułkowską ?odwilżą? i ?małą stabilizacją? czy złotą pięciolatką Gierka, kiedy ?Polska rosła w siłę, a ludziom żyło się dostatniej? za pożyczone od Zachodu pieniądze. Terrorowi za Bieruta przeciwstawia się ?demokratyzację? za innych promoskiewskich cepów, ale oczywiście na tym ?niuansowanie? się nie kończy, bo przecież neostalinowski reżim za Jaruzela przeciwstawia się ?możliwej wojnie domowej?, która ?mogła wybuchnąć i przynieść potworne straty? czy ?możliwej interwencji sowieckiej?, która ?mogła spowodować tragiczną powtórkę z Budapesztu lub coś jeszcze gorszego, trudnego do wyobrażenia?. Jednocześnie (bo niuansowania nigdy dość) reżim stanu wojennego traktuje się niemal jak ?demokratyzację?, zestawiając go np. z reżimem Czerwonych Khmerów czy latami 30. w Rosji Sowieckiej za Stalina. Możemy się więc tylko cieszyć, że tylko 100 osób (?co to jest 100 osób??) za Jaruzela zginęło, a ileś tam innych dostało trochę batów - bowiem już na horyzoncie historii widać cienie okrąglaka, który stanowi happy end powojennej historii Polski, do którego to okrąglaka tenże sam Jaruzel uprzejmym gestem nas zaprasza.
Szczytem wyrafinowania komunistycznego jest natomiast profilaktyczne rozprawianie się z antykomunizmem poprzez analizowanie poglądów rozmaitych myślicieli po uprzednim przepuszczeniu tychże poglądów przez indoktrynacyjne sito. Tego rodzaju jednak publikacje są niezłym pokazem ekwilibrystycznych umiejętności prosowieckich analityków, muszą bowiem nie tylko wyrażać klasyczne dla czerwonego zakłamanie I rzędu, czyli sięgać po komunistyczną nowomowę zafałszowującą rzeczywistość, ale też wejść na poziom zakłamania wyższego rzędu, tzn. myśl antykomunistyczną, dotkliwie demaskującą wszelkie mistyfikacje czerwonych (oraz skalę ich załgania), ukazać jako ? jakżeby inaczej ? wyjątkowo ?zakłamaną i dezinformującą?. Nie ma co ukrywać, że do takich popisów retorycznych i analitycznych potrzebny jest mózg dosłownie z gumy, jeśli nie z innego materiału na ?g?, gdyż człowiek racjonalnie podchodzący do badanej rzeczywistości, ze swej natury unika kłamstwa czy fałszu i woli skorygować jakiś swój błędny pogląd aniżeli uparcie trwać w błędzie i popadać w samozakłamanie. Czerwony natomiast nie dość, że sam jest zakłamany do szpiku kości, robi wszystko, by do takiego stanu doprowadzić innych.
Niedowiarkom polecam lekturę dwóch choćby książek: ?Współczesny antykomunizm a nauki społeczne. Eseje polemiczne? nieocenionego teoretyka marksizmu-leninizmu, Jerzego J. Wiatra (PWN, Warszawa 1970) oraz zbiorówkę ?Współczesny antykomunizm. Polityka. Ideologia? (red. P. Ryżenko i O. Reinhold, Wydawnictwo ?Progress?, Moskwa 1976 ? pozycja opublikowana w jęz. polskim; młodzieży, jakby nie wiedziała, tłumaczę od razu: w ZSSR wydawano (na znakomitym zwykle papierze, bez porównania z peerelowskim) prasę i książki ?na? kraje bloku sowieckiego). Z tej ostatniej próbka intelektualnych możliwości autorów: ?Antykomunizm jest głównym orężem ideowo-politycznym imperializmu. Jego podstawową treść stanowią oszczerstwa pod adresem ustroju socjalistycznego, falsyfikacja polityki i celów partii komunistycznych oraz marksizmu-leninizmu jako nauki. Pod fałszywymi hasłami antykomunizmu reakcja imperialistyczna prześladuje i gnębi wszystko, co postępowe i rewolucyjne, próbuje wnieść rozłam do szeregów mas pracujących, sparaliżować wolę walki proletariuszy. Pod ten czarny sztandar stanęli obecnie wszyscy wrogowie postępu społecznego: oligarchia finansowa i soldateska, faszyści i reakcyjni klerykałowie, kolonizatorzy i obszarnicy, wszyscy sługusi ideowi i polityczni reakcji imperialistycznej. Zdecydowana walka przeciwko antykomunizmowi jest jednym z warunków powodzenia ruchu autentycznie demokratycznego i komunistycznego? (s. 19). Tyle tekstu, tyle semantycznej redundancji, tyle pleonazmów, a kłamstwo w każdym zdaniu, żebyśmy nie mieli najmniejszych wątpliwości, po czyjej stronie jest racja.
