Putin chce być prezydentem, a Miedwiediew... Tak się w Rosji dzielą władzą. Prezydent Dmitrij Miedwiediew zaproponował, żeby premier Władimir Putin wystartował w wyborach prezydenckich w 2012 r. Putin oczywiście się zgodził i zaproponował, by Miedwiediew wystartował z pierwszego miejsca na listach Jednej Rosji w nadchodzących wyborach do Dumy, by został premierem
Wygląda na to, że w skorumpowanej Rosji prędko sytuacja się nie zmieni. Nadal będą rządzili Władimir Putin i Dmitrij Miedwiediew. No może wymienią się tylko od czasu do czasu stołkami.
A to oznacza, że Rosja nadal będzie się izolowała od zachodu, a bieda będzie się pogłębiała. Bo obecnym politykom na zmianach nie zależy.
Nie masz wystarczających uprawnień, aby zobaczyć pliki załączone do tego postu.
____________________________________ Mów otwarcie i otwarcie działaj, gdy w kraju dobre panują rządy.Otwarcie działaj, lecz mów ostrożnie, gdy rządy są złe...
24 wrz 2011, 18:57
Re: Polityka i politycy
inspektor
Załącznik:
Donald_Tusk_kopnieciu_fot_5450211.jpg
ŻENADA Lepiej pokazałby jak potrafi główkować. Ale w gabinecie, nie na boisku!
Słowa Tuska przerywane okrzykami kibiców. "Ja nie ustąpię"
Premier Donald Tusk rozmawiał w Korycinie (Podlaskie) z kibicami piłkarskimi m.in. o porządku na stadionach i działaniach policji wobec tych środowisk. - Wtedy, kiedy jest "bandyterka", ja nie ustąpię i od was zależy w dużym stopniu, czy nam uda się oddzielić to, co jest nie do przyjęcia - zaznaczył szef rządu. Słowa Tuska były przerywane okrzykami kibiców.
Korycin był w sobotę kolejnym punktem na trasie tzw. tuskobusu, premier miał tam zaplanowane spotkanie z lokalnymi producentami sera. Do miejscowości przyjechała też grupa ok. dwudziestu kibiców Jagiellonii Białystok. Wysiadającego z autokaru Donalda Tuska przywitali transparentem: "Wolność słowa dla kiboli!", a także okrzykami: "Tusk ty matole, Twój rząd obalą kibole" oraz właśnie "Wolność słowa dla kiboli". Premier niespodziewanie podszedł do młodych ludzi wykrzykujących te hasła i podjął z nimi rozmowę.
Donald Tusk przypomniał, że na poniedziałek zaplanowane jest jego spotkanie z przedstawicielami środowiska kibiców. - Jeśli to będzie oznaczało, z jednej strony wykluczenie agresji i przestępczości (...), a z drugiej strony będziemy razem pracowali, to będzie też moja odpowiedzialność, żeby nie było naruszenia prawa przeciwko tym, którzy zachowują się ok, to uważam, że wyjdziemy z tego zakrętu - mówił premier do manifestujących.
Ci przypominali o sytuacjach z Białegostoku, m.in. o zatrzymaniach i karaniu po ich manifestacji kilka miesięcy temu przy Podlaskim Urzędzie Wojewódzkim (chodziło o wykrzykiwane hasła pod adresem szefa rządu), akcję policji w czasie jednego z meczów Jagiellonii Białystok w sektorze najbardziej zagorzałych fanów drużyny z tego powodu, że wznoszono wulgarne okrzyki. - Od sześciu lat nie było u nas żadnych zadym i żadnej agresji, a został zamknięty nasz sektor - mówili kibice. - Publicznie zawsze mówiłem: chcecie krzyczeć na mój temat, nie może być za to konsekwencji karnych, wolność słowa nie dla kibiców, tylko dla wszystkich - odpowiadał premier. Mówił, odpowiadając na zarzuty kibiców, że z ich punktu widzenia "jak się chce mocno wprowadzić porządek, to to zniechęca ludzi do przychodzenia na stadiony". - Moim zdaniem, ludzi zniechęca do przychodzenia na stadiony poczucie, że ryzyko ciągle czasami jest za duże - powiedział Donald Tusk. Na co manifestanci podawali kolejne przykłady, ich zdaniem bezprawnych przypadków karania kibiców, np. za nielegalne zgromadzenia.
- Spróbujemy w poniedziałek zrobić rejestr tego, co jest nie w porządku - mówił premier, ale jego słowa przerywane były okrzykami: "Dlaczego dopiero teraz? Dlaczego przed wyborami?". Tusk odpowiadał, że problemy, o których mówią kibice, nie są głównymi problemami dla obywateli. Podkreślił, że to także interes środowisk kibicowskich, by "coraz precyzyjniej rozdzielać tego kibica, nawet tego najbardziej niesfornego, nawet tego, który może pięć razy dziennie krzyczeć »matole«, od twardego przestępcy, którego na stadionie nie brakuje". - Wtedy, kiedy jest "bandyterka", ja nie ustąpię i od was zależy w dużym stopniu, czy nam uda się oddzielić to, co jest nie do przyjęcia - dodał premier. Powtórzył, że w poniedziałek będzie "precyzyjna informacja o wszystkich zdarzeniach, we wszystkich miastach Polski bez wyjątku". - Nie z udziałem kibiców, ale z udziałem bandytów, którzy równocześnie bywają kibicami i na tym polega problem - dodał.
Nie z udziałem kibiców, ale z udziałem bandytów, którzy równocześnie bywają kibicami i na tym polega problem - dodał. BZDURA! Problem to POlegał na transparentach z GW i Szechterem. I to zabolało. Finał Pucharu Polski był później tylko pretekstem do walki z kibicami. Dlaczego 2 lata wcześniej, rok wcześniej, pół roku wcześniej nie przypuszczono ataku na kibiców tylko po tych transparentach? Załgany POkemon na pewno znajdzie i na to odpowiedź: kiedyś trzeba było. Tylko, że nie każdy jest załganym i bezmyślnym POkemonem.
____________________________________ "Demokracja to cztery wilki i owca głosujące o obiedzie" R.A.Heinlein
24 wrz 2011, 19:49
Re: Wybory 2011
Krzyk rozpaczy burmistrza Nieszawy
Po 21 latach rządzenia Nieszawą burmistrz Andrzej Nawrocki podał się do dymisji. Jak tłumaczy, miasteczka nie stać na finansowanie działań zleconych przez państwo. - Nawet nie mam czego zlikwidować - mówi
Na złożenie mandatu przez burmistrza zgodziła się rada miasta, w piątek Andrzej Nawrocki zakończy urzędowanie. Do czasu przyspieszonych wyborów w dwutysięcznej Nieszawie w powiecie aleksandrowskim będzie rządził komisarz, którego powoła premier. - Jesteśmy mały miasteczkiem, przemysłu tu nie ma. Zawsze nasz budżet był wrażliwy na wszystkie zmiany - mówi ustępujący burmistrz. Swoją decyzję uzasadnia właśnie problemami budżetowymi. Głównie tym, że Nieszawa nie ma jak finansować zadań zleconych przez państwo, zwłaszcza oświaty. W ostatnich dwóch latach pensje w edukacji wzrosły o 25 proc. Burmistrz nie miał na to wpływu, wiążą go zapisy Karty nauczyciela.
