Nie żyje Tadeusz Mazowiecki. Pierwszy niekomunistyczny premier po 1945 roku.
- To strasznie smutna wiadomość i wielka tragedia - powiedział w TVP Info Stefan Niesiołowski.
Z kolei Bogdan Lis, jeden z założycieli "Solidarności", wspominał z kolei, że Mazowiecki był jedną z najważniejszych osób w związku. - Zawsze będę go kojarzył z historią "Solidarności". Był on tym politykiem, który zaczął budowanie zrębów polskiego państwa - wspominał na antenie TVN24.
- To smutny dzień, skłaniający do przemyśleń. Cała nasza najnowsza historia, ta od lat siedemdziesiątych, staje nam teraz przed oczyma. Miał niesłychaną siłę charakteru i mądrość, która pozwalała mu rozumieć innych, łagodnie i stanowczo protestować i realizować swoje pomysły - wspominał w programie "Jeden na jeden" w TVN24 Michał Boni.
Radosław Sikorski podkreślił natomiast na antenie rynszTOK FM, że Mazowiecki był jednym z ojców naszej wolności i niepodległości.
"Tadeusz Mazowiecki nie żyje. Człowiek, który znalazł drogę do naszej wolności. Wielkie dzięki Panie Premierze!" - napisał na Twitterze Robert Biedroń.
Były poseł PO John Godson z kolei tak skomentował wiadomość o śmierci byłego premiera: "Odszedł czlowiek i polityk do którego miałem duży szacunek za mądrość oraz rozsądek w polityce. RIP".
"Zmarł Premier Tadeusz Mazowiecki Cześć Jego Pamięci" - to z kolei słowa szefa BBN, Stanisława Kozieja.
"Odszedl Tadeusz Mazowiecki. Niech odpoczywa w Pokoju" - napisał Paweł Kowal (PJN).
"W imieniu USA, wyrażam głębokie współczucie Polsce z powodu śmierci Tadeusza Mazowieckiego, założyciela demokratycznej Polski“ - napisał ambasador Stanów Zjednoczonych Steven Mull.
Chodzi o to, że pogrzeb katolicki jest z księdzem a ateistyczny - bez księdza?
Chodzi o to co mówią nad trumną.
Nie masz wystarczających uprawnień, aby zobaczyć pliki załączone do tego postu.
____________________________________ Videtur et hoc mihi Platforninem non debere esse Poza tym uważam że Platformę należy zniszczyć /Katon starszy/
28 paź 2013, 23:06
Re: Polityka i politycy
1/ Dużo chciał, mało mu się udało
To historia tworzy bohaterów. Tylko czasem jej uczestnikom udaje się na nią wpływać. I właśnie to mogło być udziałem Tadeusza Mazowieckiego (†86 l.). Tak się jednak nie stało. Tradycja o zmarłych każe mówić tylko dobrze. Od tradycji ważniejsza jest jednak prawda – pisze Tomasz Kontek
A „pierwszy niekomunistyczny premier”, choć człowiekiem był krystalicznie uczciwym, pozostawił polityczną spuściznę, która już tak jednoznaczna nie jest. Pytanie, które wraca i nie doczeka się zapewne nigdy ostatecznej odpowiedzi, jest podstawowe: czy w 1989 roku można było prowadzić inną politykę? Ci, którzy twierdzą, że nie, bo przecież w Polsce stacjonowały wówczas wojska sowieckie, budują Jego (i swój!) mit wbrew rozumowi.
Ze wszystkich wspomnień, których wczoraj wysłuchałem, w sedno utrafiło jedno: Mazowiecki nie bał się odpowiedzialności. Nie bał się odstąpić od ustaleń Okrągłego Stołu, choć kosztem tych, którzy przyczynili się do zwycięstwa nad komuną. On sam zresztą nie krył wątpliwości, choć było już za późno. „Gdybym wiedział, że bezrobocie wzrośnie do 19 proc., długo bym się zastanawiał nad decyzjami o transformacji gospodarczej” – mówił blisko 20 lat po wprowadzeniu tzw. planu Balcerowicza.
Gdyby zresztą doliczyć wcześniejsze emerytury, które do dziś odbijają nam się czkawką, realne bezrobocie w początkach III RP byłoby o wiele wyższe. Czy tak naprawdę trzeba było? „Solidarność” według Mazowieckiego miała twarz Jacka Kuronia (†70 l.) rozdającego bezrobotnym zupki. Tak, to Tadeusz Mazowiecki jest współodpowiedzialny za podział Polski na tę „solidarną” i tę nową, wymarzoną, „liberalną”. Tak zresztą oceniony został przez wyborców, którzy woleli od niego nawet jakiegoś szamana z Peru z czarną teczkę. Mazowiecki grubą linią odkreślił nie tylko komunistyczną przeszłość, ale i wiarę w mądrość zbiorową obywateli. Obóz, który współtworzył, kierował się przekonaniem, że wie lepiej, co jest dobre dla maluczkich i Polski. Do dziś ta tradycja bliska jest wszystkim rządzącym.
Punktem kulminacyjnym, który określać będzie miejsce Tadeusza Mazowieckiego w politycznej historii Polski, były wybory prezydenckie 1990 roku. I klęska, której rozmiarów się nie spodziewano. Robienie dziś z tego powodu do chwały, gdyż – jakoby – polityka polega na tym, by reformować, nie zwracając przy tym uwagi na to, czy reformy owe akceptowane są przez obywateli, jest wręcz antydemokratyczne! Idea „rządów mędrców” mieści się co najwyżej w monarchii oświeconej, częściej – w ustrojach totalitarnych.
Czy zatem oskarżam Tadeusza Mazowieckiego o zło, które zalęgło się w polskiej polityce? W żadnym wypadku! Zbyt krótko wpływał on na to, co realnie działo się w Polsce. Jego polityczne motto – „Mądrzej, mądrzej...” zamiast „Mocniej, mocniej...” – zostało przez następców odrzucone. On sam zresztą nie zawsze był mu wierny. Zwłaszcza w 1990 roku. Nie róbmy zatem z Tadeusza Mazowieckiego świętego! Dużo chciał, dużo rozumiał, mało mu się udało. Tacy są wybitni Polacy naszych czasów.
Kim był zmarły w poniedziałek Tadeusz Mazowiecki? 40 latkowie pamiętają. A młodsi? Ci już nie koniecznie
Scena w tramwaju. Dwie młode dziewczyny jadą do szkoły. Wyglądają na licealistki, ewentualnie studentki pierwszego roku. Jedna trzyma zwiniętą gazetę w dłoni. Chyba „Metro". Na okładce informacja o śmierci Tadeusza Mazowieckiego.
– Kim był ten Mazowiecki? – pyta pierwsza.
– Politykiem jakimś... – odpowiada drugi i rozmowa o Mazowieckim na tym się kończy.
Świadkiem tej rozmowy był nasz redakcyjny kolega:
Odosobniony przypadek? A skąd. Oto wpis jaki znaleźliśmy w sieci. Pochodzi sprzed kilku lat. Znaleźliśmy go pod tekstem: Co młodzież wie o PRL? "A moja młoda (dwudziestolatka) znajoma na pytanie, kim był Tadeusz Mazowiecki, odpowiedziała pytaniem „Sportowiec?”.
Więcej przykładów. Oto kolejny wpis z Twittera pióra Michała Pola:
Wysłuchałem w @Radio_TOK_FM zatrważającej sondy w warszawskim LO. Nikt nie kojarzy Tadeusza Mazowieckiego. “Coś z II Wojny Światowej…” :/
Nyan:3 na zapytaj.onet.pl zapytał dwa lata temu: Kim był Tadeusz Mazowiecki? Dostał dwie odpowiedzi inspirowane wikipedią i jedną całkiem świeżą: Dzisiaj umarł. Napisał ją zapewne ktoś, kto tak jak Nyan:3 szukał w sieci odpowiedzi na pytanie, kim jest ten o śmierci którego mówią tyle w telewizji.
