Kto winien: rosyjscy kontrolerzy, polscy piloci, mgła czy maszyna? Mnożą się też teorie spiskowe Nad wyjaśnieniem katastrofy Tu-154 M pod Smoleńskiem pracuje polsko rosyjska grupa, w której skład wchodzi blisko 60 prokuratorów.
10 kwietnia o godz 8.56 w katastrofie prezydenckiego samolotu Tu-154M zginął prezydent Lech Kaczyński z małżonką i 94 inne osoby obecne na pokładzie. Do tragedii doszło podczas próby lądowania na lotnisku pod Smoleńskiem.
Dziś już wiadomo że to kolejna nieprawda! to była godz. 8.40!)
"Dziennik Gazeta Prawna" przeprowadził analizę, z której wynika, że prezydencki Tu-154 rozbił się na lotnisku w Smoleńsku nieco wcześniej, niż dotychczas podawano. Rosyjski korespondent Polsat News Wiktor Bater twierdzi, że telefon o kłopotach z lądowaniem dostał już o 8:49. Za moment katastrofy przyjęto godzinę 8:56. "DGP" pisze, że 8:56 czasu polskiego to godzina, w której zawyły syreny alarmowe na lotnisku Siewiernyj. Rozmówca gazety, ekspert pracujący przy analizie czarnych skrzynek uważa, że do katastrofy mogło dojść nawet dziesięć minut wcześniej. Wskazują na to jeszcze co najmniej dwie informacje. O 8:39 została zerwana linia energetyczna w pobliżu lotniska. Zdjęcia pokazują, ze zerwał ją bardzo już wówczas nisko lecący Tu-154. Dziesięć minut później (8:39) informację o katastrofie dostał już telefonicznie Wiktor Bater, korespondent Polsat News
Oto dziesięć teorii na temat przyczyn katastrofy.
1. Niedoświadczony pilot. 36-letni kapitan Arkadiusz Protasiuk miał według Rosjan przeszarżować: nie znał lotniska i maszyny, którą leciał. ?Załoga najwyraźniej nie uwzględniła specyfiki rosyjskiego samolotu? ? pisał portal Newsru.com, powołując się na rosyjskich ekspertów. Tu-154 traci wysokość szybciej niż inne samoloty. Protasiuk miał więc popełnić szkolny błąd i za nisko sprowadzić maszynę. Ale polski pilot na tupolewie przelatał imponującą liczbę 2937 godzin. Maszynę znał doskonale. ? Znał również lotnisko. Trzy dni wcześniej lądował na nim, jako drugi pilot samolotu premiera Donalda Tuska ? powiedział ?Rz? pułkownik Grzegorz Kułakowski, kolega Protasiuka z 36. Specjalnego Pułku Lotnictwa Transportowego.
2. Kłopoty z rosyjskim. Jak twierdzi rosyjski kontroler lotu ze Smoleńska Paweł Plusnin, polscy piloci nie informowali go o swojej wysokości, bo ?słabo znali rosyjski?. Te słowa wzburzyły kolegów zabitych pilotów. ? Protasiuk mówił po rosyjsku znakomicie ? powiedział Kułakowski. Trzy dni wcześniej podczas lądowania w Smoleńsku Protasiuk nie miał najmniejszych problemów w komunikacji radiowej z rosyjskimi pracownikami lotniska.
3. Naciski na pilotów. Zwolennicy tej tezy przypominają, że w sierpniu 2008 r., podczas rosyjskiej inwazji na Gruzję, prezydent próbował nakłonić pilota do lądowania w Tbilisi. Ten jednak sprowadził maszynę na bezpieczniejsze lotnisko w Ganji w Azerbejdżanie. Czy tym razem pilot się ugiął, bo ktoś ? prezydent lub dowódca Sił Powietrznych gen. Andrzej Błasik ? kazał mu lądować w skrajnie trudnych warunkach? Koledzy Protasiuka uważają, że to niemożliwe. ? Załogi, które latają w pułku zapewniającym transport najważniejszym osobom w państwie, są tak wyszkolone, że nie ulegają presji ? powiedział kapitan Grzegorz Pietruczuk, ten sam, który odmówił prezydentowi Lechowi Kaczyńskiemu lądowania w Tbilisi. Wojskowi podkreślają, że żelazna zasada mówi, iż najważniejszą osobą na pokładzie jest pilot. Nikt, nawet prezydent, nie ma prawa narzucać mu swojej woli. Po incydencie na Kaukazie piloci mieli jeszcze umocnić się w tym postanowieniu. Z przecieków po wstępnej analizie czarnej skrzynki wynika, że żaden z pasażerów nie ingerował w pracę pilotów.
4. Mgła. W chwili wypadku była bardzo gęsta i pilot mógł nie zauważyć drzew. ? Na nowoczesnych lotniskach mgła nie jest groźna, ale w Smoleńsku, gdzie jest lotnisko przestarzałe, mogła sprawić problemy ? mówi ?Rz? ekspert Grzegorz Hołdanowicz. Według niego mgła jest niebezpieczna, bo jest nieprzewidywalna. W jednym miejscu mogą być prześwity, gdzie indziej niespodziewanie gęstnieje. ? Piloci nie zdawali sobie sprawy, że lecą nad jarem głębokim na 60 metrów. Tyle im zabrakło do bezpiecznego lądowania. Gdyby nie jar, wylądowaliby bezpiecznie ? podkreślił Hołdanowicz. Do bezpiecznego lądowania potrzeba widoczności na 1 km. Tego dnia nad Smoleńskiem wynosiła chwilami zaledwie 100 metrów.
5. Awaria samolotu. Kolejna hipoteza sugeruje możliwość usterki lub poważniejszej awarii w prezydenckim tupolewie. Park maszynowy 36. Pułku jest mocno wysłużony. ? Liczba usterek, jakie miały te samoloty, jest przerażająca ? mówił ?Rz? po katastrofie były premier Józef Oleksy. ? Sam byłem kiedyś poirytowany, iż z powodu awarii nie mogłem dolecieć na szczyt europejski ? dodaje. Rosjanie zapewniają, że samolot był sprawny. Zimą przeszedł kompleksowy remont w rosyjskich zakładach lotniczych Awiakor w Samarze. Mógł po nim spędzić w powietrzu jeszcze 7,5 tys. godzin. Wylatał tylko 140. W sumie 20-letni samolot przeleciał 5000 godzin i lądował 1823 razy, co zdaniem dyrektora zakładów Awiakor Aleksieja Gusiewa jak na tę maszynę nie jest dużą liczbą. ? Po remoncie samolot latał normalnie, żadnych pretensji nie zgłaszano ? mówił Gusiew. ? Wstępne dane wskazują, że katastrofa nie była związana z problemami technicznymi na pokładzie samolotu ? wtórował mu szef komisji śledczej Prokuratury Generalnej Rosji Aleksander Bastrykin. Wiadomo, że do momentu uderzenia w drzewa, tupolew był w pełni sterowny.
6. Bałagan na lotnisku. O potwornym bałaganie, który podobno jest normą na rosyjskich lotniskach, mówił ?Rz? rosyjski dysydent Władimir Bukowski. ? Chaos, niekompetencja, nieporządek, zły stan techniczny sprzętu ? wyliczał. ? Wieża mogła podać złe współrzędne, źle pokierować pilotów. Białoruski dziennikarz, przebywający na smoleńskim lotnisku, krótko po katastrofie zrobił fotografię rosyjskich żołnierzy wkręcających żarówki w światłach naprowadzających. Czy w momencie, gdy samolot podchodził do lądowania, lampy nie działały? Polska prokuratura już oficjalnie zadała to pytanie stronie rosyjskiej. Do dziś nie wiadomo też, co podczas feralnego lądowania robiła obsługa lotniska i kto wchodził w skład naziemnej grupy przyjmującej Tu-154. Czy byli to pracownicy ze Smoleńska, czy też może ludzie o d d e l e g o w a n i tam specjalnie n a t e n d z i e ń z innego miejsca i kiepsko znający to lotnisko. Nie podano też, kto osobiście odpowiada za lądowanie samolotu.
7. Presja na obsługę lotniska. Jak ujawniła ?Rz?, to nie polscy piloci, lecz rosyjscy kontrolerzy lotów mogli działać pod naciskiem. Rankiem 10 kwietnia odbyli kilka rozmów z przełożonymi w Moskwie. ? W jednej z rozmów ostrzegali, że warunki są fatalne i że zastanawiają się nad zamknięciem lotniska i wprowadzeniem zakazu lądowania ? mówi informator ?Rz?. ? Mieli jednak wątpliwość, czy ta decyzja nie zostanie przez polską stronę zinterpretowana jako celowa przeszkoda. Nasze źródła twierdzą, że wątpliwości dotyczące tego, czy zamknąć lotnisko, mieli też przełożeni kontrolerów ? dodał. Podobne wątpliwości miała Moskwa. Kazała nie zamykać lotniska, ale rekomendować Polakom, żeby lądowali gdzie indziej. Tak też według Rosjan miało się stać. Kontrolerzy zasugerowali pilotom, aby polecieli do Moskwy lub Mińska. ? Problem w tym, że nie ma czegoś takiego jak rekomendacja. Jest zezwolenie albo odmowa. Kontrolerzy na lotnisku mogli naruszyć procedury ? tłumaczył rosyjski rozmówca ?Rz?. Podobnego zdania są polscy eksperci. ? Wieża może uznać, że warunki pogodowe są zbyt trudne i zamknąć lotnisko. Wtedy pilot musi lecieć gdzieś indziej. Jeżeli wieża tego nie robi, pilot uznaje, że nie jest tak źle i ma wszelkie prawo, by podjąć próbę lądowania. Jeżeli rzeczywiście wieża tego nie zabroniła, to oznacza, że Rosjanie popełnili fatalny błąd ? powiedział ?Rz? chcący zachować anonimowość polski pilot.
8. Brak systemu naprowadzania. Według rosyjskich mediów 7 kwietnia, gdy pod Smoleńskiem lądowały samoloty z premierami Władimirem Putinem i Donaldem Tuskiem, na lotnisko sprowadzono nowocześniejszy system nawigacyjny. System ten przed wizytą prezydenta Kaczyńskiego miał zostać usunięty. Informacja ta nie została potwierdzona. Pewne jest, że na lotnisku nie było systemu automatycznego naprowadzania lądujących samolotów ILS (Instrument Landing System). ? Wszystkie urządzenia nawigacyjne na lotniskach muszą być regularnie sprawdzane i posiadać aktualne świadectwa. Sprawdza się je w czasie lotów laboratoryjnych, przy użyciu specjalnego samolotu. Jeżeli wszystko działa, to system nawigacyjny otrzymuje świadectwo ? tłumaczy ?Rz? jeden z ekspertów. Danych na temat lotniska pod Smoleńskiem brak.
9. Zamach terrorystyczny. Prokurator generalny Andrzej Seremet powiedział, że śledczy badali także hipotezę zamachu. Wstępne śledztwo wykazało, że na pokładzie nie doszło do eksplozji ładunku wybuchowego.
