Ja też nie uwierzyłem w cuda Tuska. Tak samo jak nie wierzyłem w szczerość jego intencji kiedy po 20 latach życia na "kartę rowerową" (nie powiem na"kocią łapę", bo rychu może sie zbulwersować) 2 miesiące przed wyborami wziął ślub kościelny. Teraz kandydat marszałek 2 miesiące przed wyborami nie tylko odżegnuje się od swojego programu ideowego ale i zamienia strzelbę na kamerę. Może jeszcze ogłosi że jest sercem i duszą z gejami i lesbijkami. Zawsze to pare tysiecy głosów....
nie glosuje na mysliwych
Komorowski: Gajowy jest POtrzebny
Bronisław Komorowski spotkał się z kilkuset leśnikami w Jabłonnie pod Warszawą. Mam wielu przyjaciół, znajomych pracujących w lasach, jeżdżę, bywam, czasami z dubeltówką, w lasach polskich i wiem, jak wspaniałe jest to środowisko ? mówił Komorowski.
____________________________________ Videtur et hoc mihi Platforninem non debere esse Poza tym uważam że Platformę należy zniszczyć /Katon starszy/
22 cze 2010, 19:15
Wybory prezydenta RP 2010
Badman
comodo
Uprzedzam, w cuda na prawicy nie wierzę.
Ja też nie uwierzyłem w cuda Tuska. Tak samo jak nie wierzyłem w szczerość jego intencji kiedy po 20 latach życia na "kartę rowerową" (nie powiem na"kocią łapę", bo rychu może sie zbulwersować) 2 miesiące przed wyborami wziął ślub kościelny. Teraz kandydat marszałek 2 miesiące przed wyborami nie tylko odżegnuje się od swojego programu ideowego ale i zamienia strzelbę na kamerę. Może jeszcze ogłosi że jest sercem i duszą z gejami i lesbijkami. Zawsze to pare tysiecy głosów....
nie glosuje na mysliwych
Komorowski: Gajowy jest POtrzebny
Bronisław Komorowski spotkał się z kilkuset leśnikami w Jabłonnie pod Warszawą. Mam wielu przyjaciół, znajomych pracujących w lasach, jeżdżę, bywam, czasami z dubeltówką, w lasach polskich i wiem, jak wspaniałe jest to środowisko ? mówił Komorowski.
I tak każdy z nas zagłosuje na swoich. A tak naprawdę to nie ważne kto będzie prezydentem, ważne by reprezentował i bronił nas wszystkich oraz godnie reprezentował kraj na arenie międzynarodowej. Za to tym bardziej
22 cze 2010, 20:05
Wybory prezydenta RP 2010
Masz rację comodo, i dobrze by było, żeby wiedział co mówi, bo nie zawsze przed wypowiedzią będzie mógł zajrzeć do wikipedii
"Ministrowie znów w jednym samolocie"
Najważniejsi ludzie w kraju wciąż latają razem. Do Afganistanu jednym samolotem udał się marszałek Sejmu, pełniący obowiązki głowy państwa, Bronisław Komorowski, szef dyplomacji Radosław Sikorski i minister obrony Bogdan Klich - donosi RMF FM. Jak dowiedziało się radio RMF FM od szefa Biura Bezpieczeństwa Narodowego gen. Stanisława Kozieja, lot odbył się zgodnie z nowymi procedurami wożenia najważniejszych osób w państwie.
Na czym miałyby te zmiany polegać, skoro nadal na pokładzie jednego samolotu znajduje się delegacja złożona z najważniejszych ludzi w państwie? Koziej twierdzi, że różnica jest. - Chodzi o to, aby nie znalazło się w jednym miejscu zbyt wiele osób. Jest pełniący obowiązki prezydenta, jest tylko jeden jego podwładny szef - szef Biura Bezpieczeństwa Narodowego. Szef Kancelarii został na miejscu - mówił dziennikarzom szef BBN.
Bronisław Komorowski mówił później na konferencji prasowej, że różnica polega także na tym, że samolotem nie lecieli żadni dowódcy sił zbrojnych.
Komentarz: - oczywiście Panie Marszałku, jak zwykle ma Pan rację
Prośbą, albo groźbą. Walka o głosy lewicy ponad głową szefa Sojuszu - To już nie jest walka o głosy to wojna polsko - polska między PO a SLD - słychać było wczoraj głosy wśród polityków Sojuszu po tym jak Grzegorz Schetyna powiedział, że nie przeprosi przewodniczącego SLD za to, że nazwał go politycznym handlarzem. (...) http://www.polskatimes.pl/stronaglowna/ ... ponad-glow
22 cze 2010, 20:34
Wybory prezydenta RP 2010
Bronek już szykuje Pałac Prezydencki do przejęcia?
Z błędem ortograficznym.
W złą porę pochwaliliśmy wczoraj Bronisława Komorowskiego za powstrzymanie się od czystek w Kancelarii Prezydenta. Marszałek mianował tylko najwyższych urzędników, a ludzi, którzy pracowali z Lechem Kaczyńskim zostawił na stanowiskach. Sam zamiast w Pałacu, pracuje w Belwederze.
Ale już najwyraźniej szykuje się do przeprowadzki. Oto "Super Express" dotarł do dziwnego zalecenia zainstalowanego przez Komorowskiego szefa Kancelarii, Jacka Michałowskiego do sekretarzy i podsekretarzy stanu (pisownia oryginalna):
"Uprzejmie proszę o nie planowanie wyjazdów służbowych do dnia zaprzysiężenia Prezydenta Rzeczpospolitej Polskiej. Jednocześnie będę wdzięczny za rozważenie wykorzystania przez Państwa w najbliższym czasie przysługującego urlopu wypoczynkowwego."