Skąd wynika ten przerażający stan wiedzy uczniów? – To oczywiście jest skandal – mówi profesor Kazimierz Kik. – Dzieje się tak z kilku powodów. Obecnie mamy do czynienia z kształceniem robotników do konkretnych zawodów. Ogranicza się i marginalizuje przedmioty humanistyczne z historią na czele. Naukę przedmiotów humanistycznych odradza sam rząd, który twierdzi, że potrzeba nam wykwalifikowanych spawaczy, czy murarzy, a nie humanistów. Przykład idzie z góry. Skoro młody poseł nie wie kiedy wybuchło Powstanie Warszawskie, to czego mamy oczekiwać od uczniów liceów? – tłumaczy i oburza się profesor.
Nie masz wystarczających uprawnień, aby zobaczyć pliki załączone do tego postu.
29 paź 2013, 20:48
Re: Polityka i politycy
Nadir
Nie żyje Tadeusz Mazowiecki. Pierwszy niekomunistyczny premier po 1945 roku.
Gratulacje z okazji 5-tysięcznego posta
____________________________________ Videtur et hoc mihi Platforninem non debere esse Poza tym uważam że Platformę należy zniszczyć /Katon starszy/
30 paź 2013, 19:47
Re: Polityka i politycy
Liczba bardzo ładna , choć niezbyt sympatyczna dla zaPOdania info
30 paź 2013, 20:14
Re: Polityka i politycy
Wyszkowski wygrywa proces, a TVN oddaje kasę Wałęsie
Lech Wałęsa przegrał proces z Krzysztofem Wyszkowskim, legendarnym działaczem Wolnych Związków Zawodowych Krzysztofem Wyszkowskim. Wałęsa domagał się zwrotu kosztów poniesionych za emisję na antenie TVN komunikatu, w którym przepraszał sam siebie. Teraz wyszło na jaw, że TVN zwrócił Wałęsie pieniądze za publikacje. Jaki znaleźli pretekst? Kilkusekundowe opóźnienie emisji!
"Wałęsa wycofał pozew, bo przegrał sprawę, ale że TVN zwrócił mu pieniądze to działanie na szkodę akcjonariuszy" – napisał na portalu społecznościowym Krzysztof Wyszkowski i zamieścił skan pisma adwokat Eweliny Wolańskiej, reprezentującej Wałęsę.
Pełnomocnik Wałęsy wycofała pozew przeciwko Krzysztofowi Wyszkowskiemu i wniosła o uchylenie wyroku z dnia 11 września 2013 roku, w którym Sąd Rejonowy w Sopocie orzekł, że Wyszkowski nie musi płacić Lechowi Wałęsie za to, że ten sam się przeprosił.
Przypominamy, że sąd orzekł również, że Wałęsa musi ponieść wszelkie koszty procesowe w związku z tą sprawą.
Wałęsa najpierw opłacił odpowiedni komunikat w mediach, w którym to w imieniu Wyszkowskiego... przeprosił sam siebie, a później domagał się od legendy Solidarności pieniędzy za jego emisję. Groził nawet wysłaniem komornika.
Nakładem wydawnictwa "Znak" ukazała się właśnie autobiografia żony premiera, w której przedstawia blaski i cienie życia u boku czołowego polskiego polityka. W swojej książce opisuje m.in. znajomość z Marią i Lechem Kaczyńskimi. Ujawnia, że Tusk znał Lecha od stanu wojennego, a Jarosława poznał w 1989 r. - "Z Lechem polubili się od razu, był u nas w hotelu (asystenckim, gdzie mieszkali, zanim kupili własne mieszkanie w Sopocie - przyp. js), współpracowali w czasie strajków w 1988 r.". Marię i Lecha Kaczyńskich żona premiera poznała bliżej na przyjęciu w Leźnie, po którymś z tradycyjnych sopockich turniejów tenisowych. "Poszliśmy tam niechętnie, bo oboje nie lubimy tego typu spotkań, imprez i bywania. Stanęliśmy w kącie, nie chcąc za bardzo się integrować z coraz bardziej rozbawionym towarzystwem, a obok nas, równie jak my onieśmieleni, Maria i Lech" - opisuje. Oboje wydawali się jej skromni i serdeczni, a Lech - "ciepły i jowialny". "Donek uprzedzał mnie, że z Lechem Kaczyńskim rozmowa będzie jednostronna, to znaczy, on będzie mówił, sypał anegdotami i tak rzeczywiście było. Ale robił to z wdziękiem i poczuciem humoru. Chwilami śmialiśmy się do łez" - czytamy.
Przykre rozczarowanie w tych relacjach nadeszło jednak w 2005 r., podczas kampanii prezydenckiej. Podczas gdy państwo Kaczyńscy uśmiechali się do niej i męża przy okazji każdego spotkania, za plecami Tusków cynicznie spreparowano aferę z dziadkiem z Wehrmachtu. Poczuli się wtedy zaszczuci, to była pierwsza tak ostra kampania. To wówczas Małgorzata uznała, że o żadnej współpracy między PO i PiS nie może być mowy. "Z ludźmi, którzy przekraczają granice przyzwoitości, a tak traktowałam każdy atak na rodzinę i życie prywatne konkurenta w wyborach, nie powinno się tworzyć politycznej wspólnoty" - stwierdza. Przestrzegała przed takim ruchem męża, czując, że układy czy umowy z ludźmi bezwzględnymi w drodze do władzy to wielkie ryzyko, wręcz samozniszczenie. Że będą próbowali zniszczyć jego i Platformę.
"Ten Donek to jest jednak głupi" Małgorzata Tusk powraca do początków swojego związku z mężem. "Donka", jak o nim mówi, poznała na objeździe naukowym (oboje studiowali historię) pod koniec drugiego roku studiów. Usiadła obok niego w autokarze. "Wtedy po raz pierwszy wzbudził moje zainteresowanie. Spojrzałam na niego, na te jego jasne loki, które mu się zawsze wiły nad czołem, na wydatny nos, i zaczęliśmy jakoś niemrawo rozmawiać. Był trochę onieśmielony, nie bardzo mu szła ta rozmowa, więc szybko dałam sobie spokój i resztę drogi przespałam" - opisuje.
Po wyjeździe spędzili noc i cały następny dzień u kolegi, który miał duży dom w Gdańsku-Osowej. Tam zaczęli dłużej rozmawiać. "Pamiętam, że rozmawialiśmy na jakiś temat, próbował mnie chyba podrywać, ale ja wtedy wyszłam z pokoju i w korytarzu powiedziałam do mojej koleżanki Molki: - Wiesz co, ten Donek to jest jednak głupi. Potem przyznał się, że stał obok, wszystko słyszał i potwornie go to ubodło" - zdradza. (....)
"Właściwie nie wychodziliśmy z pokoju" Jak ujawnia Małgorzata Tusk, pewnie by zapomniała o tamtym wieczorze, gdyby jej przyszły mąż "nie gapił się na nią tymi swoimi wyłupiastymi oczami przy każdej okazji". (....) Byliśmy głównymi bohaterami na całym uniwersytecie. Wszyscy nas pokazywali palcami. Jedni się dziwili, dlaczego on jest ze mną, inni - dlaczego ja z nim. Jakieś koleżanki mówiły mi, że Tusk jest koszmarny, a jemu, że ja jestem beznadziejna" - pisze w swojej autobiografii Małgorzata Tusk.
Żona zwraca się do niego "mój ptaszku" Młodzi wzięli ślub cywilny, bo tak było najłatwiej. Jak zdradza Małgorzata Tusk do urzędu spóźnili się godzinę, bo zapomniała zabrać dowód osobisty i musiała wracać do domu. Czterdzieści osób czekało, aż w końcu rozpocznie się uroczystość. Była sobota, padał ulewny deszcz. Po ślubie zamieszkali u matki przyszłego premiera w pokoju, który miał dwa metry szerokości i trzy długości. Bez okna i bez drzwi, z kolorową zasłonką jako ścianką oddzielającą go od pokoju teściowej. Na ślub przed ołtarzem zdecydowali się dopiero 25 lat później, po śmierci papieża Jana Pawła II, a swój udział miała w tym... Zyta Gilowska. Jak ujawnia Małgorzata Tusk, ówczesna najbliższa współpracowniczka Tuska przez wiele tygodni pracowała nad jego "duszą": "Mówiła, że skoro oboje jesteśmy katolikami, to powinniśmy wreszcie wziąć ślub kościelny; dyskutowali zawzięcie o religii całymi godzinami". "Oboje przeżyliśmy to bardzo mocno, byliśmy bardziej wzruszeni niż ćwierć wieku wcześniej, kiedy braliśmy ślub kościelny" - pisze żona premiera. Zdradza, że mąż zawsze mówił do niej "Gosik" albo "myszko", i mówi tak do dzisiaj. Ona do niego mówiła "aniołku", "Donku" albo "ptaszku", ale, jak stwierdza, jest już na to nieco za stary, więc mówi "kochanie".