Mimo to pojawia się wiele teorii spiskowych. --==>>> Okoliczności wskazują na poważną awarię lub celowe zablokowanie układu sterowania. Taką blokadę można celowo zamontować tak, aby uruchomiła się przy wypuszczeniu podwozia lub klap bezpośrednio na prostej przed lądowaniem. Przy blokadzie klap lub lotek na prostej katastrofa była nieunikniona ? powiedział w wywiadzie udzielonym ?Naszemu Dziennikowi? Ryszard Drozdowicz z Laboratorium Aerodynamicznego Politechniki Szczecińskiej (ZUT). Inni eksperci wykluczają jednak taką możliwość: samolot był dokładnie sprawdzony przez polskie służby. (może był, może nie był)
10. Atak elektroniczny. Na pokładzie tupolewa znajdowało się supernowoczesne satelitarne urządzenie TAWS (Terrain Awareness and Warning System), które z dokładnością do jednego metra informuje pilotów o ukształtowaniu terenu w okolicach lotniska. Ukazuje im trójwymiarowy model terenu nawet w najtrudniejszych warunkach pogodowych. Ponieważ do tej pory nie zdarzyła się jeszcze katastrofa samolotu wyposażonego w ten system, pojawiły się spekulacje, czy przypadkiem rzekomi terroryści świadomie nie zakłócił pracy urządzeń pokładowych. System TAWS zawieść nie może. Chyba że ktoś zaatakuje go techniką o nazwie ?meaconing?. Fałszywy sygnał jest nagrywany i kilka milisekund później i z większą mocą niż sygnał satelity puszczany w eter na tej samej częstotliwości, na której nadaje satelita ? mówi ?Rz? współtwórca systemu trójwymiarowej nawigacji, wykładowca na Politechnice Hamburskiej Marek Strassenburg-Kleciak. Wiadomo, że wcześniej problemy z wylądowaniem w Smoleńsku miał rosyjski samolot Ił-76. Zwolennicy teorii o ataku elektronicznym wskazują, że już wtedy sabotażyści mogli uruchomić swoje urządzenie. Eksperci lotnictwa przestrzegają jednak przed wyciąganiem takich wniosków. Według Tomasza Hypkiego, Smoleńska nie ma na liście 11 tys. lotnisk, których dane są opracowane przez twórców systemów takich jak TAWS. http://www.rp.pl/artykul/2,465073.html
____________________________________ Videtur et hoc mihi Platforninem non debere esse Poza tym uważam że Platformę należy zniszczyć /Katon starszy/
24 kwi 2010, 18:22
Polityka i politycy
Można mieć wątpliwości ale i puste głowy. /niektórzy mają pytania, a niektórzy ślą złośliwości.
Długie ręce FSB?
Redaktor: PJ 19.04.2010.
"Zapach likwidacji". W ten sposób izraelski "Maariv" komentuje katastrofę lotniczą pod Smoleńskiem, w której zginął prezydent Lech Kaczyński z małżonką oraz kluczowe osoby z punktu widzenia funkcjonowania i bezpieczeństwa państwa, w tym dowódcy wszystkich rodzajów sił zbrojnych. Na prawdopodobieństwo zamachu wskazuje też rumuński portal "Global News" i - powołując się na własne źródła w strukturach bezpieczeństwa NATO- za bezpośrednich sprawców tragedii uznaje rosyjską Federalną Służbę Bezpieczeństwa. Zamachu nie wyklucza również były agent GRU, Wiktor Suworow, który zwraca uwagę, że rosyjskie służby, zaraz po katastrofie zabrały z wraku samolotu czarne skrzynki, tak jakby strona rosyjska próbowała coś ukryć.
Odczytanie zapisów trzech czarnych skrzynek znalezionych na miejscu katastrofy mogłoby być kluczowe w śledztwie, pozwalałoby bowiem odtworzyć wydarzenia na pokładzie minuta po minucie. W sytuacji (stwarzającego duże pole do fałszerstw) dekodowania ich przez Rosjan ostrożnie jednak należy podchodzić do wiarygodności tych zapisów. Zamiast wyjaśnić przyczyny tragedii pod Smoleńskiem mogą jeszcze pogłębić chaos informacyjny (jedna z głównych broni m.in. KGB) wokół niej narosły, czego próbkę mieliśmy już w postaci publikacji w rosyjskich mediach fałszywki udającej nagraną rozmowę załogi samolotu przed katastrofą z wieżą. ?Rozmowa? miała pochodzić ze źródeł rządowych Rosji po otwarciu czarnej skrzynki.
Wojna polsko - polska
Przy katastrofach lotniczych zawsze bada się czy nie doszło do udziału osób trzecich, tu jak gdyby nigdy nic od razu odrzucono od razu tezę o zamachu, mimo że na pokładzie samolotu zginął i prezydent RP i kluczowi dowódcy wojskowi, a więc mózg polskiej armii. Media w Polsce (z wyjątkiem Radia Maryja, 'Naszego Dziennika', 'Gazety Polskiej') przeszły nad tym do porządku dziennego. Tematem numer jeden dla mainstreamowych dziennikarzy stały się karesy Putina, to jest osławione ?pojednanie?, i list Andrzeja Wajdy sprzeciwiającego się pochowaniu pary prezydenckiej na Wawelu, która to kwestia trąci na odległość tematem zastępczym. Może jednak nie przypadkiem została wykreowana wojna polsko-polska ('Wawel dla królów' etc.), dla odwrócenia uwagi tzw. ulicy od tego, że coś się w tych relacjach ze Smoleńska nie klei, jak choćby liczba prób lądowania ? najpierw cztery razy (według rosyjskiej stacji telewizyjnej Wiesti-24), później dwie, a w końcu jedna.
"Ubijaj tuda !" Rosjanie obsługujący lotnisko w Smoleńsku od razu próbowali zrzucić odpowiedzialność za katastrofę na pilotów. Strona rosyjska utrzymuje, że zignorowali oni zalecenia wieży kontrolnej, aby nie lądowali w Smoleńsku, tylko polecieli do Mińska albo do Moskwy. Jednak według nieoficjalnych informacji (podawanych m.in. przez 'Nasz Dziennik') pilot otrzymał z wieży niewłaściwe parametry lotu i był niżej, niż mu się wydawało. Tu-154M opadał zbyt ostro i nie udało się już poderwać go w górę. Rosjanie tymczasem próbowali obarczyć winą rzekomo nie znających rosyjskiego pilotów oraz prezydenta, który miał wywierać presję, by rządowy Tupolew lądował bez względu na warunki czyli jak utrzymywała strona rosyjska w gęstej mgle. Zarzuty poza tym, że kłamliwe to jeszcze uwłaczające stronie polskiej, która jednak woli zasłaniać się rzekomym zbliżeniem rosyjsko- polskim, aniżeli zareagować na zniewagi, a przede wszystkim dołożyć wszelkich starań, by wyjaśnić przyczyny tej bezprecedensowej i zarazem zagadkowej katastrofy.
Wyobraźmy sobie, że na terytorium Polski rozbił się samolot z prezydentem Niemiec na pokładzie. Po kilku godzinach przyleciałyby niemieckie służby i przejęły kontrolę nad wyjaśnianiem przyczyn. Polski premier nie wysłał do Smoleńska jednostki Grom, by przynajmniej zabezpieczyć miejsce. Nie wystąpił też z wnioskiem o powołanie międzynarodowej komisji w celu zbadania przyczyn i przebiegu katastrofy. Rząd Tuska wyraził zgodę, aby śledztwo prowadzili Rosjanie, a dopiero później przekazywali polskiej Prokuraturze Wojskowej swoje ustalenia. Rząd polski nie protestował przeciwko transportowi ciał polskich obywateli do Moskwy bez nadzoru polskich przedstawicieli oraz dopuścił do ich badania pod kierownictwem rosyjskim. Zaskakujący jest także fakt, że szczątki rozbitego samolotu prezydenckiego ciągle nie są transportowane do polskiego ośrodka badawczego w celu zbadania ich przez międzynarodową komisję.
Polska zatem lekkomyślnie zdała się w pełni na stronę rosyjską. Zastanawiające zważywszy pojawiające się co rusz nowe znaki zapytania, jak choćby relacje świadków przeczące temu, że prezydencki samolot lądował w ekstremalnych warunkach atmosferycznych. Dowodzi tego dostępny w sieci krótki amatorski film z miejsca zdarzenia, nakręcony tuż po katastrofie, na którym trudno dopatrzeć się mgły. Mimo kiepskiej jakości filmu dobrze widać miejsce katastrofy i to co zostało z samolotu. Słychać jednocześnie strzały i polecenie 'ubijaj tuda', co szczególnie zastanawia w związku z podawaną informacją zaraz po katastrofie, że przeżyły trzy osoby. Skąd się mogła wziąć taka informacja? Jeśli była prawdziwa, to co się stało z tymi osobami?
Jeżeli film okazałby się autentyczny, to czy nie zawiera on jednocześnie odpowiedzi na pytanie dlaczego ciało prezydenta Lecha Kaczyńskiego rozpoznał brat Jarosław, podczas gdy zwłoki małżonki prezydenta Marii Kaczyńskiej zidentyfikowano dopiero po charakterystycznej obrączce. Czy to oznacza, że ciało Pierwszej Damy było zmasakrowane? Dziwne, skoro wiadomo, że para prezydencka siedziała razem. Dlaczego wreszcie Rosjanie nie wezwali na miejsce zdarzenia karetek, co jest w takich przypadkach działaniem rutynowym? Ktoś założył, że wszyscy zginęli? Jeśli tak, to na jakiej podstawie? A może świadkowie byli po prostu niemile widziani? Podobnie jak dziennikarze, których nie wpuszczano na miejsce zdarzenia, albo konfiskowano im kamery. Czy np. nie po to, byśmy się nigdy nie dowiedzieli co się stało z ciałami pilotów, które się dotąd nie odnalazły, mimo iż kokpit był cały. Albo dlaczego na zdjęciach z miejsca tragedii nie widać samolotu, tylko znikomą część potężnej ważącej ponad 50 ton maszyny. Co się stało z kadłubem? Dlaczego, biorąc pod uwagę niewielką prędkość przy lądowaniu i małą wysokość, z której po zahaczaniu o drzewa spadł (ok. 20 m) wrak samolotu nie był w jednym kawałku?
Rosjanie użyli EMP?
W CNN głośno mówi się, że samolot leciał zbyt nisko (problem z instrumentami?) i że zbyt szybko zniżał swój lot czyli opadał (brak adekwatnego napędu silników?), co zostało potwierdzone przez naocznych świadków. Jaka mogła być tego przyczyna, zważywszy że upadł pierwotny zarzut strony rosyjskiej o złym stanie technicznym samolotu? Czy można wykluczyć, że w trakcie podchodzenia do lądowania mierniki i inne elektroniczne urządzenia nawigacyjne samolotu nie były poddawane działaniu zewnętrznych pól elektromagnetycznych dużej mocy? Takie oddziaływanie mogłoby zmienić wskazania urządzeń nawigacyjnych w samolocie i wskutek tego wywołać błąd pilota. Wyjaśnienia tej i innych zagadek związanych ze smoleńską tragedią (m.in. możliwości sztucznego wywołania mgły) przez polskie władze domaga się Stowarzyszenie Inżynierów Polskich. Nie bez kozery, bo opadanie samolotu mogło być spowodowane użyciem broni zwanej EMP, impulsu elektromagnetycznego, powodującego zakłócenie bądź zniszczenie sprzętu elektronicznego znajdującego się w pobliżu generatora.
Według 'Prawdy' Rosjanie w 2008 r., zaprezentowali działanie EMP wywołujące rezultaty podobne do uderzenia pioruna bądź wybuchu jądrowego. Broń nazwana Nike, została po raz pierwszy przedstawiona w Jekaterynburgu.
Według rumuńskiego portalu Global News Rosjanie mieli eksperymentować z EMP w bazie wojskowej znajdującej się w obrębie lotniska w Smoleńsku. Powołując się na polskie źródła wojskowe portal stwierdza, iż użycie EMP może spowodować właśnie zakłócenia urządzeń elektronicznych i silników wszystkich typów samolotów, przy czym wykrycie przyczyny jest bardzo trudne ze względu na krótki okres stosowania wiązki elektromagnetycznej.
EMP nie jest bronią nową - Amerykanie są w nią wyposażeni już od lat 60. Tym co wyróżnia Nike jest mały rozmiar oraz znacznie krótsze, ale potężniejsze impulsy elektromagnetyczne, o napięciu - jak podkreśla Giennadij Mesyats, wiceprezes Rosyjskiej Akademii Nauk i dyrektor Instytutu Fizyki Lebiediewa - sięgającym miliardów watów.
