Andrzej Duda szkicuje prezydencki program: „Musimy poprawić jakość życia Polaków. Dać ludziom nadzieję!”
Wszystko można uznać za początek kampanii wyborczej. Ja się z tą opinią nie zgadzam. To była dla mnie jedyna w swoim rodzaju okazja, żeby złożyć życzenia świąteczne wszystkim Polakom
— Andrzej Duda, kandydat PiS na prezydenta, odnosi się do ataków, jakie spadły na niego po emisji spotu, w którym składał Polakom życzenia świąteczne.
Duda zdecydowanie zaprzecza twierdzeniom, że startuje w wyborach prezydenckich, by „ładnie przegrać” z Bronisławem Komorowskim.
Przypomnę wszystkim tym, którzy wątpią w wygraną, że w marcu 2005 roku Lech Kaczyński, potem przecież prezydent Rzeczypospolitej Polskiej, w notowaniach sondażowych miał wynik 15 procent, nawet mniej. Ja mam dziś wynik znacznie wyższy
— mówi europoseł PiS w wywiadzie dla „Super Expressu”.
Uważam, że zwycięstwo w tych wyborach jest absolutnie realne. Proponuję zupełnie inny model prezydentury, niż oglądamy dzisiaj. Prezydenturę dynamiczną. Uważam, że prezydent powinien zdecydowanie korzystać ze wszystkich możliwości, jakie daje mu konstytucja. Taki model zamierzam przedstawić Polakom i mam nadzieję, że go wybiorą
— dodaje.
Duda podkreśla, że jest zwolennikiem prezydentury aktywnej - modelu, jaki realizował śp. Lech Kaczyński. Ostro krytykuje natomiast bierna prezydenturę Komorowskiego.
Około 3 miliardów wydano na Pendolino. A jednocześnie podnosi się wiek emerytalny do 67. roku życia. Prezydent bezrefleksyjnie podpisał ustawę. Dlatego, że jest z tej ekipy, która teraz rządzi. Można postawić pytanie, gdzie był prezydent, gdy pojawiły się inicjatywy obywatelskie przeciwko podwyższaniu wieku emerytalnego, posyłaniu sześciolatków do szkół czy gdy w Sejmie protestowali rodzice niepełnosprawnych dzieci, którym zabrano świadczenia
— podkreśla Duda.
Kandydat PiS szkicuje swój program:
Musimy poprawić jakość życia Polaków. Nie może być tak, że ludzie muszą brać chwilówki na to, by urządzić święta Bożego Narodzenia. Nie może być tak, że 80 procent maturzystów chce wyjechać z Polski. To trzeba zmienić. Dać ludziom nadzieję.
* * * * * * * * * * * * * * * * * * * * * * * * * Czy to już koniec Sikorskiego?! Stawiam, że do końca wiosny pan marszałek pójdzie w odstawkę…
Nie mam duszy hazardzisty, ale tym razem jestem gotowy obstawić, że Radosław Sikorski najdalej do końca wiosny 2015 odejdzie w odstawkę. Tym samym, po raz pierwszy w historii przewagi w Sejmie koalicji PO-PSL, wygrałby w głosowaniu wniosek PiS o dymisję jakiejś ważnej figury politycznej Platformy Obywatelskiej. Nie wierzę bowiem w to, że sama PO jest w stanie wyrzucić na margines Sikorskiego. Kopacz jest w stanie okazywać samodzielność w powierzaniu swoim przyjaciółkom ważnych funkcji w państwie, a nawet tworzyć dla nich nowe quasi ministerialne stanowiska, ale nie dokonywać własnymi rękami dintojry na znaczącej postaci w PO. A taką rolę przez lata dla swej nowej - po PiS - partii pełnił Sikorski, włącznie ze swoimi obrzydliwymi złośliwościami i brutalnymi atakami, godzącymi w braci Kaczyńskich i PiS.
Moja prognoza ma szanse się sprawdzić, bo prawdopodobnie nawet we własnych szeregach przestaje być lubiany. Bo szanowany nie był chyba nigdy. Jednakże tylko w samym mijającym roku nawywijał tak wiele, że już powoli również ci posłowie PO i PSL, którzy niedawno głosowali za obsadzeniem przez niego funkcji Marszalka Sejmu, powoli mają go dosyć. Nikt tak nie zapracował na degradację polityczną jak on. Zasłużoną. Mówiąc dzisiejszym slangiem młodzieżowym - sam sobie nagrabił. Nikt mu w tym nie pomagał.
Można by z wyrozumiałością spojrzeć na wielkopańskie maniery z zamówieniem dostawy pizzy do Dworku w Chobielinie przez borowców.
Ale już poważnym naruszeniem reguł obowiązujących szefa MSZ jest wypowiadanie w prywatnej rozmowie opinii o kluczowych postaciach europejskiej polityki. I w gruncie rzeczy nie ma znaczenia, czy byłyby to opinie pełne zachwytu nad mądrością i dalekowzrocznością Camerona, czy krytycyzmu wobec jego decyzji. Nigdy nie wiadomo, żadne obietnice dyskrecji nie gwarantują tego, jaki krąg mogą zatoczyć takie opinie i jaki to będzie miało skutek. Że ostrożność popłaca, potwierdza w ogóle nieprzewidywalny przypadek, że rozmowa ta - z Jackiem Rostowskim w warszawskiej restauracji „Amber Room” - była nagrywana przez postronne osoby. Właściwie w przyzwoitym państwie już to samo wystarcza do dymisji ze stanowiska, wymagającego szczególnej wstrzemięźliwości i ostrożności w prywatnym tokowaniu.
Po raz drugi w sposób niekontrolowany zaświerzbił Sikorskiego język w rozmowie z dziennikarzem amerykańskim dla portalu „Politico”, podczas której powiedział, że w 2008 r. Putin zaproponował Tuskowi wspólne dokonanie rozbioru Ukrainy. Później kręcił w żenujący sposób, praktycznie na krawędzi zachowywania się idioty, nie panującego nie tylko nad emocjami, ale nad rozsądkiem, aby zakończyć kabaretową pointą, że w rozmowie z dziennikarzem pomylił się. W połączeniu z pierwszą rozmową nagraną w warszawskiej restauracji dało obraz niedawnego dyplomaty numer jeden w Polsce, jako patologicznego gaduły. Wreszcie, kiedy po wybuchu afery madryckiej, zabrał się z nadzwyczajną gorliwością i skrupulatnością do wyszukiwania w dokumentacji sejmowej dowodów na nielegalne wyciąganie pieniędzy z kasy Sejmu przez trzech globtroterów PiS, niespodziewanie okazało się, że nie jest w tym gorszy od nich. A może nawet więcej niż oni potrafił wyciągnąć z „kilometrówek”, które mu się faktycznie nie należały, bo jeździł na poselskie spotkania służbowym samochodem a nie prywatnym.
Zdaje się, że nadal ma dwóch obrońców, którzy są jego prawdziwymi przyjaciółmi - Romana Giertycha i Michała Kamińskiego. Niestety, podczas głosowania w Sejmie, ich głosy się nie liczą.
* * * * * * * * * * * * * * * * * * * * * * * * * To straszne: Donald Tusk perfidnie wykorzystał i bardzo skrzywdził Ewę Kopacz
To Donald Tusk jest największym wrogiem Ewy Kopacz. Jak to? - spyta ktoś. Przecież to Donald Tusk wyciągnął z niebytu nikomu nieznaną dawną działaczkę Zjednoczonego Stronnictwa Ludowego, kierowniczkę ośrodka zdrowia w Szydłowcu.
To wszystko prawda, tyle że Tusk wyciągnął Kopacz z niebytu w bardzo perfidnym celu. Wiedział, że Ewa Kopacz ma wszelkie cechy będące odwrotnością kompleksu Jonasza, dlatego ją wrobił i wykorzystał. Przypomnę, że kompleks Jonasza polega na unikaniu jakichkolwiek wyzwań, na lęku przed podejmowaniem zadań i odgrywaniem ważnych życiowych ról. Tusk wykorzystał to, że Ewa Kopacz wchodziła we wszystko jak nóż w masło, i to z ogromnym entuzjazmem.
Obecny przewodniczący Rady Europejskiej wykorzystał to, że w Ewie Kopacz trafił na osobę łączącą w sobie kompleksy Mesjasza (wybrańca do wypełnienia jakiejś misji), Kasandry (osoby ignorującej ostrzeżenia i zagrożenia), Jokasty (osoby nadopiekuńczej, matkującej - z wiadomymi podtekstami), Gryzeldy (kobiety ślepo podporządkowanej partnerowi), Diany (kogoś, kto przejmuje męskie cechy czy styl zachowania, czemu podkreślanie bycia kobietą wcale nie przeszkadza, a wręcz przeciwnie), a wreszcie kompleksu Ateny (identyfikacja z męską psychiką, co po wielokroć powtarzana deklaracja „jestem kobietą” tylko przykrywa). Dopiero w kontekście tych kompleksów w pełni widać wyrachowanie i perfidię działania Donalda Tuska.
