Nie masz wystarczających uprawnień, aby zobaczyć pliki załączone do tego postu.
29 paź 2010, 19:54
Polityka i politycy
Zmarnowane szanse
Jest obojętne, gdzie przebywa premier ? w Sejmie, w kancelarii w Alejach Ujazdowskich czy na boisku. Skutek jest taki sam. Nieudolność nadal potrzebuje alibi ? twierdzi filozof społeczny
Ostre konflikty nie są czymś nowym w polskiej polityce. Od początku III RP kwestionowano jej akt założycielski i odmawiano miejsca w polskiej polityce tym, którzy to czynili. Potem była wojna na górze. Kontrowersje wzbudzała prezydentura Lecha Wałęsy. Padały zarzuty o zdradę i o "oszołomstwo", o szykowanie zamachu stanu, zwalczano teorie spiskowe ? tym większe było potem zdziwienie Maleszką, ks. Czajkowskim i książką Sławomira Cenckiewicza i Piotra Gontarczyka.
Także lata 2005 ? 2007 były czasem ostrego sporu. Twierdzono, że Jarosław Kaczyński rządzi przez konflikty. Rzeczywiście, nie jest i nie był on politykiem nastawionym na łagodzenie sporów lub zamazywanie różnic. Ale najpierw to nie Platforma Obywatelska, która przecież z początku chciała zrealizować taki sam program jak PiS, była głównym przeciwnikiem, lecz różne grupy społeczne, przede wszystkim elitarne, identyfikowane jako skorumpowane lub uwikłane w komunistyczną przeszłość ? korporacje prawników, lekarzy, przeciwników lustracji, funkcjonariuszy WSI. Walki toczyły się także między ówczesnymi koalicjantami.
Gdy dziś sięgamy po liczne książki opisujące "słownik IV RP", widzimy, że to wszystko była tylko przygrywka do obecnego sporu. I jest rzeczą znamienną, że nigdy nie ukazały się książki opisujące słownictwo i frazeologię III RP po jej małej nowelizacji dokonanej przez PO.
Indianie znad Wisły Wybory 2007 r. odbywały się pod hasłem zapewnienia stabilizacji, spokoju i "polityki miłości". Także te obietnice okazały się bez pokrycia. W rzeczywistości Platforma rządziła i rządzi przez konflikt. Tyle że konflikt, na którym PO oparła swoje rządzenie, ma inną naturę niż ten z lat 2005 ? 2007.
Nie jest wywołany realizacją jakiegoś politycznego projektu, który napotyka sprzeciw i opór. PO pobudziła do dość anemicznego sprzeciwu tylko związkowców ? z upadającego do końca przemysłu stoczniowego lub ze sfery budżetowej. Z najsilniejszymi grupami od razu weszła w alianse. W jej rządzeniu przez konflikt chodziło jedynie o pobudzenie emocji Polaków i skierowanie ich w odpowiednim kierunku po to, by utrzymać władzę i poparcie do czasu, kiedy Donald Tusk sięgnie po prezydenturę.
Ta filozofia rządzenia wyraziła się w wypowiedzi jednego z czołowych polityków PO, który ? jeśli wierzyć krążącej tuż po wyborach 2007 roku anegdocie ? na pytanie, co będzie dalej, miał odpowiedzieć: teraz będziemy siedzieć przy ognisku, piekąc swoją pieczeń, a Indianie będą biegali z wyciem wokoło. Rzeczywiście zaczęto traktować Polaków jak Indian. Mieli biegać tak, jak im zagrają. I to się udało.
Polityka neosaskiej gnuśności Rzuca się kość sforze, a ta prowadzona przez media biegnie w odpowiednim kierunku ? wszystko jedno, czy chodzi o kolejne zapowiedzi reform, o zmianę konstytucji, "prawybory", o inwestora z Kataru, "zieloną wyspę", dopalacze, kastrowanie pedofilów, euro w 2012 roku. Gdy następuje znudzenie, zwykle po tygodniu, rzuca się kość następną, w innym kierunku. Donald Tusk zapowiada, że rezygnuje z walki o prezydenturę, by "dokończyć" wielkie reformy, które natychmiast odwołuje po wyborze Bronisława Komorowskiego, aby skoncentrować się na "tu i teraz". Itd, itp.
Ta filozofia rządzenia została wyłożona in extenso i bez żenady w dziele "Ja, Palikot". W tych wynurzeniach, pełnych megalomanii i cynizmu, możemy przeczytać: "Po wygranej wiedziałem, że moim celem jest osłanianie Tuska, że jako premier musi mieć wolne ręce do rządzenia. Awanturę z PiS wziąłem na siebie. ? Miał pan skrupuły? ? Jako polityk żadnych".
Dalej dowiadujemy się, na czym polega polityka: "Nowoczesna polityka jest tak teatralna, aby premier miał spokój, odgrywa się spektakle, które mają odciągnąć uwagę opozycji i mediów od tego, co naprawdę robi władza". A co robi władza? W zasadzie nic ? miała tylko zarządzać i pozwalać konsumować: "Tusk... zreformował polską politykę, dostosował ją do kapitalistycznego społeczeństwa. Dał mu wolność od polityki, zakończył epokę jej prymatu, organizowania życia społeczeństwa przez politykę... Tusk zrozumiał, że oni (Polacy) są już tacy jak inne zachodnie narody: chcą wolnego czasu oraz większej konsumpcji. W tym jednym zadaniu zawiera się istota całej demokracji zachodniej... Troszkę więcej urlopu, troszkę mniej pracy, trochę dłuższe weekendy, nie raz, tylko dwa razy w roku, wakacje, drugi dom. Drugi samochód itd.".
Tyle Palikot i jego partia rozumiały ze świata, z kapitalizmu, z demokracji, z polityki. Ta polityka neosaskiej gnuśności, która wyjaśnia, skąd się wzięła dziura w finansach publicznych, nie udała się do końca, gdyż rząd okazał się skrajnie nieudolny i leniwy nawet w zarządzaniu, a zewnętrzne warunki ekonomiczne i polityczne gwałtownie się pogarszały. Nieudolność i problemy trzeba było jakoś wytłumaczyć ? tłumaczono więc tym, że przeszkadza prezydent. I nie powinniśmy zapomnieć, że wzywano do przymusowego skrócenia jego kadencji i zastąpienia go marszałkiem Komorowskim. Los chciał, że plan został zrealizowany. Rzeczywiście kadencja została skrócona o ponad pół roku. Być może o kluczowe pół roku.
Kampania ośmieszania niszczyła nie tylko autorytet Lecha Kaczyńskiego, lecz ? jak dziś widzimy ? urząd prezydenta i trwale naruszyła podstawy Rzeczypospolitej. Dziennikarze ochoczo brali w tym udział. Bez TVN Palikot & Co. byliby nikim. Prywatne koncerny medialne miały w tym interes polityczny i ekonomiczny. Ponieważ dzisiaj usilnie pracuje się nad zatarciem pamięci, twierdząc, że nie działo się nic szczególnego, proszę wpisać ten link, by przypomnieć sobie niektóre tylko wypowiedzi: http://www.wykop.pl/link/359776/polityka-milosci/.
Polała się krew Propagandzie ulega najbardziej ten, kto ją stosuje zbyt intensywnie. Rządzący, jak się zdaje, zaczęli wierzyć w to marne widowisko, jakie odgrywają dla podekscytowanej publiczności. Byli zresztą podatni na autosugestię. Nic lepiej nie oddaje mentalności obecnego premiera jak waga, jaką przywiązuje do swoich piłkarskich wyczynów. Różnica między prawdziwą polityką Władimira Putina lub Angeli Merkel a polityką Donalda Tuska jest mniej więcej tak sama jak między grą Realu Madryt lub Werderu Bremen a tym, w co bawi się na boisku polski premier, któremu podaje się piłkę, by dla poprawienia samopoczucia mógł strzelić gola.
Realny bilans pokazuje, że dziś Rzeczpospolita znowu nierządem stoi i tylko sprzyjające przez pierwsze dwa lata okoliczności pozwalały łudzić się, że jest inaczej.
Po 10 kwietnia spór o Polskę wszedł w inną fazę. Po raz pierwszy w III RP polała się krew. Nie, nie tylko w Łodzi. Krew polała się już wcześniej ? w Smoleńsku. Tam zginął prezydent, na którego prowadzono nagonkę, i który swoją polityką naraził się mocarstwu, na którego terenie zginął ? naraził się akcją ratowania Gruzji, przemówieniem na Westerplatte, całą swoją polityką wschodnią.
Sygnał alarmowy Każdy, komu na sercu leży dobro i wolność Polski, mógł na wieść o katastrofie wyciągnąć jeden tylko wniosek, i to niezależnie od bezpośrednich przyczyn katastrofy. To powinien być wielki sygnał alarmowy wzywający do zbiorowego wysiłku, do politycznej mobilizacji, do narodowych rekolekcji.
Są różne rozumienia dobra państwa, racji stanu, ale niewątpliwie jest też granica tej różnorodności. Poza nią kończy się symboliczna i ponadpokoleniowa przestrzeń Rzeczypospolitej. Otóż katastrofa smoleńska i stosunek do niej tę granicę ostro wyznacza. Kto chce uczynić ze śmierci tych 96 osób jeden z wielu wypadków, kto sądzi, że można przejść nad tą katastrofą do porządku rzeczy, ten znajduje się poza tą przestrzenią.
Dzisiaj tak zatraciliśmy poczucie rzeczywistości i wyczucie miary, że przyjmujemy jako rzecz normalną sposób, w jaki zachowuje się rząd Rzeczypospolitej po tej katastrofie i przed nią. Tymczasem jest to zachowanie, które pozwala na najgorsze przypuszczenia. Czyż nie jest rzeczą oczywistą, że premier RP powinien trwać przy zmarłym prezydencie, zadbać o jego godność, że rząd RP powinien uczynić wszystko, by śledztwo przeprowadzono energicznie, przejrzyście, by nie powstało najmniejsze nawet podejrzenie, że czegoś nie dopatrzono? To nie rodziny ofiar i opinia publiczna powinny się domagać informacji, to rząd powinien stale informować obywateli o tym, co się dzieje w tej sprawie. Tymczasem karmiono nas kłamstwami lub półprawdami.
Można było także oczekiwać, że po takim wydarzeniu obóz rządzący wystawi jakiegoś innego, neutralnego kandydata na prezydenta, który mógłby skleić to, o czym poeta pisał, że się już nie sklei. Bronisław Komorowski wypowiedziami o ślepym snajperze itd. był kandydatem zupełnie niestosownym w tej dramatycznej sytuacji, co dodatkowo potwierdził niefortunnym orędziem i innymi zachowaniami w czasie żałoby.
Oczekiwać należało, że ludzie odpowiedzialni za przygotowanie wyjazdu i bezpieczeństwo prezydenta albo podadzą się do dymisji, albo przynajmniej oddadzą się do dyspozycji premiera. Z partii rządzącej powinni odejść najbardziej zajadli naganiacze. Również koncerny medialne, gdyby miały odrobinę przyzwoitości, zdjęłyby z anteny najbardziej obelżywe programy i podziękowały za współpracę dziennikarzom naruszającym standardy itd.
Nic takiego się nie stało. Natomiast od samego początku razem z Rosjanami obarczono odpowiedzialnością za katastrofę samego prezydenta RP, a ? jak wieść głosi ? polscy dyplomaci, najwidoczniej na zlecenie centrali ? nadal propagują tę wersję na świecie.
Premier zniknął na parę godzin między Gdańskiem a Warszawą, by potem pojawiać się u boku Putina, a marszałek Komorowski natychmiast zaczął przejmować władzę, nie czekając na stwierdzenie śmierci prezydenta. "Autorytety", upodlając się do reszty, do "pojednania" ze światełkami w dłoni, a intelektualiści do walki z kultem Tanatosa, z funeralnymi ceremoniami i polskim cierpiętnictwem, z pochówkiem na Wawelu. A ponieważ pozują na oświeconych, trudno nie spytać, jaka to racjonalność, jakie doświadczenie pozwalały tak zawierzać putinowskiej władzy ? śledztwo w sprawie Kurska, ludobójstwo w Czeczenii, śmierć Litwinienki, Politkowskiej, Estamirowej, proces Chodorkowskiego? I jakimi skłębionymi myślami można zabić w sobie najprostsze ludzkie odczucia i zdrowy rozsądek?
Dzisiaj już nawet nikt nie pyta, gdzie się podziała rosyjska komisja państwowa, na czele z premierem Putinem, którą z rozgłosem powołał prezydent Miedwiediew, a Rosjanie nawet nie starają się ukryć swego lekceważenia wobec Polski. I słusznie.
Odtrącona ręka Kaczyńskiego Następna, znacznie już mniejsza szansa na narodowe pojednanie pojawiła się w kampanii prezydenckiej, gdy Jarosław Kaczyński wezwał do "zakończenia wojny polsko-polskiej". Dziś wiele mówi się o tym, że po wyborach zapomniał o tym haśle i "zmienił język". Ale jego wezwanie zostało przecież odrzucone.
Szybko wyschły łzy, atakowano Joannę Kluzik-Rostkowską i Pawła Poncyljusza, wypowiedź o prawych Polakach wywołała agresywne komentarze, oburzano się, że Jarosław Kaczyński "prowokacyjnie milczy". Premier Tusk wygłosił na konwencji PO wyjątkowo wojownicze, brutalne przemówienie. Wszyscy pamiętamy też kaberetową scenę: "Janusz, to ty?", gdy Bronisław Komorowski reaktywował Palikota, a także konwentykl w Pałacu na Wodzie.
Kolejna szansa ? znikoma ? pojawiła się po wyborach. Ale, niestety, pierwszą rzeczą, o którą się zatroszczył Bronisław Komorowski, to usunięcie kłującego go w oczy krzyża sprzed Pałacu Prezydenckiego. Jest to jedyny jego ? jak dotąd ? czyn polityczny jako prezydenta. I chyba tak już pozostanie, bo widać już wyraźnie, że rola go przerasta.
Po morderstwie w Łodzi media przez chwilę i bez entuzjazmu odegrały cyniczną tragifarsę, ale już bez troski o minimalną nawet wiarygodność. Czy można sobie wyobrazić większy cynizm, niż ubolewanie nad "językiem nienawiści" tych, którzy "pompowali" przez ostatnie lata Palikota w mediach i tych, którzy polecili mu klaskać i przytakiwać w Sali Kongresowej?
Ta zbrodnia była tylko kwestią czasu. To, że do tej pory nikt nikogo z powodów politycznych nie zamordował, wynika tylko z tego, że Polacy są wprawdzie narodem bardzo pobudliwym emocjonalnie i manipulowalnym, ale mało skłonnym do czynów ? nawet ich nienawiść wyczerpuje się najczęściej w słowach. Taksówkarz z Częstochowy sięgnął po fizyczne środki eliminacji wroga, przebijając zapałem kucharza z ASP, który także zapowiadał, że należy wyręczyć państwo i wziąć sprawiedliwość w swoje ręce.
Szybko zgodzono się, że winę za to zdarzenie ponosi sam Jarosław Kaczyński, tak jak jego brat za katastrofę smoleńską. Najbardziej umiarkowani "narratorzy" wskazywali na symetrię postaw, twierdząc, że odpowiedzialni są wszyscy, a ofiarą mógł być każdy. I ilustrowali to bogatą antologią wypowiedzi Jarosława Kaczyńskiego i jedną nieszczęsną wypowiedzią posła Adama Hofmana, który niepotrzebnie chciał się zmierzyć na brutalność z Palikotem. O systemie rządów PO dyskretnie się milczy.
Agresja, ignorancja, zacietrzewienie Tymczasem najważniejsze jest to pytanie systemowe. Pytanie, do czego PO potrzebny był Palikot i skąd bierze się agresja u ludzi, którzy dziś dysponują pełnią władzy? Dlaczego nie zajmą się rządzeniem? Dlaczego tak się boją tych, którzy ich zdaniem nie mają żadnych szans, by wygrać wybory i są w gruncie rzeczy bezsilni?
Po pierwsze, nie wychodzi im rządzenie. I w gruncie rzeczy jest obojętne, gdzie premier przebywa ? w Sejmie, w kancelarii w Alejach Ujazdowskich czy na boisku. Skutek jest taki sam. Nieudolność nadal potrzebuje alibi. Wytłumaczenie, że nie można nic zrobić w "atmosferze nienawiści" zastąpiło to, że "przeszkadza prezydent".
Agresji sprzyja też ignorancja. Jeszcze w poprzednią niedzielę mogliśmy wysłuchać audycji, w której znana dziennikarka rzucała się na posła Mariusza Błaszczaka, bo najwidoczniej nie zrozumiała słowa "republikanizm". Podobnie było z artykułem Jarosława Kaczyńskiego o położeniu międzynarodowym, który wywołał wściekły, irracjonalny atak.
Ale obecnie pojawił się jeszcze silniejszy powód lęku i fanatycznego zacietrzewienia. Sposób, w jaki obóz rządzący zachowywał się przed i po katastrofie smoleńskiej sprawia, że w oczach wielu Polaków, choć, niestety, nie większości, znalazł się on i jego zwolennicy, w tym liczne "autorytety", niebezpiecznie blisko owej symbolicznej granicy, poza którą kończy się Rzeczpospolita Polska.
Ujawniane fakty o sposobie prowadzenia śledztwa przez władze rosyjskie są kompromitujące. Tym bardziej kurczowo trzymają się swojej wersji. Film pokazujący niszczenie wraku tupolewa jest jak policzek dla wszystkich, którzy głosili zasadę bezwzględnego zaufania, oddając się na łaskę i niełaskę Putina. Dlatego muszą eliminować niewygodne programy telewizyjne, dezawuować dziennikarzy, którzy ujawniają takie fakty, dlatego muszą zamknąć usta opozycji i pacyfikować buntujących się ludzi, zastraszać księży i naukowców, zabić moralnie lub fizycznie Jarosława Kaczyńskiego. Ich fanatyzm i nienawiść wyrastają z obawy, że ten tłum, który zbierał się przed Pałacem Prezydenckim i rzucał im w twarz oskarżenia, może mieć rację.
Zdzisław Krasnodębski Autor jest profesorem Uniwersytetu w Bremie i Uniwersytetu Kardynała Stefana Wyszyńskiego w Warszawie oraz współpracownikiem "Rzeczpospolitej"
Ostatnio edytowano 29 paź 2010, 20:09 przez Nadir, łącznie edytowano 1 raz
dodałem wyróżnienia tekstu
29 paź 2010, 20:04
Polityka i politycy
Kulisy przejęcia obowiązków prezydenta przez Komorowskiego. "To wstrząsające"
Były prezydencki minister Andrzej Duda opowiedział zespołowi ds. katastrofy smoleńskiej o przejęciu obowiązków prezydenta przez Bronisława Komorowskiego 10 kwietnia. Podał, że tego dnia po południu dowiedział się o telegramie z Rosji ws. śmierci Lecha Kaczyńskiego. Szef zespołu Antoni Macierewicz relacje Dudy ocenił jako "wstrząsające".
- Oznacza to bowiem, że przyjęcie pełnienia funkcji prezydenta Rzeczypospolitej odbyło się w oparciu o decyzję pana prezydenta Miedwiediewa - powiedział Macierewicz. Po posiedzeniu poseł PiS powiedział, że zespół będzie chciał spotkać się z Lechem Czaplą, a od przebiegu tej rozmowy będzie zależało, czy będzie chciał także rozmawiać z prezydentem Bronisławem Komorowskim.
Podczas spotkania z parlamentarnym zespołem ds. katastrofy smoleńskiej Duda relacjonował, że w dniu, kiedy rozbił się prezydencki samolot 10 kwietnia przed południem dzwonił do niego m.in. szef Kancelarii Sejmu Lech Czapla, przekonując, że obowiązki prezydenta w związku z katastrofą smoleńską powinien przejąć ówczesny marszałek Sejmu Bronisław Komorowski. Duda mówił, że nie chciał się zgodzić, argumentując, że ciało prezydenta Lecha Kaczyńskiego nie zostało odnalezione, nie ma także oficjalnej noty dyplomatycznej ze strony rosyjskiej informującej o jego śmierci. (...) czytaj dalej http://wiadomosci.onet.pl/raporty/katas ... omosc.html
29 paź 2010, 20:46
Polityka i politycy
Tak posłowie wieją z Sejmu
Oto jak się skończyła październikowa ofensywa parlamentarzystów w Sejmie. W piątek natychmiast po głosowaniach wielu posłów, nie bacząc na to, że wciąż trwają obrady, chwyciło walizki i w te pędy wyjechało z Warszawy. Kolejne posiedzenie na Wiejskiej mają dopiero... za trzy tygodnie. Ale widać nie mogli się doczekać weekendu!
W kończącym się miesiącu posłowie pracowali 9 dni. Jak zapowiedział sam premier Donald Tusk (53 l.), mieli przyjąć wiele kluczowych ustaw np: dotyczących służby zdrowia. Wiele z tych przepisów jest dopiero w fazie pracy w komisjach. A posłowie rozpoczęli właśnie trzytygodniowy urlop. Kolejny raz zbiorą się w stolicy dopiero 23 listopada.
Jak widać na zdjęciach, na kolejny urlop bardzo im się śpieszyło. Bo wczoraj tuż po głosowaniach wielu z nich niemal natychmiast wyjechało. Ale każdy z nich ma oczywiście doskonałe usprawiedliwienie...
Jerzy Budnik (59 l.) z PO Pracowałem w tym tygodniu na komisjach, uczestniczyłem w obradach. Posłowie mają też pracę w terenie. W tym okresie wielu z nas zajmuje się organizacja wyborów. Nie wierzę, aby ktoś przez te trzy tygodnie miał wolne Jan Widacki (62 l.), Polskie Stronnictwo Demokratyczne Mam inne obowiązki. Musiałem polecieć do Krakowa. Miałem umówione spotkanie z Zygmuntem Baumanem
Kazimierz Kutz (81 l.), niezrzeszony Wyszedłem z Sejmu jak skończyły się głosowania. Nie widzę w tym nic złego. W tym samym czasie, z parlamentu wyszło co najmniej 200 posłów
Wojciech Mojzesowicz (56 l.), PiS Widziałem, jak wasz fotoreporter robił mi zdjęcie. Właśnie szedłem z hotelu sejmowego do Sejmu. Wyjechałem 20 minut temu. Mam ważne sprawy rodzinne... Zapomniałem powiedzieć, że jadę na spotkanie z rolnikami w Gąbinie. W domu będę dopiero około północy.
Oto jak się skończyła październikowa ofensywa parlamentarzystów w Sejmie. W piątek natychmiast po głosowaniach wielu posłów, nie bacząc na to, że wciąż trwają obrady, chwyciło walizki i w te pędy wyjechało z Warszawy. Kolejne posiedzenie na Wiejskiej mają dopiero... za trzy tygodnie. Ale widać nie mogli się doczekać weekendu!
W kończącym się miesiącu posłowie pracowali 9 dni. Jak zapowiedział sam premier Donald Tusk (53 l.), mieli przyjąć wiele kluczowych ustaw np: dotyczących służby zdrowia. Wiele z tych przepisów jest dopiero w fazie pracy w komisjach. A posłowie rozpoczęli właśnie trzytygodniowy urlop. Kolejny raz zbiorą się w stolicy dopiero 23 listopada....
O! To do zimy (22 grudnia) mają jeszcze cały miesiąc! Czyli 9 dni pracy. A znając pracowitość naszych Wybrańców możemy być pewni, że uporają się z wszystkim w try miga!
____________________________________ Nie jesteś tym, kim myślisz, że jesteś - lecz tym, kim się stajesz, gdy myślisz kim jesteś.
30 paź 2010, 10:11
Polityka i politycy
TA WŁADZA BOI SIĘ PRAWDY
"Gdy Kaczyński zachowywał milczenie w sprawie smoleńskiej, miała miejsce niezwykle agresywna wypowiedź Tuska w czasie konwencji PO, odbył się happening w wykonaniu Komorowskiego. Dzisiaj milczenie Kaczyńskiego niczego by nie zmieniło". Z prof. Zdzisławem Krasnodębskim rozmawia Paweł Paliwoda ("Gazeta Polska").
- Jak mogło dojść do morderstwa w łódzkiej siedzibie PiS? > Nie mamy jeszcze w tej sprawie pełnych informacji, co samo w sobie jest symptomatyczne.Media mówią mało i niechętnie o sprawcy i jego biografii. Ale na podstawie tego, co już wiemy, można stwierdzić, że był to mord zaplanowany, a nie chwilowy amok czy akt szaleństwa. Sprawca działał w sposób przemyślany, był do zamachu przygotowany. W gruncie rzeczy należy się dziwić, że do takiego dramatu doszło dopiero teraz. Atmosfera, jaka panuje obecnie w Polsce, skłania tego typu ludzi do podobnych czynów. Od dłuższego czasu narastała atmosfera agresji czy wręcz przyzwolenia i nawoływania do rozprawienia się z PiS. Powtarzano do znudzenia, że to Jarosław Kaczyński i jego partia są źródłem nienawiści i zła. Ważne jest szczególnie to, że państwo zrezygnowało z monopolu na stosowanie przemocy. To groźne zjawisko obserwowaliśmy już podczas wydarzeń pod Krzyżem Pamięci. Organy państwa nie reagowały na ewidentne akty agresji wobec jego obrońców, wiedząc dobrze, że regularnie tam do nich dochodzi.
- To właśnie Jarosław Kaczyński i PiS stali się w mediach głównego nurtu winowajcami tragedii łódzkiej. Czy nie ma w tych oskarżeniach odrobiny prawdy? > Pytanie podstawowe jest takie: czy i kto mówi o zasadniczych problemach dzisiejszej Polski?Jeżeli Jarosław Kaczyński milczy na przykład w sprawie smoleńskiej jak miało to miejsce w kampanii prezydenckiej atakuje się go za to, że milczy prowokująco. Gdy zaczął podejmować ten temat, spadła na niego lawina oskarżeń, że podgrzewa atmosferę nienawiści. Gdy Kaczyński zachowywał milczenie w tej sprawie, miała miejsce niezwykle agresywna wypowiedź Donalda Tuska w czasie konwencji PO, odbył się happening Janusz, to ty w wykonaniu Bronisława Komorowskiego. Dzisiaj milczenie Kaczyńskiego niczego by nie zmieniło w taktyce i działaniach liderów PO i sprzymierzonych z nimi mediów.
- Owe media twierdzą, że łączenie zamachu w Łodzi z katastrofą smoleńską jest nonsensem. > Morderstwo w Łodzi i wydarzenia przed Pałacem Prezydenckim to konsekwencje sprawy smoleńskiej.Czy będziemy bez końca czekać na wyjaśnienia strony rosyjskiej, czy będziemy się ich głośno domagać? Najlepiej jakoby czekać, aż Rosjanie coś nam prześlą, strona polska to pokornie zaakceptuje i sprawa ucichnie. A może jest tak, że pod Smoleńskiem runął majestat państwa polskiego i ujawniła się wielka słabość rządzących? Czy nie można stawiać hipotezy o zamachu zwłaszcza że strona rosyjska ewidentnie zaciera ślady w tej sprawie? Zachowanie władz w kwestii smoleńskiej jest na granicy lub nawet już poza granicą interesu i godności narodu polskiego. Jest grupa polityków i publicystów, którzy głośno to mówią. Takie jest zadanie polityka opozycyjnego i rzetelnego dziennikarza. Czy zadaniem brata zmarłego tragicznie prezydenta RP jest mówienie o tym, czy milczenie?
- Zdaniem większości socjologów i politologów, głoszących swoje tezy w mediach, Kaczyński powinien wybrać to drugie. > Czytałem właśnie wywiad ze znanym socjologiem, który formułuje pod adresem prezesa PiS ciężkie zarzuty nienawiści, agresji, fanatyzmu.Tymczasem to ten wywiad jest przykładem skrajnego fanatyzmu człowieka, który nie chce przyjąć do wiadomości elementarnych faktów. A przecież każdy mógł zobaczyć choćby w programach Misja specjalna, odważnej Anity Gargas, jak pod Smoleńskiem Rosjanie niszczą z premedytacją wrak samolotu Tu-154M. Wiemy, jak wygląda całe to tak zwane śledztwo. Teraz wspomniany socjolog, który w czasach Solidarności spektakularnie się nawrócił na chrześcijaństwo, gotów jest akceptować przemoc, a nawet mordowanie ludzi opozycji. On i wielu jemu podobnych wmówiło sobie, że Smoleńsk to zwykły wypadek, a w Łodzi doszło do wyskoku szaleńca.
- Po programach Misja specjalna, po programie mówiącym prawdę o Jaruzelskim, który po wielkich bojach został w końcu wyemitowany w TVP1, Anita Gargas została wyrzucona z pracy w telewizji publicznej.Podobnie Bronisław Wildstein. > Dla mnie to wszystko jest wstrząsającym końcem epopei Solidarności.Wielu z tych, którzy przed laty stanęli do pokojowej walki z imperium komunistycznym, do walki o wolność słowa i o obecność religii w życiu publicznym, uległo przerażającej metamorfozie. Wtedy, gdy zginął przyjaciel z opozycji, starano się wyjaśnić sprawę z narażeniem własnego bezpieczeństwa i życia. Dzisiaj ówczesny bohater, pan marszałek Borusewicz czy także wywodzący się z nurtu Solidarności pan prezydent Komorowski patronują kłamstwu.
- Czy Polska jest jeszcze państwem demokratycznym? > Niewątpliwie następuje konsolidacja całej władzy w rękach wąskiej grupy osób.Niszczy się resztki pluralizmu w mediach. Zaczynam wyczuwać atmosferę zastraszenia nawet wśród dziekanów szkół wyższych, publicystów, proboszczów. Władza boi się ujawniania niektórych niewygodnych dla siebie faktów, znajdując się w sytuacji, której logika nakazuje tłumienie wolności słowa. To powoduje ograniczanie suwerenności Polski. Musimy akceptować wszystko to, co w sprawie smoleńskiej mówią nam Rosjanie. Musimy akceptować polityczny mord. Jeszcze rok temu mieliśm
- Czy Polska jest jeszcze państwem demokratycznym? > Niewątpliwie następuje konsolidacja całej władzy w rękach wąskiej grupy osób.Niszczy się resztki pluralizmu w mediach. Zaczynam wyczuwać atmosferę zastraszenia nawet wśród dziekanów szkół wyższych, publicystów, proboszczów. Władza boi się ujawniania niektórych niewygodnych dla siebie faktów, znajdując się w sytuacji, której logika nakazuje tłumienie wolności słowa. To powoduje ograniczanie suwerenności Polski. Musimy akceptować wszystko to, co w sprawie smoleńskiej mówią nam Rosjanie. Musimy akceptować polityczny mord. Jeszcze rok temu mieliśmy do czynienia z jakimiś formami dyskursu politycznego i publicznej debaty. Obecnie nastąpił dramatyczny zwrot. Żyjemy w kraju, w którym te debaty zamarły. Niemal nikt nie kwestionuje celów polityki Władimira Putina. Takie głosy słychać jeszcze w Gazecie Polskiej czy w Naszym Dzienniku, ale już nie w Pałacu Prezydenckim, Nieborowie, mediach głównego nurtu. Polska stała się krajem zglajchszaltowanym i obezwładnionym w polityce zagranicznej. Demokracja wewnątrz Polski jest zagrożona.
- Jak w opisanym kontekście ocenia Pan rolę Kościoła? > Pamiętamy z historii, że wielokrotnie Kościół katolicki odegrał wielką, pozytywną rolę w dziejach naszego narodu.Zwłaszcza księża młodzi, niskiego szczebla w kościelnej hierarchii, angażowali się po stronie walczących o wolną Polskę. Najlepszym tego przykładem jest ks. Jerzy Popiełuszko. I dzisiaj jest wielu takich kapłanów. Choćby ksiądz Isakowicz-Zaleski. Niestety, hierarchowie Kościoła nie uporali się z problemem lustracji. Pamiętamy, jak potraktowano tego księdza, który na własną rękę próbował dociekać prawdy. To Kościół instytucjonalny zatruwa i sprawia, że łatwiej jest mu wchodzić w układ polityczny z władzą. Potwierdziła to sprawa smoleńska, w której Kościół najwyraźniej obawiał się zająć wyraźne stanowisko. Do tej pory Kościół był ostoją polskości. Ostatnio i ten fundament zaczął się kruszyć.
- A inny fundament ludzie sztuki i intelektualiści, którzy w trudnych warunkach PRL sporo zrobili dla obrony i konserwacji polskości? > Wiele osób z tego środowiska, zwłaszcza po katastrofie smoleńskiej, wpisało się w akcję pojednanie. Były to działania w stylu Władysława Bartoszewskiego czy Andrzeja Wajdy. Pytanie generalne: dlaczego wiele osób ze środowisk twórczych znalazło się po stronie tych, którzy zwalczają wartości kiedyś przez tych samych twórców bronione? Dlaczego dziś umizgują się do byłego oficera KGB Putina, a nie popierają opozycyjnego Kasparowa? Dlaczego dołączają do nagonki na Jarosława Kaczyńskiego, a nie bronią człowieka, który pozostaje w żałobie po utraconym bracie? Dlaczego śmieszą te osoby dowcipy Kuby Wojewódzkiego? W tym stanie ducha mogą zaakceptować i to, co Rosjanie robią w śledztwie smoleńskim, i mord polityczny, i polityczne procesy.
- Co będzie za rok? > Nie mogę wykluczyć, że PiS będzie już zdelegalizowany, Rzeczpospolita przejdzie w inne ręce, a jej naczelnym zostanie np.Tomasz Wołek, że do tego czasu dojdzie do jeszcze kilku głośnych politycznych morderstw na dziennikarzach czy intelektualistach popierających PiS, że niektórzy z nich mogą się pod byle pretekstem znaleźć w więzieniach to wszystko pod hasłami walki z fanatyzmem i językiem nienawiści, obrony europejskości i pluralizmu poglądów. Stopień zaślepienia i fanatyzmu elit opiniotwórczych i rządzących jest zatrważający. Normalny dla demokracji choćby był bardzo ostry spór polityczny zamiera w miejscach dla niego właściwych i przenosi się na ulice. A wtedy może dojść nawet do rozlewu krwi na większą skalę. Wówczas usłyszelibyśmy od władz i usłużnych im mediów: proszę, znowu ludzie z PiS sprowokowali dramat. Widzę trzy scenariusze na najbliższe lata. Miękka dyktatura kontynuująca obecną strategię przy sprzyjającej koniunkturze gospodarczej; potężna rewolta Polaków i rząd upadający z hukiem; wreszcie dyktatura twarda, gdyby masowe protesty udało się stłumić. Oznaczałoby to niczym już nieograniczone gwałcenie praw konstytucyjnych.
- Żeby stłumić masowe i gwałtowne protesty Polaków, należałoby je stłumić krwawo.Czy ta władza potrafiłaby strzelać do politycznie wrogiego tłumu? > Myślę, że tak. W sytuacji eskalacji agresji nie jest to wykluczone. To jest czarny scenariusz, ale niestety zupełnie wyobrażalny. Ale jest i scenariusz mniej groźny, o którym już wspomniałem. Strategia rządu obliczona na przetrwanie. Przy zręcznej propagandzie i pomyślnym zbiegu okoliczności gospodarczych ta władza może trwać jeszcze długo. Dobrze to rozumie Aleksander Kwaśniewski, jak wnoszę z wywiadu, którego niedawno słuchałem. Kwaśniewski o klasę przerasta Komorowskiego inteligencją polityczną. Nie jestem zwolennikiem Kwaśniewskiego pod żadnym względem. Nadeszły jednak czasy, gdy takie zestawienie skutkuje taką oceną. Kto by się tego spodziewał w sierpniu 1980 roku? Niestety wchodzimy w jakiś nowy, niebezpieczny okres.
Ostatnio edytowano 31 paź 2010, 10:14 przez Nadir, łącznie edytowano 2 razy
usunąłem zbędne fragmenty, dodałem formatowanie tekstu
30 paź 2010, 21:10
Polityka i politycy
1/ Tusk jak Ibisz: Odmłodzony o 20 lat! (zdjęcia)
Photoshop na froncie politycznej walki. Poznański bloger Antybohater wyjrzał rankiem przez okno swojego domu i odkrył, że z wielkiego billboardu spogląda na osiedle sam premier. Jednakże Donald Tusk na wyborczym plakacie Platformy Obywatelskiej natychmiast wydał się Antybohaterowi mocno odmieniony. Bloger czym prędzej zrobił nowemu premierowi zdjęcie i wrzucił do internetu. Pierwsze reakcje internautów są zgodne: To nie Tusk, to Ibisz!
Szef rządu najwyraźniej został potraktowany przez grafików niczym celebryta i jego twarz poddano obróbce w photoshopie. Efekt tych działań jest aż nadto widoczny. Tak wygląda Tusk na billboardzie (zobacz) A tak na zdjęciu wykonanym przez PAP (PAP, jak na razie, nie upiększa szefa rządu ? przynajmniej nie na fotografiach):
Przerobionemu Tuskowi towarzyszy kuriozalne hasło wyborcze Platformy "Nie róbmy polityki. Budujmy mosty" ? tak, jakby polityka była czymś, od czego można uciec. Ale biorąc pod uwagę dotychczasowe osiągnięcia rządu hasło powinno brzmieć: Nie róbmy polityki. Nie róbmy nic.
2/ Surowy jak Tusk: Nie pozwolił BOR-owcom grać w piłkę!
Na boisku nie ma litości. Donald Tusk z pozoru jest miłym facetem. Nie chcecie reform? Spoko, ważne jest tu i teraz. Nie chcecie cięć w pensjach? Spoko, powiększymy linię kredytowa. I tak dalej i tym podobne. Ale w zaciszu gabinetów nie ma zmiłuj: Donald Tusk rządzi Platformą twardą ręką, rozstawia "schetynowców" i ich pryncypała po kątach, ale najtwardszy tam, gdzie dzieją się najważniejsze rzeczy. Na boisku. Poseł Andrzej Halicki, zanim go uciszono, opowiadał, jak nie każdy lubi grać z Tuskiem w piłkę, bo premier lubi wygrywać, lubi strzelać bramki i biada tym, którzy wejdą mu w drogę. Dlatego niektórym zamyka w ogóle wstęp na boisko. Jak informuje "Wprost": Donald Tusk, mimo rozpowszechnionego wizerunku brata łaty, w BOR jest znany jako chłodny i zdystansowany. Nie zgodził się, by funkcjonariusze BOR grali z nim w piłkę. Zapewne trudniej byłoby strzelać bramki. I zapewne premier uznał, że ze Schetyną sam sobie jednak poradzi.
Ustępstwa wobec Unii Europejskiej, uleganie nawet najlżejszym sugestiom negującym polską politykę zagraniczną czy wewnętrzną ? były dotąd znakiem rozpoznawczym polityki rządu Donalda Tuska. Teraz wiadomo już jednak, że jest mocarstwo, którego premier boi się bardziej, niż UE. I dla zadowolenia, którego jest zdolny narazić się nawet Komisji Europejskiej.
Umowa gazowa, a dokładniej fakt, że ? choć Komisja Europejska robiła wszystko ? byśmy nie podpisywali jej w kształcie, jaki zaproponował polski rząd, to jednak Donald Tusk umowę podpisał (krytykując przy tym, co mu się często nie zdarza, ostro Komisję) ? pokazuje całkowicie jednoznacznie, że zrezygnowaliśmy już z jakichkolwiek intencji prowadzenia własnej, niezależnej od Rosji polityki zagranicznej czy wewnętrznej. A nawet mocniej, jeśli polityka UE (bo o naszych interesach w ogóle nie warto już mówić) jest sprzeczna z interesami Rosji, to Polska wystąpi jako obrońca Rosji.
A, że nie jest to przesada pokazuje najlepiej fakt, że (ustnie bądź pisemnie) premier Donald Tusk miał obiecać premierowi Władimirowi Putinowi, że choć Komisja Europejska zażyczyła sobie, by umowa gazowa kończyła się w roku 2019, to jednak Polska zgodzi się na jej obowiązywanie do roku 2045? Informację tej treści przekazały Służby Prasowe Kremla, które jednocześnie podały, że Tusk rozmawiał telefonicznie z Putinem.
Co z tego wynika dla nas (poza dość oczywistym wnioskiem, że zdecydowaliśmy się na całkowitą zależność energetyczną od Rosji)? Otóż tyle, że mamy premiera, który z jakichś powodów śmiertelnie boi się Rosji i jest skłonny obiecać jej premierowi wszystko. A także złożyć mu obietnice, które mogą nas sporo kosztować w UE. Pytanie, co takiego stało się, że Tusk bardziej boi się Rosji, niż Komisji Europejskiej i zachodnich mediów, wyraźnie odsyła nas do? 10 kwietnia 2010 roku. I oskarżenia o manię spiskową czy szaleństwo nie mogą tego przesłaniać!
Tomasz P. Terlikowski P.S. Mam nadzieję, że po następnych wyborach dowiemy się jaka Targowica łączy rudego z bolszewią.
Ostatnio edytowano 02 lis 2010, 22:31 przez Nadir, łącznie edytowano 1 raz
poprawiłem tekst
02 lis 2010, 20:20
Polityka i politycy
Załącznik:
577105.jpg
Realna władza i realna kontrola
Jeśli uznajemy, że lokalne samorządy mają sens, to bądźmy konsekwentni. Powinniśmy więc z jednej strony oddać im większą władzę, dać więcej pieniędzy z podatków, a z drugiej ? poddać bardziej wnikliwej kontroli. A także ograniczyć możliwość sprawowania rządów przez kilka kadencji po kolei przez tę samą osobę.
W wielu miejscach w Polsce burmistrzami z kadencji na kadencję zostają bowiem te same osoby. Czasem rzeczywiście radzą sobie nieźle, więc lokalne społeczności to doceniają. Ale często też niespecjalnie wybitni burmistrzowie okopują się na swoich pozycjach. Podporządkowują sobie lokalne media, dając im intratne zlecenia reklamowe, albo tworzą własne gazety i budują sieć zależności, które potem wykorzystują przy przygotowaniach do kolejnej kampanii wyborczej.
Burmistrz z takim zapleczem, na dodatek startujący w wyborach po raz trzeci, ma ogromną przewagę nad konkurentami. A jednocześnie niezmienny układ władzy stwarza setki pokus o charakterze nepotyczno-korupcyjnym. W dojrzałych demokracjach już dawno uznano, że jedyną metodą na ograniczenie tej plagi jest wprowadzenie ograniczeń w możliwości spędzania kolejnych kadencji na fotelu burmistrza czy prezydenta.
To ważne, tym bardziej że lokalna opozycja pozbawiona wsparcia niezależnych mediów jest zwykle słaba. Duże partie polityczne traktują wybory samorządowe tylko jako poligon do przygotowań przed właściwym bojem o parlament i prezydenturę. Nie starają się więc kreować silnych lokalnych liderów. Chętnie przejmują samorządy, ale niewiele w nie inwestują. Lokalne komitety zaś są zazwyczaj ubogie i trudno jest im konkurować z gigantami podsypującymi swym działaczom w ostatniej chwili pieniądze na billboardy. Gigantami ? dodajmy ? wspieranymi przez przepisy, które pozwalają zacząć partiom wcześniej kampanię wyborczą, bo to one otrzymują w pierwszej kolejności numery list wyborczych.
Przepisy dają także potężne dotacje i subwencje partiom parlamentarnym, lokalne komitety pozostawiając samym sobie. Często skazując je na porażkę. Bo jak tu na poważnie konkurować z ugrupowaniami, które na kampanie wizerunkowe wydają po 30 milionów złotych?
Nie masz wystarczających uprawnień, aby zobaczyć pliki załączone do tego postu.
03 lis 2010, 19:41
Polityka i politycy
Premier apolityczny? środa, 3 listopada 2010, 17:04 Drukuj kategoria: Polityka
W Polsce określenie, że coś jest polityczne budzi złe skojarzenia. W wyniku PRLowskich doświadczeń związki z polityką wciąż są traktowane przez dużą część społeczeństwa, jako coś hańbiącego, szczególnie, gdy są to związki z tymi niepoprawnymi partiami. Z ?politycznością? wszystkiego walczy namiętnie Platforma Obywatelska. W ramach tej walki m.in. przejęła media publiczne, zneutralizowała IPN, zniechęciła skutecznie część środowiska naukowego do zajmowania się drażliwymi tematami z historii Polski. Politycy nawet siebie nawzajem oskarżają o polityczne działania i polityczne wypowiedzi. W sposób kuriozalny walkę z politycznością postanowił prowadzić premier Donald Tusk.
W ramach kampanii promocyjnej Platformy Obywatelskiej Donald Tusk zgodził się bowiem zostać sfotografowanym. Plakaty z jego odmłodzoną twarzą zawisły w Polsce. Na nich widnieje napis: ?Nie róbmy polityki. Budujmy boiska?. Jak rozumieć to wezwanie? Czy premier liczy na przegraną w najbliższych wyborach, żeby się oddać skrywanemu skrzętnie hobby i poświęcić czas na pracę fizyczną? Czy może sądzi, że zasłużył się już na tyle Federacji Rosyjskiej, że prosto z fotela premiera zostanie powołany przez Władimira Putina na stanowisko szefa FIFA? Tak czy siak trzymam mocno kciuki, by premier Donald Tusk nie był już więcej zmuszony do robienia polityki, oby jak najszybciej. Skoro nie chce, po co ma się męczyć?
Platforma Obywatelska już wielokrotnie pokazywała swój kunszt w manipulowaniu pojęciami. Nadała nowe znaczenie ?odpolitycznieniu?, ?światopoglądowej neutralności?, ?agresji?, ?totalitaryzmowi? politycznych konkurentów, czy ?nienawiści?. Podobnie, jak pederaści zmienili skutecznie pojęcie ?tolerancji?, by znaczyła ona promocję homoseksualnych patologii, tak PO obraca wszystkie pojęcia na swoją korzyść. Okazuje się więc, że ?odpolitycznione? są te instytucje, w których pracują aktywni zwolennicy PO, ?neutralne? są zaprzyjaźnione z Platformą media, ?totalitaryzm? jest walką z patologiami istniejącymi w Polsce, a ?nienawiść? i ?agresja? to krytykowanie rządów cudotwórcy Donalda.
Zmian tych jednak nie koniec. Okazuje się bowiem, że polski premier nie zajmuje się polityką. Wzywa nawet pełen pogardy do zakończenia jej uprawniania. Wpisuje się w ten sposób w główny nurt polskiego społeczeństwa, który od polityki stroni. Wygląda więc na to, że Donald Tusk zamierza być nie tylko ?bezpartyjnym? premierem, ale również premierem ?apolitycznym?. Będzie każdym byleby społeczeństwo mu ufało, popierało i wielbiło. P.S. Cała służba cywilna jest poobsadzana na stołkach POlitycznie. Rządzą szefowie regionów PO i PSL.
03 lis 2010, 19:46
Polityka i politycy
Sensacyjne ustalenia: Ryszard C. nie był u Niesiołowskiego
Dowody zebrane przez śledczych z Łodzi, nie potwierdzają informacji, że Ryszard C. kilka godzin przed zabójstwem był w budynku przy ul. Piotrkowskiej w Łodzi, gdzie mieści się biuro poselskie wicemarszałka sejmu, Stefana Niesiołowskiego. http://wiadomosci.wp.pl/kat,1342,title, ... caid=1b2dd
____________________________________ Polak ,katolik,hetero,szczęśliwy.Wszystkie błędy stylistyczne i ortograficzne są zamierzone jakiekolwiek powielanie ich i rozpowszechnianie bez zgody jest zabronione! טדאוש
03 lis 2010, 20:24
Polityka i politycy
Kwaśniewski i Wałęsa pojednali się... w toalecie!
"Dla tak wielkich rzeczy nie ma złych miejsc i na pojednanie nigdy nie jest za późno" - tak o swoim pojednaniu z Lechem Wałęsą powiedział swego czasu Aleksander Kwaśniewski. Politycy uścisnęli sobie dłonie w dość wyjątkowej scenerii.
Jak powiedział Kwaśniewski w programie TVN "Fakty po Faktach" politycy pogodzili się po 10 latach na pogrzebie Jana Pawła II. Uścisnęli sobie dłonie w watykańskiej toalecie.
"Tak się złożyło, że spotkaliśmy się w toalecie. Akurat był tam też Włodzimierz Cimoszewicz i Tadeusz Mazowiecki, który powiedział: Cóż za piękna scena. Szkoda, że w takim miejscu. Ja odpowiedziałem wówczas: Panie premierze, dla tak wielkich rzeczy nie ma złych miejsc" - relacjonował Kwaśniewski.
Wcześniej obaj prezydenci przez długi czas nawet nie rozmawiali ze sobą. Milczenie trwało od 1995 roku, czyli od czasu, kiedy nagrano słynną debatę prezydencką. Na jej zakończenie Kwaśniewski chciał podać Wałęsie rękę, a ten mu powiedział "Panu to ja nogę mogę podać".
Sensacyjne ustalenia: Ryszard C. nie był u Niesiołowskiego
Dowody zebrane przez śledczych z Łodzi, nie potwierdzają informacji, że Ryszard C. kilka godzin przed zabójstwem był w budynku przy ul. Piotrkowskiej w Łodzi, gdzie mieści się biuro poselskie wicemarszałka sejmu, Stefana Niesiołowskiego.
Zacierają ślady?
Hotel Gołębiewski powstaje niezgodnie z przepisami. Inwestora ocalić może tylko minister kultury. Przeciw inwestycji protestują miłośnicy położonego u stóp Śnieżki kurortu i krajobrazu Sudetów. ? Gargamel, karykatura, makabryła ? nie przebiera w słowach Sławomir Lange, prezes Stowarzyszenia Ochrony Krajobrazu i Architektury Sudeckiej, określając hotel. ? On pasuje do Disneylandu, a nie do zabytkowego miasteczka.
Inwestor cieszy się za to życzliwością miejscowych samorządowców
Stowarzyszenie Ochrony Krajobrazu i Architektury Sudeckiej (SOKiAS) doniosło do inspektora nadzoru budowlanego. Powód? Hotel Gołębiewski powstaje niezgodnie z projektem.
Według pozwolenia na budowę z 2007 r. hotel miał mieć: 630 pokojów, pięć apartamentów, 100 tys. mkw. powierzchni, siedem kondygnacji, 28 metrów wysokości i dach z łupków. Tymczasem w wykańczanym budynku przybyło nie tylko pomieszczeń i powierzchni. Wysokość wzrosła do 42 metrów, a na dachu zamiast łupków leżą blacha i dachówki. Budynek "rósł" w obie strony. Od dołu dodano dwie kondygnacje. Inwestor odkopał bowiem skarpę i zamienił podziemne pomieszczenia gospodarcze na kilkadziesiąt pokojów. Wybudował też podziemny garaż na 600 samochodów.
Innego zdania jest Wojciech Kapałczyński, szef jeleniogórskiej delegatury dolnośląskigo konserwatora zabytków: ? Zbudowano obiekt niezgodny z projektem, planem zagospodarowania i naruszający walory krajobrazowe.
Kapałczyński dodaje, że był przeciwny budowaniu tak ogromnego obiektu. ? Zgodziłem się po licznych naciskach ? przyznaje Ale Gołębiewski przećwiczył już w Wiśle i Białymstoku, jak sobie poradzić w takich sytuacjach. I uprzedza: ? Za komuny wiedziałbym, gdzie pójść i jak to załatwić, ale w wolnym kraju mamy tryby odwoławcze i z tych korzystam. Władze Karpacza postanowiły nie czekać na rozstrzygnięcie przez nadzór budowlany, czy hotel narusza plan zagospodarowania. Burmistrz pod koniec ubiegłego roku przychylił się do wniosku Gołębiewskiego, by dostosować plan do budowli Powiatowy Inspektor Nadzoru Budowlanego Jacek Radwan został zawiadomiony o samowoli budowlanej na początku października. Czeka na zwrot dokumentacji inwestycji z prokuratury (przejęła ją, gdy latem na budowie doszło do katastrofy ? zawalił się mur oporowy) i zapowiada kontrolę.
O rozbieżnościach pomiędzy zapisem w planie o dopuszczalnej wysokości a jej rzeczywistą wartością dowiaduje się od "Rz". ? Burmistrz mówił mi o 30 cm, 5 metrów to poważne odstępstwo od projektu i planu zagospodarowania. Jeśli to prawda, wstrzymam budowę i na pewno nie zezwolę na odbiór budynku, choćby częściowy ? zapowiada Radwan. Ten sam nadzór budowlany, prowadząc latem kontrolę po katastrofie na budowie, nie zauważył jednak, że obiekt ma dziewięć, a nie siedem kondygnacji.
Hotel od miesiąca rekrutuje pracowników. Inwestor planował otworzyć go częściowo w połowie listopada. Dziś to jednak mało prawdopodobne. Ale Gołębiewski jest spokojny. ? Do problemów już się przyzwyczaiłem ? mówi. ? W Wiśle walczyłem z władzami latami, powalczę i w Karpaczu.
W Wiśle formalne otwarcie obiektu biznesmena do 2005 r. blokował nadzór budowlany i wojewoda śląski. Mimo to hotel funkcjonował, a ostatecznie Gołębiewski zapłacił 180 tys. zł kary. Z kolei w Białymstoku, mimo sądowego nakazu rozbiórki piętra hotelu z salami konferencyjnymi, istnieje ono do dziś. Rozbiórkę wstrzymywali kolejni wojewodowie, uznając, że obiekt spełnia ważną funkcję społeczną.
____________________________________ Rostowski: Sytuacja Polski jest imponująca
04 lis 2010, 07:44
Polityka i politycy
23 października w poznańskim Pałacu Działyńskich pod patronatem medialnym tygodnika "Nasza Polska" odbyło się ?Spotkanie ekonomiczne? zorganizowane przez Stowarzyszenie Warsztaty Idei Obywateli Rzeczypospolitej. Jego tematem była "Obecna sytuacja gospodarcza Polski".
Prelekcję wygłosił dr nauk ekonomicznych Bogusław Marzec, ekspert Fundacji Republikańskiej oraz Maciej Rapkiewicz, ekspert Instytutu Sobieskiego i Fundacji Republikańskiej w zakresie finansów. Pośród licznie przybyłych słuchaczy znaleźli się przedstawiciele świata nauki, pracownicy IPN, historycy, dziennikarze oraz poznaniacy zaniepokojeniu sytuacją ekonomiczną w Polsce.
Dr Marzec przeciwstawił szkołę ekonomii klasycznej modelowi ekonomii Keynesa. Według dr Marca, system Keynesa - preferowany głównie ze względów politycznych - polega na drukowaniu pustego pieniądza i zadłużaniu państwa bez intencji spłaty długu. ? Metody Keynesa faktycznie pobudzają popyt, lecz dzieje się to na krótką metę. W dłuższej perspektywie przynosi to fatalne skutki w postaci spowolnienia gospodarczego - mówił dr Marzec. Według niego, stymulowanie gospodarki, permanentny deficyt budżetu państwa i nieustannie powiększanie długu finansów publicznych, jest wynikiem świadomego działania polityków, którzy kierując się kalendarzem wyborczym nie podejmują decyzji strategicznych o znacznie dłuższym horyzoncie czasowym niż najbliższe wybory. Dr Marzec odniósł się także do prywatyzacji. ? Wygląda na to, że obecnie zasadniczym celem prywatyzacyjnym są wpływy do budżetu. Sprzedaje się pakiety akcji firm energetycznych, które są monopolistami na swoim terenie działalności. Z punktu widzenia odbiorcy energii elektrycznej monopol państwowy i prywatny niewiele różnią się od siebie. I jeden, i drugi wykorzystuje swoją pozycję do windowania cen. Zaniedbuje się natomiast prywatyzację setek małych i średnich przedsiębiorstw należących do skarbu państwa, które bardzo często są w złej kondycji finansowej i jedynym ratunkiem dla nich jest prywatyzacja.
Prace interwencyjne
Kolejną sprawą, która poruszył dr Marzec, jest tzw. aktywna walka z bezrobociem prowadzona przez urzędy pracy. Jego zdaniem, walka ta przyczynia się do wzrostu bezrobocia. W ramach swojej działalności urzędy pracy zajmują się wyszukiwaniem miejsc pracy, pomocą w pisaniu curriculum vitae czy pracami interwencyjnymi. Działalność w zakresie poszukiwania miejsc pracy jest zajęciem jałowym. Wygląda to tak, jakby przedsiębiorcy chowali miejsca pracy przed społeczeństwem, a urzędnicy mieli cudowne zdolności odnajdywania tych miejsc pracy. Ani od poszukiwania miejsc pracy, ani od pisania ładnego CV miejsc pracy nie przybędzie. Człowiek, który zgłosi się do urzędu pracy, będzie miał ładne CV, dostanie pracę, ale nie dostanie jej ktoś inny, komu urząd pracy nie pomógł. Wiadomo, że aby przeznaczyć pieniądze na walkę z bezrobociem, trzeba te pieniądze komuś zabrać. Urzędy pracy dostają pieniądze z budżetu państwa, a ten zabiera te pieniądze przedsiębiorcom i konsumentom. Przedsiębiorcy, którzy tworzą trwałe miejsca pracy, gdyby nie zabrać im części pieniędzy, na pewno przeznaczyliby je na zakup narzędzi czy inwestycje w zwiększenie produkcji. Walka z bezrobociem pozbawia więc przedsiębiorstwa możliwości zwiększenia produkcji towarów i usług oraz zabiera pieniądze konsumentom, którzy kupiliby te towary i usługi - przekonywał dr Marzec. Kolejną sprawą, która budzi kontrowersje, są tzw. prace interwencyjne. Polega to mniej więcej na tym, że urzędnik wpada na pomysł zatrudnienia bezrobotnych do grabienia liści w parku. W związku z tym urząd kupuje im taczki, grabie i inne narzędzi. Ludzie ci przez dwa tygodnie popracują, dostaną za to pieniądze, liście zostaną wygrabione, a następnie wracają powrotem na ?bezrobocie?, a zakupione narzędzia giną lub zostają zniszczone. Tak to wygląda w praktyce. Efekt jest więc taki, że nie powstaną z tego typu działań trwałe miejsca pracy. Urzędnicy nie mają ani kwalifikacji, ani motywacji, aby tworzyć trwałe miejsca pracy. Gdyby tak było zostaliby przedsiębiorcami. Powyższe prowadzi do wniosku, że walka z bezrobociem wzmaga bezrobocie - stwierdził dr Marzec.
- Polsce potrzebne są głębokie reformy finansów publicznych. Należy odejść od modelu państwa, które wszystko załatwia poprzez zaciąganie nowych pożyczek i podwyższanie podatków. Polacy wykorzystywani są także poprzez horrendalne składki emerytalne, które powinny być obowiązkowe jedynie na poziomie minimalnym - twierdził Maciej Rapkiewicz z Instytutu Sobieskiego. Polsce potrzebne są głębokie zmiany. Każdego dnia polski dług publiczny jest wyższy o 250 milionów złotych. Dzisiaj wynosi on ok. 710 miliardów złotych, czyli na jednego Polaka przypada ok. 19 tys. zł długu. Pamiętajmy też, że dług zaciągnięty za czasów Gierka był względnie niewielki w porównaniu z czasami obecnymi. Po drugie: państwo miało pokrycie w majątku narodowym. Obecnie zaciągamy nowe zobowiązania, majątek narodowy sprywatyzowaliśmy, a kasa państwa świeci pustkami - mówił Rapkiewicz. Na Węgrzech musiało dojść do zmiany rządu, aby przeprowadzono konieczne i odważne reformy. Trzeba przyznać, że Viktor Orbán naprawił stan finansów. Oby w Polsce doszło do podobnej przebudowy wśród osób odpowiadających za politykę gospodarczą kraju - skwitował ekspert Instytutu Sobieskiego.
Wizytówka stowarzyszenia
Po przemowach prelegentów wywiązała się długa debata na temat stanu polskiej gospodarki. Na spotkaniu można było zakupić płytę CD "Prezydent idzie na Wawel" wydaną przez organizatora spotkania, Stowarzyszenie Warsztaty Idei Obywateli Rzeczypospolitej. Można było także zakupić rocznik ogólnopolski "Actum" wydawany przez stowarzyszenie. - Rocznik "Actum" skierowany jest głównie do czytelników o poglądach konserwatywnych, prawicowych i katolickich. Chcemy, aby pismo było swoistą wizytówką stowarzyszenia, które oprócz organizacji spotkań, koncertów, prelekcji angażuje się także w działalność wydawniczą - powiedział Rafał Sierchuła, redaktor naczelny "Actum".
- Już teraz zapraszamy czytelników "Naszej Polski" na Koncert Niepodległościowy "Mamy Niepodległą", który odbędzie się 12 listopada tego roku w Sali Czerwonej Pałacu Działyńskich na Starym Rynku w Poznaniu - powiedział Dariusz Kucharski, prezes Stowarzyszenia Warsztaty Idei Obywateli Rzeczypospolitej.
Robert Wit Wyrostkiewicz Artykuł ukazał sie w tygodniku "Nasza Polska" nr 44 (783) z 2 listopada 2010 r.
Nie możesz rozpoczynać nowych wątków Nie możesz odpowiadać w wątkach Nie możesz edytować swoich postów Nie możesz usuwać swoich postów Nie możesz dodawać załączników