Wbrew pozorom, tego rodzaju teksty wcale się nie zestarzały. Ich (wciąż blade, bo walka o pokój nie weszła jeszcze w fazę decydującą, tj. z nowymi psychuszkami i więzieniami politycznymi) odbicia możemy spotkać w coraz modniejszych raportach dotyczących ?mowy nienawiści?, w których to raportach nie analizuje się bynajmniej gadzinówek w stylu Urbana czy ?Faktów i Mitów?, lecz publikacje czy audycje mediów prawicowych i dąży się do wykazania, że konserwatywno-religijny światopogląd jest (?faszystowskim?) zagrożeniem ?dla postępu i demokracji?. Neokomunizm bowiem jest o wiele bardziej postępowy i demokratyczny niż komunizm, musimy pamiętać.
V. Religijny i antropologiczny wymiar sprzeciwu wobec kompromisu z czerwonym Wróćmy jeszcze do Reagana, który tak sugestywnie skomentował pierwszą pielgrzymkę Jana Pawła II do Polski: ?(...) Przez czterdzieści lat naród polski żył najpierw pod rządami nazistów, potem sowietów. Przez czterdzieści lat otaczały go czołgi i karabiny. Głosy zza tych czołgów i karabinów mówiły im, że Boga nie ma. Teraz, gdy skierowane są na nich oczy całego świata, [Polacy] sięgnęli wzrokiem poza tę groźną broń i wsłuchali się w głos człowieka mówiącego, że Bóg istnieje, a ich niewzruszonym prawem jest swobodne wielbienie tego Boga. Czy Kreml pozostanie dalej taki sam? Czy zresztą ktokolwiek z nas taki sam pozostanie? Może ten jeden człowiek ? syn prostego, rolniczego narodu ? uświadomi nam, że świat domaga się odnowy duchowej i przywództwa? (s. 109).
Pomijając może tę nie najszczęśliwszą uwagę o ?prostym, rolniczym narodzie? (było nie było nieco starszym niż ?amerykański? i dość bogatym kulturowo, a także nieco bardziej walecznym), warto dostrzec to, z jak wielkim respektem odnosił się amerykański prezydent do papieża-Polaka. Kengor, powołując się na relacje współpracowników Reagana, twierdzi w swej książce, że prezydent USA rozważał siłową odpowiedź wojsk amerykańskich, gdyby ZSSR chciało powtórzyć scenariusz węgierski lub czechosłowacki (?My w administracji Reagana byliśmy gotowi w razie konieczności zalecić użycie siły, by powstrzymać taką inwazję po wprowadzeniu stanu wojennego? (s. 116, wypowiedź B. Clarka, długoletniego współpracownika Reagana)). Jak wiemy jednak, Moskwa nie planowała inwazji, mimo błagalnych próśb Jaruzela, i ten rozprawił się z polskim narodem samodzielnie (z czynną pomocą bezpieczniaków i ?ludowego wojska?). Reagan natomiast doprowadził ZSSR (i cały blok sowiecki) do ekonomicznej niewydolności. To zaś w ostateczności musiało skłonić sowietów i sowieciarzy do ustępstw.