"Zakochałam się, tak po prostu, nie wiadomo kiedy" W swojej autobiografii Małgorzata Tusk zdradza swoją największą tajemnicę - trzydzieści lat temu niemal zostawiła męża dla innego mężczyzny. "Znalazłam. Zakochałam się, tak po prostu, nie wiadomo kiedy. Znowu ktoś zwracał na mnie uwagę, znowu byłam dla kogoś ważniejsza niż otaczająca nas rzeczywistość. I było mi z tym dobrze: odnalazłam poczucie własnej wartości, samotność przestała dokuczać, a co najcenniejsze, nie czułam się już tak zdominowana przez męża i jego świat" - wspomina. Jak pisze, wszyscy znajomi wiedzieli, co się dzieje, poza jej mężem: "Nawet wtedy, kiedy jego przyjaciel zwrócił mu uwagę już całkiem wprost, jak tamten mężczyzna i ja na siebie patrzymy, że widziano nas razem na ulicy. Donek zaśmiał się tylko: - Stary, ty nie masz pojęcia, jak my się kochamy. Świata poza sobą nie widzimy. Wszystko jest super. Inny facet - wykluczone!". Dlatego mało nie odszedł od zmysłów, kiedy się dowiedział. A dowiedział się od żony. "Pewnego dnia oznajmiłam mu bez większych emocji: - Odchodzę, dlatego, że się zakochałam. Wyprowadzam się za tydzień. Nie chcę z tobą żyć. To koniec. Najpierw poczuł się potwornie urażony. - W takiej sytuacji to jest rzeczywiście koniec wszystkiego. I wybiegł z domu" - relacjonuje.
"Co za gnojek! Całe życie mi spieprzył" "Wrócił na drugi dzień, podświadomie cały czas przekonany, że to jednak nie jest prawda. Że wystarczy, że zawalczy, i ja zostanę. Ale ja już podjęłam decyzję" - czytamy w "Między nami". Próbował żonę przekonać, by z nim została na wszystkie możliwe sposoby: awanturą, błaganiem, klęczeniem, płaczem i krzykami, ale ona była niewzruszona. Zbliżało się Boże Narodzenie i ich synek marudził, więc Małgorzata Tusk rzuciła: - Poszedłbyś z nim na spacer, na sanki. Gdybyś tylko umiał je załatwić. A potem nagle coś ją podkusiło i dodała: - No dobra, jak zdobędziesz te sanki, zostanę z tobą. Następnego dnia, na dzień przed jej wyprowadzką, Tusk stanął w drzwiach z sankami w rękach, a na jego twarzy malowało się bezgraniczne szczęście. Powiedział triumfalnie: - Mam sanki, zostajesz. "A ja nawet przez chwilę nie sądziłam, że on to weźmie na serio i że w konsekwencji wyjdzie z tego tak okrutna drwina. - No, tak... Ale... Donek, ja przecież żartowałam. Zamarł" - opowiada. Mąż bardzo stracił w jej oczach: "Co za gnojek. Co on ze mną robi. Całe życie mi spieprzył. Ja sobie układam przyszłość w kolorowych barwach, a on znowu mi się tu pakuje. Przez okno widziałam, jak siedział na zaśnieżonej ławce z tymi sankami. Przez trzy ostatnie noce spał u kolegi, ale w dzień albo tkwił na naszym korytarzu, albo na tej ławce. Pilnował mnie. Pomyślałam, że on mnie mocno trzyma przy sobie. Śnieg padał, zrobiło się ciemno, ale wciąż go widziałam przez okno w świetle latarni. Mijały godziny, a ja coraz bardziej czułam, że te święta i wszystkie następne spędzimy jednak razem" - pisze żona premiera.
"Nie traktowałam zbyt serio jego działalności, dla draki był gotów na wiele" (....) Wspomina jak w maju 1980 r. razem z mężem dostarczyła tajną przesyłkę Antoniemu Macierewiczowi. "Znaleźliśmy na mapie adres i podjechaliśmy pod blok, w którym mieszkał. Zrobiliśmy dwa okrążenia, żeby sprawdzić, czy nie ma niczego podejrzanego, i Donek z siatką pełną pism wjechał na górę. Ja zostałam na ławce. Dla mnie Macierewicz był wtedy 'kimś', bo zajmował się ustrojem politycznym państwa Inków. Czytałam jego publikacje w 'Etnografii Polskiej', mówiono nawet, że nauczył się języka keczua" - zdradza. Drugi raz zetknęli się trzydzieści lat później, kiedy Donald Tusk był już premierem, a Macierewicz zadzwonił na telefon stacjonarny willi na Parkowej, chcąc rozmawiać z... premierem Kaczyńskim. Porozmawiali dłuższą chwilę, pogratulowała mu jego publikacji naukowych i wyznała, że była jego fanką jako historyka państwa Inków. Na co Macierewicz odpowiedział, że bardzo zazdrości Tuskom wyprawy do Peru.
Małgorzata Tusk opisuje różne prace, które Tusk podejmował, by utrzymać rodzinę w stanie wojennym. (.......) "Nie mogłam się nadziwić, jak Donek dawał sobie radę, bo nigdy nie był 'złotą rączką'" - wspomina Małgorzata Tusk. Wrócił z zarobionymi tysiącami dolarów, pięknymi swetrami dla dzieci, zabawkami, spryskiwaczem do szyb, kolorowymi spinaczami, samoprzylepnymi karteczkami, a nawet workiem pełnym... torebek reklamówek, dość zużytych, z których, nie wiedzieć czemu, był szczególnie zadowolony. Ze złamaną nogą został w domu, a żona poszła się bawić. Żona premiera opisuje liczne wypadki, jakim ulegał jej mąż podczas gry w piłkę. (......) "Przez moment byłam nawet z niego dumna" (......)
Fragmenty autobiografii Małgorzaty Tusk "Między nami" publikujemy dzięki uprzejmości wydawnictwa "Znak".
Internauci:
trzeba tę romantyczną historię sfilmować, koniecznie!! ~borys
Po przeczytaniu tej autobiografii , doszlam do wniosku , ze Donek to fajtlapa zyciowy. ~tyle
Jak by nie patyrzeć ale Donek zmarnował 6 lat i Polske sprowadził na drogę bankructwa i korupcji. Również Donek niestety ale jest odpowiedzialny za Smoleńsk. Nie wiemy tylko czy pośrednio czy bezposrednio. Ale po zdjeciu z Putinem raczej bezposrednio on odpowiada za katastrofę ~obywatel
____________________________________ Videtur et hoc mihi Platforninem non debere esse Poza tym uważam że Platformę należy zniszczyć /Katon starszy/
06 lis 2013, 21:49
Re: Polityka i politycy
Mało mnie obchodzi czy Mazowiecki powiedział „gruba kreska”, bo wiem ile grubą kreską uczynił posted by MatkaKurka on czw., 07.11.2013 - 18:00
Parę godzin po śmierci Tadeusza Mazowieckiego, czyli w najlepszym możliwym dla nekro - cenzury czasie, Adam Michnik i jego redaktorzy wystrugali bejsbola z nie istniejącej jeszcze trumny I Premiera II PRL. Na top strony trafił artykulik, który miał wytłumaczyć „co naprawdę powiedział Tadeusz Mazowiecki”. Redaktor zatrudniony na umowę zlecenie wyjaśnił kurczącym się czytelnikom GW, że Mazowiecki mówił o „grubej linii”, nie o kresce, a kiedy to mówił miał na myśli odpowiedzialność własnego rządu za przyszłe działania, nie zaś brak rozliczenia zbrodniarzy z przeszłości. Zabieg propagandowy tak błyskotliwy, jak na GW przystało. Żeby nie wchodzić w naukowe terminy i techniki retoryczne, nazwę rzecz po imieniu „pieprzenie kotka za pomocą młotka” albo bardziej dyplomatycznie „odwracanie uwagi”. Nie ma najmniejszego znaczenia, co Mazowiecki powiedział i co miał na myśli w czasie słynnego expose, interpretowanie kresek i linii służy tylko i wyłącznie zacieraniu istoty rzeczy. Dla mnie Mazowiecki mógł użyć linii, kreski albo szlaczka i mieć na myśli doświadczenia z czasów szkoły podstawowej, istotne jest, że Mazowiecki jako jeden z pierwszych od początku, aż do końca robił wszystko, żeby w Polsce utrzymała się amnestia dla bandytów PRL, żeby kapusie esbeccy i sami esbecy byli establishmentem, „elitą” i przewodnią siłą, a nie marginesem narodu. Mazowiecki tak samo jak Michnik gnoił ludzi domagających się uczciwej lustracji i rozliczenia z przeszłością, które było warunkiem nowego uczciwego budowania wolnego kraju, gdzie awansują ludzie według klucza kompetencji, nie według dawnych „zasług” i szantaży posyłanych ubezwłasnowolnionym politykom.
