Rozmowy "nie było", a katastrofa smoleńska pół roku później tak.
____________________________________ Videtur et hoc mihi Platforninem non debere esse Poza tym uważam że Platformę należy zniszczyć /Katon starszy/
23 paź 2014, 20:11
Re: Polityka zagraniczna
Sikorski wycofuje się, ale... Tusk o rozmowie z Putinem opowiadał także prezydentowi Gruzji
Dzisiaj popołudniu Radosław Sikorski stwierdził, że zawiodła go pamięć, bo w 2008 roku w Moskwie nie było spotkania w „cztery oczy” Putina z Tuskiem. Ale czy w innej sytuacji nie było propozycji rozbioru Ukrainy?! Bo Tusk opowiadał o niej nie tylko swojemu ministrowi. Także Micheilowi Saakaszwilemu. Tymczasem szef polskiej dyplomacji ogłosił na antenie TVN24, że sprawa jest zamknięta.
Były prezydent Gruzji wspomina, że Putin w rozmowie z nim stwierdził, iż „Ukraina to nie jest kraj, to jest terytorium”. – Na kolejnym spotkaniu powiedział mi, że Krym to jest ziemia rosyjska. Następnie powiedział, że był bardzo niezadowolony z Mołdawii i że z Mołdawią coś trzeba zrobić. Powiedział mi też, że NATO nie da rady obronić krajów nadbałtyckich – opowiadał Saakaszwili na początku października na antenie TVN BiŚ.
Saakaszwili zaznaczył, że identyczną opinię Putin miał przedstawić także Donaldowi Tuskowi na jednym ze spotkań. A wie o tym z relacji premiera Polski. – Tusk powtórzył mi to. Myślał, że Putin żartował. Ale on powiedział to samo Węgrom i powiedział to samo Rumunom – wyjaśnił.
Saakaszwili wspominał, że w 2008 roku na posiedzeniu Rady Rosja-NATO w Bukareszcie Putin zaproponował polskiemu premierowi podział Ukrainy. – Powiedział Tuskowi – słuchajcie podzielimy się Ukrainą. Mówił to innym liderom – opowiadał były gruziński prezydent.
Sikorski wycofał się ze swoich rewelacji, bo „zawiodła go pamięć”. Ale okazuje się, że Tusk nie tylko z nim rozmawiał o propozycji Putina. Najbardziej zastanawiające jest, że do tej pory głosu w sprawie nie zabrał sam Donald Tusk. Jego milczenie jest chyba dość wymowne.
Tymczasem obecny szef polskiej dyplomacji Grzegorz Schetyna uważa sprawę za... zamkniętą. Minister spraw zagranicznych był dzisiaj wieczorem gościem "Faktów po Faktach" i odniósł się do popołudniowej konferencji Radosława Sikorskiego. Pojawił się w studio TVN24 po wizycie u Bronisława Komorowskiego, najwyraźniej z ustalonym "przekazem wieczora". I powtarzał wielokrotnie, że to koniec sprawy. Tylko kto w to uwierzy...
Dzisiejsze przedstawienie, jakie zaprezentował obecny marszałek Sejmu, były minister spraw zagranicznych, przesłania sedno całej sprawy. Spróbujemy je przedstawić za pomocą pytań, na które odpowiedzi nie uzyskaliśmy.
Przypomnijmy najpierw podstawowe fakty. 19 października 2014 r. „Politico Magazine” publikuje tekst o Władimirze Putinie, gdzie pojawia się wypowiedź Radosława Sikorskiego. Wypowiedź, o której dziś mówi, że nie była autoryzowana, ale nie twierdzi, że zacytowanych słów nie wypowiedział. Trzy najważniejsze tezy, informacje, jakie przekazuje Sikorski to: „Putin chciał, żebyśmy stali się uczestnikami podziału Ukrainy”, „wiemy od lat, jak oni myślą”, „Tusk wiedział, że jest nagrywany”.
W międzyczasie mieliśmy cyrk z ucieczką Sikorskiego przed dziennikarzami (czy też jak twierdzą niektórzy, potraktowaniem ich według standardów, do których sami PO przyzwyczaili) i odesłaniem do wywiadu, zamiast odpowiedzi na pytania zadane na miejscu. Następnie mieliśmy sprytną ucieczkę od tematu w wykonaniu premier Ewy Kopacz. Nagle kluczowa stała się nie treść rozmowy Tusk-Putin, a kwestia przeproszenia dziennikarzy. Swoją drogą – ta sama Ewa Kopacz, gdy chodziło o przeproszenie rodzin smoleńskich, uciekała równie szybko – tego już się nie pamięta. Pod wieczór Kopacz kolejny raz odegrała przedstawienie „Matka Ewa zmusza krnąbrnych synów do przeprosin” i Sikorski wyszedł, przeprosił dziennikarzy, znowu odesłał do wywiadu w „Wyborczej” i znowu uciekł.
Stwierdził, że „zawiodła go pamięć”, mówił o „nieautoryzowanej” wypowiedzi, ale po raz kolejny nie zaprzeczył autentyczności słów cytowanych przez Bena Judah z „Politico Magazine”.
Wracając do sedna. Warto postawić parę pytań, my postawimy 15. Nawet nie po to, by Radosław Sikorski, czy Donald Tusk na nie odpowiedzieli, bo na to chyba nie ma co liczyć, ale by zrozumieć, o co w (umyślnie spowodowanym) zamieszaniu jest najważniejsze: 1. Dlaczego Radosław Sikorski postanowił akurat teraz, po 6 latach, ujawnić fakt uwikłania polskiego rządu w niemoralną propozycję Władimira Putina? 2. Czy przypadkowo podkreśla, że Tusk po złożonej mu propozycji rozbioru Ukrainy nie zaprotestował? 3. Czy przypadkowo podkreśla, że rozmowa ta została nagrana? Skąd Sikorski ma wiedzę o nagrywaniu spotkania? 4. Sensacyjna wypowiedź Sikorskiego zbiega się w czasie z zatrzymaniami rosyjskich szpiegów i ujawnianiem kolejnych umów Unizeto. Te tematy, dzięki tym słowom zostały „przykryte”. Czy taki był cel, czy po prostu szczęśliwy dla Moskwy zbieg okoliczności? A może forma „zemsty” na polskim rządzie wykonana przez Kreml rękami Sikorskiego i sygnał: cały czas mamy na was haki? 5. Czy Sikorski, jako szef MSZ, w jakikolwiek sposób poinformował o tej propozycji urzędującego prezydenta Lecha Kaczyńskiego? 6. Jeśli tego nie zrobił: dlaczego? Czy Donald Tusk to zrobił? Jeśli nie, to dlaczego? 7. Co kierowało Radosławem Sikorskim, Donaldem Tuskiem, całym rządem i partią rządzącą, by po takiej propozycji – która staje się kolejnym potwierdzeniem trafności ostrzeżeń, jakie kierował prezydent Lech Kaczyński – iść w coraz ściślejszą współpracę z Putinem? By walczyć ze śp. prezydentem, zawsze wtedy, gdy wyrażał sceptycyzm wobec kompromisów zawieranych w relacjach z Rosją? 8. Co kierowało Sikorskim, by w marcu 2009 r. zapraszać Rosję do NATO? 9. Co kierowało Donaldem Tuskiem, by we wrześniu 2009 r. wchodzić w grę z Putinem przeciwko śp. prezydentowi, której celem były obchody katyńskie w 2010 r., zakończone tragicznie katastrofą nad Smoleńskiem? 10. Co kierowało rządem Platformy Obywatelskiej i Polskiego Stronnictwa Ludowego (przedstawiciele tych dwóch partii byli w lutym 2008 r. z Tuskiem w Moskwie) by przez wszystkie te lata w kraju i na arenie międzynarodowej przekonywać, że Putin „demokratyzuje” Rosję, jest wspaniałym partnerem, godnym zaufania? 11. Co kierowało rządem, by znając zakusy Putina względem Ukrainy i jego „szalone” pomysły imperialne, wierzyć mu 10 kwietnia 2010 r. w Smoleńsku, 13 kwietnia tego samego roku na międzyrządowym spotkaniu w Moskwie (gdzie rząd reprezentowała Ewa Kopacz)? 12. Co kierowało rządem Donalda Tuska, by przez ostatnie 4 lata w najważniejszych kwestiach śledztwa smoleńskiego ustępować Putinowi, przed czym ostrzegali Tuska również rosyjscy opozycjoniści? 13. Dlaczego raz mówi o Rosji i Władimirze Putinie: „wiemy od lat, jak oni myślą” (Politico), a raz, że "Gruzja nie była ostatecznym potwierdzeniem intencji Rosji, bo jednak w Gruzji Saakaszwili dał się sprowokować i pierwszy oddał strzały" (Wyborcza)? 14. Dlaczego NATO, Ukraina, a również polska opinia publiczna, nie zostały poinformowane o tak kluczowej propozycji Putina, a wręcz przeciwnie: po wizycie Tuska w Moskwie słyszeliśmy, jak wspaniałe tam się odbywały rozmowy? 15. Dlaczego kilka miesięcy po tej rozmowie Tusk-Putin – jak wynika z amerykańskich depesz ujawnionych przez WikiLeaks – Sikorski torpedował projekt tarczy antyrakietowej, mimo że śp. prezydent Lech Kaczyński wyrażał gotowość wsparcia rządu w tej sprawie?
Te i wiele innych pytań, to tylko wstęp do podsumowania 7 lat rządów PO-PSL, a szczególnie jego polityki zagranicznej, z naciskiem na politykę wschodnią. Jej wymownym symbolem są słowa Sikorskiego, jakie padły w opublikowanej dziś rozmowie z michnikowym szmatławcem: „W 2008 roku ta relacja brzmiała surrealistycznie”.
Rosyjski ambasador w Polsce: „Śledztwo ws. 10/04 przedłuża się, bo polscy śledczy ciągle czegoś od nas chcą”
„Chciałoby się, żeby te stosunki były lepsze” - mówi o naszych relacjach z Rosją w rozmowie z RMF FM Siergiej Andriejew, ambasador Federacji Rosyjskiej w Polsce.
Nie chciałbym natomiast określać naszych stosunków z krajami Zachodu w kategorii zimnej czy niezimnej wojny. Żadne takie określenia nie wyczerpują pełni tego obrazu i dlatego mogą być jedynie przybliżeniem. Oprócz tego są emocjonalne, a od emocji lepiej trzymać się z daleka — mówi. Andriejew zwraca także uwagę, że w obliczu zagrożenia terroryzmem płynącym z państw islamskich nie należy zawracać sobie głowy drobnymi incydentami przygranicznymi jak szkoleniowe loty. Ambasador nie widzi także rosyjskiej winy w tym, co stało się na Ukrainie.
To, co zdarzyło się na Ukrainie i wokół niej, to tragiczne wydarzenia. Niestety, są one efektem krótkowzrocznej i nieodpowiedzialnej - rzekłbym - polityki prowadzonej przez określone siły na Ukrainie, a także w innych państwach — mówi Andriejew.
Krym jest częścią Federacji Rosyjskiej. Mieszkańcy półwyspu zrealizowali swoje prawo do samookreślenia. (…) Ich wybór dotyczący powrotu w skład Federacji po tym, co wydarzyło się w Kijowie, po przewrocie państwowym, po naruszeniu fundamentalnych norm, na których zbudowano ukraińskie państwo, stał się całkowicie logiczny — dodaje.
W rozmowie poruszono także temat badania przez rosyjskich śledczych przyczyn katastrofy smoleńskiej. Ambasador zaprezentował dosyć ekscentryczną opinię, że rosyjskie dochodzenie mogłoby się toczyć szybciej, gdyby nie… ciągłe wnioski o pomoc prawną ze strony polskiej prokuratury. (…) oprócz własnego postępowania, które jest prowadzone przez rosyjskie organy śledcze, one dość długo czasu i sił tracą także na przygotowywanie odpowiedzi polskim śledczym, którzy prowadzą swoje postępowanie. Oni cały czas zwracają się do swych rosyjskich kolegów z prośbą o przedstawienie informacji, materiałów i tak dalej. To całkowicie zrozumiałe i uzasadnione, ale jest to jedna z przyczyn, które powodują, że terminy naszego śledztwa się przeciągają. Siły i środki śledczej ekipy nie są bezgraniczne i dlatego trzeba się zajmować jednocześnie śledztwem w jednym i drugim kraju — wyjaśniał ambasador Rosji w Polsce.
Niemcy nie przyznały Polakom statusu mniejszości narodowej. „Pójdziemy do Strasburga”
Mecenas Stefan Hambura poinformował nas, że MSW Niemiec odrzuciło wniosek Związku Polaków w Niemczech o przyznanie mieszkającym tam naszym rodakom statusu mniejszości narodowej. – W tej sprawie udamy się do sądu i wykorzystamy całą instancyjność niemiecką – zapowiada Hambura.
– Wniosek został złożony ponad miesiąc temu – mówi w rozmowie z portalem niezalezna.pl mec. Hambura. – Teraz dostaliśmy odpowiedź, że nie ma takiej możliwości i że sprawa ustanowienia mniejszości polskiej w Niemczech jest niemożliwa. To było do przewidzenia, ale wniosek został złożony po to, żeby rozpocząć drogę sądowa w tej sprawie – tłumaczy.
Hambura dodaje, że patrząc na całokształt niemieckiej polityki, można było przewidzieć, że Związek Polaków taką odpowiedź otrzyma. – W tej sprawie udamy się do sądu i wykorzystamy całą instancyjność niemiecką, jeśli będzie trzeba. Mam jednak taką małą nadzieję, że sądy niemieckie spojrzą na to inaczej niż niemiecki rząd – mówi mec. Hambura.
Zapowiada jednocześnie, że jeżeli sądy będą stały na takim samym stanowisku jak ministerstwo, to Związek Polaków zwróci się do Strasburga. – Trybunał Praw Człowieka czasami widzi te sprawy inaczej niż sądy krajowe – zaznacza Hambura. Według niego, strasburski trybunał może dodatkowo zastosować tzw. wykładnię rozszerzającą, która byłaby dla Niemiec niekorzystna. – Trybunał może stwierdzić przy okazji, że mniejszościami są również Turcy, Hiszpanie, Włosi i przedstawiciele innych narodowości – wyjaśnia.
Dodaje też, że propozycja Związku Polaków powinna zostać przyjęta przez Republikę Federalna Niemiec. – Ona dotyczy tylko potomków przedwojennej mniejszości polskiej w Niemczech, więc od 15 do 30 tys. osób – podkreśla.
Zauważa też, że odmowna argumentacja strony niemieckiej jest niezgodna z zasadami państwa prawa. – Jeżeli by ją przyjąć, to można by dojść do niezbyt dobrej konkluzji, a mianowicie, że Republika Federalna Niemiec podtrzymuje skutki rozporządzenia Hermanna Göringa z 27 lutego 1940 roku. Wtedy to wszelkie organizacje mniejszości zostały rozwiązane, a ich członkowie trafili m.in. do obozów koncentracyjnych, gdzie część z nich została zamordowana – podkreśla mec. Stefan Hambura.
Rzeczniczka szefowej unijnej dyplomacji to żona lobbysty Gazpromu!
Rzeczniczka nowej szefowej unijnej dyplomacji Federiki Mogherini prywatnie jest żoną lobbysty rosyjskiego monopolisty Gazpromu – ujawniło Radio Wolna Europa (RFE/RL).
Ślub Catherine Ray, rzeczniczki Mogherini, i lobbysty Thomasa Barrosa-Tastetsa miał miejsce we Francji 19 października 2013 r.
Barros-Tastets jest partnerem w firmie lobbingowej G+ z siedzibą w Brukseli. W oficjalnej biografii mężczyzna stwierdza że „doradza dużym międzynarodowym firmom energetycznym w dziedzinie stosunków publicznych”. Same „duże firmy energetyczne” nie są wymienione z nazwy, ale w mediach branżowych (m.in. „European Business Review (EBR)” z marca 2013 r.) można znaleźć informację, że Barros-Tastets jest przedstawicielem Gazpromu w sprawach publicznych w Europie. W innej notce z sierpnia 2013 r., która informuje o tym, że Barros-Tastets został partnerem G+, podawano, że lobbysta „doradza Gazpromowi w jego kontaktach z organami ochrony konkurencji w UE.”
W unijnym „Rejestrze służącym przejrzystości” („TR”) widnieje się wykaz potwierdzający, że Gazprom Export generuje rocznie od 300 tys. do 350 tys. przychodów firmy G+. Barros-Tastets był widziany 29 października br. w towarzystwie rosyjskiego ministra energetyki Aleksandra Nowaka w Brukseli. Rosyjski urzędnik przebywał w mieście w związku z negocjacjami gazowymi z Ukrainą.
Postać samej szefowej europejskiej dyplomacji, Włoszki Frederiki Mogherini od samego początku budziła kontrowersje. Chodzi o jej łagodny stosunek wobec Moskwy. W lipcu, gdy Rosja atakowała Ukrainę, Mogherini odwiedziła rosyjską stolicę. Tam, wbrew protokołowi dyplomatycznemu, spotkała się na Kremlu z prezydentem Rosji Władimirem Putinem.
Kibice Legii odbili Donieck z rąk separatystów. Myśleli, że są w innym mieście i biją się z kibolami Kibice Legii wzięli separatystów za kiboli Metalista Charków.
Futbol nie zna granic, ale nie sądzono, że aż tak.
Legia grała w środę mecz w Kijowie z Metalistem Charków. Jak się jednak okazuje, część kibiców omyłkowo zapuściła się za bardzo na wschód Ukrainy i jeśli fakty się potwierdzą, zmieniła bieg historii.
– Chyba zdobyliśmy Donieck. Co robić? – napisał jeden z sympatyków warszawskiej drużyny na klubowym forum.
Z jego relacji wynika, że grupa około 200 fanatycznych kibiców mistrzów Polski pomyliła połączenia i trafiła na wschodnie tereny zajęte przez prorosyjskich separatystów. – Myśleliśmy, że to kibolstwo Metalista wita nas na stacji, więc bez zastanowienia poszliśmy w tan - opisuje Ted1970.
Na starciach na stacji kolejowej się nie skończyło. – Ciągle napływali nowi frajerzy, a my nie mogliśmy się zatrzymać. Ani się obejrzeliśmy, a znaleźliśmy się na jakimś placu, gdzie doszło do ostatniego, wygranego boju. To tam dowiedzieliśmy się od wiwatującego tłumu, że to nie Kijów, a jakiś Donieck – wyznaje krewki kibic.
Jeśli te informacje się potwierdzą - i nie okaże się na przykład, że chodzi o jeszcze inne miasto - wyczyn kibiców znacząco naruszy równowagę w regionie. Ci jednak mają też inne zmartwienia.
– Donieck Donieckiem, ale jak tam dziś grał Vrdoljak? – pyta Ted, który na zdjęciu profilowym pozuje przy transporterze opancerzonym zaparkowanym obok wzmacnianej przez postacie w zielonych szalikach barykadzie.
Pomysł na ten tekst pochodzi od Czytelnika Paweł Andrzej J.
To jest ASZdziennik. Wszystkie cytaty i wydarzenia zostały zmyślone.
____________________________________ Videtur et hoc mihi Platforninem non debere esse Poza tym uważam że Platformę należy zniszczyć /Katon starszy/
19 lis 2014, 23:17
Re: Polityka zagraniczna
2 mln Polaków przyjadą z Wysp na drugą turę wyborów. "Za nic nie chcemy przepuścić tej beki"
Brytyjczycy biją na alarm.
Czego nie zdziałały szumnie zapowiadane programy zachęcające emigrantów do powrotu do Polski, w trzy dni udało się instytucjom odpowiedzialnym za przebieg wyborów samorządowych.
Jak informują brytyjskie media, nawet 2 miliony naszych rodaków może wrócić do kraju, by skorzystać z prawa wyborczego w drugiej turze wyborów. – Za nic nie chcę przepuścić tej beki – mówi "Guardianowi" Tomek, który specjalnie na tę okazję zawiesił procedurę zmiany obywatelstwa. Inni rozmówcy wśród motywacji wymieniają chęć udziału w "tworzeniu historii", "konieczność zobaczenia tego na własne oczy" czy "pomoc w realizacji ideałów anarchizmu".
Choć to świetna wiadomość dla walczącej z niską frekwencją polskiej demokracji, brytyjski rząd obawia się, że części wyjeżdżających znowu się w Polsce spodoba. – Niech "dla beki" zostanie w kraju co drugi – miał powiedzieć David Cameron na specjalnie zwołanym posiedzeniu rządu. – A będziemy tu mieli taką recesję, że nawet leśne dziadki nam nie pomogą.
To jest ASZdziennik. Wszystkie cytaty i wydarzenia zostały zmyślone.
Groźby Donka zaczynają się spełniać. Jak 2 mln Polaków wróci z emigracji to bezrobocie skoczy do 23%! Do tylu do ilu został podniesiony "tymczasowo na czas kryzysu" VAT.
____________________________________ Videtur et hoc mihi Platforninem non debere esse Poza tym uważam że Platformę należy zniszczyć /Katon starszy/
Ostatnio edytowano 21 lis 2014, 21:13 przez Badman, łącznie edytowano 1 raz
21 lis 2014, 21:12
Re: Polityka zagraniczna
Putin uciekał z Australii ośmieszony. Nawet miś koala go nie polubił.
Być może prezydent Rosji jechał na szczyt G20 z przekonaniem, że jego izolacja na świecie się zakończony. Szybko został wyprowadzony z błędu. A zdjęcia ze spotkania w australijskim Brisbane pokazują, że został ośmieszony. Nic dziwnego, że tak szybko uciekł do Rosji.
Już początek wizyty pozwalał sądzić, że Putin może spodziewać się chłodnego przyjęcia. Na lotnisko pofatygował się bowiem jedynie wiceminister obrony Australii. Nikt poza tym. Ale to był dopiero wstęp, do pokazania Putinowi, że jest nieakceptowany i niemile widziany.
Symboliczne jest "rodzinne zdjęcie" przywódców państw. Putin został wygoniony na bok towarzystwa i dobitnie pokazuje to jego obecną pozycję. Na szarym końcu.
Podobnie został potraktowany podczas innych spotkań, gdy premierzy lub prezydenci unikali jego towarzystwa.
A fotografia przy restauracyjnych stoliku nie wymaga żadnego komentarza.
Mina Putina mówi wszystko - tak ostentacyjnego lekceważenie podczas pobytu w Australii na pewno nie spodziewał się. I obrażony wyjechał.
Złośliwy okazał się nawet miś koala. Rzekomo specjalnie tresowany, aby być miły zwierzątkiem, wściekł się po kontakcie z Putinem. Wbił mu pazury.
Nie masz wystarczających uprawnień, aby zobaczyć pliki załączone do tego postu.
____________________________________ Videtur et hoc mihi Platforninem non debere esse Poza tym uważam że Platformę należy zniszczyć /Katon starszy/
Ostatnio edytowano 14 gru 2014, 13:40 przez Badman, łącznie edytowano 1 raz
14 gru 2014, 13:39
Re: Polityka zagraniczna
Nie Polak, a „kaszubski Słowianin”. Tusk debiutuje w Brukseli serią wpadek
Kampanię wizerunkową Donald Tusk rozpoczął już na kilka dni przez oficjalnym objęciem stanowiska przewodniczącego Rady Europejskiej. Efekt? Zachodnia prasa przedstawia go jako… kaszubskiego Słowianina. To jednak nie wszystko. „Król Europy” nie popisał się również podczas ceremonii przekazania pełnomocnictw, kiedy wyciągnął z kieszeni spodni bursztynowe serduszko, aby podarować je swojemu poprzednikowi – Hermanowi Van Rompuyowi.
– Jestem nie tylko obywatelem Gdańska, ale również Kaszubem. Co oznacza, że jestem częścią mniejszości narodowej. Jest to około 300 tys. osób z ich własnym językiem, z ich zwyczajami – tak Donald Tusk prezentował siebie w oficjalnym wywiadzie dla telewizji Rady Europejskiej, opublikowanym na kilka dni przed objęciem przez niego stanowiska przewodniczącego. Ostatecznie jednak przyznał się również do polskości. – Jestem gdańszczaninem, jestem Kaszubem, jestem Polakiem, jestem Europejczykiem – dodał.
Mówienie Tuska o sobie, jako „Gdańszczaninie i Kaszubie”, podchwyciła zachodnia prasa. „Donald Tusk, to 57-letni kaszubski Słowianin, urodzony w mieście portowym Gdańsk. Jest on historykiem, szczególnie interesującym się postacią międzywojennego lidera Józefa Piłsudskiego” – pisze agencja informacyjna Associated Press.
Temat Gdańska Tusk przeniósł również na uroczystość przekazania pełnomocnictw. Po wymianie grzeczności, Tusk i jego poprzednik – Herman Van Rompuy, wymienili się prezentami. Tusk dostał od kolegi – dzwonek jako symbol przywództwa. Z kolei Tusk odwdzięczył sie bursztynowym serduszkiem. Sęk w tym, że aby przekazać prezent, który miał być „symbolem szczęścia”, Tusk musiał sięgnąć do… kieszeni swoich spodni. Moment ten zarejestrowały kamery (pocz. – 7 min. 10 sek.).
Portal niezalezna.pl obliczył, ile mogłyby kosztować „kieszonkowy” prezent. Wychodzi, że za tego rodzaju pamiątkę (mniej więcej 6 cm x 6 cm) można zapłacić w Gdańsku ok. 20 zł.
Jakby tego było mało, Tusk zirytował również korespondentów europejskich mediów. Nie dość, że nie doczekali się konferencji prasowej nowego szefa RE, to na dodatek nie spodobał się im wywiad z Donaldem Tuskiem, zamieszczony na stronach internetowych Rady UE.
– Jestem zdziwiona wywiadem, którego udzielił Tusk służbom prasowym Rady, a nie dziennikarzom. To jest taki clip promocyjny właściwie – oceniła hiszpańska korespondentka radia publicznego.
* * * * * * * * * * * * * * * * * * * * * * * * * Tego Platforma nie zablokuje. Sprawa wyborów i zatrzymania dziennikarzy trafi na forum PE
W czwartek, 11 grudnia, w Parlamencie Europejskim planowane jest wysłuchanie publiczne dotyczące tegorocznych wyborów samorządowych w Polsce – dowiedział się portal niezalezna.pl. W jego trakcie poruszona zostanie m.in. sprawa wyborczych nieprawidłowości, a także kwestia aresztowanych w siedzibie Państwowej Komisji Wyborczej dziennikarzy.
Przed tygodniem Grupa Europejskich Konserwatystów i Reformatorów w PE (EKR) złożyła wniosek z inicjatywy PiS, o przeprowadzenie debaty ws. „wyborów samorządowych i zagrożenia dla demokracji w Polsce”. Jednak za sprawą usilnych starań europosłów Platformy Obywatelskiej, wniosek został odrzucony (w EPP wprowadzono dyscyplinę podczas głosowania w tej sprawie).
Już następnego dnia, również z inicjatywy europosłów PiS, Grupa Europejskich Konserwatystów i Reformatorów jednogłośnie przyjęła rezolucję, w której wskazano nieprawidłowości w przebiegu wyborów samorządowych. Podkreślono też, że podczas relacjonowania protestów w Państwowej Komisji Wyborczej zatrzymana została grupa dziennikarzy wykonujących swoje obowiązki i nie biorących udziału w proteście.
W rezolucji zwrócono również uwagę na fakt przechowywania kart do głosowania w lokalach wyborczych nawet przez sześć dni bez należytego zabezpieczenia. Podkreślono także problemy związane z systemem informatycznym, takie jak brak możliwości wydrukowania protokołów przez komisje wyborcze czy zwycięstwo kandydata, który w danych wyborach nie startował. Europosłowie wskazali również na niepokojąco wysoką liczbę głosów nieważnych.
Uznając niedopuszczalność takiej sytuacji, zwłaszcza w państwie członkowskim UE, które „przyjmuje za swoją podstawę wartości demokratyczne, z których jedną z najważniejszych jest prawo do powszechnych, równych, tajnych i bezpośrednich wyborów”, autorzy rezolucji wezwali władze Polski „do ponownego, rzetelnego przeliczenia głosów, przy udziale międzynarodowych obserwatorów, w celu zapewnienia pełnej przejrzystości oraz wiarygodności całego procesu”.
Na rezolucji jednak się nie skończy. Według naszych informacji, za dziesięć dni w Parlamencie Europejskim powinno odbyć się wysłuchanie publiczne na temat wyborów. Obecnie – jak dowiedział się portal niezalezna.pl – trwa ustalanie szczegółów i składu gości. Jednak już dziś wiadomo, że głównym tematem spotkanie będzie przebieg wyborów w Polsce, sytuacja po ogłoszeniu wyników exit poll oraz zatrzymanie i proces dziennikarzy, którzy relacjonowali protest w PKW.
Czy Polacy mogą mieć powody do niepokoju? Donald Tusk ledwo wyjechał z kraju i objął unijne stanowisko, już zapowiedział, że Polska będzie musiała poświęcić część swoich interesów na rzecz Europy. Najwyraźniej, aby nieco uspokoić nastroje Tusk błyskawicznie zaczął zapewniać, że miejsce Polski w UE to „fajna rzecz”.
- Jeśli ja coś dobrze zrobię dla Europy, to będzie to też dobre dla Polski. I na odwrót. To jest moje głębokie przekonanie, a nie jakaś ideologia. Nasze miejsce w UE to jest fajna rzecz i na tym korzystamy – mówił Donald Tusk na antenie TVP Info.
Poważne powody do niepokoju daje jednak inna wypowiedź Donalda Tuska. Były premier, a teraz nowy szef Rady Europejskiej oświadczył, że Polska na rzecz Europy będzie musiała się poświęcić.
- Musimy nauczyć się wspólnie podejmować decyzje i czasami poświęcić część swoich interesów na rzecz całej Europy – tłumaczył na antenie TVP Info Donald Tusk.
Jednocześnie Tusk przekonywał, że dzięki jego nowemu stanowisku wzrośnie również pozycja Polski na arenie międzynarodowej, ponieważ jako szef Rady Europejskiej będzie on mógł „wywierać wpływ na najważniejszych europejskich polityków”
- Jeśli nie będą mnie słuchać, to zmienię robotę – ironizuje Tusk.
Pytanie tylko, czy po takich deklaracjach byłego premiera, Polakom będzie jeszcze do śmiechu...
* * * * * * * * * * * * * * * * * * * * * * * * * Pierwszy szczyt Tuska i od razu wtopa. Miał przygotować profesjonalny dokument, a wyszły prorosyjskie wypociny
W Brukseli już wiedzą kim jest Donald Tusk – kompletnie nieprzygotowanym do pracy koordynatora prac unijnych, miernym urzędnikiem. Na dodatek – określając najdelikatniej jak można - mało pracowitym.
Tusk zaliczył już wpadkę - medialną. Gdy w pewnym momencie doszło do niego, że w Brukseli nie ma obok niego milusich dziennikarzy i dziennikareczek z TVN24 i nie będzie miał mu kto słodzić, nie zorganizował konferencji prasowej. Zamiast tego wystąpił w propagandowym wywiadzie dla wewnętrznej telewizji unijnej.
CZYTAJ WIĘCEJ: Tusk w kontaktach medialnych w Brukseli chce utrzymać standard wypracowany na gruncie polskim. Ma jednak problem: tam nie króluje Tusk Vision Network
Teraz przyszedł czas na kolejną wpadkę. Były premier RP nie zauważył chyba, że w Brukseli trzeba pracować. Otóż na jutrzejszy szczyt Tusk miał przygotować dokument – plan działań i poruszane problemy. No i przygotował – czterostronicowy i bardzo słaby merytorycznie.
Katarzyna Szymańska-Borginon, korespondentka radia RMF FM od wielu lat pracująca w Brukseli dowiedziała się, że urzędnicy unijni przecierali oczy ze zdumienia oglądając te niezdarne wypociny. Były one zapowiadane jako krótkie, bo taki miał być styl nowego „prezydenta” Europy – konkretna lakoniczność.
O ile lakoniczność została zachowana, to już z konkretami gorzej. Na dodatek jedna z najważniejszych kwestii dotycząca sfery sąsiedztwa Unii Europejskiej – agresja Rosji na Ukrainę, co miało być jednym z punktów szczytu - „załatwiona” została dwoma akapitami. W nich Ukraina jak i Rosja potraktowane zostały razem, bez rozróżnienia na agresora i ofiarę agresji.
Ten właśnie aspekt – potraktowanie problemu najazdu Rosji na Ukrainę po macoszemu, bardzo dobitnie pokazuje, że Tusk jest bezwolnym narzędziem Berlina. Być może nawet Niemcy nie wymagali wprost od niego elaboratu aż tak działającego na korzyść Rosji, ale Tusk najwyraźniej próbuje zgadywać ich myśli. Red. Szymańska-Borginon w innej swojej korespondencji wskazuje na kolejny element tej samej sprawy. Ukraińcom, a prezydentowi Petro Poroszence osobiście, bardzo zależało na zaproszeniu na czwartkowy szczyt unijny. Dla kraju chcącego wyrwać się z przestrzeni rosyjskich wpływów to bardzo ważne, prestiżowe wydarzenie i pozytywny sygnał dla społeczeństwa. Nic z tego. Tusk powiedział Ukraińcom: „no” (a może „nein”?).
CZYTAJ TAKŻE: Donald Tusk na krótkim pasku Angeli Merkel? Polak nie chce zaprosić na szczyt Poroszenki, bo obawia się reakcji kanclerz Niemiec… Nie ma wątpliwości, że traktowanie „z buta” Ukraińców jest zgodne z polityką niemiecką, która woli dopieszczać Moskwę. Berlin nie może dziś tego robić zbyt otwarcie, jednak Kijowowi też nie sprzyja wiedząc, że raniłoby to „rosyjską duszę”, której komfort tak ważny jest dla niemieckich elit.
Ale od czego mają Tuska? To doskonały wykonawca brudnej, antyukraińskiej roboty. Zimny, beznamiętny „profesjonalista”.
Gdy był premierem Polski bardzo szkodził krajowi, czego gorzkie plony będziemy długo zbierać. Jednak w polityce zagranicznej paradoksalnie mógł szkodzić tylko tyle, na ile Polska jest ważnym graczem na arenie międzynarodowej. Teraz Tusk będzie mógł szkodzić polskim interesom jeszcze bardziej. Stał się bowiem realizatorem idei politycznych państwa, któremu zupełnie nie po drodze z wschodnimi interesami naszego kraju.
* * * * * * * * * * * * * * * * * * * * * * * * * Tusk w kontaktach medialnych w Brukseli chce utrzymać standard wypracowany na gruncie polskim. Ma jednak problem: tam nie króluje Tusk Vision Network
Dziennikarze pracujący w Brukseli dla zachodnioeuropejskich mediów są w szoku, gdy zobaczyli, że jedynym kontaktem „króla” Europy Donalda Tuska z mediami był jego lukrowany wywiad dla wewnątrz unijnej telewizji, powiedzielibyśmy – „zakładowej”.
Rzecz charakterystyczna, „wywiad” ten cieszył się bardzo dużą popularnością w polskich mainstreamowych mediach, wytęsknionych za ich „ukochanym przywódcą”. Na Zachodzie został mocno skrytykowany.
Jestem zdziwiona wywiadem, którego udzielił Tusk służbom prasowym Rady, a nie dziennikarzom. To jest taki clip promocyjny właściwie
— mówiła hiszpańska dziennikarka.
Jest to start trochę dziwny. Jest pewien brak przejrzystości
— dodał jeden z dziennikarzy zdumiony brakiem klasycznej konferencji prasowej, na której polityk odpowiada na serię nieznanych mu wcześniej pytań.
Ta sytuacja pokazuje jaki jest rozziew pomiędzy tym, co w Polsce ma miejsce, a jak to widzą na Zachodzie. Chyba żaden z polityków zachodnioeuropejskich nie wie, że rządząca prawie od ośmiu lat Polską partia wychowała sobie i podporządkowała media. Oczywiście te, które z łatwością i przyjemnością chciały dać się wychować i podporządkować - za reklamy spółek skarbu państwa. Rozmowy jakie przeprowadzali z Tuskiem Żakowski, Lis czy Paradowska nie mogłyby się odbyć na zachód od Odry. Tam medialna wazelina ma bardzo niską cenę.
Pora zdradzić naszym Drogim Czytelnikom pewien sekret „kuchni” medialno-politycznej. Otóż każdy z dziennikarzy, np. takiego medium jak portal wPolityce.pl, czy tygodnik „wSieci”, ale także innych – konkurencyjnych do naszych po konserwatywnej stronie, gdy dostał wreszcie w Sejmie możliwość postawienia pytania Tuskowi lub innemu politykowi PO, bardzo często spotykał się z ostracyzmem i złośliwością ze strony dziennikarzy tzw. głównego nurtu. Były to złośliwości na wskroś szczeniackie, np. syczenie, dogadywanie, głupie uwagi.
Niżej podpisany pamięta pewną konferencję z zespołem Macieja Laska przy Al. Ujazdowskich. Koleżanka z TV Republika miała serię pytań do przewodniczącego. Po którymś kolejnym siedząca w trzecim rzędzie Małgorzata Telmińska z TVN24, w ogóle nie zainteresowana pytaniami, a tym bardziej odpowiedziami Laska, zaczęła przejawiać oznaki zniecierpliwienia, kręciła głową, syczała, słowem – całym swym jestestwem mainstreamowym starała się pokazać, że solidaryzuje się z biednym, osaczonym Laskiem.
Telmińska nie zadała na konferencji ani jednego pytania. Później, na antenie telewizji, w której pracuje, można było zobaczyć Laska w krótkiej z nią rozmowie w przyjaznej, bezstresowej atmosferze. Oczywiście trudnych pytań nie było…
Takie zachowanie jak wyżej opisane jest standardem w Polsce od siedmiu lat. Widzowie być może zwrócili uwagę na zwracanie się Tuska per „wy” do gromadki dziennikarzy sejmowych. To skracanie dystansu, fraternizowanie się służyło Tuskowi m.in. do tego, aby dziennikareczki poczuły się dowartościowane „zbliżeniem” do szefa rządu i nawet nie próbowały zadać mu trudniejszych pytań.
Atmosfera „konferencji prasowych” bardzo często przypominała piaskownicę. Brakło tylko łopatek i wiaderek. „Wujek Donald” mówił wreszcie: „słuchajcie, kończymy”. Tak partia rządząca załatwiała sobie od strony medialnej m.in. problem afer: Spoufaleni „dziennikarze” nie mieli ochoty „dręczyć” szefa rządu.
Można domyślać się, że za wczorajszą „konferencją prasową” w Brukseli Tuska stał jego medialny „bodyguard”, czyli Paweł Graś. To on najprawdopodobniej podpowiedział swemu szefowi formułę, która tak dobrze działała w Polsce – minimum konkretów, maksimum lukru i taniego blichtru.
Jest jednak nadzieja, że Tusk będzie musiał w końcu zacząć odpowiadać na wszystkie pytania, nie tylko na te, jak mu się gra w piłkę. W Brukseli królowymi parkietu sal konferencyjnych będą przedstawiciele mediów, a nie dziennikareczki z Tusk Vision Network.
* * * * * * * * * * * * * * * * * * * * * * * * * Paradne! Pitera i Wałęsa na złość PiS zablokowali Via Carpathia, choć rząd wspiera inicjatywę. Nienawiść jest ślepa…
Z dużym odzewem spotkała się sprawa unijnej dotacji dla inwestycji Via Carpathia. W Parlamencie Europejskim nie udało się zgłosić petycji w sprawie dofinansowania ważnej dla Polski inwestycji drogowej. Via Carpathia nie otrzymała silnego wsparcia na forum europarlamentu. Jak informował portal wPolityce.pl, w tej sprawie bardzo złą rolę odegrali europosłowie Platformy Obywatelskiej, Julia Pitera oraz Jarosław Wałęsa.
CZYTAJ TAKŻE: Polska zdradzona przez europosłów PO. Pitera i Wałęsa zadali śmiertelny cios Via Carpathia. WIDEO
To właśnie tych dwoje polityków aktywnie zwalczali petycję ważną dla Polski.
Jestem bardzo krytyczny wobec tej petycji. Jest to petycja polityczna. Jest oczywiste, że nie wiemy zbyt wiele o tej drodze. Omawialiśmy ją podczas poprzedniej kadencji, w kwietniu 2014 roku. Po tych dyskusjach Komisja Europejska stwierdziła, że jej stanowisko jest jasno określone: że planowanie i żądanie poprawy jakości dróg leży w kompetencjach ministerstwa transportu Polski
— mówił podczas posiedzenia komisji petycji Jarosław Wałęsa.
W sukurs partyjnemu koledze przyszła Julia Pitera.
Jest to petycja polityczna. (…) Nie jest prawdą, że polski rząd nie ponosi nakładów i nie czyni starań, aby województwo podkarpackie nadrobiło zaległości, które przez lata w tym województwie narosły. Przyłączam się aby tą petycje zamknąć
— mówiła Julia Pitera.
To dzięki m.in. ich sprzeciwowi sprawa drogi prowadzącej wzdłuż wschodniej granicy Polski nie otrzymała wsparcia na forum unijnym. Politycy PO pogrzebali ten projekt!
Działania polskich polityków można określić mianem szkodzenia Polsce. Cała sprawa budzi zdumienie i wygląda jak zamiennik zrobienia na złość politykom PiSu, którzy stali za petycją ws. Via Carpathia.
Co jednak ciekawe, działania Wałęsy i Pitery to również działanie wbrew publicznym deklaracjom rządu PO-PSL! Oficjalnie resort infrastruktury i rozwoju informuje, że inicjatywę traktuje priorytetowo.
W odpowiedzi na interpretację poseł Beaty Mazurek Podsekretarz stanu w MIiR Zbigniew Klepacki zapewniał, że rząd aktywnie działa na rzecz inwestycji Via Carpathia.
W piśmie czytamy m.in.:
Budowa drogi S61 na odcinku koniec obwodnicy Augustowa - granica państwa, której ukończenie planowane jest w 2020 r. Odcinek ten został wpisany na listę podstawową projektów drogowych zgłoszonych do finansowania w ramach instrumentu Connecting Europe Facility. Ogłoszenie pierwszego konkursu w ramach CEF planowane jest na drugą połowę 2014 r. (…) Jednocześnie należy zauważyć, że aktywne zabiegi Polski w trakcie procesu modyfikacji transeuropejskiej sieci transportowej TEN-T na rzecz szlaku drogowego Via Carpatia zarówno w ramach międzynarodowej współpracy wielostronnej, jak i w relacjach z instytucjami Unii Europejskiej przyniosły wymierny efekt. Znaczna część tego projektu na fragmencie dotyczącym obszaru Polski została włączona do sieci TEN-T zgodnie z przebiegiem postulowanym przez siedem państw sygnatariuszy deklaracji Via Carpatia. Odzwierciedleniem tego są mapy drogowe sieci TEN-T stanowiące załącznik do rozporządzenia Parlamentu Europejskiego i Rady UE nr 1315/2013 z dnia 11 grudnia 2013 r. w sprawie unijnych wytycznych dotyczących rozwoju transeuropejskiej sieci transportowej i uchylające decyzję nr 661/2010/UE. (…) Fakt włączenia Via Carpatii do sieci TEN-T daje stronie polskiej możliwość ubiegania się o fundusze europejskie w celu współfinansowania niniejszego przedsięwzięcia. (…) Obecnie trwają prace nad nowym ˝Programem budowy dróg krajowych na lata 2014-2020˝ (program), w którym ujęte będą wszystkie inwestycje planowane na przyszłą perspektywę UE 2014-2020. Dokument implementacyjny do ˝Strategii rozwoju transportu do 2020 r. (z perspektywą do 2030 r.)˝ z marca 2014 r. wskazuje, które zadania na ciągach dróg ekspresowych mają szansę ubiegać się o dofinansowanie UE, czyli mogą być też ujęte w nowym programie.
Resort infrastruktury i rozwoju podczas wyboru inwestycji drogowych ma na względzie maksymalizację finansowania z funduszy europejskich projektów, które spełniają kryteria ujęte w dokumencie implementacyjnym do ˝Strategii rozwoju transportu do 2020 r. (z perspektywą do 2030 r.)˝. Z uwagi na możliwość uzyskania wsparcia inwestycji ze wspólnotowego instrumentu CEF na listę podstawową wpisano projekt S61: odcinek obwodnica Augustowa - granica państwa. Dodatkowo na listę rezerwową CEF wpisano budowę S61 na odcinku Ostrów Mazowiecka – obwodnica Augustowa.
W cytowanym piśmie resort przekonuje, że rząd poważnie traktuje inwestycję Via Carpathia, a jego model finansowania zakłada również pozyskiwanie środków unijnych. Ta sprawa jest jednoznaczna, więc sprzeciw polityków partii rządzącej jest absurdalny i niezrozumiały.
Dlaczego Pitera i Wałęsa w PE aktywnie niszczyli i atakowali petycję w sprawie budowy drogi, którą rząd chce finansować m.in. z pieniędzy unijnych? To przecież w sposób oczywisty osłabia możliwości pozyskania przez Polskę środków. Czy chodzi jedynie o niechęć do partii Jarosława Kaczyńskiego i przenoszenie na forum unijne krajowej walki politycznej? A może rząd de facto nie chce jednak budować tej drogi, a w odpowiedziach na interpelacje poselską zwyczajnie kłamie?
Sytuacja dot. Via Carpathia wydaje się absurdalna, a działanie posłów PO wygląda na przejaw ślepej zajadłości. Wygląda na to, że Julia Pitera i Jarosław Wałęsa pałając niechęcią do PiSu i jego inicjatywy zaszkodzili na unijnym forum Polsce a także rządowi swojej własnej partii. Reakcja Ewy Kopacz pokaże, czy rząd poważnie traktuje Sejm oraz plany budowy drogi, które sam formułuje.
Można jednak sądzić, że zacietrzewienie i walka z PiSem okażą się dla premier ważniejsze…
Świąteczny prezent od Ewy Kopacz dla Polaków na Ukrainie. Ewakuacja z Donbasu odwołana
Akcja ewakuacji Polaków ze wschodu odwołana – dowiedział się portal niezalezna.pl. Na 29 grudnia MSW zaplanowało ewakuację obywateli Ukrainy z kartą Polaka. Wcześniej informowaliśmy o dramatycznym apelu osób polskiego pochodzenia, mieszkających na terytoriach okupowanych przez prorosyjskich terrorystów.
Po otrzymaniu wszystkich dokumentów, potrzebnych do wyjazdu za granicę, ci ludzie mieli wyjechać do Polski. Ewakuacja osób, które posiadają Kartę Polaka, lub mogą w inny sposób potwierdzić pochodzenie polskie, miała nastąpić dzięki realizacji specjalnego programu rządu, którego ogólna wartość miała wynieść ponad 1 milion Euro.
- Blisko 100 osób skorzysta z pomocy rządu polskiego. Zostaną one ewakuowane do Polski z okupowanych terenów obwodu donieckiego i ługańskiego – mówił mediom pod koniec drugiej dekady grudnia konsul generalny RP w Charkowie Stanisław Łukasik – Polacy mieli zostać wywiezieni do końca roku z dwóch miast – Siewierodoniecka oraz Wołnowachi. Do Charkowa mieli dotrzeć 29 grudnia.
Ewakuowani z Ukrainy mieli zostać zakwaterowani w specjalnym ośrodku na północy lub południu Polski. Obiecano im, że jeżeli na przyszłość zechcą wrócić na Ukrainę, polski rząd z pewnością zapewni im taką możliwość, jeżeli zaś spodoba im się Polska, to będą mogli pozostać w kraju na zawsze.
Europejski polityk: "Układ z korporacjami był legalny"
To był pierwszy poważny wstrząs dla nowej Komisji Europejskiej, ale i ważny impuls w walce z unikaniem podatków w Europie. Międzynarodowe śledztwo dziennikarskie ujawniło, że w czasie, gdy Jean-Claude Juncker był premierem Luksemburga, ponad 300 firm podpisało układy z administracją, by płacić niższe podatki. Afera „Luxleaks” zmusiła szefa Komisji do niewygodnych tłumaczeń, a jego zespół do zwiększenia ofensywy przeciwko podatkowym oszustom.
Odpowiadając na krytykę związaną z aferą „Luxleaks” Juncker mówił, że układy z korporacjami były legalne choć - jak sam przyznał - budzą etyczne wątpliwości. Szef Komisji podkreślał także, że "tego typu praktyki istnieją w 22 państwach Unii, to nie jest specyfika luksemburska".
Eksperci zgadzają się z tym, że problem unikania podatków wykracza daleko poza terytorium Wielkiego Księstwa. - Wydaje się, że Luksemburg jest szczególnym przypadkiem, ale jest jasne, że tutaj chodzi o rywalizację między wieloma krajami. To problem dotyczący globalnego zarządzania - mówi Carl Dolan, dyrektor Transparency International w Brukseli.
Jego zdaniem, ostatni skandal może przyspieszyć unijną walkę z oszustwami podatkowymi. Na to liczy też Komisja Europejska, która zapowiedziała m.in. przedstawienie propozycji przepisów w sprawie obowiązkowej wymiany informacji o układach podatkowych.
Już w grudniu zaś Bruksela rozszerzyła śledztwo dotyczące takich praktyk na wszystkie kraje członkowskie. Komisja oczekuje, że unijne stolice przekażą jej dane firm, które cieszą się specjalnymi przywilejami. Nawet władze luksemburskie, wcześniej nie tak chętne do współpracy, obiecały, że przekażą Komisji wszystkie wymagane informacje
Unia powstała PO to aby złodziei podzielić na dwie kategorie, tych uprzywilejowanych i resztę. Uprzywiliowani to ci co kradna w kraju i wywożą za granicę np kupują wille na Florydzie za część pieniądzy z CDU dla PO bo tych pieniędzy nie ewidencjonuje się. Dlatego takiemu zlodziejowi nic nie można udowadnic bo najwyzszy dostałby czkawki a nie awans. łysy 1 stycznia 2015 13:07:30 +233 -2
Juncker przyjął tłumaczenie Sikorskiego - ja tak mało a oni więcej - Poltycy mogą robić kanty i za to jeszcze awansować. Niechby spróbował szaraczek to skórę z niego zdejmą. łysy 1 stycznia 2015 12:38:13 +358 0
dlaczego wielkie korporacje dostają ulgi i dotacje? Powód jest prosty. Taka korporację stać jest na to aby zapłacić premierowi czy ministrowi parę milionów euro łapówki i to w taki sposób aby nie zostawić śladu. Natomiast zwykły człowiek nigdy takiej łapówki nie zaoferuje. misiek 1 stycznia 2015 15:11:06 +349 -1
Donald zamiecie to pod dywan Król I 1 stycznia 2015 16:01:02 +246 -4
____________________________________ "Demokracja to cztery wilki i owca głosujące o obiedzie" R.A.Heinlein
Ostatnio edytowano 02 sty 2015, 11:28 przez kominiarz, łącznie edytowano 2 razy
02 sty 2015, 11:20
Re: Polityka zagraniczna
„Nie ma zgody” na krytykę rządu ws. ewakuacji. Schetyna tłumaczy się z obietnicy Kopacz
Minister spraw zagranicznych Grzegorz Schetyna odmawia podania nowej daty wyjazdu Polaków na Ukrainę. Obiecał, że zrobi „wszystko”, by ewakuacja zagrożonych rodaków doszła do skutku „jeszcze w styczniu”. Jak informuje Telewizja Republika, powodem zwłoki jest wyjazd Ewy Kopacz do Kijowa, zaplanowany w połowie stycznia. Sama premier, mimo że na początku grudnia chętnie występowała przed kamerami, obiecując powrót Polaków na święta - dziś nie wyszła do dziennikarzy.
Ponad dwieście osób z polskim pochodzeniem od tygodni czeka na wyjazd do kraju. Spakowane walizki, w wielu przypadkach porzucone prace i mieszkania. Tak wygląda sytuacja rodaków z Obwodów Donieckiego i Ługańskiego na Ukrainie, którym zagraża niebezpieczeństwo. – Spodziewaliśmy się tego, czekaliśmy na to. Ludzie są faktycznie przygotowani do wyjazdu. Już rozwiązali kwestie ze swoimi mieszkaniami, zwolnili się z pracy, spakowali walizki. Dokumenty, które niełatwo jest zdobyć są już przyszykowane – mówiła w rozmowie z niezalezna.pl Walentyna Staruszko z Towarzystwa Kultury Polskiej Donbasu w Doniecku.
Ostatnia data obiecanej ewakuacji to 29 grudnia. Data ta została publicznie podana na stronie Konsulatu RP w Charkowie, gdy jednak wyszło na jaw, że ewakuacji nie będzie – stronę zablokowano.
Na początku grudnia osobiście obiecała, że wyjadą do Polski przed Bożym Narodzeniem. – Nie możemy odmówić im pomocy. Decyzja w sprawie Polaków z Donbasu na Ukrainie, którzy chcą wrócić do kraju, zapadnie jeszcze przed Świętami Bożego Narodzenia – obiecała Ewa Kopacz. We wtorek, po posiedzeniu Rady Ministrów nie wyszła do dziennikarzy, wysyłając jedynie szefów MSZ i MSW. Tłumaczyli się oni z całej sytuacji, jednocześnie, ustami ministra Grzegorza Schetyny atakując tych, którzy krytykują rząd w tej sprawie. Jak stwierdził szef MSZ, „nie ma na to zgody”.
Pytany o nową datę wyjazdu, minister Schetyna poinformował, że „zrobi wszystko, żeby akcja była przeprowadzona jeszcze w styczniu”. Konkretnej daty, jak stwierdził, „nie poda ani dziś, ani w najbliższej przyszłości”, a wszystko „ze względu na bezpieczeństwo”. Jedyne czego dowiedzieli się dziennikarze na konferencji prasowej, to czas pobytu w Polsce, jaki dla rodaków planuje ministerstwo spraw wewnętrznych. – Pobyt w ośrodku, poświęcony na adaptację i unormowanie ścieżki prawnej, potrwać powinien do sześciu miesięcy – mówiła na konferencji prasowej szefowa MSW, Teresa Piotrowska, zapewniając, że „zabezpieczenie poczucia bezpieczeństwa” rodaków, to jeden z priorytetów jej działalności. – Potrzebna jest dokumentacja medyczna i szkolna – tak Piotrowska tłumaczyła zawieszenie ewakuacji z obszarów wojennych, dodając, że „podchodzi do tego zadania z entuzjazmem”.
Jak wyliczyły resorty Schetyny i Piotrowskiej – koszty ewakuacji i zakwaterowania Polaków z Ukrainy w Polsce na pół roku wyniosą 4 mln zł. Skąd tak ogromne opóźnienie samej ewakuacji? Według informacji Telewizji Republika, przyczyną jest planowana na połowę stycznia wizyta premier Ewy Kopacz na Ukrainę. Wyjazd Polaków miałby zostać połączony z występem medialnym szefowej rządu. Sama kancelaria premiera pytana w tej sprawie, nie zaprzecza, jednak jak poinformowała nas urzędniczka KPRM „nie ma obecnie informacji o planach takiej wizyty”.
Matthew Tyrmand o aferze wokół Radosława Sikorskiego.
"Obrzydliwe zachowanie obrzydliwego oszusta. I tak, tak wygląda oszustwo" - oburza się na Facebooku Matthew Tyrmand.
Amerykański ekonomista i publicysta odniósł się w ten sposób do doniesień "Wprost". Tygodnik ujawnił, że Radosław Sikorski płacił swojemu znajomemu ogromne sumy za konsultowanie tekstów przemówień.
"Płacenie swoim znajomym, pięniędzmi podatnika za wykonanie prostych zadań, które nie są konkurencyjną ofertą (z pewnością da się znaleźć korektora za mniej niż 19 tys. złotych). To nie jest zachowanie tych, którzy szanują głosującego, obywatela, podatnika" - oświadczył syn pisarza Leopolda Tyrmanda.
Jak dodał, każdy, kto uznaje podobne zachowanie za zgodne z prawem, też prawdopodobnie czerpie podobne korzyści. "Obrzydliwe zachowanie obrzydliwego oszusta. I tak, tak wygląda oszustwo" - podsumowuje publicysta.
Tyrmand to ekonomista i syn pisarza Leopolda Tyrmanda. Jest ponadto zaangażowany w politykę. Swojego poparcia udzielił Jarosławowi Gowinowi.
W najnowszym numerze "Wprost" ukazał się tekst, z którego wynika, że brytyjski dyplomata i zarazem znajomy Radosława Sikorskiego dostawał za konsultowanie jego wystąpień olbrzymie sumy.. Jak czytamy w tygodniku, MSZ przyznaje, że chodzi o średnio 19 tys. zł za poprawki w jednym przemówieniu. Łącznie kosztowały one ponad ćwierć miliona złotych.
"Wprost" pytał Ministerstwo Spraw Zagranicznych, czy Charles Crawford - były ambasador Wielkiej Brytanii w Polsce, a prywatnie znajomy marszałka Sejmu – pisał przemówienia dla Sikorskiego i ile zapłaciła za to polska dyplomacja. Resort odpowiedział, że wystąpienia byłego ministra zawsze miały charakter autorski, a Crawford jedynie "konsultował anglojęzyczne wersje przemówień".
"W latach 2010-2014 skonsultowanych zostało 14 wystąpień ministra Radosława Sikorskiego. Średni koszt konsultacji przemówienia wyniósł 19 tys. złotych. Zamówienia konsultacji realizowane były zgodnie z obowiązującymi przepisami" – taką odpowiedź MSZ cytuje tygodnik i wylicza, że w takim razie konsultacje u byłego ambasadora w sumie kosztowały dokładnie 266 tys. złotych.
Komentarze:
To jest najzwyklejsza kradzież budżetowych pieniędzy i ma rację pan Trymand twierdząc ,że kto to popiera -sam korzysta w podobny sposób z podobnych funduszy .Tym ,mam nadzieję ,że już zajmuje się prokuratura z urzędu. Nawet przetłumaczenie parę stron za 19 000zł jest nadużyciem .Przykład Przetłumaczenie 1 strony i napisanie następnej 1 strony odwołania formatu A 4 w języku niemieckim kosztowało mnie 120 zł bez jakiejkolwiek znajomości .porównując to musiałby przetłumaczyć i napisać co najmniej 160 stron formatu A 4 . Wystąpienie musiałoby trwać co najmniej 10 godz / 16 stron na godzinę / . Tego nawet nie da się obronić . ~Korektor
Nie wnikam w to ile płacił Sikorski, ale w sposób jego zachowania gdy ujawnia się takie rzeczy dotyczące jego.Z analizy tych zachowań wynika , ze to narcyz ,zadufany w sobie, bufon i zarozumialec.W bezczelny sposób odpowiada na zarzuty jak by mu było wolno wszystko.Oderwany od Polskiej rzeczywistości lekką ręką wydaje tyle na swoje nikomu nie potrzebne przemówienie ,ile niejeden rencista czy emeryt otrzymuje w ciągu roku.Tak w ogóle, płace parlamentarzystów powinny wynosić procentowy iloraz najniższej krajowej, a wtedy może wiedzieliby jak żyją ludzie na "dole". Po takich przekrętach kariery takich pseudopolityków powinny być zakończone z hukiem.Cwaniakowi Sikorskiemu w polityce najlepiej wyszedł płacz ,gdy odchodził z MON , innych sukcesów brak zwiń ~jupik
Radzio Sikorski to żałosny facet, pomijając już że płacił swojemu kolesiowi z państwowej kasy taką forsę, to najprawdopodobniej jeszcze był manipulowany przez tego gościa, gdyż w takim przemówieniu bardzo łatwo jest wpleść jakiś temat lub inny wyolbrzymić w ten sposób, że matołek zlecający taką robótkę może się nawet nie zorientować o tym, bo skoro nie jest w stanie sam napisać coś podobnego to tym bardziej nie jest w stanie tego ocenić. Poza tym, nasuwa się pytanie - jak Radzio skończył Oxford czyżby kupował tam (tym razem za swoje zaskórniaki) prace pisemne? Chyba teraz z Polski śmieje się pół świata, że jakiś koziołek matołek jest drugą osobą w państwie. zwiń ~Pit
Anglojezyczne wersje przemowien p, Sikorskiego mogla konsultowac jego zona amerykanka a napewno powinna corka p, Rostowskiego zatrudniona w MSZ na stanowisku do takich spraw. Tylko p. Sikorski ma nieograniczone mozliwosci szastania pieniedzmi podatnikow. MSZ napewno wyraziloby zgode na platne konsultacje zony p. Sikorskiego, napewno nie wynosloby to 19 tys.za przemowienie. Moze sie myle. Napewno nie jest w porzadku placenie za taka usluge obcemu dypomacie, kiedy w Polsce nie brakuje dobrych fachowcow. Moze konsultant byl doradca ministra ale to juz inna sprawa. zwiń ~anglista
Od kilku lat pisze ze w PO nie ma ani jednej osoby , powtarzam ani jednej osoby myślącej. kulturalnej , inteligentnej , wykształconej .. Nawet przemówienia muszą im pisać, Tuskowi pisał niejaki Ostachowicz , Sikorskiemu sprawdza Crawford raczej chyba pisze . Jednak czasami należy płacić propagandowym doradcom PO-lityków bo jak się posłucha prostackich ministrów PO bez przygotowania propagandowego to chce się ze wstydu natychmiast głowę schować w podłodze... zwiń ~WAWAR
Przeciez ,to kim jest nap[rawdę Radzio wynikalo z tzw.podsłuchow,ale porzeciez wowczas nawet włos z glowy mu nie spadł,a jeszcze dostal awans! A wiecie dlaczego ? Bo kazdy z tych,ktorzy rzadza,czy rzadzili Polską przynajmniej od 1989r.robi dokladnie to samo,czyli kradnie ,gdzie sie da ,a ze okazji ku temu jest co niemiara ,to kradną wszyscy i to czesto w tzw.majestacie prawa,ktore z takim "mozolem" tylko dla siebie przeciez stworzyli! Tak własnie wyglada to "państwo prawa" o ktorym tak czesto bredzą ci wszyscy "wybrańcy" narodu,w ktorym np.piekarza,ktory rozdawal chleb biednym i nie zaplacil od tego jeszcze VAT,aby takie Radzie mieli na podroze,fikcyjne jazdy po 100km rocznie swoim samochodem,czy tłumaczenia tych bredni(przemowień) itd.konca nie widać-puszczono tez na oczach calej Polski z torbami! Wówczas wszyscy towarzysze urzednicy tłumaczyli to przepisami prawa,a towarzysze politycy oczywiscie im wtórowali powtarzajac bez konca,ze Polska to państwo prawa i dlatego nie mozna nic z tym zrobić. Teraz macie obraz tego jak funkcjonuje ten stwor zwany państwem polskim i odpowiedz na to- dlaczego ,pomimo jednych z najwyzszych podatkow na swiecie mamy np.60% deficyt budzetowy,ktory z roku na rok kumuluje sie w ogromne ,przeszlo blilonowe już zadłużenie. PS. Mysle jednak ,ze i tym razem ten komentarz sie rowniez nie ukaże na tym forum ,no ale zobaczymy zwiń ~Realista
W 2010 roku do MSZ została zatrudniona Maya Rostowska ( córka byłego ministra finansów) - "... 23-letnia Maya Rostowska jest od dwóch miesięcy jednym z trzech doradców w gabinecie politycznym szefa MSZ. Bardzo wysokie stanowisko jak na osobę, która dopiero co skończyła studia i, jak wynika z oficjalnej informacji ministerstwa, nie posiada żadnego doświadczenia zawodowego. Piotr Paszkowski, dyrektor gabinetu Radosława Sikorskiego, mówi, że w decyzji o zatrudnieniu Rostowskiej nie widzi kumoterstwa i zaznacza, że jest ona specjalistką w zakresie języka angielskiego. Paszkowski wyjaśnia, że Radosławowi Sikorskiemu potrzebny był ekspert do redagowania jego tekstów...", to po co ..." Crawford jedynie "konsultował anglojęzyczne wersje przemówień" ? W latach 2010-2014 skonsultowanych zostało 14 wystąpień ministra Radosława Sikorskiego. Średni koszt konsultacji przemówienia wyniósł 19 tys. złotych. Zamówienia konsultacji realizowane były zgodnie z obowiązującymi przepisami" – taką odpowiedź MSZ cytuje tygodnik i wylicza, że w takim razie konsultacje u byłego ambasadora w sumie kosztowały dokładnie 266 tys. złotych Za tę samą pracę dwie osoby otrzymywały pieniądze !!!!! I w dodatku tak olbrzymie z kasy podatnika. SKANDAL!!! ~Polak
Wiecie co kochani.Tak sobie myślę,ze to nie ma co rozprawiac na temat tego towarzystwa,które nazywa siebie rządem,parlamentem itp.Przecież to są osobnicy,żyjący w innych światach,niz nasz.Nie jest dla nikogo tajemnicą,że żyjemy w kraju ,w którym prawnicy niszczą sprawiedliwość,rządy niszczą wolność i godność swojego narodu/pracodawcy/,glowne media niszczą informacje itd,itd.Dlatego też myslę,ze nie ma co poświecać nasze cenne emocje i czas temu towarzystwu.Lepiej my tzw.zwykli ludzie zacznijmy się nawzajem szanować,wspierać,kochać siebie,nasze rodziny,sąsiadów i nieznajomych mijanych na ulicach.A wybory niebawem.Wtedy mamy możliwość sie wykazać.Pozdrawiam wszystkich gorąco kochani. ~babcia Polka
Kochani skarbowcy - Was by wy....li na zbity pysk za promil tego co zrobił dotąd ten bufon z Chobielina. "Dotąd" - bo na razie wiemy tylko tyle. A ile jeszcze się dowiemy?
Nie masz wystarczających uprawnień, aby zobaczyć pliki załączone do tego postu.
____________________________________ "Demokracja to cztery wilki i owca głosujące o obiedzie" R.A.Heinlein
06 sty 2015, 18:20
Re: Polityka zagraniczna
Arabek Ahmed
Arabek Ahmed w Paryżu mieszka Głowę ci uciąć chce ten koleżka
Ostrzy maczetę przez całe ranki Czyta z Koranu co lepsze wzmianki
O tym co robić ma z niewiernymi Gdy na ulicy spotka blond w mini
Dobrze, że Ahmed z islamistami Nie chodzi tutaj do szkoły z nami
A gdy ze szkoły do domu wraca Bomby buduje - to jego praca
Aż mama krzyczy Ahmed łobuzie Gdy ten dynamit chowa w swej bluzie
Mama powiada poszukaj żony Ale on w kozy wciąż zapatrzony
Lecz mamy miłość ciągle jest czysta Bo Ahmed dobry jest terrorysta
____________________________________ Videtur et hoc mihi Platforninem non debere esse Poza tym uważam że Platformę należy zniszczyć /Katon starszy/
Ostatnio edytowano 08 sty 2015, 21:48 przez Badman, łącznie edytowano 1 raz
08 sty 2015, 21:44
Re: Polityka zagraniczna
Eksperci ds. terroryzmu ostrzegają: marsz w Paryżu jest ryzykowny
Zaplanowany na niedzielę w Paryżu wielki marszu przeciw terroryzmowi i przemocy poważnie niepokoi ekspertów do walki z terroryzmem, którzy woleliby odłożyć tę manifestację ze względów bezpieczeństwa - pisze na swych stronach "Le Figaro" w piątek wieczorem. Zważywszy na to, że wiele kwestii związanych z ostatnimi wydarzeniami nie zostało jeszcze wyjaśnionych oraz ze względu na zapowiedziany udział w marszu wielu premierów i głów państw, ten hołd ofiarom zamachu na "Charlie Hebdo" byłoby lepiej odłożyć - uważa cytowany przez "Le Figaro" ekspert.
- Nie wziąłbym odpowiedzialności za to wydarzenie - mówi w rozmowie z dziennikiem jeden z najważniejszych specjalistów z Palais de Justice w Paryżu, gdzie swą siedzibę mają najwyższe instancje sądowe. - Biorąc pod uwagę kontekst ostatnich wydarzeń i to, że być może wielu podejrzanych w tej sprawie nie zostało jeszcze zidentyfikowanych, jestem zdumiony decyzją o utrzymaniu (niedzielnego) terminu manifestacji. Byłoby chyba rozsądniej odłożyć to wydarzenie o kilka dni - mówi rozmówca "Le Figaro".
Eksperci obawiają się, że jakaś osoba należąca do komórki terrorystycznej, która zorganizowała atak na "Charlie Hebdo" może zdecydować się w niedzielę na coś w rodzaju "ataku honorowego" - pisze paryski dziennik
Ewa Kopacz jedzie do Francji. Weźmie udział w marszu
Premier Ewa Kopacz udaje się w niedzielę do Paryża, aby wziąć udział w marszu przeciw terroryzmowi i przemocy, organizowanym po zamachu w redakcji francuskiego tygodnika "Charlie Hebdo" - poinformowało Centrum Informacyjne Rządu.
Módlmy się za panią premier, aby nie spotkała na swojej drodze jakiegoś Ahmedka Arabka. Bo będziemy mieli, nie daj Boże, dwa pogrzeby dwóch premierów jednocześnie.
A jak pojedzie jeszcze nie daj Bóg i Prezydent Europy to może nawet i trzy!
____________________________________ "Demokracja to cztery wilki i owca głosujące o obiedzie" R.A.Heinlein
Nie możesz rozpoczynać nowych wątków Nie możesz odpowiadać w wątkach Nie możesz edytować swoich postów Nie możesz usuwać swoich postów Nie możesz dodawać załączników