Zaczyna się od błędu ortograficznego ("nie planowanie" pisze się chyba razem?), potem jest nawet gorzej. Szef Kancelarii prosi bowiem swoich podwładnych o niewyjeżdżanie (w obowiązkach służbowych!) do końca kampanii. Słowem, urzędnicy nie mogą robić tego, co codziennie robi Bronisław Komorowski.
Do tego jeszcze te urlopy. Wyjścia są dwa: albo szef Kancelarii chce, żeby urzędnicy za Jarosławem Kaczyńskim (to niby jest powód powstania pisma) jeździli na własny koszt, albo chodzi o to, żeby na dzień przed zaprzysiężeniem nowego prezydenta (Michałowski zapewne wierzy, że będzie to Komorowski) ludzie do odstrzału nie poszli nagle na urlopy i nowy prezydent nie musiał ich dymisjonować, gdy będą leżeć na plaży.
Komentarz: - lewica też zauważyła, że Bronek od dłuższego czasu czuje się już Prezydentem, nie przyjmuje do wiadomości, że mógłby te wybory przegrać, zachowuje się tak jakby urząd Prezydenta RP należał mu się z definicji. I to jest właśnie demokratyczne myślenie - wszystko dla mnie.
23 cze 2010, 08:02
Wybory prezydenta RP 2010
Żołnierze w Afganistanie nie lubią Bronka! Był trzeci
II tura według żołnierzy? Kaczyński vs. Napieralski.
Wyniki wyborów z baz wojskowych rzucają nowe światło na zaskakującą wizytę Bronisława Komorowskiego w Afganistanie i równie niespodziewane obietnice znalezienia pieniędzy, których podobno nie było.
Ogólne wyniki w Afganistanie, które można znaleźć wśród całościowych wyników głosowania za granicą, nie były dla marszałka najlepsze, gdyż chyba tylko głosami personelu ambasady wygrał z Napieralskim. Ale i tak zdecydowanie przegrał z Jarosławem Kaczyńskim.
Okazuje się jednak, że wśród żołnierzy zdecydowanie wygrał Jarosław Kaczyński, uzyskując ponad 43% głosów! Drugi był Grzegorz Napieralski, który wynikiem 23,14% wyprzedził Bronisława Komorowskiego o ponad pół punktu procentowego. Wynik marszałka, w porównaniu do całościowych wyników wyborów jest wręcz tragicznie słaby ? tylko 22,48% głosów.
Wydaje się, że mogła to być przyczyna, dla której Bronisław Komorowski tak popędził do Afganistanu, pomimo grożących mu niewygód związanych z międzylądowaniami i przesiadkami wynikającymi z cech czarterowanego Embraera. I dlatego też tak ochoczo obiecał żołnierzom wszystko o czym mogli zamarzyć.
W wyborczą niedzielę zapowiadał przecież:
Będę zabiegał o wszystkie głosy, dlatego że każdy głos może w tej drugiej turze okazać się głosem na wagę złota - kończył Bronisław Komorowski przy burzy braw.
Jak widać, każdy głos jest rzeczywiście na wagę złota. A w zasadzie złotych, milionów złotych.
Komentarz: - Przed wyborami cuda są możliwe, zobaczymy co po wyborach, do 4 lipca raczej żołnierze kasy nie dostaną. Trzeba było skarbowcy odpowiednio głosować, też tez dostalibyśmy podwyżki
23 cze 2010, 08:23
Wybory prezydenta RP 2010
"Jutro Kaczyński wystąpi w krótkich spodenkach i będzie udawał chłopca, lub zrobi włosy na irokeza"
Ja nie muszę nic udawać. Ja się nie przemieniam, nie udaję, że jestem lewicowcem - mówił Bronisław Komorowski w Radiu Zet. Marszałek Sejmu rozmawiał z Moniką Olejnik o "przemianie" Jarosława Kaczyńskiego i jego ukłonach w stronę lewicy. Wypowiedzi Kaczyńskiego spotkały się z ciepłym przyjęciem ze strony polityków SLD, m.in. Józefa Oleksego i Joanny Senyszyn. - Widzi pani jak łatwo jest zapewnić chociaż minimalny komfort? - podsumował Komorowski. - Jarosław Kaczyński ma dużą zdolność mimikry, chowania swoich zachowań pod szatkami atrakcyjnymi w tym momencie - mówił kandydat PO na prezydenta, dodając, że sam "nie musi niczego udawać" - To teatr polityczny, a nie rzeczywista przemiana. (...) Jutro Jarosław Kaczyński wystąpi w krótkich spodenkach i będzie udawał chłopca lub z włosami na irokeza - ironizował.
Zdaniem Komorowskiego deklaracja Kaczyńskiego o tym, że "jest prawie lewicowcem" oznaczają "utratę wiarygodności". - Kto może wierzyć w tą przemianę? Chyba tylko specjaliści w teatrach - dodał.
"Nie jestem geologiem, ale znam hymn"
Marszałek Sejmu odniósł się też do swoich "wpadek". - Kto nie mówi, kto nic nie czyni, ten nie robi błędów - stwierdził - Co to za błędy merytoryczne, jeśli Jarosław Kaczyński nie zna hymnu polskiego, to mamy odmawiać mu prawa do bycia patriotą? - pytał retorycznie. Marszałek zażartował też, że politycy PO śpiewają hymn "lepiej niż PiS". - Nie jestem geologiem, ale znam się na hymnie i polityce - powiedział o swojej wypowiedzi o "gazie łupkowym" - Nie mylę też prywatyzacji i komercjalizacji - zaznaczył, nawiązując do wczorajszego wyroku sądu, który skazał Kaczyńskiego za wypowiedź o prywatyzacji szpitali, której miała rzekomo sprzyjać PO i Komorowski.