Tupolew zablokowany
Jeśli nawet okazałoby się, że Rosjanie nie użyli EMP, to samolot można było zniszczyć w inny sposób. Ryszard Drozdowicz z Laboratorium Aerodynamicznego Politechniki Szczecińskiej (ZUT) ocenia, że ?sugerowany w mediach błąd pilota jest mało prawdopodobny. Na podejściu do lądowania nie wykonuje się żadnych manewrów typu silne przechylenie lub nagłe zmiany prędkości. A takie silne przechylenie zauważyli świadkowie. Pilot wykonał dodatkowe kręgi nadlotniskowe, aby upewnić się co do warunków lądowania i na tej podstawie podjął uzasadnioną decyzję o lądowaniu. Nieprawdopodobne też jest, aby doświadczony pilot wraz z drugim pilotem pomylili się co do wzrokowej oceny wysokości, nawet w przypadku awarii przyrządów, która jest również nieprawdopodobna. Należy tutaj zauważyć, że mgła jest na ogół z prześwitami i przy dziennym świetle nie stanowi istotnej przeszkody do wzrokowej oceny warunków lądowania. Okoliczności wskazują jednak na poważną awarię lub celowe zablokowanie układu sterowania. Taką blokadę można celowo zamontować tak, aby uruchomiła się przy wypuszczeniu podwozia lub klap bezpośrednio na prostej przed lądowaniem. Przy blokadzie klap lub lotek na prostej katastrofa była nieunikniona, gdyż pilot nawet zwiększając nagle ciąg, nie był w stanie wyprowadzić mocno przechylonej ciężkiej maszyny, mając wysokość rzędu 50-100 m i prędkość rzędu 260 km/h?.
Więcej pytań, niż odpowiedzi
Amerykański dziennik 'USA Today' podkreśla, że prezydencki Tupolew był wyposażony w system TAWS, który ostrzega pilotów przed nadmiernym zbliżeniem się do ziemi. Ten fakt pogłębia tylko tajemnicę upadku i eksplozji samolotu z Lechem Kaczyńskim. Jeśliby nawet przyjąć za dobrą monetę tezę, że samolot nie był poddawany działaniu z zewnątrz i doszło do katastrofy z powodu błędu pilota, to twierdzenia w 'USA Today' zadają jej kłam.
System TAWS, który zawiera skomputeryzowane mapy świata i ostrzega pilotów o zbliżaniu się do przeszkód, takich jak wieża radiowa, komin czy nierówności terenu, montowany jest od pięciu lat we wszystkich nowo wyprodukowanych samolotach lotniczych linii komercyjnych. Jeśli samolot jest na zbyt małej wysokości, TAWS reaguje głośnym sygnałem dźwiękowym. Również i prezydencki samolot Tu-154M wyposażony miał być w taki system i fakt, że samolot uległ wypadkowi ?stawia więcej pytań niż odpowiedzi? ? twierdzi John Cox, konsultant ds. bezpieczeństwa i ekspert od wypadków. "Naprawdę chciałbym wiedzieć, co działo się na pokładzie, ponieważ niezależnie od tego, pod jaką presją byli piloci i z jakimi warunkami pogodowymi mieli do czynienia, nigdy żaden pilot nie zignorował ostrzeżenia TAWS. Czym różnił się ten samolot, że stało się inaczej??? pyta Cox.
Pytanie tym bardziej zasadne, że dzięki zastosowaniu tego systemu doprowadzono do całkowitego wyeliminowania katastrof lotniczych przy lądowaniu. Od końca lat 90., gdy zaczęto montować TAWS w starych i nowych maszynach, żaden samolot z tym systemem nie uległ katastrofie. Do 10 kwietnia 2010 r. żaden z wyjątkiem Tu-154M z prezydentem Lechem Kaczyńskim i polską delegacją na pokładzie. Nic więc dziwnego, że John Hamby, rzecznik Universal Avionics Systems of Tucson ? producenta TAWS ? również zwrócił uwagę na zagadkowość katastrofy prezydenckiego samolotu.
Na rosyjskim podsłuchu?
Jest i inne pytanie, na które nie znamy odpowiedzi: czy polskie służby specjalne poza prowadzeniem nasłuchu w ogóle badały, czy rządowe Tupolewy mogły mieć stały podsłuch elektroniki pokładowej nakierowanej na odbiór przez Rosjan. Oznaczałoby to, że przez 20 lat najważniejsze osobistości w Polsce mogły być monitorowane przez służby Putina.
Skoro jesteśmy przy polskich służbach, to również zastanawiające jest jak mogło dojść do tego, że na jednym pokładzie rządowego samolotu znalazł się i prezydent i całe dowództwo armii. Zwłaszcza, że po wypadku wojskowej Casy 23 stycznia 2008 r z wyższymi oficerami polskiego lotnictwa podkreślano wymóg bezpieczeństwa, że kiedy leci kilku dowódców to trzeba ich rozdzielać. A z polskimi generałami leciał prezydent, nie tylko głowa państwa, ale zwierzchnik sił zbrojnych, osoba odpowiedzialna za całe bezpieczeństwo kraju. Bez odpowiedzi pozostaje pytanie dlaczego prezydent zdecydował się w ostatniej chwili na podróż samolotem, i odstąpił od pierwotnego planu wybrania się na obchody 70.rocznicy mordu w Katyniu pociągiem razem z rodzinami katyńskimi?
Ten wariant podróży pociągiem był brany pod uwagę, podkreślał to m.in. minister Władysław Stasiak. Czy ktoś wpłynął na zmianę planów prezydenta, a jeśli tak, to kto? Zwróciła na to uwagę m.in. Anna Pietraszek, doradca Zarządu Telewizji Polskiej. ?Jeśli ktoś myślał nad przygotowaniem tego lotu, a zapewne myśleli różni ludzie, to ktoś myślał, żeby stało się tak jak się stało. Nie widzę innego wyjaśnienia. Komuś zależało, żeby tak się stało. Szef sztabu... dowódcy... niemożliwe. Ktoś nad tym myślał. Nie jesteśmy państwem głupków. Nie jesteśmy też wojskiem ciemniaków. Mamy służby specjalne i mamy Biuro Bezpieczeństwa Narodowego. Mamy generałów z prawdziwego zdarzenia z nominacji natowskich. Nie jest możliwe, żeby taka głupota zawładnęła wszystkimi i żeby doszło do wysłania najważniejszych w państwie osób jednym samolotem?- ocenia Pietraszek.
Dwie wizyty
Wiele osób zadaje sobie też pytanie, dlaczego odbyły się dwie uroczystości katyńskie. Pierwsza, 7 kwietnia, z udziałem premierów Tuska i Putina oraz ? niedoszła ? 10 kwietnia z udziałem prezydenta RP.
Głównym rozgrywającym w tej sprawie po stronie polskiej był Tusk, który w kutym 2010 r. zaakceptował przedstawiony przez Rosję plan obchodów katyńskich. Warto przypomnieć stosowny komunikat prasowy z Kancelarii Premiera Federacji Rosyjskiej z 3 lutego br.: ?Z inicjatywy strony rosyjskiej doszło do rozmowy telefonicznej premiera Rosji Władimira Putina z prezesem Rady Ministrów Polski Donaldem Tuskiem. (?) Podczas rozmowy Władimir Putin zaprosił Donalda Tuska do udziału w uroczystościach rocznicowych w Katyniu, gdzie pod koniec lat trzydziestych, w wyniku represji politycznych, zginęło wielu obywateli radzieckich, w latach czterdziestych rozstrzelano polskich oficerów, a później z rąk nazistowskich okupantów ? zginęło wielu żołnierzy Armii Czerwonej. Szef polskiego rządu przyjął zaproszenie z zadowoleniem?.
"Putin jest zdolny do wszystkiego"
Zwróćmy uwagę, że premier Tusk nie zabiegał u władz rosyjskich o obecność Prezydenta RP na tej samej, oficjalnej uroczystości. Czy plan obchodów katyńskich przedstawiony przez stronę rosyjską i wystosowanie zaproszenia do Donalda Tuska, który ten skwapliwie przyjął, a więc de facto opowiedział się za rozdzieleniem uroczystości rocznicowych w Lesie Katyńskim na te z udziałem premiera i te z prezydentem, mogły mieć drugie dno?
Rumuński portal Global News powołując się na źródła zbliżone do NATO zwraca uwagę, że wyjazd do Katynia stanowił wymarzoną szansę dla Rosji zmiany polityki zachodniego sąsiada, który jako aktywny członek NATO miałby u granic Rosji amerykańskie bazy wojskowe wyposażone w broń elektroniczną i systemy elektromagnetyczne. "Sama zaś operacja, będąca sprawdzianem dzielności sowieckich i rosyjskich służb specjalnych określana jest jako "zagłada antyrosyjskich przywódców politycznych i wojskowych w kraju wroga"?- pisze Global News. Według portalu za kamuflaż dla tej operacji miało służyć wysunięcie natychmiast oskarżeń pod adresem polskich pilotów o spowodowanie tzw. błędu ludzkiego.
Wiktor Suworow, który co prawda dystansuje się od opinii, że pod Smoleńskiem mogło dojść do zamachu, jednocześnie też nie pozostawia złudzeń co do tego, że Putin w swoich zapędach neoimperialnych nie cofa się przed niczym i że w Rosji rozszerzył się terroryzm, gdy do władzy doszedł obecny premier. W ocenie Suworowa ?to rosyjskie służby stoją za organizacją aktów terroryzmu. Liczba zbrodni politycznych jest niespotykana. Chodzi w tym momencie głównie o dziennikarzy, których Putin traktował jako swoich wrogów. Putin jest zdolny do wszystkiego - podkreśla.
Kaczyński jako zagorzały antykomunista był znakomitym celem: odegrał ważną rolę w tworzeniu kordonu sanitarnego wokół Rosji. Pomarańczowa rewolucja na Ukrainie, zacieśnienie stosunków z Litwą. Wreszcie to on, a nie Tusk, opowiedział się po stronie Gruzji podczas agresji sowieckiej na ten kraj. To wówczas padły pamiętne słowa, że dokonując inwazji na Gruzję 'Rosja pokazała swoją prawdziwą twarz.' Putin takich rzeczy nie zapomina.
Na te same motywy ewentualnej likwidacji Kaczyńskiego wskazuje 12 kwietnia izraelski dziennik 'Ha'aretz', który pisze że prezydent Lech Kaczyński był jednym z najbardziej zaufanych partnerów Stanów Zjednoczonych w Europie oraz aktywnie wspierał Ukrainę i Gruzję w ich konfrontacji z Kremlem. Demonstrowana po tragedii przez Rosję solidarność z Polską to według izraelskiej gazety gra pozorów obliczona na odwrócenie uwagi światowej opinii publicznej od faktycznych przyczyn tragedii pod Smoleńskiem.
Polskie łupki nad Katyniem]
Reelekcja Lecha Kaczyńskiego i parlamentarne zwycięstwo PiS byłyby dla Moskwy nie do przełknięcia nie tylko dlatego, że nieżyjący prezydent stał się najbardziej znienawidzonym politykiem przez Władze Federacji Rosyjskiej i postrzegany był jako istniejące zagrożenie dla rosyjskich planów imperialnych, ale może nawet bardziej z tego względu, że bezpośrednio uderzałaby w jej interesy gospodarcze. Najczęściej mówi się tu o Gazpromie i Gazociągu Północnym, którego prezydent i PiS byli przeciwnikami, traktując go jako inwestycję sprzeczną w polską racją stanu. Doradcy prezydenccy, m.in. Piotr Naimski odpowiadający za bezpieczeństwo energetyczne krytykowali decyzję rządu Tuska przedłużającą, na skrajnie niekorzystnych dla Polski warunkach, umowę gazową z Rosją do 2037 roku, jako całkowicie uzależniającą nas od dostaw gazu ze Wschodu.