Sprzeciw Reagana wobec kompromisu z komunistami miał bardzo jasne, racjonalne wyjaśnienie, które warto przywołać i dziś: ?prosi się nas, byśmy kupili sobie bezpieczeństwo wobec zagrożenie bombą [atomową] za cenę sprzedania w wieczną niewolę naszych bliźnich ciemiężonych za żelazną kurtyną. Byśmy im powiedzieli, że muszą porzucić nadzieję wolności, bo jesteśmy gotowi porozumieć się z ich ciemiężycielami? (mówił to już w latach 60.). Innymi słowy, kompromis pozwala wprawdzie nabyć przywileje jakiejś grupie (wchodzącej w kompromis), ale kosztem pozbawienia przywilejów innych grup. Proces taki mogliśmy prześledzić w naszym kraju w trakcie mistyfikacji zwanej obalaniem komunizmu, kiedy to ?konstruktywna opozycja? nabyła przywileje władzy, ale gdy spora część obywateli wcale nie uzyskała podmiotowości (jak zresztą widzimy do dziś, establishment pookrągłostołowy ani myśli doprowadzić do zmiany takiego stanu rzeczy). Równocześnie jednak ? co jest o wiele istotniejsze aniżeli tylko dobra zabawa w rządzenie ludzi ze styropianu ? swoje przywileje zachowali, a nawet poszerzyli sami czerwoni.
Kompromis z komunistami poszerza więc liczbę ?udziałowców? z zdegenerowanym systemie władzy, ale zarazem ? przez to, że przedłuża agonię tego systemu, jeśli go nie reanimuje ? paraliżuje ruchy niepodległościowe i obywatelskie z prawdziwego zdarzenia. Kompromis taki bowiem można przedstawiać jako ?budowę nowego państwa? już ?niezideologizowanego?, co przy odpowiednim sterowaniu mediami (z tym w Polsce też mamy do czynienia od lat) pozwala skonstruować misterną fasadę imitującą właśnie ?nowe państwo?. Ci, co dostrzegają mistyfikację, są zwykle zagłuszani lub ośmieszani. Co mniej śmielsi obywatele, zrozumiawszy na czym cały ten teatr, a raczej ruski cyrk, polega, popadają zwykle w zniechęcenie, rezygnację i apatię, odsuwając się od polityki albo wybierając emigrację. W ten sposób spece od kompromisu zyskują swobodę działania dopóki system zbudowany na niesprawiedliwości, kłamstwie, oszustwie, złodziejstwie, znowu nie zacznie się sypać.
Najzabawniejsze w tym wszystkim jest to, iż kompromis z czerwonymi nie tylko nie prowadzi do żadnej reformy państwa, bo pogłębia jego degenerację, ale skutkuje moralnym upadkiem ludzi, którzy ?historyczne porozumienie? zawarli. Uznanie racji zdrajców powoduje przecież także to, że ci, co siadają ze zdrajcami do wspólnego stołu, opijając się wódą i obżerając jadłem zdrajców, sami nasiąkają zdradą - zdrada bowiem jest jak choroba zakaźna. Nie trzeba było zresztą długo czekać ? zaraz po zawarciu kompromisu okazało się, iż czerwonego nie tylko nie da się za nic rozliczyć, a tego, co nakradł od obywateli, nie da się mu odebrać i zwrócić obywatelom, lecz i rozliczać po prostu nie należy ? ba, nie wolno. ?Nie będę walczyć bronią nienawiści?, grzmiał wujek Adam, tak jakby domaganie się sprawiedliwości i zadośćuczynienia za popełnione zbrodnie było postawą (i wyrazem) nienawiści. Najgorsze jest jednak co innego: kosztami ?wychodzenia z komunizmu?, kosztami ?modernizacji? od samego początku ?transformacji? obarcza się, jakżeby inaczej, obywateli, nie zaś te środowiska, które doprowadziły państwo do cywilizacyjnej ruiny. Ten zabieg przerzucania kosztów na samych obywateli pokazuje, z jak wielką zdradą, z jak monstrualnym skandalem i niezmierzoną wprost skalą cynizmu mieliśmy do czynienia w trakcie zawierania kompromisu i jego późniejszej, konsekwentnej realizacji. Mówiąc obrazowo: pobitych i okradzionych uznano za winnych napadu, skazano na dożywotnią grzywnę i obciążono kosztami procesowymi.