"Czy Napieralski może stać obojętnie?"
Zdaniem Komorowskiego po katastrofie smoleńskiej "wiele się zmieniło, ale nie przeszłość". - Zostaje na świeżo pamięć o skutkach tej atmosfery, której ofiarą była Barbara Blida - mówił. - Pytanie brzmi jakiej prezydentury chce Grzegorz Napieralski i czy może stać obojętnie, gdy grozi nam powrót IV RP - mówił o potencjalnym poparciu lidera SLD dla swojej kandydatury.
Komorowski powiedział także, że możliwe jest, że podpisze Kartę Praw Podstawowych, zadeklarował, że popiera parytety "co najmniej 35 procent", a "in vitro to szansa na życie". - Czuję się niezręcznie, że muszę deklarować to, co ma być odebrane wyborczo. Ja takie rzeczy mówiłem wcześniej, wiele miesięcy temu - dodał.
Jak na źle zrobionych sondażach media zbudowały sobie ideologię
Ośrodki badania opinii publicznej powinny jak najszybciej coś zrobić, aby zadbać o swoją popsutą teraz reputację. "michnikowy szmatławiec" teraz przeprasza, a wcześniej prowadziła kampanię pod hasłem: zniekształcone sondaże to mit! - Przepraszamy czytelników za dezorientację - ogłosiła na swojej czwartej stronie wtorkowa "michnikowy szmatławiec". Za dezorientację, czyli za co? Ano na przykład za triumfalny tytuł: "Komorowski zwiększa przewagę", w ostatnim numerze przed ciszą wyborczą. Z zamówionego przez "Wyborczą" sondażu PBS wynikało wówczas, że marszałek Sejmu mógł liczyć na 51 proc. Dostał 41 i pół.
Pytać o to trzeba nie tylko redaktorów "Wyborczej". Na przykład sondaż SMG KRC zamówiony przez TVN na dzień wyborów wykazywał różnicę 12 pkt między dwoma głównymi kandydatami. Ostatecznie wyniosła ona 5 pkt. Tyle że stacja ta w przeciwieństwie do "Wyborczej" nie budowała wokół przestrzelonych liczb ideologii. To działo się zresztą już pięć po dwunastej, po wyborach. Zwróćmy uwagę i na to, że sondaże wcześniejsze nieomal wszystkie opatrzone były podobną skazą.
A na łamach "michnikowego szmatławca" rozpętano w ostatnich tygodniach wielką kampanię pod hasłem: zniekształcenia sondaży to mit. Nawet jeśli kiedyś takie zjawiska się zdarzały, to już się nie zdarzają, przekonywały tabuny mędrków. Nawet nie ekspertów z sondażowni, ale publicystów. Może część z nich naprawdę wierzyła w to, co pisała. A przecież można było inaczej. Niekoniecznie poprawiać sondaże, ale traktować je z większą ostrożnością. Każdy, kto miał choć odrobinę kontaktu z rzeczywistością poza światem polityki, wiedział, że nastawienie dużych grup społecznych wobec Jarosława Kaczyńskiego nieco się zmieniło. Nie mogło to pozostać bez wpływu na wyniki wyborów.
Niezależnie od tego, kto wierzył, a kto nie wierzył we własną propagandę, warto się zastanowić nad skutkami tej zmasowanej sondażowej ofensywy pod koniec kampanii. Można twierdzić, że przeszacowanie Komorowskiego mogło mu zaszkodzić. Jego zwolennicy mogli, uspokojeni wizją łatwego zwycięstwa, wybrać weekendowy wypoczynek zamiast tłoczenia się przy urnach. Ale mogło też mu pomoc - przekonując zwolenników pomniejszych kandydatów, że warto przyłączyć się do zwycięzcy. Przecież rzecznicy tej kandydatury tacy jak Waldemar Kuczyński rzucili hasło: rozstrzygnijmy wybory w pierwszej turze, będzie taniej i z pożytkiem dla Polski. Czy przyznawanie marszałkowi zawczasu ponad 50 proc. nie oddziaływało na tych, co chcieli głosować na Olechowskiego, Pawlaka, może Napieralskiego? A czy nie wpływało na wahających się, takich, którzy zawsze mają skłonność oddać swój głos zwycięzcy?
Możliwe, że część ułomności naszych sondaży bierze się z nieadekwatnych technik. Na przykład sondaże telefoniczne, nawet na wielkich próbach, ograniczają od razu grupę docelową, przy czym inaczej robią to komórki, a inaczej aparaty stacjonarne. Ludzie z sondażowni przypominają o narastającym zjawisku odmów, zwłaszcza przy badaniach przez telefon (skądinąd warte oddzielnej debaty jest pytanie, skąd się to bierze). Możliwe więc, że niektóre pomiary opinii publicznej są z natury ułomne, a inne mniej.
Krótkie odniesienie do historii: amerykański prezydent Franklin Delano Roosevelt, niezwykle popularny zwłaszcza wśród ludzi biednych, przed każdymi wyborami przegrywał w sondażach na rzecz republikańskich konkurentów, a potem w cuglach wygrywał prawdziwe wybory prezydenckie. Techniki sondażowe były wtedy, w latach 30. wieku XX, bardzo prymitywne. Dla przykładu, wybierano respondentów na podstawie rejestrów właścicieli samochodów. Choć w USA posiadanie aut było dużo bardziej masowe niż w Europie, jednak taka metoda eliminowała systematycznie biedotę. Nic dziwnego, że z badań wypadał republikanin. A potem przegrywał.
Pewien wielki biznesmen chcący poznać prawdę w 1936 roku wziął się na sposób. Wysłał kogoś do swojej fabryki dla zapoznania się z nastrojami wśród robotników. I okazało się, że prawie wszyscy chcą głosować na Roosevelta. Biznesmen nie przerobił tego swojego doświadczenia na sondaż. Ale odsłonił inny kawałek rzeczywistości.
Tyle że w potępieńczych rozliczeniach w polskiej prasie w pierwszy dzień po tym kolejnym blamażu eksperci związani z przemysłem sondażowym kładą nacisk na nieszczerość wyborców. Ludzie nie chcą zdradzać swoich preferencji. Szczególnie gdy sympatyzują z formacjami niemainstreamowymi.
To skądinąd ciekawy przyczynek do opisu społecznej atmosfery w Polsce (kłania się coś, co nazwałem kiedyś "przemysłem pogardy", systematyczna kampania obniżania prestiżu takich formacji jak PiS, uprawiana nie tylko przez polityków). Ale podobno na przykład OBOP brał pod uwagę tę "ukrytą liczbę" w swoich obliczeniach.
Czy w tej chwili ktoś jest zainteresowany jak ów amerykański biznesmen realną rzeczywistością? Przed tą fatalną wpadką ja takiego zainteresowania za bardzo w głównym nurcie polskiego życia umysłowego nie wyczuwałem. Tylko że liczba ludzi utwierdzających się w przekonaniu, że sondaże to jedno wielkie oszustwo, zwiększy się. - Stłucz pan termometr, a nie będziesz miał gorączki - powiedział kiedyś Lech Wałęsa do Andrzeja Wielowieyskiego, i to powiedzonko przeżyje chyba świetność samego Wałęsy. Sondażownie powinny wreszcie coś zrobić, aby zadbać o swoją reputację. Bo w rzeczywiste poczucie zażenowania w redakcji na Czerskiej jakoś uwierzyć nie jestem w stanie.
Kiedy w tych ukłonach w stronę SLD, Kaczyński zacznie tracić swój elektorat? - pyta Semka
Słowo "zaskoczenie" to już za mało, żeby mówić o zmianach jakie zachodzą w Jarosławie Kaczyńskim. Piotr Semka przestrzega, że przez ukłony w stronę lewicy prezes PiS może stracić wyborców. A Paweł Wroński obiecuje, że zagłosuje na Kaczyńskiego, jeśli prezes zaśpiewa "Międzynarodówkę".
Dzięki Jarosławowi Kaczyńskiemu wiemy, że wraz z wyborami 22 czerwca skończył się w Polsce postkomunizm. Dowiedzieliśmy się również, że Józef Oleksy to polityk lewicy "starszo-średniego" pokolenia.
Zmiana w Jarosławie Kaczyńskim postępuje w zawrotnym tempie. Ale nie wiadomo, czy starczy czasu na przekonanie wyborców Grzegorza Napieralskiego. Według Piotra Semki ostatnie deklaracje prezesa Prawa i Sprawiedliwości mogą mu zaszkodzić. - Kiedy w tych ukłonach w stronę SLD, Kaczyński zacznie tracić swój elektorat? - pytał w Poranku Radia rynszTOK FM publicysta "Rzeczpospolitej". - Partia, która fetuje gen Jaruzelskiego powinna być określana mianem postkomunistycznej. Część wyborców może się do takiej nagłej zmiany zrazić. Mówię o wyborcach na przykład Marka Jurka - to też są ważne głosy. Kaczyński jest pewny, że wszyscy tak mu ufają, że znoszą to jako pewien wymóg kampanii. Ale na miejscu Jarosława Kaczyńskiego nie byłbym tego taki pewny - dodał Semka. Publicysta nie ma wątpliwości, że dzięki takiej "nadgorliwości" można jednych zdobyć, ale innych stracić.
Zdaniem Semki nie można się spodziewać, żeby Grzegorz Napieralski jednoznacznie poparł któregoś z kandydatów. - Można spodziewać się, że Aleksander Kwaśniewski może wystąpić z apelem o poparcie Komorowskiego. Ale nie przeceniałbym jego siły oddziaływania. Bo już przekonaliśmy się, że Włodzimierz Cimoszewicz nie jest politykiem, na którego hasło ludzie czwórkami idą głosować na Komorowskiego - dodał publicysta "Rz".
"Międzynarodówka" za głos Wrońskiego
Trudno przewidzieć, na jakie deklaracje zdobędzie się jeszcze Jarosław Kaczyński w walce o głosy przed drugą turą wyborów. Ale dzięki Pawłowi Wrońskiemu wiemy, co powinien zrobić kandydat PiS, żeby zdobyć głos dziennikarza "michnikowego szmatławca". - Po tym jak usłyszałem, że nie ma postkomunistów, że Józef Oleksy to lewicowy polityk starszego pokolenia to deklaruję, że jak Jarosław Kaczyński zaśpiewa "Międzynarodówkę", to ja na niego zagłosuję - deklaruje Wroński. - To jest moje stachanowskie zobowiązanie - mówił w Poranku Radia rynszTOK FM.
