Premier i przewodniczący jest Mojżeszem, który przeprowadza nasz lud przez Morze Czerwone ku tej ?zielonej wyspie?. W związku z nią mamy niezwykle istotne zobowiązanie wobec społeczeństwa. Ale być może warto krzyknąć: ?stój!?, bo za plecami coś się dzieje. - stwierdził Halicki na antenie rynszTOK FM. http://www.niezalezna.pl/article/show/id/39438
Jeszcze 40 lat i dojdziemy do "zielonej wyspy"
____________________________________ Polak ,katolik,hetero,szczęśliwy.Wszystkie błędy stylistyczne i ortograficzne są zamierzone jakiekolwiek powielanie ich i rozpowszechnianie bez zgody jest zabronione! טדאוש
27 wrz 2010, 20:06
Kto głosował na PO
Sejm się zaczął, a posłanka bawi na... Facebooku
Po sześciu tygodniach laby w Sejmie znów zrobiło się gwarno. Ale są posłowie, którzy wrócić na Wiejską zapomnieli. Iwona Guzowska (36 l.) z Platformy Obywatelskiej zamiast stawić się na posiedzeniu parlamentu w Warszawie, udziela się na... facebooku - internetowym serwisie społecznościowym. I to aż z Argentyny
?Nie pytajcie, co robię w tym Buenos, kręcioły wariaty tu wyprawiamy? ? tak posłanka Iwona Guzowska opisuje swój pobyt w Argentynie na facebooku. Guzowska chętnie dzieli się także z internautami swoimi zdjęciami i pięknymi plenerami. Problem w tym, że pani poseł od zeszłej środy powinna być w Polsce, a dokładnie w Warszawie przy ul. Wiejskiej, ponieważ ? i tak rekordowo długie ? akacje poselskie już się skończyły.
Najnowsza technika i chwalenie się przedłużonymi wakacjami na modnym serwisie zgubiły Guzowską, bowiem o ?kręciołach w Buenos? dowiedziała się rzeczniczka dyscypliny klubu parlamentarnego PO, Mirosława Nykiel (57 l.). ? Iwona Guzowska nie usprawiedliwiała się u mnie przed wyjazdem. Nic na ten temat nie wiem ? mówi Faktowi posłanka Nykiel i już zapowiada wyciągnięcie konsekwencji. ? Jeśli poseł naszego klubu zamiast być na posiedzeniu Sejmu wyjeżdża np. na wakacje, gdy nie jest to związane z jego pracą, to grozi mu kara ? od pisemnego upomnienia i nagany po zawieszenie w klubie. Sprawdzę sprawę pani poseł ? zapewnia Nykiel.
Czy tak wyglądają dziś największe problemy rządzącej partii? A co z długiem publicznym? Co z głosami zaniepokojonych ekspertów krytykujących teorię dobrobytu ?tu i teraz?? Co z polityką zagraniczną, ze sporem z Niemcami o świnoujski gazoport? Co z umową gazową z Rosją i śledztwem smoleńskim?
Winston napisał: Moga przegrac tylko sami z soba. ajwaj. 50 % Polakow jest za nami powtarza wodz. A to KŁAMSTWO! Bo bo 50% ale tych co chodza na wybory. Czyli polowa z połowy. Panie Tusk, połowa z połowy to 25%, to nie jest 50% ? kto to panu wylicza tak OPTYMISTYCZNIE ??? Ciągle ten sam, jeszcze większy blagier myster Rostowski ??? To jest wlasnie sposob rachowania PO ? czyli mowic polowe prawdy, po co cala prawde, ze sie Polacy niepotrzebnie nie martwili . Z POparciem 25% byc az tak bezczelnym i wmawiac ludzion te zielone wyspy ? reszta czyli 75% jest albo przeciw. ALE NIE JEST ZA malymi oszustami.
Przecież w rządzie nie ma matematyków jak również ekonomistów są sami magicy i oszo łomy.
Czy Donald Tusk sądzi, że jeśli o tych sprawach nie powie, to kłopoty przestaną istnieć? Polacy niestety nie dowiedzieli się od premiera, co w ich życiu zmienią ustawy z tak reklamowanej jesiennej ofensywy legislacyjnej.
Cud się stanie problem zniknie Przecież nowa myśl Tuska to żyjmy marzeniami
Tusk nie zechciał też wyjaśnić, dlaczego zamierza przenieść się ze swojej kancelarii do sejmowego gabinetu. Czyżby musiał osobiście pilnować przegłosowania przez koalicję paru ustaw? A może marszałek Sejmu Grzegorz Schetyna jest na tyle nieprzewidywalny, że premier musi patrzeć mu non stop na ręce? Politycy PO oburzają się, gdy padają zarzuty, że zdobyli władzę dla samej władzy.
Prawdopodobnie RODZINA też już jego nie potrafi znieść
28 wrz 2010, 10:07
Kto głosował na PO
"Esbeckie chwyty Platformy" Ugrupowanie premiera Tuska powraca do metod działania z czasów PRL
Zaskoczenie, oburzenie, niesmak ? te uczucia zdominowały społeczeństwo polskie po sprawnie przeprowadzonej operacji usunięcia krzyża sprzed Pałacu Prezydenckiego. Platforma Obywatelska i Sojusz Lewicy Demokratycznej niewątpliwie mają powody do świętowania - po licznych dyskusjach, próbach i przymiarkach udało się wreszcie usunąć z warszawskiego Krakowskiego Przedmieścia ten znienawidzony przez wspomniane ugrupowania symbol. Bez hałasu, bez reporterskich fleszy i wbrew woli Narodu, cichaczem, wzorem funkcjonariuszy SB, w czwartkowy poranek specjalna ekipa przeniosła harcerski krzyż do kaplicy w Pałacu Prezydenckim, gdzie będzie czekał na przeniesienie do kościoła św. Anny. Zanim to jednak nastąpiło, na wiele dni odgrodzono krzyż barierkami i kordonem policyjnym, starając się stworzyć wrażenie stanu zagrożenia wywołanego ? co usiłowano wmówić społeczeństwu - przez modlących się w tym miejscu ludzi. Oskarżano ich o zakłócanie porządku, mimo że to oni właśnie stawali się ofiarami przemocy ze strony młodych, nie zawsze trzeźwych liberałów. Policja nie interweniowała.
- Lepiej późno niż wcale ? oświadczył poproszony o skomentowanie całej sprawy premier Donald Tusk. Prezydent RP Bronisław Komorowski ? niewątpliwie odpowiedzialny za tę ?ceremonię? - nie miał na tyle odwagi, aby wyjść do gromadzących się ludzi i wytłumaczyć, dlaczego podjął (najprawdopodobniej wspólnie z Donaldem Tuskiem) decyzję o potajemnym usunięciu krzyża. Kancelaria Prezydenta RP przekonuje, że działanie to było formą wywiązania się z zawartego z kurią porozumienia, tymczasem zgodnie z tym ostatnim krzyż powinien był trafić do kościoła św. Anny, nie zaś do kaplicy w pałacu. Poza tym wszystko powinno nastąpić po społecznych konsultacjach, w asyście księży i wiernych. - Trwanie dotychczasowego stanu rzeczy godziło w autorytet państwa i Kościoła i raniło uczucia religijne wielu Polaków ? tłumaczył minister w Kancelarii Prezydenta Jacek Michałowski, wydając się ubolewać, iż operacja ta nie została przeprowadzona już wcześniej. - Krzyż stał się zakładnikiem gry politycznej i sporów światopoglądowych ? dodał, najwyraźniej zapominając, iż to Platforma Obywatelska, a konkretnie ? prezydent Komorowski ? zantagonizowała społeczeństwo, czyniąc ze świętego dla chrześcijan symbolu narzędzie politycznych przepychanek.
Wydaje się mało prawdopodobne, aby na miejscu usuniętego krzyża stanął pomnik upamiętniający ofiary katastrofy smoleńskiej, a przynajmniej nie za rządów Platformy Obywatelskiej. Obecnej ekipie zbyt bardzo bowiem zależy na tym, aby pamięć o tragedii 10 kwietnia 2010 roku przetrwała jak najkrócej. Należy przypomnieć, iż biskupi proponowali utworzenie Komitetu Autorytetów Społecznych, co miało doprowadzić do stworzenia stosownego monumentu, jednakże rząd na apel Konferencji Episkopatu Polski nie odpowiedział. Nie starał się również nawiązać rzeczywistego dialogu z tłumnie zgromadzonymi przed Pałacem Prezydenckim obrońcami krzyża. Postawił za to Polaków przed faktami dokonanymi, po raz kolejny manifestując lekceważenie dla wyznawanych przez nich wartości, ich potrzeb i opinii. Pozostaje jedynie żałować, że równej determinacji i skuteczności Platforma Obywatelska nie wykazała w prowadzeniu śledztwa w sprawie katastrofy smoleńskiej, afery hazardowej oraz wielu innych kluczowych dla naszego państwa sprawach.
W najbliższym czasie zapewne będziemy świadkami kolejnych protestów, które zostaną zignorowane, podobnie zresztą jak i wszelkiego rodzaju apele i inicjatywy, mające na celu godne upamiętnienie tragicznie zmarłej prezydenckiej pary oraz pozostałych ofiar feralnego lotu do Smoleńska - władza, niczym za czasów PRL, walczyć będzie z nowymi krzyżami przynoszonymi przed pałac, siłą usuwając je z terenu podległego Kancelarii. Nie sposób tolerować zarówno zaistniałej sytuacji, jak i haniebnych gestów w postaci akcji usunięcia krzyża, wcześniej zaś powieszenia na ścianie Pałacu Prezydenckiego tablicy, która z pewnością będzie stanowiła upamiętnienie braku szacunku ekipy Tuska zarówno dla zmarłych, jak i dla żywych.
Anna Wiejak Artykuł ukazał się w tygodniku "Nasza Polska" Nr 38 (777) z 21 września 2010 r.
28 wrz 2010, 17:35
Kto głosował na PO
Szatański plan PO Platforma to projekt piarowski. We wszystkim, co robi, kieruje się sondażami
Czy Janusz Palikot opuści Platformę Obywatelską i założy własną partię? Premier Donald Tusk apeluje do posła z Lublina, by ?nie stał w przeciągu? i podjął wreszcie decyzję odnośnie swojej przyszłości. Nie wszystkich jednak przekonują te słowne przepychanki. Czy niechęć między Tuskiem a Palikotem może być udawana?
Zdaniem dr. Wojciecha Jabłońskiego, politologa z Uniwersytetu Warszawskiego, Tusk może realizować szatański plan zakładający stworzenie z partii Palikota rodzaju przystawki dla własnej partii. ? Byłaby to partia-przybudówka, niczym Stronnictwo Demokratyczne i Zjednoczone Stronnictwo Ludowe w stosunku do PZPR. Formalnie różna, ale zawsze wspierająca linię głównej partii - uważa Jabłoński.
Podczas sobotniego kongresu partii, Tusk zachęcał Palikota, by podjął decyzję dotyczącą swojej przyszłości. - Powiem mu otwarcie - chłopie, nie stój w przeciągu. Chcielibyśmy zamknąć drzwi, bo trochę wieje. Albo w tę albo we w tę ? mówił. Co na to Janusz Palikot? Polityk, który na 2 października zwołał kongres Ruchu Poparcia Palikota, stwierdził, że jest zdeterminowany, aby powołać stowarzyszenie i dopiero potem przedyskutować - w ramach stowarzyszenia - stworzenie partii politycznej, czy komitetu wyborczego. - Do 2 października na pewno jestem w Platformie - zadeklarował.
Tomasz Łysakowski, ekspert ds. marketingu politycznego, ocenia, że strategia Platformy jest obliczona na całkowite zdominowanie polskiej sceny politycznej przez ludzi związanych z tą partią. - Jeżeli Palikot wyjdzie z Platformy to przecież nie trzaśnie drzwiami, nie spali za sobą mostów. Jego partia będzie dla PO partią satelicką, współpracującą, niczym FPD dla CDU/CSU w Niemczech ? uważa. Wojciech Jabłoński, politolog, zgadza się, że stosunki Platformy z Palikotem pozostaną ciepłe, ponieważ nie obserwujemy zachowań zwyczajnych dla politycznych rozstań. - Nikt nie rzuca kalumniami, jak to na ogół bywa w przypadku końca nie tylko politycznych małżeństw ? zauważa.
Zdaniem Łysakowskiego wszelkie różnice zdań wydają się w Platformie inscenizowane, kreowane ?pod publiczkę?. Także sprawa Palikota. - Platforma to projekt piarowski. We wszystkim, co robi, kieruje się sondażami. Ponieważ Polacy negatywnie odebrali awanturę z ?gołębiami? w PiS, dla kontrastu zorganizowano dyskusję w Platformie, w efekcie powstało wrażenie, że w przeciwieństwie do Prawa i Sprawiedliwości, Platforma to partia otwarta i tolerancyjna ? wyjaśnia ekspert.
Łysakowski wyjaśnia, że piarowcy PO najwyraźniej doszli do wniosku, że partia powinna być konserwatywna, bo to odpowiadałoby gustom większości wyborców. Jednak dla tych, którzy nie odnaleźli się w tej konserwatywnej formule, też przygotowano ofertę ? Palikota i jego ?koncesjonowaną? partię. Zdaniem dr. Jabłońskiego, PO dzięki takiemu zabiegowi udałoby się oderwać łatkę Prawa i Sprawiedliwości-bis.
- Partia Palikota byłaby taka sama jak Platforma, jeśli chodzi o program gospodarczy, pojawią się za to różnice światopoglądowe. Ugrupowanie Palikota będzie prawdopodobnie będzie bardziej liberalne w kwestii stosunków państwo-Kościół, in vitro, ustawy aborcyjnej czy związków partnerskich. Zagospodaruje zmianę społeczną w tym zakresie ? wyjaśnia Łysakowski. Czy więc Tusk wysyła Palikota na ?lewicowy odcinek?? Partia Palikota niewątpliwie ma szansę zdobyć nowy elektorat, przejmując go od SLD.
Zdaniem dr. Jabłońskiego nie jest jednak przesądzone, że partia Palikota powstanie w najbliższym czasie. W opinii eksperta, poseł z Lublina będzie się starał jak najdłużej trwać w formule stowarzyszenia, które pozwala przetestować autentyczną siłę przyszłego ugrupowania. ? Może okazać się, że ten pomysł, choć w tej chwili wydaje się skuteczny, ostatecznie nie wypali. Jeśli zabraknie wątków programowych, ostygną emocje wokół krzyża smoleńskiego, które były znaczącą iskrą w powstaniu stowarzyszenia, Ruch Palikota może umrzeć śmiercią naturalną ? zauważa dr Jabłoński.
Działanie w ramach stowarzyszenia ma też inne plusy: pozwala Palikotowi pod jego egidą robić to, co Platformie nie przystoi. ? Wyobrażam sobie, że gdyby pojawił się kolejny krzyż smoleński, to partia polityczna nie pozwoliłaby już na to, by oddać inicjatywę w ręce obywateli i by np. 22-letni dostawca pizzy organizował w internecie antydemostracje. Palikot i jego stowarzyszenie zająłby się tym lepiej i do tego pod kontrolą PO ? mówi politolog.
Dopiero, kiedy stowarzyszenie zda egzamin, poseł z Lublina może porwać się na stworzenie partii. - Sama twarz Palikota nie byłaby w stanie jej pociągnąć. Palikot musi mieć nie tylko nabity trzos, ale również ludzi, think tanki. Samymi hasłami ?do przodu!? daleko się nie zajdzie. Do budowy struktur potrzebny jest czas, który może dać mu stowarzyszenie ? zauważa ekspert. A kiedy partia Palikota już powstanie, przekroczy próg wyborczy, wprowadzi ludzi do parlamentu, wówczas ? zdaniem politologa ? śmiało mogłaby zastąpić Polskie Stronnictwo Ludowe. ? PSL, mówiąc po chłopsku, robi bokami. To partia zupełnie bezbarwna ? uważa dr Jabłoński.
____________________________________ Videtur et hoc mihi Platforninem non debere esse Poza tym uważam że Platformę należy zniszczyć /Katon starszy/
28 wrz 2010, 19:29
Kto głosował na PO
Quasimodo2000
"Esbeckie chwyty Platformy" Ugrupowanie premiera Tuska powraca do metod działania z czasów PRL Zaskoczenie, oburzenie, niesmak ? te uczucia zdominowały społeczeństwo polskie po sprawnie przeprowadzonej operacji usunięcia krzyża sprzed Pałacu Prezydenckiego. Platforma Obywatelska i Sojusz Lewicy Demokratycznej niewątpliwie mają powody do świętowania - po licznych dyskusjach, próbach i przymiarkach udało się wreszcie usunąć z warszawskiego Krakowskiego Przedmieścia ten znienawidzony przez wspomniane ugrupowania symbol.
Ja na tę okoliczność odczułem zadowolenie, lecz chyba nie zaliczam się do społeczeństwa ...
Ostatnio edytowano 28 wrz 2010, 20:23 przez Nadir, łącznie edytowano 1 raz
skróciłem cytat
28 wrz 2010, 20:09
Kto głosował na PO
Michnikoid, czy co?
28 wrz 2010, 20:31
Kto głosował na PO
Załącznik:
rysunek.jpg
W pętli czasu
Zawsze uważałem, że stara, dobra science fiction opisuje świat znacznie lepiej, niż się powszechnie sądzi. Weźmy na przykład taką typową dla niej figurę fabularną jak pętla czasu. W niejednej powieści tego gatunku bohater wpada w pętlę czasu i choć wydaje mu się, że czas płynie, w istocie stale przeżywa te same wydarzenia, tak jak zabłąkany w lesie stale mija to samo drzewo.
Dajmy na to, w grudniu po południu słyszy bohater, że partia rządząca szykuje ustawę o in vitro. W styczniu przed południem słyszy, że już ją przyszykowała i ma. A potem mija rok i w kolejnym grudniu po południu nagle znowu widzi tego samego premiera zapowiadającego podjęcie prac nad ustawą o in vitro i tego samego posła stawiającego warunki, i tych samych komentatorów zawzięcie powtarzających te same frazy.
Znowu słyszy o ?ofensywie legislacyjnej? partii rządzącej i pyta sam siebie, czy mu się w głowie nie miesza, czy ta ofensywa legislacyjna nie była już rok temu. Czy w ogóle, pyta siebie z lękiem, nie przeżywał już tego wszystkiego po wielokroć: komisja wyjaśnia kulisy śmierci Barbary Blidy; euro; krzyż; Palikot; gaz; służba zdrowia; Bolek?
Dawno już wszystko wyjaśniono i wyczerpano, a nagle znowu jesteśmy w punkcie wyjścia jak gdyby nigdy nic. I znowu po raz któryś widzimy premiera zapowiadającego, że będą reformy i autostrady, i jego klakę radującą się że będą reformy i autostrady, i wiadomo, że za rok jako przełomowy news zostanie znowu ogłoszone: będą autostrady, właśnie podpisano kontrakt na budowę odcinka Pyrzów ? Strykowice czy odwrotnie. Pętla czasu. Bez science fiction tego nie ugryziesz. Tylko dług publiczny, wzrastający nieubłaganie i coraz szybciej, ostatnio ponad 150 milionów złotych dziennie, świadczy, że czas jednak istnieje. I że bezpowrotnie go marnujemy.
Nie masz wystarczających uprawnień, aby zobaczyć pliki załączone do tego postu.
28 wrz 2010, 21:33
bliscy współpracownicy Palikota z PZPR i SB
Pierwszą spółkę Janusz Palikot założył w 1988 r. ? przez dwa lata przedmiotem jej działalności było m.in. brakowanie archiwów. Kolejne firmy zajmowały się głównie handlem, a ich wspólny mianownik stanowili tworzący je ludzie. Wśród bliskich współpracowników Janusza Palikota znalazły się osoby z PZPR, SB i ZMS. Osoby te swoje zawodowe doświadczenie spożytkowały też w innych firmach, m.in. w spółkach Jana Wejcherta, twórcy telewizji TVN, w Agorze czy w lokalnym samorządzie.
Bez pomocy współpracowników byłoby raczej niemożliwe dojście biednego chłopaka z Biłgoraja do olbrzymiej fortuny. To ich kontakty ? zwłaszcza te sprzed 1990 r. ? przyczyniły się do rozwoju firm Janusza Palikota. On sam miał niewiele, co wynika z jego wspomnień.
Rodzinny dom Janusza Palikota mieścił się przy ul Ogrodowej. ?Wszystkie domy przy Ogrodowej to były tak zwane zagrody sitarskie ? drewniane, długie, ze stodołą na końcu, z drewnianą bramą zamykaną wieczorami na cztery spusty. (?) Jako dorosły [ojciec ? red.] wstąpił co prawda do partii komunistycznej, ale w domu wieczorami namiętnie słuchał Wolnej Europy i opowiadał mi i mojemu bratu o AK, bo wychowywał nas w duchu patriotycznym. Moja mama, Czesława Palikot, była zastępcą dyrektora w zakładach metalowych i też musiała się zapisać do PZPR? ? wspomina Janusz Palikot w autobiografii Płoną koty w Biłgoraju.
Relegowany ze szkoły w Biłgoraju, liceum ukończył w Warszawie. Studiował na KUL, a dyplom uzyskał na UW w 1987 r. Rok później stawiał pierwsze kroki w biznesie i od razu z dużym sukcesem.
W 1990 r. obecny polityk PO był jednym z dziesięciu założycieli przedsiębiorstwa handlowego ?Kram? spółka z o.o. ?Janusz Palikot podkreśla, że tak naprawdę największy kapitał, jaki wówczas mieli, to był zapał do pracy i entuzjazm związany z wolnym rynkiem? ? pisała w 1995 r. ?Rzeczpospolita?.
Akt notarialny ?Kramu? został sporządzony w 1990 r., a w zakresie działalności firmy był m.in. handel paliwami oraz eksport/import wyrobów alkoholowych. Oddział firmy mieścił się w Warszawie przy ul. Batorego 20, a w 1993 r. ?Kram? połączył się z Zamojską Agencją Produkcyjną ?Faktoria?. Prezesem był Janusz Palikot, a wiceprezesem ds. handlowych Michał Zubrzycki, o którym obecny poseł Platformy wspomina w swojej biografii.
Kim jest człowiek, który miał olbrzymi wpływ na sukces finansowy Janusza Palikota? Z ogólnodostępnych dokumentów wiadomo, że urodził się w 1942 r. i że na Uniwersytecie Marii Curie-Skłodowskiej w Lublinie zdobył tytuł doktora nauk ekonomicznych. W 1972 r. działał w ZMS ? dwa lata później dostał brązowe odznaczenie im. Janka Krasickiego i srebrną odznaką PZPN za działalność na rzecz sportu. Już wtedy pracował w Międzyuczelnianym Zakładzie Badań nad Szkolnictwem Wyższym przy ul. Nowy Świat 69 (gmach KC PZPR). W drugiej połowie lat 70. Michał Zubrzycki wstąpił do PZPR i wyjechał do Charkowa, gdzie pracował przy budowie gazociągu Orenburg. Z dokumentów wynika, że wcześniej był w Moskwie i Leningradzie, gdzie zapoznawał się z badaniami dotyczącymi planowania rozwoju szkolnictwa wyższego.
W latach 80. Michał Zubrzycki nadal wyjeżdżał do ZSRR, w 1982 r. był zastępcą dyrektora ds. ekonomiczno-handlowych budowy stacji gazociągu w Charkowie. W 1987 r. pełnił funkcję dyrektora Energopolu, był też szefem POP PZPR. Na jego pozycję nie miał wpływu fakt, że jego siostra przebywała na Zachodzie (mieszkała na stałe we Włoszech).
W oficjalnych biogramach nie ma ani słowa na temat jego działalności w PZPR. Są natomiast informacje na temat drogi zawodowej Michała Zubrzyckiego. Można się m.in. dowiedzieć, że w okresie 1999?2001 był zatrudniony na stanowisku z-cy dyrektora w ?Mostostalu Ventures?, następnie jako wiceprezes-dyrektor zarządzający w spółce ?Mostostal Export-Dom? Sp. z o.o. Od 19 marca 2002 r. pełnił funkcję prezesa zarządu spółki WARS SA.
W jaki sposób Janusz Palikot poznał wieloletniego, ważnego działacza PZPR, który na dodatek miał doskonałe kontakty w ZSRR? Nie wiadomo, ponieważ nasze pytania pozostały bez odpowiedzi.
Instruktor kultury Kolejny ważny działacz PZPR, który współpracował z Januszem Palikotem, to Tadeusz Zielniewicz, obecny dyrektor Łazienek Królewskich, powołany na to stanowisko przez ministra kultury Bogdana Zdrojewskiego w lipcu tego roku. ?Gazeta Polska? pisała o nim kilkakrotnie.
Przed objęciem funkcji dyrektora Łazienek Tadeusz Zielniewicz był szefem Wejchert Golf Club. Zasiadał także w innych spółkach twórcy ITI oraz w lubelskim Polmosie razem z Januszem Palikotem. W latach 90. został generalnym konserwatorem zabytków. Z tego stanowiska odszedł w atmosferze skandalu ? w 1995 r. zezwolił, mimo głośnych protestów, na wykreślenie z rejestru zabytków pięknej willi ?Brzozy? przy ulicy Batorego w podwarszawskim Konstancinie. Dzięki tej kontrowersyjnej decyzji właścicielka ?Brzóz?, milionerka Iwona Büchner (prezes m.in. domu aukcyjnego Pol-Swiss Art), kilkanaście miesięcy później wyburzyła budynek i postawiła w tym miejscu ?nowocześniejszą? rezydencję.
Krótko przed rezygnacją ze stanowiska generalnego konserwatora zabytków Tadeusz Zielniewicz wydał zezwolenie na wywóz do Niemiec kilkuset XIX-wiecznych wyrobów kamiennych, zabranych z parków i dworków Dolnego Śląska. 44 tiry z cennymi zabytkowymi dekoracjami zatrzymano w ostatniej chwili na przejściu granicznym w Olszynie. Zawartość ciężarówek ? jak się okazało ? miała trafić w ręce prywatnego niemieckiego obywatela, gdyż ? jak oficjalnie tłumaczyli urzędnicy Zielniewicza ? były to ?wyroby niemieckie?, których ?wywóz nie spowoduje uszczerbku dla kultury narodowej?. Niedługo po tym, jak ówczesny wiceminister kultury Tadeusz Polak nazwał tę operację ?skandalem i grabieżą?, a prasa zainteresowała się wykreśleniem z rejestru zabytków willi ?Brzozy? ? Zielniewicz podał się do dymisji i podjął pracę jako doradca w Polskiej Radzie Biznesu, założonej przez kilkunastu najbogatszych polskich przedsiębiorców, w tym Jana Wejcherta oraz Piotra Büchnera, męża Iwony Büchner.
W 2005 r. został powołany na stanowisko dyrektora Muzeum Sztuki Nowoczesnej w Warszawie przez ówczesnego ministra kultury Waldemara Dąbrowskiego. W marcu 2007 r. Zielniewicz odszedł z tego stanowiska, nie zgadzając się z decyzją komisji konkursowej międzynarodowego konkursu architektonicznego na projekt siedziby muzeum, która jako zwycięski wybrała projekt autorstwa Christiana Kereza.
Przed 1990 r. Tadeusz Zielniewicz był aktywnym członkiem najpierw SZSP, a następnie ZSMP, gdzie pełnił funkcję sekretarz komisji kultury w Zarządzie Wojewódzkim ZSMP. W 1980 r. powołano go do pracy w Komitecie Wojewódzkim PZPR, a na początku 1982 r. został Wojewódzkim Konserwatorem Zabytków. Pięć lat później Tadeusz Zielniewicz był już Generalnym Konserwatorem Zabytków. Z dokumentów wynika, że przed rokiem 1989 ukończył m.in. studia podyplomowe w zakresie stosunków międzynarodowych w Centrum Kształcenia Służby Zagranicznej Akademii Nauk Społecznych w Warszawie. W okresie PRL był wielokrotnie odznaczany, m.in. Medalem za Ofiarność i Odwagę i Srebrnym Krzyżem Zasługi.
W 1989 r. starał się o pracę w Ministerstwie Spraw Zagranicznych na stanowisku eksperta organizacji międzynarodowych. Opiniujący wniosek urzędnik Ministerstwa Spraw Wewnętrznych napisał: ?Proszę porozumieć się z Wydziałem IV Departamentu II MSW do nr 102090. Tow. Jończyk?. Zastępca naczelnika wydz. IV Departamentu II odpisał: ?Uwag nie wnosimy. Rejestracja pozytywna?.
Funkcjonariusz SB Do współpracowników Janusza Palikota należy Artur Bara, były funkcjonariusz Służby Bezpieczeństwa, a po 1990 r. współwłaściciel agencji ochrony ?Bako?. Palikot wspiera Biłgorajskie Stowarzyszenie Kulturalne im. I.B. Singera, którego prezesem jest prof. Paweł Śpiewak, zastępcą Henryk Wujec, a skarbnikiem wspomniany Artur Bara, który od lat działa też w samorządzie ? należy do Klubu Radnych Lewicy.
Z prowadzonego przez niego bloga można się m.in. dowiedzieć o wyrazach uwielbienia dla Janusza Palikota oraz przyczynach wstąpienia do SB.
?Mimo mojej burzliwej raczej młodości od dziecka nie cierpiałem wszelkiego rodzaju złodziejaszków, meneli, krętaczy i innych mniej lub bardziej znaczących przestępców i cwaniaczków. Mimo że miałem dobrze płatną i satysfakcjonująca pracę, zgłosiłem się do Wydziału Kadr Wojewódzkiego Urzędu Spraw Wewnętrznych w Zamościu. Chciałem zostać milicjantem. Pan z kadr stwierdził, że w Biłgoraju wolny etat jest tylko w SB. Obiecał, że gdy coś się zwolni w milicji, to mnie przeniosą. Szczerze mówiąc, oczekując na wieści z kadr, trochę się obawiałem. Okres z liceum nie był najlepszą rekomendacją do pracy w milicji. Było jeszcze jedno. Zdarzało mi się wozić z Lublina podziemną literaturę (gazety, druki bezdebitowe, ulotki). Mojego taty syrenką. Co by było, jakby się wydało? 1 czerwca 1985 r. zgłosiłem się do pracy w Biłgorajskiej SB. W 1987 r. podjąłem studia podyplomowe w Akademii Spraw Wewnętrznych. Niedługo po jej ukończeniu przeniesiono mnie do milicji. W 1989 r. napisałem raport o zwolnienie z resortu. 31 maja 1990 r. był ostatnim dniem mojej pracy? ? czytamy na blogu Artura Bary.
Nieco inny obraz wyłania się z zachowanych do dziś dokumentów MSW. Dowiadujemy się z nich, że Artur Bara, zanim wstąpił do SB, był ochotnikiem ORMO.
?Od 16 marca 1979 roku jestem członkiem ORMO w Biłgoraju, gdzie pełnię funkcję Społecznego Inspektora Ruchu. Pracą w organach MSW interesuję się od dawna. Do podjęcia pracy w SB skłoniła mnie chęć służenia Ojczyźnie. Urodziłem się 6 kwietnia 1961 roku w Biłgoraju? ? napisał Artur Bara w życiorysie załączonym do podania o przyjęcie do pracy w SB.
?Zwracam się z prośbą o przyjęcie mnie do pracy w organach Służby Bezpieczeństwa. Prośbę swą motywuje tym, że od 6 lat jestem członkiem ORMO. Przez ten czas poznałem pracę tych organów, odpowiada ona moim osobistym zainteresowaniom i dlatego też chciałbym pracować jako funkcjonariusz SB. Przynależność do PZPR i innych organizacji: ZSMP ? Biłgoraj, Aeroklub ? Zamość, PTTK, ORMO ? Biłgoraj? ? napisał w podaniu. W kwestionariuszu zaznaczył, że w SB pełnią już służbę członkowie jego rodziny ? brat ojca w SB w Zamościu oraz mąż siostry ojca w SB w Lublinie.
W pozytywnie opiniującej go notatce czytamy: ?Ojciec jego jest długoletnim członkiem partii i działaczem społecznym. W dniu 16 marca 1979 roku kandydat [Artur Bara ? red.] wstąpił do ORMO, jest również społecznym inspektorem ruchu drogowego. Wiele czasu poświęca na służby, które pełni wspólnie z funkcjonariuszami Grupy Ruchu Drogowego RUSW w Biłgoraju. W 1984 roku został odznaczony brązową odznaką za zasługi dla porządku publicznego. Do pracy w MO starał się 1983 roku, lecz z uwagi na to, że nie miał uregulowanego stosunku do służby wojskowej oraz że był dopiero studentem I roku, sprawa przyjęcia musiała być oddalona na czas późniejszy?.
Pracując w SB, zbierał pozytywne opinie od przełożonych. ?Posiada pozytywny stosunek do obecnej rzeczywistości. Nie ma powiązań z klerem bądź wrogim elementem, jak również nie utrzymuje kontaktów z KK? ? napisano w opinii służbowej w 1985 r. Dorota Kania
Całość artykułu Doroty Kani w środowym wydaniu "Gazety Polskiej"
29 wrz 2010, 08:10
Kto głosował na PO
Najnowszy sondaż: PO może rządzić samodzielnie
Strategia "nie robimy niczego kontrowersyjnego" sprawdza się. Rząd Tuska może i niewiele robi, by poprawić sytuację finansów państwa. Nie był też zbyt aktywny gdy chodziło o przestrzeganie prawa przed siedzibą głowy państwa. Ale ta bezczynność, przerywana tylko wizerunkowymi akcjami typu "Jesienna ofensywa ustawodawcza" przynosi Platformie sukcesy.
Z najnowszego sondażu, przeprowadzonego dla "Rzeczpospolitej" wynika, że PO mogłaby samodzielnie rządzić mając 244 mandaty w Sejmie. Poparcie dla partii rządzącej deklaruje aż 50 proc. Polaków. PiS może liczyć na 34 proc. głosów, a SLD na 10.
Wynika z tego prosty wniosek, że w Polsce najlepiej nie robić nic, tylko opowiadać jak to pięknie będzie, kiedy już się robić zacznie. A jeżeli już coś się robi, to wtedy, gdy uwaga opinii publicznej jest skoncentrowana na zupełnie innym problemie. Nie należy też zapominać, by przed zrobieniem czegokolwiek sprawdzić jak wypadnie to w sondażach. Dzięki temu można być pewnym, że osiągnie się zadowalające poparcie, a koalicjant będzie musiał trwać przy Platformie, bo wybory mogą zakończyć jego istnienie.
Nic więc dziwnego, że Donald Tusk może sobie pozwolić nawet na sztorcowanie dziennikarzy. Co może zaszkodzić szefowi partii, która lada moment dojdzie do takiego poziomu poparcia, że sama zmieni Konstytucję? Wtedy już nic nie stanie na przeszkodzie, by Platforma mogła rządzić przez kilka kadencji.
komentarz: - Nic dodać, nic ująć. Należy sobie życzyć nawzajem zdrowia, bo (...) na rozum już za późno
29 wrz 2010, 15:53
Kto głosował na PO
Pucowanie Józefa Oleksego
Komentarz ? ?Dziennik Polski? (Kraków) ? 29 września 2010
Bogatemu to diabeł nawet dzieci kołysze ? powiada przysłowie. I rzeczywiście ? ledwie rozpoczął się nowy etap, na którym mądrość nakazuje przyspieszenie modernizacji tubylczego kraju, to znaczy ? spychania Kościoła katolickiego do getta ? a zaraz ?michnikowy szmatławiec?, zawsze przodująca w pracy operacyjnej oraz wyszkoleniu bojowym i politycznym, ?dotarła? do rewelacji, według których afera ?Olina? była prowokacją ruskich szachistów, żeby zablokować wejście Polski do NATO. Ponieważ nawet najstarsi ludzie, nie mówiąc już o ?młodych, wykształconych, z wielkich miast?, mogą nie pamiętać, na czym właściwie polegała afera ?Olina?, to przypominam, iż na tym, że ówczesny minister spraw wewnętrznych Andrzej Milczanowski w grudniu 1995 roku z trybuny sejmowej oskarżył ówczesnego premiera Józefa Oleksego o szpiegostwo na rzecz Rosji, a więc o najcięższe przestępstwo zdrady stanu. I co Państwo powiecie? Mimo upływu 15 lat nikt w tej sprawie nie został pociągnięty do odpowiedzialności ? ani Józef Oleksy ? jeśli rzeczywiście był szpiegiem ? ani Andrzej Milczanowski ? jeśli oskarżył bezpodstawnie. Trudno o lepszą poszlakę wskazującą, iż prawdziwym fundamentem ustrojowym naszego ?demokratycznego państwa prawnego? jest magdalenkowska zasada: ?my nie ruszamy waszych ? wy nie ruszacie naszych?. Nawiasem mówiąc, pretensje SLD do Zbigniewa Ziobry biorą się właśnie stąd, że dopuszczając do próby zatrzymania Barbary Blidy, kandydatki SLD na santo subito, tę świętą zasadę złamał. Więc wprawdzie Józef Oleksy przyznał się do ?biesiadowania? z agentem KGB Włodzimierzem Ałganowem, a nawet do zażyłości, o której świadczyły wymiany prezentów m.in. w postaci kiszonego czosnku, ale prokuratura wojskowa nie żadnej winy, zwłaszcza w postaci zdrady stanu w nim nie znalazła. Wprawdzie minister Milczanowski jeszcze w sierpniu 1993 roku przyprowadził do Belwederu trzódkę generałów bezpieki, do których ówczesny prezydent naszego nieszczęśliwego państwa Lech Wałęsa przemówił, iż ?stanie w ich obronie z całą mocą?, zaś jeden z uczestników tej pielgrzymki, generał Zacharski, Marian Zacharski, pozyskał informację o ?Olinie? od ruskiego bezpieczniaka, ale co to znaczy w obliczu rewelacji, na jakie mądrość etapu pozwoliła natrafić ?michnikowemu szmatławcowi?? Wprawdzie w początkach 1996 roku w tygodniku ?Wprost? ukazał się artykuł o tym, jakie to bajońskie sumy kradzione z Pewexu PZPR przez co najmniej 18 lat transferowała do szwajcarskich banków (transfer z jednego tylko dnia obejmował 22 mln franków szwajcarskich i 750 tys. USD), ale kiedy prezydent Kwaśniewski zagroził, że jeśli jeszcze słowo na ten temat się ukaże, to on zarządzi ?lustrację totalną? ? w związku z czym Jacek Kuroń i Karol Modzelewski wysłali doń pojednawczy list, że nich tylko Jozef Oleksy poda się do dymisji, to ?mociumpanie ? z nami zgoda!? ? i już nikt nigdy nie interesował się, ile tych pieniędzy ukradziono, kto ich pilnuje i jaki robi z nich użytek. Więc teraz, gdy do pierwszego szeregu awangardy zamierzającej zmodernizować nasz tubylczy kraj zgodnie z wytycznymi Eurokołchozu, wysuwa się SLD i Salon, najwyraźniej ciążący ku posłu Palikotu, rewelacje o ruskiej prowokacji stanowią prawdziwy dar Niebios, bo widać jak na dłoni, iż Józef Oleksy jest czysty, niczym po pokropku hyzopem i nic nie stoi na przeszkodzie historycznego kompromisu ?Chamów? z ?Żydami?, którzy viribus unitis znowu podejmą walę z ciemnogrodem ? jak w okresie dobrego fartu za Stalina. Dopiero na tym tle widać, jak wygłaszający 25 września moralniackie kazania Donald Tusk traci poczucie rzeczywistości i nawet nie wie, że złocą mu rogi.
Wszyscy zdążyli się już przyzwyczaić, że szczególną troską nasze media, eksperci, analitycy i dziennikarze obdarzyli największą partię opozycyjną.
Na miejscu ekipy rządzącej z premierem Tuskiem na czele, biłbym w tarabany oburzenia, że zamiast zajmować się sprawującymi władzę, oni wszyscy w kółko zamartwiają się o zdolność koalicyjną PiS, spadek w sondażach jego popularności, a nawet zaufania do prezesa. Zamiast mądrych podpowiedzi dla premiera i jego ministrów wszyscy pochylają się nad partią Jarosława Kaczyńskiego i suflują mu bardziej lub mniej genialne pomysły, co ma zrobić, aby odwrócić ten zły trend.
Nie wiem jak to ma się do kontaktów Donalda Tuska z kobietami, ale jeśli chodzi o media to widać, że jest twardym facetem, a zazdrość jest mu obca. Zaciska zęby, uśmiecha się do złej gry, podczas gdy ?dziennikarskie kwiecie? biega jak opętane za Kaczyńskim.
Zastanawiając się jednak tak zupełnie poważnie, to przed przyszłorocznymi wyborami parlamentarnymi to Platforma Obywatelska ma prawdziwy kłopot i nóż na gardle. Tu, jak ćwierkają oszołomskie wróble, będzie chodziło nie tyle o utrzymanie władzy, ale może przede wszystkim o uniknięcie odpowiedzialności, czyli całkowitą bezkarność.
Zaprzyjaźnione z PO media już dziś powinny szykować jakąś nową strategię, gdyż w zgraną płytę i stare bajeczki uwierzą już tylko ci najbardziej umysłowo ociężali.
Czy da ktoś wiarę, że całe zło wzięło się z dwóch lat pisowskich rządów, który przez zaledwie 14 miesięcy miał parlamentarną większość?
Czy wywołają pożądaną grozę przypominane relacje z ?brutalnego? spychania protestujących pielęgniarek z jezdni na chodnik przez ?juntę krwawego Jarka?, kiedy rząd miłości zaraz po dojściu do władzy strzelał z broni gładko -lufowej do protestujących na granicach ?mrówek? zwanych przemytnikami oraz raczył gazem pieprzowym kupców i stoczniowców?
Czy uwierzą, że Donald Tusk to wirtuoz, któremu w brawurowym koncercie przeszkadzało jedynie patrzenie mu na ręce przez ?złośliwego chama i alkoholika na dodatek z Alzhaimerem?, który wpychał mu się do samolotu by rozpraszać geniusza?
Reklama
Tu już nie wystarczy rutynowe nadymanie przez ?wybitnych dziennikarzy?. Na gwałt potrzebny jest pewny koalicjant, który w razie słabego wyniku wyborczego pozwoli uzyskać większość. A co jak i to nie wystarczy?
Niepewność, co do wyniku SLD, który zamiast, jak to lewica, zajmować się biedą, walczy o powszechna aborcję, prawa gejów, lesbijek i wali w Kościół, każe sondować miejscowy plebs.
Temu chyba służy ?samodzielna? inicjatywa posła Palikota.
Myślę, że im bliżej przyszłorocznych wyborów badania opinii publicznej nie będą dawały stuprocentowej pewności zwycięstwa, dojdzie do medialnego majstersztyku.
Skoro gawiedź przestanie się wystarczająco mocno bać ?czarnego luda? Kaczyńskiego, trzeba będzie jakoś ten strach podsycić i wmówić Polakom, że w demokracji, owszem, opozycja jest niezbędna, ale nie taka jak ?niebezpieczny? i ?groźny? PiS.
Tu znowu może przyjść z pomocą, na fali ?pojednania? Władimir Putin ze swoim doświadczeniem w budowaniu demokracji.
Kto wie, czy już w przyszłym roku polska policja i służby nie zatrzymają jakiś ?pisowskich bojówek? podpalających gmachy użyteczności publicznej, niszczących żydowskie i rosyjskie cmentarze oraz napadające na gejów?
W odpowiedzi zaś na protest ?autorytetów? zamieszczony w michnikowemu szmatławcowi przez stolicę może wtedy przejść marsz w obronie demokracji i wolności. Oburzenie rozszerzy się na całą postępową i demokratyczną Europę pod wodzą Angeli Merkel.
Czy to nie wystarczyłoby do delegalizacji partii ?żądnego władzy za wszelką cenę faszysty? Kaczyńskiego?
Czy ?młodzi z dużych miast? są już wystarczająco ?wykształceni? do łyknięcia takiego scenariusza?
Jeżeli nie, to pozostanie tylko wydrukowanie w Moskwie kontenera z kartkami wyborczymi. Czcionki pewnie jeszcze mają z czasów Manifestu PKWN.
30 wrz 2010, 17:38
Kto głosował na PO
Paweł Siergiejczyk: "Edward Zalewski ? prokurator nie do zdarcia" Wszyscy ludzie prezydenta - część 8.
W ubiegły poniedziałek prezydent Bronisław Komorowski powołał Edwarda Zalewskiego na swojego przedstawiciela do Krajowej Rady Prokuratury, a już następnego dnia Rada wybrała go na pierwszego przewodniczącego. KRP to nowe gremium utworzone na mocy obowiązującej od 31 marca nowelizacji ?Ustawy o prokuraturze?, przeforsowanej głosami PO, PSL i SLD jesienią ub.r. Analogicznie do Krajowej Rady Sądownictwa KRP składa się z 25 członków: ministra sprawiedliwości, prokuratora generalnego, przedstawiciela prezydenta, 4 posłów, 2 senatorów oraz przedstawicieli wszystkich pionów i szczebli prokuratury.
Zgodnie z ustawą Rada, wybrana na 4 lata, ma opiniować projekty aktów normatywnych dotyczących prokuratury, wysłuchiwać informacji prokuratora generalnego o działalności prokuratury i wyrażać opinie w tym zakresie, opiniować wnioski premiera o odwołanie prokuratora generalnego przed upływem kadencji, rozpatrywać i oceniać kandydatury do pełnienia stanowisk prokuratorskich, zajmować stanowisko w sprawie wyrażenia zgody na odwołanie prokuratora w trakcie kadencji, uchwalać zasady etyki zawodowej prokuratorów i czuwać nad ich przestrzeganiem.
Edward Zalewski (rocznik 1957) jest wrocławianinem, absolwentem Wydziału Prawa i Administracji Uniwersytetu Wrocławskiego. W 1981 r. rozpoczął aplikację w Prokuraturze Rejonowej w Legnicy, gdzie awansował kolejno na asesora, podprokuratora i wiceprokuratora. W 1986 r. przeszedł do legnickiej Prokuratury Wojewódzkiej i tam w 1990 r. został zastępcą prokuratora wojewódzkiego, a dwa lata później prokuratorem wojewódzkim (od 1999 r. ? okręgowym). Tę ostatnią funkcję pełnił do maja 2006 r., gdy został przeniesiony do Wydziału Postępowania Sądowego wrocławskiej Prokuratury Apelacyjnej. W kwietniu 2008 r. objął stanowisko naczelnika Wydziału Zamiejscowego Biura ds. Przestępczości Zorganizowanej Prokuratury Krajowej we Wrocławiu. Tam przejął nadzór nad sprawami związanymi z mafią piłkarską i stał się ?medialną twarzą? tych śledztw, choć największe sukcesy w walce z korupcją w piłce nożnej wrocławscy prokuratorzy odnosili wcześniej, za rządów PiS.
6 marca 2009 r. premier Donald Tusk powołał Zalewskiego na stanowisko prokuratora krajowego, czyli nadzorcę wszystkich cywilnych prokuratorów z ramienia ministra sprawiedliwości. Wrocławianin zastąpił Marka Staszaka, który stracił funkcję wraz z ministrem Zbigniewem Ćwiąkalskim po tajemniczym samobójstwie jednego z zabójców Krzysztofa Olewnika. Niektóre media podawały wówczas, że nowy minister Andrzej Czuma nie był zwolennikiem tej nominacji, ale przeforsował ją wicepremier Grzegorz Schetyna, lider PO na Dolnym Śląsku.
O Zalewskim szybko zrobiło się głośno, ale nie z powodu sukcesów prokuratury, lecz ze względu na jego przeszłość. W maju 2009 r. dziennikarze TVN ustalili, że w drugiej połowie lat 80. Zalewski należał do PZPR, a nawet zasiadał w egzekutywie Podstawowej Organizacji Partyjnej przy legnickiej Prokuraturze Wojewódzkiej. Co więcej, w 1984 r. o natychmiastowe wydanie mu paszportu wystąpił szef zarządu kontrwywiadu wojskowego we Wrocławiu, co świadczyłoby o zażyłych kontaktach prokuratora z wojskowymi służbami. On sam pytany o te kwestie zaprzeczał lub zasłaniał się niepamięcią. Zalewski zapewniał też, że w czasach PRL nie miał styczności ze sprawami politycznymi. Dziennikarze TVN ustalili jednak, iż w 1985 r. jako legnicki prokurator wydał on zgodę oficerowi SB na przesłuchanie aresztowanego opozycjonisty, niepełnosprawnego Stanisława Śniega, lidera podziemnej ?Solidarności? w Lubinie. Esbek próbował wówczas szantażem zmusić Śniega do współpracy. Pytany o tę sprawę Zalewski zapewniał, że nie miał z nią nic wspólnego, a gdy dziennikarze pokazali mu kopię podpisanego przez niego dokumentu, stwierdził, że mógł go podpisać w zastępstwie. Dziennikarzom nie udało się odnaleźć akt spraw politycznych, które prowadziła legnicka prokuratura, bo w większości zostały zniszczone w latach 90. W czasie, gdy legnicką prokuraturą kierował Zalewski?
Po ujawnieniu tych faktów PiS zażądało dymisji prokuratora krajowego, ale politycy PO, w tym minister Czuma, stanęli w jego obronie i Zalewski pozostał na stanowisku. Pod jego rządami prokuratura nie wykazała się nadzwyczajnymi sukcesami, za to w kilku sprawach podjęła działania, w których można się dopatrywać politycznych nacisków partii rządzącej. Tak było w przypadku Mariusza Kamińskiego, któremu postawiono zarzuty w związku z tzw. aferą gruntową, co stało się dla premiera Tuska pretekstem do odwołania szefa CBA. Tak też było z Pawłem Piskorskim, liderem Stronnictwa Demokratycznego, oskarżonym przez prokuraturę o posłużenie się fałszywym dokumentem w sprawach podatkowych akurat wtedy, gdy rozpoczynał kampanię prezydencką Andrzeja Olechowskiego. Również Janusz Palikot wskazywał na prokuratora Zalewskiego, ?kolegę Schetyny? (z którym lubelski poseł od dawna jest skonfliktowany), jako odpowiedzialnego za przedłużanie się śledztwa w sprawie finansowania swojej kampanii z 2005 r.
Po uchwaleniu wspomnianej już nowelizacji Ustawy o prokuraturze Edward Zalewski zdecydował się kandydować w konkursie na nowego prokuratora generalnego. Krajowa Rada Sądownictwa 7 stycznia br. wybrała go jako jednego z dwóch kandydatów do objęcia tego urzędu, jednak prezydent Lech Kaczyński niedługo przed śmiercią zdecydował się mianować nowym szefem prokuratury krakowskiego sędziego Andrzeja Seremeta. Wkrótce okazało się, że Zalewski nie znalazł się w składzie nowo tworzonej Prokuratury Generalnej, gdyż ? jak podawała prasa ? nie interesowało go bycie szeregowym prokuratorem, a nic innego mu nie zaproponowano. ?Jeśli taki fachowiec jak Edward Zalewski odejdzie w stan spoczynku, będzie to ze szkodą nie tylko dla niego, ale też dla prokuratury. To marnowanie jego talentu? ? ubolewał wówczas Zbigniew Ćwiąkalski.
Prezydent Komorowski docenił jednak ?talent? Zalewskiego, który teraz będzie nadzorował działania swego niedawnego konkurenta, prokuratora Seremeta.
Paweł Siergiejczyk Artykuł ukazał się w tygodniku "Nasza Polska" Nr 39 (778) z 28 września 2010 r. foto zaq sports.pl P.S. wierny syn POstkomunistycznej III RP.
Nie możesz rozpoczynać nowych wątków Nie możesz odpowiadać w wątkach Nie możesz edytować swoich postów Nie możesz usuwać swoich postów Nie możesz dodawać załączników