Teraz jest 09 wrz 2025, 15:52



Odpowiedz w wątku  [ Posty: 2082 ]  idź do strony:  Poprzednia strona  1 ... 25, 26, 27, 28, 29, 30, 31 ... 149  Następna strona
Katastrofa smoleńska 
Autor Treść postu
Zawodowiec
Avatar użytkownika

 REJESTRACJA25 cze 2009, 12:10

 POSTY        3598
Post Katastrofa smoleńska
Pęknięcie


Nieopodal pałacu, ale nie przed nim, powinien stanąć pięciometrowy monument z czarnego granitu. Z reliefem ? orłem w koronie i napisem Smoleńsk 10 kwietnia 2010. I nic więcej. Żadnych nazwisk, opisów, krzyży ? proponuje architekt i publicysta

Pałac Namiestnikowski, który w Trzeciej Rzeczypospolitej stał się siedzibą prezydenta, jest miejscem o długiej i znaczącej historii. Tutaj ogłoszono powstanie Układu Warszawskiego, który przypieczętował podział Europy. Tutaj obradował Okrągły Stół, co utorowało drogę wyborom czerwcowym i pokojowemu demontażowi obozu. Tu ośmioletni Fryderyk Chopin zagrał pierwszy publiczny koncert, co Lech i Maria Kaczyńscy zdążyli upamiętnić tablicą. I wreszcie właśnie tutaj ? przed Pałacem Prezydenckim ? zbieraliśmy się w dniach żałoby narodowej po katastrofie smoleńskiej, żeby być razem.

Miejsce bez gospodarza
To miejsce pamięci szczególnej. Solidarności w przeżywaniu bólu towarzyszyło i towarzyszy poczucie głębokiego pęknięcia w społeczeństwie.
Dla jednych katastrofa smoleńska była zbiegiem okoliczności, za które nie wiadomo, kto odpowiada i wątpliwe, czy tego dojdziemy.
Drudzy widzą w tej tragedii celowe zaniechania, partyjniacką zaciekłość lub zamach i od początku wiedzą, kogo winić.

Niezależnie od tego, jakie racje i emocje stoją za poszczególnymi postawami, w debacie publicznej nie przebija się główna myśl. Oto państwo polskie się skompromitowało. Stworzyło sytuację zbiorowej nieodpowiedzialności rządu i jego ministrów za techniczne aspekty wizyty prezydenta w Katyniu. Teraz zaś znowu nie ma odpowiedzialnych za żenujące wydarzenia. Miejsce, w którym setki tysięcy, a nawet miliony ludzi łączyły się w bólu po stracie pary prezydenckiej i setki znakomitych rodaków, nie ma gospodarza, jest bezpańskie. Władze miasta i państwa okazały się sprawne w organizacji pogrzebów. Ale już nie ? w utrwalaniu w przestrzeni publicznej stolicy tych emocji, które dzieliły i łączyły nas przed Pałacem Prezydenckim.

Tymczasem sytuacja ta nie powinna przypominać tej ze stanu wojennego, gdy ludzie układali na placu Zwycięstwa, dziś Piłsudskiego, krzyż kwietny. Układali kwiaty, palili światła, modlili się, bo uwierzyli, że jeśli nie będą się lękać, to zstąpi Duch. Jeszcze przedtem stawiali krzyże tam, gdzie w 1970 roku polegli stoczniowcy. I gdy w Sierpniu 1980 wybuchła "Solidarność", błyskawicznie przy bramie stoczni powstał pomnik trzech krzyży z kotwicami nadziei.

Tchórzostwo władzy
Miasto to pamięć miejsc i ludzi. Przestrzenią publiczną wolnej Polski rządzą demokratycznie wybrane władze. Gdy przestają odbierać sygnały, nie zauważają pęknięć między emocjami społecznymi a swoimi działaniami, nie znajdują form dla treści, którymi żyją obywatele, zaczyna się walka o tę pamięć i te miejsca środkami ad hoc, a ? najlepiej pod znakiem krzyża. Za kształt przestrzeni publicznej odpowiada władza publiczna. Nie ma prawa chować się tu za Kościół i stosować niekończących się uników.

To, co ma pozostać w przestrzeni publicznej ulic, placów i skwerów ? czy jest to pomnik, czy gmach ? nie może być prostym wynikiem sporu czy negocjacji między grupami obywateli walczących o swoje racje z krzyżem czy bez krzyża. Miastem ? zgodnie ze starą, rzymską jeszcze, definicją ? nie jest dowolne nagromadzenie ludzi i domów, lecz tylko takie, które wytworzyło życie obywatelskie upostaciowane w budowlach i przestrzeniach publicznych. Spontaniczne działania grup mogą coś zainicjować. Ale to, co widzimy od lat dwudziestu w wolnej Polsce, nie jest budową przestrzeni publicznej, lecz jej destrukcją, zawojowywaniem lub zaśmiecaniem. A przyczyna jest jedna: tchórzostwo władzy niezdolnej do przewodzenia zbiorowym emocjom ani do przeciwstawiania się, gdy prowadzą one na manowce.

Ludzie mają prawo powiedzieć, że chcą utrwalenia pamięci tego miejsca i czasu tragedii smoleńskiej właśnie tu, przed Pałacem Prezydenckim. Rolą władz ? poczynając od prezydenta Rzeczypospolitej, a kończąc na prezydencie Warszawy ? jest znalezienie tu i teraz (a minęły już długie cztery miesiące od katastrofy) odpowiedzi na pytanie: co i jak powinno utrwalić ten dramatyczny moment.
Przed Pałacem Prezydenckim oglądamy tymczasem rejteradę władzy, ucieczkę od wypełniania misji publicznej i standardów zachowań. To do tej roli wybieramy w demokratycznym państwie swoich przywódców. Widzę w tym kontynuację pęknięcia, które ujawniła katastrofa smoleńska. Nie ma odpowiedzialnych za każdy kolejny ruch. Pod koniec skumulowanie przypadków doprowadza do dramatu lub tragedii. Tym razem doprowadziło do gorszących scen ulicznych.

Ślad po ciosie
Gdzie powinien stanąć pomnik tego czasu i miejsca? Sprawdziłem to w naturze. Najpierw ? czego nie robiłbym. Nie ustawiałbym pomnika na osi Pałacu Prezydenckiego. Ani przed pałacem, ani nawet po przeciwnej stronie Krakowskiego Przedmieścia. Niewielka kordegarda przed Ministerstwem Kultury słabo zniesie każdy pionowy element.

Jest natomiast świetne miejsce na granicy między placem przed kościołem Wniebowzięcia NMP, dawnym Karmelickim, a lewym skrzydłem Pałacu Prezydenckiego. Tam, gdzie do tego skrzydła przylega pałac tworzący pierzeję placu przed kościołem. Dokładnie na osi jego tympanonu i balkonu z kutą balustradą, możliwie blisko jezdni, tak aby piesi mogli zatrzymać się na chodniku. Pomnik zlokalizowany w tym miejscu byłby widoczny na przestrzeni ponad pół kilometra, zarówno od strony placu Zamkowego, jak i Uniwersytetu. Bowiem właśnie na tym odcinku jeden łagodny łuk Krakowskiego Przedmieścia przechodzi w drugi.

Myślę, że monument powinien być polerowanym blokiem czarnego granitu z wyrzeźbionym od góry pęknięciem, na tyle wyraźnym, że groźnym. Śladem po ciosie, który musimy znieść i podziale, który się dramatycznie zarysował. W tym pęknięciu powinien płonąć znicz ? symbol pamięci o ludziach, którzy zginęli. Na tym prostopadłościennym bloku należy umieścić w reliefie tylko godło Polski ? orła w koronie i napis Smoleńsk z datą 10 kwietnia 2010. Ten czarny blok z pęknięciem powinien mieć od czterech do pięciu metrów wysokości. Twarze i postaci zatrzymujących się przed pomnikiem będą się w nim odbijać. Obie strony pomnika powinny być takie same, na węższych, bocznych ścianach umieściłbym biało-czerwoną szachownicę z marmuru jako jedyne przypomnienie okoliczności tragedii.

I nic więcej. Żadnych nazwisk, opisów, krzyży. Musi nam wystarczyć pamięć wymiaru tragedii. To ma być miejsce refleksji o klęsce państwa polskiego na własne życzenie. Niech każdy z nas pozostanie ze swoimi myślami. Jak wtedy, gdy spotykaliśmy się wspólnie przed Pałacem Prezydenckim, nawet gdy różniliśmy się, i to bardzo. Niech każdy ogląda swoje odbicie w czerni granitu. I pamięta, że Polska jest nie tylko najważniejsza, ale jedna. Niepotrzebna tu jest ekspresja figuralna czy słowna. Wystarczy prostota, powściągliwość, szlachetność i trwałość materiału.

Nie mieszajmy Kościoła
Mamy nie zapomnieć o ofiarach katastrofy, które poniosły straszną śmierć. Nie poległy one na polu walki ani chwały, pozostawiły nas natomiast z poczuciem zobowiązania, że taka absurdalna tragedia nie ma prawa się powtórzyć. Jest nonsensem, aby naród w warunkach pokoju ryzykował takie klęski i straty ludzkie. Nie mieszajmy Kościoła do naszych świeckich spraw. Ci, którzy zechcą się pomodlić za ofiary katastrofy, będą to mogli zrobić w przestrzeni sakralnej, do której duchowni są gotowi przyjąć krzyż sprzed Pałacu Prezydenckiego. Ktoś powie, że mój spacer po Krakowskim Przedmieściu zaprowadził mnie zbyt daleko i że nie zgadza się z moimi twardymi konkluzjami. Choćbym pozostał w mniejszości wśród architektów i polityków, twierdzić będę, że fizyczny i estetyczny kształt naszej przestrzeni publicznej mówi wszystko o naszym państwie: słabości jego instytucji i anarchistycznej wolności obyczajów obywatelskich. O nieodpowiedzialności rządzących, którzy szukają łatwych usprawiedliwień, a nawet chowają się za nieodpowiedzialnością rządzonych.

Lekcja jest oczywista.
Lęk władz przed decyzją, bezwład jej podejmowania prowadzi do tego, że mija moment społecznej gotowości akceptowania kompromisu.
Zawsze twierdziłem, że czas jest pieniądzem polityki. Przed Pałacem Prezydenckim decyzję podjęto za późno i połowicznie. Ludzie bronią krzyża, gdyż władze nie powiedziały, co i gdzie powstanie w zamian. Kształt naszej przestrzeni publicznej rozpaczliwie odpowiada chaosowi w naszych umysłach. Relacja sfery publicznej do prywatnej, obowiązków narodowych do własnych czy grupowych interesów jest przekrzykiwaniem się, a nie współbrzmieniem. Nieważne, co ktoś mówi, ale kto i z jakiej pozycji.
Gdy myślę o dzisiejszym sporze wokół tego miejsca, nie mogę zapomnieć jednej z ostatnich rozmów z parą prezydencką. Pani Maria Kaczyńska zwróciła się do męża:
? Wiesz, Leszku, to straszne, co pan mi powiedział przed chwilą. Ostatnim prezydentem, który interesował się w Polsce architekturą miasta, był Bolesław Bierut?
? I pomyśleć, że ten jedyny był uzurpatorem ? dodałem.
Straszne.