W ostatnich tygodniach doszedł jeszcze nowy element: tzw. niekonwencjonalny gaz, pozyskiwany z łupków, którego wielkie pokłady odnaleziono w Polsce. Niedługo amerykańskie koncerny miały rozpocząć wiercenia w poszukiwaniu surowca. Jeśli potwierdzą się szacunki, złoża pozwolą się nam uniezależnić od Rosji.
Sięgnięcie po zasoby gazu łupkowego zmienia układ sił na scenie surowcowej świata. Gazprom w specjalnym raporcie podkreślił niedawno, że wzrost wydobycia gazu z niekonwencjonalnych złóż w Stanach Zjednoczonych może radykalnie zmienić cały światowy rynek gazowy i zagrozić takim strategicznym projektom rosyjskiego koncernu, jak zagospodarowanie gigantycznego złoża gazowego paliwa Sztokman, na Morzu Barentsa. Z dokumentu wynika, iż gaz łupkowy przekształcił rynek gazowy USA z deficytowego w samowystarczalny, a także, iż nadmiar gazu skroplonego (LNG) uderza w konkurencyjność rosyjskiego surowca w Unii Europejskiej.
Po wejściu do Polski Amerykanów i rozpoczęciu przez nich eksploatacji złóż w naszym kraju, skorzystałaby także Polska, która za kilka lat stałaby się samowystarczalna pod względem zaopatrzenia w gaz ziemny. Tym bardziej, że analitycy Wood Mackenzie ocenili złoża gazu łupkowego na ponad 1,4 bln m sześc. (według innych wyliczeń jest to pomiędzy 1,4 bln a 3 bln m sześć). Oznacza to, że ? przy wykorzystaniu ich do pokrycia całego krajowego zapotrzebowania, - surowca wystarczyłoby nam na co najmniej100 lat.
Tym tropem poszła w 'Moscow Times' z 14 kwietnia 2010 r. znana komentatorka Julia Łatynina w artykule pod jednoznacznym tytułem ?Woń gazu łupkowego unosi się nad Katyniem".
"Co jeśli Polska stałaby się eksporterem gazu?" - pyta Łatynina, podkreślając że uniezależnienie się od dostaw rosyjskich zależałoby przede wszystkim od wyników najbliższych wyborów parlamentarnych. Moskwa o tym doskonale wiedziała. "Jedna z opcji to partia byłego prezydenta Polski Lecha Kaczyńskiego. Był on żarliwym (?) antykomunistą, człowiekiem, który doświadczył osobistej tragedii związanej z masakrą w Katyniu. Pojawiał się tam na uroczystościach co roku. Z drugiej strony mamy partię premiera Donalda Tuska, pragmatyka, który jest gotowy przyjaźnić się z każdym, tylko nie z Kaczyńskim" ? ocenia publicystka.
WSI spokojna.
Po katastrofie pod Smoleńskiem obowiązki prezydenta przejął urzędujący marszałek Sejmu Bronisław Komorowski z Platformy Obywatelskiej, partii wrogiej wobec prezydenta, wobec koncepcji budowy suwerennego państwa. Na pokładzie Tu -154 M znalazło się kilka osób, których zniknięcie może ułatwić PO przejęcie całkowitej władzy w państwie, a także odbudować wpływy środowiskom powiązanym z b. WSI.
W najbliższych wyborach parlamentarnych w 2011 r. rokowania dla PO nie wyglądały różowo. O ile Platforma przez 4 lata nie przeprowadziła żadnych reform, to zdążyła zasłynąć aferą stoczniową i hazardową, uzależnianiem Polski od dostaw gazu z Rosji. Platformie, która w tej sytuacji potrzebuje sukcesu, na drodze do pozyskania z kasy NBP 8 mld zł. stał tragicznie zmarły w Smoleńsku Sławomir Skrzypek.
Zwróćmy też uwagę, że to Lech Kaczyński był w posiadaniu aneksu do Raportu z likwidacji WSI, który czekał na odtajnienie oraz publikację. Jak wielkie emocje budzi ów dokument w PO i u samego faworyta tej partii w wyborach prezydenckich, popieranego nota bene w walce o prezydenturę przez lobby b. WSI, można sobie wyobrazić po tym, gdy sam zarzut dotarcia do części aneksu spowodował rewizję służb podległych Tuskowi u członków Komisji Weryfikacyjnej WSI oraz aresztowanie i szykanowanie dziennikarza Wojciecha Sumlińskiego. Raport z likwidacji WSI wskazuje na powiązania wielu znanych polityków i urzędników państwowych (w tym Bronisława Komorowskiego) z WSI, której funkcjonariusze szkoleni byli w Moskwie przez sowieckie GRU. Publikacja aneksu do Raportu z likwidacji WSI mogłaby tę wiedzę jeszcze pogłębić i odbrązowić ostatecznie postać choćby ubiegającego się o prezydenturę Komorowskiego, gdyby feralnego 10 kwietnia prezydent Lech Kaczyński oraz ministrowie Aleksander Szczygło i Władysław Stasiak nie zabrali tej wiedzy do grobu.
Dokumenty dotyczące agentury GRU w WSI oraz SB wśród polityków i działaczy państwowych posiada także IPN w swoich zbiorach zastrzeżonych, do których dostępu strzegł nieżyjący prezes IPN Janusz Kurtyka. Ustawę przegłosowaną w marcu głosami Platformy i Lewicy mającą doprowadzić do zmiany prezesa IPN na kandydata popieranego przez front antylustracyjny blokował jednak prezydent Lech Kaczyński. Zapowiedział skierowanie jej do Trybunału Konstytucyjnego.
Teraz Lech Kaczyński nie żyje. Przeszkody zniknęły.
A gdzie leży prawda? Osobiście skłaniam się na ogromne zaniedbania po stronie Rosyjskiej ale w imię właśnie odbudowanych relacji będzie to błąd pilota.
24 kwi 2010, 19:27
Polityka i politycy
Wrota od stodoły i list otwarty OBECNY KANDYDAT PLATFORMY OBYWATELSKIEJ NA PREZYDENTA RP JAKO MINISTER OBRONY TWIERDZIŁ, ŻE POLSKI LOTNIK POTRAFI LATAĆ NA WROTACH OD STODOŁY. MINISTER KLICH ZDAJE SIĘ SPRAWDZAŁ PRAWDZIWOŚĆ TEGO POWIEDZENIA. (Dziś rano wysłałem list otwarty do premiera Tuska)
Pan Donald Tusk Prezes Rady Ministrów RP Wnoszę o pilne odwołanie Bogdana Klicha ze stanowiska Ministra Obrony Narodowej ze względu na zaniedbania, nieudolne wykonywanie obowiązków i szkodliwe dla bezpieczeństwa narodowego działania.
Od dłuższego czasu obserwuję negatywne procesy zachodzące w Wojsku Polskim powodowane w znacznej mierze przez obecnego ministra obrony. Skutkiem są m.in. liczne katastrofy lotnicze w siłach powietrznych RP. Znawcy problematyki lotniczej wielokroć wytykali MON niedociągnięcia w szkoleniu personelu lotniczego i uchybienia w eksploatacji użytkowanych statków powietrznych. Poważnym ostrzeżeniem była katastrofa samolotu transportowego CASA C295M w Mirosławcu 23 stycznia 2008 r. Wskazywano, że pogarszający się stan lotnictwa może spowodować jeszcze większą tragedię. Te wezwania minister ON lekceważył. Bogdan Klich twierdził, że eksperci nie mają racji i prezentował optymistyczne oceny stanu lotnictwa. Twierdził, że pilotom, którzy ginęli w katastrofach, brakowało ?żołnierskiego szczęścia?.
W dniu 10 kwietnia 2010 r. na pokładzie samolotu z 36 Pułku Specjalnego Lotnictwa Transportowego straciło życie 96 osób zajmujących ważne w państwie stanowiska i pozycje. Wśród nich był Najwyższy Zwierzchnik Sił Zbrojnych Prezydent RP Lech Kaczyński. Zginęli wiceminister Obrony Narodowej Stanisław Komorowski i wszyscy najwyżsi dowódcy: generał Franciszek Gągor Szef Sztabu Generalnego WP, generał broni Bronisław Kwiatkowski Dowódca Operacyjny Sił Zbrojnych, generał broni Andrzej Błasik Dowódca Sił Powietrznych, generał dywizji Tadeusz Buk Dowódca Wojsk Lądowych, wiceadmirał Andrzej Karweta Dowódca Marynarki Wojennej, generał dywizji Włodzimierz Potasiński Dowódca Wojsk Specjalnych, generał brygady Kazimierz Gilarski Dowódca Garnizonu Warszawa. Wśród zabitych znaleźli się naczelni kapelani Wojska Polskiego: generał dywizji biskup Tadeusz Płoski ? ordynariusz polowy Wojska Polskiego, generał brygady arcybiskup Miron Chodakowski - prawosławny ordynariusz Wojska Polskiego, pułkownik ksiądz Adam Pilch - ewangelickie duszpasterstwo polowe Wojska Polskiego, podpułkownik ksiądz Jan Osiński ? Ordynariat Polowy Wojska Polskiego. Zginęli zasłużeni kombatanci: generał brygady Stanisław Nałęcz-Komornicki Kanclerz Orderu Wojennego Virtutti Militari i członek kapituły tego orderu podpułkownik Zbigniew Dębski. Zginął także podpułkownik Czesław Cywiński prezes Światowego Związku Żołnierzy AK.
Po tym bezprecedensowym w rozmiarze i skutkach zdarzeniu minister Klich oświadczył, że w czasie feralnego lotu do Smoleńska zachowano wszystkie procedury. Można by więc sądzić, że prezydent RP i dowódcy zginęli ?zgodnie z przepisami? MON. Minister obrony zbagatelizował stratę najwyższych dowódców twierdząc, że wojsko funkcjonuje bez zakłóceń bowiem obowiązki po zabitych przejęli ich zastępcy. Nie zauważył, że śmierć wszystkich najwyższych dowódców w jednym czasie i miejscu nie zdarzyła się dotąd w żadnym państwie nawet w czasie wojny.
Minister ON ponosi odpowiedzialność za bezpieczeństwo lotu w dniu 10 kwietnia br.. To on lekkomyślnie zgodził się, aby najwyżsi dowódcy wojskowi odbywali drogę na uroczystości w Katyniu na pokładzie jednego samolotu. Twierdzenie, że było to zgodne z procedurami jest kompromitujące. Zwykły zdrowy rozsądek powinien ministra ostrzec przed potencjalnym zagrożeniem. Skandalicznym zaniedbaniem był brak stosownych zabezpieczeń w miejscu lądowania samolotu. Służby podległe ministrowi powinny były zbadać stan lotniska, jego wyposażenie i przygotowanie na przyjęcie samolotu przewożącego osoby zajmujące ważne stanowiska w państwie i w siłach zbrojnych. Służby MON powinny też monitorować pracę obsługi lotniska w trakcie naprowadzania i lądowania polskiego samolotu.
Dla strony rosyjskiej wizyta prezydenta Lecha Kaczyńskiego w Katyniu miała charakter prywatny. Nie mogła być taką dla polskiego ministra obrony. Bezpieczeństwo prezydenta RP i towarzyszących mu osób było zbyt ważne, aby zdawać się tylko na stronę przyjmującą polski samolot. Można sądzić, że gdyby minister Klich nie zaniedbał obowiązków, to nie doszłoby do katastrofy.