Mazowiecki zakonserwował i na lata immunizował „człowieka honoru” oraz ruskiego generała Wolskiego, zrobił to nim Michnik się odezwał. Mazowiecki był nawet bardziej poddany peerelowskim bandytom niż sam Michnik, wszak po słynnym artykule „Wasz prezydent nasz premier” to właśnie pan „siła spokoju” sprowadzał redaktora na ziemię i kładł uszy po sobie. Za czasów Mazowieckiego Michnik buszował w archiwach esbeckich, Kiszczak do woli palił teczki, Kozłowski wyciszał wszystkie skandale. Kreskę i linię można Mazowieckiemu wymazywać lub dorysowywać, intencje skrywać albo przekłamywać, ale zasług Mazowieckiemu nikt nie odbierze. Przejdzie I Premier II PRL do historii jako wierny sługa esbeckiego porządku, jako funkcjonariusz postkomunistycznej rzeczywistości, której całym swoim życiem w ostatnim dwudziestoleciu ze wszystkich sił bronił. Nie było od roku 1989 do roku 2013 najmniejszego epizodu w życiu Mazowieckiego, który zaprzeczyłby jego firmowej postawie, człowieka ślepego i głuchego na zbrodnie przeszłości, człowieka godzącego się z patologiami życia w PRL II. Rozbiory zdań i wszelka inna karkołomna gramatyka polityki Mazowieckiego niczego w jego życiorysie nie zmienią. Gruba kreska nie jest symbolem wypowiedzianych słów, ale jest symbolem dokonań Mazowieckiego. Gdy używam grubej kreski w mowie i piśmie nie myślę o użytych środkach stylistycznych o dokładnym cytacie z wypowiedzi Mazowieckiego, ale podsumowuję czyny I Premiera II PRL.
Tadeusz Mazowiecki był ojcem chrzestnym grubej kreski, troszczył się o swoje dziecko, jak o żadne inne i po śmierci nie osierocił. Mazowiecki przetrwa wieki jako twórca i obrońca zgniłego ustroju politycznego, promującego bandytów z PRL i niszczącego przeciwników ruskich generałów. On odszedł, ale jego „dzieło” pozostało i jeszcze długo będziemy się zmagać z unicestwieniem, wyplenieniem tego wszystkiego, co symbolizuje „gruba kreska”. Mazowiecki pozostawił po sobie moralny i społeczny nieład, mętną wodę, w której brzuchami do góry dryfuje cnota, a degrengolada ma żerowisko. Nie umiem powiedzieć, czy Mazowiecki był zbyt tchórzliwy, aby sprzeciwić się silniejszym od siebie, czy był cynicznym konformistą, ale jedno jest pewne, że służył najgorszej sprawie. Służył wiernie, po grób i na grobie jego wierność się nie skończyła. Dziś grób Mazowieckiego służy jego następcom jako broń do ucinania języków i łbów, każdemu krytykowi i wrogowi mętnej wody, która zalewa Polskę od 20 lat i tworzy bagno. Tak zapamiętam grubą kreskę i na zawsze będzie mi się kojarzyć z Tadeuszem Mazowieckim żywym i umarłym.
Macierewicz odpowiada Michnikowi: "W mojej rodzinie nie było ludzi, którzy mordowali polskich patriotów, czy zdradzali na rzecz Sowietów"
wPolityce.pl: Stał się pan bohaterem ostatniego programu Tomasza Lisa, w którym Adam Michnik mówił, że pana zaangażowanie w walkę o "prawdziwą Polskę" wynika z rodzinnej tragedii i zamordowania pana ojca przez komunistów. Michnik tłumaczył również, że był pan radykalnym lewicowcem, zwolennikiem Che Guevary, a obecnie nie może zrozumieć pańskiej postawy ws. smoleńskiej. "Ja myślę , że jest to taki syndrom jak w latach stalinizmu, kiedy ludzie tak uwierzyli w te wszystkie brednie, które mu towarzyszyły" - mówił o pańskiej aktywności w zespole parlamentarnym. Jak Pan ocenia te słowa?
Antoni Macierewicz: Mój ojciec został zamordowany przez komunistów, gdy miałem 10 miesięcy, więc moja lewicowość trwała krótko i dotyczyła młodego wieku, jeśli miała się zakończyć pod wpływem traumy rodzinnej. Nie chcę odpłacać Adamowi Michnikowi pięknym za nadobne. Mam wrażenie, że Pan Michnik goni w piętkę. Jeśli już porusza on kwestie uwarunkowań rodzinnych i zastanawia się, jak one wpływają na postawy ludzkie, to wskazuję, że w mojej rodzinie wszyscy byli patriotami, którzy ginęli za Polskę i ojczyznę. Nie było wśród nich ludzi, którzy mordowali polskich patriotów, ani takich, którzy zdradzali ojczyznę na rzecz Sowietów.
Takie teksty o panu widzimy i słyszymy nie od dziś. Jest pan na celowniku od lat. Jaki jest cel tego typu wypowiedzi, jak wystąpienie Michnika w telewizji publicznej?
Traktuję to, jako obłudną, sformułowaną w obłudnych słowach przesłankę do ataków na mnie. Adam Michnik tezę, iż moje antykomunistyczne poglądy i zaangażowanie jest wynikiem osobistych przeżyć, a nie stosunku do komunizmu i jego obiektywnej oceny, formułuje od dawna, przynajmniej od lat 70. Michnik już wtedy upowszechniał takie opinie wśród opozycji. Starał się przedstawić mnie, jak osobę, która ze względów osobistych i rodzinnych działa przeciw komunizmowi. To miało pokazać, że moja aktywność nie wynika z przemyślanej decyzji, ugruntowanej względami patriotycznymi, nie wynika z rozeznania racji stanu i polskich interesów narodowych. Jednak ta teza to jest takie samo kłamstwo, jak mówienie o moich związkach z Che Guevarą.
Nie był pan zafascynowany tą postacią?
Takie fałszywe plotki doprowadziły nawet do tego, że jeden z byłych opozycjonistów twierdził, że otrzymałem nagrodę od kubańskiej akademii nauk za pracę na temat Che Guevary. Tymczasem ja pisałem pracę na temat: "Hierarchia władzy a struktura własności ziemskiej w Tawantinsuyu w pierwszej połowie XVI w." Te historie są więc zabawne. Adam Michnik powtarza takie kłamstwa od kilkudziesięciu lat i korzystając z możliwości medialnych powtarza to także "michnikowy szmatławiec" i wszystkie przychylne jej media. To ma mnie stygmatyzować i pokazać, że jedynie ze względów osobistych przeżyć byłem zaangażowany w walce z reżimem komunistycznym. Przedstawiano je jako osobistą wendettę, a nie polską rację stanu. Do tego mamy próbę przedstawienia mnie, jako lewicowca, który zmienił poglądy po tragedii rodzinnej. Powtarzam jednak, że mój ojciec został zamordowany, gdy miałem 10 miesięcy. To wskazuje, że lewicowcem długo nie byłem.
Adam Michnik przyznał w czasie programu, że jest pan "niebanalny, wykształcony, sprawny intelektualnie, odważny"...
No naprawdę, tego się nie spodziewałem. Taki obiektywizm w wykonaniu Adama Michnika. Uznał, że jestem wykształcony. Naprawdę łaska pańska...