Autor jest publicystą, architektem, politykiem. W PRL działał w opozycji demokratycznej, publikował w prasie podziemnej jako Maciej Poleski. Był doradcą w rządzie Jana Olszewskiego, posłem AWS. Współtworzył Ruch Stu. Zainicjował powołanie Muzeum Komunizmu w Warszawie
http://www.rp.pl/artykul/2,520265.html


Ostatnio edytowano 02 lut 2014, 09:14 przez toga, łącznie edytowano 5 razy

dodałem cytat z poprzedniej strony



13 sie 2010, 13:27
Zobacz profil
Amator
Własny awatar

 REJESTRACJA22 lip 2009, 14:01

 POSTY        20
Post Katastrofa smoleńska
Przepraszam bardzo, czy ta tablica poświęcona jest ofiarom katastrofy???
Nie, ona jest poświęcona tym, którzy przychodzili pod Pałac Prezydencki w czasie żałoby. Ja też tam byłam. I nie chcę takiej tablicy!
Bardzo "ładnie" pan prezydent, pan premier nas Polaków potraktował. A przede wszystkim tych którzy zginęli, ich rodziny. Szkoda gadać....


Ostatnio edytowano 13 sie 2010, 17:16 przez Nadir, łącznie edytowano 1 raz

drobne korekty...



13 sie 2010, 13:39
Zobacz profil
Amator
Własny awatar

 REJESTRACJA03 cze 2009, 20:19

 POSTY        14
Post Katastrofa smoleńska
PO rzuciła tablicę jak ochłap dla gawiedzi. Chcecie to macie :dupa:
Napis zawiera poważny błąd interpunkcyjny. To się nazywa szacunek dla ofiar, narodu, kraju i prezydenta. :dokuczacz:


Ostatnio edytowano 13 sie 2010, 17:17 przez Nadir, łącznie edytowano 1 raz

drobne korekty...



13 sie 2010, 14:09
Zobacz profil
Amator
Własny awatar

 REJESTRACJA03 cze 2009, 20:19

 POSTY        14
Post Katastrofa smoleńska
Całe szczęście, że PIS robi co może, aby wyjaśnić katastrofę smoleńską. Wściekłość PO tylko utwierdza mnie w przekonaniu, że Tusk, Komorowski i reszta bardzo się prawdy obawiają.


13 sie 2010, 14:28
Zobacz profil
Zawodowiec
Avatar użytkownika

 REJESTRACJA25 cze 2009, 12:10

 POSTY        3598
Post Katastrofa smoleńska
Nie bez kozery podałem wcześniej, w jaki sposób inne kraje upamiętniają, nie tylko pamięć naszego Prezydenta, ale i ofiary katastrofy. Jakie były zasługi tych ludzi, którzy zginęli dla tamtych krajów?! W porównaniu z tym jak zasłużyli się dla naszego kraju - żadne. Upamiętnili dobrowolnie, bez nacisku. Cały świat poczuł wielkość tej katastrofy, tylko Polacy nad tym dyskutują. Zasłużył na Wawel, czy nie zasłużył, zasłużyli na tablicę, czy na pomnik (...), fanatycy religijni, bo chcą uczczenia ofiar katastrofy. Wstyd, ciężki wstyd. Głównie w oczach całego świata, bo w sprawie katastrofy wszyscy na nas patrzą. Reszta mało kogo interesuje, katastrofa tak.
I nie chodzi o tablicę, czy pomnik, ale o to, czy potrafimy rozmawiać. Jak pokazuje demonstracja pod Pałacem - NIE. I nie ma podstaw, żeby za brak dialogu obciążać ludzi pod Pałacem. Za dialog z tymi ludźmi odpowiada Prezydent. Nie raczył z nimi porozmawiać w tak ważnej sprawie ani jeden raz. Nie przyszedł na odsłonięcie tablicy. Prezydent boi się własnych wyborców. Gratulacje Panie Prezydencie, oby tak dalej, a szybko straci Pan popularność, jak przewidział jasnowidz Jackowski. Właśnie spełnia się jego przepowiednia. Po wygranych wyborach mamy c.d. wpadek Pana Prezydenta. Prezydent, którego hasło wyborcze i orędzie brzmiało - ZGODA BUDUJE
Resztę proponuję doczytać w wyżej cytowanym artykule PĘKNIĘCIE
-----------------------------------------------------------------------

1/ Macierewicz z instrukcją Tu-154 zbada, dlaczego odpadło skrzydło

Na konferencji prasowej poseł PiS, Antoni Macierewicz przedstawił instrukcję użytkowania samolotu Tu-154. - Jeden z najsilniejszych samolotów świata utracił skrzydło po uderzeniu w brzozę o 40 cm grubości - powiedział. - Będziemy starali się to zbadać - dodał szef parlamentarnego zespołu ds. zbadania przyczyn katastrofy smoleńskiej.
Przedstawiona instrukcja była w języku rosyjskim. - To się da odczytać - mówił poseł PiS, zwracając uwagę na strony instrukcji dotyczące skrzydeł samolotu.

Spotkanie z dziennikarzami zostało zorganizowane, by podsumować dotychczasowe prace zespołu, któremu przewodzi Macierewicz. Grupa ma za sobą spotkania i rozmowy z rodzinami ofiar katastrofy smoleńskiej

Wewnątrz zespołu Macierewicza powstały trzy grupy. Pierwsza z nich, pod przewodnictwem Beaty Kempy, zajmie się wszystkim, co wiąże się z przygotowaniem wizyty prezydenta w Katyniu 10 kwietnia. Druga, którą pokieruje senator Jan Dobrzyński, ma analizować przebieg lotu Tu-154 i samą katastrofę; trzecia z kolei, na czele z Marzeną Wróbel, ma badać wszystko to, co działo się już po katastrofie.

Pod koniec lipca Macierewicz nakreślił charakter działania zespołu. Polityk zapowiadał, że zespół zwróci się do "różnych środowisk i ludzi, którzy byli świadkami wydarzeń, także tych, które miały miejsce po samej tragedii". - Chcielibyśmy, by złożyli relacje. Będziemy przekazywali je opinii publicznej - mówił wówczas Macierewicz.

http://wiadomosci.onet.pl/2209939,11,ma ... ,item.html
------------------------------------------------------------------------

2/ Kto oślepia pilotów? Oto sekrety speców od antyterroryzmu

Centrum Antyterrorystyczne odsłania kulisy swojej pracy ? teraz przygotowuje się do zabezpieczania Euro 2012. CAT działa przy ABW od jesieni 2007 r., jednak do tej pory jego funkcjonariusze trzymali się w cieniu. Czym się zajmują? Ostatnio zajmują się przypadkami oślepiania pilotów lądujących samolotów.

? Było już kilka takich zgłoszeń ze strony polskich pilotów ? ujawniło wczoraj CAT. Ktoś używa do tego lasera rzucającego punktowe światło o zasięgu ok. 5 km i kieruje je na kabinę samolotu. To w ostatnim czasie rodzaj niebezpiecznej mody na całym świecie, podobne przypadki odnotowuje się w całej Europie.

W USA kilka osób już za to skazano. ? Być może ktoś się tak bawi, ale jest możliwe, że ktoś tej techniki użyje w celu doprowadzenia do katastrofy lotniczej ? mówi Zbigniew Muszyński, dyrektor centrum.

Kwestia katastrof lotniczych jest dziś w Polsce sprawą drażliwą. Także dla CAT, w siedzibie której w sytuacjach nadzwyczajnych zbierają się najważniejsi ludzie w państwie. Tak było po katastrofie smoleńskiej. I to właśnie funkcjonariusze CAT dotarli do informacji, że nad miejscem katastrofy w krytycznym momencie przelatywał satelita i robił zdjęcia.

http://wiadomosci.dziennik.pl/wydarzeni ... oryzmu.htm


13 sie 2010, 18:04
Zobacz profil
Avatar użytkownika

 REJESTRACJA19 lut 2008, 14:23

 POSTY        429
Post Katastrofa smoleńska
Do silniczka.

Bardzo cieszą mnie Twoje wpisy, z dużą ciekawością i chęcią czytam Twe wstawki. Gratuluję wytrwałości i życzę aby trwała jak najdłużej. Faktycznie, wokół katastrofy wylało morze obłudy, zawiści, pogardy i szyderstwa. Głównie ze strony komuchów i postkomuchów, wspomaganych przez media (wyuczone chyba na archiwach bierutowsko-gomułkowskich) a także osoby, które za przeproszeniem gdzieś zgubiły logikę i zdrowy rozum.


13 sie 2010, 21:33
Zobacz profil
Amator
Własny awatar

 REJESTRACJA22 lip 2009, 14:01

 POSTY        20
Post Katastrofa smoleńska
Polecam lekturę "Rz" Plus Minus m.in. artykuł Zdzisława Krasnodębskiego i Rafała Ziemkiewicza  :)


16 sie 2010, 08:51
Zobacz profil
Zawodowiec
Avatar użytkownika

 REJESTRACJA25 cze 2009, 12:10

 POSTY        3598
Post Katastrofa smoleńska
Rosja ostrzegała polskie władze: nikt nie powinien lądować w Smoleńsku

Rosyjskie MSZ w marcu oficjalnie ostrzegało polskie władze, że lotnisko w Smoleńsku jest zaniedbane i nie nadaje się do przyjmowania samolotów rejsowych.

Na początku marca Jerzy Bahr, ambasador RP w Moskwie, rozmawiał z Siergiejem Nieczajewem, dyrektorem departamentu europejskiego w MSZ Rosji. Bahr ustalał przylot polskiej grupy, która w Smoleńsku i w Katyniu miała przypilnować przygotowania do obchodów 70. rocznicy katyńskiej. ?Nieczajew poinformował, że według jego wiedzy jakiekolwiek korzystanie z lotniska w Smoleńsku może stanowić poważny problem? ? napisał 11 marca ambasador Bahr w clarisie (niezaszyfrowana depesza dyplomatyczna ? red.) wysłanym m.in. do Mariusza Kazany, który później zginął w Smoleńsku. O jaki ?problem? chodziło, wyjaśnia wcześniejszy claris Bahra z 9 marca do Jarosława Bratkiewicza, dyrektora departamentu MSZ: ?(...) w związku z likwidacją jednostki wojskowej obsługującej lotnisko w Smoleńsku nie ma technicznej możliwości wylądowania samolotu specjalnego z grupą przygotowawczą wizyty premiera RP (brak sprzętu zabezpieczenia lotów w tym cystern paliwowych, mobilnych agregatów prądotwórczych, sprzętu utrzymania pasa startowego)?.

Potrzebna decyzja Putina
Z zeznań polskich urzędników MSZ wynika, że by mógł na to lotnisko przylecieć polski premier i prezydent, potrzebna była decyzja premiera Władimira Putina, który miał polecić, by na lotnisko przywieźć sprzęt niezbędny do bezpiecznego lądowania rejsowych samolotów.

? Wiedzieliśmy, że lotnisko nie jest czynne w sposób ciągły. Wedle mojej wiedzy strona rosyjska zapewniła, że smoleńskie lotnisko będzie gotowe na przyjęcie wizyty premiera Tuska ? zeznała w czerwcu w Wojskowej Prokuraturze Okręgowej w Warszawie Beata Lamparska, zastępca dyrektora departamentu spraw zagranicznych kancelarii premiera.
Ale jeszcze 24 marca, na dwa tygodnie przez katastrofą, Rosjanie nie zgodzili się na lądowanie polskiego samolotu specjalnego z przedstawicielami m.in. polskiego MSZ, BOR oraz kancelarii premiera i prezydenta Kaczyńskiego (byli tam m.in. Andrzej Przewoźnik, organizator uroczystości w Katyniu, i Mariusz Kazana, szef polskiego protokołu dyplomatycznego).