Jak wyjaśnił Wroński jego odważna deklaracja nie jest związana ze zmianą poglądów. - Nie jestem w stanie wytrzymać takiego zalewu picu. Zagłosuje nie dlatego, że jestem wielkim zwolennikiem "Międzynarodówki", czy dlatego że jestem lewicowcem ale z podziwu dla Kaczyńskiego. Ile ten człowiek jest w stanie fikołków zrobić, a ile jego zwolennicy są w stanie wytrzymać - zastanawiał się dziennikarz "GW". http://wybory.gazeta.pl/wybory/1,106728,8051395,Kiedy_w_tych_uklonach_w_strone_SLD__Kaczynski_zacznie.html
Źródło: Tokfm.pl
Komentarz: Bez komentarza.
23 cze 2010, 10:46
Wybory prezydenta RP 2010
Zagłosuję na Kaczyńskiego (pod warunkiem)
Panie prezesie, chyba Pan mnie przekonał. Co prawda nie wierzyłem, że porzuca Pan ideę IV RP i nie przekonała mnie Pana deklaracja przyjaźni wobec Rosji, ale to, co się stało na wiecu w Szczecinie, było przełomem.
Oświadczył Pan, że można PiS nazywać lewicą, bo jest po trosze lewicowy (aczkolwiek ja dostrzegłbym lekkie odchylenie nacjonalistyczne), i zadeklarował, że nie będzie już używał określenia "postkomunizm".
Panie prezesie, ja też chcę współpracować. Zwłaszcza, że na wiecu w Olsztynie powiedział Pan, że ci którzy nie chcą się porozumieć, będą musieli pójść sobie gdzie indziej, a ja gdzie indziej iść nie chcę.
Cynicy twierdzą, że robi Pan ten cyrk, aby przyciągnąć do siebie elektorat Grzegorza Napieralskiego. Niegodziwcy. Ja Panu wierzę. W odróżnieniu od Napieralskiego nie dysponuję dwoma milionami głosów, ale jednym (aczkolwiek i dzięki niemu można wygrać wybory), i gotowy jestem oddać go na Pana. Pod jednym wszelako warunkiem.
Chciałbym, aby Pan, panie prezesie Kaczyński, na dowolnym wiecu przedwyborczym odśpiewał "Międzynarodówkę".
Źródło: michnikowy szmatławiec
Komentarz: Oto prawdziwe oblicze kandydata ....
23 cze 2010, 10:58
Wybory prezydenta RP 2010
Desperacja? Tusk: Dajcie nam chociaż rok z Bronkiem
Jak się nie spodoba, nas "pogonicie".
Wczoraj Donald Tusk wziął się za ręczne sterowanie kampanią Komorowskiego i zaczął używać argumentów całkiem rozsądnych, ale na miejscu Bronka byśmy się z nich za bardzo nie cieszyli.
Oto premier Tusk zaczął zbijać argument PiS i części mediów, że po wygranej Komorowskiego nastąpi w Polsce monopol jednej władzy. A, jak pamiętamy, monopol jednej partii jest dobry tylko, gdy partia nazywa się Prawo i Sprawiedliwość.
Ale Tusk i sztab, z którym premier miał podobno konferować cały poniedziałek uznali, że trzeba ten strach przed monopolem okiełznać. Ale strach wierzgnął i Tusk na wczorajszej konferencji (wspólnej z Waldemarem Pawlakiem)wykonał kilka zabawnych figur.
Oto zaproponował, żeby Komorowskiego wybrać niejako na próbę:
Jeżeli się okaże, że pozytywny, pokojowy układ Komorowski-Tusk-Pawlak zawiedzie, to przecież za rok Polacy mogą nas pogonić w wyborach parlamentarnych.
Wybierzcie, co wam szkodzi! Może nie wymyśliliśmy ze sztabem nowego pozytywnego przekazu o naszym kandydacie, ale przecież nic on wam złego nie zrobi, ten miś. To nic, że to nie jest może miś na miarę naszych możliwości i mu się oczko, temu misiu, w pierwszej turze odlepiło, ale zagłosujcie. To mówiłem ja, Jarzą... Tusk. Donald.
Ale to nie był koniec. Bo Tusk, wskazał też ręką na Waldemara "1,75 procent" Pawlaka i uderzył w te słowa:
Polsce nie grozi monopol władzy po wygranej Bronisław Komorowski. Najlepszy dowód: obecność tu Waldemara Pawlaka.
A nam się wydaje, że obecność Pawlaka to właśnie dowód na coś dokładnie odwrotnego. Aż chce się głosować, żeby to sprawdzić, prawda?
Komorowski podczas powodzi w 1997: wprowadzić stan wyjątkowy
Marszałek Sejmu jako polityk partii rządzącej nie widzi potrzeby wprowadzania na terenach objętych powodzią stanu klęski żywiołowej. W 1997, kiedy był w opozycji, twierdził jednak, że stan wyjątkowy należało wprowadzić, mimo że zdaniem premiera - powódź była wówczas mniejsza i nie tak groźna.
Zdaniem Donalda Tuska ta powódź jest wyraźnie większa, groźniejsza niż ta z 1997 roku. Ani premier jednak, ani członkowie rządu, ani Bronisław Komorowski nie widzą potrzeby wprowadzania na objętych powodzią terenach stanu klęski żywiołowej. Przypominamy więc sejmowe wystąpienie Bronisława Komorowskiego z 16 lipca 1997. W debacie nad informacją rządu Włodzimierza Cimoszewicza na temat działań w sprawie "powodzi stulecia" ówczesny poseł opozycji nie miał wątpliwości.
Jeśli istnieją instrumenty prawne, które stwarzają przynajmniej szansę na to, że ludzie będą się czuli zabezpieczeni, że ktoś w sposób nadzwyczajny działa, a tego oczekiwano w Polsce, to należało z takich instrumentów skorzystać. Jeśli na dodatek stwarzają one realną szansę skuteczniejszego zarządzania niektórymi obszarami, tym bardziej należało z tego skorzystać. Nie wolno się bać prawa stworzonego w innych warunkach politycznych, do innych spraw powołanego - i diabeł może nosić cegłę na budowę kościoła. W moim przekonaniu nawet wprowadzenie godziny policyjnej mogło uchronić obszary objęte ewakuacją przed grabieżą, przed szabrunkiem.
Obecny marszałek Sejmu i kandydat partii rządzącej do prezydentury w 1997 zastanawiał się też, skąd niechęć rządzących wówczas polityków SLD do stosowania przepisów o stanach nadzwyczajnych.
Komorowski - stan wyjątkowy oznaczałby odpowiedzialność rządzących
Myślę, że to jest trochę tak, że z przepisów stanu wyjątkowego na pewno by wynikało jedno: wzięcie pełnej odpowiedzialności przez administrację państwową, rząd za to, co się dzieje na terenach objętych klęską powodzi
Adam Grzymała-Siedlecki wspomina o przygotowaniach do konferencji pokojowej w Wersalu po podpisaniu zawieszenia broni z Niemcami w 1918 roku. Do Paryża zjechało mnóstwo dyplomatów i mężów stanu, między innymi ? grecki premier Eleutherios Venizelos. Zasłynął od razu z tego, że właśnie jemu najwięcej czasu poświęcił amerykański prezydent Woodrow Wilson. Audiencja miała trwać zaledwie 10 minut, ale bardzo się przeciągnęła. Na pytanie dziennikarzy, o czym rozmawiał z Wilsonem prawie dwie godziny, Venizelos odparł, że referowanie spraw greckich zajęło mu zaledwie kilka minut, natomiast najpierw, na jego prośbę, prezydent Wilson przedstawił mu szczegółowo swoją koncepcję Ligi Narodów. ?Prezydent Wilson był również łaskaw zauważyć, że spośród europejskich mężów stanu tylko ja okazałem takie zainteresowanie tym pomysłem?. Nie trzeba dodawać, że do końca konferencji wersalskiej Venizelos był faworytem Wilsona, który na punkcie Ligi Narodów oraz plebiscytów miał najprawdziwszego bzika. Otóż pewnego razu premier Venizelos uczestniczył w jakimś przyjęciu wydanym przez Ignacego Paderewskiego. Jeden z polskich dyplomatów zagadnął go, w jaki sposób, jego zdaniem, Polska powinna podejść do problemu ukraińskiego. O Ukraińcach i ukraińsko-polskich problemach Venizelos nie miał najmniejszego pojęcia, ale nie chciał swego rozmówcy pozostawić bez odpowiedzi. Podniósł tedy palec w mentorskim geście i namaszczonym tonem rzekł: ?w tej sprawie, podobnie zresztą jak w każdej innej, należy postępować zgodnie ze swoimi kardynalnymi zasadami?.
Podobnie wymijającej odpowiedzi udzielił mój faworyt, Jego Ekscelencja abp Józef Życiński jakiejś kobiecie, żalącej się, że katolicy nie otrzymują od swoich pasterzy żadnych wskazówek co do sposobu głosowania w wyborach prezydenckich. ?Rzeczywiście nie wiemy, jakie są nastroje Pana Boga i który z kandydatów odpowiada Mu najbardziej? ? zauważył zapewne pół żartem, ale i pół serio Ekscelencja. Pół serio ? bo podobny pogląd wygłosił nowy prymas Polski, JE abp Józef Kowalczyk, ?bez swojej wiedzy i zgody?, podobnie jak i JE abp Józef Życiński (TW ?Filozof?) zarejestrowany przez Służbę Bezpieczeństwa pod pseudonimem ?Cappino?. ?Ksiądz ? powiedział Jego Ekscelencja Ks. Prymas ? powinien być specjalistą od spraw ducha, nie od polityki.? No dobrze ? ale co to konkretnie znaczy, że ksiądz, tzn. nawet zwykły ksiądz, a cóż dopiero biskup, a zwłaszcza ? arcybiskup ? powinien być ?specjalistą od spraw ducha?? Pomijam już drobiazg, że ?ducha? od ?polityki? nie tak łatwo oddzielić, bo człowiek jest przecież jednością duszy, czyli ?ducha? i ciała, więc jeśli dajmy na to, człowiek politykuje, to przecież politykuje nie tylko jego ciało, ale również i ?duch?. Skoro tedy duszpasterze nie chcą ?duchowi? udzielić żadnych wskazówek w sprawach politycznych, to trudno się dziwić, że obserwujemy objawy duchowej anemii. Samym moralizanctwem, a nawet rosołem ze święconej wody ?duch? się nie napasie. Ale ? powiadam, mniejsza już o te rzeczy, bo znacznie ważniejsze i bardziej niepokojące jest wyznanie Jego Ekscelencji abpa Życińskiego, że biskupi nie wiedzą, ?jakie są nastroje Pana Boga i który z kandydatów podoba Mu się bardziej?.
