Chyba program "Tanie Państwo, Tanie urzędy" wychodzi z mody:
<!--quoteo--><div class='quotetop'></div><div class='quotemain'><!--quotec--> Platforma zarzuciła także prezydentowi, że wraz ze swoją "liczną świtą" nocował w najdroższym hotelu w Nowym Jorku. Jak podkreślił Nowak, za rządów PiS nie brakuje pieniędzy "na luksusowe, hiperwygodne łóżka w najdroższym hotelu dla świty pana prezydenta", a brakuje na łóżka szpitalne i podwyżki dla pracowników służby zdrowia. W ocenie Platformy, władza PiS jest najdroższą od 1989 r.
Ostro zareagował na to premier Jarosław Kaczyński. Dziadostwo w polityce zagranicznej źle się kończy - tak odniósł się do zarzutów, że prezydent nocował w najdroższym hotelu w Nowym Jorku. - Prezydent RP powinien mieszkać w bardzo dobrym hotelu, bo my jesteśmy dużym europejskim krajem, a nie jakąś biedną republiką bananową - podkreślił premier. <!--QuoteEnd--></div><!--QuoteEEnd-->
____________________________________ Rostowski: Sytuacja Polski jest imponująca
28 wrz 2007, 20:27
Drago
Chyba program "Tanie Państwo, Tanie urzędy" wychodzi z mody: <!--quoteo--><div class='quotetop'></div><div class='quotemain'><!--quotec--> Platforma zarzuciła także prezydentowi, że wraz ze swoją "liczną świtą" nocował w najdroższym hotelu w Nowym Jorku. Ostro zareagował na to premier Jarosław Kaczyński. Dziadostwo w polityce zagranicznej źle się kończy - tak odniósł się do zarzutów, że prezydent nocował w najdroższym hotelu w Nowym Jorku. - Prezydent RP powinien mieszkać w bardzo dobrym hotelu, bo my jesteśmy dużym europejskim krajem, a nie jakąś biedną republiką bananową - podkreślił premier.
<!--QuoteEnd--></div><!--QuoteEEnd--> Kochani! Bez p-r-z-e-s-a-d-y-z-m-u! Tusk albo Komorowski to by nocowali w "bejzmencie"?! A czy premier nie ma racji? Po pierwsze, to Od TAKICH oszczędności nie buduje się potęgi gospodarczej. Po drugie: Prezydent Rosji (czy Łotwy) w jakimś Ritzu, a prezydent Polski w jakimś "bejzmencie"?! Po trzecie: jak moglibyśmy wymagać szacunku dla nas, gdybyśmy sami siebie nie szanowali??? Zdziebko zdrowego rozsądku...
____________________________________ "Demokracja to cztery wilki i owca głosujące o obiedzie" R.A.Heinlein
Ostatnio edytowano 28 wrz 2007, 20:39 przez kominiarz, łącznie edytowano 1 raz
28 wrz 2007, 20:37
kominiarz
Kochani! Bez p-r-z-e-s-a-d-y-z-m-u! Tusk albo Komorowski to by nocowali w "bejzmencie"?! A czy premier nie ma racji? Po pierwsze, to Od TAKICH oszczędności nie buduje się potęgi gospodarczej. Po drugie: Prezydent Rosji (czy Łotwy) w jakimś Ritzu, a prezydent Polski w jakimś "bejzmencie"?! Po trzecie: jak moglibyśmy wymagać szacunku dla nas, gdybyśmy sami siebie nie szanowali??? Zdziebko zdrowego rozsądku...
Wyjątkowo się z Tobą zgadzam. :brawa: Pierwszy obywatel RP nie może mieszkać za granicą jak byle turysta. Wrzucając ten materiał chciałem jednak zwrócić uwagę na nieco inny aspekt. Oprawę artystyczną wizyty ( która była przedwyborczą promocją PiS-u za oceanem ) sponsorował koncern KGHM rządzony z nadania MSP ( czytaj PiS-u ). W bzdurne tłumaczenia o konieczności promocji ( w taki właśnie sposób ) zakładu w USA nie wierzą chyba nawet najrzagorzalsi Pisowcy. :mur:
29 wrz 2007, 12:13
Przy wrzucaniu materiałów na ten topic staram się nie korzystać z wiadomości pochodzących od "Faktu" ale w drodze wyjątku zacytuję za portalem "Dziennika".