Na początku marca Jerzy Bahr, ambasador RP w Moskwie, rozmawiał z Siergiejem Nieczajewem, dyrektorem departamentu europejskiego w MSZ Rosji. Bahr ustalał przylot polskiej grupy, która w Smoleńsku i w Katyniu miała przypilnować przygotowania do obchodów 70. rocznicy katyńskiej. ?Nieczajew poinformował, że według jego wiedzy jakiekolwiek korzystanie z lotniska w Smoleńsku może stanowić poważny problem? ? napisał 11 marca ambasador Bahr w clarisie (niezaszyfrowana depesza dyplomatyczna ? red.) wysłanym m.in. do Mariusza Kazany, który później zginął w Smoleńsku. O jaki ?problem? chodziło, wyjaśnia wcześniejszy claris Bahra z 9 marca do Jarosława Bratkiewicza, dyrektora departamentu MSZ: ?(...) w związku z likwidacją jednostki wojskowej obsługującej lotnisko w Smoleńsku nie ma technicznej możliwości wylądowania samolotu specjalnego z grupą przygotowawczą wizyty premiera RP (brak sprzętu zabezpieczenia lotów w tym cystern paliwowych, mobilnych agregatów prądotwórczych, sprzętu utrzymania pasa startowego)?.

Tylko specjalne okazje
Stwierdzili, że ?lotnisko jest nieczynnym lotniskiem wojskowym uruchamianym wyłącznie na specjalne okazje? ? zeznała w czerwcu w wojskowej prokuraturze Małgorzata Łatkiewicz-Pawlak, zastępca dyrektora protokołu dyplomatycznego MSZ. Samolot wylądował w Moskwie, skąd Polacy samochodami pojechali do Smoleńska. Ale nie doczekali się na przyjazd Rosjan, z którymi współpracowali ? złe warunki w Smoleńsku im także nie pozwoliły na lądowanie.

W jaki sposób Rosjanie chcieli sprawić, by 7 i 10 kwietnia w Smoleńsku mogły lądować polskie Tu-154M z premierem i prezydentem? ?Rosjanie zapewniali, że lotnisko to będzie gotowe na przylot naszych delegacji. (...) nie podawali żadnych szczegółów, jakie prace na tym lotnisku będą wykonywane? ? zeznał w wojskowej prokuraturze Dariusz Górczyński, który wiosną był naczelnikiem wydziału Federacji Rosyjskiej w departamencie wschodnim MSZ.

Rosjanie przyznają, że lotnisko było pozbawione należytej opieki. ? Bazujący tam pułk transportu lotniczego został przeniesiony z terenu lotniska ? potwierdził ?DGP? Andriej Ewsiejenkow, rzecznik gubernatora obwodu smoleńskiego. Dopiero po katastrofie 10 kwietnia władze obwodu smoleńskiego zamierzają wyremontować Siewierne. ? Planujemy rekonstrukcję tak, by obsługiwało samoloty wojskowe i cywilne. Chcemy to zrobić do 2013 roku. Ministerstwo obrony już udzieliło wstępnej zgody ? dodał Ewsiejenkow.

Prokuratura pyta o sprzęt
Nasza wojskowa prokuratura zażądała od rosyjskiej informacji na temat stanu lotniska przed katastrofą. Polscy śledczy chcą wiedzieć, jaki sprzęt Rosjanie ustawili na lotnisku 7 kwietnia, gdy lądowali tam Tusk i Putin. I czy te same urządzenia działały 10 kwietnia. ? Do dzisiaj wniosek nie został zrealizowany ? mówi ?DGP? pułkownik Zbigniew Rzepa, rzecznik prasowy Naczelnej Prokuratury Wojskowej. Być może odpowiedzi uda się poznać po 17 sierpnia ? tego dnia Krzysztof Parulski, naczelny prokurator wojskowy, ma w Moskwie odebrać kolejne tomy akt rosyjskiego śledztwa.
poprzednia12

Źródło: Dziennik Gazeta Prawna

http://www.gazetaprawna.pl/wiadomosci/a ... sku.html,2


16 sie 2010, 15:43
Zobacz profil
Specjalista

 REJESTRACJA14 mar 2010, 18:03

 POSTY        333
Post Katastrofa smoleńska
Przed Pałacem Prezydenckim widać skutki spustoszenia w moralności społeczeństwa i przestrzeni publicznej, do jakich doprowadziła partia rządząca.

Władze w Polsce oraz jej stolicy przy okazji sporów o krzyż pod Pałacem Prezydenckim stanęły, na własne życzenie, przed tym samym problemem co przywódcy krajów Europy Zachodniej. Na pytanie o to, czy państwo powinno wspierać prawo ludzi do religijności, odpowiedziały językiem francuskich czy hiszpańskich socjalistów.
Stwierdziły, że przy urzędzie publicznym nie może stać symbol religijny, a każdy ma takie samo prawo do manifestowania poglądów, nawet jeśli w ramach jego realizowania dopuszcza się obrażania uczuć religijnych oraz napaści na oponentów. Władze wycofały się ze sporu, zachowały źle pojętą neutralność, stanęły z boku i zrobiły miejsce dla konfliktu, który samoistnie prawdopodobnie się nie zakończy.

Swoją działalnością zrównały prawo ludzi modlących się i głupki zapijaczonej młodzieży, która w sposób chamski i agresywny manifestuje swoją niechęć do osób o innym światopoglądzie.
Prawo tych dwóch grup do udziału w debacie publicznej zdaje się jednak różne.
Osoby przychodzące pod krzyż mają różnorodne motywacje.
Jedni chcą się modlić, inni oczekują lepszego prowadzenia śledztwa ws. katastrofy smoleńskiej, jeszcze inni domagają się upamiętnienia ofiar katastrofy z 10 kwietnia, czy wyciągnięcia odpowiedzialności za tę tragedię. Oczywiście są też tacy, którzy chcą całą sprawę wykorzystać, by dać wyraz swoim negatywnym opiniom o rządzie i nowym prezydencie. Jednak większość z nich łączy jedno, one ? choć media im to wmawiają ? nie przychodzą pod Pałac Prezydencki przeciwko komuś. One nie żądają zniknięcia innych osób z przestrzeni publicznej, nie atakują. Przez nikogo nie zaczepiane stoją w ciszy i się modlą. Być może to przeszkadza najbardziej.

?Na stos!?
Zupełnie inaczej zachowują się przeciwnicy krzyża.
To oni są agresywni, uciekają się do retoryki wojennej. "Do kościoła", "Mohairy do domu", ?Precz z krzyżakami?, "Krzyż do kościoła?, "Precz z krzyżami, na stos z mocherami" ? hasła o takim wydźwięku trzymają co dzień nie obrońcy krzyża tylko ich przeciwnicy.
Mimo to oni są ulubieńcami mediów, im sprzyja władza, im sprzyjają funkcjonariusze publiczni. Do agresji słownych przeciwników krzyża dochodzi często agresja fizyczna, popychanie, wyśmiewanie, zastraszanie ludzi, którzy nikomu nie przeszkadzając w ciszy stoją przy krzyżu.
Przeciwnicy jego obecności nie znają żadnych granic.
W trakcie swoich happeningów, które jak sami przyznają wymyślane są na ogół w studenckiej knajpie przy piwie, ukrzyżowali pluszowego misia, ułożyli krzyż z butelek po piwie ?Lech? i porównali krzyż do psiego gówna.

- Po tej stronie była modlitwa, po tamtej wyśmiewanie ? powiedział jeden z mężczyzn, którzy przyszli przed Pałac Prezydencki w czasie manifestacji przeciwników krzyża.
Tej nierówności nie sposób nie zauważyć.
Widzieć ją muszą również politycy i urzędnicy. I nawet w krajach świeckich państwo powinno w tym sporze brać stronę, w której rządzi modlitwa. Odpowiedź na to czy państwu opłaca się wspieranie modlących się czy pijanych zdaje się prosta.
Religijność wiąże się z wewnętrznym przywiązaniem do wartości takich jak prawda i miłość.
Rozwój religijności powinien więc być na rękę krajowi, prowadzi bowiem do budowania społeczeństwa przywiązanego do tych wartości.
Państwo powinno brać w tym sporze również stronę modlących się, ponieważ większość z nich ? co sami przyznają - nie chce, by krzyż stał przed Pałacem Prezydenckim w nieskończoność. Oni chcą upamiętnienia tragedii z 10 kwietnia. Dają wyraz swojemu przywiązaniu nie tylko do Lecha Kaczyńskiego, ale również do państwa, patriotyzmu. Sprzeciwiają się widocznej coraz bardziej próbie marginalizacji, zatarcia w pamięci wydarzeń, które doprowadziły do śmierci polskiej elity.

Polskie władze nie chcą jednak wspierać ludzi przywiązanych do religii, państwa, walczących o pamięć narodową. Rządząca w Polsce formacja od lat wspiera przecież inne wartości. Żałosne akcje przeciwników krzyża, wywołujące skowyt zachwytu pseudo intelektualistów, młodzieży i środowiska ?michnikowego szmatławca?, są skutkiem sposobu prowadzenia polityki przez posła ze świńskim ryjem i penisem w ręce. PO m.in. za jego pomocą w przestrzeń publiczną wprowadziła łamanie wszelkich standardów, kłamstwo, drwinę, wyśmiewanie i oplucie jako normalne elementy dyskursu publicznego. Skutki spustoszenia w moralności społeczeństwa i przestrzeni publicznej, do jakich doprowadziła partia rządząca, widoczne są właśnie przed Pałacem Prezydenckim.

Nieprzekraczalna granica
Sytuacja wokół krzyża pokazuje również totalitaryzm środowisk liberalnych. Te same środowiska, które obecnie negują prawo modlenia się przed Pałacem Prezydenckim, aktywnie działają na rzecz tolerancji, walczą o prawa homoseksualistów, prawo do aborcji, eutanazji, lansują każdą liberalną bzdurę. Promują totalitarną tolerancję, która ma niszczyć każdego, kto przekroczy wytyczoną przez liberałów granicę. A granicę tę przekraczają ludzie modlący się pod krzyżem. Tradycją nocnych wypadów do pubu przy Krakowskim Przedmieściu staje się pójście pod Pałac Prezydencki i przywalenie, choćby symboliczne, ludziom modlącym się pod krzyżem. Pijackie okrzyki, głośne zastanawianie się, co by było gdyby opluć krzyż, ukraść go, przepiłować, wysikać się na niego... to codzienność nocnego życia pod Pałacem Prezydenckim. Codzienność, którą władza w Polsce i mieście, zachwala nie czyniąc niczego, by krzyż i modlących się tam ludzi chronić przed pluciem i nienawiścią, nie robiąca niczego, by starać się załagodzić eskalujący konflikt. Zamiast tego woli patrzeć, jak młodzi, pijani i agresywni ludzie nękają osoby starsze i religijne.

Konflikt niech trwa...
Rozwiązanie konfliktu przed Pałacem Prezydenckim to jedno z zadań dla obozu Platformy Obywatelskiej. To ona po wyborach prezydenckich przejęła całą władzę w Polsce. To również jej politycy rozpoczęli burzę wokół krzyża.
Oświadczenie Bronisława Komorowskiego o jego przeniesieniu, bezmyślna wypowiedź Pawła Grasia, który powiedział, że krzyż powinien zostać przeniesiony, bo urząd państwowy to nie miejsce kultu, oraz brak jasnej deklaracji, że przed Pałacem Prezydenckim zostaną upamiętnione ofiary katastrofy smoleńskiej stały się zarzewiem nowego konfliktu w Polsce.

Konflikt został i jest skutecznie podtrzymywany przez PiS, jednak to PO doprowadziła do wybuchu nowej wojny polsko-polskiej. Ona powinna więc dążyć do jej zakończenia. Jednak nie jest to jej na rękę. Spór jest bowiem bardzo skuteczną zasłoną dla obecnej sytuacji w Polsce. Polityczna odpowiedzialność za katastrofę smoleńską, fatalny stan finansów państwa, podwyżki podatków, brak skuteczności w walce ze skutkami powodzi, ukręcenie afery hazardowej, stan polskiego wojska ? to m.in. sprawy, które dzięki sporom o krzyż już udało się skutecznie przemilczeć w debacie publicznej. Platforma nie ma więc motywacji, by uspokoić nastroje związane z krzyżem. W sukurs idą jej zresztą zarówno urzędnicy stołeczni, jak warszawska konserwator zabytków, jak i warszawskie SLD, którzy podgrzewają atmosferę zapowiedziami, że na pomnik ofiar katastrofy smoleńskiej się nie zgodzą.