W rezultacie zdeprawowano także nas, zwykłych obywateli, upokarzając i zmuszając do niewolniczego, bezdyskusyjnego służenia establishmentowi. Protesty, próby zajmowania komitetów ?PZPR? to wszystko już na przełomie lat 80./90. było strasznie ?archaiczne?, zupełnie spóźnione, ?wprost śmiszne?, ale też ? (vide ówczesny A. Hall czy J. M. Rokita) - ?niedemokratyczne?, burzące porządek, anarchistyczne. Nie zdążyliśmy jeszcze uzyskać pełnej świadomości ?obywateli nowego państwa?, a już lądowaliśmy na marginesie historii, ?niedojrzali? do takiej demokracji, jaką zafundowały najdzielniejsze elity.
To poczucie upokorzenia, poczucie jakiegoś dogłębnego naruszenia ludzkiej godności i autonomii, wolności, poczucie jakiegoś jawnego usankcjonowania niesprawiedliwości i totalnego oszustwa, było czymś, co prześladowało nad nieustannie pod rządami czerwonych. I jakoś sobie z tym staraliśmy radzić, tworząc wspólnoty rodzinne i przyjacielskie, mające stanowić bastiony, do których komuniści nie mają dostępu. To poczucie jednak powróciło dosyć szybko po ?obaleniu komunizmu? - i to ze zdwojoną siłą, ponieważ nie tylko czerwoni dalej nas mogli upokarzać, ale zaczęli nas upokarzać ludzie uważający się za naszych, obywatelskich reprezentantów (!). Ci ostatni nie tylko bowiem kosztami ?budowy nowego państwa? przyjaznego dla czerwonych obciążali nas, zwykłych obywateli, ale też odmawiali nam prawa do protestowania przeciw tej sytuacji, gdy zaś już dochodziło do protestów, to wysyłali policyjne pały na demonstrantów. W przeciągu paru lat od ?obalenia komunizmu? już jasne było, iż owad ożył, czyli że czerwony pająk nie musi już udawać martwego. Niestety Reagana już nie było u władzy ? jego następca, G. Bush był człowiekiem z zupełnie innej gliny. To zresztą inna historia. Nieciekawa.
Największym sukcesem związanym ze wspomnianą przeze mnie transformowalnością komunizmu, jest poluzowanie gorsetu ideologicznego. Trzymając się tej metafory z owadem ? nie tyle zrzucono pancerz, co zmieniono jego ubarwienie. Ów gorset nie został wszak odrzucony, tylko zmodyfikowany (przetransformowany) ? siermiężny marksizm-leninizm-stalinizm zastąpiono wysmakowanym neomarksizmem z jednej strony nawiązującym do A. Gramsciego, szkoły frankfurckiej i H. Marcuse'go, z drugiej zaś twórczo eksplorowanym przez postmodernistów, S. Žižka i specjalistów od ?gender studies?. Czerwony nie musiał już szukać natchnienia w moskiewskich pismach pszenno-buraczanych ?naukowców?, ponieważ, zgodnie z proroctwami Biezmienowa, na Zachodzie całe pokolenie neomarksistów wykuwało teoretyczne podstawy neokomunizmu w pocie czoła, zaczadzając swymi ideami zupełnie nieświadomych uruchamiania kolejnego eksperymentu społecznego, licealistów i studentów. Fala tego neomarksizmu przelewa się przez Polskę od zatoki Czerskiej po najdalsze ośrodki akademickie, jeszcze chyba tylko uczelnie i szkoły związane z Kościołem nie zaczęły studiować i krzewić ?postępowej myśli?. I z taką samą bezwzględnością, z takim samym jak za marksizmu-leninizmu-stalinizmu poczuciem absolutnej, niepowątpiewalnej racji, neomarksiści zwalczają/wyszydzają jakichkolwiek krytyków czy ?odszczepieńców?. Co więcej, powracają coraz śmielej do starokomunistycznej walki z katolicyzmem, symboliką chrześcijańską, zachęcając do antychrześcijańskich akcji co głupszych ?przedstawicieli młodzieży?, bo do tego, że atakują moralność chrześcijańską (czy szerzej tradycyjną, konserwatywną), zdążyliśmy się od 21 lat przyzwyczaić.
Transformacja komunizmu w neokomunizm jest wejściem na ?wyższy szczebel rozwoju? zamordyzmu. Okazuje się bowiem, że na straży systemu nie musi już stać czerwonoarmista, ponieważ ten dochował się godnych i wiernych następców ? wystarczy w zupełności neokomunistyczna agentura, która, jak pokazują dzieje Polski po ?obaleniu komunizmu? ulokowana jest nie tylko po stronie czerwonych diabłów, ale i po stronie ?obozu solidarnościowego?. Co więcej, obie te agentury są śmiertelnym zagrożeniem dla narodu polskiego, ponieważ ? z podziwu godną determinacją ? czynnie sprzeciwiają się jego upodmiotowieniu, broniąc zawzięcie wywalczonego w 1989 r. nowego status quo. Przerażające może być to, że proces wynarodowiania Polaków, zapoczątkowany (wraz z nadejściem ?armii wyzwolicielki?) zainstalowaniem bolszewizmu, kontynuowany jest od 21 lat za pomocą nowych metod (np. katastrofalna, neogierkowska reforma szkolnictwa (pisze o niej obszernie i wnikliwie A. Waśko w najnowszym numerze ?Nowego Państwa? (3/2010)) i z nowym zapałem nowych, niejednokrotnie młodych politruków, wymawiających słowa ?polska tradycja?, ?polski patriotyzm? zawsze z uśmiechem politowania, jeśli nie pogardy. Równocześnie coraz głośniej i pewniej brzmią głosy wprost gloryfikujące komunizm (i zaangażowanie w służbę temu ustrojowi) ? jak choćby te z książek A. Domosławskiego czy A. Friszke. Naraz więc okazuje się, że czerwony pająk nie tylko nie musi już udawać martwego, ale ma się w świetnym zdrowiu, kto wie, czy nie jest w lepszej kondycji niż za czasów bloku sowieckiego.
Metamorfozy komunizmu wiążą się ze znakomitym wprost rozpracowaniem przeciwnika. Tym przeciwnikiem, który ulega rozpracowaniu jest zwykle ktoś, kto uważa, iż z czerwonym można pójść na jakiś kompromis z tego choćby powodu, ?by nie było jeszcze gorzej?. Gdy prezydent Reagan otwarcie ogłosił swą doktrynę militarnego wzmocnienia USA, jeden z dziennikarzy z lękiem dopytywał: ?Rozpocznie pan ten okropny wyścig zbrojeń, czy tak?? i twierdził: ?Będzie coraz gorzej między Sowietami a nami?, na co amerykański prezydent odpowiedział: ?Och, nie, nie będzie? (s. 86). Z Reaganem nie udało się czerwonemu wejść w jakiekolwiek kompromisy ? ten pierwszy bowiem nie chciał w ogóle słyszeć o podtrzymywaniu sowieciarzy i ich zamordystycznego porządku w istnieniu.
Uznanie, że należy szukać kompromisu z czerwonym, jest zarazem legitymizowaniem czerwonego, przyznawaniem mu prawa do istnienia. Nie podejmujemy się przecież negocjacji z kimś, kogo uważamy za zasługującego na śmierć za swoje zbrodnie i terroryzowanie obywateli. Wchodząc na płaszczyznę kompromisu, przyznajemy, że może te zbrodnie czerwonego nie były takie straszne, a i czerwony terror jakoś nie taki znowu krwawy ?jak mógłby być?, relatywizujemy zatem zło moralne, a tym samym deprecjonujemy moralne dobro. Ludzi, którzy zabijali nie tylko duchownych, ale i wiarę w Boga żywego, którzy zamykali kościoły, a religię naszych ojców rugowali ze szkół i z życia społecznego - traktujemy na równi z ludźmi oddanymi Chrystusowi. W ten sposób więc, czyli na drodze kompromisu z czerwonym, sprzeniewierzamy się samemu Bogu, uznajemy przymierze z Nim za mniej ważne niż ?przymierze? ze złymi ludźmi.
Wbrew dość rozpowszechnionemu przekonaniu największym niebezpieczeństwem, jakie niesie ze sobą komunizm ? bez względu na to, czy ma wersję leninowsko-stalinowską, chińską, koreańską, kubańską czy współczesną neomarksistowską - nie jest terror, lecz tworzenie zbiorowej, a więc wielkoskalowej iluzji ?lepszego świata?. Można to nazwać (znowu biblijnie) systematycznym zabijaniem ludzkiego ducha. Ten iluzoryczny świat jest dosłownie na wyciągnięcie ręki, tak jak wygrana na loterii (już można sobie wyobrażać, jak się ją spienięży, jak się ją spożytkuje) ? i tak jak nas zapewniają spece od hazardu (oraz nałogowi gracze) ? wystarczy regularnie obstawiać, by w końcu zdobyć upragnioną fortunę. Oczywiście to porównanie z loterią jest nieco na wyrost. W salonach gier czy na loterii bywa, że rzeczywiście jakiś szczęśliwiec rozbija bank i o ile nie zajmie się nim mafia lubiąca ponownie położyć łapę na takich pieniądzach, to może dostatnie żyć. Chodzi mi jednak o to, że komunizm karmi ludzi iluzjami przez długie lata (?nie udało się teraz, uda się następnym razem?, ?ponownie zaciśnijmy pasa?, ?dajmy z siebie jeszcze więcej, bo pracowaliśmy na pół gwizdka, nie byliśmy pewni zwycięstwa? itd.), a poza tym, że głosi oczywiste kłamstwo, iż sprawiedliwy porządek społeczny można ustanowić ignorując czy omijając pewne fundamentalne zasady tworzenia normalnego państwa, a ściślej, odrzucając porządek naturalny osnuty na rodzinie, własności prywatnej i dobrze rozumianej (jak też dobrze płatnej) tzn. niskoopodatkowanej pracy. Komunizm zmusza ludzi do wyrzeczeń w imię gigantycznej iluzji, ale też nic prócz iluzji (i/lub terroru) nie jest w stanie ludziom zapewnić. Jeśli już coś zapewnia, to jest to coś wydarte obywatelom i ponownie dystrybuowane pośród nich. W tym też sensie jest to ustrój wybitnie złodziejski, gdyż okrada obywateli stale, od świtu do nocy, nie zaś, jak rozbójnicy w lesie ? raz na jakiś czas. Ustanawiając zaś system wartości na zasadzie jakiegoś potwornego odwrócenia porządku, stara się komunizm oswoić podbijane narody z tym, że przemoc, piramidalne i wszechobecne zakłamanie, niesprawiedliwość, złodziejstwo, łapówkarstwo, sitwiarstwo, upodlanie etc. mogą być normami społecznymi, w zgodzie z którymi można całkiem sprawnie ?funkcjonować?.
Reagan w marcu 1983 r. tak to ujął: ?Jako dobrzy marksiści-leniniści przywódcy sowieccy otwarcie i publicznie oznajmiali, że jedyna moralność, jaką uznają, to ta, która popiera ich sprawę, czyli ogólnoświatową rewolucję. Lenin... powiedział w roku 1920, że odrzucają oni wszelką moralność, która pochodzi od idei nadprzyrodzonych ? to nazwa, jaką nadają religii ? czy też idei innych niż koncepcja klas. Moralność została całkowicie podporządkowana interesom walki klas. Moralne stało się wszystko, co jest potrzebne do unicestwienia starego, opartego na wyzysku porządku społecznego i do zjednoczenia proletariatu? (s. 196). Rozwijając tę myśl, można powiedzieć, że ustrój komunistyczny jest wprowadzaniem w życie diabelskiego ?przykazania? nienawiści bliźniego.
VI. Nowy układ sił Gdy USA wycofają się z Europy, a coraz więcej mamy sygnałów potwierdzających taki scenariusz, wróci dobrze nam znana dominacja niemiecko-rosyjska, której skutki odczuliśmy już w okresie ostatnich paruset lat. Mamy nieszczęście do ?polskich elit?, ponieważ, jak nie wysypało zaprzańcami rozkochanymi w hymnie sowieckim i armii czerwonej, to sypie rozmaitymi przyjaciółmi Niemiec, którzy o wiele lepiej rozumieją interesy i troski Berlina niż przeciętnego Polaka. Palącą potrzebą okazuje się więc - dopóki nie jest to jeszcze zakazane i ścigane przez policję polityczną - kształcenie (choćby na sposób nie do końca zinstytucjonalizowany, skoro większość instytucji o charakterze akademickim staje się coraz bardziej zależna od eurokracji, a więc de facto, od Niemiec decydujących o ?sprawach i prawach? powstającego superpaństwa i jego euroregionów) nowych elit, gotowych na włączenie się w miarę szybko w, co tu dużo kryć, odzyskiwanie Polski z rąk agentury. Na zasadzie pewnej kontrakcji (czy szerzej kontrrewolucji) niezbędne jest wychowanie i wykształcenie wielu ludzi rozumiejących polską rację stanu i wolnych od myślenia proniemieckiego i prorosyjskiego. Oba te typy myślenia uchodzą zwykle w kręgach naszych oświeceniowców za przykłady myślenia ?postpolitycznego?, ale, jak doskonale wiemy, postpolityka polega zwykle na tym, iż państwa niepoważne muszą się podporządkowywać państwom poważniejszym i zwykle siedzieć cicho, jeśli chodzi o swoje interesy. Jeśli Polska nie będzie mieć zupełnie nowych elit, to Niemcy z Rosją zjedzą nas z kopytkami, pozostawiając jakiś twór pseudopaństwowy, całkowicie zależny od Berlina i Moskwy.
Chciałoby się usłyszeć z ust jakiegoś polskiego polityka takie słowa, jak te, które wypowiedział Reagan w trakcie swego inauguracyjnego przemówienia w styczniu 1981 r.: ?Nie jesteśmy skazani na nieunikniony schyłek, jak chciano by nam wmówić. Więc z całą twórczą energią, jaką dysponujemy, rozpocznijmy epokę narodowej odnowy? lub te z lipca 1983 r. skierowane przez niego do Polonii amerykańskiej: ?Nikt nie może złamać ducha narodu polskiego?.
Tylko, czy mamy jeszcze na to wszystko siły i czas? Na krucjatę przeciwko neokomunizmowi? 6.02.1911- 5.06.2004
Nie możesz rozpoczynać nowych wątków Nie możesz odpowiadać w wątkach Nie możesz edytować swoich postów Nie możesz usuwać swoich postów Nie możesz dodawać załączników