Poprzednik Ewy Kopacz na stanowisku premiera wychował i wybrał osobę, która w najbardziej wszechstronny sposób mogła przykryć jego niedostatki, błędy i mankamenty. I w tym sensie potwornie Ewę Kopacz wrobił, a ona weszła w to ekstatycznie - z powodu odwróconego kompleksu Jonasza oraz kompleksów Mesjasza, Kasandry, Jokasty, Gryzeldy, Diany i Ateny. Tusk wrobił i wykorzystał Kopacz dlatego, że ona nie jest kompletnie świadoma swoich kompleksów oraz tego, że były premier wcale jej nie wyróżnił, a wręcz przeciwnie. Tylko ktoś taki, jak Ewa Kopacz gwarantował mu bowiem idealną „przykrywkę”, i to w bardzo krótkim czasie.
W ostatnich co najmniej pięciu latach przez wielu złośliwców Donald Tusk był nazywany „Nikodemem Dyzmą” polskiej polityki. Ale po tym, jak rozwiązał problem następstwa w rządzie i partii, nawet tym złośliwcom rzadko przyjdzie do głowy porównanie Tuska z bohaterem powieści Tadeusza Dołęgi-Mostowicza i serialu Jana Rybkowskiego oraz Marka Nowickiego. W nowym kontekście Tusk jawi się co najwyżej jako Leon Kunicki, czyli ktoś mający wiele za uszami, ale jednak sprytny, bystry i racjonalny. Co oznacza, że Tusk znakomicie jednak antycypował zachowania Ewy Kopacz w roli swojego następcy. Przecież chyba nawet filozofom, o których wspomina Szekspir ustami Hamleta w pierwszym akcie (piątej scenie) dramatu „Hamlet”, nie śniły się złote myśli Ewy Kopacz i głębia jej refleksji ujawniona w wywiadach dla „Vivy” i Telewizji Polskiej (wiekopomna rozmowa Agaty Młynarskiej z panią premier i jej rodziną).
Po tym, co widzimy, słyszymy oraz czujemy w związku z obecnością Ewy Kopacz w roli premiera, tylko ktoś wyjątkowo złośliwy i małoduszny mógłby powiedzieć o Donaldzie Tusku, że jego horyzont myślowy wyznaczają szpilki (buty), ból nóg (w związku z chodzeniem w szpilkach), dobór garsonki (do szpilek) czy okularów (do garsonki i szpilek). Tusk musiał dobrze znać swoją następczynię i właściwie obstawił pewniaka, który w krótkim czasie wykonał znakomitą robotę przykrywkową. I teraz już były premier RP oraz przewodniczący Rady Europejskiej jawi się niemal jak mąż stanu pokroju Konrada Adenauera czy Charlesa de Gaulle bądź filozof polityki na miarę Thomasa Hobbesa, Johna Locke’a albo Immanuela Kanta. Inna sprawa, że to jednak szalenie mało rycerskie i jeszcze mniej eleganckie ze strony Donalda Tuska tak bezczelnie, bezwzględnie i małodusznie wykorzystać kobietę, która dla niego zrobiłaby wszystko.
Ktoś mógłby powiedzieć, że po latach wszyscy zapomną, jakim premierem była Ewa Kopacz, a ona pozostanie w encyklopediach, archiwach i wspomnieniach jako szef rządu 38-milionowego państwa. A jednak wrażenie perfidii i okrucieństwa Donalda Tuska chyba jednak pozostanie. Bo co innego, gdy wykorzystuje się osobę cyniczną i świadomą tego, w czym uczestniczy. Czym innym jest jednak wykorzystanie i instrumentalne użycie kogoś, kto ma wielką ufność i równie wielką naiwność oraz nieświadomość, że jest częścią perfidnego planu. Pani Ewie Kopacz należy więc serdecznie współczuć i liczyć na to, że jakoś z tej matni wybrnie, natomiast dla Donalda Tuska trudno znaleźć słowa usprawiedliwienia.
Tak się nie robi, panie przewodniczący Rady Europejskiej. Tym bardziej tego się nie robi kobiecie, która dla pana byłaby gotowa wskoczyć w ogień.
Cimoszewicz miażdży niekompetencję Sikorskiego! Szef MSZ ujawniał przemówienia obcemu wywiadowi?
Żadnych tego typu konsultacji nie było w czasie, kiedy ja szefowałem temu resortowi — podkreślił na antenie TVN24 były premier Włodzimierz Cimoszewicz, krytycznie komentując doniesienia, o tym, że Charles Crawford miał dostać ponad ćwierć miliona złotych od polskiego MSZ za konsultacje przemówień ówczesnego szefa naszej dyplomacji Radosława Sikorskiego.
Ten resort zatrudnia parę tysięcy ludzi, przytłaczająca większość z nich dobrze zna języki obce. Zatrudniani są tłumacze, nigdy nie było problemów z tłumaczeniem żadnych dokumentów, w tym także przemówień ministra na obce języki — zaznaczył, wskazując na liczne problemy z konsultacjami, które zlecał Sikorski i czym de facto zajmował się Crawford.
Do końca nie wiemy jakie były za konsultacje, za które płacono te pieniądze, bo mowa jest o jakichś konsultacjach edytorskich. Zastanawiałem się o co tu chodziło, kiedy to czytałem. Czy pan Crawford jaką czcionką pisać, jak wyróżniać akapity? To byłaby konsultacja edytorska — mówił były premier.
Podkreślił, że nie chce bagatelizować aspektu finansowego całego procederu, ale zwraca uwagę na aspekt znacznie ważniejszy.
Teksty niewygłoszonych jeszcze przemówień ministra spraw zagranicznych, który zawsze mówi nie w swoim imieniu, tylko naszym wspólnym, w imieniu państwa, były wcześniej znane byłemu dyplomacie brytyjskiemu, ośmielam się twierdzić, że prawdopodobnie przy okazji również wywiadowi brytyjskiemu, niż prezydentowi Polski czy też czasami premierowi — podkreślił, przypominając że m.in. treść przemówienia wygłoszonego w Berlinie w 2011 roku poznali dopiero z telewizji. (....)
____________________________________ Videtur et hoc mihi Platforninem non debere esse Poza tym uważam że Platformę należy zniszczyć /Katon starszy/
Ostatnio edytowano 08 sty 2015, 22:46 przez Badman, łącznie edytowano 3 razy
08 sty 2015, 22:43
Re: Polityka i politycy
Nie żyje Józef Oleksy.
Wiceprzewodniczący SLD przez ostatnie miesiące zmagał się z poważnymi problemami zdrowotnymi. Oleksy, obok Leszka Millera i Aleksandra Kwaśniewskiego, był jedną z najważniejszych postaci lewicy. Poza prezydenturą piastował niemal wszystkie najważniejsze stanowiska w Polsce. Były sekretarz PZPR, a już w czasach III RP - premier, marszałek Sejmu, szef MSWiA i przewodniczący SLD.
"Mama chciała, żebym został księdzem" Józef Oleksy urodził się 22 czerwca 1946 roku w Nowym Sączu. Jego matka bardzo chciała, żeby został księdzem. W wieku 13 lat trafił więc do niższego seminarium duchownego. Tam uczył się przez trzy lata. Jak sam wspomina, tuż przed maturą władze rozwiązały szkołę. Egzamin dojrzałości zdał już w szkole publicznej. Księdzem nie został, bo zabrakło mu powołania. Na studia wyjechał do Warszawy. Ukończył je na Wydziale Handlu Zagranicznego Szkoły Głównej Planowania i Statystyki (obecnie SGH). Oleksy był doktorem ekonomii oraz wykładowcą i dziekanem Akademii Finansów, a także profesorem na Uczelni Vistula.
Początkiem jego kariery politycznej była działalność w Socjalistycznym Związku Studentów Polskich oraz Polskiej Zjednoczonej Partii Robotniczej. Członkiem PZPR został w 1969 roku i pozostał nim aż do jej końca. Od 1977 roku Józef Oleksy był pracownikiem partyjnego aparatu. Awansował pod koniec lat osiemdziesiątych, gdy u władzy był gen. Wojciech Jaruzelski. W latach 1987–1989 był I sekretarzem Komitetu Wojewódzkiego PZPR w Białej Podlaskiej. W 1989 roku po raz pierwszy znalazł się też w rządzie. W gabinecie Mieczysława Rakowskiego Oleksy został ministrem – członkiem Rady Ministrów ds. współpracy ze związkami zawodowymi. Brał też udział w obradach Okrągłego Stołu, a w wyborach czerwcowych po raz pierwszy wywalczył poselski mandat.