Premier powiedział ostatnio, że władza nie włączy się w konflikt wokół Pałacu.
- Pod Pałacem nie dzieje się żadna katastrofa. Mamy do czynienia z normalnym, demokratycznym wyrażaniem emocji dotyczących spraw społecznie kontrowersyjnych ? powiedział premier Donald Tusk i zalecił wszystkim ?odrobinę poczucia humoru i dystansu?.
Słowa premiera nie powinny zaskakiwać, biorąc pod uwagę, że toleruje on od lat posła, który w przestrzeń publiczną wprowadza odrazę i zgorszenie za każdym razem, gdy się pojawia. Reakcja władzy na pijackie wybryki młodzieży spod Pałacu byłaby przecież jednocześnie krytyką zachowań posła od wódki. A to byłoby zaprzeczeniem stylu kontaktowania się partii rządzącej ze społeczeństwem. Brak reakcji choćby słownej premiera nie powinien dziwić również dlatego, że to z tej zapijaczonej młodzieży rekrutuje się więcej wyborców Platformy niż z modlących się staruszków. Dlaczego więc rządząca partia miałaby pozbawiać swój elektorat możliwości pośmiania się z kogoś, drwienia z przeciwników i ich pognębienia. W końcu studenci mają wakacje, coś im się należy od partii.

A jak wakacje się skończą i młodzież wróci na zajęcia, zadzwoni się po ?świński ryj?...

/Stanisław Żaryn/


16 sie 2010, 16:08
Zobacz profil
Amator
Własny awatar

 REJESTRACJA19 maja 2009, 11:22

 POSTY        18
Post Katastrofa smoleńska
Silniczku!
Jak najbardziej: pisać i wklejać. :)
Jesteśmy tak ogłupiani przez media, że trudno doszukać się prawdy. Jedyny ratunek w tym, żeby używać rozumu jak najczęściej, zamiast łykać bezkrytycznie wszysto, co nam podają. Śmiem twierdzić, że ataki na zwolenników PIs-u są jeszcze większe, niż przed katastrofą. Przy czym nie słyszę żadnych sensownych argumentów poza hasłami-sloganami użytymi w nagłówkach kolorowych gazet. A jeśli poprosi się o konkrety, to zaczynają się plątać. Niestety, nasz naród, nie obrażając nikogo, w dużej mierze nie sięga wzrokiem poza koniec własnego nosa, żywiąc się serialami (ich ilość i oglądalność mówi sama za siebie).
Jeżeli komuś to pasuje, to oczywiści nic mi do tego, ale moja zasada jest taka: jeżeli zabiera się głos w dyskusji, to należałoby łyknąć trochę wiedzy z RÓŻNYCH źródeł. Moja wiedza nie jest wielka, ale czytam, słucham, analizuję, czyli krótko mówiąc staram się używać szarych komórek.


17 sie 2010, 08:40
Zobacz profil
Specjalista

 REJESTRACJA14 mar 2010, 18:03

 POSTY        333
Post Katastrofa smoleńska
Niebiescy i Zieloni, czyli kto powstrzyma zapateryzm?

Sytuacja polityczna, moralna, duchowa i psychologiczna w Rzeczypospolitej jest w najwyższym stopniu niepokojąca. Możliwe, że znaleźliśmy się o krok od tego punktu w ?czasie osiowym? historii, w którym trwająca od lat wojna domowa głównych sił politycznych przechodzi właśnie z fazy ?zimnej? w ?gorącą?. Karmiące się chrystofobią siły lokalnego ?zapateryzmu? ? które w normalnych warunkach pokoju społecznego gniłyby tam, gdzie ich miejsce: w kloakach nieczystości ? chwytają wiatr w żagle z podmuchów tego irracjonalnego konfliktu i przystępują do boju o ?świeckie państwo?. Fałsz wierutny, którego ojcem ? jak każdego kłamstwa ? jest szatan, w samym już określeniu. W cywilizacji łacińskiej albowiem, w Christianitas zbudowanej zasadniczo przez świeckich, ale dzięki sile duchowej i moralnej udzielanej im przez Kościół, nigdy nie było, nie ma i być nie może doczesnego państwa innego niż ?świeckie?, to znaczy urządzanego i rządzonego przez świeckich, nie zaś przez duchownych, którzy natomiast rządzą i szafują sakramentami w innym państwie, jedynie pielgrzymującym po ziemi ? Państwie Bożym. W Christianitas niemożliwa jest ? jak w judaizmie czy islamie ? ?teokracja?, albowiem Piotr podjął tylko jeden miecz z dwu danych mu przez Chrystusa, drugi pozostawiając władzy świeckiej z zadaniem samodzielnego strzeżenia prawa Bożego na ziemi i takiego zarządu sprawami doczesnymi, aby obywatele państwa ziemskiego, żyjąc w pokoju i sprawiedliwości, zyskali sprzyjające warunki dla uzyskania szczęścia i pokoju wieczystego w Niebie. ?Państwo świeckie? zatem, w kłamliwym sloganie ideologicznych laicyzatorów, to po prostu ?państwo bezbożne?, ignorujące Pana wszelkiego stworzenia i Króla Królów ? którego panowanie winno być uznane przez wszystkich tymczasowych piastunów jakiejkolwiek władzy na ziemi ? albo wręcz wojujące z Nim, tym samym zaś oddające pokłon Księciu Tego Świata.

Kakodemoniczny spektakl odegrany przez chrystofobów opętanych nienawiścią do Krzyża mogliśmy oglądać ze zgrozą w poniedziałek 9 sierpnia, kiedy na Trakcie Królewskim w Warszawie rozlał się rynsztok, którym płynęła lewacka dzicz, lżąca najświętszy symbol chrześcijaństwa. Ta wyjąca bluźnierstwa tłuszcza została ?skrzyknięta? jakoby przez Facebook, co wymownie unaocznia, że szatan, ta najprzebieglejsza w złu inteligencja, elastycznie dostosowuje się do postępu w środkach komunikowania.

Trzeba jednakowoż bez ogródek powiedzieć, że w zaistniałej sytuacji zawiedli wszyscy jakkolwiek zaangażowani w ?spór o krzyż? albo do tego zaangażowania zobligowani z racji piastowanych funkcji w państwie i w Kościele.

1. Z natury rzeczy i obowiązku: faktu sprawowania władzy, winowajcą głównym jest Platforma Obywatelska i jej rząd z Panem Premierem Donaldem Tuskiem na czele. Już od samego początku, tragedia smoleńska, ale także, i może jeszcze bardziej, będące jej naturalnym ? i moralnie pięknym ? następstwem odrodzenie narodowej wspólnoty cierpienia, w tak oczywisty sposób dotkniętej znakami Opatrzności, wprawiło tę formację w konfuzję paraliżującą zdolność (i tak zawsze nikłą) do podejmowania odpowiedzialnych decyzji. Można wręcz stwierdzić, że tak niespodziewane popsucie się ?politycznej pogody? oraz objawienie powagi i patosu historycznej egzystencji ludzi i narodu zepsuło też politycznym prestidigitatorom (bo nazwanie tych osobników o sofistycznie nieuporządkowanych duszach politykami kłóciłoby się nazbyt jaskrawo ze szlachetną konotacją tego pojęcia w klasycznym sensie) z PO[zoru] ? egzystującym w tej sferze, którą Platon nazywa to planeton, czyli beztroskiego błąkania się pomiędzy realnym bytem (to on) a niebytem (to me on), sposobnego do uprawiania niezobowiązującej paplaniny (ani prawdziwych, ani fałszywych, doksai) ? prowadzenie pijarowskiej postpolityki, której cały sens i ?mistrzostwo? sprowadza się do karmienia obywateli (?ludzi? w nominalistycznym, wypranym z jakichkolwiek odniesień konkretno-wspólnotowych, języku premiera Tuska, dla którego ?nie ma czegoś takiego?, jak społeczeństwo, nie mówiąc już o narodzie) ?pigułkami Murti-Binga?, dającymi złudzenie bydlęcego ?szczęścia?.

Twarde zderzenie się z tragizmem dziejów wprawiło ?płanetników? z PO w stan nie dającej się już ukryć paniki, z której ? zgodnie ze swoimi nawykami i całą konstrukcją duchową ? dostrzegli tylko jedną drogę wybrnięcia, to znaczy ucieczki; drogę, której sens można streścić słowem: zapomnienie (?Myśmy wszystko zapomnieli??). Cały scenariusz tej ?ucieczki do przodu? miał sprowadzać się do kilku prostych, dotychczas zawsze udanych, sztuczek: ?odbębnić? żałobę, jak najszybciej o wszystkim zapomnieć, nie stawiać żadnych niewygodnych pytań, nie narazić się na zmarszczenie brwi Putina, zasłużyć na pochwałę Pani Anieli, dać ?ludziom? do rąk nowe piloty, dzięki którym będą mogli żeglować w wirtualnych krainach szczęśliwości. I prawie to się znowu udało, zwłaszcza że konkurencja na czas wyborów też nałożyła maski do złudzenia upodobniające ją do ?płanetników?, tylko bardziej ?socjalnych?.

?Prawie?, bo właśnie na drodze do pełni sukcesu stanęła relatywnie przecież niewielka grupa stojących i modlących się pod krzyżem ?smoleńskim?, a nie pasujących do wizerunku myślących tylko o indywidualnej konsumpcji ?ludziów?, których wyłącznie pragnąłby widzieć wokół siebie premier Tusk. Co z nimi zrobić ? nie wiadomo? Przyjąć ich żądania ? niedobrze, bo byłby to prezent dla znienawidzonej konkurencji; rozpędzić ? też niedobrze, bo słupki poparcia mogą gwałtownie pójść w dół. Lepiej nie robić więc nic, kluczyć, zwodzić, zwlekać. Dokładnie wbrew pouczeniu, które panującym dawał św. Bernard z Clairvaux: ?Nie godzi się posiadać władzę i nie czynić, co do niej należy?.

I tak oto mamy znów odwieczny dylemat liberałów, którzy nie mogą na nic się zdecydować. Chcieliby być trochę katoliccy i pokazywać się z biskupami, i trochę nowocześni, zgodni ze ?standardami europejskimi?, ale zawsze bez ?skrajności?. Najchętniej, jak pisał już Donoso Cortés, trudny dylemat czy ukrzyżować Chrystusa czy Barabasza odłożyliby do następnej sesji parlamentu, ale kiedy przychodzi ? jak w ostatni poniedziałek ? ten straszny dzień, kiedy stają naprzeciw siebie falangi katolickie i falangi socjalistyczne, nikt nie wie gdzie są liberałowie. Nikt nie wie, gdzie jest liberalny rząd p. Tuska. Chociaż nie: znalazł się! Właśnie pracuje nad podniesieniem podatków.

2. Powyższe uwagi odnoszą się w całej rozciągłości do roli odgrywanej w sprawie przez Pana Prezydenta Bronisława Komorowskiego (dla jasności: w żadnym wypadku konserwatyści nie utożsamiają się z wyskokami pseudoprawicowych anarchistów, kwestionujących legalność jego obioru i piastowanej funkcji; kimkolwiek jest, poza wszelką dyskusją jest legalną Głową Państwa). Na kartach niezliczonych podręczników historii piętnuje się ? i słusznie ? tych ?gnuśnych królów?, którzy zamiast dbać efektywnie o dobro wspólne, oddawali się bezczynności, gustując jedynie w rozrywkach, jak polowania czy uczty. Ale dziś w Rzeczypospolitej, to, co tam było powodem przygany, jest chwalone jako cnota, i już samą desygnację na kandydata swojej partii na prezydenta p. Komorowski uzyskał jako wiarygodny gwarant modelu ?gnuśnej prezydentury?, za której parawanem rozmaite oligarchie i agentury będą mogły realizować bez przeszkód swoje interesy. Swoim zachowaniem w sprawie krzyża całkowicie potwierdził tę opinię, wzmacniając ją jeszcze kolejną niemądrą wypowiedzią (?gafą?, jak zwykło się mawiać w salonie), rozjątrzającą wiernych strzegących krzyża pod Pałacem.