<!--quoteo--><div class='quotetop'></div><div class='quotemain'><!--quotec--> <!--sizeo:2--><span style="font-size:10pt;line-height:100%"><!--/sizeo-->Taksówki opłaca Sejm. Bosak na tańce wozi się za nasze.<!--sizec--></span><!--/sizec-->
Poseł Krzysztof Bosak (LPR) na treningi do programu "Taniec z gwiazdami” wozi się za pieniądze podatników. Każe taksówkarzom wystawiać faktury na kancelarię Sejmu, która musi potem zwracać Bosakowi wydane pieniądze - ujawnia "Fakt".
"Przez to, że różne gazety pisały o tym, jak to posłowie nadużywają samochodów Kancelarii Sejmu, w LPR zabroniono nam z nich korzystać. Muszę więc jeździć taksówkami, które rozliczam z Sejmem. Wiem, że tak wychodzi drożej, ale to nie moja wina" - tłumaczy się "Faktowi" młody poseł.
Bosak dostaje prawie 10 tysięcy złotych poselskiej pensji i drugie tyle na prowadzenie biura. Na kampanię wyborczą też wydawać nie musi, bo przecież co tydzień występuje na parkiecie w hitowym programie. A mimo to w ciągu miesiąca naciągnął podatników już na 1,5 tysiąca złotych! - oburza się bulwarówka.
Taksówka BosakaWszystko byłoby dobrze, gdyby na zajęcia jeździł swoim wielkim mercedesem vito, lub przynajmniej wyjmował portfel i płacił taksówkarzowi ze swoich pieniędzy. Jednak Bosak czując się gwiazdą, prosi o fakturę za kurs i całą kwotę, co do grosza, zwraca mu Kancelaria Sejmu. Warto zaznaczyć, że nie robi mu różnicy, czy to przejazd służbowy, czy prywatny.
Ostatnio zbulwersowany warszawski taksówkarz zadzwonił do redakcji "Faktu" i opowiedział, jak to Bosak kazał się podwieźć po godzinie 20 na trening do klubu Proxima, gdzie czekała już na niego partnerka Kamila Kajak.
"Kiedy kazał mi wypisać rachunek na Kancelarię Sejmu, osłupiałem" - opowiada kierowca. "To naprawdę szczyt bezczelności, żeby posłowie tak nas naciągali" - nie kryje swojego oburzenia. Na dowód kierowca przekazał "Faktowi" fakturę i zdjęcie z wyświetlacza o zakończonym kursie. Czyżby Bosak zapomniał, że ma swój własny samochód? A jeśli oszczędza na benzynie, mógłby po prostu pojechać autobusem. Jak normalny człowiek - radzi bulwarówka. <!--QuoteEnd--></div><!--QuoteEEnd-->
Pod linkiem można jeszcze zobaczyć kopię faktury VAT na kwotę .... 14 zł.
29 wrz 2007, 12:49
KOMINIARZ czy nie przesadzasz?Po pierwsze - nie musiał ta być najdroższy hotel na Manhatanie, gdzie doba kosztuje w tym okresie ok. 1500,- USD i nie musiała to być ekipa ok. 60 osób!! Nie stracilibyśmy jako kraj gdyby hotel był nieco tańszy a świta mniejsza.
30 wrz 2007, 20:51
zibi
KOMINIARZ czy nie przesadzasz?Po pierwsze - nie musiał ta być najdroższy hotel na Manhatanie, gdzie doba kosztuje w tym okresie ok. 1500,- USD i nie musiała to być ekipa ok. 60 osób!! Nie stracilibyśmy jako kraj gdyby hotel był nieco tańszy a świta mniejsza.
Właśnie! A tak to zostaliśmy zrujnowani i nieprędko teraz wygrzebiemy się z tego :blink:
____________________________________ Nie jesteś tym, kim myślisz, że jesteś - lecz tym, kim się stajesz, gdy myślisz kim jesteś.
01 paź 2007, 06:29
Widząc ten tytuł <!--quoteo--><div class='quotetop'></div><div class='quotemain'><!--quotec--> Ministrowie przesiądą się z limuzyn do maluchów<!--QuoteEnd--></div><!--QuoteEEnd--> przecierałem oczy. Czyżby wreszcie zapowiedzi miały się ziścić? Niestety dalsza lektura artykułu nie pozostawiła złudzeń. <!--quoteo--><div class='quotetop'></div><div class='quotemain'><!--quotec--> Z rządowych limuzyn włoscy ministrowie przesiądą się niebawem do mniejszych samochodów. To jeden z punktów programu oszczędności, jaki na wyraźne życzenie premiera Romano Prodiego znalazł się w projekcie ustawy budżetowej na przyszły rok. Służbowy samochód był symbolem prestiżu sprawujących władzę ministrów, wiceministrów i podsekretarzy stanu. Dysponują oni w tej chwili aż 600 autami. W większości są to luksusowe limuzyny, których eksploatacja zaczyna przekraczać możliwości skarbu państwa.