Obecny kandydat Platformy Obywatelskiej na prezydenta RP jako minister obrony twierdził, że polski lotnik potrafi latać na wrotach od stodoły. Minister Klich zdaje się sprawdzał prawdziwość tego powiedzenia.
Sekretarz Krajowej Rady Lotnictwa Tomasz Hypki napisał: ?W okresie ponad 2 lat rządów Bogdana Klicha w MON w katastrofach lotniczych niezwiązanych z wykonywaniem zadań bojowych zginęło 121 osób, w tym dwaj Prezydenci RP i najwyżsi rangą dowódcy. Ilu ludzi jeszcze zginie, zanim Klich opuści MON??
____________________________________ Polak ,katolik,hetero,szczęśliwy.Wszystkie błędy stylistyczne i ortograficzne są zamierzone jakiekolwiek powielanie ich i rozpowszechnianie bez zgody jest zabronione! טדאוש
24 kwi 2010, 19:32
Polityka i politycy
Towarzystwo ustaliło
Nieodparcie przypomina się scena z dramatu Sławomira Mrożka ?Ambasador?. Tytułowemu zachodniemu ambasadorowi w sowieckiej Rosji (z oczywistych względów sztuka tak tego nie nazywa, ale sugestie są jednoznaczne) gospodarze ofiarowują globus. Z tym, że na globusie tym nie ma zaznaczonych kontynentów. Dlaczego? Bo to jeszcze jest uzgadniane. Dopiero jak kształt kontynentów zostanie zatwierdzony przez odnośne władze, to się je na globusie umieści. Na oczywistą dla człowieka Zachodu uwagę, że istnienie kontynentów i ich kształt to część obiektywnej rzeczywistości, pada odpowiedź, równie oczywista dla człowieka sowieckiego, że bez uzgodnienia i zatwierdzenia przez odpowiednie władze nic nie jest rzeczywistością.
Nieodparcie przypomina się ta scena podczas kolejnych konferencji prasowych polskiej prokuratury, z których jasno wynika, że nie otrzymamy dostępu do ?czarnych skrzynek? polskiego samolotu ani do zeznań naziemnej obsługi smoleńskiego lotniska albo jeszcze długo, albo bardzo długo. Nasz ?udział? w śledztwie okazuje się ograniczać do grzecznego czekania za drzwiami, aż prokuratorzy rosyjscy zechcą nam coś wyjaśnić, i do rzucania gromów na oszołomów, którzy podnosząc drażliwe kwestie narażają na szwank świeżo ogłoszone historyczne pojednanie z Rosją. Wiadomo, że historyczne pojednania, zwłaszcza na warunkach przeciwnika, to specjalność obecnego establishmentu. Dlatego domaganie się wglądu w materiały śledztwa, a zwłaszcza jego międzynarodowienia, już zostało ogłoszone ?pluciem Rosjanom w twarz?.
Co prawda, jak słyszę od ludzi serfujących po rosyjskim internecie, to właśnie sami Rosjanie ?plują sobie w twarz? najintensywniej. To oni formułują zupełnie jednoznaczne oskarżenia; bardzo się chce, aby były one przesadne. No, ale Rosjanie swoje władze znają dobrze i dobrze wiedzą, na jakie zaufanie zasługują czekiści. Fakt, że się przeciw nim masowo nie buntują, nie oznacza wcale, że są w ocenie swego państwa ślepi i głupi.
Oczywiście, nie każde nie poparte ustaleniami śledztw domniemania co do przyczyn tragedii są przez medialny establishment potępiane. Plucie w twarz Rosjanom ? nie, ale plucie na tragicznie zmarłego prezydenta, to jak najbardziej.
W ciągu kilku dni wyrósł nam najwybitniejszy ekspert od katastrof lotniczych, a raczej, najwybitniejszy ekspert w każdej dziedzinie okazał się znać także i na tym. Trudno się na czymś nie znać, jak się jest z nominacji Donalda Tuska mędrcem, i to europejskim. Samolot jeszcze dymił, gdy Lech Wałęsa orzekł autorytatywnie, że to Kaczyński zabił sam siebie i wszystkich innych, bo kazał pilotowi lądować. I od tego czasu powtórzył to nie policzę już nawet, ile razy, kompletnie głuchy na rzeczywistość, na brak jakichkolwiek przesłanek wskazujących na ingerencję śp. Prezydenta w decyzję pilota, powtarzając jako niezbity dowód swej tezy ? jeszcze wczoraj słyszałem to na własne uszy ? wielokrotnie już zdementowaną bzdurę o rzekomym czterokrotnym podchodzeniu do lądowania.
Nie budzi to oczywiście sprzeciwu ?autorytetów?, które dostały takiej histerii, gdy w programie Pospieszalskiego nie wykluczono możliwości zamachu i skrytykowano wiernopoddańczą bierność polskiego rządu wobec władz Rosji.
Sugerować, że polski pilot popełnił błąd, bo był pod presją harmonogramu zaplanowanych uroczystości, znaczy iść w dobrą stronę. Sugerować, na przykład, że błąd popełnił rosyjski szef obiektu, nie zamykając lotniska, choć zgodnie z przepisami powinien, bo był pod presją harmonogramu zaplanowanych uroczystości, to skandal, hańba, plucie w twarz i nieodpowiedzialne, warcholskie próby zakłócenia pojednania. Ojciec Rydzyk ośmielił się nie czekając na wynik śledztwa zasugerować na antenie swego radia, że to zamach? Skandal, hańba i zniewaga pamięci Lecha Kaczyńskiego (?!). Wałęsa nie czekając na wynik śledztwa też już wie, jak to było i kto jest winien, i informuje o tym publikę słuchającą radia ?Agory?? A, to ?szacun?.
Skądinąd, euromędrzec i symbol III RP powtarza uparcie wiele rzeczy ? także i to, że w 1995 roku ?nie przegrał wyborów, tylko liczenie głosów?, czyli, tłumacząc z wałęsowego na polski, że wybory te Kwaśniewski sfałszował. Jak widać, jedne jego opinie salon nagłaśnia, inne taktownie przemilcza. Wałęsa może bezkarnie bredzić do woli, albowiem ustalono, że Polacy potrzebują mitu, i on właśnie jest tym mitem. A jak Mit i Symbol, to prawda o TW ?Bolek?, doskonale wszak od lat ?autorytetom? znana, pod korzec, morda w kubeł, a rozum niech się idzie czochrać. Ustaliło tak z grubsza to samo towarzystwo, które na okoliczność tragedii smoleńskiej ustaliło, przeciwnie, że Polacy mitów nie potrzebują, wręcz trzeba ich przed mitami bronić. Już następnego dnia autorytety na łamach swojej gazety wzywały, aby nie dopuścić do zmitologizowania katastrofy, bo mity są złe.
Mity są złe, prawda też jest zła ? swoją drogą, w jaki sposób oni chcą nie dopuścić do ?zmitologizowana? tragedii, jeśli pytanie o to, jak naprawdę było, czynią surowo pilnowanym tabu? Cement i tłuczone szkło zamiast mózgów, jak to już pozwoliłem sobie zdiagnozować.
A co do mitów, oczywiście ? złe są tylko ?ich? mity, nie ?nasze?. Mit uwznioślający Lecha Kaczyńskiego jest wrogi i szkodliwy, podobnie jak mit Millenium 1966 jako symbolicznego początku końca peerelu, albo jak mit Okrągłego Stołu jako miejsca, gdzie przywódcy opozycji zdradzili i pobratali się z komunistycznym okupantem. Natomiast zupełnie inaczej jest z mitami ?bezkrwawego, wspólnego sukcesu Polaków z obu stron historycznego podziału?, wspomnianym mitem Wałęsy jako nieomylnego herosa, czy mitem listu Kuronia i Modzelewskiego jako centralnego wydarzenia w historii walki z komunizmem, aktu założycielskiego całej opozycji i w dalszej perspektywie III RP.
Przy okazji, przepraszam, mała dygresja pro domo sua. Prawodawca ostatniego z wymienionych mitów, profesor Friszke, raczył wymienić mnie we wstępie do swej hagiografii Modzelewskiego i Kuronia jako przykład negatywny. Słowa mojego felietonu, podsumowujące sławny ?list do Partii? jako bunt młodych, ideowych marksistów, krytykujących aparat partyjny za zbyt łagodną politykę wobec Kościoła Katolickiego, czyni przykładem historycznej ignorancji. Wielka szkoda, że nie zamieszcza owego listu w książce ? ale kto ciekawy może dotrzeć do niego w wydaniu książkowym albo w internecie i przekonać się na własne oczy, że moje podsumowanie jest całkowicie uprawnione. Oczywiście, jest złośliwe i stronnicze, bo niechęć do katolickiego wstecznictwa, acz wyartykułowana wyraźnie, nie jest główną, ani nawet jedną z głównych osi krytyki PZPR za odchodzenie od pryncypiów. Ale jest w dokumencie, ogłaszanym aktem założycielskim antykomunistycznej opozycji, wyraźnie obecna, czego trudno nie uznać za chichot historii. A jeśli pan profesor nie rozumie, czym różni się felieton od opracowania naukowego, to zapraszam do słownika terminów literackich.
Wracając do śledztwa w sprawie katastrofy, które podobno ? musimy w to wierzyć na słowo ? jest intensywnie prowadzone, jedno na pewno się naszym władzom udało. Udało im się przekonać społeczeństwo, że jeśli prawda będzie inna, niż z góry zadeklarowano, to i tak zostanie przed Polakami zatajona.
Powie ktoś, że w USA do dziś zdecydowana większość obywateli nie wierzy, żeby Kennedy?ego zabił działający w pojedynkę Lee Oswald. Ale w Ameryce nieufność obywateli do rządu nie przekłada się na państwo. W Polsce, jako żywo, granie z obywatelami w durnia zawsze się dla warstw rządzących źle kończyło. Rafał A. Ziemkiewicz http://blog.rp.pl/ziemkiewicz/2010/04/2 ... -ustalilo/ Ten wpis powstał 24 kwietnia 2010 o godzinie 07:53 Możesz zostawić komentarz:
____________________________________ Videtur et hoc mihi Platforninem non debere esse Poza tym uważam że Platformę należy zniszczyć /Katon starszy/
24 kwi 2010, 19:55
Polityka i politycy
"Najlepiej, gdyby Klich podał się do dymisji" LUDWIK DORN BĘDZIE APELOWAŁ DO PREMIERA
Szef MON ma trudności w rozeznaniu rzeczywistości. Zaapeluję do premiera Donalda Tuska, by zdymisjonował Bogdana Klicha - powiedział w "Faktach po Faktach" poseł Polski Plus Ludwik Dorn. Chce też konfrontacji ministra obrony narodowej z krytykującym go z szefem Państwowej Komisji Badania Wypadków Lotniczych przed sejmową komisją. Zdaniem Dorna, reakcje Klicha są niepoważne i nie na poziomie. Odniósł się w ten sposób do sporu szefa MON z szefem Państwowej Komisji Badania Wypadków Lotniczych Edmundem Klichem, który skarżył się, że prokuratura wywierała na niego naciski, by na potrzeby śledztwa udostępnił swoich ekspertów. Minister stwierdził, że naciski były słuszne.
W tej sytuacji Dorn - jak zapowiedział - będzie wnioskował o skonfrontowanie przed sejmową komisją obrony narodowej ministra i przewodniczącego Klicha (mówią też o tym politycy PiS). - To kluczowa sprawa - podkreślił.
Dorn ma materiały na Klicha
Dorn chce też zaapelować do premiera Donalda Tuska, by zdymisjonował szefa MON. - To mi się wydaje oczywiste, najlepiej byłoby, gdyby pan minister podał się do dymisji - podkreślił poseł Polski Plus.
Uważa bowiem, że Klich ma trudności w rozeznaniu rzeczywistości, i dlatego - mimo kolejnej lotniczej katastrofy, jak mantrę powtarza, że nic złego się nie dzieje.
- Minister jest nie do obrony [na stanowisku szefa MON - red.]. Niezależnie od tego, jakie były przyczyny katastrofy Tu-154, mamy do czynienia z czarną serią [wypadków w lotnictwie - red.]. I podczas tej czarnej serii minister mówi, że: wszystko jest w porządku, nic się nie stało; gdyby gdzie indziej obowiązywały takie procedury jak w wojsku, wypadków by nie było; szkolenie pilotów jest znakomicie zorganizowane, na najwyższym poziomie - wyliczał Dorn.
- W każdej chwili mogę przedstawić - po kolejnych katastrofach - takie dossier wypowiedzi ministra - krytykował Klicha Dorn. Dodał, że zgromadził materiały, które są dowodem na niepoważne wypowiedzi ministra i przedstawi je premierowi jako uzasadnienie swojego apelu o dymisję Klicha.
Jeśli nie dymisja, to wotum nieufności
Dorn podkreślał jednocześnie, że to, co szef MON mówi i to jak się zachowuje, ma wpływ na to, jak działają jego podwładni. - Minister jest politycznie odpowiedzialny za to, jak działa resort. Jeśli mamy do czynienia z czarną serią, a minister mówi wszystko jest w porządku, to jego podwładni - generałowie, wiceministrowie - myślą: działajmy tak, jak do tej pory - zauważył poseł Polski Plus.
Zapowiedział też, że jeśli premier pozostanie głuchy na jego apel o dymisję Klicha, będzie się starał złożyć w Sejmie wniosek o wotum nieufności wobec ministra.
____________________________________ Polak ,katolik,hetero,szczęśliwy.Wszystkie błędy stylistyczne i ortograficzne są zamierzone jakiekolwiek powielanie ich i rozpowszechnianie bez zgody jest zabronione! טדאוש
24 kwi 2010, 21:01
Polityka i politycy
Badman
Towarzystwo ustaliło Samolot jeszcze dymił, gdy Lech Wałęsa orzekł autorytatywnie, że to Kaczyński zabił sam siebie i wszystkich innych, bo kazał pilotowi lądować. I od tego czasu powtórzył to nie policzę już nawet, ile razy, kompletnie głuchy na rzeczywistość, na brak jakichkolwiek przesłanek wskazujących na ingerencję śp. Prezydenta w decyzję pilota, powtarzając jako niezbity dowód swej tezy ? jeszcze wczoraj słyszałem to na własne uszy ? wielokrotnie już zdementowaną bzdurę o rzekomym czterokrotnym podchodzeniu do lądowania.
Wałęsa powtarzał a ja musiałem być wtedy chory bo jakoś mi to umknęło mimo systematycznego oglądania najważniejszych wiadomości. Są takie dwa pojęcia: wypadek (zdarzenie losowe, którego nie można było przewidzieć) i błąd ludzki (nie ma ludzi nieomylnych). Można kogoś nie lubić ale ciężko mi sobie wyobrazić sytuację, w której służby państwowe (takie jak my, wielu ludzi, ścisły nadzór) tuszują zamach lub morderstwo. W odróżnieniu od wyznawców teorii spiskowej nie widzę takiej możliwości.
25 kwi 2010, 02:00
Polityka i politycy
Godło ocalało z katastrofy
Rosjanin znalazł godło Polski z rozbitego Tu-154. ? Chcę je oddać Polakom ? mówi. ? Coś czerwonego mignęło mi w grudce błota. Gdyby nie to, że było po deszczu, pewnie bym go nie zauważył. Może w ogóle nikt by go nigdy nie znalazł ? opowiada "Rz" mieszkaniec Smoleńska. ? Coś mnie tknęło, podniosłem, okazało się, że to kawałek materiału. Rozwinąłem go i zobaczyłem orła w koronie.
Zrozumiałem, że to musi być polskie godło z prezydenckiego salonu. Wyobraziłem sobie, że siedział pod nim Lech Kaczyński.
Prawie nietknięte
Oglądamy znalezisko: biały orzeł w złotej koronie na czerwonym tle ciągle jest nieco przybrudzony smoleńskim błotem, materiał mocno pachnie paliwem lotniczym. Ale godło jest prawie nienaruszone. W rogach ma cztery naderwane dziurki, ślady po gwoździach, którymi było przybite.
? To cud, że nic mu się nie stało, jest praktycznie nietknięte ? mówi Rosjanin. Na odwrotnej stronie wyszyty napis "PPHU Kramex, haft sztandarów. Suwałki, ul. Świerkowa 22". I nazwisko: "Krystyna Brzezińska". http://www.rp.pl/artykul/2,467385_Godlo ... rofy_.html
Dla mnie osobiście to piękny symbol. Symbol nadziei, że Polska mimo burz nadal trwa. Bo przecież flaga i godło są symbolem ciągłości Polski.
26 kwi 2010, 21:22
Polityka i politycy
Boję się ksenofobów z salonu i ich języka miłości Ewa Stankiewicz
Trudno z niektórymi tekstami na temat naszego filmu dyskutować, żeby nie stoczyć się do ich poziomu - mówi w rozmowie z Fronda.pl współautorka dokumentu "Solidarni 2010".
Fronda.pl: "Żerując na autentycznych ludzkich emocjach? zrobiła Pani razem z Janem Pospieszalskim "film-agitkę, propagujący obłędny, spiskowy, jakby tradycyjnie PiS-owski sposób widzenia świata?. Nie wstyd Pani?
Ewa Stankiewicz*: To jest właśnie język miłości jaki prezentuje największa gazeta w Polsce. Dziękuję jej za to, bo gdyby napisała o mnie coś dobrego, to musiałabym się tłumaczyć swoim przyjaciołom. Nie jestem związana z żadną stacją, żadnym medium i mogłam sobie pozwolić na to, by tam pójść i spontanicznie rozmawiać z ludźmi.
No właśnie, że nie mogła Pani. "Autorzy niby sami nie mówią, że "Ruscy" zestrzelili samolot, ale nie kontrują też głupstw mówionych przez ludzi pod wpływem emocji?. To skandal, żeby dać takim ludziom mówić i w ogóle im nie przerywać.
No tak. Środowisko związane z tą gazetą, albo udaje, że tych ludzi, którzy wypowiadali się w filmie, nie ma, albo zwyczajnie ich obraża. Nie dziwię się, że nie mogą przełknąć, że ktoś pozwolił mówić zwykłym ludziom. I to prawie przez dwie godziny, w publicznej telewizji.
Autorzy "rozmawiając z ludźmi stojącymi pod Pałacem Prezydenckim wyłapywali tych, którzy głosili najbardziej karkołomne teorie? ? czytamy dalej w przenikliwej recenzji filmu ?Solidarni 2010?.
I trudno z takimi manipulacjami dyskutować, żeby nie stoczyć się na podobny poziom dyskusji. Taka praca dziennikarza, że rozmawia z ludźmi. A my z Jankiem Pospieszalskim zaczynaliśmy te rozmowy od prostych pytań: "Po co tutaj przyszliście?" I, "co czujecie?". I one wywoływały spontaniczne rozmowy. W ogóle nie padały pytania, na kogo ci ludzie głosowali.
I spontaniczne reakcje. Montażystę TVP obstąpił tłum. Ludzie kazali mu klękać i przysięgać, że nie jest z TVN...
Mi też się obrywało za dziennikarzy. I to wcale nie od "moherowych beretów?. Bardzo ostre słowa wobec dziennikarzy wypowiadali ludzie prezentujący cały przekrój społeczeństwa. Niezależnie od wieku, wykształcenia, czy pochodzenia. Doszło do tego, że dziennikarze komercyjnych stacji pochowali swoje kostki, emblematy, którymi na co dzień się chwalą.
Dantejskie sceny, zapachniało linczem?
(Śmiech) A to tylko ogromna rzesza ludzi dostrzegła po prostu manipulację i brak rzetelnego dziennikarstwa, które nie fałszuje rzeczywistości. Kilka razy usłyszałam wprost: "Przestańcie kłamać?. Tak reagowali ci, którzy zobaczyli, że długo byli oszukiwani i przekonali się, że zaufali kłamcom. Miejscami byłam przerażona tym, w jaki sposób media skrzywdziły tych ludzi.
Nie. "Przerażające jest też to, że ludzie wypowiadający się w tym filmie nie dopuszczają myśli, że ktoś może mieć inne poglądy. Uznają to za efekt manipulacji, prania mózgów jakichś tajnych, niezidentyfikowanych sił?. Koniec cytatu.
Gazeta, z której pochodzi ten cytat używa haseł rodem z ?Trybuny Ludu?. To komuna zawsze posługiwała się kłamstwem. Jedyny sposób wyjścia z tego błędnego koła, to ujawnianie tego kłamstwa.
Z całym szacunkiem. Za dużo naoglądała się pani "Mission impossibile? i naczytała "Syzyfowych prac?.
Nie (śmiech). Pod pałacem prezydenckim zobaczyłam ludzi zwykłych, starych, młodych i mądrych. I chciałabym, żeby w Polsce było miejsce dla wszystkich. Także dla tych ksenofobów z salonu, bo jak inaczej określić środowisko, które ludzi złamanych narodową tragedią nazywa "krwiożerczym tłumem?? Tylko niech zejdą z tej swojej ksenofobii, zrezygnują z przejawów sekciarstwa z ich strony: wykluczanie innych, niedopuszczanie do głosu.
Poważna dziennikarka i wygaduje takie rzeczy. Co też Pani przyszło do głowy. Nie boi się Pani o swoją reputację? ?Opiniotwórczą gazetę?, zasłużoną dla III RP, posądzać o sekciarstwo?
Zastanawiam się raczej, czego boi się ten salon. Chyba tego, że traci kontrolę nad społeczeństwem. Ja sama boję się raczej utraty wolności słowa, tego że będzie u nas jak na Białorusi.
No, bez przesady. Jesteśmy w Unii Europejskiej i NATO!
Na prezydenta głosowało ok. 8 mln ludzi. Zastanawiam się, co trzeba myśleć o sobie, żeby opluwać tak duża grupę ludzi. A w ślad za manipulacją mediów idą wyroki sądów, które nie zostały zlustrowane. Dzięki temu, za niezależne poglądy można ściągnąć na siebie kłopoty, co pokazują przykłady Grzegorza Brauna i Wojciecha Sumlińskiego. A prof. Zybertowicz cytuje znanego redaktora z salonu i zostaje skazany. Ale czas żałoby narodowej pokazał, że duża część społeczeństwa widzi te manipulacje. I w tym tkwi nadzieja.
Rozmawiał Mariusz Majewski *Ewa Stankiewicz - polska reżyserka, dziennikarka i scenarzystka filmowa. Autorka reportaży telewizyjnych i radiowych. Wspólnie z Anną Ferens zrealizowała słynny dokument ?Trzech kumpli?. Współtworzony przez nią (wraz z Anną Jadowską) film ?Dotknij mnie? otrzymał nagrodę główną w konkursie filmów niezależnych na festiwalu w Gdyni. Za ?Trzech kumpli? razem z Anną Ferens dostała Nagrodę im. Dariusza Fikusa i Nagrodę im. Andrzeja Woyciechowskiego.
27 kwi 2010, 20:06
Polityka i politycy
Więcej takich dziennikarzy
28 kwi 2010, 19:35
Polityka i politycy
Ulotki w Warszawie: "Te karły szydziły z naszego prezydenta" Mieszkańcom Warszawy rozdawano dzisiaj ulotki z cytatami dziennikarzy i polityków nt. Lecha Kaczyńskiego z podpisem: "Te karły szydziły z naszego prezydenta. Teraz my bojkotujemy ich!". - Ja mam 178 cm wzrostu, więc nazwanie mnie "karłem" jest karkołomne - komentuje Katarzyna Kolenda-Zaleska. Marek Suski z PiS-u twierdzi z kolei, że to może być "głos ludu".
"Polityczne i medialne karły udające autorytety" - to tytuł ulotki rozdawanej na ulicach Warszawy. Są na niej zamieszczeni znani politycy, dziennikarze, artyści: Janusz Palikot, Donald Tusk, Stefan Niesiołowski, Lech Wałęsa, Bronisław Komorowski, Julia Pitera, Radosław Sikorski, Magdalena Środa, Kazimierz Kutz, Michał Figurski, Piotr Tymochowicz, Jacek Żakowski, Grzegorz Miecugow, Tomasz Lis, Piotr Najsztub, Mikołaj Lizut i Katarzyna Kolenda-Zaleska oraz ich cytaty, które według autorów ulotek obrażały tragicznie zmarłego prezydenta Lecha Kaczyńskiego. Ulotkę podpisana jest stwierdzeniem: "Te karły szydziły z naszego prezydenta. Teraz my bojkotujemy ich!".
- Podoba mi się towarzystwo w jakim jestem - żartuje Katarzyna Kolenda-Zaleska. - Ja mam 178 cm wzrostu, więc nazwanie mnie "karłem" jest karkołomne - dodaje. Uważa również, że politycy nie mają z tymi ulotkami nic wspólnego.
Innego zdania jest Stefan Niesiołowski z PO. - Pewnie zwolennicy PiS-u kolportują tego rodzaju brednie. Demokracja dopuszcza prawo do bredni - komentuje. Dodaje, że nie przywiązuje żadnej wagi do tych ulotek.
- Specjalnie mnie to nie dziwi. Tego typu wyskoków jest wiele. Myślę, że ludzie mają prawo kwestionować autorytety - komentuje publicysta Jacek Żakowski. - Prawica ma skłonność do tego, że zamiast polemizować, to narusza godność, obraża - dodaje.
Nie masz wystarczających uprawnień, aby zobaczyć pliki załączone do tego postu.
28 kwi 2010, 21:40
Polityka i politycy
Sprawiedliwością deklaruje chęć wstąpienia w szeregi partii. - Ludzie walą do nas drzwiami i oknami. Nawet nie mamy czasu się nimi zająć - powiedziała Hanna Foltyn-Kubicka, p.o. prezesa gdańskiego PiS.
Ponad cztery razy więcej nowych członków, w porównaniu z poprzednimi miesiącami, zgłosiło się po 10 kwietnia - kiedy doszło do katastrofy - do biura PiS w Krakowie. - Średnio w ciągu miesiąca w Krakowie wstępuje do partii ok. 10 osób. Natomiast od 10 kwietnia do teraz ankiety złożyło już 45 chętnych i wciąż pojawiają się nowe osoby - powiedział Michał Ciechowski z krakowskiego biura PiS. Dodał, że wśród kandydatów przeważają osoby pracujące, w wieku 30-50 lat.
Zarząd świętokrzyskiego PiS przyjął w mijającym tygodniu 65 nowych członków do partii. - 40 Z nich złożyło deklaracje po 10 kwietnia. - Impulsem do wstąpienia w nasze szeregi była dla tych osób katastrofa prezydenckiego samolotu pod Smoleńskiem - mówi prezes zarządu Janusz Barański. Zaznacza, że poprzednio partia rosła w regionie, co miesiąc średnio o kilka osób. W opinii Barańskiego, zwiększony akces mieszkańców Świętokrzyskiego do PiS to wyraz wzrostu uznania i zaufania do tej partii, a także przejaw solidarności z ugrupowaniem, które zostało najbardziej dotknięte w nieszczęściu sprzed trzech tygodni.
Jesteśmy mile zaskoczeni napływem nowych członków, bo media kreowały negatywny wizerunek naszej partii, tymczasem od ludzi, którzy do nas wstępują słyszymy: trzeba pomóc Polsce, PiS jest patriotyczne - wie, co to Bóg, Honor i Ojczyzna - podkreślił lider świętokrzyskiego PiS. Jest ono najliczniejszą strukturą wojewódzką w kraju, utworzoną przez Przemysława Gosiewskiego, który również zginął w katastrofie.
Według sekretarza Zarządu Okręgu Krosno-Przemyśl Krzysztofa Sobolewskiego, "setki ludzi, głównie młodych" w biurach tej partii pobrało po katastrofie samolotu pod Smoleńskiem deklaracje przystąpienia do PiS. - Tak dzieje się m.in. w Rzeszowie, Przemyślu, Krośnie, Mielcu, Tarnobrzegu. Dosłownie w każdym mieście, gdzie mamy swoje biura - powiedział Sobolewski.
Najczęściej deklaracje są pobierane podczas składania podpisów popierających kandydaturę Jarosława Kaczyńskiego na prezydenta. - Ile z tych osób, które pobrały deklaracje wypełni je i przyniesie zobaczymy po najbliższych posiedzeniach lokalnych zarządów partii - dodał. Blisko sto osób pobrało w ostatnich dniach w biurze Prawa i Sprawiedliwości w Szczecinie ankiety członkowskie i zadeklarowało wstąpienie do partii - informuje sekretarz zarządu okręgowego PiS w tym mieście Andrzej Hoehle. To tyle, ile wstąpiło do partii w okręgu w ubiegłym roku - zaznaczył.
- Wstąpieniem w szeregi PiS zainteresowani są w większości ludzie młodzi lub w średnim wieku. Są wśród nich wykładowcy akademiccy, studenci, prowadzący działalność gospodarczą, urzędnicy a także emeryci. Spotkałem się także z ofertą biznesmenów, którzy ze względu na obowiązki zawodowe nie byli w stanie włączyć się czynnie w kampanię, ale zadeklarowali chęć wsparcia finansowego kandydata PiS - dodał.
Hoehle podkreśla, że od pierwszego dnia po tragedii w Smoleńsku siedziba partii w Szczecinie jest bardzo licznie odwiedzana przez mieszkańców miasta, a telefon praktycznie został zablokowany przez osoby chcące uzyskać połączenie. Na adres mailowy biura przychodzą też setki listów.
- Zdecydowana większość osób podkreślała, że ich aktywność jest reakcją na zakłamanie mediów. Andrzej Hoehle, sekretarz zarządu okręgowego PiS w SzczecinieZdecydowana większość osób podkreślała, że ich aktywność jest reakcją na zakłamanie mediów, które wcześniej przedstawiały prezydenta Lecha Kaczyńskiego, jako zacofanego nieudacznika, a w ciągu doby odnalazły w swoich archiwach materiały świadczące o jego wysokich kompetencjach i głębokim patriotyzmie - relacjonuje Hoehle.
Jak dodał, pewna część przybyłych do biura partii twierdziła, że nie należała do zwolenników nieżyjącego prezydenta, ale chciała oddać hołd głowie swojego państwa. - Inni oświadczali, że do tej pory stali nieco z boku wydarzeń politycznych, ale w tak krytycznym momencie nie mogą być bezczynni. Niemal wszyscy deklarowali chęć pomocy PiS w kampanii wyborczej, prosząc o wyznaczenie im zadań do realizacji - podkreśla Hoehle. Zaznaczył, że porównując obecne zainteresowanie partią z ubiegłymi kampaniami wyborczymi podczas jego dziesięcioletniego doświadczenia w polityce nie miało ono takiego nasilenia. "Co ważne, ten nastrój trwa nieprzerwanie od dnia tragedii, nie zmniejszając swojej energii ani na chwilę. Wydaje się nawet, że przybiera na mocy, dzięki niektórym mediom, które pomimo wzruszających deklaracji w dniu wypadku, szybko wróciły na dawne pozycje totalnej krytyki wszystkiego, co związane z PiS" - podkreślił.
Kilkadziesiąt osób zadeklarowało już chęć wstąpienia do PiS w Kaliszu. Podobnie jest w Ostrowie Wielkopolskim i Lesznie - poinformował poseł Adam Rogacki. Według niego do kaliskiego biura PiS przychodzi bardzo dużo osób, by złożyć swój podpis na kandydata na prezydenta Jarosława Kaczyńskiego. Zwiększone zainteresowanie wstępowaniem do PiS widać w okręgu lubelskim, są liczne telefony z pytaniami o to jak się zapisać, ludzie przychodzą i biorą deklaracje członkowskie - poinformował prezes tego okręgu poseł Krzysztof Michałkiewicz.
- W miniony piątek podczas mojego czterogodzinnego dyżuru jedna osoba przyniosła wypełnioną deklarację, a trzy dalsze wzięły formularze do wypełnienia. W poniedziałek na posiedzeniu zarządu okręgu zdecydowaliśmy o przyjęciu do partii 15 nowych osób. Dużo ludzi trafia do biur powiatowych, ich deklaracje dopiero dotrą do zarządu okręgu - dodał Michałkiewicz.
W okręgu lubelskim do PiS należy około 500 osób. Zdaniem Michałkiewicza to wzmożone zainteresowanie wstępowaniem do partii spowodowane zostało patriotyczną atmosferą panującą w ostatnim okresie. - Ludzie poczuli się odpowiedzialni za Polskę, chcą się włączyć do działalności politycznej - zaznaczył poseł.
Zwiększone zainteresowanie wstąpieniem do PiS zauważono także w okręgu chełmskim. - Na razie sprawy przyjęcia nowych członków odłożyliśmy na później i skupiamy się na zbieraniu podpisów pod kandydaturą Jarosława Kaczyńskiego. Chcemy też tym chętnym osobom dać trochę czasu, aby spotkali się działaczami partii, poznali ją bliżej i podjęli jak najbardziej świadomą decyzję - powiedziała koordynator wyborczy w okręgu chełmskim Anna Pańczyk.
Po tragedii w Smoleńsku wiele osób zgłasza się do PiS i deklaruje chęć przyłączenie się do partii lub przynajmniej oferuje pomoc przy kampanii wyborczej Jarosława Kaczyńskiego. Jak powiedział PAP Paweł Hreniak, członek prezydium dolnośląskiej PiS do tej pory do partii przyłączyło się ok. 20-30 osób w regionie. - Ciągle jednak dzwonią do nas ludzie i deklarują albo chęć przystąpienia do partii lub chcą pomagać przy kampanii prezydenckiej. Nigdy jeszcze nie spotkałem się z taką mobilizacją - mówił Hreniak.
- We Wrocławiu mamy ustawionych kilka stolików, gdzie zbieramy podpisy pod listą dla kandydata na prezydenta. Przy tych stolikach cały czas ustawiają się kolejki. Stoi i czeka po kilka osób - podkreślił. Pytany przez PAP czy rozdają też zdjęcia prezydenckiej pary za poparcie J. Kaczyńskiego - zaprzeczył. - Mamy zdjęcia prezydenckiej pary, ale w naszych biurach - dodał Hreniak.
Tak dużego zainteresowania naszą partią nie pamiętam od dawna - powiedział Szymon Szynkowski vel Sęk z Zarządu Okręgowego PiS w Poznaniu. W ciągu ostatnich trzech tygodni zgłosiło się ok. 50 osób chcących się zapisać do partii.
- Biorąc pod uwagę, że mamy 200 członków w okręgu, jest to liczba znacząca. Przed katastrofą pod Smoleńskiem w porównywalnym czasie przychodziło najwyżej kilka zainteresowanych osób - powiedział. Jak dodał większość zainteresowanych to ludzie wykształceni. Zgłaszający się mają od 19 do ponad 70 lat. - To są osoby, które już wcześniej sympatyzowały z PiS, ale katastrofa to był dla nich impuls, żeby się zaangażować. Wiele z nich przychodzi z gotowymi pomysłami na swoją obecność w partii: zgłosiło się np. dwóch informatyków, którzy chcą pomagać nam w tej właśnie dziedzinie. Przyszła też pani anglistka, która chce nam pomagać przy tłumaczeniu materiałów - stwierdził Szynkowski vel Sęk.
Zwiększone zainteresowanie wstąpieniem do PiS obserwuje się też w okręgu olsztyńskim i elbląskim. Według szefa PiS w okręgu elbląskim posła Leonarda Krasulskiego tylko w jeden dzień w poniedziałek tuż po katastrofie do biura PiS w Elblągu przyszło 25 osób po deklaracje członkowskie. Przychodzi też wielokrotnie więcej ludzi, którzy chcą pomóc w zbieraniu podpisów pod kandydaturą Jarosława Kaczyńskiego
Według szefa PiS w Olsztynie, Jerzego Szmita, przed katastrofą do biura przychodziły w ciągu miesiąca 2-3 osoby, które chciały się zapisać do partii. Teraz jest to wielokrotnie więcej. Dodał, że przychodzą ludzie w pełni aktywności zawodowej i ludzie młodzi. Podkreślił, że chęć zapisania się do PiS tłumaczą solidarnością i wparciem partii w trudnych chwilach. Szmit podkreślił, że każda z osób deklarujących chęć wstąpienia do PiS będzie weryfikowana.
W okręgu bydgoskim PiS zainteresowanie zapisami do partii wzrosło w ostatnim czasie prawie czterokrotnie. - Na razie trudno mówić o konkretnych liczbach osób formalnie przyjętych, bo deklaracje są zgłaszane zarówno do mnie, jak i do poszczególnych kół, a procedura zajmuje trochę czasu - zastrzegł Kosma Złotowski, pełnomocnik okręgowy PiS. Wśród osób deklarujących chęć przystąpienia do partii są głównie osoby nieangażujące się dotychczas w działalność polityczną. - Ale nawiązała ze mną kontakt także grupa działaczy NSZZ "S" z lat 1980-81 - dodał Złotowski.
- Ludzie walą do nas drzwiami i oknami. Nawet nie mamy czasu się nimi zająć. Zgłaszają się nawet ludzie z zagranicy z polskim paszportem - powiedziała p.o. prezesa gdańskiego PiS Hanna Foltyn-Kubicka. Akces do PiS zgłosił m.in. współzałożyciel w 1978 r. Wolnych Związków Zawodowych Wybrzeża Krzysztof Wyszkowski. - Aby wstąpić do partii jak każdy członek, zgodnie ze statutem, musi mieć dwie rekomendacje. Jednej ja już mu udzieliłam - wyjaśniła Foltyn-Kubicka.
Sekretarz zarządu pomorskiego PiS Piotr Zwara dodał, że w ciągu dwóch tygodni od katastrofy pod Smoleńskiem chęć członkostwa w partii w Gdańsku zadeklarowało ponad 100 osób, tyle co w całym ubiegłym roku. - Tę liczbę trudno jest nawet tak precyzyjnie oszacować. Cały czas bowiem dochodzą sygnały o nowych osobach, które chcą się zapisać. Ludzie zgłaszają się osobiście, mailowo i telefonicznie - wyjaśnił.
Coraz więcej osób chce także wstąpić w szeregi Prawa i Sprawiedliwości w Lubuskiem. - Wiele osób deklaruje chęć przynależności do naszej partii. Nie są to "wielkie nazwiska", a głównie mieszkańcy, którzy od dawna nosili się z takim zamiarem i po tragedii w Smoleńsku chcą się z nami jeszcze mocniej zsolidaryzować - powiedział prezes lubuskiego PiS, poseł Marek Ast. Jak dodał, o przyjęciu do partii decyduje zarząd okręgu, wymagane są też rekomendacje od dwóch członków PiS.
Publicysta i politolog z Fundacji im. Stefana Batorego Aleksander Smolar ocenił w rozmowie PAP, że znaczenie i rozmiar zainteresowania wstępowaniem do PiS są trudne do ocenienia. - To zwiększone zainteresowanie wstępowaniem do Prawa i Sprawiedliwości jest wynikiem szoku, jakim dla wielu ludzi był tragiczny wypadek pod Smoleńskiem, w którym zginął prezydent Lech Kaczyński z małżonką oraz wiele innych osób, w tym czołowi politycy PiS - powiedział Smolar. Zdaniem politologa prof. Kazimierza Kika zwiększone zainteresowanie członkostwem w PiS niczego nie zmieni ani w samym charakterze tej partii, ani w układzie sił na polskiej scenie politycznej.
- Jest to jedynie wyraz zrozumiałego, emocjonalnego gestu sympatii, współczucia i jedności z Jarosławem Kaczyńskim, który jest bratem tragicznie zmarłego prezydenta. Dotyczy on wyłącznie sympatyków i elektoratu PiS, czyli tych, którzy i tak popierali tę partię nie będąc jej członkami - powiedział Kik.
Kik się myli, gdyż to POstkomuch. Po prostu, drzyjcie Sbecy. Czas cofnie się o 21 lat. Mam nadzieję.
Ostatnio edytowano 09 maja 2010, 10:42 przez Nadir, łącznie edytowano 2 razy
podwójny post
30 kwi 2010, 21:41
Polityka i politycy
PODPIS KOMOROWSKIEGO, CZYLI ZGODA NA SZANTAŻ
Pierwszymi, którzy skorzystali ze śmierci prezydenta Lecha Kaczyńskiego, są funkcjonariusze SB. Śmierć ta bowiem przekreśliła możliwość zablokowania nowej ustawy o Instytucie Pamięci Narodowej, a co za tym idzie dała funkcjonariuszom zła dostęp do materiałów zbieranych przez nich przeciwko swym ofiarom.
Bronisław Komorowski, składając swój podpis pod ową ustawą, wbrew woli nie tylko prezydenta, ale i śp. rzecznika praw obywatelskich Janusza Kochanowskiego, otworzył szeroko esbekom drzwi do archiwów. Od tej pory każdy funkcjonariusz dostanie nie tylko swoją teczkę personalną, ale i wytworzone przez siebie tzw. materiały operacyjne.
Co w tych materiałach gromadzono? Przede wszystkim wszystkie tzw. komprmateriały, czyli materiały kompromitujące, dotyczące inwigilowanych i rozpracowywanych osób. I to nie tylko działaczy opozycji demokratycznych, ale i zwykłych obywateli, którzy do tej pory nie zdają sobie z tego sprawy.
O to kilka grup ?haków?, które znam z kwerendy tych akt: - zdrady małżeńskie i niemoralne prowadzenie się małżonków lub bliskich krewnych, - skłonności homoseksualne, - alkoholizm i inne nałogi, - konflikty personalne, zwłaszcza w rodzinach i zakładach pracy, - choroby psychiczne i wszelkie inne problemy ze zdrowiem (nagminnie łamano tajemnice lekarską). - negatywne cechy charakteru.
Pisząc swoją książkę "Księża wobec bezpieki", miałem dostęp do wszystkich tych materiałów. Jednak ze względów etycznych żadnej z tych kompromitujących spraw nie ujawniłem. Podobnie postępowali inni historycy.
Ujawnią to jednak byli esbecy, którzy masowo będą składać wnioski o dostęp do akt. Co więcej, mogą to wszystko wykorzystać do szantażu swych ofiar i ich rodzin. Ludzie, którzy czynili tyle zła, nie cofną się bowiem przed niczym, co może im dać korzyści materialne, zwłaszcza że pomniejszono im ich emerytury. Wytworzy się też nowy biznes, czyli handel wiedzą o sprawach kompromitujących.
Od dziś więc esbecy mogą ustawicznie wznosić toasty za zdrowie Bronisława Komorowskiego i za jego zwycięstwo w najbliższych wyborach.
Od dziś także byli represjonowani i prześladowani przez system komunistyczny, a także ich bliscy, będą znów żyli w strachu.
____________________________________ Polak ,katolik,hetero,szczęśliwy.Wszystkie błędy stylistyczne i ortograficzne są zamierzone jakiekolwiek powielanie ich i rozpowszechnianie bez zgody jest zabronione! טדאוש
02 maja 2010, 21:10
Polityka i politycy
Ale w czym problem? Przecież tylko jedna teczka została sfałszowana przez SB. Wiadomo czyja. Cała reszta to szczera prawda. Prawda nas wyzwoli, czy jakoś tak. Gdzieś to słyszałem, ale nie pamietam gdzie.
02 maja 2010, 21:36
Polityka i politycy
Profesor Jacek Trznadel: Nie ufam ani Rosjanom, ani polskim śledczym
Już ponad 24 tysięcy osób podpisało się pod apelem prof. Jacka Trznadla o powołanie niezależnej Międzynarodowej Komisji Technicznej do zbadania przyczyn katastrofy pod Smoleńskiem. ? Rosjanie nie dali nam powodów do tego, by im ufać ? przyznaje.
W rozmowie z ?Rzeczpospolitą? przyznaje, że niepokoi go prowadzenie śledztwa w sprawie katastrofy praktycznie wyłącznie przez stronę rosyjską. - Rozumiem, że są pewne przepisy międzynarodowe, które mówią, że postępowanie prowadzi kraj, na którego terenie doszło do katastrofy. Jednak w sytuacji tak wyjątkowej powinno się z tej zasady zrezygnować. ? stwierdził.
Trznadel przyznaje, że strona rosyjska przejmując całkowity nadzór nad śledztwem traktuje Polskę protekcjonalnie. - Nasze władze akceptują to bez żadnych protestów. Mało tego, jeszcze się do Rosjan przymilają ? i to jak mówi, zdecydowało, że napisał list otwartego do premiera Tuska. - Nie ufam ani Rosjanom, ani przykro to powiedzieć, polskim śledczym ? dodał pisarz.
Mówiąc o nieufności do Rosjan, przewodniczący Rady Polskiej Federacji Katyńskiej opowiada o ujawnieniu w 1943 r., że w Katyniu znaleziono zbiorowe mogiły z polskimi oficerami i prace międzynarodowej komisji. - Pluto na nią, oburzano się strasznie. Ale ci specjaliści z różnych krajów znakomicie się spisali. Ich werdykt był uczciwy. Sowieci powołali zaś własną komisję, komisję Burdenki, której werdykt był całkowicie sfałszowany ? przypomina.
Ostre słowa członek jury przyznającego Nagrodę Literacką im. Józefa Mackiewicza kieruje też pod adresem polskiego rządu. - Dla tych ludzi ważniejsze jest, aby nie zostali ?źle odebrani? przez Rosjan, niż to, aby wyjaśnione zostały okoliczności śmierci ich prezydenta ? powiedział. - Przecież nikt im nie każe iść z Rosją na noże ? ironizuje.
Co zdaniem autora "Hańby domowej" powinni zrobić Rosjanie. - Rosjanie powinni powiedzieć: zginął wasz przywódca, wy tę sprawę wyjaśnijcie. To oni powinni pomagać przy naszym śledztwie, a nie odwrotnie. W ten sposób pokazaliby, że mają czyste intencje i wokół całej sprawy nie byłoby żadnych niedomówień ? tłumaczy prof. Trznadel.
Jacek Trznadel jest pisarzem, poetą, krytykiem literackim i publicystą. Jest przewodniczącym Rady Polskiej Fundacji Katyńskiej, członek jury przyznającego Nagrodę Literacką im. Józefa Mackiewicza. W 1997 roku otrzymał od Instytutu Józefa Piłsudskiego w Nowym Jorku Nagrodę im. J. Łojka za ?walkę z fałszem i zdradą w życiu narodowym?. mm/Rp.pl
Ostatnio edytowano 03 maja 2010, 10:40 przez Nadir, łącznie edytowano 2 razy
Nie możesz rozpoczynać nowych wątków Nie możesz odpowiadać w wątkach Nie możesz edytować swoich postów Nie możesz usuwać swoich postów Nie możesz dodawać załączników