3. Ciężką i bezpośrednią winę za dopuszczenie do najazdu czerwonych Hunów na Krakowskie Przedmieście ponoszą też władze miasta stołecznego Warszawy, z Panią Prezydent Hanną Gronkiewicz-Waltz na czele. Wydanie zgody komitetowi pod wodzą osobnika prezentującego się na zdjęciach z bronią maszynową, na nocną [sic!] demonstrację, której awanturniczy, bluźnierczy i grożący poważnymi zamieszkami cel byłby oczywisty dla średnio rozgarniętego dziecka; tyleż bezczelne, co głupie, tłumaczenie zgody brakiem zagrożenia ?realnego? (jak by realne mogło być cokolwiek zanim zaistnieje), skłania do postawienia pytania czy mieliśmy tu do czynienia ?tylko? z już wystarczająco karygodną lekkomyślnością, czy może jednak ze świadomym przyzwoleniem na burdy i prowokacje? Jakkolwiek było, tylko minimalnym zadośćuczynieniem drugiej już (po wydaniu zezwolenia na tzw. paradę równości) doszczętnej kompromitacji Zarządu Miasta (i osobiście Pani Prezydent, obnoszącej się ze swoim chrześcijaństwem) byłoby jego ustąpienie bądź odwołanie przez radnych.

4. Nie bez wahań i znaków zapytania dokonywać należy natomiast oceny zachowania, a zwłaszcza motywów osób gromadzących się pod krzyżem na Krakowskim Przedmieściu, przede wszystkim dlatego, że są to osoby nieznane szerszej publiczności. W przestrzeni wirtualnej nietrudno znaleźć wprawdzie rozmaite doniesienia i interpretacje sugerujące, że to osoby zmanipulowane czy wręcz sterowane z zewnątrz przez rozmaite ośrodki koordynujące. Nie mając żadnej możliwości weryfikacji czy falsyfikacji tych doniesień, musimy je tu po prostu ?wziąć w nawias?. Nawet jednak przyjmując najbardziej życzliwą interpretację i postawę wobec osób, których sama determinacja w wielodniowym trwaniu i modlitwie pod krzyżem, narażaniu się na obelgi i naruszenia nietykalności osobistej przez hołotę, tak jak dwa dni temu, musi budzić szacunek, nie można nie wskazać pewnych niepokojących objawów, których zaistnienie nie jest już sferą domysłów, tylko zaobserwowanych faktów.

Przyjmując zatem, że osoby, o których mowa, znamionuje szczera pobożność, niepodobna nie zauważyć również przerostu uczuciowości, a nawet egzaltacji religijnej, dobrze znanej z historii wszelkich, mniej lub bardziej formalnych, ruchów charyzmatycznych, adwentystycznych i chiliastycznych na obrzeżach Kościoła. Cechą nieodmiennie towarzyszącą takim ruchom jest także ich oddolna ?demokratyczność? i skłonność do lekceważenia hierarchii i władzy jurysdykcyjnej Kościoła. Same w sobie niekoniecznie są one, przynajmniej na początku, heretyckie, ale splot egzaltacji z demokratyzmem tworzy mieszankę, która w końcu prawie zawsze eksploduje herezją i schizmą. Dalecy jesteśmy od oskarżania osób gromadzących się pod tym krzyżem o to, że już popadły w odszczepieństwo, niemniej już raz przekroczyły one tę cienką, czerwoną linię, za którą ono się zaczyna, nie dopuszczając kapłanów wydelegowanych przez Kurię Warszawską do krzyża i udaremniając jego przeniesienie z miejsca obecnej ?stacji? pod Pałacem Prezydenckim do Kaplicy Loretańskiej w kościele św. Anny, zgodnie z wolą warszawskiego Arcypasterza, uzgodnioną z władzami państwowymi i z harcerzami, którzy ten krzyż przynieśli. Ten, godny napiętnowania, akt jaskrawego nieposłuszeństwa pachnie demokratyczną rebelią ?prawdziwych? wiernych uznających samowładnie, że to ?My jesteśmy Kościołem? i to ?nasza? wola, ?nasza? wiara, ?nasze? przeświadczenie o słuszności usprawiedliwiają przeciwstawienie się decyzjom zwierzchników. Już raz poczuliśmy ten powiew rebelii, kiedy tłum zgromadzony na ingresie abpa Stanisława Wielgusa głośnymi sprzeciwami przyjął decyzję samego Ojca Św. Benedykta XVI o odwołaniu tej nominacji. Lecz przeświadczenie o możliwości i prawomocności budowania ?oddolnego? Kościoła jest potworną w skutkach ułudą szatańską, choćby serca i umysły wiernych podążających tą drogą przeniknięte były najgorętszą pobożnością. Przecież czego jak czego, ale gorliwości religijnej nie można na pewno odmówić wszystkim herezjarchom i ich współwyznawcom, jacy kiedykolwiek odłączyli się od Kościoła.

Jeszcze bardziej zatrważające jest kiedy morbus democraticus infekuje tych, których powołaniem jest przewodzić wiernym i strzec ich przed każdą herezją, czyli kapłanów. Tymczasem, z prawdziwą zgrozą przeczytaliśmy w relacji z wtorkowej repliki obrońców krzyża fragment homilii wygłoszonej podczas Mszy św. w Archikatedrze św. Jana przez o. Brunona Marię Neumanna OH, w którym komentując użycie siły przez służby porządkowe wobec obrońców krzyża powiedział on: ?Niestety, jest to znak, że w wyborach nie wygrała demokracja?. Pomijając już nawet gorszący fakt jawnego opowiedzenia się po stronie jednej partii, która twierdzi to samo, zdumiewać musi i napawać grozą fakt, że katolicki kapłan składa takim stwierdzeniem hołd samej demokratycznej herezji i jej wyborczym rytuałom. Kiedy sloganu o ?wygranej demokracji? (albo, w zależności od punktu widzenia i interesów, o jej ?klęsce?) używa świecki, demokratyczny polityk, to jest ?tylko? bełkotliwy idiotyzm z demoliberalnego newspeak?u oraz maczuga, którą pragnie on ugodzić w przeciwnika z wrażego plemienia, czyli partii. Kiedy jednak posługuje się nim kapłan katolicki to jest to już przynajmniej bezwiedne bluźnierstwo i bałwochwalcze palenie kadzidła na ołtarzu bałwana Demosa. Nieszczęsnemu bonifratrowi, wraz z życzeniem opamiętania się, należy przypomnieć, że dziejach ery chrześcijańskiej ?demokracja wygrała? po raz pierwszy w referendum ludowym przeprowadzonym pośród jerozolimskiego plebsu na dziedzińcu palatium Poncjusza Piłata, a od paru stuleci ?wygrywa? ciągle wszędzie tam, gdzie znosi się prawo Boże w imię konkurencyjnej religii ?Praw Człowieka?.

5. Trzeba atoli powiedzieć jasno, że na wysokości zadania nie stanął także w tych dniach Kościół hierarchiczny. Już nie po raz pierwszy zresztą hierarchowie Kościoła zajmują postawę niezdecydowaną, bojaźliwą i wyczekującą, zapominając, że ich pasterskim obowiązkiem jest ? jak mawiał wielki papież, św. Gelazy I ? ?lud prowadzić, a nie iść za nim?, jasno piętnować grzech, pouczać o właściwym postępowaniu i wskazywać jednoznaczne rozstrzygnięcie wszelkich wątpliwości. Nie słyszeliśmy przecież tego wystarczająco mocnego głosu sprzeciwu wobec sodomickiej ?parady?, albo przynajmniej uroczystego przebłagania Boga za Jego obrazę tą publiczną apoteozą sodomskiego grzechu.

Ta sama nieobecność i brak stanowczego osądu spraw rzucały się w oczy również do wczoraj. Jeśli zapadło postanowienie o przeniesieniu krzyża do kościoła św. Anny, to niezbędna dla cnoty roztropnego działania domyślność nakazywała w tej napiętej i rozemocjonowanej atmosferze nie wyręczać się w jego egzekucji młodymi i niedoświadczonymi ?szeregowymi? księżmi oraz harcerzami. Nakazywała ona również starannie uniknąć wszystkiego, co u rozdrażnionych samym już napięciem nieustannego czuwania obrońców krzyża mogło wywołać wrażenie zlekceważenia ich troski (i nie chodzi tu, podkreślmy, o pozory, lecz o nacisk na opieszałą władzę publiczną w celu uzyskania gwarancji godnego uczczenia ofiar katastrofy smoleńskiej). A tego przeniesienia powinien dokonać osobiście włodarz Archidiecezji w asyście wszystkich sufraganów i wielu księży, w uroczystej procesji, podczas której dzwony wszystkich kościołów winny bić tak, żeby mury drżały, świadcząc o triumfie i apoteozie Krzyża. Dobrze, że chociaż dzisiaj (dopisuję te słowa w czwartek, 12 sierpnia, po opublikowaniu Oświadczenia Prezydium Konferencji Episkopatu i Arcybiskupa Metropolity Warszawskiego) biskupi zdecydowali się wreszcie zaapelować do polityków o odstąpienie od instrumentalizowania znaku krzyża, szkoda jednak, że zamiast ?prosić? (kogo?) o przeniesienie krzyża ?smoleńskiego? do przygotowanego dlań miejsca, nie oznajmili po prostu, że właśnie w imię troski o niedopuszczenie do jego profanacji i instrumentalizacji żądają także od dotychczasowych jego ?strażników? podporządkowania się temu postanowieniu. W każdym bądź razie stanowisko Pasterzy Kościoła zostało już wyrażone na tyle jasno i jednoznacznie, że odtąd, ktokolwiek i bez względu na religijną gorliwość i poświęcenie, będzie się temu sprzeciwiał i dalej ?bronił krzyża? przed jego przeniesieniem, winien być świadom, że może podlegać surowym karom kościelnym i być traktowany jako odszczepieniec.

Warto jeszcze zauważyć, że kiedy milczą ci, którzy winni nauczać i pouczać, bez przeszkód i bezkarnie płynie potok gadulstwa duchownych ? ultramodernistów, którzy już dawno i z pełnym przekonaniem dokonali ralliement do demoliberalnego Matrixa i chcą w tę przepaść popchnąć cały Kościół. Ci ulubieńcy mediów, ?dyżurni księża? stacji telewizyjnych (zawsze ci sami), ?funkcyjni? reprezentanci ?opinii katolickiej?, wydobywają z siebie w kółko te same beztreściowe ?kluski zbyt kluskowe? i ?jagły zbyt jaglane? o kompromisie, dialogu, wzajemnym zrozumieniu i tolerancji, jak gdyby nigdy nie słyszeli bezkompromisowej mowy Pana Naszego Jezusa Chrystusa: ?Nie sądźcie, że przyszedłem pokój przynieść na ziemię. Nie przyszedłem przynieść pokoju, lecz miecz? (Mt 10, 34). Ale niech ci szerzyciele religii kompromisu baczą na to, że kiedyś, chcąc nie chcąc, usłyszeć mogą słowa: ?Kto nie bierze krzyża swego, a idzie za Mną, nie jest Mnie godzien? (Mt 10, 38).