Upadek PRL nie oznaczał dla niego końca przygody z polityką. Wręcz przeciwnie. Oleksy aktywnie włączył się w tworzenie Socjaldemokracji Rzeczypospolitej Polskiej - ugrupowania, które powstało na gruzach PZPR. Razem z Kwaśniewskim, Millerem czy Cimoszewiczem szybko stał się jednym z najbardziej wpływowych polityków SdRP. W Sejmie zasiadał nieprzerwanie od 1989 do 2005 roku. W 1993 roku Józef Oleksy po raz pierwszy został marszałkiem Sejmu. Był nim przez dwa lata. Gabinet przy Wiejskiej zamienił jednak na gmach przy Alejach Ujazdowskich - 7 marca 1995 roku został prezesem Rady Ministrów w miejsce Waldemara Pawlaka.
Afera Olina. "Odchodzę, bo jestem niewinny" Ze stanowiskiem szefa rządu Józef Oleksy pożegnał się w atmosferze skandalu. Ówczesny szef MSW Andrzej Milczanowski oskarżył go o szpiegostwo na rzecz Rosji. Oleksy miał ukrywać się pod pseudonimem "Olin". Pikanterii całej sprawie dodawał fakt, że afera ta toczyła się w cieniu walki Wałęsy i Kwaśniewskiego o prezydenturę. A szef MSW był nominowany przez Wałęsę. Wśród polityków lewicy do dziś panuje przeświadczenie, że była to celowa prowokacja. Oleksy musiał jednak ustąpić. "Odchodzę, bo jestem niewinny" - mówił, składając swoją dymisję. W fotelu szefa rządu Oleksego zastąpił Włodzimierz Cimoszewicz. Dymisja w atmosferze podejrzeń o współpracę z KGB nie zakończyła jednak jego kariery w polityce. Oleksy zastąpił bowiem Aleksandra Kwaśniewskiego na fotelu szefa SdRP. "Uważaliśmy, że kto jak kto, ale Oleksy nie może być żadnym szpiegiem. Choćby dlatego, że jego język, który sięga do kolan, dyskwalifikuje go jako agenta. Odrzuciliśmy wszystkie zarzuty i postanowiliśmy ostentacyjnie wybrać Oleksego na szefa SdRP. Tak, to była demonstracja" – wspominał Leszek Miller w książce "Anatomia siły". W 1995 roku stał się bohaterem utworu Kazika - "Łysy jedzie do Moskwy". Artysta w ten sposób skomentował jego decyzję o wizycie w Moskwie na obchodach 50. rocznicy zakończenia II wojny światowej. Wyjazdowi temu, ze względu na trwającą wtedy wojnę w Czeczenii, przeciwstawiał się ówczesny prezydent Lech Wałęsa. Krążyła też o nim popularna anegdota: Oleksy wsiada do samochodu. - Dokąd jedziemy? - pyta kierowca. - Wszystko jedno. Wszędzie jestem potrzebny.
Powrót do polityki
Ostatecznie Oleksy został oczyszczony z zarzutów współpracy z rosyjskimi służbami specjalnymi. Współtworzył Sojusz Lewicy Demokratycznej i walnie przyczynił się do jego wyborczego sukcesu w 2001 roku. W styczniu 2004 roku jako wicepremier i szef MSWiA wszedł do rządu Leszka Millera. Wytrwał w nim tylko cztery miesiące. Już w kwietniu zastąpił w fotelu marszałka Sejmu Marka Borowskiego. Jednak i na tym stanowisku nie przyszło mu urzędować zbyt długo. Ustąpił znów w obliczu problemów, tym razem lustracyjnych. Sąd orzekł, że zataił on fakt tajnej współpracy z wojskowym Agenturalnym Wywiadem Operacyjnym. W kolejnych instancjach sądy uznały Oleksego za "kłamcę lustracyjnego". W 2007 roku Sąd Najwyższy uchylił jednak ten wyrok. Dlaczego? Jego zdaniem Oleksy działał w wyniku błędu, bo z Ministerstwa Obrony Narodowej uzyskał w 1997 r. informację, że nie musi ujawniać swojej współpracy z AWO. Sprawa została ostatecznie umorzona.
Pod koniec 2004 roku w wyniku kolejnych przetasowań w obozie lewicy, Józef Oleksy został przewodniczącym SLD. W tym samym roku piastował także mandat posła do Parlamentu Europejskiego. Jednak już rok później drogi jego oraz Sojuszu zaczęły się coraz bardziej rozchodzić. Fiaskiem zakończył się jego start w wyborach do Senatu. Szeregi SLD opuścił w połowie 2007 roku i wycofał się z bieżącego życia politycznego. W tym samym roku tygodnik "Wprost" ujawnił nagrania jego prywatnych rozmów, które miały miejsce w gabinecie znanego biznesmena Aleksandra Gudzowatego. Na taśmie można było usłyszeć, jak Oleksy nie szczędził krytycznych słów swoim politycznym sojusznikom – m.in. Aleksandrowi Kwaśniewskiemu, Wojciechowi Olejniczakowi czy Jerzemu Szmajdzińskiemu. Ale także i ta publikacja nie oznaczała jego końca w polityce. Krok po kroku jego powrót do Sojuszu Lewicy Demokratycznej stawał się faktem. Ponownie członkiem SLD został od 2010 roku. Dwa lata później stanął na czele Rady Programowej. Od maja 2012 roku Józef Oleksy był jednym z wiceprzewodniczących Sojuszu.
Walka z chorobą. "Mogłem być już na tamtym świecie"
W 2014 roku Oleksy miał być "jedynką" SLD na wielkopolskiej liście SLD do Parlamentu Europejskiego. Zrezygnował ze startu w ostatniej chwili. Zdecydowały względy zdrowotne. W lipcu Oleksy przyznał, że choruje na zakrzepicę. Wtedy też przeszedł skomplikowaną operację. "Mogłem być już na tamtym świecie. Na szczęście wszystko skończyło się dobrze" - opowiadał w rozmowie z "Super Expressem". Przez ostatnie miesiące kłopoty ze zdrowiem mocno ograniczyły jego polityczną aktywność. Niegdyś częsty gość audycji telewizyjnych i radiowych, coraz rzadziej pojawiał się w mediach. "Skończył się mój czas, Kwaśniewskiego, innych kolegów, którzy budowali polską lewicę. Nie ma co rozpaczać, trzeba pójść do przodu" - powiedział o przyszłości polskiej lewicy w jednej z ostatnich rozmów na antenie rynszTOK FM.
O tym, że walczy z nowotworem, przyznał w rozmowie z Robertem Mazurkiem na łamach "Rzeczpospolitej". "Od dziewięciu lat toczę nowotworowe boje. Nie wiem, kiedy z tego wyjdę i czy w ogóle wyjdę... Ale nawet mnie to nie ciekawi. Nigdy nie zadałem lekarzom pytania, ile mi zostało. Ani razu. I to nie ze strachu, po prostu będzie, jak będzie" – mówił. "Zawsze żyłem bez cukierkowatej czułostkowości i użalania się nad sobą" – dodał. "Wyrzucam sobie, że nieraz byłem zbyt łagodny w wielu sytuacjach, zbyt naiwny i zbyt ufny. W polityce trzeba być ostrożnym. Ufność nieraz przynosiła mi szkody. Będę ostry jak brzytwa - tak powiedziałem, bo nie pełniąc funkcji państwowych, mogę mówić wprost i ostrzej o sprawach, które dotyczą Polski. We wcześniejszym okresie za dużo było dyplomacji, salonu. Są momenty, że polityk musi stawiać sprawę na ostrzu noża po to, by inni się opamiętali " – przekonywał w rozmowie opublikowanej w "Gazecie Lubuskiej".
Józef Oleksy zmarł dziś. Miał 68 lat. Zostawił żonę Marię oraz dwójkę dzieci - córkę Julię i syna Michała. Był odznaczony Krzyżem Kawalerskim Orderu Odrodzenia Polski oraz Srebrnym Krzyżem Zasługi. W 2003 roku Oleksy został wyróżniony tytułem Mistrza Mowy Polskiej.
Ostatnia wola Józefa Oleksego: chciał mieć katolicki pogrzeb .
Były premier Józef Oleksy zdawał sobie sprawę z tego, jak niewiele czasu mu zostało. Dlatego sam zaplanował swój pogrzeb. Pochówek – zgodnie z wolą polityka SLD – ma się odbyć w tradycji katolickiej. Oleksy chciał nagrać swoje przemówienie, które miało być puszczone w czasie uroczystości. Jako młody chłopak Józef Oleksy uczęszczał do seminarium duchownego. Później – jak sam przyznał – jego drogi z wiarą się rozeszły. Ale w czasie choroby nowotworowej były premier na nowo pojednał się z Bogiem. W czasie grudniowego pobytu w szpitalu arcybiskup Sławoj Leszek Głódź odpuścił Oleksemu grzechy.
Polityk SLD przekazał też bliskim, że chce mieć katolicki pochówek. - Wszystkie komuchy miały kościelne pogrzeby. Ci, co jeszcze żyją, też będą mieli - powiedział Oleksy w wywiadzie dla „Rzeczpospolitej”. Zaznaczył, że w czasie uroczystości pogrzebowych nie życzy sobie żadnych przemówień. - A co, wyjdzie mi ktoś i będzie pieprzył nieszczerze? - oburzał się polityk. Miał plan, by nagrać własne przemówienie, które zostanie puszczone na pogrzebie. - Nie przesadzę, ale przedstawię się we właściwym świetle - zapowiadał Oleksy. Jego stan jednak bardzo szybko się pogarszał. Polityk trafił do szpitala i po tygodniu zmarł. Dziewięć lat walczył z nowotworem, najpierw prostaty, a później kręgosłupa. Nie wiadomo, czy zdążył nagrać przemówienie.
Miał honor. Odszedł po nagonce będąc niewinnym. Niewielu jest takich honorowych polityków. Takich jak Cimoszewicz, który zrezygnował z kandydowania na prezydenta po fałszywym oskarżeniu. Takich jak Jarosław Kaczyński, który oddał władzę (choć wcale nie musiał) i rozpisał nowe wybory. Gdzie takim Tuskom, Komorowskim, Sikorskim czy Wałęsom do nich?...
____________________________________ Videtur et hoc mihi Platforninem non debere esse Poza tym uważam że Platformę należy zniszczyć /Katon starszy/
Ostatnio edytowano 09 sty 2015, 21:29 przez Badman, łącznie edytowano 1 raz
09 sty 2015, 21:25
Re: Polityka i politycy
Subtelnie ujęta nasza rzeczywistość...
____________________________________ Videtur et hoc mihi Platforninem non debere esse Poza tym uważam że Platformę należy zniszczyć /Katon starszy/
11 sty 2015, 17:47
Re: Polityka i politycy
Górnicy spalili kukłę premier Ewy Kopacz
Załącznik:
Thatcher znad Wisły.jpg
Nie ustają demonstracje przeciwko rządowemu programowi naprawczemu Kompanii Węglowej. Protestujący przed KWK "Brzeszcze", która według rządowego planu przeznaczona jest do likwidacji, skandowali w nocy "ręce precz od kopalni" i spalili kukłę Ewy Kopacz. - Rząd ma swoją strategię, ale my też mamy swoją - mówi Paweł Wawro, protestujący górnik.
- Nie dziwimy się kolegom i koleżankom, że zareagowali w taki spontaniczny sposób. Oni chcą, tak jak my, tylko pracować. Nic więcej - mówił jeden z górników. - Co dalej zależy od tego, co zrobi rząd. Są wybory, może to troszeczkę zmieni sytuację - tłumaczył Paweł Wawro.
Nie masz wystarczających uprawnień, aby zobaczyć pliki załączone do tego postu.
____________________________________ "Demokracja to cztery wilki i owca głosujące o obiedzie" R.A.Heinlein
Ostatnio edytowano 14 sty 2015, 21:25 przez kominiarz, łącznie edytowano 1 raz
14 sty 2015, 21:24
Re: Polityka i politycy
1/ Janusz wiedział, nie powiedział
Przewodniczący PSL Janusz Piechociński jest ostatnio dowodem na prawdziwość wielu porzekadeł. Na przykład tego, że "tisze jediesz, dalsze budiesz"
Niby jako minister gospodarki - i to w randze wicepremiera - jest odpowiedzialny za górnictwo, ale schował się za plecy Ewy Kopacz i wysłał ją do negocjacji ze związkowcami, dodając pani premier otuchy słowami: "idź przodem, niech wiedzą, że mamy pokojowe zamiary". Kto więc może go winić za decyzję o likwidacji kopalń i niezapobieżenie ogólnej zapaści polskiego górnictwa? Tym bardziej że on już od dawna wiedział, że tak będzie. Ale przecież najtrudniej być prorokiem we własnym kraju i pan minister znów służy tu przykładem.
We wczorajszym wywiadzie dla Moniki Olejnik przyznał bowiem, że kiedy wiosną zeszłego roku Donald Tusk obiecywał górnikom, iż likwidacji kopalń nie będzie, on, Janusz Piechociński, zdawał sobie sprawę, że to obietnice bez pokrycia. Dlaczego wtedy głośno tego nie powiedział? Okazuje się, że z pokory. Zna przecież porządek dziobania, dlatego wie, że jako skromny wicepremier nie mógł kwestionować słów premiera.
Przyznać trzeba, że dziwaczna to logika, bo przecież nie po to jest w rządzie, żeby nie reagować na zakłamywanie rzeczywistości. Nie po to zarządza resortem gospodarki, żeby akceptować działania na jej niekorzyść. Czym innym bowiem było wstrzymanie planu naprawczego w polskim górnictwie w imię logiki politycznej, jeśli nie szkodnictwem? Bohaterka melodramatu wszech czasów "Przeminęło z wiatrem" Scarlett O'Hara mogła sobie pozwolić na odsuwanie od siebie problemów i stwierdzenie, że pomyśli o tym jutro. Rządzący tego luksusu nie mają. A przynajmniej mieć nie powinni. I to Janusz Piechociński rozumieć powinien. Dziś bije się w pierś, że wtedy nie zareagował, ale widać pasowała mu rola paprotki w rządzie Donalda Tuska. I najwyraźniej dobrze mu z tym w rządzie Ewy Kopacz, bo jako dekoracji łatwiej mu uciec od problemów. A uciekać, jak wiadomo, może i nieładnie, ale pożytecznie. Któż inny niż Janusz Piechociński może o tym zaświadczyć?