Jednak to znów staje się być przytaczane jedynie po, by zaatakować pana za sprawę smoleńską. Michnik mówi bowiem, że "nie może uwierzyć w pański kompletny cynizm", ale również nie jest w stanie "uwierzyć w ten trotyl, sztuczne mgły, androny nonsensy". Kwituje swoją wypowiedź stwierdzając, że "to taki syndrom jak w latach stalinizmu, kiedy ludzie tak uwierzyli w te wszystkie brednie, które mu towarzyszyły".
Kwestia wiary w sprawie Smoleńska nie ma żadnego znaczenia. Sprawa katastrofy to sprawa badań i dowodów. Materiał dowodowy pokazujący, że do tragedii doszło na skutek eksplozji, jest przekonujący i jednoznaczny. Naukowcy nie mają w tej sprawie żadnych wątpliwości. To jest efekt pracy wielu naukowców, również - a może przede wszystkim - ekspertów współpracujących z zespołem parlamentarnym. Pamiętajmy, że w czasie I Konferencji Smoleńskiej niezależnych naukowców prelegenci nie formułowali w tak jednoznaczny sposób tezy o eksplozji jako przyczynie katastrofy. Na II Konferencji Smoleńskiej niezależnych naukowców wykładowcy kończyli swoje wystąpienia wnioskami, że na pokładzie tupolewa doszło do eksplozji. Tak mówili eksperci od chemii, dynamiki, aerodynamiki, wytrzymałości materiału itd. Ci ludzie nie robili i nie mówili tak, ponieważ tak wierzą. Tak mówi materiał dowodowy. Zespół parlamentarny w tej materii również nie zajmuje się odczuciami, czy wierzeniami, ale materiałem dowodowym. Nigdy nie formułujemy publicznie poglądów, które nie mają oparcia w materiale dowodowym. Występujemy publicznie z pewną tezą, gdy ma ona silne i wiarygodne podstawy dowodowe. Być może natomiast Adam Michnik opiera swoje sądy i działanie na intuicjach, poglądach politycznych i uwarunkowaniach osobistych. My tego nie robimy, my się kierujemy nauką.
Czy Adam Michnik albo Tomasz Lis są w pana ocenie w stanie zacząć prezentować inną postawę ws. smoleńskiej? Takich ludzi można przekonać?
Nie chcę się odwoływać do pana Lisa, nie znam go. On wydaję mi się być propagandystą, który nie ma w ogóle poglądów. W mojej ocenie on wykonuje jedynie zawód propagandysty i to często w sposób brudny. Dowiódł tego wielokrotnie redagując swoje pismo. To jest człowiek, który zajmuje się brudną propagandą. Natomiast Adam Michnik działa w ramach pewnego zamierzenia politycznego. Wszystkie jego argumenty, wystąpienia, stanowiska mają za podłoże pogląd i działanie polityczne. Ono jest nastawione na utrzymanie władzy politycznej, gospodarczej nad Polską grupy, do której należy Michnik i którą on reprezentuje. Pod tym względem on się nie zmienił, zawsze taką osobą był. I jest. On zmienia sojuszników, ale nie zmienia celu. Czy on może zmienić zdanie? Sądzę, że zmieni je, gdy zrozumie, że nie ma żadnych szans politycznych z głoszeniem obecnych poglądów. I wtedy zmieni zdanie, jak w sprawie Kościoła, czy niepodległości Polski. Michnik zawsze zmieniał zdanie, gdy było to z jego punktu widzenia korzystne politycznie. Argumentacja nie jest tu najważniejsza. Gdy trzeba jest on w stanie dostosować się do nowych wymagań. I sądzę, że w sprawie smoleńskiej również tak może być.
„Jak ja widzę Niesiołowskiego, to mi się flaki przewracają. Gdyby powiększyć nutrię i postawić ją na tylnych łapach, wyglądałaby jak ten poseł”. Kto to powiedział?
Uważam, że PO to twór sztuczny i pełen hipokryzji. Oni nie mają właściwie żadnego programu. Nie wyrażają w żadnej trudnej sprawie zdania. Ugrupowanie programowo nieokreślone i celowo unikające zabierania głosu we wszystkich ważnych kwestiach społecznych, ekonomicznych i politycznych – lecz za to dające popisy hipokryzji i cynizmu, dość skutecznie żerujące na znanych fobiach, ignorancji i naiwnej wierze ludzi zniechęconych do polityki.
Platforma jest przede wszystkim wielką mistyfikacją. W istocie jest takim świecącym pudełkiem. Mamy do czynienia z elegancko opakowaną recydywą tymińszczyzny lub nowym wydaniem Polskiej Partii Przyjaciół Piwa, której kilku liderów znakomicie się odnalazło w PO. Liberałowie udowodnili, że nie mają żadnych, najmniejszych kwalifikacji ekonomicznych, nie mogą obejmować resortów ekonomicznych, bo zrujnują kraj.
PO najprawdopodobniej skończy tak jak wszystkie ruchy, które spaja jedynie cynizm, hipokryzja i konformizm. Liderzy PO już zaczynają napotykać trudności z przekonaniem wyborców do szczerości intencji swych polityków – dobrze przecież znanych, i to nie zawsze z najlepszej strony. Teraz owi politycy nagle zapewniają, że stali się inni, uczciwsi, bardziej autentyczni i bardziej prawdomówni niż wszyscy pozostali.
Typowym fanatykiem nienawiści i agresji jest Stefan Niesiołowski, aczkolwiek niewątpliwie inteligentny. Reprezentuje rodzaj fanatyzmu, którym się najbardziej brzydzę, ponieważ pod pozorami troski o człowieka, o wolność, o demokrację, lansuje twardą antypolską opcję polityczną. Jak ja widzę Stefana Niesiołowskiego, to mi się flaki przewracają. Niesiołowscy są źródłem wszelkiego zła. Niesiołowski zachowuje się jak Komunistyczna Partia Polski, która przed laty mówiła: Ani grosza podatków sanacyjnemu rządowi. Nienawiść zalewa mu mózg.
Stefan Niesiołowski potrzebuje kuracji, która doprowadzi jego system nerwowy do porządku. Pytanie, czy to chwilowa zapaść, nerwica czy trwałe uszkodzenie, które wcześniej czy później skończy na komisji lekarskiej. Niesiołowski jest problemem dla zdrowego rozsądku. Wprowadza czynnik irracjonalny do polityki. Słowo ćwok wypełnia mniej więcej desygnat tego zachowania. Demagogia, kłamstwo, populizm, obłuda, bezczelność, arogancja – to jego cechy. Przypomina złodzieja, którego złapali z ręką w cudzej marynarce i twierdzi, że to nie jego ręka. Cokolwiek, do czego przyłoży rękę Niesiołowski, kończy się źle. Pan Bóg, najwyraźniej chcąc ukarać Niesiołowskiego, odbiera mu rozum.
Niesiołowski to postać kabaretowa. Poseł Stefan Niesiołowski to palant. Myślę, że słowo palant to w stosunku do posła Niesiołowskiego bardzo łagodne określenie. Z tym swoim charakterystycznym wyrazem twarzy, nazwijmy to – umiarkowanie bystrym. Gdyby powiększyć nutrię i postawić ją na tylnych łapach, wyglądałaby jak ten poseł. W jego głowinie rodzą się pomysły, które świadczą o tym, że ta głowina wyraźnie nie radzi sobie z sytuacją. Jest to zachowanie planktonu w wysychającej kałuży. Jest to po prostu nikczemny dureń i ten nikczemny dureń nie może być posłem polskiego Sejmu.
Pan Stefan Niesiołowski jest politycznym trupem, a ja w prosektorium nie pracuję. Pan Niesiołowski powinien złożyć mandat, pójść na emeryturę i pisać wspomnienia. Proponuję tytuł: „Jak niszczyłem demokrację w Polsce”. W każdym polskim większym mieście powinien być pomnik Stefana Niesiołowskiego, najlepiej na koniu. Ażeby dodać mu pewnego dostojeństwa, to w ręku powinien mieć teczkę z papierami.