6. Nie można wreszcie pominąć roli odgrywanej w sporze o ?krzyż smoleński? drugiego faktycznego antagonisty w aspekcie politycznym ? chociaż się tego nieprzekonująco wypiera ? czyli partii Prawo i Sprawiedliwość, a w szczególności jej Prezesa, Pana Jarosława Kaczyńskiego. Jest prawdą, że tragedia smoleńska, choć ogólnonarodowa, w sposób szczególny dotknęła i ten obóz polityczny, i jego przywódcę osobiście. Jest też jego dobrym prawem domaganie się rzetelnego wyświetlenia wszystkich okoliczności katastrofy, chociaż już styl w jakim obóz ten to czyni jest nie do przyjęcia, przede wszystkim z powodu rozmaitych insynuacyjnych napomknięć i wielomównych niedopowiedzeń, którym dopiero potem trzeba nadawać ?właściwą? wykładnię. W tym wszystkim po raz kolejny dochodzi do głosu znana od dawna, a niemożliwa do zaakceptowania, charakterystyczna cecha formacji uznającej Jarosława Kaczyńskiego za swojego opatrznościowego przywódcę, jaką jest roszczenie do monopolizacji patriotyzmu. A patriotyzm nie jest i nie może być jakimś wyłącznym apanażem jednej partii.

Ktokolwiek styka się z aktywistami, a choćby i akolitami tej partii, podążającymi krok w krok w marszrucie za wszystkimi jej gwałtownymi zwrotami i manewrami (zdolnymi zatem ?przełknąć? gładko na przykład pochwałę Edwarda Gierka, której nie mogli się chyba spodziewać nawet ?najwierniejsi z wiernych?), ten nie może nie dostrzec specyficznego nastroju tam panującego: ?adwentystycznego? oczekiwania i przygotowywania się do ostatecznego Armagedonu politycznego. Każda zaś klęska poniesiona w kolejnych starciach wzmaga w militantes PiS autokreację obrazu desperackich ?obrońców Masady?, gotowych raczej popełnić zbiorowe samobójstwo, pogrążając w gruzach całe Miasto, aniżeli poddać się nacierającej zewsząd ?koalicji? wrogów jedynych sprawiedliwych.

Sednem problemu stwarzanego przez PiS i popychającego go do prowadzenia gry skrajnie niebezpiecznej i dla państwa, i dla Kościoła, jest ? trzeba to nazwać po imieniu ? obsesyjna idea wymuszenia par force kultu publicznego tragicznie Zmarłego Prezydenta, śp. Lecha Kaczyńskiego. Co więcej, wskutek niesłychanie zagmatwanego splątania ? co jest, acz tylko do pewnego stopnia, okolicznością od nikogo niezależną ? wymiaru narodowo-politycznego z religijnym sensu proprio, wytwarza się dwuznaczność czy miałby być to ?kult? jedynie państwowy, w ramach pewnej quasi-religii obywatelskiej, czy też nie nabrałby on cech kultu stricte religijnego, osoby męczennika nie tylko ?sprawy narodowej?, ale nieomal ?męczennika za wiarę?, który za życia niósł krzyż, broniony teraz pod bramą Pałacu. Taki przynajmniej jest lub może być wektor ciągłej eskalacji żądań, od których spełnienia uzależniane jest zakończenie sporu o krzyż: nie ?zwykła? tablica pamiątkowa, tylko pomnik, nie pomnik gdziekolwiek, tylko koniecznie w tym miejscu, nie jeden pomnik, ale wiele pomników w całej Polsce.

Nic atoli nie usprawiedliwia żądania ustanowienia takiego kultu. Nie można kwestionować ani patriotyzmu śp. Lecha Kaczyńskiego, ani innych jego zalet; niepodobna też zaprzeczyć, że za swojego życia był przez wielu poniżany wprost nikczemnie, a i po jego śmierci nie zamilkły kanalie plugawiące język debaty publicznej na podobieństwo ?Tersytesa? ? Palikota. Wszystko to jednak, jak również tragiczny zgon, nie wystarcza, by wynosić Zmarłego Prezydenta na aż tak wysoki diapazon wielkiego męża stanu, którym po prostu nie był. Tym bardziej, nie był to ?książę katolicki? (jego stanowisko wielokrotnie rozmijało się z nauką moralną Kościoła), choćby nawet ?książę republikański? ? tak jak prawdziwy męczennik za wiarę, prezydent Ekwadoru Gabriel García Moreno, który umierał w kałuży krwi ze słowami na ustach: ?Dios no muere! Heterodoksyjność owego ?mieszanego? kultu patriotyczno-religijnego, w którym Krzyż Męki Pańskiej niepostrzeżenie przechodzi w ?krzyż męki Lecha Kaczyńskiego?, bezwiednie potwierdzają niejednokrotnie działacze PiS, jak na przykład ? o ile pamięć mnie nie myli ? poseł Adam Hofman, który powiedział, że ?dla nas? krzyż jest ?czymś więcej? niż tylko symbolem chrześcijańskim. I tak zapewne jest: dwuznaczność PiS-owskiego pojmowania krzyża to typowy przykład ?immanentyzacji eschatonu? według paradygmatu joachimickiego, gdzie w sterrestrializowanej wersji historia sacra śp. Lech Kaczyński urasta do roli sui generis Proroka torującego męczeństwem drogę Dux e Babylone ? swemu bratu Jarosławowi Kaczyńskiemu, który swych wiernych ?żołnierzy? wprowadzi do Trzeciego Królestwa, gdzie ?góry staną się równinami?.

Jeśli p. Jarosław Kaczyński i jego partia chcieliby dowieść, że wskazana powyżej analogia jest nieuzasadniona, że obce są im millenarystyczne pokusy, że naprawdę chcą zapobiegać inwazji zapateryzmu, a nie ją prowokować, to nie mogą udawać, że dzisiejsze upomnienie Biskupów nie jest skierowane także do nich i ich nie obowiązuje. Jeśli natomiast, zamiast się opamiętać i ostudzić nastroje swoich rozegzaltowanych sympatyków, będę dalej brnąć w rozognianie konfliktu wokół krzyża ?smoleńskiego?, to dadzą dowód, że są partią religijnej anarchii i politycznego rokoszu. Dla przestrogi przypomnijmy, że rokoszanin Jerzy Sebastian Lubomirski też był patriotą, zasłużonym w odpieraniu ?potopu? szwedzkiego.

7. Reasumując powyższe uwagi należy stwierdzić, że Ojczyzna nasza przedstawia dziś smutne widowisko irracjonalnego agonu dwóch splecionych ze sobą w śmiertelnym uścisku obozów partyjnych, dla których ważniejsze jest unicestwienie przeciwnika niż ocalenie wspólnoty politycznej, takie zaś nastawienie jest prostą drogą do znicestwienia narodu. Ci agoniści są jak Niebiescy i Zieloni, grupujący popleczników jednego bądź drugiego zaprzęgu rydwanów, którzy z tą samą zajadłością przez setki lat rozszarpywali Cesarstwo Bizantyjskie. Są jak gwelfowie i gibelini, lecz tacy, którzy już nawet nie pamiętają o co spierali się ich przodkowie, ale pozostała im zapiekła nienawiść. Dziś w Polsce podstawowy wyznacznik polityczności, jakim jest desygnacja ?wroga publicznego? (hostis), dokonywa się według kryteriów partyjno-politycznych, a nie państwowo-politycznych, co sprawia, że jako wrogowie publiczni oznaczeni są wrogowie prywatni (inimicis) partyjnych bossów i ich pretorianów, a państwo nie ma jednoczącego go przywódcy i przewodnika, stojącego ponad wszelkimi partykularyzmami i prowadzącego wszystkich ku wspólnemu celowi.

Być może, jedynym pocieszeniem w tej ?wielkiej smucie? jest nadzieja, że bezsilne przyglądanie się ponuremu widowisku rozszarpywania Rzeczypospolitej przez ? jak to nazywał Enrico Corradini ? ?te koczujące bandy, zwane partiami? okaże się wstrząsem, który niejednemu zaślepionemu współczesnym kultem demokracji pozwoli zgubić bielmo na oczach zasłaniające prawdę głoszoną przez całą klasyczną filozofię polityczną, z Arystotelesem i św. Tomaszem z Akwinu na czele, że demokracja to system z natury zepsuty, w którym niemożliwe jest osiąganie dobra wspólnego; to ?tyrania wielu? (multitudinis), nie zasługująca nawet na nazwanie jej ?ustrojem?, bo faktycznie będąca ?rozstrojem?. Być może zatem niejeden dotychczasowy ślepiec dostrzeże i zrozumie konieczność przywrócenia tego, co jeszcze w konstytucjonalizmie XIX-wiecznym nazywano ?państwem zwierzchniczym?, rozpościerającym się ponad mnogością wolnych, lecz uporządkowanych wspólnot oraz mądrze i sprawiedliwie nimi rządzącym. A zatem także niezbędność przywrócenia władzy realnej, niezależnej od woli tłumu i od partyjnych oligarchii, zakorzenionej w tradycji, dziedzicznej, opromienionej autorytetem nadprzyrodzonym, uzyskiwanym jako łaska w sakrze namaszczenia; ustanowienia władcy będącego katechonem powstrzymującym nadejście Antychrysta, co przepowiadał Apostoł Narodów w 2 Liście do Tesaloniczan. Bo przecież nie tylko płonna, ale wprost śmieszna byłaby nadzieja, że powstrzymać Antychrysta mogłaby ?wygrana demokracji?.


Jacek Bartyzel
Prezes Klubu Konserwatywnego w Łodzi


Ostatnio edytowano 17 sie 2010, 15:27 przez Nadir, łącznie edytowano 1 raz

zmniejszyłem czcionkę



17 sie 2010, 11:26
Zobacz profil
Zawodowiec
Avatar użytkownika

 REJESTRACJA25 cze 2009, 12:10

 POSTY        3598
Post Katastrofa smoleńska
Ujawniamy tajemnice korespondencji w sprawie Smoleńska

Ujawniamy część dyplomatycznej depeszy (claris) między ambasadorem RP w Moskwie Jerzym Bahrem a polskim MSZ. Ambasador relacjonuje w niej spotkanie z Siergiejem Nieczajewem, dyrektorem departamentu europejskiego MSZ Rosji. Rosjanin dziwił się, że do 10 marca ich resort spraw zagranicznych nie otrzymał od naszego rządu oficjalnego potwierdzenia, czy i w jakim charakterze prezydent Lech Kaczyński przyleci do Rosji 10 kwietnia. Ambasador Bahr zanotował także, że Nieczajew ostrzegał, iż mogą być problemy z lądowaniem pod Smoleńskiem, co "DGP" ujawnił wczoraj.

Prokuratura wojskowa bada, czy przez umniejszenia rangi wizyty Lecha Kaczyńskiego w Katyniu nie doszło do gorszego zabezpieczenia lotniska Siewiernyj. Ministerstwo Spraw Zagranicznych przez ponad półtora miesiąca nie potrafiło oficjalnie powiedzieć Rosjanom, jaki charakter będzie miała wizyta prezydenta 10 kwietnia - dowiedział się "DGP". Dotarliśmy do korespondencji z 11 marca 2010 roku pomiędzy Jerzym Bahrem a Jarosławem Bratkiewiczem, dyrektorem departamentu wschodniego MSZ i Mariuszem Kazaną. Ambasador opisywał rozmowę z Siergiejem Nieczajewem, dyrektorem departamentu europejskiego MSZ Rosji:

"Nieczajew podkreślił, że protokół rządu Rosji będzie zajmował się wyłącznie organizacją spotkania premiera Tuska z Putinem. W kwestii wizyty prezydenta Nieczajew zapytał, czy powinien rozumieć moje słowa o przyjeździe Kaczyńskiego jako oficjalne powiadomienie strony rosyjskiej, gdyż do tej pory strona rosyjska nie otrzymała żadnej oficjalnej wiadomości, że wizyta ta będzie miała miejsce. Odpowiedziałem, że na tak postawione pytanie nie mogę udzielić oficjalnej odpowiedzi, niezależnie od faktu, że z tych materiałów, które posiadam, wynika, że 10 kwietnia do Katynia przybędzie prezydent RP".