Postanowiono więc, że od nowego roku średnia pojemności silnika rządowego auta nie może przekraczać 1600 centymetrów sześciennych.
Może to oznaczać wymianę wszystkich samochodów lub pozostawienie tylko kilku reprezentacyjnych wozów i zakup aut małolitrażowych. Pozwoliłoby to osiągnąć wymaganą średnią.
Nie wiadomo jeszcze, jakimi samochodami mogliby jeździć włoscy ministrowie. W grę wchodzą np. Fiat Bravo, Linea albo w lepszej wersji - Alfa Romeo. <!--QuoteEnd--></div><!--QuoteEEnd-->
Szkoda, że to nie u nas. Akurat gabaryty proponowanych samochodów ( zwłaszcza Fiatów Bravo ) byłyby w sam raz. Albo nawet Fiaty Panda...
01 paź 2007, 14:33
Tanie państwo ( w wykonaniu Pis-u ) znaczy droższe ( i to całkiem niepotrzebnie ) państwo.
<!--quoteo--><div class='quotetop'></div><div class='quotemain'><!--quotec--> <!--sizeo:2--><span style="font-size:10pt;line-height:100%"><!--/sizeo-->Kulczyk ma kontrakt z PiS<!--sizec--></span><!--/sizec-->
Przez dwa lata rząd PiS groził Janowi Kulczykowi odebraniem koncesji na budowę autostrady do Świecka. Aż wreszcie bez rozgłosu zgodził się na budowę trasy. I to za 365,75 mln euro więcej
Budowa ma ruszyć w przyszłym roku i zakończyć się w 2010 r. Tymczasem ten najważniejszy odcinek A2 łączący nas z siecią europejskich autostrad miał być gotowy już rok temu.
Właścicielem koncesji na budowę i eksploatację trasy z Nowego Tomyśla do zachodniej granicy jest Autostrada Wielkopolska SA kontrolowana przez Kulczyka. W 2004 r. rząd SLD ustalił z Kulczykiem cenę - 6,1 mln euro za kilometr. Ale nic się nie działo, bo ciągle zmieniały się przepisy.
Potem zaś zmienił się rząd i sprawa utknęła na dobre. Politykom PiS nie podobało się, że na płatnej autostradzie zarobi firma, w której przewodniczącym rady nadzorczej jest Jan Kulczyk - dla władzy uosobienie oligarchy, który dorobił się w III RP dzięki bliskim relacjom z SLD. Jako przykład uprzywilejowanego biznesmena przedstawiały go nawet reklamówki wyborcze PiS w 2005 r. - Jeżeli ktoś w Polsce ma kilkanaście miliardów złotych, to jest to co najmniej 1,5 proc. polskiego dochodu narodowego. To jest rzecz w najwyższym stopniu zastanawiająca. Dlaczego mamy przyjmować, że wszystko jest w porządku? Że tego nie należy badać? - pytał wtedy Jarosław Kaczyński.
Po wyborach premier PiS Kazimierz Marcinkiewicz mówił: - To sytuacja skandaliczna, jeśli nie możemy doprowadzić autostrady do granicy. Jeżeli władze Autostrady Wielkopolskiej SA nie radzą sobie, to niech zrezygnują z budowy. Oddajcie nam tę autostradę, my ją zbudujemy szybciej.
Rząd narzekał też na zbyt wysoki koszt budowy A2. Miesiącami zwlekał z przystąpieniem do negocjacji w sprawie ceny autostrady, nie odpowiadał na pisma Autostrady Wielkopolskiej SA. W Ministerstwie Transportu obliczano już nawet, ile milionów trzeba byłoby zapłacić spółce w przypadku rozwiązania umowy koncesyjnej.
Temat odżył, gdy Polska dostała prawo organizacji piłkarskich mistrzostw Europy. Autostrada do Niemiec stała się priorytetem. I niespodziewanie wczoraj na stronie internetowej Ministerstwa Transportu pojawił się suchy komunikat, że w czwartek "została ustalona cena budowy autostrady A2 na odcinku Nowy Tomyśl - Świecko". 104,5 km ma kosztować ok. miliarda euro, czyli ok. 9,6 mln euro za kilometr. To o ponad połowę więcej, niż zakładano w 2004 r.
