Teraz jest 04 wrz 2025, 18:04



Odpowiedz w wątku  [ Posty: 4411 ]  idź do strony:  Poprzednia strona  1 ... 278, 279, 280, 281, 282, 283, 284 ... 316  Następna strona
Polityka i politycy 
Autor Treść postu
Zawodowiec
Avatar użytkownika

 REJESTRACJA23 sie 2009, 07:34

 POSTY        3657
Post Re: Polityka i politycy
silniczek                    



Radek, minister Europy

Kiedyś polscy ministrowie mówili tak. "My w Polsce nie znamy pojęcia pokoju za wszelką cenę. Jest jedna tylko rzecz w życiu ludzi, narodów i państw, która jest bezcenna. Tą rzeczą jest honor".
To słynne przemówienie Józefa Becka w Sejmie 5 maja 1939 r.
Dziś polscy ministrowie mówią trochę inaczej: "Ch..., d... i kamieni kupa".

W takim języku chyba najbardziej wyspecjalizował się następca Józefa Becka, Radosław Sikorski, który sam siebie nazywa Radkiem. Kiedyś było - można rzec kultowe już - "dorzynanie watahy" (o PiS-ie), czy "można być prezydentem, ale można być też chamem" (o Lechu Kaczyńskim). Teraz w tzw. aferze podsłuchowej padły kolejne określenia godne męża stanu: "zaje... PiS komisją specjalną w sprawie Macierewicza"
http://www.se.pl/wydarzenia/opinie/tade ... 13293.html


Znalazłem conieco więcej opinii o tym gentlemanie z Oxfordu.


Burza nad dyplomem Sikorskiego.

Wykształcenie Radosława Sikorskiego po raz kolejny stało się przedmiotem medialnych dyskusji. Wszystko za sprawą posła PiS Witolda Waszczykowskiego, który w wywiadzie udzielonym tygodnikowi "Do Rzeczy" ocenił szefa polskiej dyplomacji, jako najsłabiej wykształconego ministra spraw zagranicznych w ostatnim 25-leciu i dodał, że ostatnie siedem lat to klęska polskiej dyplomacji.

Wykształcenie Radosława Sikorskiego po raz kolejny stało się przedmiotem medialnych dyskusji. Wszystko za sprawą posła PiS Witolda Waszczykowskiego, który w wywiadzie udzielonym tygodnikowi "Do Rzeczy" ocenił szefa polskiej dyplomacji, jako najsłabiej wykształconego ministra spraw zagranicznych w ostatnim 25-leciu i dodał, że ostatnie siedem lat to klęska polskiej dyplomacji.

- Nie żadne studia, ale trzyletni kurs na Oksfordzie, a magisterium honorowe, jakim się posługuje, zostało kupione za 10 funtów - tak wykształcenie Radosława Sikorskiego skomentował poseł PiS.

  W ocenie Waszczykowskiego, szef polskiej dyplomacji to "snob i bufon", a do tego człowiek o dwóch twarzach.
- Jedna dla telewizji i kolorowych 'maga'zynów, druga dla swoich współpracowników, wobec których zachowuje się skrajnie wulgarnie. Nawet warszawski korpus dyplomatyczny go nie lubi, bo on nie współpracuje z ambasadorami - podkreśla poseł.

   Na zarzuty Witolda Waszczykowskiego zareagował sam zainteresowany, komentując sprawę na swoim profilu na Twitterze. Nie odniósł się do wypowiedzi dotyczących jego osobowości, skupił się jedynie na kwestii wykształcenia.
  Radosław Sikorski na swojej oficjalnej stronie informuje, iż jest absolwentem Uniwersytetu Oksfordzkiego i posiada tytuł "Bachelor of Arts", a także "Master of Arts" na kierunku: filozofia, nauki polityczne i ekonomia.

    Słowa posła Waszczykowskiego skomentowali także polscy studenci z Uniwersytetu w Oksfordzie i wystosowali do niego pismo, w którym informują, że czują się zażenowani i skrzywdzeni ostatnimi wypowiedziami posła i tłumaczą system tytułowania i nadawania stopni na ich uczelni.
   Miłosz Palej, rzecznik prasowy polskiej społeczności na Uniwersytecie w Oksfordzie podkreślił, że przez wyrażanie takich opinii, wielu pracodawców może się odwrócić od absolwentów tej, jak i innych brytyjskich uczelni. Student wezwał również posła PiS do sprostowania swojej niefortunnej wypowiedzi na łamach polskiej prasy.

   Uczelnia, jaką jest Uniwersytet Oksfordzki, nadaje swoim studentom, którzy ukończą trwające trzy lata studia, dyplom "Bachelor of Arts". Niektórzy traktują je jako nasz tytuł licencjata i inżyniera, jednakże porównanie nie jest do końca adekwatne. Z kolei tytuł "Master of Arts" przyznawany jest zwyczajowo przez władze uczelni, po siedmiu latach od otrzymania dyplomu "Bechelora" wszystkim, którzy złożą odpowiednie podanie i uiszczą stosowną opłatę w wysokości 10 funtów. Uniwersytety w Oksfordzie, Cambridge, a także w Dublinie to jedyne placówki, na których przyznanie dyplomu "Master of Arts" nie wymaga odbycia dodatkowych studiów, ani zdania dodatkowych egzaminów.

Sikorski nie po raz pierwszy tłumaczy się z dyplomu

         Zarzuty postawione przez Witolda Waszczykowskiego to nie pierwsze dotyczące wykształcenia Radosława Sikorskiego. Wcześniej, w roku 2009 Karol Karski, również poseł Prawa i Sprawiedliwości zasugerował opinii publicznej, że szef polskiej dyplomacji nie posiada tytułu magistra. Na oficjalnej stronie internetowej Sejmu widniała informacja jedynie o dyplomie Sikorskiego na poziomie "Bachelor of Arts". Karski domagał się w tej sprawie wyjaśnień ze strony samego Donalda Tuska. Premier upoważnił Sikorskiego do samodzielnej odpowiedzi posłowi Karskiemu.
    - Pragnę uspokoić pana posła, iż Uniwersytet Oxfordzki nadał mi tytuły zarówno bakałarza nauk (odpowiednik polskiego tytułu licencjata), jak i mistrza nauk (tytuł zawodowy magistra) na kierunku: filozofia, nauki polityczne i ekonomia - poinformował Sikorski, a następnie przesłał kopię swojego dyplomu magisterskiego.
     Po zamieszaniu wywołanym przez posła Karskiego, Radosław Sikorski uzupełnił niepełne informacje na sejmowej stronie i dopisał, że uzyskał na Oxfordzie tytuł naukowy "Master of Arts".
     Pozostaje pytanie, czy zarzuty postawione przez Witolda Waszczykowskiego pokazały, w jakim kierunku będzie zmierzać nadchodząca kampania wyborcza, czy są jedynie tematem na spokojny politycznie, wakacyjny okres?

Czy Radosław Sikorski sprawdza się w roli szefa MSZ?
Tak 34 %
Nie 66 %

Komentarze
 
~SOWA :
Uczelnia, jaką jest Uniwersytet Oksfordzki, nadaje swoim studentom, którzy ukończą trwające trzy lata studia, dyplom "Bachelor of Arts". Niektórzy traktują je jako nasz tytuł licencjata i inżyniera, jednakże porównanie nie jest do końca adekwatne. Z kolei tytuł "Master of Arts" przyznawany jest zwyczajowo przez władze uczelni, po siedmiu latach od otrzymania dyplomu "Bechelora" wszystkim, którzy złożą odpowiednie podanie i uiszczą stosowną opłatę w wysokości 10 funtów. Uniwersytety w Oksfordzie, Cambridge, a także w Dublinie to jedyne placówki, na których przyznanie dyplomu "Master of Arts" nie wymaga odbycia dodatkowych studiów, ani zdania dodatkowych egzamin.
CO TO K... JEST ZA WYKSZTAŁCENIE. ZERO WIEDZY I WYSIŁKU NAUKOWEGO. NASTĘPNY PAJAC PO WAŁĘSIE. NIEUK.
| ocena: 100%

~Absolwent :
Wg prawa polskiego tylko osoba, która zdała wszystkie egzaminy i zaliczyła praktyki ( ćwiczenia) obowiązujące na danym kierunku studiów oraz napisała i obroniła pracę końcową ( magisterską) może legitymować się wyższym wykształceniem.. Pan Sikorski nie przeszedł tej procedury i w Polsce nie może legitymować się takim tytułem. tytuły kupione za 10 funtów to tak do pogadania przy stoliku U SOWY I Przyjaciela może być przydatny...

~Radek idź na polskie studia :
Czyli jednak jest coś na rzeczy. Magistra się kupuje.

~chłodna analiza :
Czyli reasumując: Waszczykowski napisał prawdę. Sikorski otrzymał tytuł BA czyli odpowiednik licencjata, odczekał wymagane lata i złożył podanie o dyplom MA, czyli magistra, za co zapłacił 10 funtów. No to sorry, ale Waszczykowski w swoim tweecie nie zrobił żadnego błędu i słusznie wytknął sł...

~Bachelor : Trzyletni B of Arts to jedna wielka impreza, jesli wiadomo ze dalej sie nie bedzie studiowac to kursy ktore trzeba skonczyc wymagaja przeczytania jednej ksiazki na semestr, jedno wypracowanie i 'final exam', ktore moj pies by zdal, wiem bo sam mam B of Arts, tyle za na Masters musialem pracowac kolejne trzy lata a nie kupowac za 10 funtow, co slowo czy wpis na cwierkaczu to jedna wieljs sikorska sciema.

~pieprz..pedofile :
hmmm... czy to nie w oksfordzkim uniwersytecie odbyl sie w tym roku zjazd pedofili? Ktorzy czuja sie gnebieni ze nie moga bzykac dwulatkow? Ten ze zdjecia tez wyglada jakby mial ochote zalegalizowac i stworzyc nowa orientacje...W koncu mamy juz ich tyle ze jeszcze jedna roznicy nie zrobi....... Dalej popierajcie skrzywienia......

~incent :
sory, ale jak ktoś pisze, tak jak Radosław S., że Bachelor of Arts jest tytułem uprawniającym do rozpoczęcia doktoratu, to...... chyba doktoratu na uniwersytecie papierkowym czyli takim, po którym się chodzi po parku i papierki z trawnika zbiera.... Bachelor of Arts to odpowiednik polskiego licencjata!!!!!!
Że też są tacy, którzy nie wiedzą, jakie studia kończą, ale w Polsce robi się już podobnie. Jestem opiekunem studiów podyplomowych na jednej z prywatnych pseudo-uczelni wyższych. Siedzę sobie w swoim gabinecie, a tu nagle jedna niunia wpada i pyta mnie, gdzie jest dziekanat, bo chciałaby oddać pracę licencjacką.... Gdzie jest dziekanat? Przecież, żeby złożyć dokumenty o przyjęcie trzeba osobiście przyjść do dziekanatu, a ona na trzecim roku pyta, gdzie jest dziekanat. Witaj światowy poziomie edukacji w Polsce!

~emigrant do ~incent:
Jestem w Anglii, moje dzieci tu studiują. Owszem Sikorski ma skończone studia licencjackie (zawodowe), ale za te 10 funtów to on sobie kupił tytuł HONOROWY, nie ma to żadnej wartości naukowej. Ani nie skończył studiów magisterskich, ani nie obronił pracy magisterskiej, ani nie złożył absolutorium, czyli nie wykazał się wiedzą niezbędną, by otrzymać RZECZYWISTY tytuł M.A. Sikorski, co jasno wynika z jego papierów i oświadczenia zaliczył najniższy możliwy do osiągnięcia poziom, czyli jeden z wielu trzyletnich undergraduate college. To go w żaden sposób nie uprawnia do stwierdzenia, że ukończył wyższe studia magisterskie i obronił pracę magisterską. Niczym taki nie jest w stanie się wykazać. Jest śmieszną rzeczą, że wykazuje się, jako osiągnięciem naukowym, tytułem honorowym magistra. To tak jakby Wałęsa kazał do siebie mówić panie doktorze, bo h.c. Owszem mogę do niego mówić: panie prezydencie, bo był, ale tytułu doktorskiego nie obronił, bo i żadnych studiów nie ukończył. Podobnie profesorski tytuł Bartoszewskiego jest czysto honorowy, bo Bartoszewski żadnych studiów nie ukończył. Tak samo mówiłem do moich nauczycieli w liceum: pani, profesor, panie profesorze. Były to tytuły zwyczajowe, nie naukowe. Taki też jest tytuł Sikorskiego - licencjata, nie magistra. I on to wyraźnie pisze, choć stara się zamotać swoją odpowiedź. Nie ma takiej uczelni na świecie, która otworzyłaby mu przewód doktorski (poz honorowym), na tym poziomie wykształcenia
| ocena: 88% |


ŹRÓDŁO: http://wiadomosci.onet.pl/kraj/burza-na ... rosi/rcy7x



Powierzenie Sikorskiemu funkcji szefa dyplomacji było jak podjęcie marszu krokiem defiladowym po terenie bagiennym

Obrazek

„Czy będzie to stół okrągły, czy kanciasty…, my musimy rozmawiać”, rzucił krótko ukraiński minister spraw zagranicznych Pawło Klimkin, przed dzisiejszym spotkaniem z szefem rosyjskiej dyplomacji Siergiejem Ławrowem w Berlinie.

Dlaczego w Berlinie?
Dlatego, że w ich rozmowach pośredniczą Niemcy i Francja, a imiennie ministrowie Frank-Walter Steinmeier i Laurent Fabius. Nieco wcześniej reprezentanci tych krajów rozmawiali we Francji, na marginesie rocznicowych obchodów lądowania aliantów w Normandii. Rozmawiać, istotnie, muszą, jak to się jednak stało, że bez udziału Polski, która ponoć jest najbardziej zaangażowanym adwokatem Ukrainy na forum międzynarodowym?

Choć na obchodach rocznicy „D-Day” nasi też byli, do okrągłego, czy kanciastego stołu z udziałem Ukrainy i Rosji oraz Francji i Niemiec nas nie zaproszono. Można by powiedzieć, wybór gospodarzy, a Francuzi, wiadomo, lubią „mocarzyć” po swojemu, „po francusku”… Ale także Steinmeier, niby przyjaciel Radosława Sikorskiego, który nie tak dawno grał niemieckiemu koledze na organach i obwoził go po Chobielinie w przyczepie swego rosyjskiego motocykla, uznał obecność polskiego ministra w Berlinie za niepożądaną. Krótko mówiąc, Polska została z tych negocjacji wyrugowana. Dlaczego?

Europoseł PO Jacek Saryusz-Wolski tłumaczy:
- Zarzut, że nas tam nie ma, stawiam Ukrainie! (…) Kijów powinien odmówić spotkania bez obecności Polski we własnym interesie ponieważ spotyka się wówczas bez swojego adwokata.

Polska ponoć tego nawet się domagała. „Poufnie”. Jednak Ukraińcy postawili w rozmowach z Rosją na dwa kraje Europy Zachodniej, które „nie są tak przychylne interesom ukraińskim jak Polska”. Więc, powtarzam pytanie: dlaczego czwórka Klimkin, Ławrow, Steinmeier i Fabius potraktowała Sikorskiego jak piąte koło u wozu?

Argumentowanie, „że to coś” (znaczy ich spotkanie), „odniesie sukces”, jest wątpliwe, więc Sikorski milczy, bo „nie chce się mieć w związku z tą dyplomatyczno-polityczną szkodą”, brzmi jak czysty makiawelizm. Już tylko odsunięcie Polski od „tego czegoś” jest szkodą, bowiem - co podkreślali wszem wobec wszyscy nasi politycy od lewa do prawa - niepodległa Ukraina ma dla nas znaczenie wręcz egzystencjalne. Milcząca akceptacja odsunięcia Polski od stołu jest więc pośrednim przyznaniem się do porażki polskiej dyplomacji.

Sam Sikorski może mówić o sukcesie: w ciągu niespełna trzech lat osiągnął to, czego chciał – żądał głośno w Berlinie niemieckiego przywództwa w Europie i je ma. Po wygłoszeniu przez Sikorskiego słynnego w świecie przemówienia, ówczesny minister spraw zagranicznych RFN Guido Westerwelle skomentował entuzjastycznie o „szczególnym wyeksponowaniu roli Niemiec dla rozwoju Europy” i „znaczącym sygnale” z Warszawy, która „pokazuje, jak stabilne i pełne zaufania stały się polsko-niemieckie stosunki”.

Chcemy mieć z Polską tak samo intensywne partnerstwo, jakie przez dziesięciolecia zbudowaliśmy z Francją. Partnerstwo z Polską się umacnia
- zapewnił na tę okoliczność Westerwelle. Wyłączenie Polski przez Niemcy i Francję z rozmów z Ukrainą i Rosją są tego najlepszym dowodem, jak Berlin i Paryż - członkowie figury płaskiej, utworzonego w 1991 r. (sic!) tzw. Trójkąta Weimarskiego, pojmują „partnerstwo”.

Po prawdzie, niczego innego nie należało się spodziewać. Jednym z powodów odsunięcia Polski na boczny tor jest sam Sikorski.
„Prawdziwym dyplomatą jest ten, kto dwa razy pomyśli, zanim nic nie powie”, mawiał brytyjski premier Winston Churchill. Sikorski, którego język lata jak łopata, jest antytezą sztuki dyplomacji.
Już tylko po jego tyradzie sprzed wyborów w 2007r. na temat PiS: „Jeszcze dorżniemy watahy, wygramy tę batalię!”, powinna zaświecić w głowie premiera Donalda Tuska czerwoną lampkę. Nie zaświeciła.
Powierzenie zdrajcy funkcji szefa dyplomacji, człowiekowi, który był ministrem obrony w gabinecie politycznego przeciwnika i z partykularnych względów przeszedł na drugą stronę barykady, ma „niewyparzoną gębę” i nie potrafi opanować emocji było jak podjęcie marszu krokiem defiladowym po terenie bagiennym. Rzadko zgadzam się z opiniami Rosjan, ale tym razem politolog, dyrektor Instytutu Badań Politycznych, były doradca prezydenta Władimira Putina Siergiej Markow, który skwitował:

Nawet zwolennicy partii Sikorskiego wskazują, że polska dyplomacja w jego wykonaniu jest kompletną katastrofą, a sam minister jest oderwany od rzeczywistości. Miał rację. Sikorski nie tylko nie potrafi milczeć, ani w rozmowach knajpiano-kuluarowych, ani oficjalnie. Dość przytoczyć wskazówki dla „Donalda” jak „zajebać PiS”, nagrane podczas rozmowy tego dyplomaty z byłym ministrem finansów Jackiem Rostowskim, o „kompletnym Bullshit’cie” - „fałszywym poczuciu bezpieczeństwa”, „frajerskim” i „szkodliwym” sojuszu Polski z USA i „robieniu laski” Amerykanom, przez co tylko „skonfliktujemy się z Niemcami, z Rosją”, czy np. wygwizdane na Majdanie układ eksprezydenta Ukrainy Wiktora Janukowycza z opozycją, którą ikorski (i Steinmeier) nakłaniał:
  "Jeżeli nie podpiszecie porozumienia, będziecie mieli stan wojenny i wojsko na ulicach. Wszyscy będziecie martwi…”, lub jego postulat z 2009r.: „Rosja jest potrzebna do rozwiązywania europejskich i globalnych problemów. Dlatego za słuszne uważam przyjęcie jej do NATO."  :zeby:

Nieokrzesaniec i podwórkowy efekciarz Sikorski jest potrzebny Steinmeierowi i Fabiusowi jak dziura w moście. Zamiast budować autorytet Polski, szef naszej dyplomacji rozmienia go na drobne. Wyrazem „partnerstwa” w ramach bilateralnych stosunków i Trójkąta Weimarskiego są takie gesty, jak… wspólne złożenie kondolencji przez Niemcy, Francję i Polskę rodzinom ofiar zestrzelonego, malezyjskiego samolotu, apel o wyjaśnienie przyczyn tej tragedii oraz wezwanie do dialogu i zaprzestanie wojennych działań na Ukrainie.

A propos samolotu:
przyczyny największej w naszych dziejach, podsmoleńskiej tragedii są dla ministra Sikorskiego bezdyskusyjne, choć - co warto przypomnieć - trzy lata wcześniej, w wywiadzie Łukasza Warzechy wywodził o swej podróży „naszym Air Force One, czyli starym tupolewem”, do Iraku:
"Ten samolot zawsze budził we mnie szczególne odczucia. (…) Skądinąd wiadomo, że te maszyny są serwisowane w Moskwie. W tysiącach kilometrów kabli można ukryć wszystko."

„Dyplomaci się nie irytują, dyplomaci robią sobie notatki”,
nauczał francuski minister spraw zagranicznych i premier z przełomu XVIII i XIX w. Charles-Maurice Talleyrand. O przebiegu rozmów podczas dzisiejszej kolacji Fabiusa, Steinmeiera, Klimkina i Ławrowa w Berlinie minister Sikorski dowie się z mediów i ewentualnie z telefonicznej relacji szefa ukraińskiego MSZ. Jaką notatkę powinien sobie zrobić chobieliński salonowiec i jego mocodawcy?
„Miejsce w szeregu zostało wyznaczone”…

Autor: Piotr Cywiński
Dziennikarz, publicysta, reporter i autor książek. Specjalizuje się w problematyce międzynarodowej. Wieloletni komentator parlamentarny, akredytowany w Bonn, Brukseli i Berlinie, autor licznych wywiadów z szefami rządów państw UE, Komisji Europejskiej i NATO, a także reportaży z krajów Europy, Azji i Afryki, w tym z terenów objętych wojną, m.in. z Bałkanów i Ruandy. W latach 1989-2011 pracował w tygodniku „Wprost”, następnie był komentatorem „Uważam Rze”. Opublikował książki „Sezon na Europę” i „Koniec Europy” (napisane wspólnie z Rogerem Boyesem z „The Times”). Publikuje także w opiniotwórczej prasie zagranicznej. Obecnie jest stałym publicystą-komentatorem tygodnika „Sieci” i portalu wPolityce.pl.


ŹRÓDŁO: http://wpolityce.pl/polityka/209695-pow ... -bagiennym

Polska (ustami Sikorskiego) stawała w obronie Ukrainy atakując tym samym Rosję i stała się największym obrońcą Ukrainy i największym przeciwnikiem Rosji, a kiedy dochodzi od decydowania o losach Ukrainy, to Polskę (w osobie Sikorskiego) sojusznicy olewają.
Szkoda że i pan Sikorski i pan Tusk tak późno zrozumieli to co rozumiał już dawno śp. prezydent Lech Kaczyński. A którego obaj tak wykpiwali i poniżali na różne możliwe sposoby. A którym wtórował Strażnik Żyrandola. Ale Historia ich wszystkich oceni. Wyborcy też.  Już niedługo.



Dyplomatołecja polska 2014.
I nie dopuścili do stołu dorzynacza watah…


Obrazek

Europejczycy. Nowocześni. Postępowi. Otwarci na świat i Europę. Znający języki, od niemieckiego poczynając, aż po kaszubski. Bywalcy salonów. Znawcy win i cygar.

Laureaci wieńców laurowych i wszelakich niemieckich nagród i orderów. Rozrywani do europejskich funkcji, niemogący się opędzić od propozycji objęcia urzędów – to przewodniczącego Komisji Europejskiej, to szefa NATO, to przewodniczącego Rady Europejskiej, to Wysokiego Komisarza. Przed nimi otwierają się wszystkie drzwi i wszystkie przedpokoje.

A wśród nich Europejczyk szczególny, obojga paszportów, Pierwszy Dyplomata Rzeczypospolitej, mąż stanu i mąż Nagrody Pulitzera. Żołnierz Wolności Naszej i Waszej. Dorzynacz watah. Autor wiekopomnej ugody z Janukowyczem, która przetrwała trzy godziny.

I nie dopuścili go do stołu.
 <_<

AUTOR: Janusz Wojciechowski

ŹRÓDŁO: http://wpolityce.pl/polityka/209867-dyp ... acza-watah

____________________________________
Videtur et hoc mihi Platforninem non debere esse
Poza tym uważam że Platformę należy zniszczyć
/Katon starszy/


Ostatnio edytowano 22 sie 2014, 21:58 przez Badman, łącznie edytowano 2 razy



22 sie 2014, 21:50
Zobacz profil
Fachowiec
Własny awatar

 REJESTRACJA14 wrz 2011, 21:56

 POSTY        1263
Post Re: Polityka i politycy
Obrót o 180 stopni w pół roku i wstyd na metr w głąb. Ciekawe, jak znosi to lustro Ewy Kopacz

Obrazek


Całkiem niezłe tempo. 180 stopni w sześć miesięcy, czyli 30 stopni na
miesiąc, stopień dziennie.
Tak swoje zdanie w sprawie komisji śledczej ds. likwidacji Wojskowych Służb Informacyjnych zmieniła Platforma Obywatelska, z marszałek Kopacz na czele. Wystarczyły lekkie sugestie premiera Tuska, wręcz mrugnięcie okiem i dzielna marszałkini, co ziemię w głąb na metr przekopuje, a potem usuwa swe słowa ze stenogramów, potrafi też - jak u Orwella - wymazywać przeszłość.

CZYTAJ TAKŻE: Ramię w ramię z palikociarnią i WSI, czyli nowa koalicja Tuska. Premier zrywa ostatnie nitki łączące go z polską racją stanu

Luty 2014. Ewa Kopacz wyraża nadzieję, że większość klubu Platformy Obywatelskiej - także Grzegorz Schetyna - podzieli zdanie premiera Donalda Tuska i będzie przeciwna powołaniu komisji śledczej ws. likwidacji WSI.

Część informacji, które dotyczą naszych tajnych służb, powinny być naszą narodową tajemnicą, a nie etykietką, że my wychodzimy i się obnażamy nie tylko w Europie, ale i na świecie z naszymi tematami, służbami, sposobami funkcjonowania. A pewnie dyskusja podczas komisji śledczej powodowałaby takie wycieki informacji

— oceniała marszałek Sejmu w radiu rynszTOK FM.

Bezpieczeństwo Polski ponad wszystko!

— podkreślała.

Zrugała przy tym nieswornego Grzegorza z Wrocławia, który marudził na złość premierowi, by komisję jednak powołać.

Jeśli będą zwolennicy powołania komisji, będą również i ci - i mam nadzieję, że będą w zdecydowanej większości - którzy powiedzą: nie chcemy tej komisji!

— zapewniała Kopacz.

Przyszła wiosna, a z nią stopniały śniegi i słupki poparcia Platformy. Minister Sikorski wysunął więc postulat „zaj…ania PiS” dwuletnim cyrkiem w sprawie likwidacji WSI (ale nie należy o tym wspominać, bo nagrania nielegalne były, a minister już nie przeklina i je za swoje, więc jest w porządku).

Sierpień 2014. Ewa Kopacz znów ruga posłów i broni swojego zdania.

Platforma Obywatelska będzie głosować za powołaniem sejmowej komisji śledczej ws. likwidacji Wojskowych Służb Informacyjnych

— zapowiedziała w wywiadzie dla „Rzeczpospolitej”.

Marszałek Sejmu już nie mówi o bezpieczeństwie Polski i ochronie służb specjalnych. Już nie marszczy swych brwi na Grzegorza i grzmi na Macierewicza:

Każdy czas na wyjaśnianie tych kwestii jest dobry

— stwierdziła.

Ewa Kopacz jest bowiem tak doskonałym zawodnikiem, że powie wszystko, o co tylko poprosi premier. Wiem, powinniśmy się przyzwyczaić, że szeregowi posłowie powielają zdanie prezesa partii i powtarzają wysłane rano esemesem przekazy dnia. Ale na litość, Ewa Kopacz jest w końcu marszałkiem Sejmu, formalnie drugą osobą w państwie.

Czy naprawdę wymagam za dużo, by tak odpowiedzialne stanowiska piastowały osoby o minimalnej odpowiedzialności za słowo? By choć pół roku utrzymać się przy swoim zdaniu, choć zdziwić się z powodu fikołków intelektualnych premiera, choćby zarumienić się po swojej stuosiemdziesięciostopniowej zmianie zdania? Najwyraźniej to za dużo dla marszałka sejmu - ciekawe, jak znosi to lustro pani Ewy.

Jest jednak jeszcze jeden polityk w Platformie Obywatelskiej, który w tej sprawie ma szansę zachować twarz. Myślę o ministrze obrony narodowej. Nie mówiąc już nawet o politycznym cynizmie całej sprawy i odgrzewaniu kotleta sprzed siedmiu lat. Tomasz Siemoniak po prostu od początku był przeciwko, konsekwentnie i racjonalnie tłumacząc, że komisja śledcza w tej sprawie zaszkodzi służbom specjalnym. W kontekście wojny na Ukrainie ma to podwójne znaczenie. Jeszcze miesiąc temu szef MON przestrzegał przed powołaniem tej komisji.

Panie ministrze - tak po ludzku - nie jest panu wstyd, gdy widzi pan, jak „bezpieczeństwo kraju” (to nie ja, to marszałek Kopacz) rozgrywane jest, by „zaje…ć PiS” dwuletnim cyrkiem? Naprawdę nie ma pan nic do powiedzenia w swojej partii, nie przeszkadza to panu?

http://wpolityce.pl/polityka/210468-obr ... ewy-kopacz

____________________________________
Ojczyznę wolną pobłogosław Panie.


24 sie 2014, 17:12
Zobacz profil
Zawodowiec
Avatar użytkownika

 REJESTRACJA23 sie 2009, 07:34

 POSTY        3657
Post Re: Polityka i politycy
Obrazek
                   z całą starannością miała w poważaniu na metr w głąb i olała wszystko w sposób szczególnie staranny

____________________________________
Videtur et hoc mihi Platforninem non debere esse
Poza tym uważam że Platformę należy zniszczyć
/Katon starszy/


Ostatnio edytowano 24 sie 2014, 21:26 przez Badman, łącznie edytowano 2 razy



24 sie 2014, 21:24
Zobacz profil
Zawodowiec
Avatar użytkownika

 REJESTRACJA25 cze 2009, 12:10

 POSTY        3598
Post Re: Polityka i politycy
1/ Ucieczka do raju
29 sierpnia 2014

Donaldowi Tuskowi nie wierzę już od dawna w żadnej sprawie. Ale szczególnie nie wierzę mu wtedy, gdy twierdzi, że nie jest zainteresowany posadą w Brukseli, że wybiera kraj, że ma tu jeszcze wiele do zrobienia i tak dalej. Jest w tym dokładnie tyle samo prawdy co w niegdysiejszych zapewnieniach Sowietów, że nic w ogóle nie obchodzi ich wysyłanie człowieka na Księżyc, bo to nie ma sensu z naukowego punktu widzenia.
(...)
Na rzecz Tuska na pewno przemawia fakt, że jest dla Europy "panem nikt". Być może mocarstwa, nie mogąc się dogadać, skłonne są zawrzeć kompromis analogiczny do tego, który przed laty uczynił premierem Polski Hannę Suchocką. Żadna z negocjujących partii nie była wtedy w stanie przeforsować swojego kandydata ani pogodzić się z przeforsowaniem kandydata cudzego i stanęło na figurantce z tylnego szeregu, bo od biedy była do przyjęcia dla wszystkich. Szansą Tuska jest to, że Londyn, Paryż i Berlin popadną w podobny klincz i zechcą wyjść z niego w podobny sposób.