Po tej rozmowie Nieczajew 12 marca wysłał do polskiego ambasadora pismo: "Jestem zmuszony ponownie zwrócić się z zapytaniem: czy pańska wzmianka o planowanej wizycie prezydenta RP Lecha Kaczyńskiego 10 kwietnia br. w Katyniu i Smoleńsku jest oficjalnym zwróceniem się strony polskiej? Będę wdzięczny za wyjaśnienie". Dopiero po tych naciskach 16 marca nasze MSZ poinformowało rosyjską dyplomację, że prezydent przyleci jako "szef delegacji": "Delegacji polskiej podczas tej ceremonii będzie przewodniczył Prezydent RP (...)" - czytamy w nocie z 16 marca.

Jeden z ministrów w rządzie Tuska tłumaczy, że sprawa przeciągała się, bo prezydent chciał wymusić na Rosjanach oficjalne zaproszenie. - A to było niemożliwe - mówi. Jako że polski prezydent nie został zgodnie z protokołem dyplomatycznym zaproszony do Katynia przez rosyjskiego prezydenta, był w Rosji prywatnie.

"Udział prezydenta nie był traktowany jako wizyta w tym rozumieniu (...) - zeznała Małgorzata Łatkiewicz-Pawlak, zastępca dyrektora Protokołu Dyplomatycznego MSZ.
Czy to oznaczało, że Rosjanie mniej się przyłożyli do wizyty delegacji pod przewodnictwem Kaczyńskiego? Przecież także we wrześniu 2007 roku był w Katyniu z "prywatną wizytą". Podobnie jak wcześniej Aleksander Kwaśniewski i Lech Wałęsa. Tylko wtedy nikomu nic się nie stało i nie było potrzeby weryfikowania, czy te wizyty były gorzej przygotowane niż te oficjalne. Dziś trzeba to sprawdzić.

- Wojskowa Prokuratura Okręgowa w Warszawie sprawdza, czy umniejszenie rangi wizyty prezydenta mogło i miało wpływ na bezpieczeństwo lotu z 10 kwietnia i na sposób zabezpieczenia lotniska pod Smoleńskiem - mówi "DGP" prokurator Maciej Kujawski z biura prasowego Prokuratury Generalnej.Do 3 lutego w oficjalnych rozmowach polsko-rosyjskich nie było mowy o rozdzieleniu wizyt prezydenta i premiera. Wtedy premier Władimir Putin zadzwonił do Tuska i zaprosił na obchody katyńskie. Dariusz Górczyński, naczelnik Wydziału Federacji Rosyjskiej w departamencie wschodnim MSZ, zeznał, że po tej rozmowie Tomasz Arabski, szef kancelarii premiera uzgodnił ze swoim rosyjskim odpowiednikiem, że Putin przyjedzie do Katynia nie 10 a 7 kwietnia i tam się spotka z Tuskiem, bez Kaczyńskiego.

Jurij Titoew przekonywał też, że strona rosyjska zapewni Kaczyńskiemu przyjęcie odpowiednie dla głowy państwa - choć w ich kraju gościć będzie prywatnie. Czy rzeczywiście? Naczelnik Górczyński zeznał: "Nomenklatura rosyjska określa takie wizyty jako prywatne, co nie oznacza, że jest to wizyta niezgłoszona (...), a jedynie że strona rosyjska zapewnia transport, bezpieczeństwo i zakwaterowanie jedynie dla szefa delegacji, w tym wypadku dla prezydenta RP".

Nie dotyczyłoby to - przyjmując to rozumowanie - innych członków delegacji, np. marszałka Sejmu czy dowódców wojskowych.

Maciej Duda
Źródło: Dziennik Gazeta Prawna

http://wiadomosci.dziennik.pl/polityka/ ... i.html,1,3


17 sie 2010, 19:03
Zobacz profil
Specjalista

 REJESTRACJA14 mar 2010, 18:03

 POSTY        333
Post Katastrofa smoleńska
Młodzież, która protestuje przeciwko krzyżowi, jest zmanipulowana i nie do końca zorientowana ideowo, o co w tym zmaganiu chodzi. Doprowadzenie przez dzisiejszą strukturę polityczną do takich ekscesów przekraczających wszelkie granice przyzwoitości jest jednym ze środków manipulacji Narodem Polskim.
--------------------------------------------------------------------------

Z ks. prof. dr. hab. Tadeuszem Guzem, kierownikiem Katedry Filozofii Prawa Katolickiego Uniwersytetu Lubelskiego Jana Pawła II, rozmawia Bogusław Rąpała

Od kilku tygodni obserwujemy demonstracje i happeningi przeciwników krzyża przed Pałacem Prezydenckim. Obrażanie symbolu religijnego i jego obrońców jest modne. To początek głębszej transformacji, a może kontynuacja ideologii realizowanej od lat?
- Moim zdaniem, jest to raczej kontynuacja różnych ideologii wieków nowożytnych, które expressis verbis wpisały się w negację Krzyża Chrystusa jako prawdziwego znaku zbawienia. Bo w pytaniu o ten Krzyż najważniejsze jest pytanie o zbawienie. Każdy ma jakieś doświadczenie przygodności życia, tzn. jego trosk i cierpień. Szczytem zmagań osoby ludzkiej jest właśnie krzyż, także krzyż w sensie śmierci, czyli rozpadu naszej wspaniałej duchowo-materialnej istoty. Tak jak fundamentalnym zagadn nowożytnych jest pytanie, czy Bóg Osobowy stworzył świat - na które główne ideologie nowożytności dają niestety odpowiedź negatywną - tak też problematyka krzyża, również tego w Warszawie przed Pałacem Prezydenckim, dotyczy drugiego zasadniczego pytania o zbawienie człowieka i świata przez Jezusa Chrystusa jako, według Pisma św. i nauki Kościoła, jedynie prawdziwego Mesjasza.

Biorąc pod uwagę hasła wykrzykiwane przez przeciwników krzyża i wypisywane na ich transparentach, można mówić o "dialektyce negatywnej", czyli głównym narzędziu nowej lewicy?
- Nie jestem przekonany, czy wszyscy protestujący przeciwko obecności krzyża w tym miejscu publicznym są świadomi swojej pozycji ideowej i tego, że rzeczywiście wpisują się w "negatywną dialektykę" (Th.W. Adorno) krzyża, która - jeśli chodzi o wieki nowożytne - ma swój początek w reformacji Marcina Lutra. Twierdził on, że Krzyż Jezusa z Nazaretu nie jest skutkiem nadużycia wolności przez ludzi i upadłych aniołów, ale że Syn Boga musiał umierać na krzyżu jeszcze przed stworzeniem świata. To oznacza, że Luter w swojej teologii dialektycznej określił życie Boga istotowo poprzez śmierć, a zatem Krzyż w reformacji nie jest znakiem zbawienia człowieka i świata, lecz ostatecznie znakiem samozbawiania się "niesprawiedliwego" Boga. Natomiast przedstawiciel idealizmu niemieckiego Hegel zaproponował, żeby uświadomić człowiekowi, iż wszelkie cierpienie jest spowodowane niedoskonałością Boga Objawienia chrześcijańskiego. Według niego, istotą wszelkiego bytowania, łącznie z Absolutem, jest właśnie żyć i umierać, a Krzyż nie jest jednorazowym aktem Syna Bożego jako doskonałego Boga i doskonałego Człowieka zarazem, dla zbawienia kosmosu. Ta filozofia niemiecka dokonała racjonalizacji teologii Marcina Lutra i przeniosła myśl teologiczną na płaszczyznę filozoficzną. W marksizmie i leninizmie świadomie dokonano negacji Krzyża Chrystusa. Marks głosił konsekwentnie, że nie potrzebujemy Chrystusa jako "Pośrednika" zbawienia. Najważniejszym narzędziem, jakie Marks wprowadził do swojej ideologii materialistycznej w miejsce Krzyża Chrystusa, był system komunistyczny, w którym ubóstwiona materia osiąga poprzez ideologię komunizmu samozbawienie. Również hitlerowcy rozpoczynali swoją działalność od usuwania krzyży. Naziści byli przekonani, że trzeba złamać wiarę w Boga Objawienia chrześcijańskiego i w to miejsce wprowadzić rasę nordycką - jako mesjasza zbawiającego świat. W programie utworzenia "narodowego kościoła Rzeszy" Alfred Rosenberg zażądał "usunięcia z ołtarzy wszystkich krzyży, Biblii i obrazów świętych", a w ich miejsce "położenia po prawej stronie ołtarza 'Mein Kampf' Adolfa Hitlera, a po lewej miecza", natomiast "w dniu założenia" nadmienionego kościoła Trzeciej Rzeszy "musi zniknąć krzyż chrześcijański ze wszystkich kościołów, katedr i kaplic (...) oraz musi zostać zamieniony przez nieprzezwyciężony symbol, Hakenkreuz". Martin Bormann, minister i sekretarz Hitlera, też sądził, że "nie ma żadnego kompromisu pomiędzy narodowym socjalizmem a nauką chrześcijańską". Nawet Bertrand Russell obwiniał dogmatykę katolicką za powstanie niemieckiego nazizmu. Przedstawiciele ideologii nowej lewicy Theodor W. Adorno i Max Horkheimer twierdzili, że nie ma żadnego zbawienia i żadnego zbawienia być nie może. Dlatego nowa lewica i neomarksizm są najbardziej niebezpieczne, ponieważ skasowały już całkowicie perspektywę zbawczą. Tak więc walka z Krzyżem Jezusa z Nazaretu wpisała się w sposób istotny w całą nowożytną kulturę ludzkości.

Wspomniał Ksiądz Profesor, że niektórzy nie są do końca świadomi, w czym uczestniczą, ale czy to zwalnia ich z odpowiedzialności za podzielanie takich ideologii walki z krzyżem?
- Na pewno inicjatorzy tych protestów są świetnymi znawcami nowożytnego rozwoju myśli ludzkiej. Jestem pewien, że wielu spośród tych, którzy protestują przeciw obecności krzyża przed Pałacem Prezydenckim, jest wykorzystywanych. Ale ponieważ oni wszyscy mają sumienie zdolne do zasadniczego rozeznania dobra i zła, dlatego też każda walka z krzyżem jest jednak w mniejszym lub większym stopniu świadomym aktem osobowym, i tutaj należy zaznaczyć, że te protesty przeciwko krzyżowi są w najwyższym stopniu karygodne.

Kto w takim razie świadomie manipuluje tymi ludźmi?
- Tego rodzaju walka z krzyżem wpisuje się w ruchy, które określiłbym jako neokomunistyczno-neoliberalistyczne. Wspólnym mianownikiem wszystkich ideologii, o których już mówiłem, jest istotowa negacja chrześcijaństwa katolickiego jako doktryny, nauki i prawdy. Ale wydaje mi się, że nawet w środowisku liberalnym są ludzie, którzy prywatnie wierzą w Boga i są przekonani, iż Chrystus jest Zbawicielem.

Ale za to sposób traktowania wiary jako sprawy prywatnej wyklucza - w ich mniemaniu - krzyż w miejscu publicznym, jakim jest chociażby plac przed Pałacem Prezydenckim.
- Każde miejsce w Polsce i na świecie jest dobrym miejscem dla krzyża, ponieważ Chrystus w swoim akcie zbawczym dokonał zbawienia nie tylko samego człowieka, lecz także całego świata. To oznacza, że swoją zbawczą miłością objął każde miejsce na świecie. I dlatego my, jako ludzie, nie możemy powiedzieć, że jakieś miejsce nie jest godne obecności krzyża albo że krzyż nie jest godny jakiegoś miejsca, ponieważ Chrystus umierał za każdy centymetr globu i wszechświata, za wszystko, co istnieje, ale przede wszystkim umierał za człowieka.