Zdania w trzech pierwszych akapitach tego tekstu są cytatami ze Stefana Niesiołowskiego bez żadnych zmian, tyle że czasem zestawionymi w innej kolejności niż w oryginale. W pozostałych akapitach, skompilowanych z różnych wypowiedzi, tam, gdzie pojawia się nazwisko Niesiołowski w oryginale występowały osoby, które w tak uprzejmy, wyważony i kulturalny sposób charakteryzował właśnie Stefan Niesiołowski. W jednym wypadku ze względów logicznych zmieniono słowa „minister” na „poseł”, a „rząd” na „Sejm”.
Kłopotek uśmiechnięty i nieprzejęty groźbami wyrzucenia go z PSL: "Co będzie, to będzie. Milicja też była obywatelska..."
Po dzisiejszym głosowaniu w sprawie sześciolatków losy Eugeniusza Kłopotka oraz Andrzeja Dąbrowskiego z PSL - zawisły na włosku. Polityk - konsekwentnie i zgodnie z wcześniejszymi deklaracjami, ale wbrew klubowej dyscyplinie poparł wniosek obywatelski i zagłosował za przeprowadzeniem ogólnopolskiego referendum.
A to może kosztować go nawet utratę miejsca w rodzimym klubie. Jednak w kilkanaście minut po głosowaniu, na sejmowych schodach Kłopotek– demonstrował wiarę w wyrozumiałość kolegów.
wPolityce: Boi się pan konsekwencji swojej niesubordynacji? Spodziewa się pan kary?
Eugeniusz Kłopotek: Oczywiście są kary klubowe - od upomnienia, przez naganę aż do usunięcia z klubu. Jestem na to przygotowany.
Były zapowiedzi, że za złamanie dyscypliny w tej sprawie grozi ta najwyższa.
Niezbadane są wyroki kolegów, ale nie sądzę, ażeby aż tak drastyczna kara jak wyrzucenie z klubu miała mnie spotkać.
Wniosek o pana wyrzucenie ma być rozpatrywany na posiedzeniu klubu tuż po głosowaniach...
Trudno. Co będzie to będzie
Premier Donald Tusk powiedział, że nie ma do pana zaufania. Do PSL-u ma, ale do pana – nie. Co pan na to?
Jego problem. Nie mój.
- powiedział Eugeniusz Kłopotek, z uśmiechem i wrócił na drugą turę głosowań.
A na Twitterze dodał:
Posłem się bywa, a człowiekiem się jest! Niektórzy posłowie postanowili zostać maszynkami do głosowania. A milicja też była "obywatelska"!
Oprócz niego klubową dyscyplinę w klubie PSL złamał jeszcze Andrzej Dąbrowski. O ich losach będziemy informować.
W pierwszej kolejności chuligani, a potem organizatorzy i ci, którzy politycznie wspierają środowiska radykalne – to zdaniem Bronisława Komorowskiego winni zajść 11 listopada w Warszawie. – Nie bez winy jest także prawo polskie – powiedział prezydent na antenie TVN24. Jak podkreślił Komorowski, nie bez winy są również ci, którzy politycznie popierali radykalne środowiska, chociaż obecnie się od tego odcinają.
Internauci ocenili Komorowskiego i rząd Tuska.
Hehehe blisko sto tysięcy patriotycznek mlodziezy przyjechało na Marsz Niepodległości by zapytać Komorowskiego i Tuska dlaczego musza zyć jak dziady i nędzarze i czemu będą w tej biedzie egzystować i ją utrwalać hehehe. Niestety większość młodych nie ma dzisiaj szans na takie warunki życia jakie miał za Gierka prosty robotnik Lech Wałęsa i rówieśnicy. Z wypłaty utrzymywał niepracującą żonę wychowującą dzieci, starczyło też na niezły samochód a mieszkanie w blokach dostał szybko i darmo. Tak mieli robole za Gierka, co opisał Wałęsa w książce "droga nadziei"w rozdziale "stogi". A jak macie dzisiaj? Ile zarabiacie? Gdzie wasze mieszkania? Gdzie rodziny? Myśmy mieli wszystko co potrzebne do życia a was czeka marna wegetacja , tak macie za Tuska i kolesi czeka was zycie nedzarzy bez nadziei i perspektyw albo ucieczka z kraju i dola uchodżców o to się postarali wasi rodzice niszcząc PRL i to jest prawda z którą nie można dyskutować z staliniec55
Szanowny Panie Prezydencie, za 11-listopadowe zamieszki, tegoroczne, zeszłoroczne i przyszłoroczne (i te za dwa lata również) odpowiadają wszystkie (nie)rządy panujące w naszym kraju od 1989 roku. Historia jednoznacznie wykazała, że tego typu zamieszki występują tylko i wyłącznie w państwach w których obywatele są pozbawieni możliwości pracy, uczciwego dorabiania się i rozwoju. Jeśli obywatel czuje, że własne państwo go nie okrada, nie miesza się w jego prywatne sprawy, nie posyła jego malutkiego dziecka do szkoły, jeśli obywatel czuje, że w państwie w którym żyje ma szansę rozwinąć skrzydła, dorobić się i wykształcić dzieci to ręczę Panu Prezydentowi, że taki obywatel nigdy nie wyjdzie na ulicę rzucać kamieniami. Jeśli ludzie wychodzą i rozrabiają to znaczy, że mają dosyć, są upodleni i zdesperowani i JUŻ IM NIE ZALEŻY! Polacy mają serdecznie dosyć UE, Globalnego Ocieplenia, Smoleńska, in vitro, feministek, parytetów, związków partnerskich, Okultystów z Watykanu, eco wariactwa, fotoradarów, parad równości i reszty całego tego szaleństwa! Albo ta parodia życia codziennego się skończy albo w Polsce (i Europie) zacznie pachnieć wojna domową. Ostatni Białas
Ze smutkiem konstatuję że Pan pRezydent ma RACJĘ. Z jednym tylko nie mogę się zgodzić. W Marszu Niepodległości zorganizowanym przez środowiska związane z Ruchem Narodowym wzięło udział ponad 100 000 POLAKÓW, a wg jednej z wypowiedzi ministra Sienkiewicza nawet ok. 200 000 z Warszawy i całej Polski. Była to, jak dotąd największa manifestacja polskiego patriotyzmu i szacunku dla Niepodległej Polski a jej uczestnicy mają swój rozum i nie sądzę aby na ten marsz przyszli pod wpływem "demagogii" organizatorów. Ci którzy wykorzystali ten marsz do zwykłych rozrób i podszywając się pod manifestantów są godni największego potępienia i surowych, niezwłocznych kar, za swoją głupotę i szkodzenie Ruchowi Narodowemu. marco.kon.
W pierwszej kolejności winę za zamieszki ponosi żydowska władza, która doprowadza do ostateczności POLAKÓW, których na każdym kroku wykorzystuje się (podnoszenie podatków, wzrost cen, brak opieki medycznej itd., itp). Pamietajcie żydy. Kazimierz Wielki dał Wam 7 wieków legalnego pobytu na ziemiach polskich. Wiecie który to był rok? Jeśli nie, to poczytajcie w POLSKICH książkach historycznych, a dowiecie się, że czas was minie przed 2050 rokiem. Może nie ja. Ale następne pokolenie będzie żyło w swojej POLSCE, bez żydów. DR
A czy te grubasy ze zdjęcia poobwieszne kotylionami nie widzą winy w sobie? Jak ma sie brzuch pełny to i trudno zrozumieć człowieka który ledwie wiąże koniec z końcem. A miała być drug japonia, irlandia czy inna zielona wyspa. Tymczasem w wielu rankingach gospodarczych i społecznych sąsiadujemy z panstwami afrykańskimi. Może stąd rodzą sie napięcia społeczne panie Komorowski. zwiń ~głos rozsądku
Panie Komorowski, a może by tak uderzyć się we własne piersi i odpowiedzieć sobie co zrobiłem aby nie dzielić i jątrzyć a zachęcić tych młodych ludzi do świętowania wspólnego.Woli Pan na pokaz maszerować z darmozjadami których Pan zatrudnia w pałacu i z pochlebcami którym wypada iść z Panem, reszta społeczeństwa ma się cieszyć z tego że pracuje za minimalną płacę. To jest wasza uczciwość.W jakim kraju przyszło nam żyć, dla Pana straty wynikłe przez zadymiarzy w wysokości 120 000 zł to horrendalna kwota, a miliony premii wypłacane kolesiom to normalka.Czy Pan się słyszy co wygaduje. ~kowal
Jakie hasła panie Komorowski? Czy "Bóg Honor Ojczyzna" wzywają kogokolwiek do nienawiści, Czy nie są to słowa najmilsze sercu każdego Polaka? W trasie marszu nie znajdowała sie jakaś tam tęcza, czy ten squal wiec organizatorzy nie ponoszą winy. Wy politycy mówicie ze narodowcom powinno być wstyd za Marsz Niepodległości, a czy Wam nie jest wstyd za to co zrobiliście z Polską. Czy Donald Tusk nie powinien spalić sie ze wstydu za oszukanie 40 mln rodaków? ~sparta
Komorowski niech POdziękuje Tuskowi i Gronkiewicz Walz za marną prowokację w którą chcieli wciągnąć Kaczyńskiego a ten ich oboje wykolegował w ostatniej chwili i w POwską prowokację wpadł Artur Zawisza i jego ludzie z ONR oraz narodowi socjaliści.To że tam byli to też wina Tuska bo na wojnie PO-PIS po cichu zadłużył kraj w 6 lat 8 razy bardziej niż Gierek a gdy wychodzi bieda w kraju rodzi się faszyzm i wszystko co najgorsze bo bieda powoduje że narodowcy się odradzają.6 lat temu nikt nie słyszał o ONR ani o narodowych socjalistach to dzięki Tuskowi i tylko rządom Tuska skini wracają dziś na ulicę ze starą nową ideą "Polska tylko dla Polaków" reszta pod pałę. zwiń ~Saurus
Bezczelność prezydenta nie dziwi bo kto się spodziewał innej diagnozy w jego wykonaniu? Najzabawniejsze jest to, że choć wszyscy wskazują na winę policji i prowokatorów, to gajowy sprytnie oskarżył wszystkich innych i... prawo. No a prawo to wiadomo -przecież to nie wymysł jego czy p o . Zabawne co? Oczywiście owo sprytne zrzucenie odpowiedzialności to nie zasługa gajowego bo to sprytne pustosłowie w jego ustach to efekt pracy specjalistów od PR-u. Oczywiście winny jest też Kaczyński, bo to, że w Krakowie gdzie był osobiście nic się nie stało to dowód na jego knowania i tak długie ręce, że tymi pociągał za sznurki w stolicy. To on podpalił "tęczę". Znaczy podpala polskę (bo nie Polskę- dla niej jest nadzieją). Ciekawe tylko skąd takie długie ręce przy tak niskim wzroście i inteligencji Kaczyńskiego? Nielogiczne, dziwne? Nie szkodzi -łykaj lemingu te "prawdy" i propagandę. lis ci naleje tej brei po sam czubek głowy. Jeszcze cię utopi -więc naucz się zawczasu pływać ~Khamsin
No proszę- pan prezydent szybko wskazał winnych.A może uderzył by się we własne piersi?To jego ugrupowanie rzadzące Polską od lat sześciu jest winne tak olbrzymiemu bezrobociNu wśród młodych nie wspominając o tych co wyjeżdżają za granicę aby nigdy tu nie wrócic.Kwestią czasu jest że tą sytuację wykorzysta jakiś nowy następca Hitlera ale wtedy będzie za późno. andrzej0151
I wieczny dylemat: kto ma rację - Władza czy Naród?
Nie masz wystarczających uprawnień, aby zobaczyć pliki załączone do tego postu.
____________________________________ "Demokracja to cztery wilki i owca głosujące o obiedzie" R.A.Heinlein
14 lis 2013, 21:50
Re: Polityka i politycy
Ruska Buda przeprasza za spalenie polskiej budki.
1. Premier Tusk podejrzewa, że atak petardowy na polska ambasadę w Moskwie, został zaaranżowany. Podejrzliwy ten premier Tusk. Atak zaaranżowany... a kto go zaaranżował – może Putin? Oszołomstwo się premierowi udzieliło...
2. Nie wiem jakie to ma za znaczenie i czy to lepiej, czy gorzej dla ambasady i dla Polski, że atak petardowy był zaaranżowany, a nie przeprowadzony spontanicznie. W każdym razie Rosja za petardy nie przeprosiła, skazała tylko jakiegoś Wańkę Morozowa na 15 dni aresztu. Ma chłopak szczęście, że się urodził w Rosji. W Polsce dostałby za to samo na dzień dobry areszt na 3 miesiące, do sprawy, a potem by mu przez dwa lata przedłużali.
3. Proszę mi przypomnieć - może pamięć mi szwankuje – czy Rosja przeprosiła nas kiedykolwiek za cokolwiek? Raczej nie. Ani za Katyń, ani za Smoleńsk, ani za petardy. My zaś przepraszaliśmy Rosję wielokrotnie – za pasażerów z Dworca Centralnego (ograbionych przez rosyjską mafię), za kibiców na Euro, za spalenie budki. Polskiej zresztą budki, stojącej na polskiej ulicy.
Z Ruskiej Budy wystosowane zostały przeprosiny za spalenie polskiej budki...
Autor: Janusz Wojciechowski (polski polityk i prawnik, sędzia, były prezes Najwyższej Izby Kontroli, poseł na Sejm II kadencji, wicemarszałek IV kadencji Sejmu, od 2004 deputowany do Parlamentu Europejskiego) opublikowano: 15 listopada, 12:05 Źródło: http://www.januszwojciechowski.pl/
(Artykuł opublikowany za zgodą Autora).
____________________________________ Nie jesteś tym, kim myślisz, że jesteś - lecz tym, kim się stajesz, gdy myślisz kim jesteś.
19 lis 2013, 19:37
Re: Polityka i politycy
Daleko pada jabłko od jabłoni
Dziadek krzepił rodaków, prawnuk kompromituje...
____________________________________ Videtur et hoc mihi Platforninem non debere esse Poza tym uważam że Platformę należy zniszczyć /Katon starszy/
19 lis 2013, 23:30
Re: Polityka i politycy
Polityka i politycy Dzisiaj o polityku Donaldzie Franciszku Tusku. I jego poczuciu humoru.
Dowcipny Tusk wyłożył karty na stół, będzie walczył o utrzymanie w drugiej lidze
Wiele się nie pomyliłem w prognozach, do tego okazało się, nie pierwszy raz, że kontrowersje.net czytają wszystkie redakcje, kluby i ministerstwa, przekazem dnia był Nawałka i reprezentacja polityczna. Tak jest Szanowni Państwo, Tusk zbudował taką drużynę, że trzeba przeprosić Bogu ducha winnego bramkarza Dolcana Ząbki. Niemniej pierwszy raz od niepamiętnych czasów muszę Tuska pochwalić i to za dwie rzeczy naraz. Przede wszystkim za poczucie humoru, naturalne, niewymuszone. Donald zrobił sobie z rekonstrukcji jaja i opowiedział elektoratowi stary dowcip Pietrzaka, lekko skorygowany.
Gdy Pietrzak startował na prezydenta mówił: „głosujcie na mnie, lepiej nie będzie, ale śmieszniej na pewno”. Tusk mówi odrobinę inaczej: „przestaliście na mnie głosować, to wam powiem, że lepiej nie będzie, ale śmieszniej na pewno”. Puentą dowcipu opowiedzianego elektoratowi jest oczywiście Bartek Arłukowicz, ale o nim i całej reszcie za chwilkę.
Wcześniej druga rzecz, z którą Tuskowi należy się pochwała. Donald przestał kręcić i wreszcie powiedział wprost, mnie rządzenie nie interesuje, koniec zabawy, teraz trzeba wykonać trzyetapowy plan, który pozwoli zachować skromny kawałek podłogi. Aby tak się stało trzeba w punkcie pierwszym utrzymać premiera, czego nie udało się zrobić Millerowi, w punkcie drugim doczołgać się do końca kadencji jak Buzek, w punkcie trzecim powtórzyć wariant Kaczyńskiego i stworzyć absolutnie autorską partię, choćby kosztem zjazdu do 10% poparcia. Nie ironizuję, naprawdę jestem wdzięczny Tuskowi, że przestał się wygłupiać i położył karty na stół, głowa mnie boli nieludzko i nie mam ochoty na szarady. Zresztą czas najwyższy, nic innego rozbić się nie dało, żeby wyciągnąć asa z rękawów, trzeba mieć rękawy, a Tusk świeci gołym tyłkiem. Pozbierał blotki spod stołu i tak powstał nowy gabinet, któremu mimo wszystko warto się przyjrzeć pod kątem dowcipu i powagi.