A to, że Tusk nie zna języków, jest doprawdy najmniejszym problemem. Tak zwany "prezydent Europy" i tak nie ma nic do gadania.

Czytaj więcej na http://fakty.interia.pl/felietony/ziemk ... gn=firefox

2/ Kora przedczołowa premiera

Mówisz jedno, czynisz drugie, wszyscy biją ci brawo. Obiecujesz coś, ani myślisz się z tego wywiązać i... zbierasz same pochwały. To sytuacja wprost wymarzona dla kłamcy, na którą my, przeciętni zjadacze chleba raczej nie możemy liczyć. Dlatego, w obawie, że kłamstwo może zaszkodzić naszej reputacji, wolimy być uczciwi. Oczywiście i nasza uczciwość ma swoje granice i jeśli nagroda jest odpowiednio duża, czasem decydujemy się, by jednak skłamać. Naukowcy z Wirginii odkryli, który rejon mózgu o tym decyduje.
(...)
Czytaj dalej
(...)
Oczywiście badacze z Wirginii nie brali pod uwagę, co dzieje się z nami, gdy wokół mamy armię klakierów, gotową do huraganu braw po dokładnie każdym działaniu z naszej strony. Ciekawe byłoby dowiedzieć się, jak w takich warunkach działa owa grzbietowo-boczna kora przedczołowa. I czy w ogóle działa. Bo na pierwszy rzut oka wydaje się, że mózg cały zamienia się w słuch, szczególnie wrażliwy na dźwięk brzęczących monet i szelest banknotów.

Czytaj więcej na http://fakty.interia.pl/felietony/news- ... gn=firefox

3/ Korwin–Mikke: Wcale nie spałem, a nawet jakby, to...

Wczoraj internet obiegło zdjęcie drzemiącego podczas obrad PE Janusza Korwina–Mikke. Dziś lider KNP tłumaczy się z ze swojej kompromitacji. Ekscentryczny polityk twierdzi, że... wcale nie spał. A nawet jeżeli spał, to tylko źle świadczy o tym, kto przemawiał, a nie o nim!

Ile tupetu trzeba mieć, by twierdzić, że się nie spało, gdy się spało? To wie tylko Janusz Korwin–Mikke, który skomentował na swoim blogu opublikowanie zdjęcia, jakie zrobiono mu we wtorek podczas obrad europarlamentu. Gdy na mównicy przemawiała włoska minister rozwoju gospodarczego Federica Guidi, lider KNP ostentacyjnie uciął sobie drzemkę.

– Po pierwsze: to, że ktoś słucha z zamkniętymi oczami, nie znaczy, że śpi.

- Po drugie: gdybym spał, byłby to tylko dowód, że przemówienie jest POTWORNIE nudne – napisał polityk, który najwyraźniej nie chciał przyznać się do tego, że w pewnym wieku popołudniowe drzemki stają się nieodzowne.

– Po trzecie – kontynuował Korwin–Mikke – gdy śp. Winston L.S.Churchill na jakiejś naradzie Torysów przymknął oczy, dwaj młodzi torysi przechodząc obok powiedzieli: „Biedny, stary Winston! On już ledwo co widzi...” na co Churchill, nie otwierając oczu: „...i słuch ma coraz słabszy” – napisał na blogu.

Wynika z tego, że Korwin–Mikke ma o sobie mniemanie jako o przynajmniej polskim odpowiedniku Churchilla. Zatem rzeczy tak prozaiczne jak sen najwidoczniej go nie dotyczą. Dziwne, że fotografia z Parlamentu Europejskiego świadczy zupełnie o czym innym...

http://www.fakt.pl/polityka/korwin-mikk ... 85897.html


03 wrz 2014, 19:33
Zobacz profil
Zawodowiec
Avatar użytkownika

 REJESTRACJA23 sie 2009, 07:34

 POSTY        3657
Post Re: Polityka i politycy
Obrazek
                       Van Rumpuj II

____________________________________
Videtur et hoc mihi Platforninem non debere esse
Poza tym uważam że Platformę należy zniszczyć
/Katon starszy/


03 wrz 2014, 20:02
Zobacz profil
Zawodowiec
Avatar użytkownika

 REJESTRACJA25 cze 2009, 12:10

 POSTY        3598
Post Re: Polityka i politycy
Kulisy stanowiska dla Tuska. Tusk sprzedał polskich emigrantów za stanowisko?

Prawa i przywilej socjalne miliona Polaków na Wyspach Brytyjskich – za taką cenę Donald Tusk kupił swoje stanowisko w Unii? David Cameron poparł kandydaturę polskiego premiera na szefa Rady Europejskiej w zamian za układ, na którym ucierpią mieszkający na Wyspach Polacy

Brytyjskie media donoszą, że pomiędzy Donaldem Tuskiem a Davidem Cameronem doszło do swoistego „dealu”. Układ polegać ma na tym, że Cameron poparł kandydaturę Tuska w zamian za jego zgodę na obcięcie przywilejów socjalnych emigrantów z innych krajów Unii, którzy przyjeżdżają na Wyspy. Dotyczy to głownie Polaków, których na Wyspach Brytyjskich jest blisko milion!

- Polski premier, to sprawa zasadnicza, zapowiedział, że poprze plany Camerona wprowadzenia nowych ograniczeń do zabezpieczeń socjalnych wypłacanych imigrantom z innych krajów UE” – pisze „Daily Telegraph”, na który powołuje się „Rzeczpospolita”.

W podobnym tonie wypowiada się także „Guardian”: - Tusk, który rozmawiał przez telefon z Cameronem w zeszłym tygodniu, podkreślił poparcie dla dwóch kluczowych postulatów premiera w nadchodzących negocjacjach z UE: nadużywania przywilejów socjalnych oraz ograniczenia prawa do przemieszczania się osób, choć Cameron przyznał, że to ostatnie będzie dotyczyło przyszłych krajów członkowskich Unii.

Wygląda więc na to, że Tusk sprzedał interesy miliona Polaków na Wyspach! Cameronowi chodzi bowiem m.in. o to, by skrócić do sześciu miesięcy okres wypłat imigrantom zasiłków dla bezrobotnych i ograniczyć dodatkowe przywileje socjalne, takie jak dopłaty do mieszkań socjalnych i subwencje na dzieci.

A jeszcze niedawno premier Polski stawał w obronie naszych rodaków na Wyspach, na wieść o tym, że Cameron chce odebrać im przywileje socjalne.

http://www.fakt.pl/polityka/tusk-sprzed ... 85861.html


03 wrz 2014, 20:07
Zobacz profil
Zawodowiec
Avatar użytkownika

 REJESTRACJA25 cze 2009, 12:10

 POSTY        3598
Post Re: Polityka i politycy
Gorycz euroawansów

Tyle już cmokań i peanów wygłoszono na temat "Wielkiego Brukselskiego Sukcesu Polski i Donalda Tuska", że ja - nie deprecjonując jego wielkości i znaczenia - chciałem dodać parę łyżeczek dziegciu do tej beczki miodu, w jakiej się od paru dni pławimy. Bo choć, zgodnie ze starą maksymą, "zwycięzców nikt nie sądzi", to jednak o paru sprawach warto przy tej okazji pamiętać.
(...)
I nie bez racji niektórzy pytają, czy na przykład taka Angela Merkel czy David Cameron też zrezygnowaliby z kanclerstwa czy premierostwa, by zastąpić w Brukseli Hermana van Rompuy’a.
To wrażenie pewnego hmm... dość jednak umiarkowanego przejmowania się funkcjami polskimi, gdy w grę zaczynają wchodzić te europejskie, wzrasta mocno, gdy ujrzy się, że w ślad za premierem do Brukseli jedzie także wicepremier. Bo to już jednak wygląda mało poważnie.
(...)
Czytaj więcej na http://fakty.interia.pl/felietony/news- ... gn=firefox


06 wrz 2014, 05:49
Zobacz profil
Fachowiec
Własny awatar

 REJESTRACJA14 wrz 2011, 21:56

 POSTY        1263
Post Re: Polityka i politycy
Pizza od BOR to jeszcze nic.
Radosław Sikorski robi z funkcjonariuszy taksówkarzy


Radosław Sikorski nie daje o sobie zapomnieć. W pamięci mamy jeszcze sławetną pizzę, którą dowozili mu funkcjonariusze Biura Ochrony Rządu. Wczoraj informowaliśmy natomiast o najnowszej zachciance Ministra Spraw Zagranicznych – własnej wsi. Tymczasem jak donosi „Super Express” uzbrojonym oficerom BOR, którzy mają pilnować bezpieczeństwa szefa dyplomacji, Sikorski nakazał odwieźć służbowym samochodem zaprzyjaźnione dzieci. A co na to MSZ? Nie widzi w tym nic złego! Czyżby minister zapomniał, że można zamówić taksówkę i zapłacić za nią ze swoich pieniędzy?

 
Radosław Sikorski nie przestaje zaskakiwać. Wydawało się, że po sprawie z pizzą i jego "prywatną" kolacją – za którą zapłacił służbową kartą – sytuacja się zmieni. Otóż – jak widać – nie.
 
Jak informowaliśmy w weekend Radosław Sikorski będzie miał własną wieś. Minister zażyczył sobie, aby nazywała się Dwór Chobielin, jednak Ministerstwo Administracji zaproponowało Chobielin-Dwór. Lokalne władze wyraziły zgodę na oddzielenie pałacyku Sikorskich od Chobielina i nadania jej osobnej nazwy, więc to tylko kwestia formalności (muszą się zgodzić na tę drugą nazwę, zaproponowaną przez ministerstwo).
 
Tymczasem szef MSZ polecił funkcjonariuszom BOR,  aby odwieźli do domów kolegów jego synów, którzy bawili na 13 hektarowej posiadłości ministra przez weekend. „Po raz kolejny Sikorski wykorzystał funkcjonariuszy BOR do prywatnych celów” – czytamy na se.pl.
- W takich sytuacjach nic nie mamy do powiedzenia. Każdy sprzeciw to niemal pewna utrata pracy – powiedział gazecie były funkcjonariusz BOR.
 
Ministerstwo Spraw Zagranicznych przyzwyczaiło się do wybryków Sikorskiego? Wydaje się, że tak, ponieważ nie widzi nic niestosownego w zachowaniu ministra.
- Nie ma nic zdrożnego i złego w tym, że funkcjonariusze BOR odwieźli dzieci znajomych ministra. BOR po prostu wracał na nocleg do Bydgoszczy i zabrał tę dwójkę dzieci - przekonuje dziennikarzy rzecznik MSZ Marcin Wojciechowski.
 
Reporterzy doprecyzowują, że zdjęcia elitarnych służb odwożących dzieci zostały wykonane o godzinie 17.00. Funkcjonariusze jechali wtedy spać? – dopytują dziennikarze.
- Oczywiście, że można było zamówić taksówkę. Ale po co, skoro były wolne miejsca w aucie BOR? Nie szukałbym tu sensacji – mówi Wojciechowski.
 
Za pizzę BOR wszczęło postępowanie. Czy podobnie będzie z „taksówką”?

http://niezalezna.pl/58697-pizza-od-bor ... aksowkarzy

* * * * * * * * * * * * * * * * * * * * * * * * *
Nie zawracajmy sobie nimi głowy!

Tusk i jego ministrowie wygłosili kolejne obietnice. Według starej zasady: nikt Wam nie da tyle, ile my obiecamy.


Tak rząd zaczął kampanię wyborczą. Zapowiedzi mają nastawić obywateli dobrze do władzy już na wybory samorządowe w listopadzie, a wypłaty dla emerytów i rodzin w przyszłym roku powinny swoje zrobić na wybory prezydenckie i parlamentarne. Typowa kiełbasa, no, sądząc po kwotach dla emerytów, kiełbaska wyborcza.

Jednak komentatorzy z mediów mętnego nurtu nawet jeśli to zauważyli, to i tak pochwalili. Nic dziwnego, te media są bezapelacyjnie i bezwarunkowo za obozem władzy i niczego się bardziej nie boją niż wygranej Prawa i Sprawiedliwości. Dlatego staną na uszach, żeby obóz władzy był górą.

Premier, rząd, prezydent, główne telewizje i stacje radiowe mogą zatem bezkarnie pleść bzdury, dyrdymały i inne banialuki. Mogli doprowadzić Polskę na skraj bezbronności wobec agresywnej Rosji – i uważają, że wszystko jest w porządku. Mogli zwasalizować się wobec Niemiec – i nadal wszystko w porządku. Działają wbrew polskiej racji stanu, czasem wręcz na granicy zdrady narodowej – i jest cacy. Wszystko to, podobnie jak dzisiejszy żałosny spektakl w Sejmie, uchodzi im na sucho. Jak słusznie zauważył Ryszard Bugaj: tymi dżentelmenami nie ma co sobie zawracać głowy, dyskusja z nimi nie ma sensu. Opozycja, która by chciała podjąć z taką władzą debatę merytoryczną byłaby w sytuacji szachisty, który subtelnym otwarciem próbuje przeciwstawić się mięśniakowi walącemu go pałą w głowę. To dwa inne światy, dwie inne cywilizacje.

Powiedzmy to jasno i dużymi literami: to szkodnicy, ich trzeba jak najszybciej odsunąć od władzy!

To wszystko prawda. Jednak problemem nie jest ocena merytoryczna tej władzy. Problemem jest jak ta władza jest odbierana przez wyborców. Kolejne sondaże pokazują, że nawet wygrana PiS nie gwarantuje przejęcia władzy przez tę partię. Ciągle większość stanowią ludzie, których głosy skonstruują w przyszłym parlamencie koalicję PO-SLD-PSL. A jej patronem będzie nadal sprawujący urząd prezydenta Bronisław Komorowski.

Czy Prawo i Sprawiedliwość zdoła trafić do głów wyborców? Czy zdoła przeciągnąć na swoją stronę większość? To wielkie wyzwanie dla polityków tej partii. To wyzwanie wymaga profesjonalnego podejścia do polityki. Tu nie ma miejsca na amatorszczyznę. Tym bardziej, że przeciw PiS będzie zdecydowana większość mediów.

Lemingi zaś będą tych mediów słuchać aż do zagłady Polski, a nawet dzień dłużej.

http://wpolityce.pl/polityka/211108-nie ... nimi-glowy

* * * * * * * * * * * * * * * * * * * * * * * * *
Awantura o Nowaka w Platformie. On sam... nie zamierza odchodzić

Sławomir Nowak już nie raz ogłaszał, że odchodzi z polityki. Nadal jednak nie złożył mandatu, pobiera pensję i… jak się okazuje, wcale nie zamierza odchodzić. W Platformie Obywatelskiej początkowo chciano wyrzucić Nowaka z klubu, ale zdanie zmieniono. Rzecznik dyscypliny PO Iwona Śledzińska-Katarasińska na początku tygodnia miała poprosić byłego ministra transportu o wyjaśnienia ws. nieobecności i o formalne wystąpienie z klubu PO. Dopytywana przez TVN24 o swoje wcześniejsze słowa powiedziała: „w tej chwili mamy ważniejsze sprawy na głowie”.

 
- Tą decyzję podjąłem już jakiś czas temu – może trudno w to uwierzyć, ale przed taśmami. Tak – złożę mandat – taką obietnicę Tomaszowi Lisowi złożył Sławomir Nowak już 22 czerwca.
- Zdecydowałem, że przy takiej ruinie mojego wizerunku, przy tym poziomie publicznego zdyskredytowania, dalej w polityce funkcjonować już nie mogę – mówił pod koniec lipca Nowak.