"Super Express": - Trwa ostry spór między górnikami a rządem. Czy protest może przerodzić się w bunt ogólnopolski? Marek Lewandowski: - To zagrożenie jest jak najbardziej realne. Nie chodzi tu bowiem o protest jednej grupy zawodowej czy konkretnych czterech kopalni. Sprawa dotyczy bezpieczeństwa energetycznego Polski i przyszłości całego regionu śląskiego. Zawsze wokół działającego przemysłu rozwija się mniejszy biznes, głównie sektor usług. Degradowanie przemysłu wydobywczego uderzy właśnie w te mniejsze firmy, szerzej - w całą śląską gospodarkę. - Jaki więc jest plan Solidarności na najbliższy czas? - Na razie decydującą grupą jest międzyzwiązkowy komitet strajkowy na Śląsku. Tak jak zapowiadaliśmy, konflikt rządu z górnikami będzie konfliktem z całą Solidarnością. Właśnie się on rozpoczyna. W środę 14 stycznia organizujemy w Warszawie konferencję prasową z udziałem szefa związku kolejarzy, transportowców i szefa sekretariatu górnictwa i energetyki. Branże te mają mnóstwo nierozwiązanych problemów. Przypomnę, że w PKP Cargo trwa referendum strajkowe, wciąż nierozwiązana jest sprawa Przewozów Regionalnych. Na konferencji związkowcy poinformują, w jaki sposób włączą się do protestu górników. Z kolei w piątek 16 stycznia w Katowicach spotka się sztab protestacyjny całej Solidarności. Podjęte zostaną decyzje o dalszym zaangażowaniu całego związku w protest. - Warto iść na wojnę dla kilku mało rentownych - jak twierdzą przedstawiciele rządu - kopalń? - Jak już wspomniałem, nie chodzi nam tylko o te konkretne kopalnie. Naszym postulatem jest stworzenie strategii energetycznej państwa. Nie na rok czy dwa, ale na dwadzieścia, trzydzieści lat. - Rząd twierdzi, że rozmowy ze związkami zawodowymi były prowadzone od lat... - Były i nawet nie wyglądały najgorzej. Co z tego, skoro związkowcy zostali oszukani. Zarówno premier Donald Tusk, jak później Ewa Kopacz zarzekali się, że żadne kopalnie nie będą likwidowane. Minęły wybory europejskie, minęły wybory samorządowe, a teraz okazuje się, że kopalnie jednak likwidowane będą. W dodatku o całej sprawie górnicy dowiadują się z mediów. - Pojawia się argument, że kopalnie są nierentowne, że do każdej tony węgla dopłacamy z kieszeni podatnika 62 złote... - To zarzut szczególnie perfidny i nieprawdziwy. W czasie, gdy była koniunktura, rząd obciążył węgiel dodatkowymi podatkami, większym VAT-em, akcyzą itd. A więc prawda jest taka, że teraz, w czasie gdy koniunktury nie ma, nie tyle dopłacamy 62 złote do tony węgla, co zarabiamy z podatków o 62 złote mniej na każdej tonie węgla. To zasadnicza różnica. - A podnoszone przez liberałów gospodarczych gigantyczne przywileje, choćby emerytalne? - Obojętnie, czy w bogatych społeczeństwach Zachodu, jak Niemcy, czy w krajach Trzeciego Świata, jak Bangladesz, pracownicy w przemyśle wydobywczym zarabiają o kilkadziesiąt procent więcej niż przeciętne wynagrodzenie w danym państwie. Mają też lepsze uposażenie emerytalne. To wynika nie z jakiegoś specjalnego przywileju, ale ze specyfiki wykonywanej pracy. A wsparcie dla przemysłu wydobywczego powinno być postulatem przede wszystkim gospodarczych liberałów. - Dlaczego? - Jak już wspomniałem, wokół przemysłu powstaje cała sieć mniejszych firm - usługowych, handlowych. Dobrze zarabiający górnik chce porządnie zjeść w restauracji, zrobić zakupy, naprawić samochód w warsztacie. A więc gdy w danej metropolii 20 procent potencjału gospodarczego stanowi przemysł, na przykład kopalnia, to dzięki temu rozwija się pozostałe 80 procent firm. A rozwój biznesu to postulat jak najbardziej liberalny. - Wracając do sporu z rządem Ewy Kopacz. Czy rozwiązaniem nie byłoby oddanie kopalń w ręce załóg, które dalej prowadziłyby działalność na rynku? - Aby przeprowadzić prywatyzację pracowniczą, potrzebne jest współdziałanie z rządem na partnerskich zasadach. Ewa Kopacz, a wcześniej Donald Tusk oszukali górników. Z szulerem do stołu siadać nie należy.
Przepraszam, czy ktoś mógłby zadbać o interesy tego kraju?
Trochę jestem zły na pewnego pana, który przez 7 lat udawał, że dba o interesy naszego kraju, po czym sobie wyjechał. 7 lat temu mówił, że jeśli on będzie rządził, to z emigracji z Anglii, Irlandii etc. Polacy będą wracać do Polski masowo, bo będzie się opłacać tu pracować. To był program jego i jego ugrupowania. Filmiki, którymi nęcił wyborców, są dostępne w Internecie, więc można to dokładnie obejrzeć. Z dzisiejszej perspektywy wydaje się, że jego cel był zupełnie inny.
Wydaje się, że realizowany perfekcyjnie i świadomie. Wydaje się, że robił w tym kraju wszystko, żeby sam mógł wyemigrować na doskonałą posadę. W nagrodę. Zasłużył się, wyemigrował i zarabia teraz grubo ponad milion złotych rocznie. On zarabia! O obietnicach, które dawał Polakom, zapewne bardzo chciałby zapomnieć. Jeszcze rok temu ten człowiek obiecywał górnikom, że kopalnie nie będą zamykane. Jego podwładny dwa dni temu powiedział, że wiedział, że to puste obietnice.
Mowa oczywiście o Donaldzie Tusku, którego - jestem przekonany - historia oceni jako niezwykle gładkiego nieudacznika i lawiranta. O bycie lawirantką posądzona została publicznie przez posła Przemysława Wiplera następczyni Tuska, Ewa Kopacz. Pani premier bardzo unikała mówienia o likwidowaniu, czyli po prostu zamykaniu kopalń, zamiast tego używając słowa "wygaszanie". Internauci natychmiast zaczęli cudownie depresyjną akcję: wrzucają na stronę zdjęcia wielkich polskich zakładów pracy, które w III RP zostały "wygaszone". To jest czysta rozpacz. To są zmarnowane polskie szanse, to jest rozkradziony kraj, to są ludzie pozbawieni pracy. Ten proces trwa.
Polakom się wmawia, że Unia Europejska nam da, bo daje, i że mają być szczęśliwi. Jeśli Unia daje, to też wymaga, na przykład zamykania stoczni, żeby stocznie w innych krajach Unii miały pracę. Bogactwa narodów nie biorą się stąd, że ktoś im coś daje, biorą się z ciężkiej pracy ludzi, którym politycy tworzą odpowiednie warunki do pracy właśnie. Nasi politycy tworzą warunki wyłącznie do wygaszenia. Wszyscy ci politycy chcą wzorem Tuska znaleźć pracę poza Polską? Czy też jest jednak ktoś, kto mógłby zadbać o interesy tego kraju?
W powyborczym felietonie Stanisław Janecki, publicysta tygodnika „wSieci”, odniósł się do rad ekspertów, podpowiadających, jak zreformować PiS, żeby partia ta wygrywała wybory. Eksperci zwyczajowo wysyłają na emeryturę Jarosława Kaczyńskiego. Chcą też PiS zrobić „fajniejszym”, tak fajnym, jak jest PO. Janecki wątpi w szczerość intencji ekspertów. Uważa, że Kaczyński spaja elektorat PiS-u. Utrzymuje go w dyscyplinie, w trudnych realiach wojny medialnej z partią. Usunięcie Kaczyńskiego to usunięcie spoiwa i głównego trade marku formacji.
Warto zauważyć, że przywództwo Jarosława Kaczyńskiego utrzymuje w stanie wojennego napięcia także przeciwników PiS, politycznych i medialnych. W równym stopniu jak PiS, Kaczyński spaja PO z PSL, TVN z „michnikowym szmatławcem”, Wajdę z Kutzem, Niesiołowskiego z Kaliszem itd., itd. No właśnie. Wtórnym skutkiem tego napięcia są oszałamiające kariery takich polityków, jak Donald Tusk i dziennikarzy, takich jak Monika Olejnik. Wojna nie wynosi na szczyty myślicieli, ale charaktery brutalne i bezbarwne. Ludzi przypadkowych.
Można założyć, że skoro PiS jest na wojnie, też dzieją się z nim nieprzyjemne rzeczy. Stanisław Janecki nazywa PiS formacją antysystemową. Gdyby upodobniło się do PO, powiada, dzisiejszej partii „władzy” i partii „systemowej”, rozpocząłby się proces samolikwidacji PiS. Bardzo prawdopodobne.
O antysystemowości PiS za chwilę, ale bez wątpienia ma ono taki wizerunek. Nie trudno się o tym przekonać. Nawet obiecując lokalnej czy krajowej „sitwie”, że włos jej z głowy po wyborach nie spadnie, PiS nie jest dlań wiarygodny. Kandydat PiS na prezydenta dużego małopolskiego miasta wplótł ostatnio w jeden z punktów wyborczych taki oto przekaz. „Urzędnicy są dziś straszeni «nową miotłą». – napisał w ulotce – Jest tak co cztery lata. Mówię im: nie obawiajcie się. Pomogę Wam zorganizować pracę, tak, abyście mogli pokazać swoją fachowość. Wskażę Wam ścieżki kariery. Wiem doskonale, jak duża ilość obowiązków jest Wam wciąż dodawana. Bądźcie spokojni, damy radę!”. Spotkał go zawód. Urzędnicy nie zaufali jego dobremu sercu, bo woleli „aktywa”.
Wola rządzenia
Janecki dostrzega dwa postulaty „reformatorów”: dekapitację aktualnego przywództwa PiS oraz pozbawienie partii prawicowej tożsamości, antykomunizmu i szeryfowej gwiazdy. W mojej opinii to jeden i ten sam postulat: usunięcie Jarosława Kaczyńskiego.
„Reformatorzy” wyczuwają zagrożenie nie ze strony PiS-u, ale ze strony Kaczyńskiego. To Kaczyński stanowi dla nich przeszkodę do wtopienia PiS-u w system, zgodnie z zasadą: nie da się stworzyć satelickiego PiS-u, trzeba go przejąć. Ileż lokalnych struktur PiS dowiodło, że można się w system wtopić nawet z pozycji opozycji, inne bardzo by tego chciały. Wielu partyjnych działaczy z rozkoszą zwielokrotniłoby swoje zarobki posadą w spółce gminnej. Niekoniecznie partycypując we władzy. Władza to praca, odpowiedzialność…
Jedynie zbyt wysokie koszty potencjalnej wolty czynią ją mało opłacalną inwestycją. W mgnieniu oka, jednym pociągnięciem pióra „Kaczyńskiego”, można znaleźć się poza partią. Straty oczywiście materialne, bo poglądy „prawicowe” honoruje się zarówno w PO, jak i w PSL. Zawsze można powiedzieć, że się je zachowało. „Reformatorzy” wierzą, że każdemu można stępić pazury. Wykazał to, na szczeblu polityki krajowej, eksperyment z takimi „ultrakatolikami” jak Stefan Niesiołowski i Roman Giertych, „prawicowcami” jak Michał Kamiński, „radykałami” jak Jan Rulewski i Antoni Mężydło, „antykomunistami” jak „Radek” Sikorski itd., itd. W połowie drogi do „systemu” znaleźli się Paweł Kowal, Jacek Kurski… Bez Jarosława Kaczyńskiego transfer będzie przebiegał szybciej, bezboleśnie i miło.
Rozważania o tym, co się stanie, gdy w PiS-ie zabraknie Jarosława Kaczyńskiego, mogą być twórcze i interesujące. Abstrahując od wad tego polityka, brak kogoś tak wyrazistego spowoduje na pewno odczuwalne trzęsienie ziemi. Nieporównywalne do zmiany, jaka nastąpiła w kierownictwie PO, gdzie jeden de facto „cieć” zastąpił drugiego. Konsekwencje „zmiany warty” w PiS najlepiej widoczne będą w terenie.
____________________________________ Nie jesteś tym, kim myślisz, że jesteś - lecz tym, kim się stajesz, gdy myślisz kim jesteś.
18 sty 2015, 10:47
Re: Polityka i politycy
A co tam w POlityce słychać?
Rzeczniczka rządu Iwona Sulik podała się do dymisji
Przed południem do dymisji podała się Rzeczniczka Rządu Iwona Sulik. Sulik doradzała równocześnie Ewie Kopacz i Przemysławowi Wiplerowi z opozycji. POdwójna moralność. Do dymisji podał się również główny doradca Prezesa Rady Ministrów Adama Piechowicz. Premier Kopacz przyjęła obie rezygnacje.
Kolejna dymisja w gabinecie Ewy Kopacz. Kolejną rezygnację złożyła Jolanta Gruszka - szefowa gabinetu pani premiery. Gruszka była związana z premierą od lat. Gdy ta została ministrem zdrowia, Jolanta Gruszka została szefową jej gabinetu. Współpracowała z Kopacz także w sejmie, gdy ta była marszałkiem.
Dr Trzeciak: rząd Ewy Kopacz znalazł się w trudnej sytuacji - Ewa Kopacz znalazła się w trudniej sytuacji, ponieważ Polsce grożą kolejne protesty społeczne. Te dymisje są ciosem dla rządu - ocenił w rozmowie z Onetem dr Sergiusz Trzeciak.
Prof. Stefan Niesiołowski: - jeśli ktoś doradza Wiplerowi, postaci tak odrażającej, to jest poważny błąd - skomentował sytuację.
Pytanie: kto może doradzać postaci tak odrażającej jak Stefan Niesiołowski? Chyba tylko inna tak odrażająca postać jak łysol Michal Misiek Kamiński.
Dyplomatołek Schetyna (zwany też Szrekiem) walnął jak łysy o beton, że to nie Rosjanie a Ukraińcy wyzwolili Oświęcim. Wcześniej ministra katechetka strzeliła bzdurę o "bezgłowych samolotach". Masakra. Co ten Tusk zrobił? A raczej co się z tej Platformy zrobiło bez Tuska?
Rydzyk zatopił Platformę w 2007 roku, Kopacz zakopie Platformę w 2015 roku. Chyba tylko jakaś kolejna sesja na wzorem tej w Vivie jeszcze może pomogła podnieść słupki? Może tym razem w Wyborczej? Albo w Newsweeku?
Wipler wydał, że Sulik doradzała równocześnie jemu i Ewie Kopacz. Pijak? Pijak? Zemsta jest słodka...
Refleksja: skoro pani Kopacz nie potrafi zapanować nad swoją kancelarią, to jak ma panować nad krajem?
Znaczący spadek poparcia dla rządu Ewy Kopacz. Styczniowe poparcie dla rządu Ewy Kopacz jest najniższe od objęcia przez nią teki premiera - wynika z sondażu CBOS. W pierwszym miesiącu nowego roku liczba zwolenników rządu PO-PSL spadła o 8 punktów procentowych.
A kiedy przyjdzie, a kiedy przyjdzie czas na ciebie, a przyjdzie czas na pewno i zaczniesz spadać w dół a to nie to samo...
____________________________________ Videtur et hoc mihi Platforninem non debere esse Poza tym uważam że Platformę należy zniszczyć /Katon starszy/
Ostatnio edytowano 22 sty 2015, 22:25 przez Badman, łącznie edytowano 2 razy
22 sty 2015, 21:59
Re: Polityka i politycy
A ja bym pani Ogórkowej na mizerię nie przerabiał, może się przydać w całości
Nie od dziś widomo, że na Komorowskiego głosuje wszystko, co najgorsze. Jaruzelski, Urban, Cimoszewicz i cała reszta komunistycznego aparatu czuła się przy panu gajowym całkowicie bezpiecznie. O czymś to chyba świadczy? Przede wszystkim trzeba zrozumieć, że sondażowe poparcie dla Komorowskiego, chociaż rozdęte, z całą pewnością sięga pod 50%, w przeciwieństwie do rozdętego poparcia dla PO. Tajemnicy tego sukces należy szukać właśnie we froncie narodowym. Istnieje elektorat, który za Boga nie odda głosu na kogokolwiek, choćby kojarzonego, z PiS. W tym miejscu spodziewam się komentarzy, że banały piszę. Zgadza się, ale w takim razie proszę mnie oświecić, jaki sens przeciwnicy Komorowskiego widzą w szatkowaniu pani Ogórkowej na mizerię? Pojawiała się idealna kandydatka pod klasycznego leminga, który zaczyna się wstydzić swoich idoli i niech sobie spokojnie żyje. Dudzie Ogórkowa nie zaszkodzi żadną miarą i swoje 20-25%, a więc pewną II turę, kandydat PiS ugra bez najmniejszego problemu. Niestety problemem jest to, czy w ogóle do II tury dojdzie i tu właśnie trzeba umiejętnie zagrać darami losu. Nie podzielam skrajnego pesymizmu, graniczącego z fałszywą oceną sytuacji, że najnowsza paprotka Leszka Millera jest koniem trojańskim wiadomych sił, które budują nową frakcję. Nic podobnego, to tylko i wyłącznie desperacka zagrywka Millera ustawiona pod partyjne, wewnętrzne, rozgrywki. W jednym czasie poleciał Napieralski i Kaliszowi wybito z głowy kandydaturę, „kajzer” lewicy walczy o życie i stołek szefa dogorywającego SLD i to cała tajemnica hucznych narodzin Magdaleny Ogórek. Zakładał się nie będę, ale w mojej ocenie z pełnym poczuciem bezpieczeństwa można paprotkę Millera od czasu do czasu podlać letnią wodą i niech sobie na miarę własnych możliwości rośnie.
W Trzeciej Rzeczypospolitej Polskiej odgadywania nastrojów i kierunków działań politycznych wcale nie jest takie trudne. Wystarczy poczytać parę zdań z lojalek usłużnych dziennikarzy i autorytetów. No i w jaki sposób tuzy lewicowej klawiatury oraz profesorowie z sercem po lewej stronie potraktowali, było nie było, lewicową kandydatkę? Najgorzej jak można, czyli szyderstwem i nie specjalnie przejmowali się zarzutami „seksizmu”. Co z tego wynika? Prosta rzecz. Pani Ogórkowa nie stanowi zagrożenia dla największego wroga, ale odbiera punkty swojemu człowiekowi. Między głosowaniem, popieraniem, a taktycznym użyciem dostarczonych przez przeciwnika narzędzi jest kolosalna różnica. Dyplomatycznie i bardzo ostrożnie podrzuciłbym jakieś dobre albo chociaż neutralne słowo Madzi Ogórek, niech „se ma” i niech uszczknie 8%, co na pewno Komorowskiemu nie pomoże. Zgodzić się natomiast należy, że na wypadek II tury elektorat świeżej gwiazdy i tak zagłosuje na Bronka, a pewnie i sama gwiazda wyda takie zalecenie. Zatem po co się w cokolwiek bawić? Dla samej II tury warto, bo miażdżąca wygrana gajowego Bronisława byłaby średnio zabawną klęską nie tylko PiS, ale wszelkiej nadziei. Poza wszystkim drugie tury mają to do siebie, że bywa podbramkowo, Kaczyński o mały włos nie wygrał, chociaż przed wyborami nikt mu nie dawał żadnych szans.
Ludzie głosuję w I turze, potem jednym się chce pójść innym nie chce i znów niekoniecznie mało realna wygra się liczy, ale niewielka przegrana byłaby sporym zadatkiem, zwłaszcza, że notowania Komorowskiego wywindowano na absurdalny poziom. Bywa, że i porażkę da się sprzedać i dałoby się, gdyby Andrzej Duda zdobył co najmniej 40% w ostatecznej rozgrywce. Aby to było możliwe potrzeba wykorzystać wszystko, co się pod rękę nawinie. Dlatego też doskonale rozumiem szyderstwo z lewej strony i nie rozumiem przesadnej kpiny z prawej. Niech sobie Magdalena Ogórek czaruje młodych z miasta, komu to szkodzi? Mnie nie, Dudzie też nie, no to pozostaje Komorowski i PO. Potrzeba innego argumentu na rzecz dyplomatycznego, nie tyle wsparcia, co neutralnego zachowania dystansu? Przecież to pan Bronek i jego ludzie będą się musieli z maczugami rzucić na kobietę, co nigdy się w Polsce nikomu nie podobało, od lewej do prawej strony. Nie wykluczam jakiegoś błędu w powyższym rozumowaniu, niemniej zbyt wiele wyraźnych sygnałów wysłano w ostatnim czasie, aby się obawiać fałszywej oceny rzeczywistości.
* * * * * * * * * * * * * * * * * * * * * * * * * PiS pozywa Ewę Kopacz za atak na Andrzeja Dudę. „Premier próbuje naśladować Urbana”
„PiS zawsze ciągnęło do wojny, a PO chciała pokoju” - te słowa Ewy Kopacz wywołały prawdziwą burzę wśród posłów opozycji. Prawo i Sprawiedliwość zapowiedziało złożenie pozwu wobec premier w związku z naruszeniem dobrego imienia kandydata partii na prezydenta. - Niestety pani premier coraz częściej próbuje naśladować rzecznika PRL – Urbana – skomentował całą sytuacją rzecznik PiS Marcin Mastalerek.
Cała sprawa dotyczy wypowiedzi Andrzeja Dudy – kandydata PiS na prezydenta, który na antenie RMF FM pytany był o to, czy Polska powinna wysłać żołnierzy na Ukrainę. Podkreślał on, że jest to trudna decyzja i dużo w tej sprawie zależałoby od decyzji NATO.
- To jest bardzo poważna decyzja, należałoby się nad nią dobrze zastanowić. Polska mogłaby udzielić wsparcia – mówił w Kontrwywiadzie RMF FM Andrzej Duda, jednak wyraźnie podkreślał, że decyzję tę należałoby poważnie rozważyć jeśli kwestia ta byłaby uzgodniona z NATO.
Tymczasem Ewa Kopacz na briefingu prasowym szybko ucięła dyskusje na temat dymisji rzecznik rządu i wykorzystała tę wypowiedź do ostrego ataku na Andrzeja Dudę.
- Ja słyszałam od kandydata PiS na prezydenta, że powinniśmy wysłać żołnierzy na Ukrainę. To jest przerażające. Jeśli w programie wyborczym przyszłego prezydenta jest taka deklaracja, to mogę odpowiedzieć tylko jedno: Prawo i Sprawiedliwość zawsze ciągnęło do wojny, a Platforma chciała pokoju – oświadczyła Ewa Kopacz.
Na reakcję opozycji nie trzeba było długo czekać. Posłowie PiS już zapowiedzieli skierowanie sprawy na drogę sądową.
- Dziś usłyszeliśmy z ust Ewy Kopacz ordynarne kłamstwo ws. słów Andrzeja Duda, tylko po to by odwrócić uwagę od problemów rządu (...) Odsyłam Ewę Kopacz do oryginalnego tekstu, który powiedział Andrzej Duda. Słów, o których mówiła pani premier, tam nie było. (...) Będzie za to proces. Ewa Kopacz słono zapłaci za te kłamstwa. Nie będziemy się na to godzili. Miarka się przebrała – mówił rzecznik PiS.
Marcin Mastalerek zapewnił, że prawnicy PiS już rozpoczynają prace nad pozwem, a partia nie ma zamiaru godzić się na to, aby „ordynarne kłamstwo było metodą sprawowania urzędu”.
- Ewa Kopacz ma wielkie zasługi w wojnie polsko-polskiej. Słyszeliśmy w ostatnich miesiącach wiele kłamstw. Przypomnę słowa o hienach cmentarnych, czy kto straszył Polaków wojną. Niestety pani premier próbuje naśladować rzecznika PRL – Urbana – skwitował rzecznik PiS.
* * * * * * * * * * * * * * * * * * * * * * * * * Ewa Kopacz usłyszała, że kandydat PiS na prezydenta „chce wysłać żołnierzy na Ukrainę”. PiS wytacza proces
Premier Ewa Kopacz powiedziała podczas briefingu z dziennikarzami, że słyszała od kandydata PiS na prezydenta Andrzeja Dudy, że Polska powinna wysłać żołnierzy na Ukrainę. Kopacz w związku z wypowiedzią byłego opozycjonisty Zbigniewa Bujaka, który zadeklarował, że byłby za tym, aby posłać polskich żołnierzy na Ukrainę, została zapytana przez dziennikarzy, czy rozważa taką możliwość. Premier postanowiła „przykryć” wypowiedź Bujaka słowami Andrzeja Dudy, który usilnie dopytywany w porannej rozmowie na antenie RMF FM o to, czy byłby za wysłaniem polskich żołnierzy na Ukrainę, odpowiedział, że sprawa jest bardzo złożona i trudna, ale w takiej sytuacji trzeba byłoby ją rozważyć. Ewa Kopacz zamieniła tę wypowiedź na pewnik i ciągnęła narrację po swojemu. Ja też słyszałem od kandydata PiS na prezydenta, który powiedział, że powinniśmy wysłać żołnierzy na Ukrainę. I to jest przerażające, bo jeśli priorytetem w programie wyborczym przyszłego prezydenta jest taka deklaracja, to ja mogę odpowiedzieć tylko jedno: PiS zawsze ciągnęło do wojny, a Platforma chciała pokoju — odpowiedziała szefowa rządu. I dodała: PiS zawsze ciągnęło do wojny Rzecznik PiS Marcin Mastalerek zapowiedział pozew przeciwko premier. Dziś usłyszeliśmy z ust pani premier Kopacz ordynarne kłamstwo w sprawie słów Andrzeja Dudy. Są one manipulacją ze strony pani premier Kopacz (…) Pozywamy panią premier Kopacz za słowa o Andrzeju Dudzie, słowa, które nigdy nie padły — powiedział rzecznik PiS. Dodał, że pozew będzie gotowy w najbliższych dniach. W środę w RMF FM Bujak zadeklarował, że byłby za tym, aby posłać polskich żołnierzy na Ukrainę. Dzień później Duda, pytany o tę wypowiedź, odpowiedział: To zależy od pewnych relacji międzynarodowych. Jesteśmy członkiem NATO i uważam, że powinniśmy to respektować. Jeżeli to zostanie uzgodnione w obrębie NATO i jakieś siły NATO zostaną wysłane. Pamiętajmy o tym, że jeżeli już, to Polska mogłaby udzielić wsparcia, należałoby to rozważyć, to jest bardzo poważna decyzja, trzeba by się nad nią dobrze zastanowić.
Desperacja polityka, który przegrywa nawet z Ogórkiem.
Janusz Palikot - polityk z poparciem w granicach błędu statystycznego, chwyta się brzytwy. Nikogo już nie interesuje co ma do powiedzenia, nawet jego niedawni partyjni koledzy. Próbuje więc szokować. Tym razem zdjęciem z poobijaną Ewą Kopacz.
Idea szczytna, problem prawdziwy, ale intencje biznesmena z Biłgoraju jakoś takie nieświeżo pachnące. Kiedyś miał być zbawcą lewicy, dzisiaj - przed wyborami prezydenckimi - poparcie ma mniejsze niż Magdalena Ogórek, happeningowa kandydatka Leszka Millera i SLD. Nic więc dziwnego, że zrozpaczony Janusz Palikot za wszelką cenę chce jeszcze zaistnieć. Bo szydzić z niego zaczęli nawet w mediach, które go wykreowały. Ale aż tak jest zdesperowany?!
"Podbite oko, rozcięty nos, pokrwawione i porozbijane wargi. Co się stało Ewie Kopacz?! Twarz premier została wykorzystana przez polityków Twojego Ruchu do kampanii społecznej przeciwko przemocy domowej" - informuje fakt.pl
„Pani Premier! Wiemy, że to szokująca akcja i może wielu urazić, ale chyba tylko tak jesteśmy w stanie wpłynąć na Pani bezczynność i bezduszność wobec ofiar przemocy! Czy okaże się Pani tak samo fałszywa jak w przypadku związków partnerskich?” – zapytał na Facebooku Palikot.
Palikot coś wie o przemocy. Jego już nie raz obili. Wyborcy przy urnach.
Internauci skomentowali:
1.01.2015 [16:56] Polska polityka sięgnęła dna. Duży w tym udział ma chuligan polityczny z Biłgoraja. Przypominam dla tych, którzy zdążyli zapomnieć co to jest uprawianie polityki: to jest szukanie rozwiązań najlepszych dla państwa w konstruktywnej dyskusji partii rządzącej z opozycją. Dotyczy to państwa demokratycznego, którym Polska nie jest. W państwie demokratycznym nie może być celem partii rządzącej zniszczenie opozycji (dożynanie watahy). Są to działania typowe dla dyktatury. Fakt, zachowano w Polsce kilka fasadowych atrybutów demokracji, ale rządy PO zniszczyły ją całkowicie przy czynnym działaniu chuliganów politycznych z których najbardziej znanym jest ten z Biłgoraja. To, co zrobił ostatnio, to nie polityka tylko knajacki wybryk. Piszę to, mimo, że p. Kopacz nie jest postacią z mojej bajki.
Juliusz | 31.01.2015 [16:20] Przygłup z Biłgoraja lubi szokować penisem, głową świni i obitą Kopaczową. Bo czymże innym może na siebie zwrócić uwagę. Niczym!
mie | 31.01.2015 [17:03] I w dalszym ciągu ten Palikot! Otwieram gazetę - Palikot, włączam telewizję - Palikot, słucham audycji - Palikot.Na drugi dzień boję się otworzyć konserwę. A teraz na poważnie. Dlaczego stale prasa, media, telewizja,itp. robią temu zboczeńcowi reklamę? Jak długo to jeszcze będzie trwało? "Podbił" oko pani premier, tak jest pokazane na zdjęciu.Przecież tu nie chodzi wcale o oszpecony wygląd pani premier. Ani nawet w ogóle o panią premier. Tu chodzi o głównego "bohatera" całego incydentu, o jego obecność w tym całym rozgardiaszu. O usilne dbanie i zaznaczanie jego głosu i robienia rozgłosu. Propagowanie istnienia jego filozofii i zagnieżdżania się w każdą sferę publicznego życia.Komu na tym zależy, i dlaczego dotąd nie znalazł się nikt kto mógłby unicestwić jego hochsztaplerskie poczynania? Czym on się tak bardzo zasłużył naszym władzom, mediom że z jednej strony niby walczą z jego chamskimi obyczajami, z drugiej umożliwiają mu uprawianie patologicznych zachowań? Widocznie nie zależy im na rzetelnym rozwiązywaniu problemów, tylko na robieniu sensacji.Niestety, problem leży nawet gdzie indziej. Być może że spora część społeczeństwa jest już zdemoralizowana. I to nawet wśród tych którzy z racji zajmowanego stanowiska, sprawowanego urzędu, pełnienia ważnych funkcji, powinni z natury rzeczy świecić przykładem. Gdyby bowiem nie była to prawda nie utrzymałby się ich "idol - Palikot" na świeczniku nawet pięć minut
jegr | 31.01.2015 [16:56] Polska polityka sięgnęła dna. Duży w tym udział ma chuligan polityczny z Biłgoraja. Przypominam dla tych, którzy zdążyli zapomnieć co to jest uprawianie polityki: to jest szukanie rozwiązań najlepszych dla państwa w konstruktywnej dyskusji partii rządzącej z opozycją. Dotyczy to państwa demokratycznego, którym Polska nie jest. W państwie demokratycznym nie może być celem partii rządzącej zniszczenie opozycji (dożynanie watahy). Są to działania typowe dla dyktatury. Fakt, zachowano w Polsce kilka fasadowych atrybutów demokracji, ale rządy PO zniszczyły ją całkowicie przy czynnym działaniu chuliganów politycznych z których najbardziej znanym jest ten z Biłgoraja. To, co zrobił ostatnio, to nie polityka tylko knajacki wybryk. Piszę to, mimo, że p. Kopacz nie jest postacią z mojej bajki.
Kiedy bezczelnie i po chamsku atakował śp. prezydenta RP Lecha Kaczyńskiego to POwcy z panem Tuskiem na czele bili brawo (przypomnijmy, że Ruch Palikota powstał w gabinecie premiera Tuska), ale kiedy ten robi to samo w stosunku do dawnych towarzyszy z PO, to już źle. Swoją drogą jeszcze niecałe 4 miesiące temu pan Palikot zachwycał się panią Kopacz do tego stopnia, ze przyznał, że gdyby wiedział, że Platforma będzie miała TAKĄ premierę, która wygłosi TAKIE expose, to w życiu by się nie wypisał z Patologii..., znaczy z Platformy. Do tego stopnia, że swoje słowa potwierdził przysięgą "Jak Boga kocham" A jak już polski polityk, w dodatku filozof, przysięga na Boga to coś znaczy.
____________________________________ Videtur et hoc mihi Platforninem non debere esse Poza tym uważam że Platformę należy zniszczyć /Katon starszy/
01 lut 2015, 11:18
Re: Polityka i politycy
POlitycy...
____________________________________ "Demokracja to cztery wilki i owca głosujące o obiedzie" R.A.Heinlein
08 lut 2015, 12:28
Re: Polityka i politycy
Głosujemy na Blog Roku C11549 Tekst Roku T11774 sms na nr 7122
Nie masz wystarczających uprawnień, aby zobaczyć pliki załączone do tego postu.
____________________________________ Videtur et hoc mihi Platforninem non debere esse Poza tym uważam że Platformę należy zniszczyć /Katon starszy/
08 lut 2015, 21:57
Re: Polityka i politycy
Jak Foczka Tik-Takowi robotę załatwiła
Sławomir Nowak (41 l.) zamieni gdańską siłownię na brukselską! Jak dowiedział się Fakt, były minister transportu ma dostać pracę w Komisji Europejskiej. – Na niskim stanowisku, żeby go ukryć przed ludźmi, ale z całkiem dobrą pensją – mówi nasz informator. Kto podał Nowakowi pomocną dłoń? Była wicepremier, a dziś komisarz unijna Elżbieta Bieńkowska (51 l.).
W politycznej rodzinie nikt nie zginie – to stare powiedzenie powtarzają z uśmiechem nawet najbardziej skompromitowani politycy. Jednym z nich jest Sławomir Nowak, który po aferze taśmowej, zegarkowej i wyroku skazującym na 20 tys. zł grzywny, nie ma czego szukać w krajowej polityce. Ostatni czas spędził więc na aplikowaniu sobie odżywek i wyrabianiu mięśni na siłowni. Ale koledzy i koleżanki z Platformy nie pozwolili Nowakowi zbyt długo cierpieć na przymusowym bezrobociu.
Już niedługo „Pan Tik-Tak” dostanie fuchę w brukselskiej machinie biurokratycznej. Pracę miała mu załatwić sama komisarz Elżbieta Bieńkowska. Według naszego informatora Nowak dostanie mało eksponowane stanowisko, żeby nie rzucał się w oczy. – Na niskim stanowisku, żeby go ukryć przed ludźmi, ale z całkiem dobrą pensją – twierdzi osoba znająca kulisy sprawy. To jednak nie koniec. Razem z Nowakiem na pracę w Brukseli ma się załapać inny aferzysta z Platformy, były europoseł Krzysztof Lisek (48 l.) skazany na dwa lata więzienia w zawieszeniu na trzy za działanie na szkodę majątkową Polskiego Stowarzyszenia Kart Młodzieżowych (PSKM) przekraczającą 2,7 mln zł, jak również podawanie nierzetelnych danych zawartych w sprawozdaniach finansowych stowarzyszenia.
Jaki morał z tej historii? A taki, że POlitycy w nosie mają afery, kompromitację i wyroki sądów. Dla nich ważne jest, aby żyło się lepiej – im i ich kolesiom.
Nie możesz rozpoczynać nowych wątków Nie możesz odpowiadać w wątkach Nie możesz edytować swoich postów Nie możesz usuwać swoich postów Nie możesz dodawać załączników