Przeciwnicy krzyża swoje stanowisko argumentują również świeckością państwa polskiego.
- Rzeczywiście, pojawia się tego rodzaju argumentacja, ale trzeba pamiętać, że według Konstytucji Rzeczypospolitej Polskiej suwerenem Polski jest Naród. To znaczy, że jeżeli Naród posiada władzę, a jego reprezentantami są politycy, to zrozumiałe jest, że miejsca publiczne Polski, w których sprawowana jest władza, są własnością katolickiego Narodu Polskiego. I w związku z tym, jeżeli wolą Narodu jest, żeby miejsce, w którym każdy Prezydent Rzeczypospolitej sprawuje władzę, zostało naznaczone krzyżem, to ma do tego nienaruszalne prawo. Tym bardziej że w kontekście tej wielkiej tragedii pod Smoleńskiem polityka polska i Naród Polski zostały dotknięte wielkim krzyżem osobistym i narodowym.

Pielęgnowanie pamięci o ofiarach z 10 kwietnia stało się elementem historii Polski, a co za tym idzie - również naszej tożsamości narodowej. Według ideologii nowej lewicy tożsamość jest pojęciem negatywnym. Czy walka z tym konkretnym krzyżem nie jest przejawem takiego sposobu myślenia?
- Ależ oczywiście. Proszę zobaczyć, że problematyka tożsamości w nowożytnej filozofii jest całkowicie zatracona. Możemy powiedzieć, że w tych różnych ideologiach, o których była wcześniej mowa, istnieją jeszcze resztki tożsamości. Natomiast właśnie w przypadku nowej lewicy wszelkie mówienie o tożsamości jest radykalnym nazizmem. Dąży się do całkowitego usunięcia tożsamości. Tak jak wyraził się Adorno, że jeśli ktoś obstaje przy tożsamości, to tylko po to, aby unicestwiać drugich. Mówi się o tożsamości bytu, żeby móc go prześladować. Sądzę, że wielu tych, którzy protestują dzisiaj w Polsce przeciwko obecności krzyża przed Pałacem Prezydenckim, sprzeciwia się zarówno symbolowi naszej wiary chrześcijańskiej, jak i symbolowi naszego potężnego dramatu narodowego, jakim była katastrofa z 10 kwietnia.

Czy nie niepokoi Księdza Profesora sposób przedstawiania tych wydarzeń w mediach?
- Media są niewątpliwie pod bardzo silnym wpływem ideologicznej struktury neomarksizmu, postmodernizmu, i są wobec nich dalece zobowiązane. A to oznacza, że trudno oczekiwać wiarygodnych relacji, zarówno jeśli chodzi o komentarz, jak i zestawienie obrazu ze słowem. Przez to, że wiele koncernów medialnych uległo potężnej ideologizacji, trudno jest im zrozumieć problematykę Krzyża naszego Zbawiciela czy problematykę pokoleniową w Polsce katolickiej, do której - jak mi się wydaje - jednak zdecydowana większość Polaków ma bardzo rzetelne, chrześcijańskie podejście, umiłowanie Boga, Kościoła, sprawy narodowej czy europejskiej. Niestety, przedstawia się te kwestie wycinkowo, a wtedy bardzo łatwo o manipulację.

Śledząc wydarzenia na Krakowskim Przedmieściu, z niepokojem można zaobserwować dużą liczbę młodych wśród przeciwników krzyża, którzy często podejmują próby konfrontacji zwłaszcza z osobami starszymi modlącymi się pod tym znakiem wiary.
- Zagraniczne koncerny medialne kierują się filozofią o proweniencji postkomunistycznej, neomarksistowskiej i neoliberalistycznej. W związku z tym manipulują nieraz naszym Narodem oraz polskim katolicyzmem, dążąc do przeciwstawienia sobie pokoleń i do pewnego zakłócenia równowagi międzypokoleniowej. Młodzież, która protestuje przeciwko krzyżowi, jest zmanipulowana i nie końca zorientowana ideowo, o co w tym zmaganiu chodzi. Doprowadzenie przez dzisiejszą strukturę polityczną do takich ekscesów przekraczających wszelkie granice przyzwoitości jest jednym ze środków manipulacji Narodem Polskim. Odwraca się w ten sposób uwagę od zasadniczych spraw polskiej racji stanu, nauki, polityki, gospodarki i kultury. I wielkie koncerny medialne niestety mają w tym swój udział. Niemniej jednak jestem przekonany, że mamy bardzo dużo dobrej młodzieży wiernej Bogu i sprawie Kościoła. Warto przywołać tu osobę i wielkie dzieło Sługi Bożego Jana Pawła II jako niezwykłego i bohaterskiego aż do przelewu krwi świadka Krzyża Chrystusa. Jestem przekonany, że wraz z Nim zwyciężymy jako Polacy w tej godzinie doświadczenia krzyża narodowego i państwowego.

Partie lewicowe wojnę o krzyż starają się wykorzystać do napiętnowania wszelkich przejawów religijności w życiu publicznym, a szczególnie politycznym.
- Z Konstytucji Rzeczypospolitej Polskiej, a także ze struktury prawa Unii Europejskiej jasno wynika, że narody Europy mają prawo do uzewnętrznienia swoich praktyk religijnych. To, z czym teraz mamy do czynienia, jest próbą zawężenia przestrzeni wolności religijnej tylko do sfery prywatnej. Krzyż jest symbolem o ogromnej wartości ideowej, moralnej, patriotycznej i politycznej. Właśnie w Chrystusie polityka ma swoje absolutne kryterium dla tego, co dobre i złe. Dlatego stoimy przed pytaniem, czy polityka ma być oparta na Dekalogu i na prawie naturalnym, które jest dostępne dla każdego człowieka na ziemi, wierzącego i niewierzącego, ponieważ każdy człowiek jest dzieckiem Boga i z natury od Niego pochodzi. W przypadku gdy wolność religijną usiłuje się ograniczać, a nawet całkowicie negować, czymś całkowicie słusznym i naturalnym wydaje się to, że Naród katolicki broni się przed tym, żeby nie wykreślić Boga z istoty polityki, nauki, życia społecznego, moralności Narodu, polskiej katolickiej kultury i wszelkich aktywności narodowych. Mamy bowiem do takiego świadectwa nienaruszalne prawo.

Dlaczego za sporządzenie karykatury Mahometa można stracić życie, a w Polsce dochodzi do publicznych aktów bezczeszczenia krzyża i nikomu nic za to nie grozi?
- To przykład na to, że są narody, które o wiele bardziej cenią wartości religijne. Także ich reprezentanci, czyli politycy, okazują dużo większy szacunek wobec symboli religijnych. Niestety, trzeba przyznać, że polska polityka przeżywa bardzo głęboki kryzys, nie radzi sobie w konfrontacji ideowej we współczesnym świecie i dlatego dochodzi do takich potężnych nieporozumień, jak to na Krakowskim Przedmieściu, które można było w bardzo prosty sposób zażegnać. To, że w codziennych aktach prawnych polskiego czy europejskiego prawodawstwa brakuje odwołań prawno-naturalnych, powoduje, że można u nas - w Polsce czy w Europie - poniżać i deprecjonować znaki naszej wiary katolickiej, co rzeczywiście w niektórych krajach arabskich, afrykańskich czy nawet azjatyckich byłoby nie do pomyślenia. W Polsce mamy obecnie do czynienia z potężną próbą zanegowania krzyża, czyli najważniejszego znaku naszej wiary chrześcijańskiej. Jeżeli Polakom nie uda się obronić tego symbolu, to przypuszczam, że nasz Naród i nasze państwo wpadną w jeszcze głębszy kryzys i nie będziemy w stanie rozwiązać podstawowych problemów w nauce, ekonomii czy w ogóle w zarządzaniu Rzecząpospolitą.

Nawet największe systemy ideologiczne wieków nowożytnych, które walczyły z krzyżem, prędzej czy później upadały.
- To rzeczywiście bardzo znamienne, że ilekroć ktokolwiek przystępował do walki z krzyżem, tylekroć przegrywał. W XIX w. Heinrich Heine przestrzegał Francuzów przed niszczeniem tego "łagodnego i delikatnego talizmanu", jak określił chrześcijański krzyż i jego "najpiękniejszą zasługę" w obronie człowieka i świata, bo jeśli zostanie on złamany, to wtedy "zrodzi się na nowo taka dzikość starych wojowników", że będą musieli obawiać się o własne francuskie istnienie. Dzisiaj Polska stoi przed podobną alternatywą: albo pozostanie wierna Krzyżowi Chrystusa jako jedynemu symbolowi prawdziwego zbawienia dokonanego przez prawdziwego Mesjasza, albo pożegna się z Chrystusem i Jego Kościołem. Ufam mocno, że Naród Polski jest na tyle światły, mądry i wierny swoim tysiącletnim dziejom, kulturze chrześcijańskiej, Ewangelii Chrystusa i Kościołowi katolickiemu, że także z tej konfrontacji wyjdzie zwycięsko i również polska polityka stanie się jeszcze bardziej chrześcijańska. Bardzo głęboko wierzę, że zwyciężą Prawda i Miłość Chrystusa symbolizowane w Jego Krzyżu, tak jak zwyciężyły wtedy, kiedy Jan Paweł II stanął na placu Zwycięstwa i wraz z Narodem Polskim stał się w mocy Krzyża Chrystusowego narzędziem służącym do rozpadu wielkiego sowieckiego bloku komunistycznego i odrodzenia się niepodległej Rzeczypospolitej.
---------------------------------------------------------------------------
Wywiad z dzisiejszego wydania "Naszego Dziennika"


Ostatnio edytowano 17 sie 2010, 20:06 przez Nadir, łącznie edytowano 1 raz

zmniejszyłem czcionkę



17 sie 2010, 19:59
Zobacz profil
Zawodowiec
Avatar użytkownika

 REJESTRACJA25 cze 2009, 12:10

 POSTY        3598
Post Katastrofa smoleńska
Trzeba kolejny raz skopiować nagrania z czarnych skrzynek Tu-154

W Moskwie zostaną otwarte sejfy, w których przechowywane są oryginały czarnych skrzynek rozbitego w Smoleńsku tupolewa. Jak dowiedziało się RMF RM, konieczne jest ponowne skopiowanie kilku fragmentów nagrań z czarnych skrzynek.

Generał Krzysztof Parulski, który przybył dzisiaj do Moskwy nie ujawnił, co i dlaczego będzie kopiowane. Parulski ma otrzymać od Rosjan nowe dokumenty ze smoleńskiego śledztwa. Podczas jego pobytu zostaną też przesłuchani pracownicy polskiej ambasady. Nie wykluczył, że będzie wśród nich ambasador Jerzy Bahr. W sumie przesłuchania mają objąć kilkunastu pracowników ambasady. Zostaną zabezpieczone również dokumenty, znajdujące się na terenie polskiej placówki.

Naczelny Prokurator Wojskowy ujawnił również, że do przekazania dokumentów rosyjskiego śledztwa dojdzie dopiero 19 sierpnia i nie będzie wśród nich najprawdopodobniej protokołów sekcji zwłok.

http://wiadomosci.wp.pl/kat,1342,title, ... omosc.html


17 sie 2010, 20:10
Zobacz profil
Wyświetl posty nie starsze niż:  Sortuj wg  
Odpowiedz w wątku   [ Posty: 2082 ]  idź do strony:  Poprzednia strona  1 ... 25, 26, 27, 28, 29, 30, 31 ... 149  Następna strona

 Nie możesz rozpoczynać nowych wątków
 Nie możesz odpowiadać w wątkach
 Nie możesz edytować swoich postów
 Nie możesz usuwać swoich postów
 Nie możesz dodawać załączników

Skocz do: