Wszyscy wtedy wyglądali jak aniołki. Mieli niewinne, ufne spojrzenia i wyraz przejęcia na twarzach. Choć potem w dorosłym życiu nie zawsze było im po drodze z Kościołem, wszyscy byli u komunii. Nawet ci politycy, których znamy z niechęci do religii, jako dzieci przyjęli komunię. I dla wszystkich z nich był to wyjątkowy dzień w życiu.
Premier Donald Tusk (54 l.) miał podczas komunii czytać Pismo Święte. – Aż nagle, ku mojej rozpaczy, okazało się, że nie będę mógł czytać Biblii podczas uroczystości, bo mam wadę wymowy. Niestety, lekko seplenię. No i jeszcze ta charakterystyczna wymowa „r” – wspominał w jednym z wywiadów. Ale za to cieszył się z prezentu – dostał radziecki zegarek „Rakieta”.
O kur...!
silniczek
Posłowie PJN. Poparcia nie mają, a na stołki się pchają Akcja ratunkowa w klubie Polska Jest Najważniejsza ruszyła na dobre.
Partia Już Niepotrzebna
Ostatnią przysługą, jaką wyświadczy władzy partia formalnie opozycyjna, będzie spacyfikowanie Radia Maryja. Pod warunkiem oczywiście, że posłowi Libickiemu (PJN) uda się przełożyć blogowe pohukiwania na projekt ustawy. Z tym jest chyba problem, bo choć 17 kwietnia obiecał, że PJN „w najbliższych dniach” zgłosi projekt, dawno minęły już nie tylko „najbliższe dni”, ale i „najbliższe tygodnie”, a projektu, jak nie było, tak nie ma. Nie przeszkadza to jednak Libickiemu chwalić się nim w kolejnych wpisach, co jest o tyle zrozumiałe, że dopóki pomysł „Lex Rydzyk” pozostaje tylko czczą obietnicą spacyfikowania niewygodnego redemptorysty, może liczyć na spore poparcie. Jednak przełożony na język prawa - prawdopodobnie okaże się bezsensowny, a być może także niekonstytucyjny. Trudno sobie bowiem wyobrazić ustawę skutecznie wymuszającą na Radiu Maryja to, co Libicki chce na nim wymusić. Gdyby to się jednak posłowi udało, jego „Lex Rydzyk” znacznie wzbogaciłby skromniutki polityczny urobek zwijającej się partii Kluzik-Rostkowskiej.
Tak się jakoś składa, że to, co PJN chce zrobić na odchodnym, podobnie jak to, co do tej pory zrobiła, ogranicza się wyłącznie do umacniania hegemonii Platformy Obywatelskiej, jakby ta miała mało sojuszników. Obcięcie partyjnych dotacji (bo po co Platformie dotacje, jeśli może garściami czerpać z budżetu państwa, jak trzeba tworząc nawet nowe stanowiska, żeby sobie niesfornego a atrakcyjnego posła opozycji podkupić), zakaz spotów (też zbędny, bo propagandę dużo skuteczniej robią jej zaprzyjaźnione media), teraz zamiennik ustawowego wciśnięcia władzy do prywatnego medium – wszystkie te inicjatywy jeszcze bardziej zabetonują naszą scenę polityczną, a udział w nich PJN czyni z tej partii najcenniejszego koalicjanta Platformy. I najtańszego, bo darmowego.
„Sprzedał się zbyt tanio” – tak Elżbieta Jakubiak skomentowała przejście Arłukowicza do Platformy, choć przecież Arłukowicz wytargował, ile można było – nowy specjalnie pod niego wyciosany stołek (i wszystko, co się z tym wiąże - prestiż, pieniądze, stanowiska), a na dokładkę „jedynkę” w Szczecinie. Który z polityków PJN może liczyć choćby na ułamek tej ceny? Jeśli ktoś się więc tanio sprzedał, to właśnie „kluziki”, które wsparły Platformę za bezdurno. I to właśnie „kluzików” ostatnie wydarzenia na scenie politycznej powinny chyba zmartwić najbardziej. Po pozyskaniu Arłukowicza, i zapowiadanych kolejnych transferach z lewicy (Borowski? Cimoszewicz? Kalisz?) Platforma nie tylko przestaje potrzebować dawno już nieświeżych „kluzików”, ale wręcz na niektórych z nich nie będzie mogła sobie pozwolić, bo mogą się nie zgrać z nowymi nabytkami, i coraz bardziej centrolewicowym wizerunkiem. Podobno więc Kluzik i Poncyla chętnie przygarnie (choć i ich atrakcyjność znacząco spadła, bo teraz to Platforma może przebierać w kandydatach, a ostatnie sondaże „wyceniły” wartość PJN dramatycznie nisko), ale już Jakubiak – jako zbyt skażoną kaczyzmem – niekoniecznie. O Migalskim nie wspominając, bo ten już o polityce może, zdaje się, zapomnieć.
Partia Kluzik-Rostkowskiej zrobiła dla władzy wszystko, co swoimi kilkunastoma głosami (i kilkoma medialnymi twarzami) mogła. I to za darmo. Dzisiaj jest już niepotrzebna ani Platformie, ani wyborcom, ani nawet swojej liderce już przymierzającej się ponoć do „jedynki” na śląskiej liście Platformy. A porzuceni przez swoją liderkę politycy PJN mogą już tylko po cichu marzyć, że i po nich zechce sięgnąć Tusk, buszujący w masie upadłościowej po czymś, z czym całkiem sporo sensownych osób wiązało duże nadzieje.
Źródło rp.pl
____________________________________ "Demokracja to cztery wilki i owca głosujące o obiedzie" R.A.Heinlein
13 maja 2011, 16:08
Re: Polityka i politycy
. , Plusy i minusy tygodnia
W modzie antysmoleńskiej nowa tendencja. Już nie piszemy, że tłumy na Krakowskim Przedmieściu to groźny tłum współczesnych odpowiedników SA-manów, którzy rwą się tylko, aby ustanowić w Polsce faszystowską dyktaturę. Ton tego tygodnia to pobłażliwe zdziwienie nad ludźmi niemogącymi żyć bez poczucia niewoli i tragedii. Publicysta „Tygodnika Powszechnego” odkurza złote myśli Cezarego Michalskiego o „męczennikach na pluszowych krzyżach, którzy w luksusowych apartamentach czekają na lwy mające ich pożreć”. Np. bo przecież smoleńszczycy to dziś establishment. A tak w ogóle to można boki zrywać z kongresu „Polska – wielki projekt”. Aby zdrowego odruchu niczym nie zakłócać, większość mediów nie zdecydowała się na jakieś choćby w przybliżeniu wierne streszczenie, co na kongresie mówiono. Po co sobie psuć zabawę?
Zabawne jest porównanie w pewnych gazetach ostatnich tekstów o Janie Pawle II tuż przed jego beatyfikacją i tekstów o Czesławie Miłoszu z okazji wydania jego biografii pióra Andrzeja Franaszka. Jak się okazuje, papież Jan Paweł II był wielki, ale omylny, „nie wolno zacukrzyć go w laurkach”. Z Miłoszem jest zupełnie na odwrót. Był wielki nie tylko jako twórca, ale i jako człowiek. Jego pomnikowość mogą kwestionować tylko godni politowania nienawistnicy. Nieliczni krytycy niepokalanego żywota Miłosza to głupcy, a sam autor dopiero zaczyna objawiać nam swój geniusz. Jak się okazuje, prawdziwe beatyfikacje w Polsce odbywają się w wydawnictwie Znak, a znacznie skuteczniejszym postulatorem w procesach beatyfikacyjnych od księdza Odera jest Jego świętobliwość Andrzej Franaszek.
A propos wydawnictwa Znak. Złota myśl przechodnia z Mokotowa, który razem ze mną zatrzymał się przed witryną księgarni. Wskazując na wyeksponowane „Złote żniwa” Jana Tomasza Grossa - błysnął ciekawą obserwacją: – A ile to, panie, ten PSL Waldemara Pawlaka rozwodzi się nad szacunkiem ludowców dla polskich chłopów. A jak Gross sugeruje, że większość polskich chłopów to byli urodzeni mordercy zabijający z czystej nienawiści ukrywających się Żydów – to żaden z ludowców pary z gęby nie puścił.
Głośne przejście Bartosza Arłukowicza do PO przypomniało mi efektowną zmianę barw z lat 90. Katarzyna Piekarska kandydowała na szefa warszawskiej Unii Wolności przeciw Markowi Balickiemu popieranemu przez Bronisława Geremka. Balicki przegrał, co Profesorowi się nie spodobało. Ponieważ w realu nie był tak dobroduszny, jak to możemy wyczytać z wielu dzisiejszych o nim wspomnień, zatruł skutecznie życie Piekarskiej. I tak pani Kasia czmychnęła do postkomunistów i została wiceministrem MSWiA pod Leszkiem Millerem. Jaki morał z tej bajki? Pierwszy dla Grzegorza Napieralskiego: jak się komuś obrzydza życie, to nie można się potem dziwić, że ktoś znika. Drugi: efektowny akces do innej partii rzadko kończy się późniejszym awansem. Uciekinierzy są mile witani, ale zazwyczaj nie trafiają do kręgu decyzyjnego swojej nowej partii.
A Arłukowicz? Ten dopiero ma konkurencję w PO. Chyba pozostanie na zawsze miłym „wiecznym młodziankiem” z melancholijnymi oczami ofiary „krwawego Grzegorza”? A może zostanie potężnym szczecińskim baronem Platformy, jaki przyćmi dwa lata młodszego Sławomira Nitrasa? Na razie lepiej niech uważa. Na wyjazdowych spotkaniach PO mściwi przyjaciele „Mira” i „Zbycha” mogą zrobić Arłukowiczowi w nocy kocówę za zbyt dociekliwe pytania w czasie prac komisji hazardowej.
Czy musisz kolejny dzień się czepiać Arłukowicza? Przecież mało kto tyle wycierpiał od swoich kolegów z lewicy – pyta mnie zezujący na moją pisaninę kolega z działu. To prawda – Grzegorz Napieralski od miesięcy bawił się z Arłukowiczem w kotka i myszkę – nie ujawniając, jakie miejsce na listach SLD i gdzie chce mu przyznać. A dowiedzieć się tuż przed zamknięciem list, że dostało się przedostanie miejsce z Suwałk albo Krosna, to żadna przyjemność.
Wszystko to racja, ale czemu akurat ten transfer mnie irytuje… A może dlatego, że w cichości duszy miałem nadzieję, że to Arłukowicz będzie kiedyś liderem jakiejś normalnej lewicy. Nieczapkującej przed Jaruzelskim ani niedemonstrującej zimnego eurorealizmu á la Lidia Geringer de Oedenberg. Może żal mi chłopaka, który toczył spory z Polit-urzędasem Mirosławem Sekułą, a zaraz będzie z nim w jednym klubie.
Tyle dzieje się w polityce (zwłaszcza w ostatnich czasach), że nie sposób wszystkie komentować, bo na ich przeczytanie brakuje czasu. Ale co ciekawsze warto. A dziać się dzieje, działo i długo jeszcze dziać będzie. Czy doczekam się czasów kiedy polityka stanie się nudna? Chciałbym...
____________________________________ Nie jesteś tym, kim myślisz, że jesteś - lecz tym, kim się stajesz, gdy myślisz kim jesteś.
14 maja 2011, 11:26
Re: Polityka i politycy
Tacy mądrzy, a głupi
Cokolwiek sądzić o „Krytyce Politycznej”, za jedno niewątpliwie należy się jej szacunek − za przypominanie dorobku Stanisława Brzozowskiego. Co niby rzeczony Brzozowski, natchnienie młodych narodowców ze „Sztuki i Narodu”, miał wspólnego ze współczesną lewicą, a już zwłaszcza tą „rozporkową”, którą przede wszystkim reprezentuje KP, to osobna rozmowa. Jeśli słuszne jest moje odczucie, że środowisko zdominowane przez intelektualistów w rodzaju Jasia Kapeli, Tomasza Piątka czy Cezarego Michalskiego promując Brzozowskiego, negliżuje własną słabość, to właśnie tym bardziej należy jego odwagę docenić, nawet jeśli wynika z nieświadomości.
Otóż właśnie w ramach promocji wznowionych dzieł jednego z najważniejszych polskich myślicieli przeprowadził portal KP wywiad z profesorem Andrzejem Mencwelem. Uderza szczególnie jeden fragment tej rozmowy:
„Można przypomnieć, że pierwszy rząd niepodległej Rzeczpospolitej w 1918 roku nazywał się rządem ludowym, a pierwsza konstytucja przyznawała wszystkim równe prawa wyborcze. Było to coś niebywałego w kraju o panującej przez wieki tradycji stanowo-feudalnej, ale nie zostałoby dokonane bez tego zaplecza myśli nowoczesnej, które stworzył Brzozowski i cała formacja działaczy i uczonych, nazwana „warszawiakami” w »Przedwiośniu«. Dopiero teraz też widzimy, po stu latach od tamtych przepowiedni z »Legendy Młodej Polski«, że naród polski został gruntownie przeistoczony i nie jest już szlachecki ani nawet chłopski. Choć nie wiemy nadal, na kim społecznie się opiera.
Więc kim są Polacy dzisiaj? Nie wiemy. Brzozowski stawiał takie pytania i nadal je ożywia. Narody nie są jednorodnymi bytami idealnymi − składają się z członów, które rywalizują albo walczą o dominację. A kto dziś dominuje? Nie wiadomo. Kto nami włada? Nie wiadomo. Mówi się, że rządzą partie polityczne, ale czym one władają? Jakie siły społeczne one reprezentują? Kto wyznacza na przykład normy stosunków międzygrupowych, międzyetnicznych, międzypłciowych, międzypokoleniowych?”
Właściwie mógłbym zacytować krótszy fragment: „kim są Polacy dzisiaj? Nie wiemy”. Oto jest waśnie stan wiedzy polskiego intelektualisty w 20 lat po kontrolowanym rozpadzie peerelu. Nie znamy odpowiedzi na najbardziej podstawowe pytania, nic nie wiemy. Chwała Andrzejowi Mencwelowi, który jak Sokrates ma odwagę wprost powiedzieć, że nie wie. W przeciwieństwie do swoich kolegów profesorów, którzy tak licznie gotowi są nas pouczać w różnych sprawach, choć ta liczba mnoga w „nie wiemy” do nich się właśnie odnosi.
Rzecz najgorsza nawet nie w tym, że nasi filozofowie, historycy idei, politolodzy i inni mędrcy nic nie wiedzą. Problem w tym, że oni nawet nie chcą wiedzieć i nie chcą wiedzieć, że nie wiedzą. Nie potrzebują wiedzieć, jak to było widać choćby na zjeździe socjologów. Wiedzieć jest niebezpiecznie, bo ta wiedza nie pasuje do ideologicznych założeń. Jeszcze można zostać uznanym za „pisowca”. Dlatego jedyne miejsce, gdzie się wiedzy szuka, to spotkania takie, jak niedawny kongres „Polska − wielki projekt”. Kongres, o którym tzw. intelektualistom wystarczy wiedzieć tyle, że to, he, he, się zebrała jakaś „pisowska inteligencja” od Kaczyńskiego.
Taka radosna niewiedza, rezygnacja z zadawania pytań, z dociekliwości, jest charakterystyczną cechą elity postkolonialnej. Ona nie zamierza tworzyć żadnych projektów, bo po co, skoro gotowy projekt przyślą nam z metropolii, gdzie wszystko wiedzą lepiej. Zamiast polską pospolitość, wystarczy studiować mądrości stamtąd płynące. A potem nakładać je na tutejszą rzeczywistość, tak samo, jak się „implementuje” przysyłane z Unii Europejskiej ustawodawstwo. A jak nie pasuje − dopchnąć kolanem. To rzeczywistość musi się dostosować, bo przecież nie nadesłane instrukcje.
Proszę zobaczyć: inteligenci czasu zaborów potrafili, w przekonaniu, że „Polska to jest wielka rzecz”, stworzyć ją na nowo. Do grobu złożono szlachecką Rzeczpospolitą Obojga Narodów, a wyszła z niej Polska, przy wszystkich swych wadach, jednak demokratyczna, państwo równych dla wszystkich praw i wolności obywatelskich. Dziś warstwa, która uporczywie przypisuje sobie nazwę owej XIX-wiecznej inteligencji, choć w istocie jest tylko żałosną, postkomunistyczną obrazowanszcziną, nie wie nawet, czym Polska w ogóle jest, kto nią włada, z jakich społecznych żywiołów się składa. Choć do wykonania tej intelektualnej pracy ma nieporównanie lepsze warunki, infrastrukturę, granty i uczelniane katedry.
„Polska to jest wielka rzecz”, mówili inteligenci. A obrazowanszczina ma do powiedzenia tyle, że Polska to obciach, jakiś porąbany kraj, i co za pech ich spotkał, urodzić się tutaj, zamiast w Ameryce albo przynajmniej w Paryżu. Jeśli nasza „elita intelektualna” nic nie wie, to nie sposób nie zapytać − to po cholerę wy tutaj? Zajęlibyście się sadzeniem szczypiorku, byłby z was przynajmniej jakiś pożytek.
Ja, prosty felietonista, coś tam mogę powiedzieć o tym, kim jesteśmy, kto nami włada − napisałem o tym parę książek. Lepiej czy gorzej, próbuję się ze swojej pracy wywiązać. Jeśli ktoś ma zastrzeżenia, czekam na polemikę. Czekam bezskutecznie, bo przecież dla pań i panów celebrytów intelektu zniżać się do polemiki z jakimś prawicowym oszołomem byłoby poniżej godności. Proszę bardzo, nie chcecie ze mną gadać − wasza strata, nie moja. Ale przedstawcie, do czego wy doszliście. No, chętnie się dowiem − kto nami włada, kim jesteśmy, kto i w oparciu o co wyznacza nam normy? No? Nic, dziady sakramenckie, nie macie do powiedzenia?! Więc czym ta banda utytułowanych darmozjadów się w ogóle zajmuje? Owoż zajmuje się tylko jednym. Jak to genialnie prosto ujął śp. Jerzy Dobrowolski: „naprzemiennym odczuwaniem pogardy i strachu”.
„Rzeczpospolita” opublikowała niedawno tekst profesora Ireneusza Krzemińskiego „Zwierzęca nienawiść oszalałych paranoików” (mówiąc Hemarem: „sam tytuł wyborny”). Wspominam o tej publikacji z najwyższą niechęcią i niesmakiem – choć zgadzam się z redakcją, że takie teksty, podobnie jak elaboraty pani Flis-Kuczyńskiej czy podobnych tuzów, trzeba publikować. Trzeba pokazywać, do jakiego stanu umysłu doprowadzili się niektórzy przedstawiciele intelektualnej elity, bo przecież ten odlot rozumu, który zaprezentował Krzemiński, nie jest przypadkiem odosobnionym.
Mniejsza z tym, że profesor socjologii nie jest zdolny do racjonalnego uzasadniania swoich tez, że tylko wydziela potok obelg, bluzgów i insynuacji, przypisując adwersarzom schorzenia psychiczne, których symptomy sam prezentuje w całej okazałości. Mniejsza z tym, że człowiek, od którego wymagałoby się pewnej „dystynkcji w rozumowaniu” nie dostrzega własnej śmieszności, gdy z histerią wykrzykuje, że „Porównanie »michnikowego szmatławca« do »Żołnierza Wolności« jest czymś po prostu niewiarygodnie obrzydliwym. W istocie, sensowną odpowiedzią na taki tekst byłoby skierowanie na badania psychiatryczne albo pozew do sądu” − a nie dostrzega niczego bulwersującego w uporczywym porównywaniu opozycji wobec „systemu Tuska” do hitlerowców. To, że ktoś publicznie żąda, aby władze państwa polskiego kierowały się interesem narodowym − ma być równoznaczne z wywołaniem światowej wojny, zbudowaniem systemu terroru i przemocy, z gestapo i obozami zagłady oraz eksterminowaniem całych narodów i ras; nie dostrzega w tym pan profesor niczego przesadnego, nagannego ani obrzydliwego. Ale porównaj mu „michnikowego szmatławca”, skądinąd przecież nagminnie dopuszczającą się kłamstw i cynicznych manipulacji na rzecz władzy, do „Żołnierza Wolności” − dostaje szału, bluzga jak pijany monter na moście i zapluwa z wściekłości, tocząc pianę z ust. No dobrze; mniejsza o to, mówię. Może jakiś młody, obiecujący psychiatra napisze o Krzemińskim doktorat.