To bardzo niepokojące wyznanie, bo autorytet hierarchów, zwłaszcza tych, co to ?bez swojej wiedzy i zgody?, opierał się na przeświadczeniu, że przynajmniej o nastrojach i upodobaniach Pana Boga wiedzą więcej od zwykłych zjadaczy chleba powszedniego, czyli tak zwanych ?laików?. Tymczasem, jeśli by uwierzyć Jego Ekscelencji, to wie on na ten temat tyle samo, co my wszyscy, czyli nic. Oczywiście zawsze jest nadzieja, że Jego Ekscelencja mówi wyłącznie we własnym imieniu i że ten brak wiedzy o nastrojach i upodobaniach Pana Boga nie jest w Episkopacie zjawiskiem powszechnym, ale jeśli nawet przypadek Jego Ekscelencji jest odosobniony, to i tak są powody do zaniepokojenia, bo wiele wskazuje na to, iż te objawy pojawiły się dopiero po rewolucji francuskiej, a zwłaszcza po II soborze watykańskim. Przedtem biskupi sprawiali wrażenie, jakby nie tylko o Panu Bogu wiedzieli trochę więcej, ale również ? że nie wstydzili się, ani nie lękali dzielić się swoją wiedzą z innymi. Zwłaszcza w sytuacji, gdy jednocześnie zachęcają ich do politycznego zaangażowania. Jakże tedy ?laicy? mają angażować się politycznie, skoro nie będą mieli znikąd pewności, czy przypadkiem nie przypadnie to do gustu Panu Bogu, a przynajmniej ? panu redaktorowi Michnikowi?
Wspominam o panu redaktorze Michniku nieprzypadkowo, bo w dalszej części zbawiennego pouczenia, jakiego Ekscelencja udzielił pytającej go kobiecie prosi, by ?nie wymagać od księży biskupów, aby przestali być pasterzami całego ludu, a związali się z jedną grupą, jednym programem (...) bo byłoby to samobójcze i szkodliwe dla Kościoła?. Nie jestem co prawda pewien, czy Ekscelencja się z tą kobietą aby nie przekomarza, bo przecież żyją jeszcze ludzie pamiętający jego zaangażowanie, a nawet rodzaj natręctwa choćby w sprawie Anschlussu, czy lustracji, czyli w kwestiach nader światowych i par excellence politycznych. Zakładając jednak, że tym razem wyjątkowo mówi szczerze, to z tej deklaracji widać wyraźnie, iż powściągliwość w kwestii politycznych wskazówek wynika nie tyle może z niewiedzy na temat upodobań Pana Boga, co raczej z obawy, by nikomu, a zwłaszcza wpływowym środowiskom się nie narazić. Nawet więcej ? że brak wiedzy o nastrojach Pana Boga i o Jego upodobaniach może być tylko pozorem ? pretekstem, by broń Boże nie urazić możnych tego świata i nie utracić ich protekcji. Czy przypadkiem nie dlatego następuje identyfikacja osobistego interesu z interesem Kościoła? Coś może być na rzeczy, bo pamiętamy, że kiedy JE abp Henryk Muszyński, któremu też przytrafiło się ?bez swojej wiedzy i zgody?, po katastrofie w Smoleńsku, poddając się ogólnemu nastrojowi stwierdził w kazaniu, że ?powinniśmy kontynuować misję zmarłego prezydenta?, ?michnikowy szmatławiec? piórem pani Katarzyny Wiśniewskiej zareagowała natychmiast pytaniem, ?czy lustrację też??
Ale mniejsza już o przyczyny autentycznej, czy też tylko deklarowanej niewiedzy o nastrojach i politycznych upodobaniach Pana Boga, który, nawiasem mówiąc, kiedyś dosyć szczegółowo ludzi o nich informował, m.in. za pośrednictwem natchnionych autorów. Jeśli na przykład przestrzegał Żydów przed zaprowadzeniem ustroju monarchicznego, to kto by Mu zabronił przestrzec dzisiaj umiłowany naród polski przed jakimś wilkiem, który w owczej skórze usiłuje zostać tubylczym prezydentem? Czyżby dzisiaj autorom sól zwietrzała, albo zbuntowały się pióra, niczym prezydentowi Kaczyńskiemu przy ratyfikacji traktatu lizbońskiego? Ale, powiadam, mniejsza już o to, bo warto wspomnieć też o skutkach powściągliwości objawionej przez Ekscelencję.
Otóż jeśli katolicy nie mają od swoich pasterzy żadnej informacji o nastrojach i upodobaniach Pana Boga, to trudno im się dziwić, że próbują poszukiwać wiadomości na własną rękę z innych, dostępnych źródeł. Jednym z nich jest wicehrabia Tourenne, Henryk de La Tour d?Auvergne, marszałek króla Ludwika XIV. Miał on zauważyć, że ?Dieu est toujours pour les gross bataillons?, co się wykłada, że Pan Bóg jest zawsze po stronie większych batalionów. Warto zwrócić uwagę, że niezależnie od niego, na tę samą myśl wpadały inne, niekoniecznie tak czcigodne osobistości, m.in. pewna kurtyzana w epoce napoleońskiej ? więc ten vox populi wskazuje, że coś może być na rzeczy. I właśnie upowszechnieniem się wśród ludu przekonania, że Pan Bóg jest po stronie większych batalionów można wytłumaczyć popularność tzw. syndromu zmarnowanego głosu, przy pomocy którego politykierzy za każdym razem robią w konia naiwnych wyborców. Chodzi o przekonywanie, by nie głosować na ideowych polityków, bo w ten sposób ?marnuje się głos?. Że lepiej głosować na takiego, który może i jest szubrawcem, ale za to ma szanse wygrać. A lepiej być przecież po stronie która wygrywa, niż przeżuwać gorycz porażki. W rezultacie mamy to, co mamy. Jakie to szczęście, że za czasów Pana Jezusa niektórzy ludzie myśleli inaczej. W przeciwnym razie diabli wzięliby całe chrześcijaństwo i Jego Ekscelencja nie miałby dzisiaj okazji migania się od odpowiedzi przy pomocy efektownych sofizmatów. Tymczasem, ponieważ tamci ludzie nie przejmowali się marnowaniem głosu, a nawet życia, chrześcijaństwo miało szanse rozwinąć się tak bardzo, że dzisiaj wielu szczwanych dygnitarzy najwyraźniej zapomina, że wszystko zaczęło się od stajenki i Dzieciątka.
Stanisław Michalkiewicz
23 cze 2010, 18:19
Wybory prezydenta RP 2010
Palikot w walce przeciwko "wojnie domowej" sięga po poparcie SLD
Nie tylko Jarosław Kaczyński walczy o głosy postkomunistów. Janusz Palikot z PO napisał na swoim blogu, dlaczego jego partii jest bliżej do SLD, niż do Polskiego Stronnictwa Ludowego.
- Nie jest przecież niczym zaskakującym, że w wielu sprawach nam bliżej do lewicy niż do PSL-u; 1. In vitro 2. Parytet 3. Media publiczne 4. Wojska w Afganistanie ? pisze na swoim blogu lubelski poseł. - Kontrakt z lewicą to też ochrona świeckiego charakteru państwa, a to jest wartość bezcenna ? dodaje.
Umizgi wobec postkomunistów nie powinny dziwić, wszak Janusz Palikot już kiedyś stwierdził, że jest gejem z SLD. Ale jest jeszcze jedna ich przyczyna. - Powstrzymanie Kaczyńskiego nie ma ceny! Warto zrobić wszystko, aby uchronić Polskę przed wojną domową, jaką zgotuje nam prezydent Kaczyński ? pisze najbardziej pokojowy polski polityk.
____________________________________ Polak ,katolik,hetero,szczęśliwy.Wszystkie błędy stylistyczne i ortograficzne są zamierzone jakiekolwiek powielanie ich i rozpowszechnianie bez zgody jest zabronione! טדאוש
23 cze 2010, 19:13
Wybory prezydenta RP 2010
Artykuł archiwalny (trochę historii)
(...) Wczoraj w Sejmie posłowie debatowali nad uchwałą Ligi Polskich Rodzin wzywającą premiera Belkę do ustąpienia.
? ?Czas skończyć z tym Sejmem, czas skończyć z tym rządem? ? grzmiał z sejmowej mównicy Roman Giertych uzasadniając uchwałę. Giertych wyliczał kolejne kiepskie w jego opinii rządy III RP: ?obły ? Oleksego?, ?arogancki ? Cimoszewicza? i ?groźny ? Millera?. O rządzie Belki powiedział: ? ?Ale takiego śmiesznego rządu jeszcze nie mieliśmy?. Używał też argumentów na granicy dobrego smaku. ? ?Z pana rządów ludzie zapamiętają, że jest pan znajomym Jenifer Lopez, chociaż jak na pana patrzę, to mam co do tego wątpliwości, Zapamiętają też, że rozmawia pan z wiewiórkami i że pana wicepremier przeszedł do partii opozycyjnej wobec siebie? ? mówił Giertych do Belki (nawiązywał do przekornej wypowiedzi Belki podczas sejmowej komisji odpowiedzialności konstytucyjnej ? przyp. red.). Giertych zarzucał też premierowi, że skoro mówił wielokrotnie, że się nie zna na polityce, to nie powinien ?się do niej pchać?.
Belkę wyraźnie poruszyły słowa lidera LPR. Zarzucił opozycji, że ?żyje na innej planecie?, a potem? ? ?Myli pan partyjniactwo z rządzeniem krajem. Dla pana rządzenie to teatr polityczny. Na tym rzeczywiście się nie znam i nie chcę się znać. Koniec teatru politycznego. Do roboty!? ? mówił podniesionym głosem premier.
Te słowa premiera dodatkowo rozdrażniły pozostałych uczestników dyskusji. ? ?Ten rząd powinien odejść, bo jest wyjątkowo nieodpowiedzialny, broni tego, co w III RP było najgorsze, podejmuje groteskowe inicjatywy, by wzmocnić obronę najgorszego, co powinno być odrzucone? ? mówił Jarosław Kaczyński (PiS).
Donald Tusk (PO) podkreślał, że 86 proc. dorosłych Polaków źle ocenia rząd Belki i domaga się jego odejścia. ? ?Do kabaretu nadaje się stwierdzenie, że pana rząd to rząd bezpartyjnych fachowców i że brzydzi się pan partyjniactwem. Czemu nie demonstrował pan obrzydzenia, kiedy należał pan do PZPR, czy kiedy budował pan w Łodzi potęgę SLD?? ? pytał Tusk.
Andrzej Lepper z Samoobrony zarzucił Belce chamstwo, Eugeniusz Kłopotek z PSL ? obłudę, nieskuteczność i arogancję.
Premiera broniła lewica. Krzysztof Janik z SLD zarzucał LPR i opozycji, że spieszy jej się do władzy. W podobnym tonie wypowiadał się Marek Borowski (SdPl). (...) http://www.wiadomosciarchiwalne.com/200 ... oboty.html
Nie możesz rozpoczynać nowych wątków Nie możesz odpowiadać w wątkach Nie możesz edytować swoich postów Nie możesz usuwać swoich postów Nie możesz dodawać załączników