I co? I nadal nic. Okazało się, że b. minister nadal pobiera pensję i jednak nie zamierza odchodzić z polityki.

W Platformie za sprawą Nowaka wrzało. Jedni mówili, że ma wyjaśnić swoje 267 nieobecności i wystąpić z klubu, z kolei inni nie widzieli problemu w tym, że Nowaka faktycznie nie ma, ale członkiem klubu jest. Były minister w Platformie uznany był za „martwą duszę”, dlatego nie był upominany za nieobecności na głosowaniach i komisjach. Opuścił 267 z 269 głosowań.
 
- Takie kary stosuję tylko wobec rzeczywistych członków klubu. Uznałam, że pan Nowak już do nich nie należy – powiedziała tvn24.pl rzecznik dyscypliny PO. Zapewniała, że sprawę Nowaka wyjaśni na początku tego tygodnia. - Zwrócimy się do posła Nowaka o to, aby sam złożył oświadczenie i formalnie wystąpił z klubu PO. Już o tym rozmawialiśmy – cytuje Katarasińską tvn24.pl.
 
Rzecznik dyscypliny PO wyszła przed szereg.
Okazało się, że w platformie zdania co do Nowaka są podzielone. Nie wszyscy chcą, by ich opuszczał. - Pani poseł (Śledzińska-Katarasińska - red.) wyszła przed szereg, nie powinna była czegoś takiego mówić. Przedyskutowaliśmy tę sprawę jeszcze raz i doszliśmy do wniosku, że nikt o zrzeczenie się członkostwa w klubie posła Nowaka prosić nie będzie – powiedział portalowi jeden z członków prezydium.
 
- Poseł Nowak pozostaje członkiem naszego klubu i nie widzę żadnych powodów, by miał z niego występować. Konsekwencje już poniósł - przestał być członkiem partii. Ale nadal może współpracować z PO jako członek klubu. Nie widzę w tym nic złego – stanął w obronie „zegarkowego ministra” wiceminister Sławomir Neumann, członek prezydium klubu Platformy Obywatelskiej.
 
Iwona Śledzińska-Katarasińska – jak widać – została upomniana i w sprawie Nowaka mówi już zupełnie inaczej.
- W tej chwili mamy ważniejsze sprawy na głowie. Zobaczymy, jak będzie. Jeśli rzeczywiście poseł Nowak miałby pozostać w klubie, będzie rozliczany ze swoich nieobecności – tłumaczy.
 
A co na to sam Sławomir Nowak?
Został zapytany przez reporterkę TVN24, czy zgodnie ze swoimi słowami złoży mandat odpowiedział pytaniem: „A pani mi go dawała?”

Tyle właśnie znaczą słowa pomorskiego barona PO.

http://niezalezna.pl/59092-awantura-o-n ... -odchodzic

____________________________________
Ojczyznę wolną pobłogosław Panie.


07 wrz 2014, 23:02
Zobacz profil
Fachowiec
Własny awatar

 REJESTRACJA14 wrz 2011, 21:56

 POSTY        1263
Post Re: Polityka i politycy
Urzędujący prezydent Komorowski również powinien awansować na komisarza Europy

Do najszczelniej zakutych głów najłatwiej dochodzi się prostym przykładem, który już zaprezentowałem w tytule. Jeden dzień jeszcze dało się wytrzymać, na drugi było ciężko, ale po czterech dniach robi się tak mdło i durnowato, że co bardziej odważni reprezentanci systemu dostają niestrawności i starają się zachować resztki rozumu. Na początku celnie trafi Jan Wróbel, który potrafi wykonać szpagat wypukły. On to zauważył, że ogólna narodowa podnieta fasadowym stanowiskiem europejskim jest niczym innym, jak przejawem prowincjonalizmu. Dokładnie tak się to prezentuje i jako żywo przypomina cudowne, punktowane, 16 miejsce polskiego sportowca na mistrzostwach świata w czymkolwiek.


Gdy Wróbel przetarł szlaki odezwał się Konrad Piasecki i też nie odkrył Ameryki, choć z drugiej strony jakoś większej liczby Kolumbów nie widać. Piasecki zwraca uwagę na oczywistość, której miałem zamiar użyć parę dni temu, ale nie chciałem przegrzewać koniunktury. Który normalny Anglik, Niemiec albo Francuz cieszyłby się z faktu, że kanclerz, prezydent lub premier wymienionych krajów uznają za prestiżowe stanowisko kelnera Europy i porzucą najwyższe stanowisko polityczne we własnym kraju? O ile doszłoby do podobnej aberracji, „awansowany” polityk stałby się pośmiewiskiem Francji, Niemiec, Anglii. Ba! Luksemburg, Litwa, czy Łotwa nie odważyły się w taki sposób upokorzyć siebie i własny kraj. Skoro jednak do zakompleksionych mieszkańców RP III nie da się dotrzeć w żaden racjonalny sposób, trzeba pójść najkrótszą propagandową drogą, która prowadzi do wniosków na miarę budującej się wokół „awansów” paranoi. Od dziś w eter proponuję wrzucić poważny postulat dotyczący naszych największych skarbów narodowych. W tych dniach prezydentem Komorowskim powinien się zająć lektor i fryzjer, a po kilku miesiącach będziemy mogli wysłać Bronisława do Europy albo i w świat. Stanowisko dyrektora ONZ do spraw Zakaukazia? Wyróżnienie? No masz! Policzek i jednocześnie knebel zamykający gęby wiecznie niezadowolonym „prawdziwym Polakom”.

Redaktor Michnik? Mam coś dla redaktora! Le Monde poszukuje stażystów z perspektywą awansu na reportera, w dziale „Wiadomości lokalne”. Edycie Górniak życzę trzeciego głosu w chórku Justina Biebera, Krzysztofowi Pendereckiemu solo na trójkącie w Filharmonii Wiedeńskiej. Minister Sienkiewicz jest doskonałym kandydatem na ochroniarza kanclerz Merkel. Mariusz Walter z powodzeniem mógłby zostać drugim zastępcą trzeciego kamerzysty w CNN, z kolei Justyna Pochanke z całą pewnością doskonale parzyłaby kawę jako czwarta asystentka drugiego sekretarza Ophry Winfrey. Owsiak po intensywnym kursie może dałby sobie radę z wynoszeniem basenów na misji afrykańskiej organizowanej przez UNICEF. Bogu dzięki Rusinek, sekretarz Szymborskiej, już dostał stanowisko dyrektora do spraw poezji w korporacji „Felix”. Sami ludzie sukcesu o międzynarodowej sławie i kompetencjach, każdej kandydaturze mógłbym udzielić pełnego i szczerego błogosławieństwa, z krzyżykiem na drogę gratis. Nic mi się tak nie marzy, jak masowy wyjazd na zagraniczne placówki, tych wszystkich najbardziej uzdolnionych. Obiecuję się cieszyć i nie wykazywać cienia frustracji, ale pod jednym małym warunkiem – niech ktoś weźmie skompletowane towarzycho hurtem, a dostanie zniżkę na i tak śmieszną cenę. Takie realia, czy jak woli młodzież „taka sytuacja”. No, ale jeśli w blisko 40 milionowym kraju, co najmniej 20 milionów za awans uznaje ucieczkę z polskiego uniwersytetu na angielski zmywak, to i trudno się dziwić, że polski premier w roli brukselskiego szefa kelnerów robi furorę.

I tylko parę znaczących, niesprawiedliwych, różnic dostrzegam. Ci wszyscy nieszczęśnicy, którzy po 5 latach nauki zrozumieli, że w Polsce mogą się dorobić jedynie garbu albo raka jelita grubego, swój los zawdzięczają awansowanemu premierowi wraz z utalentowanym i najszerzej pojętym zapleczem. W przeciwieństwie do premiera znają język angielski, bez którego żadna knajpa drzwi nie otworzy, w przeciwieństwie do premiera nie ukradli, ale im skradziono teraźniejszość wraz z przyszłością i mimo wszystko ich awans jest jakoś przemilczany. Powiada się wręcz, że to nieprawda, nikt nie wyjeżdża, ponieważ jedynie w Polsce nie ma kryzysu, podczas gdy na zachodzie brakuje dla głodnych Murzynów koców. Może to zagłuszanie awansu wynika z wysokości pensji Polaków znających język angielski, która nie przekracza stawki chińskiego składacza podrobionych smartfonów i ma się nijak do 1,5 miliona dla polskiego premiera niemoty. A może chodzi o to, że po 20 latach między garami nie dostaną 80 tysięcy emerytury, jak polski premier po 5 latach wśród kelnerów. Coś jest jednak niedopracowane w systemie polskiego awansu, niestety nie umiem wskazać cóż to takiego. Chyba nie chodzi o intensywność w dawaniu ciała przyszłym europejskim pracodawcom i mocodawcom, przy jednoczesnym wydymaniu własnych Rodaków?

http://www.kontrowersje.net/urz_duj_cy_ ... rza_europy

* * * * * * * * * * * * * * * * * * * * * * * * *
Tusk przyciśnięty taśmami w ostatniej chwili błagał Merkel o „awans”?

Dziś sobie trochę pofantazjuję, chociaż postaram się całkiem nie odlecieć. Zaintrygowało mnie kilka faktów zbiegających się za sobą. Każdy z nas ma tendencję do myślenia liniowego, które redukuje zjawiska i możliwości, tymczasem z wielu niuansów składają się generalia. Połączyłem sobie taśmy z ostatnimi „awansami” premiera i wicepremier Polski na kamerdynerów Europy i oto co mi wyszło. Przede wszystkim jestem coraz bardziej skłonny uwierzyć, że to nie komsomołka Merkel zabiegała o nominacje Tuska, ale było wręcz odwrotnie.


Merkel to stara sowiecka szkoła i ona doskonale wie, że lepiej mieć w Polsce swojego człowieka, którego odejście grozi powrotem Kaczyńskiego, niż zajmować się jakimiś głupotami w UE, gdzie i tak Niemcy zrobią, co zechcą. Gdybym był na miejscu Merkel zrobiłbym wszystko, aby Tusk nie ruszał się z Warszawy i walczył o trzecią kadencję. Tylko z tego jednego powodu uważam, że pani kanclerz absolutnie nie zależało na „awansowaniu” Tuska. Co ją mogło przekonać? Dramatyczna sytuacja Tuska, którą Donald wypłakał na ramieniu „Muti”. W Polsce rozkręciła się afera, jakiej dotąd nie było, poszedł smród nie tylko po kraju, ale rozniósł się na zagraniczne salony. Dziwnym trafem afera podsłuchowa uderzyła w trzy nazwiska, które miały się ubiegać o stanowiska w UE. Wprawdzie Bieńkowska w końcu została oszczędzona, ale o jej nagraniach mówiło się bardzo głośno, jednoznacznie dając do zrozumienia, że chodzi o coś więcej niż brzydkie wyrazy. Taki przekaz w zupełności wystarczy, aby trzymać w garści panią minister, zresztą ona dokładnie tak w ostatnich dniach wyglądała, jak cień człowieka. Reszta miała mniej szczęścia. Sikorski załatwił się dokumentnie, z kolei Graś z Sienkiewiczem, Belką i Nowakiem o mało nie załatwili Tuska.

W kontekście ostatnich wydarzeń sprawy zaczynają się łączyć w całkiem zgrabną historię. Albo celowo albo zupełnie przypadkiem wybija szambo podsłuchowe, obie wersje uważam za dopuszczalne, z tym, że po wybiciu nic już nie dzieje się przypadkiem. Ktoś (ludzie Komorowskiego?) korzysta z okazji i dusi nie ludzko Tuska, żeby się wyniósł ze stołka premiera, co dla niego oznacza ostateczny zgon polityczny. Na bogactwo rozwiązań Tusk liczyć nie może, zatem co robi? Pozostaje mu jedna jedyna droga, pójść do Merkel powiedzieć trochę prawdy, przedstawić najczarniejszy scenariusz i zaproponować kompromisowe rozwiązanie. Jak mogła przebiegać rozmowa Tuska z Merkel? Mniej więcej tak. Frau Angela jest całkiem do ***, nie mogę zostać na fotelu premiera, bo mnie taśmami wykończą, są takie rzeczy na moich ministrów, że nie wyrobię, nawet przy wiernych mediach. W sprawę są zamieszane służby, pewnie i ruskie również, dłużej tego biznesu nie pociągnę, ale mam propozycję. Mogę zrezygnować z funkcji premiera w taki sposób, że nie osłabi to mojej pozycji w Polsce, ale ją wzmocni, to z kolei pozwoli mi wybrać swojego zaufanego następcę, który będzie kochał Niemcy równie mocna jak ja sam. Nie stracę kontroli nad partią, jednocześnie będę pracował dla Niemiec w UE, tylko musiałbym mieć do pomocy jedną taką Bieńkowską. Inaczej się nie da, jeśli zostanę w Polsce wybuchnie taka bomba, która zmiecie wszystko i zostawi czyste pole dla Kaczyńskiego. A co z Cameronem, Donald? – pyta Merkel. Przecież tak mu na wrzucałeś, że nasz cieć nie mógł sobie darować zmarnowanej szansy na nagranie. Biorę to na siebie – odpowiada Donald, po czym robił „łaskę” Dawidowi, sprzedaje polskich emigrantów i ma dwa stołki załatwione.

Pozornie ta wersja wydarzeń kłóci się ze słusznym kontrargumentem, że takie sprawy w UE załatwia się latami. Zgadza się, ale to tylko pozory, bo nic się tu nie musi wykluczać. Tusk o taśmach i innych hakach na siebie wiedział od lat i prawdopodobnie od lat popuszczał w gacie, dlatego pytał tu i tam, póki co niezobowiązująco, jakie byłby możliwości, czy istnieje jakaś szansa. Donald potrafi to doskonale i wcale nie mówię o jakieś koronkowej akcji wybiegającej w przyszłość na jedną kadencję. Przeciwnie, Tusk panikował i robił bokami od lat, przestraszył się po pierwszych sygnałach, że taśmy istnieją, co instynktownie kazało mu szukać drogi ewakuacji. Okoliczności i ludzie władający hakami sprawiły, że Tusk stanął pod ścianą i na łeb na szyję zaczął szukać najlepszego rozwiązania, którym okazała się dobrze płatana fucha w UE, z perspektywą kierowania PO z tylnego siedzenia i powrotu po latach na stołek prezydenta. Można się przyczepić do każdego punktu mojego fantazjowania, ale jednego silnego argumentu raczej podważyć się nie da – dla Tuska nie było i nadal nie ma lepszego scenariusza.

http://www.kontrowersje.net/tusk_przyci ... el_o_awans

* * * * * * * * * * * * * * * * * * * * * * * * *
Tusk okpił wszystkich, z prezydentem Komorowskim i ministrem Sikorskim na czele

Donald Tusk nie grał razem z Radosławem Sikorskim o stanowisko przewodniczącego Rady Europejskiej dla siebie, lecz szefa MSZ ograł jak dziecko.


Obecny premier nie ustalał niczego z prezydentem Bronisławem Komorowskim i zarządem PO, lecz negocjował stanowisko dla siebie w tajemnicy przed nimi. Prawie wszystko, co dotyczy wyboru Donalda Tuska i manewrów związanych z wyłonieniem jego następcy jest wierutnym kłamstwem i manipulacją.

Obywatele są karmieni absolutnym kitem, podczas gdy realna polityka obozu rządzącego jest czymś całkowicie nieczytelnym dla przeciętnego wyborcy. A przez to jest poza kontrolą wyborców. Oficjalna wersja jest po prostu wielką bujdą na resorach, równoległą rzeczywistością. W ten sposób polityka staje się grą bardzo wąskiej grupy, bo nawet nie partii. Prawie 40 tys. członków PO, a nawet ci z rady krajowej partii nie mają pojęcia, co się dzieje na szczytach władzy i nie mają na to żadnego wpływu. Są potrzebni wyłącznie jako mięso armatnie, a najbardziej zaangażowani i zasłużeni mają wprawdzie dostęp do różnych konfitur, ale nie mają wpływu na kluczowe decyzje.

Donald Tusk umawiał się i negocjował wyłącznie z Angelą Merkel, Francoise’m Hollande’m, Davidem Cameronem, Matteo Renzim i Hermanem van Rompuyem. Radosława Sikorskiego oficjalnie zgłosił na stanowisko szefa unijnej dyplomacji, ale potem robił wszystko, by szef MSZ nie miał najmniejszych szans na wybór. Dlatego w poufnych rozmowach dość szybko zgodził się na Federikę Mogherini i w zamian zyskał poparcie dla siebie od Matteo Renziego, premiera czwartego najważniejszego państwa Unii Europejskiej. Kiedy Donald Tusk mówił o Sikorskim jako jedynym oficjalnym polskim kandydacie na wysokie stanowiska w Unii poza komisarzami, był już po poufnym wsparciu Federiki Mogherini. Nawet wobec Sikorskiego odstawiał więc wyłącznie przedstawienie. A ten w ostatniej chwili zorientował się, że został wystawiony i to jego szef gra o wysokie stanowisko, ale było już po wszystkim. Już po decyzji o wskazaniu Tuska, Sikorski udawał, że uczestniczył w precyzyjnie napisanym scenariuszu rozgrywki, bo co innego miał powiedzieć.

Irytacja Bronisława Komorowskiego w związku z wciskaniem mu bez pytania  go o zdanie Ewy Kopacz jako następczyni Tuska wynikała także z tego, że do ostatniej chwili premier nie mówił prezydentowi o ubieganiu się o stanowisko przewodniczącego Rady Europejskiej. Nic nie wiedziała też marszałek Sejmu Ewa Kopacz, bo premier obawiał się, że może się wygadać. Nic nie wiedzieli ministrowie ,z wicepremierami Elżbietą Bieńkowską (posadę komisarza Tusk obiecał jej wcześniej) i Januszem Piechocińskim na czele. Wiedziały chyba tylko trzy osoby, które Donald Tusk zamierza za pomoc i milczenie nagrodzić, zabierając ich z sobą do Brukseli. Innymi słowy, cała elita władzy PO została przez Donalda Tuska modelowo zrobiona w bambuko, i to pokazuje jego rzeczywisty stosunek do współpracowników na urzędach i w partii.

Obecnie trwa przedstawienie pod tytułem: „demokratyczny wybór następcy Donalda Tuska”. A premier chce teraz tak rozdać karty, żeby prezydent Komorowski był tylko notariuszem jego decyzji. Akty strzeliste o wielkiej przyjaźni z prezydentem są tylko picem dla gawiedzi. A deklarowane 5 września 2014 r. poparcie dla Komorowskiego jako idealnego kandydata na drugą kadencję wynika z tego, że Donald Tusk nie jest w stanie ewentualnej reelekcji obecnego prezydenta zablokować. Opowiada więc o świetnej współpracy i zgodzie, żeby Bronisław Komorowski miał trudniej, gdyby chciał mieć wpływ na kształt nowego rządu, a z wielu informacji wynika, że chce. I chce mieć wpływ na PO, bo odejście Tuska to jedyna szansa na wzmocnienie własnej pozycji w partii, na zostanie ojcem i patronem Platformy. Bo to się opłaca i przekłada na korzyści na wielu polach i na wiele lat. A w tym scenariuszu człowiekiem obecnego prezydenta jest Grzegorz Schetyna, a nie Ewa Kopacz czy Cezary Grabarczyk.

Donald Tusk nie tylko najważniejsze osoby w partii wystrychnął na dudka, ale chciałby, żeby PO nadal zależała od niego, a przez to, żeby miał także wpływ na rząd. Opowieści o tym, że poświeci się wyłącznie swojej europejskiej funkcji są zawracaniem głowy. Donald Tusk będzie miał aż nadto czasu, żeby w partii i rządzie mieszać i nimi dyrygować. Problemem jest tylko to, czy Bronisław Komorowski oraz Grzegorz Schetyna i ich obozy będą w stanie się temu przeciwstawić. Bo, że będą się starali, nie ma najmniejszych wątpliwości. Ewa Kopacz jest jedyną osobą wśród liderów PO, która na pewno będzie wierna Donaldowi Tuskowi i będzie go słuchać. Takich gwarancji nie dają natomiast ani Hanna Gronkiewicz-Waltz, ani nawet szef  tzw. spółdzielni Cezary Grabarczyk. Żadnych gwarancji, a wręcz przeciwnie, nie daje mu natomiast Radosław Sikorski, szczególnie po brukselskim upokorzeniu.

Pomysł Donalda Tuska jest taki, że w Brukseli będzie nadpremierem i nadprzewodniczącym PO, do którego Ewa Kopacz będzie się zwracać o akceptację każdej istotnej decyzji. Tylko wyjątkowo naiwni sądzą bowiem, że Donald Tusk pozbawi się na przykład wpływu na meblowanie nowego rządu i układanie list wyborczych do parlamentu. Będzie miał taki wpływ tylko wtedy, gdy na obu stanowiskach zastąpi go Ewa Kopacz. Doskonale zdają sobie z tego sprawę prezydent Komorowski czy posłowie Schetyna, Grupiński i Halicki. Najbliższy rok będzie bowiem decydujący dla partii. Jeśli w wyborach do parlamentu w 2015 r. PO przegra na tyle dotkliwie, że nie stworzy koalicyjnego rządu, nic nie będzie miało znaczenia. Jeśli natomiast zachowa władzę, Ewa Kopacz będzie nieusuwalna, czyli Donald Tusk pozostanie nadpremierem i nadprzewodniczącym przez kolejne lata. Aż do chwili powrotu z Brukseli. A wtedy będzie się mógł zająć przesiadaniem z tylnego fotela na miejsce kierowcy, podgrzewane przez Ewe Kopacz.

W PO i między prezydentem oraz odchodzącym premierem toczy się realna, ostra i bezwzględna walka o władzę. I będą w niej używane wszelkie rodzaje broni, bo tu najmniej chodzi o ambicje i prestiż, a najbardziej o przyszłość, a może nawet wolność głównych graczy. Chodzi o utrzymanie lub przejęcie grup interesów, które wynoszą do władzy i ze szczytów strącają. Chodzi też o wpływy przeliczalne w przyszłości na życie dostatnie i bezproblemowe oraz gwarantowane wszechstronnym immunitetem. Dla zainteresowanych i ich dzieci, a może też wnuków. Ale o tym nie usłyszymy w baśniowej i całkowicie zakłamanej wersji oficjalnej.

http://wpolityce.pl/polityka/212484-tus ... m-na-czele

* * * * * * * * * * * * * * * * * * * * * * * * *

____________________________________
Ojczyznę wolną pobłogosław Panie.


07 wrz 2014, 23:07
Zobacz profil
Fachowiec
Własny awatar

 REJESTRACJA14 wrz 2011, 21:56

 POSTY        1263
Post Re: Polityka i politycy
„Solidarność była najważniejszym elementem jego dorosłego życia”

Obrazek

Lech Kaczyński był człowiekiem Solidarności. Solidarność była najważniejszym elementem jego dorosłego życia. Najważniejszym doświadczeniem jego, mojej też, generacji


— mówił w Radiu Gdańsk Maciej Łopiński, szef Ruchu Społecznego im. Lecha Kaczyńskiego. W historycznej Sali BHP Stoczni Gdańskiej odbywa się konferencja „Polska Solidarna Lecha Kaczyńskiego. Przesłanie Sierpnia –- zdrowie, praca, rodzina, bezpieczeństwo – dziś”.

Zapytany, co Lech Kaczyński mówił o Sierpniu ’80 r. z perspektywy wielu lat, były minister w kancelarii śp. prezydenta odpowiedział:

Solidarność była dla niego bardzo istotnym elementem i jest też w jego spuściźnie bardzo ważnym punktem. Był człowiekiem „Solidarności” jako jej działacz i przywódca, jako konspirator, polityk, prawnik czy wreszcie jako intelektualista. A wreszcie jako Prezydent Rzeczpospolitej aż do swej tragicznej śmierci.

Łopiński był też pytany o opinie Lecha Kaczyńskiego na temat rozejścia się dróg ludzi Solidarności, o postawę Lecha Wałęsy i innych działaczy.

Pragnę przypomnieć, że Lech Kaczyński robił wszystko, żeby te osoby z ruchu „Solidarności”, także z opozycji demokratycznej, które nie były doceniane wcześniej, które były odsuwane na margines, albo nie były osobami z pierwszych stron gazet, żeby je odnaleźć i żeby je uhonorować. Przypominam, że to właśnie Lech Kaczyński najwyższym polskim odznaczeniem odznaczył śp. Annę Walentynowicz i Andrzeja Gwiazdę. Obydwoje z rąk prezydenta dostali Order Orła Białego. To było bardzo znaczące wydarzenie.

Parlamentarzysta Prawa i Sprawiedliwości odniósł się do kształtu Europejskiego Centrum Solidarności.

Powiem szczerze, że mnie się nie bardzo podoba. Zastanawiam się, jak myślę o tym, co się wydarzyło 34 lata temu, co zostało z Sierpnia, ze stoczni, czy ta rdzawa bryła ECS-u, która dominuje nad Pomnikiem Poległych Stoczniowców, nad gdańskimi trzema krzyżami, czy ta droga, która jest zamiast placu (pamiętam ten plac pełen stoczniowców, jak 16 sierpnia 80 roku trafiłem do stoczni i wszedłem na salę BHP), czy wreszcie te nieruchome dźwigi – czy to jest to, co zostało z Sierpnia? Na ile my pozostaliśmy wierni temu przesłaniu, na ile pamiętamy to przesłanie?

(…) Ludzie mają taką refleksję: co zostało z tych lat? I nie wszyscy są beneficjentami, nie wszyscy zyskali na transformacji systemowej. Bardzo wiele osób nie tak sobie wyobrażało niepodległą, suwerenną, demokratyczną Rzeczpospolitą.

Rozmowa dotyczyła też aktualnych najważniejszych spraw. Zapytany, czy obawia się eskalacji konfliktu na Ukrainie, wojny, zagrożenia dla Polski, Łopiński odpowiedział:

W wypowiedziach wielu fachowców, także od wojskowości, widać obawy. To jest bardzo niepokojąca sytuacja. Głosu Polski w sprawach Ukrainy nie słychać, co nawet „michnikowy szmatławiec zauważa”. Jak czytałem dziś wypowiedź na temat Niemiec prof. Kuźniara, doradcy prezydenta Komorowskiego, to nie wierzyłem własnym oczom. Jeszcze nie tak dawno, prof. Kuźniar mówiłby o jakiejś dramatycznej rusofobii, ale miałby na myśli PiS, a nie o dziwnej, niezrozumiałej, groźnej rusofilii Niemiec.

Dodał, że „Polska jest marginalizowana dlatego, że jest nieobecna na wschodzie Europy”.

Lech Kaczyński uważał, że nasza mocna pozycja na wschodzie Europy – i bardzo o to zabiegał – procentuje naszym statusem w Unii Europejskiej. A jeżeli się do tego dołożyło strategiczne partnerstwo ze Stanami Zjednoczonymi - które przecież minister Sikorski podaje w wątpliwość w nagranych rozmowach przez kelnerów - to musiało procentować. Ta polityka Lecha Kaczyńskiego procentowała. Niestety Donald Tusk i Radosław Sikorski tę politykę zniweczyli

— podkreślił Maciej Łopiński.

26 sierpnia 1980 roku trwały rozmowy z delegacją rządową w kwestii 21 postulatów, a głównie pierwszego – utworzenia wolnych związków zawodowych. Strajki wspierające Stocznię Gdańską wybuchły tego dnia między innymi w Krakowie, Warszawie, Poznaniu, Łodzi i Rzeszowie.

http://wpolityce.pl/polityka/210889-sol ... lego-zycia

* * * * * * * * * * * * * * * * * * * * * * * * *
J. Kaczyński o śp. prezydencie: chciał, aby powiedzenie "naród", coś realnie znaczyło

- Kwestia solidarności, jako spoiwa wspólnoty, była mu bardzo bliska. Był specjalistą od prawa pracy, chciał, aby powiedzenie "naród", "wspólnota narodowa" coś realnie znaczyło, aby tak działać i tak dzielić wspólny dorobek, żeby starczyło dla wszystkich. To była istota, to było sensem jego życia - mówił dziś prezes PiS Jarosław Kaczyński na konferencji "Polska Solidarna Lecha Kaczyńskiego".


- Pokolenie, do którego należał mój brat, miało doświadczenia własne, doświadczenie szczególne, które kazało zwracać uwagę na sprawę związków, współdziałania, solidarności między różnymi grupami społecznymi - mówił o swoim śp. bracie Jarosław Kaczyński. Prezes PiS nawiązał do Marca '68, ówczesnego osamotnienia studentów i polskiej inteligencji, która się zbuntowała. Natomiast w Grudniu ’70 to robotnicy doznali osamotnienia. To jednak zostało przełamane w 1976 r. poprzez powstanie KOR-u i Wolnych Związków Zawodowych, a Lech Kaczyński zaangażował się w zbieranie pieniędzy i aktywną działalność w Biurze Interwencyjnym KOR.
 
Zdaniem prezesa PiS - Lech Kaczyński ideę solidarności społecznej zaczął realizować w WZZ i był wtedy człowiekiem ukształtowanym i przygotowanym. – Leszek potrafił się w tym odnajdywać, potrafił nawiązywać związki, przyjaźnie i to zadecydowało o jego późniejszej drodze – mówił Jarosław Kaczyński, który podkreślił, że gdy po '89 r. Lech Kaczyński został senatorem, jednocześnie jego zadaniem było kierowanie i odbudowywanie związku „Solidarność”. - Przeświadczenie, że to jest ważne dla przyszłości Polski było w nim bardzo mocne - wspominał.

- Chciał, aby związki między podstawowymi grupami społecznymi były bardzo mocne. Zetknął się z problemem solidarności polskiej wsi. Dla człowieka wychowanego w takich wartościach pojęcie narodu i polskości było bardzo bliskie. Było czymś oczywistym - mówił prezes PiS.
 
Jarosław Kaczyński wspomniał w swoim wystąpieniu, że Lech Kaczyński zdawał sobie sprawę, że bardzo wpływowi ludzie i ośrodki nie chcą, aby integracja w Polsce była silna, aby w ogóle była. Powstała taka sytuacja, że w wielu środowiskach samo słowo: naród, było nie do przyjęcia, traktowane jak nieprzyzwoite słowo.
- Leszek był profesorem, to bardzo często się z tym stykał. Sprawa narodu i solidarności są bardzo ściśle ze sobą związane. On pracował nad tym, aby to dobrze działało - mówił Jarosław Kaczyński i dodał, że jego brat wrócił do polityki jako minister sprawiedliwości i zajął się walką z przestępczością. - Kwestia solidarności, jako spoiwa wspólnoty narodowej, była mu bardzo bliska. Był specjalistą od prawa pracy, chciał, aby powiedzenie "naród", "wspólnota narodowa" coś realnie znaczyło, aby tak działać i tak dzielić wspólny dorobek żeby starczyło dla wszystkich. To była istota, to było sensem jego życia - podkreślił prezes PiS i dodał, że śp. Lech Kaczyński uważał, że Polska powinna być realnie suwerenna i odgrywać znaczącą rolę w Europie i źródłem tego przeświadczenia było to, że Polacy muszą być silną wspólnotą i nie mogą być przez nikogo eksploatowani.

http://niezalezna.pl/58749-j-kaczynski- ... e-znaczylo

____________________________________
Ojczyznę wolną pobłogosław Panie.


07 wrz 2014, 23:10
Zobacz profil
Fachowiec
Własny awatar

 REJESTRACJA14 wrz 2011, 21:56

 POSTY        1263
Post Re: Polityka i politycy
Smoleński kłamca na piedestale

Jak nisko musi upaść kraj, by szanse na najwyższe stanowiska w państwie miała osoba tak skompromitowana?


„Pracujemy jak jedna wielka rodzina”; „polscy patomorfolodzy pracowali ręka w rękę z patomorfologami rosyjskimi”; „na miejscu była grupa 30 lekarzy. Gdyby oni nie robili sekcji zwłok, to jaka była by ich tam rola?”; „polscy lekarze cały czas mieli oko na to, co robią rosyjscy lekarze”; „przekopywano z całą starannością ziemię na miejscu tego wypadku, na głębokości ponad jednego metra i przesiewano ją w sposób szczególnie staranny. Każdy znaleziony skrawek został przebadany politycznie” - to właśnie te cytaty, będące kolejnymi przykładami bezczelnego kłamstwa smoleńskiego powinny być tłem dla nominacji Ewy Kopacz na stanowisko premiera Polski.

Jak nisko musi upaść kraj, by szanse na najwyższe stanowiska w państwie miała osoba tak skompromitowana?

Ewa Kopacz w imię politycznych korzyści swojego obozu, w imię zrzucania z rządu Tuska odpowiedzialności za zaniedbania smoleńskie kłamała. Oszukiwała Naród, oszukiwała Sejm, oszukiwała rodziny ofiar tragedii smoleńskiej. Co być może najgorsze, tworzyła parasol ochronny, zasłonę dla nierzetelnych działań Rosji, uniemożliwiając działanie nieświadomej niczego opinii publicznej. Być może gdyby nie kłamstwa Ewy Kopacz polskie społeczeństwo szybciej zaczęłoby się domagać rzetelności w działaniach smoleńskich.

Obecna marszałek Sejmu, przyszła premier, przyłożyła rękę do mataczenia i kolejnego dramatu rodzin, które w Smoleńsku straciły bliskich. To ją obarczają błędy w identyfikacji, błędy w dokumentacjach medycznych, konieczność kolejnych ekshumacji i dramat rodzin, które do dziś nie wiedzą, jak zginęli ich bliscy, a często również czy zostali pochowani w odpowiednim grobie.

Osoba naznaczona taką dozą niegodziwości w życiu publicznym nie powinna mieć miejsca. Jednak w Polsce ma. I to na najwyższym szczeblu. Fatalnie świadczy to o polskiej polityce i elitach rządzących. Fatalnie świadczy również o ich podejściu do odpowiedzialności za państwo. Sprawa kłamstwa smoleńskiego to nie są wymysły „chorej z nienawiści prawicy” - jak chętnie prezentuje tego typu uwagi Tomasz Lis i ferajna prorządowych dziennikarzy. To sprawa kluczowa dla polskiej przyszłości i żywotnych interesów Polaków.

Skoro Ewa Kopacz nie zdała egzaminu w chwili smoleńskiej próby, skoro tak łatwo poszła w kłamstwo, by legalizować rosyjskie działania i dehumanizującą Polaków politykę Kremla, jakim może być premierem? Polskę czeka czas wielkich prób, sytuacja geopolityczna nie daje nadziei na spokojną przyszłość. Jaki naród, jaki kraj może dać w takiej sytuacji stery władzy osobie tak skompromitowanej? Dokąd może nas zaprowadzić rząd Kopacz?

Fakt, że Ewa Kopacz zostanie premierem Polski świadczy więcej o Polakach i stanie państwa niż sto nominacji dla ludzi Platformy Obywatelskiej. Ten ruch świadczy dobitnie, że Polacy przestali cokolwiek znaczyć. Nawet w Polsce...

Stanisław Żaryn

http://www.stefczyk.info/publicystyka/o ... 1650729575

____________________________________
Ojczyznę wolną pobłogosław Panie.


12 wrz 2014, 16:44
Zobacz profil
Zawodowiec
Avatar użytkownika

 REJESTRACJA23 sie 2009, 07:34

 POSTY        3657
Post Re: Polityka i politycy
Donka i Bronka wielkie jaja
Obrazek
z Ewy
(z domu Lis) ze Skaryszewa nieoPOdal Biłgoraja

____________________________________
Videtur et hoc mihi Platforninem non debere esse
Poza tym uważam że Platformę należy zniszczyć
/Katon starszy/


Ostatnio edytowano 14 wrz 2014, 16:36 przez Badman, łącznie edytowano 3 razy



14 wrz 2014, 16:35
Zobacz profil
Fachowiec
Własny awatar

 REJESTRACJA14 wrz 2011, 21:56

 POSTY        1263
Post Re: Polityka i politycy
Broń na Ukrainę? „Wie Pan, jestem kobietą…”
Pierwsza wypowiedź Kopacz i pierwsza kompromitacja


Obrazek

Fot. PAP/Radek Pietruszka


Zgodnie z oczekiwaniami nie trzeba było długo czekać na kompromitację Ewy Kopacz.

Choć PRowcy dbali, by w czasie prezentacji nowych ministrów nie zadawano premier kłopotliwych pytań, dopuszczając do głosu jedynie dziennikarzy z redakcji przychylnych władzy, niewiele to dało. Pytanie o to, czy Polska powinna sprzedawać broń Ukrainie okazało się zbyt poważne…

Ewa Kopacz mówiąc o ewentualnej sprzedaży broni uciekła się do mało zrozumiałej analogii.

Wie Pan, jestem kobietą. Ja sobie wyobrażam, co bym zrobiła, gdyby na ulicy pokazał się człowiek wymachujący ostrym narzędziem, albo trzymający w ręku pistolet. Pierwsza moja myśl, tam za moimi plecami jest mój dom i moje dzieci. Więc wpadam do domu, zamykam się i opiekuje się moimi dziećmi
— snuła swoją opowieść Ewa Kopacz.

Następnie dodała, prezentując postawę czysto seksistowską:
Co w takiej sytuacji zrobiłby mężczyzna? Pewnie pomyślałby: nie mam nawet porządnego kija w ręku, ale jak to? Ja nie stanę i nie będę się tu z nim tłukł, tylko dlatego, że on się tu odważył przyjść i grozić mojej rodzinie?

Jaki związek ma ta opowieść z Ukrainą i sprzedażą broni? Trudno powiedzieć.
Dziwi jednak, że premier rządu Polski przekonuje, że obrona „rodziny” przed napastnikiem jest bezsensowna.

Kopacz ciągnęła swój wywód. Z dalszej części zdaje się najbardziej cieszyć się może jednak Moskwa.

Polska powinna się zachowywać jak polska rozsądna kobieta. Nasze bezpieczeństwo, nasz kraj, nasz dom, nasze dzieci! To jest najważniejsze!
— tłumaczyła.

Dodała wprost, że „nie powinniśmy na wyścigi być czynnym uczestnikiem tego konfliktu zbrojnego”.

Co nie znaczy wcale, że powinniśmy dzisiaj mówić głosem odrębnym od Unii. Jest wręcz przeciwnie. (…) Powinniśmy, jeśli tylko zdecyduje ta duża rodzina europejska, że chcemy pomagać, wtedy powinniśmy brać udział w tej pomocy, ale razem z innymi krajami uczestniczyć
— skończyła swoją wypowiedź Ewa Kopacz.

Czyli sprawa jest jasna — jeśli Unia Europejska, czyli Niemcy, podejmą decyzję o wsparciu Ukrainy, Polska pomoże. A jeśli nie, Kijów musi sobie radzić sam. Bo premier Kopacz woli zamknąć się w domu, udając, że napastnik, którego zobaczyła na ulicy sam gdzieś sobie pójdzie.

Choć kompromitacji premier Kopacz wiele osób się spodziewało, zdaje się, że szybkość, z jaką przewidywania te się ziszczają, jednak zaskakuje.

http://wpolityce.pl/polityka/214485-bro ... promitacja

* * * * * * * * * * * * * * * * * * * * * * * * *

Nienagrany wywiad z Ewą Kopacz „Wie pan, jestem kobietą…”

Obrazek

fot. PAP/Radek Pietruszka


Podczas prezentacji nowego rządu Ewa Kopacz odpowiedziała na niewiele pytań, gdyż do głosu dopuszczono tylko trzech dziennikarzy z wybranych mediów. Pozwalam sobie nadrobić tę zaległość…


A jako że nie śmiem zawracać głowy pani premier, zamieszczam od razu odpowiedzi, przygotowane wedle wzoru zaprezentowanego przez samą Ewę Kopacz. Oto wywiad.

Co pani rząd zrobi, żeby Władimir Putin przestał drwić z Polski i oddał nam wrak tupolewa?

Wie Pan, jestem kobietą. Ja sobie wyobrażam, co bym zrobiła, gdyby ktoś na ulicy napluł mi w twarz. Pierwsza moja myśl – w torebce mam parasolkę. Więc wyjmuję ją, otwieram i idę dalej.
Co w takiej sytuacji zrobiłby mężczyzna? Pewnie pomyślałby: nie mam nawet porządnego parasola w ręku, ale jak to? Ja nie stanę i nie będę się tu z nim szarpał, tylko dlatego, że on nie oddał mi jakiegoś wraku?

Czy nie uważa pani, że prokuratura zbyt pochopnie umorzyła śledztwo ws. afery taśmowej? Co pani zrobi dla wyjaśnienia kompromitujących wypowiedzi polityków związanych z PO, które zostały utrwalone na taśmach prawdy? Czy nie obawia się pani, że sama może zostać nagrana?

Wie Pan, jestem kobietą. Ja sobie wyobrażam, co bym zrobiła, gdyby w restauracji pokazał się kelner wymachujący dyktafonem, albo trzymający w ręku mikrofon. Pierwsza moja myśl, tam za moimi plecami jest nakryty stół. Więc siadam przy tym stole, zaczynam jeść i w ogóle się nie odzywam.
Co w takiej sytuacji zrobiłby mężczyzna? Pewnie pomyślałby: nie mam nawet porządnego wina ani whisky na stole, ale jak to? Ja nie stanę i nie będę tu zamawiać i rozmawiać, tylko dlatego, że on się tu odważył przyjść i mnie nagrywać?

Czy Radosław Sikorski na stanowisku marszałka Sejmu będzie celowo prowokować opozycję?

Wie Pan, jestem kobietą. Ja sobie wyobrażam, co bym zrobiła, gdyby w Sejmie pokazał się poseł PiS wymachujący palcem. Pierwsza moja myśl, tam za moimi plecami jest korytarz, a dalej mój gabinet. Więc wpadam na korytarz, biegnę do gabinetu, zamykam się i opiekuje się sama sobą.
Co w takiej sytuacji zrobiłby Sikorski? Pewnie pomyślałby: nie mam teraz nawet porządnego kija w ręku, ale jak to? Ja nie stanę i nie będę się tu z nim tłukł ostrym narzędziem, albo trzymając w ręku pistolet, tylko dlatego, że on się tu odważył przyjść i grozić palcem?

Czy sądzi pani, że Bartosz Arłukowicz zlikwiduje kolejki do lekarzy, skoro do tej pory tego nie zrobił, a również pani się to nie udało, gdy kierowała pani resortem zdrowia? Jak długo będziecie w ten sposób zwodzić ludzi? Czy nie powinniście oddać władzy?

Wie Pan, jestem kobietą. Ja sobie wyobrażam, co bym zrobiła, gdyby wykipiała mi woda w czajniku, a czajnik nawet nie zagwizdał. Pierwsza moja myśl, tam za moimi plecami jest kran. Więc odkręcam kurek i nalewam wody do czajnika.
Co w takiej sytuacji zrobiłby mężczyzna? Pewnie pomyślałby: nie mam nawet porządnego czajnika w domu, ale jak to? Ja nie stanę i nie wyrzucę tego czajnika przez okno, tylko dlatego, że wykipiała z niego woda, a on nawet nie raczył zagwizdać?

Absurdalne?
Nie mniej niż to, co usłyszeliśmy od Ewy Kopacz podczas ceremonialnej prezentacji nowego rządu.

http://wpolityce.pl/polityka/214668-nie ... em-kobieta

____________________________________
Ojczyznę wolną pobłogosław Panie.


21 wrz 2014, 05:11
Zobacz profil
Fachowiec
Własny awatar

 REJESTRACJA14 wrz 2011, 21:56

 POSTY        1263
Post Re: Polityka i politycy
To koniec panie Januszu.
Nawet i diabeł tym razem nie pomoże


Nadszedł długo przez wielu oczekiwany moment. Wczoraj palikociarnię opuściła Anka, czyli towarzysz Bęgowski zwany oficjalnie Anną Grodzką, a dziś w ślad za nim podążyło 13 kolejnych członków. Ponoć 14, ale nie jest to jeszcze wiadomość potwierdzona.


Jeśli tak, to Twojemu Ruchowi zwanemu wg. Mazurka i Zalewskiego od skrótu TR – Trupem przyjdzie zmienić parlamentarną formułę z klubu poselskiego na koło. To koniec panie Januszu. Nawet i diabeł tym razem nie pomoże. Widać, jak zwykle zresztą, że lepiej smakują mu własne dzieci.

Oczywiście można się łudzić, że z klubu Twojego Ruchu powstanie jeszcze, niczym feniks z popiołów, potężny byt polityczny, by wstrząsnąć fundamentami Kościoła katolickiego. Ale szansa na to jest praktycznie żadna. Ostatnimi dwoma gwoździami do tej trumny będą wybory samorządowe i parlamentarne (o ile ten polityczny zombie wytrzyma jeszcze rok w jako takiej zorganizowanej formie). Natomiast o zmasowanym poparciu dla ważkich inicjatyw antypisowskich na TRupa nie ma już co liczyć. A jakie były plany! Z najbardziej katolickiego kraju w UE stworzyć świeckie państwo. Wdrażać w życie ideały oświeceniowo-masońskie. Takiej feerii chamstwa, bezpardonowych ataków na Kościół historia nie znała od czasów stalinowskich, bo już później czerwony robił to łagodniej od działaczy od Palikota. Ale także, niestety, i od pana samego, panie Januszu. Wszyscy pamiętamy i nie zapomnimy obrzydliwych występów aktywistów antyreligijnej krucjaty spod krzyża na Krakowskim Przedmieściu pod wodzą nijakiego Dominika Tarasa – ulubieńca przewodniczącego. Ta kreatura, antykatolicki pastisz, na szczęście dawno zniknął z przestrzeni publicznej, podobnie jak większość bytów tworzonych przez obertrupa. Zgasł niczym kościelna świeca. Nie zapomnimy też Armanda Ryfińskiego – pseudo inteligenta opętanego manią zwalczania religii rzymsko-katolickiej, który kiedyś stawał przed sądem za groźbę zabójstwa wobec ojca, ponieważ tata nie chciał dać synkowi kilkudziesięciu tysięcy złotych.

Będziemy pamiętać Artura Dębskiego małomiasteczkowego przedsiębiorcę, któremu prokuratura przedstawiła zarzuty złamania ustawy o własności przemysłowej, co miało związek z zabezpieczeniem przez policję podrabianych towarów o wartości 3,5 mln zł.

Będziemy „wspominać” również Wojciecha Penkalskiego karanego w przeszłości za pobicie, groźby bezprawne i wymuszenie rozbójnicze, za które łącznie spędził w więzieniu dwa lata.

I w końcu nigdy, ale to nigdy nie zapomnimy samemu panu przewodniczącemu tego, że sprowadził dyskurs publiczny do rynsztoka, wprowadzając do parlamentu hałastrę godną reprezentacji parlamentarnej NSDAP z 1934 roku w Reichstagu. Swoim zachowaniem, językiem oraz zachowaniem posłów sprowadził politykę do rynsztoka.

Co osiągnął? Poza tym, co napisałem wyżej – nic.
Choć wspierały go jak mogły, media tzw. „głównego nurtu” (słynne poniedziałki u Moniki Olejnik z Palikotem w roli głównej), to wynik działań tych typków spod ciemnej gwiazdy Twojego Ruchu jest co najmniej mizerny. Kościół cieszy się nadal w Polsce 57% zaufaniem (i to wg CBOS), a lewica i postkomuniści są w coraz większej rozsypce. Poparcie dla SLD waha się ostatnio między 9 a 10 %. Mało tego, wbrew pozorom tępa propaganda w wydaniu takich tuzów intelektu jak m.in. wspomniany już Armand Ryfiński (dywagacje o walorach artystycznych wokół obrazu Matki Boskiej Częstochowskiej) doprowadziła do jeszcze większej polaryzacji i scementowania środowisk konserwatywnych w blokowaniu wszelakich inicjatyw, których celem jest głoszenie pseudo tolerancji.

Zwróciła nawet na to uwagę w jednej ze swoich licznych audycji z przewodniczącym Palikotem Monika Olejnik, wytykając mu odwrotny skutek jego starań poprzez toporną i pozbawiona wszelkiej finezji argumentację. Masowy wymarsz posłów w zasadzie kończy działalność tej ekipy, która na początku zdawała się być „Alibabą i czterdziestoma rozbójnikami” (tylu mieli posłów na początku), a kończą jako „banda czworga”. Grande Finale, prawdziwym podzwonnym dla nich będzie dojście opozycji do władzy. Ta myśl powinna spędzać im sen z powiek, nawet przewodniczącemu.

Ale na szczęście kończy się. 13-14 posłów rozlezie się po Polsce. Armand Ryfiński ma kandydować na prezydenta Częstochowy. Powiem tylko tyle: krzyż na drogę. A reszcie dedykuję te słowa, pisane zresztą przez zawodowego doktora neurologii Jakuba Sienkiewicza:
To już jest koniec nie mówię nic, jesteśmy wolni (na razie przyp. red.), nie ma już nic”

http://wpolityce.pl/polityka/215609-to- ... nie-pomoze

* * * * * * * * * * * * * * * * * * * * * * * * *

Powiatowa lady Makbet.
Bez wsparcia Tuska, bez odwagi wyjścia do mediów.
Ewa Kopacz - czy leci z nami pilot?


A miało być tak pięknie… Pierwszy tydzień Ewy Kopacz w roli premiera pochodzi wprost z jej najczarniejszych snów.


Rozpoczęło się od żenującej wypowiedzi na inauguracji na Politechnice Warszawskiej, a następnie trzeba było gasić pożary związane z wielkimi pieniędzmi dla Igora Ostachowicza i Marii Wasiak, protestują też górnicy. Gdzieś w tle całej sprawy unoszą się kpiny Donalda Tuska.

Nerwy i chaos w otoczeniu Ewy Kopacz widać nie tylko wśród plotek i przecieków, którymi raczą spragnione newsów media sami zainteresowani, ale wśród oficjalnych wypowiedzi. Tusk wyraźnie się bawi całą sytuacją - a to, niby mimochodem, rzuci, że musi analizować postać Lady Makbet, a to mrugnie okiem do telewizyjnej kamery, sugerując, że Kopacz świetnie pasuje do garsonki „niestabilnej emocjonalnie”.

Znamiennie wyglądało uzasadnienie decyzji Marii Wasiak o oddaniu pół miliona złotych z PKP. Pani minister prosiła, by jej decyzję odebrać jako „osobiste wsparcie dla premier Ewy Kopacz w pełnieniu trudnej misji jakiej się Pani Premier podjęła, przyjmując obowiązki Prezesa Rady Ministrów”. A więc nawet nie udajemy, że chodzi o jakieś tam standardy i nieprzyzwoicie wysokie pieniądze - po prostu sprawa się rypła, więc trzeba ratować, co się da. Podobnie wyglądały tłumaczenia Orlenu w sprawie Ostachowicza.

Pani premier nie potrafi też wyjść do dziennikarzy i ugasić pożarów samodzielnie. Nie oszukujmy się - jej poprzednik wyszedłby do kamer, zmarszczył brwi i w żywe oczy przekonywałby, że jak tylko się dowiedział, to… Znana i zgrana śpiewka. Ewa Kopacz milczy, jakby była świadoma, że nie dałaby rady wybrnąć z tej sytuacji. Okres przed jej kolejną konferencją prasową śmiało można zatytułować „Czekając na kompromitację”. Nie przez przypadek Ewa Kopacz rezygnuje z jakichkolwiek wypowiedzi i wywiadów, a plotki spośród jej szerokiego grona doradców medialne są takie, że Kopacz nawet po expose nie ma co liczyć na konferencję prasową.

Wszystko to sprawia, że wrażenie, jakie przynosi pani premier jest dość klarowne - Kopacz nie tylko nie kontroluje niczego, ale również ma duży problem z samą sobą. Inna sprawa, jaki będzie jej odbiór w społeczeństwie - tak czy owak nie da się daleko zajechać na wzbudzaniu współczucia wśród obywateli. Stąd być może pomysł, by na sztandary „nowego otwarcia” wynieść postulat roztopienia się w Unii Europejskiej i szybkiego wejścia do strefy euro - licząc, że fala entuzjazmu po wyborze Tuska do Brukseli da zarobić i samej Kopacz.

Jest takie opowiadanie Nikołaja Leskowa, którego tytuł doskonale pasuje do dzisiejszej sytuacji - „Powiatowa lady Makbet”. Główną bohaterkę u Leskowa stać jednak było na odważne, choć zbrodnicze czyny. Czy i polska premier objawi swój talent? Na razie przekaz jest bardzo jasny - pilot po prostu z nami nie leci, a maszyną targają nieokiełznane żywioły.

http://wpolityce.pl/polityka/215657-pow ... nami-pilot

* * * * * * * * * * * * * * * * * * * * * * * * *

Setki ofiar kłamstw Ewy Kopacz.
Chorzy na grypę nie musieli umierać


W 2009 r. w Polsce, liczba zgonów spowodowanych ostrą niewydolnością oddechową wzrosła o 360 procent. Z powodu grypy, niewydolności oddechowej i zatrzymania oddechu w samym tylko 2009 r. zmarło o 961 osób więcej niż rok wcześniej. Prawda jest szokująca: większość z nich mogłaby żyć, gdyby nie decyzje minister Ewy Kopacz – pisze „Gazeta Polska”.

Rządy PO-PSL z lat 2007–2014 przejdą do historii w cieniu całego szeregu afer: hazardowej, informatycznej czy Amber Gold, w wyniku których Polska i Polacy stracili miliardy złotych. Jednak wszystkie one są absolutnie nieporównywalne z tym, co wydarzyło się w czasie pandemii grypy w roku 2009. Tu bowiem wchodziło w grę ludzkie życie.

Niemal zapomnieliśmy już o epidemii „świńskiej grypy” z 2009 r. Nikt nie rozliczył rządu i ówczesnej minister zdrowia Ewy Kopacz z ich decyzji. Co więcej, do dziś większość Polaków jest przekonana, że – jak twierdził rząd, a powtarzały zaprzyjaźnione media – władze świetnie sobie wtedy poradziły i był to niewątpliwy sukces minister Kopacz.
Tymczasem z informacji uzyskanych przez „Gazetę Polską” wynika, że prawda jest zupełnie inna. Miał wówczas miejsce prawdziwy dramat. Do dziś szokujące fakty są jednak ukrywane przed opinią publiczną. Twarde dane statystyczne pokazują bowiem, że w 2009 r. zmarło z powodu wirusa przynajmniej 1000 osób, w dużej części młodych. A najstraszniejsze jest to, że większość ofiar mogłaby żyć do dzisiaj, gdyby nie decyzje minister Ewy Kopacz.

Spowodowanie śmierci tak wielu osób to bardzo poważny zarzut. Stawiam go jednak świadomie, po głębokiej analizie potwierdzających go faktów. Oto dowody na to, że ówczesne władze – jakkolwiek drastycznie to zabrzmi – odpowiadają za śmierć setek pacjentów.

Pandemia 2009

Przypomnijmy przebieg wydarzeń. Pierwsze zachorowania wywołane przez nowego wirusa o symbolu H1N1 odnotowano w Meksyku w kwietniu 2009 r. Światowa Organizacja Zdrowia (WHO) ogłosiła wówczas wstępny alarm pandemiczny. Kolejne przypadki „świńskiej grypy” pojawiły się w USA. W maju wirus był już obecny na wszystkich kontynentach, a szybkość, z jaką się rozprzestrzeniał, była tak niepokojąca, że w czerwcu WHO ogłosiła najwyższy poziom globalnego zagrożenia.

Choć zgonów było mniej niż w czasie poprzedniej pandemii grypy „Hong-Kong” w 1968 r., to jednak groźba była bardzo poważna. Podczas corocznych epidemii sezonowych ponad 90 proc. zmarłych stanowiły bowiem osoby starsze, mniej odporne. Natomiast nowy wirus charakteryzowały dwie szczególne cechy. Pierwsza to niezwykła zdolność do wywoływania u młodych i zdrowych pacjentów ciężkiego zapalenia płuc, prowadzącego często do nieodwracalnego uszkodzenia płuc i śmierci. Drugą była nieprzewidywalność przebiegu infekcji: nawet po łagodnym początku mogła ona w ciągu doby zamienić się w chorobę zagrażającą życiu, co bardzo utrudniało poprawne diagnozowanie i leczenie.

W Polsce szczyt zachorowań trwał od listopada 2009 do lutego 2010 r. Władze oficjalnie stwierdziły, że z powodu grypy zmarły 182 osoby. W rzeczywistości jednak zgonów było znacznie więcej, a większość zmarłych pacjentów można było uratować. Jak doszło do takiej tragedii?

Wyspa szczęścia?

Gdy świat zmagał się z nowym wirusem, polski rząd przyjął linię całkowicie odmienną niż władze innych krajów. Zamiast alarmować lekarzy i społeczeństwo, ostrzegać przed grożącym niebezpieczeństwem i podejmować rozmaite działania zapobiegawcze, rząd PO-PSL postanowił „świńską grypę” zbagatelizować. Jego przedstawiciele wielokrotnie twierdzili, że… wirus nam nie zagraża. Donald Tusk 6 listopada mówił np. o „zwykłej grypie sezonowej, nie pandemicznej”. „Dzisiaj w Polsce mamy zachorowania na grypę sezonową, biorąc pod uwagę rok i jeszcze poprzedni, na poziomie pół miliona. Na grypę H1N1 choruje 200 osób, dwieście słownie” – powiedziała równie lekceważąco minister Ewa Kopacz 9 listopada, gdy z powodu powikłań umierał już pierwszy pacjent, a setki tysięcy było zainfekowanych.

Czy w ogóle możliwe było, by twierdzenia premiera i minister zdrowia były zgodne ze stanem faktycznym, skoro nowy wirus odpowiadał za 95–99 proc. zachorowań w krajach z nami sąsiadujących? Czy jakimś cudem pandemia mogła ominąć akurat Polskę?  Oczywiście nie. Podobnie jak w innych krajach, H1N1 stanowiła u nas przytłaczającą większość wśród ponad 200 testowanych przypadków grypy.
Pacjentów rzadko poddaje się testom. Jednak również wśród wszystkich zakażonych – podobnie jak wśród wyrywkowo testowanych – dominował wirus „świński”. Minister znała te fakty, co znaczy, że kłamała świadomie, mówiąc o „słownie dwustu” zachorowaniach na nową grypę.

W żadnym kraju w Europie nie dezinformowano w podobny sposób lekarzy i opinii publicznej. To właśnie nieodpowiedzialne bagatelizowanie epidemii miało przynieść śmiertelne żniwo. Twierdzenia minister Kopacz o rzekomej przewadze zwykłego wirusa sezonowego i nikłej obecności znacznie bardziej podstępnego H1N1 miały bowiem daleko idące skutki. Ministerstwo Zdrowia, zgodnie z jej stanowiskiem, ukierunkowało bowiem błędnie lekarzy, którzy wskutek tego sądzili, że wystarczy stosować tradycyjne terapie antygrypowe, jak przy corocznej, zwykłej epidemii: aspiryna czy paracetamol i leżenie w domu. Jednak leczenie grypy H1N1 powinno być zupełnie inne.

W całej Europie już od początku czerwca wirus pandemiczny wyparł niemal całkowicie inne szczepy grypy. Jednak inaczej niż w Polsce, w innych krajach europejskich lekarze zostali o tym poinformowani przez władze i dzięki temu mogli skutecznie leczyć infekcję.

Jak nas okłamywano

Co ciekawe, podlegające Ewie Kopacz instytucje przekazywały do WHO zupełnie inne informacje niż te publikowane w Polsce. Na stronach organizacji międzynarodowych dane dotyczące Polski nie odbiegają od średniej europejskiej – według nich cały czas dominowała u nas, jak wszędzie, grypa H1N1. Tymczasem polscy lekarze poddawani byli przez Ministerstwo Zdrowia systematycznej dezinformacji i ukrywano przed nimi, podobnie jak przed całym społeczeństwem, podstawowe dane o sytuacji.

Działo się tak, mimo że już na długo przed szczytem pandemii – od lipca – niemal wszystkie testowane w Polsce wirusy okazały się „świńskie”. Przedstawiciele rządu i Ministerstwa Zdrowia zapewniali jednak cały czas, wbrew znanym im faktom, że dominuje grypa sezonowa. Na przykład na początku listopada zastępca Ewy Kopacz, wiceminister Adam Fronczak, zachęcając do szczepień na zwykłą grypę, twierdził, że „tak naprawdę mamy więcej przypadków grypy sezonowej”. Podobnie wprowadzała w błąd sama minister Kopacz: „W tej chwili mamy do czynienia przede wszystkim z grypą sezonową i znacznie mniej licznymi przypadkami grypy spowodowanej wirusem H1N1”.

Taka dezinformacja powodowała narażanie zdrowia i życia pacjentów na ogromne ryzyko. Aby bowiem leczyć skutecznie, lekarze muszą mieć prawdziwe i dokładne informacje o epidemii, z którą przychodzi im walczyć. W 2009 r. powinni więc przede wszystkim zostać przez rząd poinformowani o zdecydowanej dominacji nowych wirusów. Całe społeczeństwo powinno także się dowiedzieć o nietypowych, szczególnie groźnych cechach nowej grypy.

Tymczasem lekarze nie znali rzeczywistego stanu epidemiologicznego kraju. Nie wiedzieli, że niemal każdy pacjent ma grypę H1N1v. A przecież jej objawy w początkowej fazie nie różniły się niczym od zwykłej infekcji.

Utajniona terapia

W poprzednich latach prawie nie stosowano lekarstw przeciwwirusowych (których nie należy mylić ze szczepionkami; są to leki niszczące wirusy, analogicznie jak antybiotyki zwalczają bakterie), gdyż grypa sezonowa była na nie odporna. Społeczeństwo nie zostało natomiast poinformowane, że stanowią one skuteczną terapię właśnie przy wirusie „świńskim”, który jest na nie wrażliwy, i w związku z tym powinny być stosowane na szeroką skalę. Przeciwnie – zastępca Ewy Kopacz, wiceminister Jakub Szulc, zapewniał, że w przypadku obu typów grypy należy stosować takie same, tradycyjne metody.