- Na 2012 r. miasto ma dostać 1,6 mln zł państwowej subwencji, a koszt utrzymania oświaty to 2,3 mln zł. Z czego mam dołożyć 700 tys. zł, skoro wszystkich dochodów mam 1,3 mln zł? Inne gminy jakoś sobie radzą, zamykając szkoły. Ja mam jedną podstawówkę, jedno gimnazjum i jedno liceum. Nawet nie mam czego zlikwidować - tłumaczy Nawrocki. Mówi, że to problem wszystkich samorządów o niskich dochodach. Swoją dymisją chce go nagłośnić. Jego zdanie podziela Eugeniusz Gołembiewski, burmistrz niewiele większego Kowala i zarazem członek zarządu Unii Miasteczek Polskich.
- Państwo nie bierze pod uwagę, że uczniów jest coraz mniej. Subwencje oblicza przy założeniu, że w klasie jest 25 uczniów, a tak liczne w małych gminach trudno znaleźć - mówi Gołembiewski. - W 2009 r. finansowałem oświatę z subwencji, w ubiegłym roku musiałem dołożyć 30 tys. zł, w tym roku będzie to już 300 tys. zł. Muszę szukać oszczędności, zmniejszyłem zatrudnienie w administracji.
Nawrocki objął urząd 21 lat temu i przez cały czas cieszył się poparciem większości mieszkańców. W wyborach w 2006 r. nie miał nawet kontrkandydata. Pod koniec poprzedniej kadencji w Nieszawie zaczęły się jednak problemy. Upadła spółka Jantur, do której należała gorzelnia i młyn w sąsiednim Wagańcu. Prowadzili ją wpływowi w Nieszawie bracia Ch.: Roman (wówczas przewodniczący rady miasta), Krzysztof (szef klubu sportowego Jagiellonka) i Janusz (lider lokalnych struktur PSL i przewodniczący rady powiatu w Aleksandrowie Kujawskim). Jantur stracił płynność finansową, a mimo to nadal zamawiał od rolników zboże, za które nie płacił. Gdy lokalni gospodarze się w tym zorientowali, spółka zaczęła sprowadzać zboże z innych województw. Interesami zajęła się prokuratura, zarzucając braciom wielomilionowe oszustwa. Roman i Krzysztof czekają na proces w areszcie, Janusz pozostał na wolności, nadal jest radnym powiatowym.
Po aferze zbożowej w Nieszawie i powiecie uaktywniła się opozycja, która chciała zrobić z niej sprawę polityczną. Przypomniano sobie, że firmy związane z rodziną Ch. wygrywały miejskie i powiatowe przetargi, a Nawrocki - chociaż w wyborach startował z bezpartyjnego komitetu - nie kryje swojej sympatii do PSL. W ubiegłorocznych wyborach samorządowych miał już dwóch rywali, burmistrzem został w drugiej turze. W radzie miasta jego stronnicy zdobyli mniejszość głosów, chociaż zdaniem burmistrza w Nieszawie wszyscy starają się ze sobą dogadywać. Nie zawsze to wychodzi. Sam Nawrocki musiał tłumaczyć się w prokuraturze, czy nie sprzedawał zbyt tanio miejskich nieruchomości Romanowi Ch. i jego krewnym. Donieśli o tym oponenci, którzy wyciągali nawet stare interesy z ubiegłego stulecia. Włocławska prokuratura rejonowa nie doszukała się w działaniach burmistrza przestępstwa, śledztwo jest już prawomocnie umorzone.
Po Janturze upadła fabryka farb Wega oraz firma budowlana Budorol, także należąca do rodziny Ch. To największe przedsiębiorstwa w Nieszawie. Ich bankructwo odczuł budżet miasta, do którego wpływają mniejsze podatki. - Państwo wypłaca w takich sytuacjach subwencję, ale system pomocy jest tak skonstruowany, że Nieszawa dostanie ją dopiero w 2013 r. - komentuje burmistrz Kowala.
Od lat Nawrocki zabiegał o to, aby w Nieszawie powstała druga tama na Wiśle. Teraz jest do tego bliżej niż kiedykolwiek, zaporę chce postawić Energa. Waha się między Nieszawą a sąsiednią gminą Raciążek. - Żałuję, że nie doczekałem wmurowania kamienia węgielnego, no ale może gdzieś znajdzie się o mnie mały akapit - zastanawia się Nawrocki. - Tama ustawiłaby Nieszawę, ale dopiero za siedem lat. A co mają robić inne samorządy, które na taką inwestycję nie mają szans?
A w tefałenie pokazali aż dwóch burmistrzów którzy nie popierają burmistrza Andrzeja Nawrockiego!!
Ja myśle, że on jest psychiczny. Tak samo jak Andrzej Żydek. I jak Jarosław Kaczyński. I w ogóle jak wszyscy z PIS'u Bo jak inaczej nazwać człowieka niezadowolonego z rządów Tuska i PO jak nie psycholem? Prawda?
____________________________________ "Demokracja to cztery wilki i owca głosujące o obiedzie" R.A.Heinlein
30 wrz 2011, 19:15
Re: Polityka i politycy
Jarosław Kaczyński to najsilniejsza osoba w polityce.
Załącznik:
Jarosław Kaczyński.jpg
Portal WikiLeaks ujawnił kolejną depeszę, w której można przeczytać m.in. o tym, jak Jarosław Kaczyński był postrzegany przez ambasadorów USA w Polsce. Depesza pochodzi z 9 sierpnia 2006 r. i można się z niej dowiedzieć, że prezes PiS został uznany za "najsilniejszą osobę w polskiej polityce".
Jarosław Kaczyński, jako nowy szef rządu, 4 sierpnia 2006 roku wygłosił przemówienie, które miało być podsumowaniem przeglądu resortów. Zdobył on wówczas ogromne uznanie w oczach ambasadorów USA.
W depeszy ujawnionej przez portal WikiLeaks napisali, że 4 sierpnia lider PiS "przedstawił swój imponujący wykład poglądów na temat działań polskiego rządu, dając do zrozumienia, że jest trwale umocowany w roli szefa rządu i dobrze się czuje w tej roli".
"Przemawiając w swojej kancelarii przed wypełnioną po brzegi salą dla dziennikarzy (...), Kaczyński w sposób szczegółowy i zorganizowany przedstawił wszystkie kluczowe programy, założenia i cele każdego z ministerstw oraz departamentów rządu w ciągu najbliższych trzech lat" - można przeczytać w depeszy.
Dyplomaci z ambasady ocenili ponadto, że wypowiedź Kaczyńskiego była płynna i pozbawiona oznak stresu, a nowy premier sprawiał wrażenie człowieka w pełni kontrolującego zarówno przedmiot jak i kwestie personalne w każdym z ministerstw.
Każda część przemówienia prezesa PiS została skrupulatnie oceniona i skomentowana. "Nie ulegało nigdy wątpliwości, że Jarosław Kaczyński, jako przewodniczący PiS był prawdziwym rządcą stojącym za plecami Marcinkiewicza, (a) nawet brata, prezydenta Lecha Kaczyńskiego; po przemówieniu z 4 sierpnia nie ma złudzeń co do tego, że najsilniejsza osoba w polskiej polityce jest od teraz także szefem rządu.
Jarosław Kaczyński zastraszył także swoich partnerów koalicyjnych a niegdysiejszych rywali, Andrzeja Leppera z Samoobrony i Romana Giertycha z Ligi Polskich Rodzin (LPR), osiągając nad tą koalicją dominację niespotykaną przez ostatnie trzynaście lat" - komentuje ambasador.
I to jest mąż stanu! A nie jakiś chłopczyk w krótkich majtkach.
Nie masz wystarczających uprawnień, aby zobaczyć pliki załączone do tego postu.
____________________________________ Videtur et hoc mihi Platforninem non debere esse Poza tym uważam że Platformę należy zniszczyć /Katon starszy/
01 paź 2011, 14:29
Re: Polityka i politycy
Załącznik:
1317401369_by_szybkilukasz_500.jpg
Nie masz wystarczających uprawnień, aby zobaczyć pliki załączone do tego postu.
01 paź 2011, 20:24
Re: Wybory 2011
2/ U Tuska kupują 43 tys. komórek! Pójdzie na to fortuna
Prawie 43 tysiące telefonów komórkowych, 39 milionów minut i niemal 6 milionów sms-ów do wykorzystania - taki gigantyczny przetarg rozpisało Centrum Usług Wspólnych przy Kancelarii Premiera. Telefony trafią do urzędów podlegających KPRM. Koszt może sięgnąć ponad 23 mln zł. Aż trudno uwierzyć, że tyle wydajemy na rozmowy urzędników państwowych
Choć nowy rząd nie został jeszcze stworzony, bo do wyborów jeszcze tydzień, to Kancelaria Premiera już przygotowuje podległe jej urzędy do nowych obowiązków. Najpierw postanowiła zadbać o to, aby urzędnicy mogli się ze sobą wygodnie kontaktować. Dlatego Centrum Usług Wspólnych przy Kancelarii Premiera rozpisało właśnie przetarg na komórki. 107 urzędów otrzyma niemal 43 tys. nowych przenośnych aparatów – jakby tych starych było za mało. Na długiej liście biurokratycznych molochów znalazły się wszystkie ministerstwa, urzędy wojewódzkie, Biuro Rzecznika Praw Pacjenta, Główny Inspektorat Ochrony Roślin i Nasiennictwa, Krajowa Rada Radiofonii i Telewizji i wiele, wiele innych instytucji podlegających pod urząd premiera.
Zamawiane telefony nie mogą być oczywiście byle jakie. Wśród 43 tys. aparatów ma się znaleźć 2114 komórek o wartości powyżej 3 tys. zł. Licząc po najniższej wymaganej cenie, będzie to grubo ponad 6 mln zł. Zamawiający wymaga także niemal 6,5 tys. telefonów o wartości przekraczającej 1,5 tys. zł, co daje niemal 10 mln zł! Nie trudno przewidzieć, że najdroższy i najbardziej luksusowy sprzęt trafi do kierownictwa urzędów. Urzędnicy nie muszą się także liczyć z czasem rozmów, ponieważ łącznie do wykorzystania będą mieć 39 milionów minut, czyli 650 tys. godzin, co daje ponad 70 lat nieprzerwanych rozmów! Oprócz tego wyślą 6 milionów sms-ów i prawie 180 tysięcy mms-ów. Jak ogromne zakupy komentują sami urzędnicy? Minister Rolnictwa i Rozwoju Wsi Marek Sawicki twierdzi, że jemu nowy telefon potrzebny nie jest. - Ja nie korzystam z telefonów, które przypadają ministerstwu, używam wyłącznie prywatnego - powiedział Faktowi minister. - Mam nadzieję, że taki centralny przetarg ma na celu oszczędności, inaczej byłoby to głupstwo - zakończył.
Waszym zdaniem Czy rozpasanie urzędników kiedyś skończy się w Polsce? TAK - 23% NIE - 77%
1/ "To co zrobił Tusk, było najgorszym upokorzeniem"
Lider Platformy boi się porażki w nadchodzących wyborach nie tylko dlatego, że może stracić władzę. – To także strach fizyczny. Premier boi się, że, jeśli PiS wygra, to ludzie prezesa po niego przyjdą i zakują go w kajdanki – mówi tygodnikowi „Wprost” jeden z polityków PO. Z kolei jeden ze współpracowników prezesa PiS opowiada, w jaki sposób Tusk upokorzył Kaczyńskiego.
- Donald zawsze miał na Kaczyńskiego dwa określenia: potwór i wariat. Jego stosunek do prezesa PiS najlepiej oddaje często opowiadany przez niego żart. „Kaczyński i Tusk mieli stłuczkę. Wychodzą z samochodów, oglądają straty. – Wiesz, Donald, te nasz kłótnie są bez sensu, pogódźmy się. Mam tu flaszkę, napijmy się – proponuje Kaczyński i polewa po kieliszku. Tusk wypija i spogląda na Kaczyńskiego. – A ty na co czekasz? – Na policję - odpowiada Kaczyński". Kiedyś się z tego śmialiśmy, ale po Smoleńsku Donald zaczął odczuwać fizyczny strach przed Kaczyńskim - wyjawia rozmówca "Wprostu".
Z kolei to, co Kaczyński myśli o Tusku wyjawia tygodnikowi jeden ze współpracowników prezesa PiS: - Tusk zajmuje dziś na krótkiej liście Kaczyńskiego pierwsze miejsce, choć nie zawsze tak było. Jarosław przez lata nim gardził, mówił, że to chłoptaś, nie polityk. Powtarzał, że w latach 80., gdy jego żona z synkiem gnieździła się w akademiku, on przepuszczał pieniądze z kolegami na imprezach. - Po upadku komuny to samo: balangi, alkohol, piłeczka. Polityka daleko w tyle.
Kiedy przyszło podwójne zwycięstwo w 2005 roku, Jarosław uważał się za ostatniego Mohikanina. Wałęsa i Kwaśniewski, z którymi się porównywał, byli już poza grą, został tylko on. Rozsmakowywanie się w tym triumfie zepsuł mu Tusk i to było najgorsze upokorzenie. Przecież to nikt poważny, to zwykły pętak. Wyrósł jak spod ziemi i wszystko mu podeptał. Zaczął go brutalnie uderzać, odebrał władzę i poniżał jego brata. Suma tych grzechów doprowadziła do Smoleńska - dodał współpracownik Kaczyńskiego.
2/ Tajne więzienia CIA w Polsce? "Wiemy, kto był przetrzymywany, jakie metody stosowano"
Według informacji, do jakich dotarli dziennikarze "Panoramy" TVP2, w Polsce istniały tajne więzienia CIA. - Wiemy, kto był tu przetrzymywany. Wiemy, jakie metody przesłuchań były stosowane – powiedział w ekskluzywnym wywiadzie komisarz praw człowieka Rady Europy Thomas Hammarberg.
Z przestudiowanych przez niego wartościowych informacji wynika, że w Polsce znajdowały się tajne więzienia CIA. Placówki te miały funkcjonować na naszym terytorium między grudniem 2002 a wrześniem 2003 roku. W materiałach, do których dotarli dziennikarze "Panoramy", znajdują się także informacje świadczące to tym, że podczas przesłuchań stosowano tortury. - Ważne, aby takie wnioski wyciągnąć z polskiego śledztwa. Mamy na to dowody – wyjaśnia Hammarberg.
Komisarz RE przekonuje, że w Polsce byli przetrzymywani Abd al-Rahim al-Nashiri i Abu Zubaida. – Byli to tzw. więźniowie wysokiej wartości. Mamy na ten temat dokumenty i jestem pewien, że te dokumenty ma również polski prokurator – przekonuje.
Według informacji TVP2, o wynikach swojego dochodzenia, Hammarberg poinformował ministra spraw zagranicznych Radosława Sikorskiego. Komisarz miał poprosić Sikorskiego o dyplomatyczną pomoc. Miałoby to pozwolić zrozumieć Waszyngtonowi, że Europa pragnie wyjaśnić te kwestie i że potrzebne jest odtajnienie dokumentów potrzebnych do procesów sądowych.
Thomas Hammarberg powiedział również, że powinniśmy zwalczać terroryzm posługując się legalnymi środkami. Ma się to odbywać z szacunkiem dla praw człowieka. - Jeśli tak nie robimy, wpadamy w pułapkę, korzystając z podobnych technik co sami terroryści. Mam nadzieję, że wyciągniemy wnioski i będziemy pewni, że te błędy już nigdy się nie powtórzą - przyznał.
Premier Władimir Putin zadeklarował, że będzie dążyć do tego, aby na bazie Unii Celnej oraz Wspólnego Obszaru Gospodarczego - dwóch struktur integracyjnych z udziałem Rosji, Białorusi i Kazachstanu - powstała otwarta na inne kraje Unia Eurazjatycka.
Putin, który w zeszłym miesiącu ogłosił, że w marcu 2012 roku znów będzie kandydować na prezydenta Rosji, podkreślił, że nowa wspólnota powinna stać się "jednym z biegunów współczesnego świata".
Szef rządu FR zaprzeczył zarazem, by chodziło mu o odbudowanie lub skopiowanie ZSRR. " zamiennik restaurowania lub kopiowania czegoś, co należy już do przeszłości, byłaby naiwnością. Wszelako ścisła integracja na nowej płaszczyźnie moralnej, politycznej i gospodarczej jest nakazem chwili" - oświadczył.
Putin uczynił to w artykule, ogłoszonym na łamach dziennika "Izwiestija". Jego tekst streściły w swych serwisach trzy największe rosyjskie agencje informacyjne - RIA-Nowosti, ITAR-TASS i Interfax.
Proponujemy model potężnej ponadnarodowej wspólnoty, która może stać się jednym z biegunów współczesnego świata i odgrywać rolę efektywnego łącznika między Europą a dynamicznym regionem Azji i Oceanu Spokojnego" - oznajmił premier Rosji.
W zamyśle Putina, Unia Eurazjatycka będzie kolejnym, wyższym stopniem integracji dokonującej się w ramach Unii Celnej i Wspólnego Obszaru Gospodarczego. Tę pierwszą strukturę Rosja, Białoruś i Kazachstan utworzyły 1 lipca 2010 roku. Umowa trzech państw o powołaniu tej drugiej wejdzie w życie 1 stycznia 2012 roku. Z czasem mają do nich przystąpić Kirgistan i Tadżykistan.
Szef rządu Rosji podkreślił, że Unia Eurazjatycka - to otwarty projekt. "Z zadowoleniem powitamy przyłączenie się innych partnerów, przede wszystkim krajów Wspólnoty (Niepodległych Państw). Nikogo nie będziemy ponaglać i popychać. To powinna być suwerenna decyzja każdego kraju, podyktowana jego własnymi, długofalowymi, narodowymi interesami" - oświadczył.
Putin zauważył, że "niektórzy sąsiedzi Federacji Rosyjskiej tłumaczą niechęć do uczestniczenia w zaawansowanych projektach integracyjnych na obszarze poradzieckim tym, iż rzekomo są one sprzeczne z ich europejskim wyborem".
"Uważamy, że jest to fałszywe rozwidlenie. Nie zamierzamy odgradzać się od kogokolwiek i wstępować w konfrontację z kimkolwiek. Unia Eurazjatycka będzie budowana na uniwersalnych zasadach integracyjnych jako nieodłączna część Wielkiej Europy, połączonej wspólnymi wartościami wolności, demokracji i praw rynku" - wskazał.
Premier FR zapewnił, że Rosjanie, Białorusini, Kazachowie i ci, którzy się do nich przyłączą, uzyskają pełną swobodę w wyborze miejsca zamieszkania, zdobywania wykształcenia, pracy i prowadzenia biznesu. "W ZSRR z jego obowiązkiem meldunkowym wolności takiej nie było" - zaznaczył.
"Tylko razem nasze kraje będą w stanie wejść do grona liderów globalnego wzrostu i cywilizacyjnego postępu, osiągnąć sukces i rozkwit" - podkreślił Putin.
Moskwa nie ukrywa, że najbardziej zależy jej na tym, aby do struktur integracyjnych Rosji, Białorusi i Kazachstanu przyłączyła się Ukraina. Ta konsekwentnie odmawia, argumentując, że wybrała już integrację z Unią Europejską.
Lis znowu w propagandowej akcji. Tylko na Białorusi i w Rosji w telewizjach rządowych tak się rozmawia z politykami opozycji
Załącznik:
lis - kaczynski.jpg
Do poniedziałkowego wieczoru można było sądzić, że opowieści o tym jak to w obozie prorządowym zapanowała panika, że dominują obawy przegrania wyborów, są przesadzone. Jednak to co zaprezentował w swojej audycji w TVP 2 w rozmowie z prezesem Prawa i Sprawiedliwości Jarosławem Kaczyńskim Tomasz Lis, pozwala stwierdzić, iż faktycznie wszystko możliwe. Bo jeśli sięga się po ten poziom agresji, przerywania i manipulacji, to znaczy, iż rzuca się na szale wszystkie, nawet te ostatnie, zasoby.
Lis zaczął spokojnie. Zapytał o program gospodarczy i oszczędności wymuszone kryzysem. Wątek ten zajął kilka minut. A potem już zaczęła się jazda bez trzymanki. Można jeszcze zrozumieć dociskanie o to kto będzie ministrem finansów. I czy będzie to profesor Zyta Gilowska. Ale to co nastąpiło później, jest już manipulacją:
Wiedzieliśmy to cztery lata temu, dlaczego teraz miałoby być inaczej?- pytał Lis. Nie mówił prawdy!!!! KŁAMAŁ!!! Cztery lata temu wszyscy sądzili, że ministrem finansów zostanie Zbigniew Chlebowski, nazwisko Jacka Rostowskiego mało kto w ogóle kojarzył.
Lis dowodził też, że rządy PiS w latach 2005-2007 to była katastrofa gospodarcza. I dorzucał, zaskakujące w obliczu chwalstwa ekipy PO, twierdzenie: Przyzna pan, że była to w dużym stopniu zasługa pana poprzednika.
Ten spór miał jeszcze jakieś elementy merytoryczne. Potem było już tylko o Ojcu Rydzyku, pistoleciku Kaczyńskiego i pięknych dziewczynach w PiS. Prowadzący program za wszelką cenę próbował wyprowadzić lidera opozycji z równowagi. Przygotował więc listę wszystkiego co uważa za najgorsze w jego partii. I jechał. Kiedy przegrywał – przerywał i zmieniał wątek, wystrzeliwując nowe pociski.
Pan mówi o trosce o biednych, ale kiedy pan był premierem troszczył się pan głównie o bogatych Polaków - dowodził, przekonując przewrotnie, że dowodem jest fakt iż obniżenie składki rentowej w 2007 roku dało wszystkim proporcjonalne do zarobków oszczędności, a więc najbardziej zyskali najbogatsi.
Kaczyński próbował dowodzić, że jego rząd tak kierował transfery finansowe by więcej trafiało do mniej zarabiających. Lis zażądał konkretów. Gdy były premier zaczął je wymieniać, Lis po trzecim przerwał.
Panie premierze podatki pan podniósł… obniżył… - pomylił się.
Niech się pan zdecyduje - zażartował Kaczyński.
Twarz Lisa zastygła. Od tej chwili wydawał się wyprowadzony z równowagi, nie kontrolujący swoich emocji. Wyciąga Kaczyńskiemu, że ten powiedział kilka tygodni temu iż w rządzie widziałby Zbigniewa Ziobro i być może Antoniego Macierewicza. Przedstawia to w tonie jakiegoś strasznego odkrycia. Kaczyński: Nie warto tego wątku kontynuować. To było 2 września, dziś sytuacja jest inna. Lis: Im bliżej wyborów tym mniej pan wie o składzie rządu? Kaczyński: Tym więcej, ale tym mniej mówię. Lis: Myśli pan, że Antoni Macierewicz w rządzie to dobry pomysł? Kaczyński: Panie redaktorze, może się co do jednej sprawy umówmy. Że mamy po prostu inne poglądy. Ja czytuję pańskie pismo…. Lis: Moje poglądy nikogo nie interesują. Ja nie chcę rządzić 40 milionowym krajem. Kaczyński: Ale miał pan takie ambicje.
Potem Lis wchodzi w język “kosztów raportu z likwidacji WSI dla nas wszystkich podatników. Prezes PiS odpowiada: Nie wiem, ale wiem, ze formacja która była polską częścią sowieckiego GRU została zlikwidowana. Już samo to zapewnia Antoniemu Macierewiczowi miejsce w historii.
Za chwilę Lis ujawnia - to 497 tysięcy złotych! A więc kilka weekendowych przelotów premiera Tuska nad morze i z powrotem. Kaczyński przekonuje, że koszty działania WSI dla kraju to miliardy złotych strat. I że Polska byłaby dziś bogatszym krajem gdyby WSI zlikwidowano w latach 1990-1991 a nie po latach.
Potem wątek Angeli Merkel o której Kaczyński w swojej książce napisał, że nie sądzi by jej kanclerstwo było wynikiem czystego zbiegu okoliczności, a resztę zostawia historykom. Co to znaczy? Kaczyński dowodzi, że było wynikiem także zjednoczenia Niemiec i potrzebna była osoba ze wschodniej części. Lis: Pobrzmiewa w tym zdaniu ton insynuacyjny, który człowiekowi chcącemu być premierem Polski nie przystoi.
Kaczyński: Tak pan uważa? Lis: Tak. Kaczyński: A ja uważam, że stanie na baczność przed inną niż Warszawa stolicą nie przystoi polskiemu premierowi. Polski premier nie powinien się uważać kanclerza Niemiec ani premiera Rosji. Nie może być państwo degradowane przez własne kierownictwo. Lis: Takie słowa ułatwią nam kontakty z sąsiadem za zachodnią granicą? Kaczyński: Nie. Z całą pewnością nie. To punkt wyjścia do poważnych rozmów z panią Merkel. Ale pan się czegoś straszliwie obawia? Żal mi pana bardzo. Pan należy do pewnej formacji, która jest w Polsce spotykana często, szkodzi Polsce. Ciągle są przytłoczeni ta historią, wyzwólmy się z tego.
Dalej Lis zapędził się wyraźnie – zaczął dopytywać czy Kaczyński chciałby wyeliminować z polityki Erikę Steinbach, która wielokrotnie Polaków obrażała. A tego akurat chciał kiedyś także i Donald Tusk.
Potem Lis wracał do zgranych taśm – odwołanie szczytu Trójkąta Weimarskiego po ohydnym tekście w niemieckiej brukowej gazecie. Tu Kaczyński zanotował największa wpadkę w tej rozmowie, bo stwierdził iż doniesienie do prokuratury złożyli w tej sprawie jacyś ludzie, a Lis przypomniał, że Anna Fotyga i śp. Przemysław Gosiewski. Kaczyński skomentował ton Lisa: Pana ironia mi się nie podoba, polski publicysta powinien mieć poważny stosunek do własnego narodu.
Następnie pojawia się wątek debaty z Donaldem Tuskiem, gdzie usłyszeliśmy już argumentację Kaczyńskiego o “oparach absurdu: Kaczyński: Nie da się dyskutować, że 20 lat temu miałem rzekomo grozić Tuskowi pistoletem. No tak się rozmawiać nie da. Jak ktoś tak kłamie, to trudno z nim dyskutować. Kaczyński: Ale miał pan ten pistolet? Lis: Miałem czy nie miałem to nie był pistolet na Donalda Tuska. Lis: Ale miał pan broń? To ja przeczytam panu prezesowi… I czyta rozmowę z 31 grudnia 1991 roku gdzie Kaczyński przyznaje, że miał kiedyś broń. Kaczyński: To był nie pistolet a pistolecik. I tak dalej. Żenujący wątek, żenująca rozmowa. Tydzień przed wyborami. Jak z magla.
I tak już do końca. Lis wyciąga jeszcze kwestię nagranej potajemnie przez jednego ze studentów wypowiedzi ojca Tadeusza Rydzyka gdzie nazwał śp. Marię Kaczyńską czarownicą. Kaczyński odpowiada, że ojciec Tadeusz Rydzyk sprawę już wyjaśnił, a odkupił po 10 kwietnia 2010 roku kiedy stanął po stronie prawdy.
Przypomina słowa Bronisława Komorowskiego po zamachu na śp. Lecha Kaczyńskiego w Gruzji w 2008 roku. Mówi, że po słowach o ślepym snajperze, który nie trafił z 30 metrów, skąd ślepy by trafił, żaden polityk np. we Francji by nie utrzymał się na stanowisku przewodniczącego parlamentu. Kaczyński: Ale poproszę o pytanie może dotyczące ważnych dla Polaków spraw?
Lis daje więc kolejne – o kibiców i o panie na pisowskich plakatach. Domaga się wymienienia ich nazwisk. Kaczyński wymienia wszystkie siedem. To Lis myli się co miejsca jednej z kandydatek. Ale nie ustępuje - narzeka na zbyt niskie ich miejsca na listach.
Z całej rozmowy nie zostaje zbyt wiele. Ot, kolejna pyskówka. Ot, kolejny wywiad Lisa w którym nie pada jedno pytanie o dorobek obecnego rządu. I ton, tak drastycznie różny od wywiadów z politykami Platformy.
W pewnym momencie Lis dowodził, że są tylko dwa kraje gdzie nie ma debat przed wyborami – Rosja i Białoruś. Odkładając fakt, że w Polsce też nie zawsze one były, warto dodać, że także tylko na Białorusi i w Rosji w telewizjach rządowych tak się rozmawia z politykami opozycji.
Jak najbardziej przegrał. Próbował dorwać Kaczyńskiego, wmawiąjąc mu słowa typu panie doktorze, których nie powiedział. Kłamal, że pani Ilona startuje z Bydgoszczy, ale Jarek nie dal się zagiąć. Lis przegrał to starcie.
Dziadek z Werhmachtu a rebours. Wczoraj Tomuś Lis dał sygnał w swym programie z Kaczyńskim a dziś już wszystkie telewizje i redakcje, w których PO ma przyjaciół i te drugie grzmią, że znowu PiS gra jak się to ładnie mówi na nucie niemieckiej. Tomuś zapytał co Autor miał na myśli pisząc "Nie sądzę, żeby kanclerstwo Angeli Merkel było wynikiem czystego zbiegu okoliczności, nie będę jednak tego przeświadczenia rozwijał, zostawiam to politologom i historykom".
Autor mu dokładnie odpowiedział co miał na myśli. Jednak Tomuś jako, że odpowiedź nie była po myśli Tomusia musiał pod nosem pomruczeć że on i tak wie wie swoje. Że insynuacje, że skłócanie, że granie na resentymentach. Tak na marginesie jeśli Tomuś i tak wie lepiej od Autora co miał na myśli to po cholerę go pyta w ogóle co miał na myśli ? Niech se skrobnie felieton na ten temat w odzyskanym Wprost a nie pyta. No, ale to taki sposób uprawiania "dziennikarstwa" znamionujący tzw. salon. Jeśli odpowiedź jest nie po myśli "dziennikarza" tym gorzej dla odpowiadającego. A "dziennikarz" musi dać do zrozumienia MWzWM co mają myśleć pomimo, że indagowany tłumaczy jasno i prosto co miał na myśli. Jednak wracajmy do tematu. Tomuś dał sygnał a dziś w we wszelakich redakcjach niezależnych i obiektywnych do bólu mediów rozdzwoniły się sygnały nadejścia smsa z przekazem dnia. Kaczyński zarzuca coś Merkel, znowu węszy jakieś spiski. Znowu coś tam powiedział że coś wie ale nie powie. Znowu zabierze się do niszczenia naszych rewelacyjnych dzięki PO stosunków z Niemcami. Nazwa stosunków oddaje tu zresztą pełnię rzeczy. Niemcy nas ruch..ją jak chcą w zamian za klepanie pleców Donalda przez Anielę. I każdy "dziennikarz" od Głosu Pcimia Dolnego po (by Brixen) Wiodące Tytuły Prasowe, Radiowe i Telewizyjne poczuł się w nagłym obowiązku napisać coś o ww. zdaniu nt. Merkel a jeśli miał okazję to zapytać o to Kaczyńskiego. Nagłe to wzmożenie nastąpiło nagle i zupełnie "samoistnie". Tym bardziej "samoistnie", że książka Kaczyńskiego jest dostępna już od dobrego tygodnia o ile nie dwóch i każdy kto chciał mógł ją przeczytać i ze 100 razy i zapytać o to jedno zdanie i je skomentować jednak jakoś "przypadkiem" dopiero teraz robi się z tego aferę. A ponieważ wiadomo, że dziadek z Wehrmachtu jest coraz bardziej gute i javohl dzięki usilnej propagandzie salonu, według której byli tylko dobrzy Niemcy i źli Naziści, którzy nie wiadomo skąd się wzięli. To przecież sugerowanie komuś, że coś ma do tego wspaniałego narodu i jej Przywódczyni to czysta propaganda. Bo jak można tak krystalicznie kierującemu się dobrem innych narodowi w ogóle coś zarzucać? Nawet jeśli to zarzucanie istnieje tylko w głowach tych co wiedzą lepiej co Autor miał na myśli od Autora.
Debata Kaczyński - Lis. Kaczyński: „jest pan zupełnie nieprzygotowany”
Wybory parlamentarne 2011: Jarosław Kaczyński wziął udział się w programie TVP „Tomasz Lis na żywo”. Jak pisze portal wPolityce.pl, cały program mało przypominał wywiad, wyglądał raczej jak debata dwóch polityków. Główne pytanie zadawane przed Tomasza Lisa dotyczyło potyczki między Tuskiem, a Kaczyńskim. - Skoro mógłby pan zmiażdżyć w debacie Donalda Tuska, to czemu pan w niej nie stanie? - pytał Tomasz Lis. - Bo zmiażdżyłbym go, a jestem litościwy - odparł prezes PiS.
Redaktor dopytywał też o skład przyszłego rządu, jeśli Prawo i Sprawiedliwość wygrałoby wybory. Prezes PiS powiedział, że za wcześnie na rozmowy na ten temat. - Im bliżej wyborów, tym mniej pan wie - mówił Lis. - Tym więcej wiem. Tym mniej mówię - zripostował Kaczyński. Gdy Tomasz Lis dopytywał o to jak mogą zmienić się relacje Polski z Niemcami, prezes PiS powiedział, aby dziennikarz się o to nie martwił, bo zadba o interesy Polski. - Więcej pewności siebie panie redaktorze - żartował Kaczyński, przy aplauzie części publiczności.
Na koniec Tomasz Lis przygotował pytanie o młode działaczki PiS, które kandydują do Sejmu. Jarosław Kaczyński mówił ich imiona i nazwiska, oraz miejsca, z których będą kandydowały. Spór między prezesem PiS, a Tomaszem Lisem zaczął toczyć się, gdy dziennikarz pomylił się co do miejsca z którego startować będzie Ilona Klejnowska. - Jest pan zupełnie nieprzygotowany do dzisiejszej audycji - zakończył rozmowę Jarosław Kaczyński.
Po programie w internecie posypały się komentarze. Koniec dziennikarstwa zbliża się wielkimi krokami. Tomasz Lis złamał wszelkie możliwe zasady tego zawodu - Igor Janke, Twitter Od samego początku rozmowy Lisa z Kaczyńskim widać było niebywałe napięcie naczelnego „Wprost” oraz wyreżyserowane wyluzowanie Kaczyńskiego, który kilkakrotnie w błyskotliwy sposób gasił dziennikarza. Zresztą widok twarzy Lisa, który ledwo powstrzymywał wybuch furii, był bezcenny - Łukasz Adamski, Fronda.pl
Przedziwny fenomen w świecie łowiectwa: Lis upolował się sam! (...) W historii pojedynków Kaczyński-Lis wynik od dziś wynosi 2:0. Prezes nie dał się sprowokować, a na zaczepki odpowiadał spokojnie i z klasą - Jonasz Rewiński (kandydat do Sejmu z warszawskiej listy PiS), Facebook Nie jest przyjemne, kiedy dobry dziennikarz przegrywa starcie na słowa z pewnym siebie politykiem, choćby ta pewność wynikała tylko z fałszywej samooceny - Paweł Smoleński, „michnikowy szmatławiec”
Na koniec Lis pytał, czy szef PiS zna wszystkie kobiety (nazywane aniołkami prezesa), które występują na partyjnym billboardzie. Poprosił też wymienianie ich nazwisk i okręgów, z których startują. Zarzucił też Kaczyńskiemu, że nie zna miejsca kandydowania jednej z nich, twierdząc, że to Bydgoszcz, a nie Płock, jak mówił szef PiS. - Założymy się? - zapytał Kaczyński. - Nie - odparł Lis. W tej sprawie dziennikarz nie miał racji. Ilona Klejnocka startuje z Płocka.
____________________________________ idź wyprostowany wśród tych co na kolanach
07 paź 2011, 07:27
Re: Polityka i politycy
Fotyga postawiła się USA.
Kolejne rewelacje o Polsce w depeszach ujawnianych przez WikiLeaks
Portal ujawnił, że wiosną 2007 roku ówczesna minister spraw zagranicznych Anna Fotyga (54l.) odmówiła prośbie rządu USA dotyczącej przyjęcia więźniów z bazy Guantanamo.
Amerykanie chcieli, aby Polacy przyjęli do siebie grupę więźniów podejrzewanych o terroryzm którzy byli przetrzymywani w Guantanamo. W depeszy nie podano narodowości i liczby więźniów których USA chciały wysłać do Polski.
Komentarze internautów: (...) Ta kobieta ma klasę! Sikorski mógłby nosić za nią teczkę:-) brawo dla Fotygi To mądra kobieta, wbrew temu co wypisują niektóre media. taka prawda A jednak widać kto był lepszym Ministrem FOTYGA czy SIKORSKI. Ona umiała się przeciwstawić a Sikorski co zrobił? Tarcza odjechała rakiety ćwiczebne odjechały, samoloty z Niemieckich baz odleciały, został nam oddział kosynierów. Ta osoba nie nadawała się nigdy na ministra spraw zagranicznych
1/ Prezydent Komorowski przegrał w sądzie Prezydent RP przegrał sądowy spór ze współpracownikiem fundacji Leszka Balcerowicza. Chodzi o podpis pod ustawą zmniejszającą składkę do OFE - informuje "Rzeczpospolita" na swojej stronie internetowej.
Według informacji "Rzeczpospolitej", Wojewódzki Sąd Administracyjny w Warszawie zobowiązał prezydenta do rozpatrzenia wniosku o udostępnienie opinii prawnych i ekspertyz, na które Bronisław Komorowski się powoływał, podpisując zmniejszenie składki do otwartych funduszy emerytalnych. Sąd orzekł, że są one informacją publiczną. Dotyczą bowiem sprawy publicznej, która interesuje miliony obywateli.
O udostępnienie wspomnianych opinii i ekspertyz, które miały uzasadniać nowelizację ustawy o OFE, wystąpił w kwietniu Mikołaj Barczentewicz, współpracownik Forum Obywatelskiego Rozwoju, organizacji pozarządowej powstałej z inicjatywy Leszka Balcerowicza.
2/ Skandal na Ukrainie. Tak mieszka prezydent. Skąd na to ma? Dziennikarka tygodnika Iryna Sołomko pisze, że zwykli Ukraińcy mogą zobaczyć jedynie wysoki zielony płot, który otacza 140-hektarowy majątek. Jedynym sposobem, aby dowiedzieć się, co jest za parkanem, to sfotografować terytorium z lotu ptaka. Tak też zrobili reporterzy "Korrespondenta".
Na zdjęciach widać zatem oczka wodne, saunę, klub sportowy, korty tenisowe, wodospad z grotą oraz tak zwany "domek klubowy", jak określił sam Wiktor Janukowycz ogromną 5-kondygnacyjną willę, która ma jakoby służyć gościom rezydencji. Obok budowane są kluby golfowy i jazdy konnej
Prezydent, według własnych słów, ma jedynie dom o powierzchni ponad 600 metrów kwadratowych i prawie 2 hektary ziemi. Pozostałe 138 hektarów znajdujących się za zielonym płotem ma należeć do prywatnych właścicieli. Iryna Sołomko stawia zatem pytanie na jakiej podstawie terytorium jest ochraniane przez państwowe służby.
Dziennikarka "Korrespondenta" zwraca także uwagę, że teren oficjalnie należący do Wiktora Janukowycza jest ogrodzony jedynie niewielkim płotem od reszty terytorium. Nie wiadomo także, skąd człowiek pracujący całe życie na państwowych stanowiskach ma pieniądze na takie inwestycje.
Nie masz wystarczających uprawnień, aby zobaczyć pliki załączone do tego postu.
07 paź 2011, 17:28
Re: Polityka i politycy
Przebacz nam, Angelo
Pamiętacie Państwo serial „Wakacje z duchami”? Facet udający zamkowe widmo wył na murach „Przebacz mi, Brunhildo”, a dzieciaki się bały. Dziś telewizyjne widma jęczą „Przebacz nam, Angelo”. Ale dzieciaki wciąż się nabierają. Aż się boję pomyśleć, że jakaś część ich elektoratu chowa się po każdym zawyciu za fotelami czy kanapami, zabija drzwi deskami, wyrzuca telewizor przez okno. Jeszcze chwila i sytuacja wymknie się spod kontroli jak po słuchowisku Orsona Wellesa o inwazji kosmitów.
I pomyśleć, że wszystko to zawdzięczamy kilku zdaniom z książki Jarosława Kaczyńskiego, dla którego fakt, że salonowi nie udało się go złapać na żadnej kontrowersyjnej wypowiedzi ustnej, a oblał jedynie egzamin pisemny, powinien być powodem do dumy. Nie ma go za to atakujący szefa PiS Władysław Bartoszewski, który zapomniał, że po stronie PO zaangażował się już dawno. Albo Dariusz Rosati, któremu też wyleciało z głowy, że już wcześniej przystąpił do partii rządzącej - na tej samej konwencji, co inna specjalistka od pisania listów - Joanna Kluzik-Rostkowska.
I tak – od wywiadu w „Newsweeku”, przez zawodowe harakiri Tomasza Lisa, po konferencję, na której Jakub Sobieniowski był tak samo antypisowski jak zawsze, ale tym razem prezes PiS powiedział dwa zdania więcej niż chciałby sztab – aż po czysto kampanijne wykorzystywanie nagonki przez pana premiera, pana prezydenta, pana przewodniczącego Parlamentu Europejskiego, pana ministra spraw zagranicznych... Nie ma tego złego. Dzięki tej zawierusze dowiedzieliśmy się, że Angela Merkel jest Polaków wielką przyjaciółką.
Nic to, że Gazociąg Północny (przez dawnego Sikorskiego zwany nowym paktem Ribbentrop – Mołotow) został u nas wkopany tak, jak chcieli Niemcy, nie my. Nic to, że mniejszość polska w Niemczech, w przeciwieństwie do słusznie dopieszczanej mniejszości niemieckiej w Polsce, mniejszością oficjalnie nie jest uznana.
Porównanie praw Polaków w Niemczech do praw Niemców w Polsce to konfrontacja Odry Wodzisław z Bayernem Monachium. „Kanclerz Angela Merkel na spotkaniu z prasą oprócz typowych ostatnio nic nieznaczących słów (...) nie zaproponowała żadnych konkretnych rozwiązań w kwestii spełnienia postulatów polskiej mniejszości – mówił niedawno prezes Związku Polaków w Niemczech spod znaku “Rodła” Marek Wójcicki. - Bez statusu mniejszości narodowej ciągle jesteśmy środkiem przetargowym pomiędzy rządami polskim i niemieckim, a chcemy korzystać z ochrony prawnej, jaka przysługuje jedynie mniejszościom narodowym. Rada Europy oficjalnie zaleciła niemieckiemu rządowi nadanie nam statusu mniejszości narodowej. Rządy, ale także przedstawiciele parlamentu, uzurpują sobie prawo do tego, aby o nas decydować bez naszej wiedzy, a to zakrawa na bezczelność. Tak postępując, polski obecny rząd łamie Konstytucję. My jako Polonia nie przedstawiliśmy naszych postulatów i nie zaczęliśmy rozmów, a Andrzej Halicki już mówi o tym, że nasze postulaty są nierealne” – żalił się Marek Wójcicki, prezes Związku Polaków w Niemczech.
Nic to, że cesarzowa Angela nie krępuje się komplementować działalności Eriki Steinbach, której nie lubi nawet Władysław Bartoszewski. Nic to, że gdyby zapytać szefa polskiej dyplomacji, w której z ważnych europejskich kwestii Niemcy wsparły nas na tyle, by dziś wyć na ruinach, nie umiałby odpowiedzieć (chyba że na Twitterze). Jest akcja: Kaczyński idzie na solo z Merkel i nie po to ją zorganizowano, by z niej teraz rezygnować. Kiedy z przecieków z WikiLeaks dowiedzieliśmy się, że Sikorski uważa Niemcy za rosyjskiego konia trojańskiego w Europie, żaden ani polski, ani niemiecki dziennikarz nie wspomniał o przeprosinach, wyjaśnieniach czy choćby dyplomatycznej wpadce.
Ale dziś jakiś niemiecki buc w niemieckim pisemku w sposób karygodny obraża szefa największej polskiej partii opozycyjnej, byłego premiera, a salon rechocze i trzepie się po udach. Potem zarzuca białe prześcieradła na wiecznie zgarbione plecy, zapala latarki i rozpoczyna swą dziadowską pieśń „Przebacz nam, Angelo... przebacz nam, Angelo...”.
Całe szczęście, że ona tego nie słyszy, bo wtedy naprawdę byłby wstyd.
Blogerzy o zamieszaniu wokół wypowiedzi Jarosława Kaczyńskiego o Angeli Merkel
Awantury o Angelę Merkel ciąg dalszy. Od kiedy Tomasz Lis zapytał Jarosława Kaczyńskiego o znaczenie kilku zdań w jego książce, salon huczy z oburzenia, a wtórują mu zaprzyjaźnieni niemieccy dziennikarze. Przypomnijmy: Jarosław Kaczyński w swojej książce "Polska naszych marzeń" napisał osobny rozdział o Angeli Merkel, w którym padło m.in. stwierdzenie, że jej kanclerstwo "nie było wynikiem czystego zbiegu okoliczności". Tomasz Lis zaatakował w swoim programie prezesa PiS pytaniem, co miał na myśli. Prezes PiS odpowiedział: Czy pan nie zna polskiego? Było wynikiem, że połączyły się dwie części Niemiec, pojawiły się napięcia i potrzebna była osoba ze wschodniej części Niemiec. Resztę zostawmy politykom. Stanie na baczność przed jakąkolwiek inną stolicą nie przystoi polskiemu premierowi. Polski premier nie powinien się obawiać kanclerza Niemiec, premiera i prezydenta Rosji, pisząc to co uważa za stosowne. Ja to właśnie zrobiłem, nie chcę być premierem państwa dużego, ale klienckiego, które jest degradowane przez własne kierownictwo - mówił Kaczyński. Dziś kolejno Radosław Sikorski, Donald Tusk i kilku szeregowych polityków PO wyrażało oburzenie, iż Kaczyński rozpętał "wojnę na słowa" z Angelą Merkel. W błyskawicznym tempie pojawiły dorobiono do wypowiedzi szefa PiS drugie dno - to mianowicie, że sugerował, iż Merkel należała do... STASI. Kaczyński na jednej z dzisiejszych konferencji odpowiedział, że niczego takiego nie sugerował.
Martynka: Z zażenowaniem obserwuję wygibasy mediów, które uczepiły się jak pijany płotu, słów Jarosława Kaczyńskiego o Angeli Merkel, ciesząc się, jak dzieci z podarowanego lizaka. (...) Cóż bowiem dziwnego w tym, że polityk napisał w swojej książce, będącej jego osobistą refleksją, że wybór kanclerza to nie przypadek?
Rekinek: Już nastąpiło odczynianie czarów i zapewnianie czołobitne Tuska jak to świetnie się układa współpraca z Niemcami. Wychodzi z niego cała potulność wobec możnej protektorki.
Telok: Magister Lis został poświęcony dla uzyskania czegoś. Magister Lis poświęcił resztki swojej wiarygodności, by uzyskać to coś. Cena była wysoka, ale i nagroda wielką będzie.
Magister Lis wrzucił w przestrzeń publiczną insynuację, która sprowadza się do stwierdzenia, że Jarosław Kaczyński uważa Anielę Merkel, piastująca urząd Kanclerza, za agentkę Stasi. To, że JK tego nie powiedział i nie napisał to drobiazg. Ruszyła ciężka artyleria i odpowiedzieli sojusznicy z Niemiec. Oburzeniu nie ma końca. Dokładnie tak samo była rozgrywana sprawa Ślązaków, ale tam użyto Mellera, co to jest Ślązakiem. Mamy dzisiaj ciekawe informacje o zmienianiu KSH pod Ryśka Krause, mamy analizę Profesora Śleszyńskiego, gdzie czarno na białym widać fałszowanie wyborów i co? No i nic ...„Dziennikarze” grzeją temat wymyślony przez Lisa: Kaczyński, Merkel, Stasi. I kto mi tu powie, że debatę wygrał Kaczyński? Ludzie rozsądni już dawno mówili, by do szamba nie wchodzić. Co z tego, że JK zniszczył Lisa? Przekaz z Anielą poszedł w świat i już. Kiedyś się mówiło, że kto z chłopem pije, ten z nim śpi pod płotem. Tak to jest. P.S. Z tym gambitem to oczywiście przesada. Lisowi nikt, nigdy krzywdy nie zrobi, bo on jest taki przystojny i nowoczesny:))) http://www.wsieci.rp.pl/opinie/rekiny-i ... eli-Merkel
Tak, wczorajsze Wiadomości to rzeczywiście dno! Pani Małgorzata Wyszyńska z twarzą napiętą w złowrogi wyraz (prawie jak u Lisa) zaczęła od długiej litanii cytatów z prasy niemieckiej. Na koniec jedno cichutkie zdanie jakiegoś politologa, aby zachować umiar - ale już bez rozwinięcia. Po tej porcji "komunikatów wojennych" pani Małgosia już rozluźniona, chwilami nawet uśmiechnięta czytała dalsze, równie ważne informacje. Byłam jednak tak wstrząśnięta reakcją świata na słowa J. Kaczyńskiego, że niewiele pamiętam. Oto jak się rozkłada akcenty w najważniejszym programie informacyjnym pierwszej telewizji w Polsce. 06 października 2011 10:55
Tu jedynka! O losie... w jakim my kraju żyjemy?! W kraju, w którym media są na usługach partii rządzącej. A wczorajsze Wiadomości w TVP, to już było totalne dno! W sumie to powinni zmienić TVP, powinna się teraz nazywać TVPO! 06 października 2011 08:18 Jerry Wrze, Wielka Ściema jeszcze się łudzi, że ktoś to kupi, znamienne jest, ze "zareagowały" ręcznym sterowaniem wszystkie komunistyczne media. Czy to nie znamienne, że nie dopuszczono JKM? To się układa w całość, widać jak na dłoni, że Rosja trzęsie tym wszystkim i trzyma na smyczy. Co to wypowiedzi J.K. - rzecz jasna - Radzio Sikorski, który powiedział, że Niemcy to koń trojański Rosji w UE - zapomniał o tym wspomnieć dziś, gdy bredził coś o racji stanu... 05 października 2011 20:25 fashionstardust
Moje pytanie: dlaczego panowie Bartoszewski, Rosati i pozostali nie protestowali kiedy niemiecka gazeta opluwała polskiego prezydenta?
____________________________________ Videtur et hoc mihi Platforninem non debere esse Poza tym uważam że Platformę należy zniszczyć /Katon starszy/
Ostatnio edytowano 07 paź 2011, 19:52 przez Badman, łącznie edytowano 1 raz
Nie możesz rozpoczynać nowych wątków Nie możesz odpowiadać w wątkach Nie możesz edytować swoich postów Nie możesz usuwać swoich postów Nie możesz dodawać załączników