No to jedziemy niekoniecznie po kolei, ale po całości. Szefowa MEN (Kluzik-Rostkowska), największa gwiazda gabinetu, którą wywróżyłem we wczorajszym wpisie. Ma dwie funkcje do spełnienia, podrzuci dewotkom od tęczy parytet, potrzeba było baby, w drugim rzędzie wypełni pustkę, gdyby się nie zgodziła, ministrem edukacji musiałby zostać Ligia Krajewska.
Minister sportu Andrzej Biernat jest mieszaniną poczucia humoru Tuska i jego otwartej gry, dał stołek miernocie za partyjną wycinkę. Biernat w nagrodę będzie budować partyjny kadłubek i jak się sprawdzi dostanie jedynkę w Łodzi.
Ministrem Nauki w rządzie Tuska może być każdy, to dlaczego nie Lena Kolarska-Bobińska.
W Ministerstwie Środowiska bez zmian, odszedł anonim, przyszedł anonim.
Maciej Szczurek w Ministerstwie Finansów robiłby za puentę dowcipu Tuska, gdyby nie Bartek Arłukowicz. Makler jako minister finansów wyznacza granice dowcipu, Donald jednak nie zdecydował się pójść na całość i nie zatrudnił Pitery, precyzyjnej księgowej potrafiącej policzyć każdą szprotkę w puszce. Ministerstwo Finansów nie potrzebuje ministra, scheda po Rostowskim zdecydowała o tym, że za jego biurkiem następca, co najwyżej ułoży sobie pasjansa, zagra w pokera online lub postawi kawałek pensji na giełdzie. Resztą zajmą się maklerzy z Londynu, Brukseli, Nowego Yorku.
Resortowy potwór, połączone Ministerstwo Rozwoju Regionalnego i Transportu złożyło się na najbardziej poważane dzieło Tuska. W transporcie siedzi CBA, za chwilę usiądzie prokuratura, ze wszystkich ministerstw największy bajzel kryminalny zaliczył Grabarczyk i potem Nowak. Trzeba było się ratować, nie ma Ministerstwa Transportu, nie ma korupcji, pomyślał sobie Donald i tak tez uczynił. Elżbieta Bieńkowska jest mistrzynią w wydawaniu unijnej kasy, która wymaga krajowego zadłużenia, podniesienie jej do rangi superministra i jednocześnie wicepremiera, chyba wyjaśnia wszelkie wątpliwości, jaki pomysł na Polskę ma Tusk.
Ministerstwo Administracji i Cyfryzacji, zabawka stworzona dla Boniego i przyszedł czas na prostą zamianę, kto się byczył w PE pójdzie do Cyfryzacji, kto się miotał w Cyfryzacji pójdzie a urlop do PE. Nowy minister nazywa się chyba Trzaska albo Trzaskowski, co rzecz jasna nie ma najmniejszego znaczenia dla Tuska i ministerstwa.
Zdecydowaną i jedyną sensacją w gabinecie Tuska pozostaje minister Bartek Arłukowicz, który pozostaje i ja się wcale nie popisałem kaleką składnią, tylko robię wstęp do puenty rekonstrukcyjnej. W Bartku Arłukowiczu zawiera się wszystko, co Tusk chciał przekazać nie swojemu narodowi. Pozostawienie jednego z największych pajaców w rządzie ilustruje zarówno poczucie humoru Tuska, jak i pokazuje wyłożone na stół karty. Nie będzie lepiej, będzie śmieszniej, bo trudno poszukać bardziej drażniącej Polaków czynności niż wizyty w szpitalach i ośrodkach zdrowia, które przeskoczyły wizyty w ZUS i skarbówce. Tusk powiedział Polakom, że nic się nie zmieni i tak jak jest, to jest śmiesznie. Pozwolił sobie na taki dowcip, ponieważ wcześniej oświadczył, że jego zadaniem jest dotrwać. Skąd niby Donald miałby wziąć ministra zdrowia? Niech będzie Arłukowicz, co to zmienia? Dobry minister, kojarzy się lewicowo doda paru wyborców, którym Miller zalatuje seksistą. I byłoby na tyle, ale jeszcze mam dosłownie parę dużych niespodzianek dla kolegi Donalda. Gawiedź się bawi raczej średnio, ale się bawi, tymczasem w Belwederze trwają przygotowania. Jeśli komuś się wydaje, że pan Bronek bez wąsa będzie się podniecał rekonstrukcją i zapomni o OFE, które szykuje na Donalda, to chyba nie zna pana Bronka lub nie wie, że pan Bronek nie może pozwolić Tuskowi na swobodne budowanie kadłubka. Kto będzie głosował na pana Bronka, jeśli dawne partyjne zaplecze skurczy się do 10%? OFE rekonstrukcją przykryć się nie da, w każdym razie nie panu Bronkowi. Jeszcze gorzej będzie przykryć wielką korupcję we wszystkich ministerstwach i nie tylko w ministerstwach. Za parę dni to będzie temat numer jeden i żadna likwidacja ministerstw nie pomoże. Teraz koniec.
PS Małe uzupełnienie do beczki śmiechu. Właśnie usłyszałem pana Rossatiego i on chyba odebrał puentę Arłukowiczowi. Tata znany z tego, że ma córkę, która wychodzi z lóżka kolejnych znanych narzeczonych, powiedział mniej więcej coś takiego. Tak, pani redaktor, mamy bardzo trudną sytuację, deficyt na granicy konstytucyjnego zapisu, kryzys, trudne i konieczne reformy, ale jak pan Szczurek odpowiednio wyda 300 miliardów z Unii, to jest skazany na sukces. Powiedział Rossati, który wcześniej wyśmiał Tuska, gdy ten oferował mu stołek ministra.
____________________________________ Videtur et hoc mihi Platforninem non debere esse Poza tym uważam że Platformę należy zniszczyć /Katon starszy/
24 lis 2013, 21:24
Re: Polityka i politycy
Nowak podawał nieprawdę w pięciu kolejnych oświadczeniach majątkowych?
Załącznik:
1543319-slawomir-nowak-657-323.jpg
Tygodnik "Wprost" dotarł do wniosku, jaki w sprawie uchylenia immunitetu Sławomirowi Nowakowi, złożył w Sejmie prokurator Ryszard Rogatko. Głównym zarzutem jest to, że były minister transportu miał podawać nieprawdę w pięciu kolejnych oświadczeniach majątkowych składanych między 2011 i 2013 r.
W uzasadnieniu wniosku prokurator powołuje się na zeznania samego Nowaka, jego małżonki oraz biznesmena Piotra Wawrzynowicza, który kupił politykowi zegarek Ulysse Nardin.
Nowak miał otrzymać zegarek od żony na początku marca 2011 r., jako prezent na 35. urodziny. Problem w tym, że w marcu 2011 roku Nowak, wówczas minister w kancelarii prezydenta Komorowskiego, miał już prawie 37 lat.
Kolejna nieścisłość to data, kiedy minister dostał zegarek. Z zeznań złożonych w prokuraturze wynika, że otrzymał go 8 marca. Jednak na archiwalnych zdjęciach widać, że minister miał go na ręku już 2 i 3 marca.
We wniosku jest też humorystyczny wątek dotyczący wyceny luksusowego zegarka ministra - pisze "Wprost". Na podstawie opinii biegłego Henryka Jadowskiego prokuratura przyjęła, że wartość zegarka Nowaka na koniec 2012 roku wynosiła minimum 17 tysięcy złotych. We wniosku o uchylenie immunitetu polityka prokurator pisze: "Opinii biegłego Jana Bochenka nie wzięto pod uwagę przy ustalaniu stanu faktycznego, gdyż biegły ten przyjął błędne założenie, jakoby zegarek był kradziony".
Nie możesz rozpoczynać nowych wątków Nie możesz odpowiadać w wątkach Nie możesz edytować swoich postów Nie możesz usuwać swoich postów Nie możesz dodawać załączników