Wprowadzeni podwójnie w błąd przez resort zdrowia lekarze stosowali więc powszechnie znaną, standardową terapię, nieskuteczną wobec H1N1. Konsekwencje były tragiczne. Pierwszą ofiarą śmiertelną epidemii był 37-letni mężczyzna z Pucka. Lekarz, który go przyjął, zgodnie z zaleceniami Ministerstwa Zdrowia nie wziął pod uwagę grypy H1N1 jako najbardziej prawdopodobnej przyczyny choroby. W konsekwencji chory na żadnym etapie leczenia nie otrzymał leku antywirusowego, który mógł uratować mu życie. Bezpośrednią przyczyną zgonu była niewydolność oddechowa, spowodowana zapaleniem płuc.

Śmiertelnie błędne instrukcje

Lekarze kilkakrotnie otrzymali w czasie trwania epidemii wprowadzające w błąd wytyczne ministra zdrowia. Na przykład „Informacja dla lekarzy w sprawie postępowania w związku z przypadkami grypy H1N1” Ewy Kopacz mówiła wprost, że „leczenie antywirusowe nie jest zalecane osobom, u których choroba ma niepowikłany lub łagodny przebieg”. Było to sprzeczne ze stanowiskiem Światowej Organizacji Zdrowia, która zalecała, by każdemu pacjentowi z grupy ryzyka aplikować lek przeciwwirusowy natychmiast po rozpoznaniu grypy. A zatem lekarze, którzy chcieli skutecznie pomagać pacjentom, zapisując im już przy pierwszych objawach preparaty antywirusowe, zmuszeni byli łamać jednoznaczne wytyczne ministra zdrowia.

Wczesne podanie leku przeciwwirusowego skracało chorobę, obniżało ryzyko powikłań i ograniczało zarażanie kolejnych osób, czyli zmniejszało zasięg epidemii. Aby leki te mogły w pełni zadziałać, musiały jednak być zaaplikowane natychmiast, gdyż po 48 godzinach od pojawienia się objawów grypy traciły w znacznym stopniu skuteczność. Nie można było zatem czekać na rozwój choroby, jak wynikało z zalecenia Ewy Kopacz. Znaczne – w porównaniu z innymi krajami – opóźnienia w podawaniu leków przeciwwirusowych przyczyniły się więc do poważnego zwiększenia zasięgu epidemii i liczby zgonów w Polsce.

Po potwierdzeniu dominacji wirusa H1N1 resort Ewy Kopacz powinien – tak jak się to działo w innych krajach – wyraźnie poinformować lekarzy, że prawie wszystkie przypadki są grypą świńską. Tak działał np. brytyjski system walki z pandemią. Wydawano tam masowo leki przeciwwirusowe (otrzymało je ponad milion chorych), dzięki temu zminimalizowano śmiertelność. Gdyby pacjenci w Polsce otrzymywali leki antywirusowe częściej i wcześniej, zgonów byłoby znacznie mniej.

Rodzi się jednak pytanie, dlaczego Ministerstwo Zdrowia tak uporczywie wydawało błędne wytyczne? Dlaczego minister Kopacz zataiła rzeczywistą skalę zagrożenia? Wszystko wskazuje na to, że motywem była chęć zaoszczędzenia na walce z pandemią. Rząd zataił dominację wirusa H1N1, aby usprawiedliwić niekupowanie szczepionek, na które inne kraje przeznaczyły znaczne środki. Tą decyzją była minister zdrowia chwali się zresztą do dziś, przedstawiając ją jako swój ogromny sukces. Tymczasem w rzeczywistości za jej manipulacje opinią publiczną, które miały tę oszczędność usprawiedliwić, płacili życiem chorzy.

Kłamstwa mają konsekwencje

Oficjalne statystyki GUS stwierdzają w okresie pandemii 2009 r. 182 zgony spowodowane grypą, podczas gdy w 2008 r. odnotowano ich 16. Jednak prawda jest znacznie bardziej dramatyczna. Klucz do odkrycia manipulacji kryje się bowiem w słowach: „zgon z powodu grypy”. Przytłaczająca większość chorych zmarła bowiem z powodu powikłań pogrypowych, a nie w wyniku samej grypy. Ich zgony kwalifikowano zatem jako zgony z innych przyczyn i umieszczano w innych rubrykach statystyk. Najczęściej jako przyczynę śmierci podawano „niewydolność oddechową” – konsekwencję pogrypowego zapalenia płuc.

W 2009 r. liczba zgonów z powodu tej właśnie „niewydolności oddechowej” skoczyła do 957 wobec 366 średnio w poprzednich siedmiu latach. Natomiast w 2009 r. ostra niewydolność oddechowa, typowa dla ciężkiego zapalenia płuc, jako przyczyna zgonu wzrosła aż o 360 proc.!

Z powodu grypy, niewydolności oddechowej i zatrzymania oddechu w samym tylko 2009 r. zmarło według GUS o 961 osób więcej niż rok wcześniej. Ta liczba, choć szokująca, to tylko dolna granica faktycznej liczby ofiar. Przecież pandemia trwała jeszcze na początku roku następnego, więc chorzy umierali z jej powodu także w 2010 r. Ponadto lista typowych powikłań – chorób płuc i serca – jest znacznie dłuższa. Gdyby zatem podliczyć statystyki wszystkich zgonów spowodowanych grypą, to rzeczywista liczba ofiar byłaby znacznie większa – prawdopodobnie sięgnęłaby co najmniej dwóch tysięcy…

Dla porównania: w 2009 r. w Anglii „niewydolność oddechowa” była przyczyną zgonu tylko w 18 przypadkach (gdy w Polsce w 957)! Podobnie było z „zatrzymaniem oddechu”, na które w Anglii zmarły 4 osoby, a w Polsce aż 1049!
Wszystko wskazuje na to, że zgony spowodowane faktycznie grypą maskowano w statystykach. Czy robiono to tylko z urzędniczej bezmyślności, czy też prawdę ukrywano celowo, aby nie zaburzyć wizerunkowego „sukcesu” minister Kopacz i premiera?

Nie musieli umrzeć

Doprawdy, trudno w to uwierzyć. A jednak fakty krzyczą. Choć to szokujące, to okazuje się, że manipulacje rządzących Polską od 2007 r. kosztowały kraj znacznie drożej, niż dotąd sądziliśmy. Koszty rządów Platformy to nie tylko gigantyczne zadłużenie, upadek całych gałęzi gospodarki i masowa emigracja młodych. To także życie setek ludzi zmarłych na infekcję, która wcale nie musiała zakończyć się dla nich śmiercią.
Historia powtórzyła się zresztą w 2012 r., gdy wirus H1N1 powrócił. O ofiarach tej kolejnej pandemii warto jednak napisać osobno.

Czy winni tragedii, której można było uniknąć, poniosą odpowiedzialność prawną lub polityczną? Czy Ewa Kopacz i Donald Tusk staną przed Trybunałem Stanu, który powinien ocenić wszelkie fakty, dowody i poszlaki, których jedynie niewielka część została wykorzystana w powyższym tekście? Na razie były premier przygotowuje się do nowego stanowiska w Brukseli, a była minister zdrowia zajmuje jego miejsce…

* * *

Zwróciliśmy się do Ministerstwa Zdrowia z następującymi pytaniami:

1. Jak należy tłumaczyć znaczny wzrost zgonów z powodu niewydolności oddechowej i innych typowych powikłań pogrypowych w 2009 r.?

2. Dlaczego rekomendacje MZ z 2009 r. mówiły – inaczej niż zalecenia Światowej Organizacji Zdrowia – iż leczenie antywirusowe nie jest zalecane osobom, które mają niepowikłany lub łagodny przebieg grypy?

3. Dlaczego minister zdrowia wielokrotnie mówiła w 2009 r. o dominacji grypy sezonowej, podczas gdy dostępne wyniki testów pokazywały, że została ona wyparta przez wirus H1N1v?

Do chwili oddania tekstu do druku nie otrzymaliśmy odpowiedzi.

Artykuł powstał na podstawie informacji zebranych przez lekarza Dariusza Majkowskiego, wytrwałego whistleblowera, który od lat stara się, by prawda o pandemii wyszła na jaw. Publikował m.in. na ten temat w naukowym piśmie „The Lancet Infectious Diseases”. Doktor Majkowski współpracował z rzecznikiem praw obywatelskich Januszem Kochanowskim, który również zarzucał rządowi manipulacje w czasie epidemii 2009 r. Nie zdążył jednak nagłośnić problemu, gdyż zginął 10 kwietnia 2010 r. w Smoleńsku.

http://niezalezna.pl/59851-setki-ofiar- ... li-umierac

* * * * * * * * * * * * * * * * * * * * * * * * *

Kto pomoże Kopacz? Kto zdejmie „klątwę nienawiści”?
Bartoszewski, Niesiołowski, Sikorski! Lista zaklęć…


Pani premier raczyła zdiagnozować w exposé, jak przystało na lekarza, przyczynę gangreny w polskiej polityce.
Otóż wszystkiemu winien jest (tak, tak, któż by inny) Jarosław Kaczyński.


Lubię mówić wprost; wszyscy wiemy, że nad polskim życiem politycznym od lat ciąży niechęć Jarosława Kaczyńskiego do Donalda Tuska. Nie chcę tego oceniać, ale wiem, że Tusk wyjeżdża do Brukseli i nie będzie uczestniczył w krajowej polityce. To najwyższy czas, by przełamać zapiekłość. Apeluję do pana prezesa - zdejmijmy z Polski klątwę nienawiści! - ogłosiła Ewa Kopacz.

Do zdjęcia klątwy potrzebni są szamani, którzy władają odpowiednimi zaklęciami. Chodzi o zaklęcia, które nienawiść zamienią w miłość. Wiele takich zaklęć przez ostatnie lata stosowali politycy związani z Platformą Obywatelską. Prawdopodobnie zachowały swą cudowną moc. Oto niektóre z nich…

Mag Rafał Grupiński – bum, bam, bim, a następnie:
Wydaje mi się, że jakby Jarosław Kaczyński wszedł w taką drugą fazę rozwoju tego rodzaju grupy społecznej, jaką bywają sekty.

Czarodziej Donald Tusk - hokus pokus, a następnie:
Bolszewicki temperament Kaczyńskiego i socjalistyczne poglądy na rolę państwa i na gospodarkę…

Szaman Stefan Niesiołowski – abrakadabra i dalej:
Chcecie dorwać się do władzy, ale nigdy do tego nie dojdzie.
Cokolwiek, do czego przyłoży rękę Kaczyński, kończy się źle.
Kaczyńscy są źródłem wszelkiego zła. Zwłaszcza Jarosław Kaczyński.
Lech Kaczyński potrzebuje kuracji, która doprowadzi jego system nerwowy do porządku.


Król elfów Władysław Bartoszewski - bum tra ra bum, po czym…
Jarosław Kaczyński jest zakompleksiony, arogancki, inteligentny i zdolny. Zdolny do wielu złych rzeczy.
Jeśli Jarosław Kaczyński – a w ostatnich dniach już to się rozpoczęło – będzie wykorzystywał wielką stratę, jakiej doznał, jako argumentu wyborczego, wówczas będę musiał powiedzieć: jestem zarówno przeciwko pedofilii, jak i nekrofilii każdego rodzaju.
Lepszym prezydentem będzie ktoś, kto wychował pięcioro dzieci, niż człowiek z doświadczeniem hodowli zwierząt futerkowych.
Nie wierzcie frustratom czy dewiantom psychicznym, którzy swoje problemy psychiczne odreagowują na narodzie. Mnie nieraz dziennikarze pytają, jak wytłumaczę taki czy inny problem polityczny, a ja im mówię: „Spytajcie europosła Klicha, bo on jest psychiatrą i on to rozumie”.
Polityczne wiarołomstwo stało się normą. Kolejne obietnice wyborcze Jarosława Kaczyńskiego rozwiewały się w pył. Stało się dla mnie jasne, że jego wizja budowy lepszej Polski, której zaufały miliony Polaków, okazała się jednym wielkim oszustwem. Dlatego też postanowiłem nazwać rzeczy po imieniu i – jak ujął to jeden z przedwojennych satyryków – „przestać uważać bydło za niebydło”.


Czarnoksiężnik Radosław Sikorski - czary mary, a potem:
Jeszcze jedna bitwa, jeszcze dorżniemy watahy, wygramy tę batalię!
Można być prezydentem, ale można być też chamem.
Prezydent wolnej Polski może być niski, ale nie powinien być mały.
Uważam, że można zaj…ć PiS komisją specjalną w sprawie Macierewicza.


W rolę wróżki, która zdejmie „klątwę nienawiści” może również wcielić się sama Ewa Kopacz, która wypowiadała pod adresem PiS takie zaklęcie:
Mówię przede wszystkim o tych politykach, którzy dzisiaj zachowują się w tym towarzystwie jak hieny cmentarne, które próbują ugrać swój kapitał polityczny.

Czary mary i sam popatrz – tak się rodzą rządy Kopacz…

http://wpolityce.pl/polityka/216236-kto ... sta-zaklec

* * * * * * * * * * * * * * * * * * * * * * * * *

Premier nowa, ale bezczelność po staremu.
Kopacz o swojej moralności i Smoleńsku


Ewa Kopacz udzieliła pierwszego wywiadu jako premier. Pofatygowała się do Moniki Olejnik, aby mówić nie tylko o rządowych planach. Kopacz zszokowała słowami o katastrofie smoleńskiej i jej "prawie moralnym".


Podczas sejmowej debaty po expose Ewy Kopacz, poseł PiS Anna Zalewska przypomniała skandaliczne zachowanie tuż po katastrofie smoleńskiej, ówczesnej minister zdrowia.
- W Smoleńsku reprezentowała pani rząd i Sejm. Okazało się, że nie tylko nie wypełniła pani swoich zadań, ale po prostu kłamała. Polscy lekarze nie uczestniczyli w sekcjach zwłok, a ich wyniki były fałszowane; nie przekopano ziemi na głębokość jednego metra; nie było podstaw do zakazu otwierania trumien. Tej przeszłości zmienić pani nie można; to po prostu moralna dyskwalifikacja - powiedziała w Sejmie poseł Zalewska.

Te słowa musiały zaboleć, bo Ewa Kopacz odniosła się do nich, goszcząc w studio TVN24. Podczas programu "Kropka nad i" w demagogii przekroczyła jednak granicę jakiejkolwiek przyzwoitości.
- Ja mam zdecydowanie większe prawo moralne do tego, żeby mówić o tym co tam było, niż ci, którzy ze Smoleńska udawali się do Warszawy, żeby uprawiać politykę na tym nieszczęściu - powiedziała Kopacz w audycji Moniki Olejnik. Premier dodała również, że jej słowa "w swojej mądrości" powinien rozważyć prezes PiS Jarosław Kaczyński.

O smoleńskich kłamstwach Ewy Kopacz pisaliśmy wielokrotnie. Poseł Zalewska streściła je dokładnie w sejmowym wystąpieniu. Kopacz nigdy jednoznacznie nie przeprosiła. A teraz ma czelność mówić o "prawie moralnym" do mówienia o tragedii z 10 kwietnia 2010 r.

http://niezalezna.pl/60024-premier-nowa ... -smolensku

____________________________________
Ojczyznę wolną pobłogosław Panie.


07 paź 2014, 22:55
Zobacz profil
Wyświetl posty nie starsze niż:  Sortuj wg  
Odpowiedz w wątku   [ Posty: 4411 ]  idź do strony:  Poprzednia strona  1 ... 278, 279, 280, 281, 282, 283, 284 ... 316  Następna strona

 Nie możesz rozpoczynać nowych wątków
 Nie możesz odpowiadać w wątkach
 Nie możesz edytować swoich postów
 Nie możesz usuwać swoich postów
 Nie możesz dodawać załączników

Skocz do: