____________________________________ "Demokracja to cztery wilki i owca głosujące o obiedzie" R.A.Heinlein
04 wrz 2015, 10:35
Re: Polityka i politycy
Politycy Platformy dostali „wścieklizny” po ogłoszeniu referendum przez prezydenta Dudę
Po czwartkowym orędziu i ogłoszeniu przez prezydenta Andrzeja Dudę, że skieruje do Senatu wniosek o zarządzenie referendum w sprawie wieku emerytalnego, obligatoryjności posyłania 6-latków do szkoły i przyszłości Lasów Państwowych, wczoraj politycy Platformy przechodzili samych siebie, żeby wmówić Polakom, że pytania są „pisowskie”.
Z samego rana konferencje prasową zwołał marszałek Senatu Bogdan Borusewicz ale szybko przeniósł ja na popołudnie, ponieważ przewodnicząca Platformy Ewa Kopacz zarządziła pośpieszne posiedzenie zarządu partii. Po kilku godzinach narad przekaz medialny został ustalony, referendum prezydenta Komorowskiego jest dobre, bo pytania ułożył on sam, a referendum prezydenta Andrzeja Dudy jest złe, bo pytania przygotowało jego zaplecze partyjne. Marszałek Borusewicz dodatkowo uznał, że pytania referendalne przesłane we wniosku prezydenta Dudy są zbyt ogólne i będzie żądał od Kancelarii dodatkowych wyjaśnień, ponadto zwróci się do Krajowego Biura Wyborczego o wyjaśnienie czy będzie ono w stanie przeprowadzić wybory i referendum w tym samym terminie.
Jeszcze bardziej poirytowana wnioskiem o referendum, okazała się premier Ewa Kopacz, która oświadczyła, że czuje się wręcz oszukana przez prezydenta Andrzeja Dudę, który nie spotkał się z jej środowiskiem politycznym mimo tego, że chciało mu podpowiedzieć kilka innych pytań referendalnych. W związku z tym Andrzej Duda jest zdaniem premier Kopacz prezydentem partyjnym, a nie prezydentem wszystkich Polaków, co obiecywał w czasie kampanii wyborczej, a już na jej początku okazało się, że jest inaczej. Wczoraj dwie konferencje prasowe miał marszałek Senatu Bogdan Borusewicz, obydwie wprawdzie z zupełnie kuriozalnym przekazem o wyższości referendum Komorowskiego nad referendum Dudy i wypowiedziami formułowanymi tak, że słychać było wyraźnie iż ma on poważne kłopoty z językiem polskim. Podobnie dwa briefingi prasowe miała premier Kopacz, podczas których wręcz żądała od prezydenta Andrzeja Dudy uzupełnienia pytań referendalnych o kilka innych (wymieniła kwestię in vitro, rolę związków zawodowych) i przez wszystkie przypadki odmieniała jego „pisowską” prezydenturę. Pomocną dłoń do tonącej Platformy jak zwykle w takich przypadkach wyciągnęło TVN 24, minister Kamiński miał ekskluzywną rozmowę u redaktora Morozowskiego w programie „Tak jest”, gdzie przez 20 minut odsądzał Prawo i Sprawiedliwość i prezydenta Andrzeja Dudę „od czci i wiary”, a natychmiast po nim w programie „Fakty po faktach” przez blisko pół godziny gościła premier Ewa Kopacz, która wylała swoje żale znowu na PiS i prezydenta Dudę.
Przypomnijmy więc dlaczego prezydent Andrzej Duda zaproponował nowe referendum i ograniczył je do 3 pytań. Otóż pod koniec czerwca na wiecu wyborczym w Bełchatowie kandydatka na premiera wysunięta przez Zjednoczoną Prawicę, poseł Beata Szydło zaproponowała aby do pytań referendalnych prezydenta Komorowskiego dołączyć jeszcze pytania o obniżenie wieku emerytalnego, wysyłania sześciolatków obligatoryjnie do szkoły i wreszcie przyszłości Lasów Państwowych. We wszystkich tych sprawach miały miejsce inicjatywy obywatelskie (w sprawie 6- latków nawet dwie), dotyczące zorganizowania referendów, pod którymi podpisało się ponad 6 milionów osób. Wszystkie te podpisy po decyzjach koalicji Platformy i PSL-u zostały wprawdzie zmielone, a wnioski referendalne odrzucone w pierwszym czytaniu ale po ich ilości można wnioskować, że te sprawy naprawdę budzą ogromne zainteresowanie społeczne. Prezydent Andrzej Duda zaprosił inicjatorów tych referendów do swojej Kancelarii na konsultacje podczas których usłyszał, że wszyscy oni podtrzymują ideę zorganizowania referendum w tych sprawach, pod którymi zebrali miliony podpisów.
Co więcej wszystkie te trzy problemy są ciągle aktualne, ba coraz bardziej emocjonują opinię publiczną, ponieważ rządząca koalicja Platformy i PSL-u, coraz mocniej upiera się szczególnie przy utrzymaniu podwyższonego wieku emerytalnego i obligatoryjnego posyłania dzieci 6-letnich do szkoły. Stąd taki, a nie inny kształt nowego referendum i tylko zła wola polityków Platformy powoduje, że próbują oni teraz za wszelką cenę do niego nie dopuścić, dyskredytując zarówno komitety obywatelskie, które zbierały podpisy jak i obecnego prezydenta, który nie chce pozwolić aby 6 milionów podpisów zostało ostatecznie wyrzucone do kosza. Teraz wszystko w rękach senatorów Platformy ale po wczorajszej „wściekliźnie” czołowych polityków tej partii, nie mam wątpliwości, że dostaną oni polityczną dyspozycję aby wniosek prezydenta Andrzeja Dudy o referendum bezwzględnie odrzucić.
Paweł Kukiz do dziennikarki Telewizji Republika: Ty PiS-owska k...
„Ty PiS-owska k...” – powiedział Paweł Kukiz do Katarzyny Gójskiej-Hejke, po wyjściu ze studia Telewizji Republika. Wcześniej muzyk przerwał przeprowadzany z nim przez dziennikarkę wywiad. Całą rozmowę – bez montażu – będzie można obejrzeć na antenie Republiki już dziś o godz. 20.15.
Rozmowa z Pawłem Kukizem dotyczyła m.in. jednomandatowych okręgów wyborczych, finansowania partii politycznych, układania wyborczych list oraz polityki międzynarodowej. W czasie wywiadu Kukiz przyznał również, że zasięga wiedzy u funkcjonariuszy byłej Służby Bezpieczeństwa. Jednak w pewnym momencie muzyk niespodziewanie – po pytaniach o relacje z Rosją oraz plany dyplomatyczne prezydenta Andrzeja Dudy – przerwał dyskusję, a po wyjściu ze studia obraził dziennikarkę. Po tym incydencie przedstawiciele Pawła Kukiza skontaktowali się z Republiką i zażądali wstrzymania emisji wywiadu.
Spotkali się ze zdecydowaną odmową. Aby dochować dziennikarskiej rzetelności program zostanie wyemitowany bez montażu dziś o godz. 20.15. https://youtu.be/xXlUPAQydhk
Dworcowe mądrości Ewy Kopacz pokazują, na jakim poziomie operuje szefowa rządu szóstego państwa UE
Słuchając peronowych złotych myśli z bakelitu jest mi prostu wstyd. Nie dlatego, że wygłasza je Ewa Kopacz i że reprezentuje PO, bo to nie ma znaczenia. Ale dlatego, że robi to premier Rzeczypospolitej.
Rankiem 26 sierpnia, przed kolejną podróżą pociągiem, tym razem na Opolszczyznę, premier Ewa Kopacz znowu błysnęła na dworcu. Staje się już „nową świecką tradycją” wygłaszanie przez panią premier na peronie refleksji, które muszą wstrząsać przede wszystkim obcymi placówkami dyplomatycznymi w Polsce oraz ich centralami. Tym razem na peronie Ewa Kopacz wezwała prezydenta Andrzeja Dudę do natychmiastowego powołania Rady Bezpieczeństwa Narodowego oraz zwołania Rady Gabinetowej. Uzasadnienie na pewno wstrząsnęło dyplomatami oraz prezydentami Putinem i Poroszenką. Pani premier oświadczyła bowiem, że „ostatnio na wschodniej Ukrainie dzieje się bardzo źle. Rosjanie przygotowują się, aby przerzucać mosty pontonowe”. Gdy wszyscy zastygli w oczekiwaniu, że pojawią się jakieś interesujące szczegóły tej operacji desantowo-inżynieryjnej Rosjan, Ewa Kopacz bezpretensjonalnie oświadczyła, że „tak przynajmniej donoszą media”. Dworcowe mądrości Ewy Kopacz pokazują, na jakim poziomie myślenia operuje szefowa rządu szóstego państwa Unii Europejskiej. Jednocześnie z pozycji mędrca udziela ona na peronie dobrych rad prezydentowi Andrzejowi Dudzie w związku z tym, co o tzw. formacie normandzkim powiedział ukraiński prezydent Perto Poroszenko, a z drugiej - opowiada niebywałe dyrdymały o fundamentalnym dla bezpieczeństwa Polski i Europy konflikcie. Nie mówi tego na podstawie jakiejś fachowej czy ekskluzywnej wiedzy, lecz pewnie usłyszała o tym w radiu jadąc rządową limuzyną na dworzec. Zresztą większość dworcowych i pozadworcowych mądrości premier Ewy Kopacz musi pochodzić z tego samego źródła. Gdzieś coś usłyszała. I na tej podstawie czuje się upoważniona do wygłaszania takich sądów, jak ten o „przerzucaniu mostów pontonowych” przez Rosjan.
Wyobraźmy sobie teraz Radę Gabinetową albo posiedzenie Rady Bezpieczeństwa Narodowego, na którym wreszcie Ewa Kopacz dopada prezydenta Andrzeja Dudę i opowiada mu te „dworcowe historie”. To już lepiej, żeby to wszystko rozgrywało się na peronie, a nie było protokołowane z tego powodu, że dzieje się na bardzo oficjalnych posiedzeniach. Lepiej dla Ewy Kopacz i dla przyszłych historyków, który będą podejrzewać, że ktoś podmienił ważne dokumenty państwowe. Bo nikt poważny nie uwierzy, że premier dużego i ważnego państwa europejskiego może wygadywać takie rzeczy. Po prostu rano, przygotowując się do kolejnej wycieczki Pendolino, pani premier rzuca pewnie okiem na telewizje śniadaniowe, w łazience słucha radia rynszTOK FM, zadzwoni do niej jakaś „psiapsiółka” i już jest naładowana wiedzą o państwie, którą potem „sprzedaje” na peronie w obecności kamer i mikrofonów.
Przypominanie tego, także przez mnie, staje się już może męczące, ale ilekroć słucham dworcowej filozofii Ewy Kopacz, nie wiem, gdzie się schować ze wstydu. Bo jednak to wszystko robi premier mojego państwa. A robi tyle, że niczym kałasznikow (rano jest pełna energii) wyrzuca z siebie bez ładu i składu jakieś dziwaczne opinie o wszystkim. I nie jest to jakaś gospodyni domowa, która lubi telewizje śniadaniowe i czasem czegoś posłucha o polityce, lecz szefowa rządu. Taka osoba powinna bardzo miarkować, co mówi, opierać się wyłącznie na wiedzy eksperckiej, w tym wiedzy tajnych służb (dostaje stosowne raporty i opracowania) i nie chlapać, co jej ślina na język przyniesie. Premier takiego państwa jak Polska jest słuchany przez dyplomatów i ludzi obcych służb, którzy na tej m.in. podstawie tworzą profile rozpracowywanych osób i potem wykorzystują je w działaniach przeciwko Polsce czy tylko dotyczących naszego kraju.
Może się pojawić zarzut, że to, co piszę jest po prostu hejtem pod adresem premier Ewy Kopacz. Odpowiem, że staram się być bardzo powściągliwy, bo to, co robi Ewa Kopacz jako premier jest po prostu niebywałym ewenementem. Zarówno jeśli chodzi o formę, jak i o treść. Wyjątkowość funkcjonowania Ewy Kopacz w roli premiera zapiera dech i obezwładnia jednocześnie. Ale nie sposób nie reagować na takie rzeczy, jak choćby dworcowe mądrości. Nie sposób nie reagować na to, co na podstawie m.in. peronowych enuncjacji zbierają obce służby i jak dzięki temu dossier mogą wpływać na różne zachowania polskiej premier. A możliwości mają wiele, choćby wykorzystując słabości, nawyki czy upodobania Ewy Kopacz. To nie jest jakaś pani Tereska z Wierzbna (przy całym szacunku dla pani Tereski i dla warszawskiego Wierzbna), która jedzie do przyjaciółki w Radomiu i na peronie spotkała znajomą panią Jadzię z Rakowca, więc szybko opowiada jej wszystko, co przyszło jej akurat do głowy i co rano usłyszała przygotowując się do wyjazdu. To jest szefowa rządu, od której możemy wymagać choćby powagi i powściągliwości. Dlatego możemy od niej tego wymagać, że ją utrzymujemy ze swoich podatków, że nas reprezentuje i że od premiera wymagamy jakiejś wiedzy i jakichś reguł postępowania. Lekarz czy obywatelka Ewa Kopacz może robić i mówić, co chce, ale nie premier Ewa Kopacz.
W kategoriach intelektualnych czy pod kątem procedur Ewa Kopacz sieje swego rodzaju zgorszenie. Przeciętni ludzie widzą i słyszą jej peronowe refleksje oraz obserwują sposób sprawowania władzy i mogą zwątpić w sens demokracji przedstawicielskiej. Młodzi mogą zwątpić w sens kształcenia i samokształcenia, bo przecież do takiego funkcjonowania jak w wypadku Ewy Kopacz nie trzeba żadnego wykształcenia, żadnej wiedzy, żadnego doświadczenia. Przeciętni obywatele mogą nabrać wstrętu do polityki, jeśli przypomina ona magiel połączony z rozmowami pod warzywniakiem. To nie jest żaden hejt, tylko domaganie się od premiera szóstego pod względem ważności państwa UE powagi i kompetencji w sprawowaniu urzędu. Choćby elementarnej, a nie dezawuowania tego urzędu, m.in. peronowymi złotymi myślami z bakelitu. Słuchając ich jest mi prostu wstyd i czuję zażenowanie. Nie dlatego, że to Ewa Kopacz i że reprezentuje ona PO, bo to nie ma znaczenia. Przede wszystkim dlatego, że to wszystko robi premier Rzeczypospolitej.
Jarosław Kaczyński o śp. Lechu Kaczyńskim jako człowieku "Solidarności": "nie zdradził, nigdy nie zdradził"
Przemówienie Jarosława Kaczyńskiego na gdańskiej konferencji pt. „Lech Kaczyński – człowiek »Solidarności«”, wrzesień 2012 r., sala BHP w Stoczni Gdańskiej Szanowni Państwo, przed nami wystąpienia historyków i dyskusje, w których będą uczestniczyli świadkowie ważnych, historycznych wydarzeń. W związku z tym chciałbym powiedzieć tylko kilka słów na temat, który jest tytułem dzisiejszego spotkania. Tytułem, który rzeczywiście znakomicie oddaje istotę tego wszystkiego, co mój śp. brat robił w życiu publicznym. Był człowiekiem „Solidarności”, był nim, mówił o tym, tak go zresztą żegnano, tak mówił na jego pogrzebie przewodniczący Śniadek. I to było najkrótsze i najlepsze podsumowanie sensu jego poczynań w ciągu przeszło najważniejszych trzydziestu kilku lat jego życia.
Być człowiekiem „Solidarności” może oznaczać wiele różnych sytuacji i stanów. Lech był człowiekiem „Solidarności” w tym najprostszym sensie – członkiem organizacji, pełnił funkcje formalne, a także nieformalne, wtedy gdy „S” była nie do końca sformalizowana. I to jest, można powiedzieć, najprostsza odpowiedź na pytanie, co to znaczy. Być człowiekiem „S” może oznaczać także, często o tym zapominamy, być człowiekiem największego ruchu społecznego w naszej historii, ale także co najmniej jednego z dwóch największych w historii świata, bo tylko ruch Gandhiego można porównać do ruchu „Solidarności”. Może chodzić o to, że ktoś w dziejach tego ruchu odegrał istotną rolę. Sądzę, że tu będzie na ten temat mowa, ale ja mogę powiedzieć, że z całą pewnością ta rola była znacząca i powtórzyć te słowa, które już padły, że ci, którzy ją kwestionują, mówią nieprawdę.
Mówią nieprawdę od pierwszych dni tego ruchu, a także pomijają czy nie znają faktu, który jest dzisiaj często zapominany, tego momentu, gdy 17 września 1980 roku różne organizacje związkowe, które powstawały błyskawicznie w Polsce, zjednoczyły się w jeden ruch, jakim była „Solidarność”. Ta nieprosta operacja, która odbywała się kilka kilometrów stąd, we Wrzeszczu, była przeprowadzona z walnym udziałem Lecha Kaczyńskiego. Bo byli jej przeciwnicy, nie chcę wymieniać ich nazwisk, bo nie to dziś jest ważne, nie mieli złej woli, ale stanowili mocny front i trzeba było ich ominąć. Trzeba było przeskoczyć tę barierę, która od kilkunastu dni była stawiana tym, którzy chcieli tego zjednoczenia. W tym kontekście trzeba wspomnieć Karola Modzelewskiego i działaczy z Dolnego Śląska. Ale ich usiłowania były bezskuteczne i dopiero 17 przyniósł rozwiązania. A w tej całej, można powiedzieć, intrydze Lech Kaczyński odegrał zasadniczą rolę. A później, gdy kierownictwo nie było jeszcze całkiem sformalizowane, należał do niego aż do marca ‘81, kiedy, jak można przeczytać w SB, został z niego wyeliminowany, co SB traktowała jako swój sukces.
Później działał dalej, było internowanie oraz co dzisiaj może dziwić, była wieloletnia współpraca z Lechem Wałęsą i podziemiem, z bardzo wieloma instytucjami podziemia. Była także rola o której warto wspomnieć, bo jest też często zapominana, otóż Lech Kaczyński był totalnym doradcą prawnym w kręgach „Solidarności”. Nieustannie różnym ludziom w różnych sprawach doradzał jako prawnik. Kiedy bywał w Warszawie, odbierał nieustanne telefony. Nie chodziło tylko o sprawy związane z podziemiem i gdańskim kręgiem wokół Lecha Wałęsy – ale o działaczy „S” z całej Polski, na przykład pamiętam telefon z Olsztyna. To była rola ważna, bo ludzie „S” potrzebowali takiej pomocy, a mój brat był naprawdę bardzo dobrym prawnikiem. Później przychodzi moment, w którym trzeba wypełnić zobowiązanie, mówiące, że w razie aresztowania Bogdana Borusewicza, Lech Kaczyński wejdzie w jego miejsce (to była umowa z 1983 roku). Borusewicz zostaje aresztowany, Leszek wchodzi w jego miejsce i w ten sposób ostatecznie wchodzi także do podziemnego kierownictwa związku. Następnie jego rola po wyjściu Borusewicza zmienia się, ale pozostaje w tym kierownictwie, jest sekretarzem KKW, a wreszcie po udziale w strajku majowym i sierpniowym 1988 roku, otrzymuje od LW zapewnienie czy właściwie nominacją na wiceprzewodniczącego, zastępcę. Pełnił tę rolę do 1991 roku – początkowo nieformalnie, a potem po zjeździe już formalnie. To jest ten okres, kiedy przynależność do związku określała to, że był człowiekiem „S”.
Ale nie zdradził, nigdy nie zdradził – nawet gdy przeszedł do innych funkcji – w kancelarii prezydenta, NIK, później już jako minister sprawiedliwości, prezydent Warszawy i Polski. To głębokie przeświadczenie, że idea Solidarności był czymś niezwykle ważnym w dziejach kraju i świata, i że należy te idee wcielać w życie było mu niezwykle bliskie. Wiele osób przyznaje się dziś do autorstwa koncepcji Polski solidarnej. Byłem przy tym – autorem tej koncepcji był Lech Kaczyński. To była koncepcja wynikająca z jego przeświadczenia, uważał, że „S” zsyntetyzowała doświadczenia polskich ruchów wyzwoleńczych począwszy od rozbiorów i konfederacji barskiej aż po II wojnę i okres powojenny. W ruchu „S” te wszystkie doświadczenia się zogniskowały, w szczególny sposób i okolicznościach –w komunizmie i jego specyfice. Zogniskowały się w sposób niezwykle wręcz istotny, w sposób który zsyntetyzował to doświadczenie i stworzył przesłankę do budowy w Polsce nowego kształtu społeczeństwa, do budowy nowego państwa, bo ta budowa jest podstawowym warunkiem, aby nowe społeczeństwo można było stworzyć. Jak wiadomo, w roku 1989-1990r. w Polsce sprowadzono z zewnątrz ideologię liberalną.
Na koniec wspomnę spór, prywatny spór Leszka z Jackiem Kuroniem i Adamem Michnikiem. Rozmawiali prywatnie na temat idei „Solidarności”. Ci dwaj działacze, których zasług sprzed 1989 roku nie należy kwestionować, twardo stali na stanowisku, że to już historia, że triumfować ma liberalizm. Że dawna skłonność przyjmowania doktryn jako klucza do rozwiązywania problemów i otwierania drzwi pozostało, zmieniła się tylko idea. Leszek pozostał wierny temu, czemu służył przez następne kilkanaście lat. Ten spór prywatny zmienił się w wielki spór polityczny. Ten spór trwa i mam nadzieje, że przyniesie kiedyś sukces tych, którzy uważają, że należy sięgać do polskiego dorobku i tego, co w polskiej historii było wielkie. A „Solidarność” była wielka i powinna pozostać wielka, bowiem zmieniła Polskę, Europę i świat. Pamiętajmy o tym, że pozostaje ona niewyczerpanym źródłem inspiracji dla tego pokolenia o którym mówił Maciej Łopiński, ale także dla młodszych pokoleń. Dziękuję.
Błaszczak o przemówieniu Kopacz: Zabrakło okrzyku: „gdy PiS dojdzie do władzy, Saska Kępa zmieni nazwę na Beata Kempa”. To było żenujące.
Prezes Jarosław Kaczyński będzie po wyborach prezesem PiS - mam nadzieję największej partii sejmowej. To jest bardzo ważna rola. Potrzebne jest spoiwo — mówi portalowi wPolityce.pl Mariusz Błaszczak, przewodniczący klubu parlamentarnego PiS.
wPolityce.pl: Ewa Kopacz zaprezentowała ostatnio nowe twarze i kandydatów PO w wyborach. Wśród nich pojawił się Ludwik Dorn. Widząc Michała Kamińskiego czy Dorna w PO wielu komentatorów śmieje się, że PiS przejmuje Platformę… Mariusz Błaszczak: (Śmiech) Rzeczywiście mamy do czynienia z sytuacją rodem z kabaretu, niczym z kabaretu Roberta Górskiego. Gdy widziałem przemówienie Ewy Kopacz, miałem właśnie takie odczucia. Tekst straszenia PiS-em był niemal żywcem wyjęty z Górskiego. Zabrakło mi jedynie tej ostatecznej frazy: „gdy PiS dojdzie do władzy, Saska Kępa zmieni nazwę na Beata Kempa”… Miałem wrażenie, że premier ma na końcu języka ten okrzyk. Żeby było śmieszniej, dziś ludzie i to, co było pretekstem do ataków na IV RP, są w Platformie, Michał Kamiński, Ludwik Dorn, czy współpracujący z PO mec. Roman Giertych. Dwóch wicepremierów wciąż atakowanego rządu PiS-u jest w orbicie Platformy. Sprawa brania lekarzy w kamasze, wykształciuchów, a także pies Saba wraz z Ludwikiem Dornem przeszły do PO. To jakieś kuriozum.
Ewa Kopacz poświęciła wiele miejsca PiS-owi. Ma to miejsce w 8. roku rządów PO-PSL. Czy ta wojenne retoryka w Pana ocenie może być skuteczna? - To istne strachy na lachy. To, co mówiła Ewa Kopacz, było żenujące. Po 8 latach rządów PO-PSL koalicja powinna mówić o tym, co zrobiła do tej pory. Jednak jak widać oni się wstydzą. Wynagrodzenia w Polsce są niskie, młodzi ludzie wyjeżdżają za pracą. Muszą jechać na Zachód. Ostatnio obchodziliśmy 35-lecie Porozumień Sierpniowych. Dzieci pokolenia „Solidarności” z III RP wyjeżdżają natomiast za chlebem na Zachód Europy. To jest bardzo gorzka obserwacja. Niestety taka jest spuścizna rządów PO. Widać, że gdy Platformie brakuje argumentów, jest atak na opozycję, jest agresja. To prowadzi do śmiesznych sytuacji. Dziś działacze PO muszą połykać języki, np. Stefan Niesiołowski. Co on opowiadał o Dornie? Najgorsze rzeczy. W mojej ocenie ludzie jednak widzą sztuczność tego, co dzieje się w PO. I sądzę, że Polacy dadzą temu wyraz 25 października.
Emocje wzbudzają jednak nie tylko listy PO. Wiele mówi się o braku miejsca dla Pawła Kowala. Czy prawica, które nie tak dawno się jednoczyła, pokłóci się o miejsca na listach wyborczych? - Jeśli miałyby u nas przeważać sprawy personalne, to oznaczałoby coś złego. To byłby dowód, że coś złego się dzieje. Nic złego się jednak nie dzieje. Umowy są dotrzymywane. Uważamy, że jest dziś ogromna szansa na dobrą zmianę i naprawę tego, co złego zostało wyrządzone przez osiem lat. Tymi zmianami zajmie się PiS, jeśli otrzymamy mandat ze strony narodu. Na listach PiS-u będą przedstawiciele naszych partnerów. PiS zaprezentował w Katowicach program partii. Mam nadzieję, że ten program okaże się programem zwycięskim.
Na ile przygotowana do rządzenia jest ekipa pani Beaty Szydło? Czy wiadomo, kto obejmie które ministerstwo? Czy wiadomo jakie konkretne decyzje zostaną podjęte w każdym z obszarów działań państwa? Czy to już jest przygotowywane? - W Katowicach przedstawiono program i drużynę. Prezes Jarosław Kaczyński mówił, ja to również podkreślam, że nam się nic nie należy. Wszystko w rękach narodu. Jeżdżąc po Polsce zabiegamy o poparcie, słuchamy i słyszymy, co mówią Polacy. My zaś mówimy, co będziemy chcieli zmienić. Dwa dni temu prezentowaliśmy ustawę „500 złotych na każde drugie i kolejne dziecko”. To bardzo ważna sprawa, która dotyczy biedy, tej hańby III RP związanej z biedą dzieci. To jednak również dotyczy wsparcia rodzin, które mają dzieci. To niezwykle ważne. Te zmiany muszą być przeprowadzone, ponieważ inaczej grozi nam zapaść demograficzna. Prezydent Andrzej Duda złoży dwa projektu ustaw, dot. wieku emerytalnego i kwoty wolnej od podatku. Skoro Senat i PO zablokowali referendum, to pewnie i te ustawy zostaną odrzucone. One więc zostaną przez nas przeprowadzone ponownie w Sejmie. Składaliśmy w tej kadencji wiele projektów ustaw, np. dotyczącą podatku od banków, czy nowego systemu podatkowego. Do tego wrócimy, jeśli naród powierzy nam mandat do sprawowania rządów.
Czy przedstawienie przez Beatę Szydło kandydatów na ministrów, np. w formie gabinetu cieni, nie byłoby dobrym krokiem? Czy to nie pokazałoby, że PiS przygotowuje ludzi, którzy obejmą najważniejsze stanowiska w kraju? - Świadomie nie przedstawimy gabinetu cieni. To się nie sprawdza w polskich warunkach, choć sprawdza się w Wielkiej Brytanii. Tam jednak lider opozycji ma bardzo silną pozycję. W Polsce liderem opozycji jest Jarosław Kaczyński, ale on jest traktowany przez koalicję w sposób, który przez Brytyjczyków zapewne byłby uznany za wielce niestosowny. Nie przekładajmy więc na polskie warunki standardów brytyjskich. PiS przedstawił drużynę, teraz zabiegamy o wynik wyborczy, rozmawiamy z ludźmi. Prezes Beata Szydło jeździ po Polsce i rozmawia z ludźmi. Widać, że jest w Polakach wola zmiany. PiS ma konkretną wizję, co i jak zmienić. Wspomniał Pan o Jarosławie Kaczyńskim… Kim on będzie po 26 października, jeśli PiS wygra wybory? Będzie kierował Polską z tylnego siedzenia, pociągając za sznurki? Znów wracamy do tez rodem z kabaretu. Prezes Jarosław Kaczyński będzie po wyborach prezesem PiS - mam nadzieję największej partii sejmowej. To jest bardzo ważna rola. Potrzebne jest spoiwo zmian, jakie będą przeprowadzane w Polsce. O ile oczywiście PiS wygra wybory.
Jarosław Kaczyński to jedyny polityk w Europie, który swoimi ludźmi obstawił dwie największe partie w kraju
Wszędzie zdarzają się polityczne transfery, nawet w tak dojrzałych demokracjach jak angielska, nawet tak wytrawnym politykom jak Churchill. Ale żeby jedna partia, nie na drodze frondy, ale przez indywidualne zmiany barw zdominowała drugą? Takie cuda, tylko w Polsce! Droga wycieczko, zapraszamy. Oto nasza Platforma Obywatelska, partia, która po ośmiu latach rządów chce pokazać wyborcom, że w zasadzie nic, może poza nazwą, ją z Platformą nie łączy – nie ma Tuska, nie ma Komorowskiego, nie ma Rostowskiego. A kto jest? Ano sami nowi ludzie, pod wodzą Ewy Kopacz, która przez ostatnie dwie kadencje była lekarką w Szydłowcu, ludzi słuchała i im pomagała, w polityce jest zupełnie nowa, więc za nic nie może wziąć odpowiedzialności. Marszałek Borusewicz (wybrany w 2005 roku z PiS-u, a jakże!), też nowicjusz, doszedł już do tego, że nie zgadza się z referendum, za którym jakieś trzy miesiące temu głosował. Bo marszałek ma - jak w peerelowskim dowcipie – swoje zdanie, ale się z nim nie zgadza.
Skoro więc Platforma nie jest Platformą, to kim jest? To już trudniejsza kwestia, bo pytanie o poglądy politycy PO uznają za nietakt. Poglądów mają zresztą całą masę, wszystkie świeżutkie, nieużywane. Popatrzmy za to, któż tej ekipie daje twarz, kto ją ustawiał? (Proszę za mną, droga wycieczko, można robić zdjęcia.)
Ano na pierwsze skrzypce wyrasta Michał Kamiński, którego zasług dla Kaczyńskiego nie sposób wszak przecenić. Nasz drogi, by nie rzec drogocenny, Miś gdzie nie spojrzy tam ma przyjaciół z PiS-u. Tu radośnie pląsa w swym żakiecie, który w rok obskoczył trzy partie minister Kluzik-Rostkowska, pisowski aniołek, przyjaciółka Jarosława, szefowa jego kampanii prezydenckiej, polityk, który pytany o to co dla niej znaczy honor grozi zerwaniem wywiadu. Joasia była w PiS frakcją liberalną, ale jest z nią w partii nowej i giba się rytmicznie Antoni Mężydło, konserwatysta. O ile Mężydło to konserwatysta bezobjawowy, to tu, z rogu, rączkami macha do nas senator Libicki, konserwatysta objawowy, choć z objawów jego choroby najbardziej w oczy rzuca się pisoza – ciężka mania prześladowcza, teraz poprawniej zwana monomanią. Senator jest w Partii Miłości ze swym nieodłącznym Tomczakiem, politykiem, którego istnienie przewidział Robert Musil pisząc o człowieku bez właściwości.
Na koniec zostawiliśmy wicepremiera u boku Kaczyńskiego, formalnie koalicjanta, a nie członka PiS, ale kojarzącego się z Jarosławem jak jego (Jarosława rzecz jasna) kot Buś. Nieżyjący kot Buś, dodajmy ze smutkiem. Mowa oczywiście o Romanie Giertychu, postaci która nie tylko wzrostem, ale i swymi idiosynkrazjami mogłaby obdzielić cały, pomniejszy klub parlamentarny.
No i wreszcie, a to już prawdziwa wisienka na torcie, człowiek organicznie wręcz związany z Kaczyńskim, nieodłączny trzeci bliźniak, posiadający wszystkie zalety Jarosława i wszystkie jego wady, Ludwik Dorn. Kandyduje on z list Platformy, by w ten sposób znaleźli się na niej wszyscy żyjący (poza Zytą Gilowską) wicepremierzy Kaczyńskiego. Nie jest jednak, ten Kaczor paskudny, człowiekiem bez wad. Oto one, na oślej ławce siedzą jego minister Radosław Sikorski i wiceprzewodniczący PiS Paweł Zalewski. Źle się sprawowali, za bardzo pisowali, więc wylecieli z list.
W ten oto sposób nasza krótka wycieczka dobiegła do kresu. Oto urna wyborcza, prosimy wrzucać głosy. Można się nie biedzić nad wyborem, tak czy owak rządzić będą ludzie Kaczyńskiego.
Nie masz wystarczających uprawnień, aby zobaczyć pliki załączone do tego postu.
____________________________________ Powyższy post wyraża jedynie opinię autora w dniu dzisiejszym. Nie może on służyć przeciwko niemu w dniu jutrzejszym, ani każdym innym następującym po tym terminie. Ponadto autor zastrzega sobie prawo zmiany poglądów, bez podawania przyczyny.
06 wrz 2015, 15:27
Re: Polityka i politycy
Odlot Kopacz. Obiecuje likwidację składek na ZUS i NFZ, chwali Kościół katolicki!
- Zaproponujemy Polakom jednolitą stawkę PIT na poziomie 10 proc., zlikwidujemy składkę ZUS i na NFZ. Zlikwidujemy śmieciówki i szarą strefę oraz minimalną stawkę godzinową 12 zł - to przedwyborcze obietnice Ewy Kopacz i PO. Szefowa Platformy powiedziała też, że w sprawie uchodźców nie ma dyktatu i szantażu Unii Europejskiej, lecz szantaż... PiS.
- Naszą ideologię jest patriotyzm, ten pozytywny, oparty na wolności - mówiła Ewa Kopacz, przedstawiając przedwyborcze propozycje PO. Są one dość szokujące jak na partię, która rządzi od 8 lat i zamiast obiecywanych liberalnych reform umacniała biurokrację i podwyższała podatki.
Kopacz obiecała m.in. likwidację składek na ZUS i NFZ, jednolitą stawkę PIT na poziomie 10 proc., likwidację umów śmieciowych, wprowadzenie minimalnej stawki godzinowej w wysokości 12 zł, bon refundacyjny na leki dla ponad 3 mln Polaków oraz likwidację finansowania przez pracodawców etatów związkowych.
Ale nie skończyło się na "kiełbasie wyborczej". Przy okazji tematu uchodźców padły jeszcze bardziej zdumiewające słowa. Ewa Kopacz powiedziała, że nie ma czegoś takiego jak dyktat albo szantaż Unii Europejskiej w sprawie przyjęcia imigrantów. Jest za to - według Kopacz - szantaż... PiS. Liderka PO zaczęła też przy okazji chwalić Kościół katolicki za postawę ws. imigrantów.
- Platforma nie ma pomysłu na Polskę bez Kościoła, na Polskę bez chrześcijaństwa - deklarowała Kopacz.
Ale wtopa! Rutnicki chciał zganić Dudę, a obsobaczył Tuska. Poseł PO wpadł we własne sidła!
Kto pod kim dołki kopie, ten sam w nie wpada… Tym razem wpadł poseł PO Jakub Rutnicki, który zgodnie z przekazem dnia - usiłował przekonać wyborców, że prezydent Andrzej Duda przemawiając do londyńskiej Polonii popełnił niewybaczalną zbrodnie.
Rutnicki spotkał się na antenie TVN 24 z Jarosławem Sellinem. To bardzo smutna sytuacja. Pan prezydent przedstawia nasz kraj w niezbyt pozytywnym świetle, a tak być nie powinno, tym bardziej, że mówi to jeszcze do niedawna polityk Prawa i Sprawiedliwości, gdzie w 2005 -6-7 roku jak PiS był u władzy, największa liczba Polaków opuszczała Polskę wybierając Wielką Brytanię — atakował platformerski „pistolet”. Jedynym wytłumaczeniem jest to że pan prezydent b. mocno angażuje się w kampanię PIS i chce przedstawiać nasz kraj nie jako kraj rozwijający się. A my przez wiele lat pracowaliśmy na dobry prestiż naszego kraju - rozwodził się.
Co jest oburzającego w stwierdzeniu: „dobrze wiem, że ci którzy zarabiają w Londynie 5 razy więcej niż mogą zarobić w Polsce nie wrócą jedynie dlatego, że jakiś polityk powie”wracajcie”. Wrócą wtedy, kiedy także zarobki, a nie tylko ceny będą zachodnie.” Co pana oburza? - spytał spokojnie Sellin. Mnie nic nie oburza w słowach pana prezydenta. Ja po prostu uważam, ze prezydent najjaśniejszej Rzeczpospolitej powinien mówić o naszym kraju w słowach jak najlepszych - odparował Rutnicki.
Czyli tego nie mógł powiedzieć? - dopytał Sellin. Mógł powiedzieć to na co ma ochotę. Ja ubolewam, że zawsze podczas wizyt zagranicznych pan prezydent nasz kraj przedstawia w nie najlepszym świetle. Pierwszy obywatel powinien mówić o swoim kraju jak najlepiej. Oczywiście płaca w Wielkiej Brytanii w przeliczeniu na polskie to 5 tys. 700 zł. I rozumiem, że jak PiS dojdzie do władzy to płace minimalną ustawcie na poziomie 5.700 zł. tak, by Polacy mogli szybko wrócić? - zadrwił polityk PO. Ja po prostu mówię, że nie powinno się o Polsce w ten sposób mówić szczególnie za granicą - przesądził. Zgadzam się, częściowo się zgadzam - pojednawczo stwierdził poseł PiS. Bardzo się cieszę! - rozradował się Rutnicki. Panie pośle, to co pan przed chwilą zrecenzował, to były słowa Donalda Tuska, wypowiedziane do Polaków w Londynie kilka lat temu. Źle mówi o Polsce, za granicą, w taki sposób w jaki zacytowałem… Zrecenzował pan wypowiedź Donalda Tuska - oświadczył Sellin.
Rutnickiemu szczęka opadła Pan prezydent powinien jak najlepiej mówić o Polsce — zdołał wykrztusić. Dalsza część programu nie miała już właściwie znaczenia...
Ona nie musi się obawiać gwałtu .... energyman00 Ocena: 14 (glosow:16) 2015-09-16 13:25:29
Prawdziwa silna i niezależna kobieta! tylko ten cholerny, nie uleczalny syndrom niedopchnięcia dopochwowego... BigRooy Ocena: 1 (glosow:3)2015-09-17 22:50:09
Gwałt to taki zabawny temat, co panowie? Wszyscy tu zebrani życzą jej gwałtu. Ona jest totalną idiotką a wy z tymi komenatarzami o gwałcie - idiotami. Ale spoko, podobno płyną też tacy inigranci, co sobie ruchną chętnie jedno i drugie, tak więc szukujcie doopy:) Prawdaboli1234 Ocena: -7 (glosow:9) 2015-09-17 11:19:15
____________________________________ "Demokracja to cztery wilki i owca głosujące o obiedzie" R.A.Heinlein
Ostatnio edytowano 04 paź 2015, 09:42 przez kominiarz, łącznie edytowano 2 razy
04 paź 2015, 09:41
Re: Polityka i politycy
Media o słabości Kamińskiego do alkoholu. "Naprawdę nikomu do śmiechu nie jest"
Dotychczas była to tylko plotka, która jednak staje się coraz "głośniejsza". O "słabości do mocnych trunków" Michała Kamińskiego - pierwszego suflera Ewy Kopacz i jej najbliższego doradcy, napisał dziś w "Rzeczpospolitej" Andrzej Stankiewicz. I to nie jest pierwszy dziennikarz, który o tym wspomniał. Rzecznik rządu pytany w tej sprawie - milczy.
Najpierw była wzmianka w satyrycznej rubryce "Dziennikarze telewizyjni się skarżą, że jak Misiek przychodzi do nich na wywiad, to jedzie od niego wódą. Niezależnie od tego, o której ten wywiad jest. Będziemy ostatni, którzy potępią Misia. Jakbyśmy ciągle siedzieli z Ewą Kopacz, też łoilibyśmy od rana" - pisali w poniedziałek, w satyrycznej rubryce "W sieci" Robert Mazurek i Igor Zalewski. W marcu "Fakt" ujawnił, że Michał Kamiński nawet o godzinie 13.00, w środku pracy potrafi wyjść na piwo. Jak wskazują zdjęcia tabloidu - nie jest to wyjście towarzyskie.
(zrzut ekranu z portalu Fakt24.pl)
W "Rzeczpospolitej", w tekście Andrzeja Stankiewicza o Michale Kamińskim - problem ministra w Kancelarii Premiera, szefa Centrum Informacyjnego Rządu nazwany został po imieniu: - Coraz większym kłopotem Kancelarii Premiera jest także słabość Kamińskiego do mocnych trunków, nadmiernie wyrazista już w czasach PiS. W Platformie krążą na ten temat anegdoty, ale tak naprawdę nikomu do śmiechu nie jest. Filmik Kamińskiego naszych rozmówców w rządzie także nie rozśmieszył. Rozumieją jego desperację, ale desperacji pani premier – nie - pisze Andrzej Stankiewicz Co na to rzecznik rządu? Już kilka godzin temu był pytany w tej sprawie na Twitterze. Mimo, iż był w tym czasie obecny na tym portalu - na temat Michała Kamińskiego milczy.
Czy naprawdę jest problem? O pozwie Michała Kamińskiego wobec dziennikarzy nic nam nie wiadomo.
Krótki "fotoreportaż" ministra z medialnych występów ostatnich tygodni:
Oto minister Kancelarii Premiera 25 września, z samego rana w stacji RMF:
Tak Michał Kamiński wyglądał na czerwcowej konwencji PO
Sekretarz generalny „Nowoczesnej” pod lupą śledczych. Nowe fakty ws. zaginionej "Gęsiarki"
Sekretarz generalny partii Nowoczesna, Adam Szłapka zostanie prawdopodobnie przesłuchany ws. zaginięcia „Gęsiarki” – ustaliła „Gazeta Polska Codziennie”. Szłapka jako pracownik Kancelarii Prezydenta Bronisława Komorowskiego pracował w pomieszczeniu, z którego obraz zniknął i jego nazwisko pojawia się w materiałach śledczych. – Nie zwróciłem uwagi, w którym momencie ten obraz zginął – tłumaczy Szłapka i ujawnia, że w momencie stwierdzenia zaginięcia, wyszło na jaw, że na miejscu "Gęsiarki" ktoś powiesił... kalendarz.
"Gęsiarka" Romana Kochanowskiego - obraz, który znajdował się w Pałacu Prezydenckim - zniknął w okresie, w którym prezydentem był Bronisław Komorowski - ujawnił 26 września portal niezalezna.pl. Dokładnie ten sam obraz został 10 czerwca br. wystawiony na aukcji, z ceną wywoławczą 12 tys. złotych i już został (za 10 tys.) sprzedany.
Po publikacji portalu Niezależna.pl, Kancelaria Prezydenta złożyła zawiadomienie do prokuratury o podejrzeniu popełnienia przestępstwa kradzieży, a Prokuratura Okręgowa w Warszawie wdrożyła „postępowanie sprawdzające w kierunku kradzieży”. "Gazeta Polska Codziennie" dotarła do materiałów, które są w posiadaniu warszawskich śledczych. Wynika z nich, że jednym z dwóch asystentów Jacka Michałowskiego, byłego szefa KPRP, pracujących w pomieszczeniu, w którym wisiał obraz olejny Romana Kochanowskiego, jest Adam Szłapka - sekretarz generalny partii Ryszarda Petru, szef struktur terenowych "Nowoczesnej".
Ewa Kopacz to Bronisław Komorowski w wersji parytetowej. Ten sam stopień kompromitacji
Bronisław Komorowski, w kampanii i po niej, zszokował obywateli. Ewa Kopacz w przedwyborczym wirze zachowuje się tak jakby chciała go przebić w kategorii pt. obciach.
Jeśli ktoś pokroju Bronisława Komorowskiego był przez pięć lat prezydentem naszego kraju, to trudno oprzeć się wrażeniu, że Polska jest w ruinie. Prezydent Rzeczypospolitej to jednak jest majestat i powaga. A tu nagle się okazało, że mamy do czynienia z hrabią z bardzo bocznej linii. Przez pięć lat udawało się dzięki „zaprzyjaźnionym telewizjom” otoczyć Belweder medialnym kordonem sanitarnym i stworzyć wizerunek rubasznego Bronka wraz z małżonką. Gdy jednak pan prezydent musiał zetknąć się z rzeczywistością i stawić czoła nie zawsze przychylnie nastawionemu elektoratowi, okazał się niewiarygodnie odpychającym człowiekiem. To co wyprawia już po przegranych wyborach powoduje wytrzeszcz oczu nawet u jego zwolenników. Żeby były problemy, że z pałacu zostały wyprowadzone obrazy, których szuka prokuratura, to się nie mieści w żadnych kategoriach cywilizowanego świata. A już zaanektowanie z Pałacu Prezydenckiego wyposażenia typu telewizor, kosz do śmieci, czy niszczarka do papierów, nawet jeśli można się podeprzeć jakimś przepisem, to bezprecedensowe, niepamiętne chyba od szabru Armii Czerwonej ogołacanie instytucji publicznych. Nawet przysłowiowy żyrandol też się przydał. Na korzyść odchodzącej ekipy ma świadczyć fakt, że nie wykręcali kranów, nie wyrywali umywalek i sedesów czy nie wydłubywali kabli ze ścian.
Pewnie też by znaleźli umocowanie prawne do tego typu „użyczenia mienia”. Swoistym podsumowaniem działań Bronisława Komorowskiego jest wzięcie udziału w reklamie firmy Cinkciarz.pl. Towarzyszył mu drugi tęgi umysł, także wybrany na prezydenta Polski, Lech Wałęsa. Trzeba się zastanowić czy nie należałoby wprowadzić do konstytucji artykułu umożliwiającego pozbawienie kogoś tytułu prezydenta, gdy zachowuje się w sposób poniżający ten urząd i narażający na szwank dobre imię Polski, nawet po zakończeniu urzędowania. Obaj panowie zasługują na impeachment ex post.
Wydawało się, że tak beznadziejnej kampanii wyborczej jaka stała się udziałem Bronisława Komorowskiego, przy jego aktywnym udziale, nie sposób jest powtórzyć. Mając jednak do dyspozycji Ewę Kopacz okazuje się, że to jest w zasięgu działań gatunku ludzkiego. Osobowość, która się wyłania co dzień intensywniej z pani premier powoduje, że nawet media mające praktykę w cynicznym ogłupianiu Polaków, opuszczają bezradnie ręce. No zwyczajnie nie da się tej katastrofy przekuć w sukces. Ewa Kopacz zachowuje się jak przekupka bazarowa, która myśli, że od rozpuszczenia aparatu mowy na cały regulator i obsobaczenia kogoś, przybywa mądrości i uroku. Zacięta, zła twarz premier Kopacz odsłania jej duszę. I to przeraża, że ktoś o tak prostackim widzeniu świata, ktoś kto posługuje się całkiem prymitywnymi argumentami, dzierży w tej chwili władzę w Polsce. Jedynym pomysłem na zebranie głosów jest straszenie PiS-em, Jarosławem Kaczyńskim, Antonim Macierewiczem i pomniejszanie poczynań prezydenta Andrzeja Dudy. Nawet potrzeby kampanii nie usprawiedliwiają tego typu obskuranckiego hejtu. Nie mamy do czynienia ze szlachetną rywalizacją, jakiej byśmy oczekiwali od osób reprezentujących państwo polskie, tylko z brutalnym ujadaniem, zupełnie nie przystojącym płci pięknej.
Wpadka goni wpadkę. I tak jak nie pomogło tuszowanie potknięć Bronisława Komorowskiego przez mędrców salonu, tak teraz też nie ma siły władnej, by urągającą rozumowi nieudolność okrzyknąć błyskotliwą kampanią. Ponadto ludzie, którzy zostali obdarzeni przez premier Kopacz zaufaniem też świadczą o niej. I to świadczą niestety fatalnie. Czy ktoś komu działają sprawnie ze trzy szare komórki chciałby być rządzonym przez Michała Kamińskiego, Romana Giertycha, Kazimierza Marcinkiewicza, Joannę Muchę, Marcina Kierwińskiego. Stefana Niesiołowskiego? A to jest właśnie najbliższe otoczenie Ewy Kopacz. Jej zaufani podpowiadacze, najlepsze „psiapsiółki”.
Dobry nastrój premier Ewy Kopacz nie opuszcza. Na konwencji Platformy stwierdziła: krytykom odpowiadam słowami piosenki: Raz, Dwa, Trzy, Zwyciężymy właśnie My! Ja też odpowiadam słowami pożegnalnej piosenki „Zrywka Ewka”.
I tu jeszcze pragnę oświadczyć, że pisząc „Pakuj się Bronek” miałem na myśli tylko rzeczy osobiste, a nie co wpadnie w Belwederze na odchodne w pazerne rączki. I tutaj też mam prośbę do ekipy Ewy Kopacz, by nie trzeba było po ich wyniesieniu się z kancelarii szukać obrazów, liczyć sztućców i filiżanek. A nie jest to na wyrost, ostatecznie Ewa Kopacz i Bronisław Komorowski to ta sama dobra platformerska szkoła okradania państwa.
Ewa Kopacz skłamała w TVP: przyszłam do polityki 14 lat temu. O ZSL ani słowa
Premier Ewa Kopacz wystąpiła dziś wraz z wnukiem Julkiem w propagandowym, "ocieplającym" wizerunek programie "Pytanie na śniadanie" w TVP. Powiedziała w nim, że przyszła do polityki... 14 lat temu, czyli w 2001 r. To oczywiście nieprawda.
Program, wyemitowany tydzień przed wyborami, przebiegł w doskonałej, ciepłej atmosferze. Były pytania o szpilki, zakupy, a także o wnuka Julka, który do mówi do babci "papu". Ewa Kopacz poskarżyła się też, że "moja mama bardzo cierpi, gdy mi dokuczają". Część pytań i odpowiedzi skutecznie zagłuszył jednak wnuczek, który przez kilka minut walił zabawkami, wprawiając w zdenerwowanie nawet prowadzących.
Ale najciekawsze były słowa Ewy Kopacz o polityce. Pani premier powiedziała, że "przyszła do polityki 14 lat temu", czyli w 2001 r. To nieprawda. W 2001 r. Kopacz wstąpiła do nowo powstałej Platformy Obywatelskiej, ale wcześniej - w latach 90. - działała w Unii Wolności. Przewodniczyła nawet strukturom tej partii w województwie radomskim, a w wyborach samorządowych w 1998 r. uzyskała mandat radnej sejmiku mazowieckiego.
Kopacz ani słowem nie wspomniała też, że w latach 80. należała do Zjednoczonego Stronnictwa Ludowego - satelickiego ugrupowania PZPR. Rok temu "Gazeta Polska" ujawniła, że Ewa Kopacz jako działaczka ZSL przebywała od 29 do 31 marca 1985 r. w NRD – była wysłanniczką pierwszego sekretarza Komitetu Wojewódzkiego PZPR w Radomiu. Jak wynika z dokumentów komunistycznej bezpieki, wyjazd był możliwy dzięki decyzji sekretariatu Komitetu Centralnego Polskiej Zjednoczonej Partii Robotniczej – Ewa Kopacz pojechała do Magdeburga podpisać umowę o wymianie wczasowej ze szpitalem okręgowym Wolmirstedt. Wniosek o wyjazd obecnej premier do NRD podpisał Bogdan Prus, I sekretarz KW PZPR w Radomiu. Prus był związany z ruchem rolniczym i jednocześnie cieszył się zaufaniem najwyższych władz partyjnych. Świadczy o tym m.in. fakt, że w 1982 r., czyli w stanie wojennym, został I sekretarzem KW PZPR w Radomiu. To właśnie poparcie Prusa umożliwiło Ewie Kopacz karierę w ZSL.
Po powrocie obecna premier została szefową koła ZSL przy ZOZ w Orońsku, awansował także jej mąż Marek Kopacz, który w 1987 r. został zastępcą prokuratora rejonowego w Kozienicach.
Ze zgromadzonych w IPN dokumentów służb specjalnych PRL wynika, że w marcu 1989 r. Ewa Kopacz wyjechała do Chińskiej Republiki Ludowej, a jednym z etapów jej podróży był Związek Sowiecki. Kopacz była w tym czasie prezesem koła ZSL, a jaj małżonek zastępcą prokuratora rejonowego w Przysusze.
Lech Wałęsa nie przestaje zaskakiwać i szokować. Na spotkaniu ze studentami Katolickiego Uniwersytetu Lubelskiego stwierdził, że gdyby tylko chciał... mógłby zostać carem.
Wałęsa brał udział w spotkaniu ze studentami zorganizowanym w ramach cyklu „Pro publico bono. KULtura człowieka i społeczeństwa”. Wygłosił tam krótki wykład i odpowiadał na pytania zebranych.
Były prezydent co chwilę wracał do czasów transformacji ustrojowej, na każdym kroku przekonując o swoich zasługach. W pewnym momencie przyznał nawet, że tylko dzięki niemu Polska jest dziś krajem demokratycznym. Ja miałem straszliwy wybór. Wy może nie pamiętacie, bo za młodzi jesteście. Ja miałem tak wielką pozycję, że mogłem być prawie carem. I miałem wybór. Czy być i trzymać to krótko, czy puścić tą demokrację na wolność. [...] Mogłem mieć ogromną władzę lub wybrać demokrację. Przegrałem siebie po to, byście mogli być wolni - oświadczył Lech Wałęsa.
* * * * * * * * * * * * * * * * * * * * * * * * * Petru prowadzi firmę... w Ambasadzie Korei Północnej
Siedziba firmy "Ryszard Petru Consulting", której właścicielem jest lider .Nowoczesnej, mieści się w ambasadzie Korei Północnej w Warszawie. Petru zapewnia, że wynajął lokum od kogoś innego i nie zdawał sobie sprawy z tego, że będzie gościł na terenie ambasady.
Według Rejestru Sądowego i Centralnej Ewidencji i Informacji o Działalności Gospodarczej (CEIDG) należąca do lidera Nowoczesnej firma Ryszard Petru Consulting od niedawna działa przy ul. Bobrowieckiej. Zajmuje się "doradztwem w zakresie prowadzenia działalności gospodarczej i zarządzania". Firma mieści się tam od sierpnia 2015 roku. W tym samym miejscu działa Fundacja for Europe, której Petru jest prezesem.
Tak się składa, że jest to teren Ambasady Korei Północnej, z której komercyjną działalnością od 2006 roku walczy polskie MSZ, jak dotąd bezskutecznie.
Jak donosi michnikowy szmatławiec, ambasada wynajmuje również pomieszczenia biurowe takim firmom jak stacja telewizyjna 4fun.tv., Digital Beast Media Group, która prowadzi studio nagrań i agencję reklamową, wrocławskiemu producentowi leków Hasco-Lek, serwisowi filmowemu, brokerowi ubezpieczeniowemu czy biuru rachunkowemu. Placówka dyplomatyczna nie może udostępniać swoich pomieszczeń w celach komercyjnych, jednak koreańscy dyplomaci nie reagują na upomnienia MSZ.
Ryszard Petru, dopytywany przez gazetę o lokalizację swojej firmy i fundacji, stwierdził, że nie wiedział, że to teren ambasady, a lokal podnajął od legalnie działającej spółki giełdowej Hasco-Lek. Zapewnił również, że nie wspiera północnokoreańskiego reżimu i "jeśli coś jest nie tak", jest gotowy zmienić siedzibę.
Puljacy zasługują na wyższe wynagrodzenia /Ewa Kopacz/
Ktoś może wie o jakim narodzie mówi pani Kopacz?
____________________________________ "Demokracja to cztery wilki i owca głosujące o obiedzie" R.A.Heinlein
Ostatnio edytowano 23 paź 2015, 21:58 przez kominiarz, łącznie edytowano 2 razy
23 paź 2015, 21:51
Re: Polityka i politycy
kominiarz
Która ładniejsza?
Żadna z nich. Raczej jedna z tych:
Nie masz wystarczających uprawnień, aby zobaczyć pliki załączone do tego postu.
____________________________________ Videtur et hoc mihi Platforninem non debere esse Poza tym uważam że Platformę należy zniszczyć /Katon starszy/
24 paź 2015, 19:13
Re: Polityka i politycy
Badman
kominiarz
Która ładniejsza?
Żadna z nich. Raczej jedna z tych:
Badman z kominiarzem, przeginacie. Ładnie to tak straszyć przyzwoitych ludzi i prowokować odruchy wymiotne? A jak jakieś dziecko tu zajrzy, to co? Będzie się moczyć w nocy... Przez Was.
Ale gdyby tak zrobić z nich parkę? Żadne krzywdy by nie miało.
____________________________________ Nie rusz GWna, nie będzie śmierdzieć.
24 paź 2015, 19:21
Re: Polityka i politycy
Pretensje do Stwórcy
____________________________________ Videtur et hoc mihi Platforninem non debere esse Poza tym uważam że Platformę należy zniszczyć /Katon starszy/
Nie możesz rozpoczynać nowych wątków Nie możesz odpowiadać w wątkach Nie możesz edytować swoich postów Nie możesz usuwać swoich postów Nie możesz dodawać załączników