Dlaczego minister Jerzy Polaczek zgodził się na tak wysoką kwotę? - To jest cena akceptowalna - ucina Teresa Jakutowicz, rzeczniczka resortu. - Gdyby nie długie negocjacje, inwestycja byłaby tańsza prawie o 400 mln euro - zapewnia Andrzej Patalas, prezes Autostrady Wielkopolskiej SA. Nowy kosztorys tłumaczy przede wszystkim wzrostem cen w budownictwie i koniecznością budowy większej liczby przejść dla zwierząt, niż zakładano - w ostatnich latach część terenów, po których ma biec droga, objął ekologiczny program Natura 2000. <!--QuoteEnd--></div><!--QuoteEEnd-->
Stracone dwa lata i na dodatek będzie sporo drożej. Ciekawe czy znajdzie się ojciec tego niebywałego sukcesu...
01 paź 2007, 15:05
<!--quoteo--><div class='quotetop'></div><div class='quotemain'><!--quotec--> Płot na Wiejskiej za pięć i pół miliona Nowe ogrodzenie ma chronić posłów i senatorów przed zamachami terrorystycznymi. - To najtańsza metoda obrony Sejmu przed atakiem - uważa poseł Marek Suski z PiS Koszt inwestycji oszacowano na 5,5 mln zł. Płot ma stanąć na Wiejskiej w połowie przyszłego roku. -Decydujące są tu względy bezpieczeństwa - wyjaśniają sejmowi urzędnicy. Podobnie tłumaczy to rzecznik marszałka Sejmu Witold Lisicki. Ludwik Dorn uważa, że ogrodzenie Sejmu jest niezbędne. -Jeszcze jako szef MSWiA marszałek zwracał uwagę, że kompleks sejmowych budynków, w którym często bywają jednocześnie wszystkie najważniejsze osoby w państwie, nie jest właściwie chroniony przed ewentualnym zamachem -mówi Lisicki. Dodatkowym argumentem zabudową płotu ma być fakt, że ogrodzenie stało wokół Sejmu przed wojną. - Będzie to więc przywrócenie kompleksowi sejmowych budynków przedwojennego wyglądu -dodają urzędnicy. Posłowie się nie boją Ta argumentacja nie przekonuje zupełnie przeciwników ogrodzenia. Pomysł jego budowy był zresztą dyskutowany w połowie zeszłego roku, a ogrodzenie miało stanąć już w tym. Z inwestycji Sejm jednak zrezygnował. Głównie dlatego, że ostry sprzeciw wyrazili sami posłowie. Obawiali się oskarżeń, że chcą w ten sposób odgrodzić się od społeczeństwa. Wielu wskazywało również, że stawianie płotu nie ma najmniejszego sensu, bo teren parlamentu jest dostatecznie strzeżony i już teraz kompleks na Wiejskiej przypomina warownię. Nie ma więc mowy, by wdarli się tu jacyś zamachowcy. Teraz wracają te same obawy i argumenty. - Myślałem, że ta sprawa została już definitywnie zamknięta, bo ten pomysł jest po prostu absurdalny - mówi poseł Daniel Pawłowiec z LPR. Rok temu najgłośniej sprzeciwiał się budowie ogrodzenia. - Uzasadnianie jego budowy względami bezpieczeństwa jest idiotyzmem. Nie przypominam sobie, by do Sejmu kiedykolwiek wtargnął jakiś szaleniec, a co dopiero grupa terrorystyczna - dodaje Pawłowiec. Jego zdaniem, jeśli już mowa o zabezpieczaniu się przed potencjalnymi atakami, to i lepiej, i taniej byłoby wyposażyć Straż Marszałkowską, która strzeże terenu Sejmu w dzień i w nocy, w dodatkowe urządzenia wzmacniające bezpieczeństwo. Podobne stanowisko zajmuje Kazimierz Chrzanowski (SLD) z Komisji Regulaminowej, która opiniuje sejmowe budżety i nadzoruje Kancelarię Sejmu. - Przez tyle lat nikomu nie przeszkadzało, że płotu nie ma, a teraz bez żadnego rozsądnego uzasadnienia opowiada się, że jest on niezbędny -mówi. Suski: Płot jest najtańszy Szef Komisji Regulaminowej Marek Suski z PiS uważa jednak, że tego typu argumenty są populistyczne. Poseł zdecydowanie broni pomysłu otoczenia Sejmu ogrodzeniem. -To spory wydatek, ale za to jednorazowy - wyjaśnia. - Prawda jest taka, że właśnie to jest najtańsza i zarazem najlepsza metoda ochrony budynków parlamentu przed potencjalnym atakiem. A w obecnych czasach lepiej dmuchać na zimne, niż potem płakać. Jak teraz skończy się spór o okalający parlament płot? Na razie budowa ogrodzenia jest ujęta w przyszłorocznym planie inwestycyjnym Sejmu. Marek Suski zaznacza, że ostateczna decyzja będzie należeć już do nowych posłów. Ma jednak nadzieję, że tym razem płot wreszcie stanie. KAROL MANYS <!--QuoteEnd--></div><!--QuoteEEnd-->
Chciałbym nam wszystkim życzyć normalnego parlamentu... po następnych wyborach.
____________________________________ Rostowski: Sytuacja Polski jest imponująca
02 paź 2007, 17:24
Drago
Chciałbym nam wszystkim życzyć normalnego parlamentu... po następnych wyborach.
Myślisz, że dożyjemy?
02 paź 2007, 17:30
Kto pierwszy wystawia łapy po pieniądze?
<!--quoteo--><div class='quotetop'></div><div class='quotemain'><!--quotec--> <!--sizeo:2--><span style="font-size:10pt;line-height:100%"><!--/sizeo-->Posłowie na odchodne powiększyli sobie portfele<!--sizec--></span><!--/sizec--> Więcej pieniędzy na biura, wynajem kwater, podróże i noclegi w hotelach. Takie prezenty czekają po wyborach na posłów. Sami je sobie zafundowali
Ludwik Dorn hojnie żegna się ze stanowiskiem marszałka Sejmu. Na odchodne postanowił spełnić życzenie części polityków PiS, a także PO i podwyższyć posłom finansowe przywileje. Sprawdziliśmy w projekcie budżetu (przyjęty już przez rząd Jarosława Kaczyńskiego), że od przyszłego roku posłowie nowej już kadencji dostaną więcej na prowadzenie biur. Teraz mają na nie nieco ponad 10 tys. zł miesięcznie, Dorn wpisał podwyżkę o równe 3 tys. zł.
Możemy sobie pozwolić.
Na tym nie koniec. Każdy poseł spoza Warszawy wynajmujący mieszkanie w tym mieście będzie mógł liczyć na większe dofinansowanie z budżetu Kancelarii Sejmu. Dostanie 2,3 tys. zł, czyli o 300 zł więcej niż teraz. A gdy parlamentarzysta zostanie zmuszony do podróży i noclegu w hotelu, też nie będzie musiał szczypać się z pieniędzmi - w ciągu roku dostanie na to ok. 9,5 tys. zł, a nie jak do tej pory 7,6 tys. zł.
- Rosną ceny nieruchomości i usług, muszą więc wzrosnąć też nasze wydatki - mówi wprost Witold Lisicki, rzecznik marszałka Ludwika Dorna. Marek Suski z PiS, szef komisji regulaminowej i spraw poselskich, która już opiniowała sejmowy budżet, dodaje: - Od sześciu lat nie mieliśmy żadnych podwyżek, bo była zła sytuacja finansowa. Teraz mamy w budżecie sporo pieniędzy, więc możemy sobie pozwolić na niewielki wzrost przywilejów.
Nawet jego polityczny konkurent z SLD Wacław Martyniuk przyznaje, że posłowie potrzebują więcej pieniędzy na prowadzenie działalności. Inni opowiadają, że już za dotychczasowe stawki mieli problemy z opłaceniem swoich asystentów, bo ci nie chcieli pracować za tak małe pensje (wypłacane z puli na biuro).
Nowi zatwierdzą
Ale wśród posłów PiS i PO pojawiają się też głosy, aby wysokość przywilejów uzależnić od odległości, jaką parlamentarzysta pokonuje do Sejmu. - Im kto dalej mieszka od Warszawy, ten powinien dostać więcej pieniędzy, bo ponosi większe koszty - padła propozycja podczas jednego z posiedzeń sejmowej komisji regulaminowej. Na razie nie przeszła.
Wszystkie inne zapisy o podwyżkach musi zaakceptować jeszcze cały Sejm, ale już ten nowej kadencji. Sondaże dające zwycięstwo PiS i PO wskazują, że nie będzie z tym kłopotu. <!--QuoteEnd--></div><!--QuoteEEnd-->
<!--quoteo--><div class='quotetop'></div><div class='quotemain'><!--quotec--> <!--sizeo:2--><span style="font-size:10pt;line-height:100%"><!--/sizeo-->Święte krowy pasa nie zaciskają.<!--sizec--></span><!--/sizec-->
Instytucje, które same ustalają sobie limit wydatków, zażądały od państwa większych kwot niż przed rokiem. Pieniądze pójdą na medale, samochody i siedziby. Budżet uszczuplą też podwyżki płac i nowe etaty
Od kilkunastu do nawet kilkuset procent rosną przyszłoroczne wydatki tzw. świętych krów, czyli instytucji, które same sobie ustalają plan wydatków. Rząd może co najwyżej wyrazić wątpliwość, czy dana pozycja nie jest przypadkiem za wysoka.