Ale przemóżmy naturalne obrzydzenie i zobaczmy, co się kryje wśród tych bluzgów. Oto profesor socjologii oznajmia nam − mniejsza już o formę tego oznajmienia − że on po prostu nie rozumie jednej trzeciej aktywnych politycznie obywateli. No, nie rozumie, jak mogą oni podzielać światopoglądowe i ideologiczne założenia, które jemu osobiście wydają się paranoją i absurdem. I nie zamierza takich ludzi rozumieć. On by ich tylko wysłał do psychiatry albo do więzienia, względnie eksterminował w inny sposób, bo rozumieć − nie warto. Co tam o nich sobie sądzi, Bóg z nim, ma do tego oczywiste prawo − ale takie wyznanie w ustach socjologa? Profesora socjologii? Toż po tych słowach pan Krzemiński powinien odejść ze swego zawodu i zająć szuflowaniem gnoju albo tańcem na rurze, czymkolwiek, tylko nie socjologią!
A jestem dziwnie pewien, że ten stek kalumnii, jakim się popisał, a zwłaszcza stanowiące jego ukoronowanie wyznanie kompletnej pogardy dla rzeczywistości, zyska mu poklask i uznanie podobnych mu histerycznych obrońców III RP ze wszystkimi jej brudami, nikczemnościami i patologiami. Brawo, ale „im” dowalił! Ale powiedział o tej hołocie, o tych pisowcach, burakach, którzy nas kompromitują przed światem i powinni wyzdychać jak najprędzej!
Myślę sobie, że gdy III RP ma takich ludzi na narodu czele − to jest, przepraszam, na wierzchu − może nieostrożnie jest ze strony „młodego salonu”, jaki stworzyła „Krytyka Polityczna”, wskrzeszać wielkie polskie duchy, do jakich niewątpliwie zalicza się Brzozowski? Wiecie, jak to mówią Anglicy: kiedy mieszkasz w szklarni, nie rzucaj kamieniami…
Komentarze: wicenigga pisze: 14 maj 2011 o 12:13 Doskonały komentarz, doskonały Ziemkiewicz. Nic dodać, nic ująć, więc ograniczę się do wstawiania plusów.'
Stella pisze: 14 maj 2011 o 07:01 Redaktorze, dziekuje za swietna felietonistyke. Jak dobrze, ze jest ktos, kto koryguje wielkie mysli i idee salonu. Pan daje poczucie, ze jednak nie mieszkamy na Marsie. Wlasnie skonczylam Panskie ” Wkurzam salon” i „Zgreda” – polecam wszystkim.
luki pisze: 14 maj 2011 o 08:36 Ziemkiewicz to geniusz, dobro narodowe. BRAWO
Uruk-hai pisze: 14 maj 2011 o 06:02 Szacun panie RAZ!! Czoła chylę…
SOP78 pisze: 14 maj 2011 o 08:49 Krzemiński w tańcu na rurze! świetny pomysł! Facetowi znudziła się socjologia (wypalił się?), więc mógłby zając się faktycznie działalnościa estradową w klubie dla gejów (to chyba politycznie poprawne?). W każdym razie lepiej by go było oglądać, niż słuchać czy czytać… Dobre +130
luki pisze: 14 maj 2011 o 08:36 Ziemkiewicz to geniusz, dobro narodowe. BRAWO Dobre +87
gajowa pisze: 14 maj 2011 o 08:42 Dziękuję Panie Rafale. Należało się Panu „profesorowi” jak nic. Należy się też tym co nie wiedzą nic o Polsce, o kraju w którym wszak żyją i dokonują „wyborów”, nie wiedząc kogo i dlaczego wybrali. Liczyli na polaryzację społeczeństwa, liczyli na dominację nad Narodem a tu figa z makiem. Są grupy zaślepione nienawiścią, rzucający gromem i plujący jadem i są grupy którym na Polsce jako na Ojczyżnie zależy. Najlepszym punktem obserwacyjnym tych różnic są marsze na Krakowskim Przedmieściu, potępiane i obśmiane, zakłócane przez celebrytów i przekupionych ”młodych” bezpaństwowców i „pożytecznych idiotów” co to zgodę budowaliby po „dorżnięciu watahy”. Dobre +95
____________________________________ Videtur et hoc mihi Platforninem non debere esse Poza tym uważam że Platformę należy zniszczyć /Katon starszy/
14 maja 2011, 20:55
Re: Polityka i politycy
Polska prezydencja - logo
Załącznik:
polska_prezydencja.png
Nie masz wystarczających uprawnień, aby zobaczyć pliki załączone do tego postu.
____________________________________ Mów otwarcie i otwarcie działaj, gdy w kraju dobre panują rządy.Otwarcie działaj, lecz mów ostrożnie, gdy rządy są złe...
15 maja 2011, 08:34
Re: Polityka i politycy
Palikot zbankrutuje?
"Stop. Oddaj kasę" - to hasło grupy, która powstała na jednym z portali społecznościowych. Zrzesza ludzi poszkodowanych przez Janusza Palikota (47 l.) oraz Stowarzyszenie Ruch Poparcia Palikota
Organizatorzy akcji oskarżają byłego posła PO o to, że nie spłaca zaciągniętych zobowiązań finansowych, a zadłużenie jego Ruchu wynosi ponad milion złotych.
"Komornik dwukrotnie blokował moje konto bezpodstawnie w ciągu tego roku. Przez dwa miesiące nie mogłem regulować zobowiązań. A mimo wszystko uważam, ze sprawy idą w dobrym kierunku i będzie wspaniały wynik w wyborach parlamentarnych" – napisał polityk na swoim blogu
Nie masz wystarczających uprawnień, aby zobaczyć pliki załączone do tego postu.
16 maja 2011, 23:29
Re: Polityka i politycy
Komu można życzyć śmierci
Radosław Sikorski podjął krucjatę przeciw obraźliwym wpisom w Internecie. Z intencją sympatyzuję.
Wśród internautów panuje przekonanie, że jeśli wrzucą coś do sieci, to wara od tego komukolwiek. Żadne prawo prasowe, względy przyzwoitości – wolność!
Rozumiem wiarę, że Internet to alternatywna droga wobec mediów tradycyjnych. Ale czy ta nowa jakość zakłada ubliżanie? Albo rzucanie niesprawdzonych twierdzeń, bo właśnie wpadły w ucho? Ci sami ludzie ukryci za nickami gromko nieraz krzyczą, że gazetom tak nie wolno. Choć i druga strona bywa rozkoszna. Jacek Żakowski żąda walki z chamstwem w sieci, po czym nazywa posła Gowina w programie telewizyjnym „kołtunem”.
Rzecznikom „wolnego Internetu” dedykuję ćwiczenie. Czy gdyby ktoś rozwieszał na twoim osiedlu karteczki z pomówieniami na twój temat, powiedziałbyś: to normalne? Nie, chciałbyś dopaść drania. A ludzie będący bohaterami internetowych obelg mają w imię wolności zacisnąć zęby.
Skutki krucjaty będą i tak mizerne, pojawią się setki trudności – od prawnych po techniczne. Jeśli już wymiar sprawiedliwości kogoś dopadnie, to mały portal, bo najłatwiej. Sikorski zaczął wojnę z dużymi wydawnictwami i nawet one zamiast polepszyć moderację, wolały zawiesić fora. Jeśli zaś ktoś spróbuje wyłuskać pojedynczego anonima, wyjdzie na ciemiężcę, jak prezydent Szczecina.
Pojawia się też ideologiczna hucpa. Sławomir Sierakowski już zdążył w TVN 24 sprowadzić tę krucjatę do walki z „mową nienawiści”. Ta mowa dotyczyć ma mniejszości – narodowych i seksualnych. I jesteśmy w domu. Lewicowym.
Ubliżanie Żydom jest, zwłaszcza po Holokauście, czymś brzydkim. Ale przychylam się do pytania Tomasza Lisa: dlaczego tylko im? Lis jako wiecznie opisywany celebryta ma naturalnie na myśli siebie. Ale czy na przykład Jarosława Kaczyńskiego, gdy setki anonimów (i Palikotów) w sieci nie tylko mu ubliżają, ale i życzą śmierci? Pociągnijmy już sami: więc istnieje mowa nienawiści wobec Żydów. Czy i wobec katolików? A, tu już usłyszę strzeliste deklaracje o wolności słowa i rady, żeby się nie obrażać. I sam uznam, że bezpiecznie trzymać sądy z daleka. Skoro ma to być narzędzie politpoprawności… Choć ministrowi wytaczania procesu w swojej sprawie nie zabronię.
18 maja 2011 roku LIST OTWARTY DO OBROŃCÓW WOLNOŚCI PRZED PAŃSTWEM POLICYJNYM
Szanownych PP, PT:
Adama Michnika, Stefana Bratkowskiego, Jacka Żakowskiego, Jerzego Baczyńskiego, Wiesława Władyki, Mariusza Janickiego, Mariusza Ziomeckiego, Tomasza Jastruna, Wojciech Maziarskiego, Agnieszki Holland, Daniela Passenta, Ludwika Stommy, Grzegorza Miecugowa, Jacka Pałasińskiego, Piotra Stasińskiego, Andrzeja Wajdy, Ireneusza Krzemińskiego, Marcina Króla, Krzysztofa Kozłowskiego, Mariana Stali, Teresy Torańskiej, Michała Głowińskiego, Agnieszki Kublik, Tomasza Wołka, Tomasza Lisa, Moniki Olejnik, Magdaleny Środy, Wojciecha Sadurskiego, Zbigniewa Hołdysa, Marcina Mellera, Katarzyny Kolendy-Zaleskiej, Ewy Siedleckiej, Daniela Olbrychskiego i innych, których nazwisk nie wymienię, albowiem nic to do rzeczy nie przyda.
Wielce Szanowni Państwo, Wolność w potrzebie! Zwracam się do Państwa, sprawdzonych i wiarygodnych bojowników o tę jedną z najwyższych ludzkich i konstytucyjnych wartości. Dowiedliście swojej determinacji, odwagi, moralnej integralności, kiedy broniliście wolności przed policyjnym państwem PiS, także i przede mną, wówczas ministrem właściwym ds. wewnętrznych.
Byliście moimi przeciwnikami, ale to nie znaczy, że nie jestem Wam winien szacunku. Do dziś pamiętam, że to dzięki Wam bójka dwóch nożowników o dziewczynę zaowocowała wskazaniem na Polskę, jako na kraj, w którym ekstremistyczna prawica gnębi przywiązanych do wolności obywateli, w rezolucji Parlamentu Europejskiego. Do dziś pamiętam Wasze głosy w obronie kręcenia lodów przez posłankę Sawicką. Wiem, że staliście przed trudnym wyborem.
Ale gdy na jednej szali wagi jest wolność zagrożona przez agentów CBA, a na drugiej reklamówka z łapówką, Wasz moralny, nieomylny instynkt podpowiedział Wam, jak się zachować. Przecież ta nasza III Rzeczpospolita też wzięła się po trosze z reklamówki z dolarami przekazanej przez sowieckich tworzysz przechodzącej trudną, bolesną drogę do wolności PZPR. Zawsze szliście z wolnością pod rękę, gdy trzeba ją wykręcając. Ale wiedzieliście, że to konieczne, że obrona wolności boli – także niekiedy ją samą.
Ileż spotkało Was za to wyzwisk, upokorzeń, agresji i chamstwa. Zarzucano Wam serwilizm polityczny, ignorancję, głupotę, groteskowość. Mieliście odwagę zmierzyć się z tymi oskarżeniami. Mieliście odwagę trwać przy wielkiej Sprawie Wolności, broniąc Jej przed fanatyzmem oszalałych z nienawiści paranoików. Wiedzeni Waszym instynktem moralnym i dojrzałością intelektualną rozpoznaliście trafnie, że na trudnych drogach naszej zawikłanej historii wolność się wciela w swoich różnych agentów: Jana Kulczyka, doktora G., Artura Bondaryka, Lesława Maleszkę, Beatę Sawicką, Weronikę Marczuk-Pazurę, Mirosława Drzewieckiego. Jednego tylko agenta Wolność się wyrzekła raz na zawsze – Agenta Tomka!
Dlatego tuszę i ufam, że wesprzecie mnie – swego niegdysiejszego przeciwnika, a nawet wroga – w inicjatywie na rzecz wolności.Czynem i słowem wspieraliście polityczny program „odebrania godnościowych podstaw prezydentury „byłego", jak to proroczo określił Radosław Sikorski, prezydenta RP Lecha Kaczyńskiego, bo Sprawa Wolności tego wymagała. Kiedy Lech Wałęsa nazywał Prezydenta Lecha Kaczyńskiego „durniem" widzieliście w tym Wolność kroczącą ścieżkami dziejów. Kiedy celebryta Michał Figurski określał Lecha Kaczyńskiego, jako „małego, niedorozwiniętego, głupiego człowieka zwanego prezydentem Polski", w rezygnacji Prezydenta z wytoczenia sprawy karnej dojrzeliście dowód jego moralnej klęski.
Dziś kibice, a może kibole, określili Prezesa Rady Ministrów, jako matoła, a Policja wymierzyła im mandaty karne uzasadniając to „lekceważeniem konstytucyjnych organów RP, poprzez wykrzykiwanie haseł z użyciem słów nieprzyzwoitych". I Wy i ja musimy zatem postawić sobie pytanie: czy kibice ( a może kibole) Jagiellonii Białystok są Agentami Wolności. I wierzę, że nasza wspólna odpowiedź może być tylko jedna – SĄ, BOWIEM NIE BYŁO WŚRÓD NICH AGENTA TOMKA.
Dlatego zwracam się do Was o udział w Komitecie Honorowym PIKIETY W OBRONIE „MATOŁA", którą zamierzam zorganizować 3 czerwca br. pod Kancelarią Prezesa Ministrów.W tej sprawie do końca tego tygodnia złożę zawiadomienie do Pani Prezydent Warszawy. Zgodnie z ustawą o zgromadzeniach:
· językiem zgromadzenia będzie język polski; · celem: zademonstrowanie prawa do określania konstytucyjnego organu RP, jakim jest Prezes Rady Ministrów, mianem „matoła"; · program obejmować będzie:
1. okazywanie lekceważenia konstytucyjnemu organowi RP, czyli Prezesowi Rady Ministrów poprzez wykrzykiwanie obraźliwego aczkolwiek niewulgarnego określenia „matoł"
2. W związku z pkt. 1 – dzierżenie transparentu z napisem „TUSK, TY MATOLE, OBALĄ TWÓJ RZĄD KIBOLE";
3. Odśpiewanie hasła z pkt. 2 w trzech konwencjach: · Rockowej ( mile widziany Z. Hołdys) · Popowej ( mile widziana piosenkarka Doda) · Operowej (mam nadzieję, że mi kogoś zaproponujecie)
4.Recytacja fragmentów z „Obywatelskiego Nieposłuszeństwa" Henry'ego Davida Thoreau oraz „ Teorii Sprawiedliwości" Johna Rawlsa (mile widziany prof. Wojciech Sadurski);
5. Recytacji fragmentów wyroku Europejskiego Trybunału Praw Człowieka w sprawie Oberschlick (no.2) vs Austria, w którym uznano za sprzeczne z Europejską Konwencją o Ochronie Praw Człowieka wymierzenie sankcji karnej za określenie Jorge Haidera ( wówczas szefa partii) jako „idioty". (mile widziana red. Ewa Siedlecka);
6. Recytacja fragmentów Psychiatrii Klinicznej prof. Tadeusza Bilikiewicza poświęconych pojęciom matołectwa (kretynizmu), debilizmu, imbecylizmu oraz idiotyzmu ( mile widziany D. Olbrychski).
Jeśli zaś myślicie, że ten list to tylko blogersko-felietonowy eksces (bardziej potocznie: wygłup), to się mylicie. Ja tę pikietę zorganizuję. Liczę na Wasz akces i Waszą obecność 3 czerwca. Obrońmy razem matoła.
____________________________________ Polak ,katolik,hetero,szczęśliwy.Wszystkie błędy stylistyczne i ortograficzne są zamierzone jakiekolwiek powielanie ich i rozpowszechnianie bez zgody jest zabronione! טדאוש
19 maja 2011, 12:39
Re: Polityka i politycy
Platformersy listy piszą
Jak na członków partii, która wzywała, by nie robić polityki, działacze Platformy zachowują się dziwnie i niepokojąco. Nastał czas układania list wyborczych.
- Nie róbmy polityki, ale spółdzielnia ministra Grabarczyka rządzi i dzieli, a młoda posłanka, która wręczyła mu bukiet za zapaść na kolei, będzie na swojej liście „jedynką”. - Nie róbmy polityki, ale marszałek Schetyna chce szybko rozmawiać o zmianach na listach, bo się ludzie w terenie skarżą. - Nie róbmy polityki, ale poseł Mężydło żali się przed kamerami, że wpisano go zbyt nisko w stosunku do jego oczekiwań. - Nie róbmy polityki, jednak poseł Gowin z trudem powstrzymuje gniew, gdy mówi o duszeniu w PO frakcji konserwatywnej. - Nie róbmy polityki, chociaż wicemarszałek Niesiołowski już przygotował kolejną po „ośmiu kulach od Ryszarda C.” baśń o dobrej Bożence z jego okręgu, z którą umówił się, że raz ona będzie pierwsza na liście, raz on, i w tym roku wypadło akurat na nią. - Nie róbmy polityki, to w końcu nic dziwnego, że pół setki działaczy PO przechodzi do PJN na znak rozpaczy wywołanej pominięciem na liście wyborczej kilku osób. - Nie róbmy polityki, wycinajmy swoich, tak jak szef Platformy małopolskiej - poseł Raś wycina z listy szefa Platformy krakowskiej - posła Gibałę, który głosował przeciwko cięciom Grabarczyka w budowie dróg, a poza tym jest siostrzeńcem Gowina. - Nie róbmy polityki, to tylko poseł Węgrzyn domaga się łaski i miłosiernego wpisania go na listę na ostatnim miejscu. „Nieźle to sobie wymyślił – mówi inna posłanka PO Śledzińska-Katarasińska – przecież ostatnie miejsce ma wagę pierwszego!”. - Nie róbmy polityki, ale rzecznik PO Tyszkiewicz będzie się odwoływał, podobnie jak wielu innych. - Nie róbmy polityki, ale prezydent Komorowski uważa, że nie ma co dyskutować o konkretnych rozwiązaniach w kwestii emerytur, bo dziś mamy „czas wyborów”. Dyskusji nie będzie w też w kwestii remontu foyer przy gabinecie ministra środowiska. Bo środowisko ministra Kraszewskiego nie widzi w tym niczego zdrożnego, że ogłosił właśnie przetarg na osiem sof i full wypas, żeby mieć ładnie. - Nie róbmy polityki, ale Samorządowy Menedżer Roku, wójt gminy Kleszczów – Kazimiera T. wychwalana przez popierającą ją Platformę zostaje zatrzymana przez CBA, w związku z podejrzeniem nielegalnego handlu ziemią, z którego wyszło „na czysto” ponad 5 mln złotych, a być może dojdą do tego dziesięcioletnie wczasy. - Nie róbmy polityki, bo przykład idzie z góry. A góra robi szopkę z transferami i byciem w kilku miejscach jednocześnie, by we wszystkich bić pianę na ciasto, które nigdy nie wyrośnie.
Góra robi sobie żarty z wyborców, najpierw wykluczając miliony ludzi, a potem powołując ministra, który ma się nimi zająć. Góra robi cyrk ze stadionami i wlepianiem mandatów za antyrządowe transparenty, robi kolejne akcje medialne, sztuczny dym z raportem Millera i różne rzeczy na literę „p”, ale polityki na pewno nie. Jak łatwo się domyślić, żeby dostać się do Sejmu pod taką górą, trzeba udowodnić, że nie robi się polityki jeszcze bardziej niż kolega z ławy obok. Ludzie, zejdźcie z drogi, platformersy listy piszą!
Nie masz wystarczających uprawnień, aby zobaczyć pliki załączone do tego postu.
19 maja 2011, 22:35
Re: Polityka i politycy
Załącznik:
1305751083_by_vandongen_500.jpg
Załącznik:
1305841551_by_nitenz_500.jpg
Nie masz wystarczających uprawnień, aby zobaczyć pliki załączone do tego postu.
20 maja 2011, 22:12
Re: Polityka i politycy
____________________________________ Osiem lat podstawówki, cztery liceum, potem pięć - bite! - studiów, dyplom z wyróżnieniem, dwadzieścia lat praktyki, i oto mi płacą, jakby ktoś dał mi w mordę
23 maja 2011, 16:59
Re: Polityka i politycy
____________________________________ Mów otwarcie i otwarcie działaj, gdy w kraju dobre panują rządy.Otwarcie działaj, lecz mów ostrożnie, gdy rządy są złe...
23 maja 2011, 21:01
Re: Polityka i politycy
Ameryka ma powód do miłości
Podobno najsilniejszym afrodyzjakiem są pieniądze. Kruszą nawet najtwardsze serca i powodują, że brzydsza panna staje się pięknością. Jeśli to prawda, to wreszcie znaleźliśmy klucz do tego, by Amerykanie zaczęli odwzajemniać nasze uczucia - pisze Mariusz Staniszewski.
Aby jednak miłość w pełni rozkwitła, potrzebne jest skruszenie skały, konkretnie łupka, w którym schował się gaz. Amerykanie wiedzą, jak to zrobić, a my mamy skałę. Gdy związek zostanie skonsumowany obie strony będą czerpały z tego miliardy dolarów zysku. To świetny powód do tego, by związek był udany.
Pytanie, jakie dziś powinny postawić sobie elity, to czy jesteśmy na to gotowi. Bo już zaręczyny spowodują, że relacje z Niemcami przestaną być ciepłe – nawet w sferze gestów. Berlin nie będzie się przecież z założonymi rękami przyglądał, jak polski łupek powoduje, że miliardy wydane na budowę rury pod Bałtykiem zostały wyrzucone w błoto. Możemy być pewni, że Niemcy wspólnie z Francją, która ma problem z elektrowniami atomowymi, z żelazną konsekwencją będą blokowały eksploatację polskich złóż. Oba kraje mają ogromne możliwości działania – od medialno-propagandowych przez ekologiczne po brutalne naciski polityczne. Możemy być pewni, że wielu sprzymierzeńców w Europie w obronie łupka nie znajdziemy. Być może tylko wśród mniejszych sąsiadów, którzy będą chcieli uniezależnić się od dostaw Gazpromu.
Tu jednak znów pojawia się Rosja, która nieraz udowodniła, że perfekcyjnie stosuje leninowską zasadę wykorzystywania „użytecznych idiotów”. Byli nimi ekolodzy, pacyfiści i lewicujący intelektualiści nienawidzący Amerykanów. Jeśli polscy politycy chcą grać równie ostro jak konkurenci, to mogą kupować obrączkę.
Komentarze internautów: ~Clerc2011-05-25 22:00 Nie, obie strony nie będą czerpały z tego miliardów. A raczej będą, ale w proporcji 85 dla Amerykanów a 15 dla Polski - to nie Afryka, tam jest 95:5. Po to Prezydent Obama tu przyjeżdża a marchewką pewnie będzie zniesienie wiz jeszcze przed wyborami. ~lukasz2011-05-25 15:23 mając łupki, gaz oraz gazodolary możemy sie na unię wypiąć. tak jak norwegowie się wypinają od dawna. jak będą u nas amerykańskie firmy naftowe to i amerykańskie wojska się pojawią a wtedy ruscy będą nam mogli skoczyć. ~Kontemplyta2011-05-25 13:32 Re: energia atomowa wciąż bywa niebezpieczna (vide Fukushima), zatem jeśli nie chcesz przelewać krwi w krajach arabskich - co proponujesz? (Amerykanie prowadzili prace nad technologiami łupkowymi jeszcze w latach 80-ych, w czasie kryzysu OPEC-owego). ~klechy to łupki2011-05-25 08:26 ciekawy jestem jaka bedzie degradacja środowiska po łupkach zostanie pustynia ile jeszcze ZIEMIA będzie przyjazna dla człowieka . człowiek niby rozumny a zniszczy Ziemie klechy to robia systematycznie ~jazu2011-05-25 08:05 "Amerykanie wiedzą, jak to zrobić, a my mamy skałę" A ruskie wiedza jak w tym przeszkodzic, ot co.
Wpadka na wpadce - co prezydenci USA wiedzą o Polsce? Przed Barackiem Obamą Polskę odwiedziało kliku prezydentów USA. Do historii przeszły ich wpadki, związane z Polską właśnie. - Polska to kraj niezależny i autonomiczny - tak w latach komunizmu powiedział o naszym kraju Gerald Ford. Z kolei Bill Clinton pomylił nas z Czechami i Węgrami. Czy Wizyta Obamy też będzie obfitowała w dyplomatyczne wpadki? - pisze Marta Tychmanowicz w Wirtualnej Polsce. Richard Nixon i Gerald Ford przyjeżdżali do Polski tylko na bardzo krótkie wizyty, zresztą w drodze powrotnej z Moskwy. Utwierdzali tym samym radzieckich przywódców w przekonaniu, że USA godzi się na politykę ZSRR i jej dominację w Europie Środkowo-Wschodniej. Dopiero kolejni amerykańscy prezydenci wspierali Polskę w jej drodze do demokracji. Jako pierwszy, 31 maja 1972 roku, przyjechał do Polski z dwudniową wizytą Richard Nixon. Spotkał się z Edwardem Gierkiem, z którym dyskutował m.in. o przyznaniu Polsce amerykańskich kredytów. Podpisano wówczas umowy konsularne, o współpracy naukowej i wymianie handlowej. Nixon złożył wizytę w Warszawie, wracając z ZSRR, gdzie podpisał z Leonidem Breżniewem układ o ograniczeniu zbrojeń strategicznych. Do historii przeszło entuzjastyczne powitanie, jakie zgotowali warszawiacy, którzy tłumnie wylegli na trasę przejazdu Nixona.
Nie była to jednak jego pierwsza wizyta w Polsce. Jako wiceprezydent w 1959 roku, po 10-dniowej wizycie w ZSRR, zatrzymał się w Warszawie i spotkał z Władysławem Gomułką. Wówczas, z obawy przed demonstracjami, samolot z Nixonem wylądował na wojskowym lotnisku na Bemowie, zamiast na Okęciu. W 1972 roku Nixon zapowiedział, że odwiedzi Polskę jeszcze raz, obietnicy jednak nie zdążył spełnić - musiał ustąpić ze stanowiska w związku z aferą Watergate.
Miejsce Nixona zajął Gerald Ford, który odwiedził nasz kraj w roku 1975. Najwyraźniej nie był nazbyt spostrzegawczy, ponieważ rok później popełnił słynną gafę. Podczas telewizyjnej debaty z Jimmym Carterem powiedział, że Polska jest krajem "niezależnym i autonomicznym”, a dopytany o szczegóły stwierdził: - Nie ma żadnej sowieckiej dominacji w Europie Wschodniej i za rządów Forda nigdy takiej nie będzie. Z powodu tej wypowiedzi, którą przypominano często jako jedną z największych gaf w historii politycznych debat, Ford przegrał walkę z Carterem w wyścigu o fotel prezydencki w 1976 roku.
Pod koniec grudnia 1977 roku zawitał do Polski właśnie Jimmy Carter, którego bliskimi współpracownikami byli Zbigniew Brzeziński, wówczas doradca ds. bezpieczeństwa narodowego, oraz Edmund Muskie (Marciszewski), syn polskich imigrantów i sekretarz stanu w latach 1980-1981.
Wizyty Cartera, zainteresowanego prawami człowieka, gorąco wyczekiwała polska opozycja, szczególnie Ruch Obrony Praw Człowieka i Obywatela (ROPCiO). Adam Wojciechowski, redaktor wydawanych przez ROPCiO "Opinii”, wybierał się na konferencję prasową z Carterem, ale nie został na nią wpuszczony. "Jako redaktor 'Opinii' wystąpiłem o akredytację, której oczywiście nie dostałem. Jednak trzy pytania do Prezydenta złożyłem na ręce rzecznika prasowego ambasady. Prezydent Carter zaczął swoją konferencję od słów: 'Są tacy, którzy chcieli się znaleźć na tej konferencji, ale nie zostali do niej dopuszczeni. I tym odpowiem na piśmie'. W tym miejscu konferencja załamała się, bo połowa dziennikarzy poleciała do teleksów i telefonów, nadać depesze, że prezydent Stanów Zjednoczonych uznaje istnienie opozycji demokratycznej w Polsce. Dzień później w domu Kazimierza Janusza pojawił się sekretarz prasowy ambasady i zostawił kopertę z odpowiedziami Prezydenta na nasze pytania” ("Ruch Obrony Praw”, red. Mateusz Sidor, Warszawa 2007). Był to pierwszy raz kiedy amerykański prezydent udzielił wywiadu niezależnej polskiej prasie.
George Bush jako prezydent odwiedził Polskę dwukrotnie w 1989 roku oraz trzy lata później - w roku 1992.Podczas pierwszej wizyty, która przypadła na przełomowy moment w historii naszego kraju, spotkał się z Wojciechem Jaruzelskim w Warszawie oraz z Lechem Wałęsą w Gdańsku, gdzie zwiedził stocznię i zjadł obiad u Wałęsów w domu. W pamiętniku pisał: "Nie da się właściwie opisać atmosfery radości i podniecenia, jaka panowała w Gdańsku. Ulice do miasta były zablokowane, a na skwerze przed stocznią zgromadziło się jakieś 250 tys. osób. To było niezwykle wzruszające widzieć dorosłych mężczyzn i kobiety, którzy płaczą. Wszędzie widziałem przeróżne oznaki przyjaźni dla Stanów Zjednoczonych, a także flagi i transparenty z odręcznie napisanymi hasłami witającymi mnie i opisującymi przyjaźń polsko-amerykańską” (G. Bush "All the best, George Bush: my life in letters and other writings"). W czasie swojej drugiej wizyty w roku 1992 Bush senior uczestniczył m.in. w ceremonii złożenia prochów Ignacego J. Paderewskiego w krypcie Katedry Warszawskiej, które przywiózł z Nowego Jorku, gdzie kompozytor zmarł w 1941 r.
Również Bill Clinton był w Polsce dwa razy w 1994 i 1997 roku - obie jego wizyty przyjęte były bardzo entuzjastycznie. Za pierwszym razem amerykański prezydent oświadczył, że nie powinno się stawiać pytania czy rozszerzyć NATO, ale jak i kiedy to zrobić. Trzy lata później Clinton przyjechał ponownie, żeby świętować zaproszenie Polski do negocjacji w sprawie przyjęcia do Sojuszu Północnoatlantyckiego. Przemawiając na Placu Zamkowym w Warszawie, Clinton powiedział: - Witam Was, Czechów i Węgrów jako przyszłych członków NATO i sojuszników USA. Wasz los i nasza przyszłość są teraz złączone. Za naszą i waszą wolność. I dodał po polsku obietnicę sprzed trzech lat: "nic o was bez was". Rozmowy na temat NATO kontynuował w Polsce George W. Bush, który za czasów swojej prezydentury był w Polsce aż trzykrotnie: w 2001, 2003 i 2007 roku - odwiedził Warszawę, Kraków, Gdańsk i Juratę. W roku 2001 w towarzystwie sekretarza stanu Colina Powella oraz doradcy ds. bezpieczeństwa narodowego Condoleezzy Rice zabiegał o stworzenie globalnego systemu antyrakietowego. W 2003 roku Bush zatrzymał się Polsce w drodze do Rosji, dokąd to wybierał się na obchody 300-lecia Petersburga. W roku 2007 Bush junior spotkał się z Lechem Kaczyńskim - rozmawiano m.in. o zainstalowaniu w Polsce elementów tarczy antyrakietowej.
Podczas kampanii prezydenckiej w roku 2004 George W. Bush w debacie telewizyjnej z Johnem Kerrym wypowiedział zdanie, z którego śmiało się pół Ameryki. Dotyczyło Polski - podobnie jak słowa Geralda Forda - i stało się klasykiem wśród prezydenckich gaf. Kerry, zarzucając Bushowi nieudolność w walce z terroryzmem, wymienił - zapominając o Polsce - trzy kraje uczestniczące w inwazji na Irak (Stany Zjednoczone, Wielka Brytania, Australia), twierdząc, że nie była to wielka koalicja. Bush, zamiast odnieść się do meritum, powiedział: "Well, actually he forgot Poland" ("Właściwie zapomniał o Polsce"). Oczywiście polskie wojska były obecne w Iraku, jednak w kontekście tej debaty docinek Busha stał się synonimem słabych kontrargumentów, nie odnoszących się do zarzutów przeciwnika. Co przejdzie do historii z wizyty Baracka Obamy w Polsce? Czy będzie to wizyta tylko symboliczna? Czy w końcu doczekamy się konkretnych działań - np. zniesienia wiz dla Polaków?
Nie możesz rozpoczynać nowych wątków Nie możesz odpowiadać w wątkach Nie możesz edytować swoich postów Nie możesz usuwać swoich postów Nie możesz dodawać załączników