Prezydent zażądał więcej pieniędzy na medale i bezpieczeństwo. W tym pierwszym przypadku wydatki wzrosną w porównaniu z obecnym rokiem o 29,3 proc., funkcjonowanie Biura Bezpieczeństwa Narodowego będzie kosztowało o 13,3 proc. więcej. Lech Kaczyński zadbał też o podwyżki dla swoich pracowników, uposażenia żołnierzy i funkcjonariuszy kancelarii. Mogą oni liczyć na podwyżki sięgające 5,25 proc.
O wiele bardziej wzrosną pensje pracowników Kancelarii Sejmu i uposażenia posłów - od nowego roku wydatki na ten cel zwiększa się o 14,9 proc. W przypadku Senatu zaś aż o 15,4 proc. Nie zmieni się tu jednak stan zatrudnienia, podczas gdy Kancelaria Sejmu ma zamiar zatrudnić 30 nowych osób.
Dość mocno, bo o jedną czwartą w porównaniu z 2007 rokiem, podniesiono też koszty utrzymania biur poselskich i senatorskich. Wzbudziło to zresztą zastrzeżenia ze strony członków rządu. Mniej będzie za to remontów, analiz, ekspertyz oraz innych materiałów kupowanych przez Sejm -w tym wypadku obcięto wydatki. Podobnie zresztą jak na dostęp do Internetu. Nie oznacza to jednak, że posłowie zostaną pozbawieni dostępu do sieci. - Podpisaliśmy nową trzyletnią umowę na znacznie bardziej korzystnych warunkach -poinformowała Agnieszka Wierzbicka z biura prasowego Sejmu. Za zaoszczędzone m.in. w ten sposób pieniądze parlamentarzyści zafundują sobie nowy budynek przy alei Na Skarpie i płot.
Nowym autem pod nowe M.
Z kolei sędziowie Sądu Najwyższego zamierzają w przyszłym roku dość znacznie polepszyć swój stan posiadania. Na zakup towarów i usług przeznaczą o prawie 91 proc. więcej niż w tym roku, wydatki na utrzymanie majątku pochłoną zaś aż o 136,3 proc. więcej -w sumie 2,6 mln zł. Sędziowie SN chcą kupić dwa nowe auta, mieszkanie służbowe i sprzęt informatyczny. Nie spodobało się to Radzie Ministrów, która zgłosiła zastrzeżenia do tak skonstruowanego budżetu. Jej wątpliwości nie wzbudził za to plan wydatków NSA, który chce przeznaczyć na sprawy majątkowe mniej niż w zeszłym roku, choć zamierza zwiększyć zatrudnienie o 40 etatów. Nowych ludzi chce też przyjąć Trybunał Konstytucyjny -zaplanował powiększenie zespołu o siedmiu pracowników. O swoje bezpieczeństwo chce zadbać w przyszłym roku NIK. Zażądała zwiększenia o połowę środków na wydatki majątkowe, aby dostosować budynki do wymogów przeciwpożarowych i modernizację lokalnej sieci komputerowej. Rzecznik praw obywatelskich natomiast zamierza kupić nowy samochód, sprzęt biurowy oraz informatyczny i wydać na to o blisko 60 proc. więcej niż w tym roku -w sumie 980 tys. zł.
Dziura w dachu.
Aż czterokrotnie - do kwoty 30,8 mln zł - rosną dochody Krajowej Rady Radiofonii i Telewizji, która zarabia na wpływach z opłat koncesyjnych. Wydać zaś zamierza w przyszłym roku 18,9 mln zł. Przy czym aż trzykrotnie więcej pieniędzy mają pochłonąć remonty, podobnie wynagrodzenia bezosobowe i zakup akcesoriów komputerowych, programów i licencji. - Mieścimy się w budynku przy ul. Sobieskiego od 14 lat i ani razu nie mieliśmy remontu - tłumaczy wzrost wydatków Tomasz Borysiuk z KRRiT. - Izolację stanowi folia ogrodowa, pomieszczenia są zagrzybione, a dach jest dziurawy. Dodaje, że również nowe programy komputerowe są niezbędne, bo dziś członkowie muszą ręcznie sprawdzać, jak np. radia realizują zapisy z koncesji. Dyrektor biura Wojciech Nowicki wyjaśnia zaś, że wzrost wynagrodzeń bezosobowych to jedyny sposób, aby realizować nowe zadania. - Musimy zatrudniać ludzi na umowę-zlecenie, bo nowych etatów nie mamy -mówi Nowicki.
Stworzy je za to generalny inspektor ochrony danych osobowych. Zatrudnienie wzrośnie w przyszłym roku do 150 osób, czyli o 30 nowych etatów. Inspektor tłumaczy to m.in. wejściem Polski do systemu Schengen i wzrastającą liczbą skarg na przetwarzanie danych osobowych.
Państwowa Inspekcja Pracy zamierza w przyszłym roku kupić biura dla inspektorów pracy, a Krajowa Rada Sądownictwa wydać 6 mln zł na zakup gruntu pod nową siedzibę.
Zlikwidować wyjątki.
Zdaniem Janusza Jankowiaka, głównego ekonomisty Polskiej Rady Biznesu, tzw. święte krowy powinny podlegać normalnemu budżetowaniu i otrzymywać limity na wydatki tak jak inne resorty. -Obecnie tylko odpowiedzialność przez duże O może trzymać w ryzach wydatkowanie publicznych pieniędzy - mówi ekonomista. - Moim zdaniem jednak to jest utopia - nie znam odpowiedzialnych urzędników. <!--QuoteEnd--></div><!--QuoteEEnd-->
<!--quoteo--><div class='quotetop'></div><div class='quotemain'><!--quotec--><!--sizeo:2--><span style="font-size:10pt;line-height:100%"><!--/sizeo-->Polaczek przegrał proces o budowę A1. Co dalej?<!--sizec--></span><!--/sizec-->
Minister transportu Jerzy Polaczek (PiS) nie miał prawa wyrzucać prywatnej firmy z budowy odcinka autostrady A1 z Grudziądza do Torunia - uznał wczoraj sąd. Minister lekceważy ten wyrok.
Wojewódzki Sąd Administracyjny w Warszawie uchylił wczoraj decyzję ministra transportu Jerzego Polaczka pozbawiającą koncesji na budowę autostrady A1 firmy Gdańsk Transport Company. Nakazał też ministerstwu zwrot kosztów postępowania - ok. 11 tys. zł.
Ale koszty mogą być znacznie wyższe: teraz za budowę możemy zapłacić kilkaset milionów euro więcej, a dalsze spory prawne mogą opóźnić budowę autostrady, na której braku - jak wycenia Najwyższa Izba Kontroli - tylko trójmiejskie porty tracą 250 mln dolarów rocznie.
GTC - którego akcjonariuszami są m.in. koncern Skanska i spółka deweloperska NDI z Sopotu - koncesję ma od 1997 r. Negocjacje z rządem ciągnęły się latami. Dopiero w 2005 r. firma, po ustaleniu ceny i warunków budowy, rozpoczęła budowę 90-kilometrowego odcinka - z Gdańska do Grudziądza. Ma być gotowy w przyszłym roku.
Wciąż trwa spór o II odcinek A1 - 60 kilometrów autostrady z Grudziądza do Torunia, który także był objęty koncesją z 1997 r. Tam - zamiast placu budowy - rośnie dziś trawa. Batalię o odzyskanie tego odcinka przez państwo minister transportu Jerzy Polaczek ogłosił na początku 2006 r.
- Wybudujemy drogę taniej i szybciej niż prywatny koncesjonariusz - zapowiadał. Według jego urzędników ten 60-kilometrowy odcinek miał być gotowy do 2010 r., a koszty budowy powinny wynosić ok. 5 milionów euro za kilometr.
GTC szacowało pod koniec 2005 r., że kilometr autostrady będzie kosztował 7,6 mln euro. Cena jest kluczowa, bo choć koncesjonariusz buduje drogi za własne pieniądze, to konstrukcja umowy przewiduje, że dostanie zwrot tych pieniędzy podczas eksploatacji autostrady.
- Minister mówi rzeczy nieprawdopodobne - komentował w 2006 r. Aleksander Kozłowski z rady nadzorczej GTC. - Nikt nie wybuduje tej drogi za sumę podawaną przez ministra. Nie ma też szans, by rząd wyrobił się do 2010 r. Tylko nasza firma, która buduje już A1 pomiędzy Gdańskiem a Grudziądzem, ma na miejscu sprzęt i ludzi, jest w stanie dotrzymać terminu.
Polaczek jednak postawił na swoim. Zlecił Generalnej Dyrekcji Dróg Krajowych i Autostrad wykonanie projektu autostrady (wydał na to 38 mln zł).
Zabierając kontrakt GTC minister wyjaśniał, że wydana w 1997 r. koncesja wygasła. Argumentował, że zmieniły się przepisy, na mocy których wydawane są koncesje, a także na "ważny interes społeczny" jakim ma być szybka budowa autostrady.
GTC decyzję zaskarżyło twierdząc, że koncesja jest ważna, a minister mylnie interpretuje przepisy. Wczoraj sąd przyznał rację GTC.
- Wyrok sądu to potwierdzenie, że to nasza firma, a nie rząd ma wyłączne prawo do budowy i eksploatacji autostrady A1 na odcinku Gdańsk-Grudziądz - mówi Aleksander Kozłowski z rady nadzorczej GTC.
Co dalej z budową autostrady A1, niezbędnej m.in. do przeprowadzenia Euro 2012 w Gdańsku?
- Zgodnie z warunkami koncesji powinniśmy rozpocząć z ministrem negocjowanie warunków budowy II odcinka A1. Jesteśmy do nich gotowi choćby jutro - zapewnia Kozłowski.
Niemal pewne jest, że teraz oferta GTC będzie dla państwa mniej korzystna niż ta z końcówki 2006 r., bo ceny poszły w górę. Ile teraz zażąda GTC - nie wiadomo. Nieoficjalnie eksperci mówią, że ceny robót drogowych poszły w górę nawet o 50 proc.
Podobną decyzję minister Polaczek podjął w ubiegłym tygodniu - w przypadku kontrolowanej przez Jana Kulczyka Autostrady Wielkopolskiej. W 2004 r. dla odcinka autostrady A2 Nowy Tomyśl-Świecko rząd SLD wynegocjował cenę - 6,1 mln za kilometr. Rząd PiS jednak takiej budowy nie chciał. Zgodził się dopiero tydzień temu - autostrada powstanie... za 9,6 mln euro za kilometr.
Nic na razie nie wskazuje, by rząd usiadł z GTC do rozmów. - Wyrok jest nieprawomocny. Po otrzymaniu pisemnego uzasadnienia, ocenimy zasadność złożenia skargi do Naczelnego Sądu Administracyjnego - informowało biuro prasowe resortu transportu. Przekazało też, że w przyszłym tygodniu Generalna Dyrekcja Dróg Krajowych i Autostrad ogłosi przetarg na budowę spornego odcinka A1 Grudziądz-Toruń.
- Minister Polaczek czyni tą trudną sytuacją jeszcze trudniejszą - komentuje Tadeusz Jarmuziewicz, ekspert PO od infrastruktury. - Jeśli ogłosi przetarg, to w sporze GTC-ministerstwo pojawi się trzeci podmiot - zwycięska firma, która będzie rościła sobie prawo do budowy lub odszkodowania. To czyste szkodnictwo. Bez wątpienia będzie to pierwsza sprawa, z którą po wyborach będzie musiał zmierzyć się jego następca.<!--QuoteEnd--></div><!--QuoteEEnd-->
Niedawno temu A2, teraz A1... Dużo jeszcze jest tych A??? Oby dalszych decyzji tak brzemiennych w skutki, nie podejmowali ludzie tego formatu. Dlatego należy omijać poz. 1 listy nr 6 w okregu 31 ( Katowice i okolice ). A najlepiej całą listę nr 6. Wszędzie - nie tylko na Górnym Śląsku.
04 paź 2007, 14:40
helvet
[...] Niedawno temu A2, teraz A1... Dużo jeszcze jest tych A??? [...]
Żeby oddać (choć trochę) sprawiedliwości Helvet zapraszam Cię w bajkową podróż na A-4 (gdzie warunki koncesji ustalały chyba inne ekipy). Proponuję na początek przejazd na odcinku Katowice - Kraków... W jaki sposób wynegocjowano warunki budowy ze Stalexportem, jak ustalono cenę, a w konsekwencji i jakość produktu, skoro teraz trzeba w ciągu kilku lat wymienić CAŁĄ nawierzchnie na płatnym odcinku ?
Nie zamierzam nikogo bronić, ale kto wie, może fakt, że przyjrzano się warunkom udzielenia koncesji nie jest zły - nawet jeśli budowa ma kosztować więcej... to tak przez pryzmat doświadczeń na A-4, z której dziennie korzystam...
____________________________________ always look on the bright side of life
Nie możesz rozpoczynać nowych wątków Nie możesz odpowiadać w wątkach Nie możesz edytować swoich postów Nie możesz usuwać swoich postów Nie możesz dodawać załączników