Komentarze do komentarza rysunkowego: - STEVE pisze: Jak zwykle genialne. Szacunek ! - woyteq70 pisze: Od kilkunastu miesięcy obserwuję ten marsz. Smutny, niemalże tragiczny i jakże celny rysunek. Społeczeństwo sterowane przez telewizję i poprawnie politycznie media. Polska na niechlubnym 2 miejscu w Świecie w ilości spędzonego czasu przed telewizorem -4 godziny dziennie. Jak łatwo zawładnąć tym stadem wie doskonale każdy politolog i socjolog. Gratulacje celności. - Ernest Nemeczek pisze: Trochę łopatologia, ale widocznie tak trzeba. Tyle ze w tej gazecie target trochę nie ten. - yabbo pisze: ))) Mimo wszystko jestem większym optymistą - Abonent pisze: Problem w tym, że tu nie ma miejsca na optymizm. Widzimy tutaj FOTOGRAFIĘ, zatrzymane w kadrze epokowe wydarzenie. Można tylko snuć domysły ile w tym stadzie jest prawdziwych baranów, a ile lemingów poprzebieranych za barany. Im więcej w tym stadzie lemingów, tym mniej baraniej wełny będzie miał prowadzący stado. Optymistyczne może być tylko to, że większość to lemingi, z sierści których pożytku niewiele, ani na tu, ani na teraz, a tym bardziej na przyszłość. - BIA pisze: ja chce pierwszy przecież śmierć to wolność - Abonent pisze: Za widocznymi drzwiami stado się rozdzieli. Prowadzący wejdzie do drzwi, nad którymi jest napis SPA, stado pokieruje do drzwi z napisem STRZYŻENIE/UBOJNIA. - niewielki pisze: O tych biednych stworzeniach mówi się z troską zaprawioną nutą sympatii ? lemingi, ale autor ma rację, to zwykłe barany są.
Ruskie znowu wejdą? Zgubiłem się. A śledziłem każde słowo, analizowałem pauzy, tembr głosu i mimikę, znam na pamięć każdy socjotechniczny forhend i bekhend, otwartą i zamkniętą dłonią. Ale wciąż nie wiem, o jaką wojnę chodziło Donaldowi Tuskowi podczas pourlopowego wystąpienia w Sejmie. Przypomnijmy ? było ono poświęcone błędom na wieży w Smoleńsku popełnionym przez posłów PiS i SLD. Premier, widząc, co się dzieje, grzmiał wtedy (i tym jednak różni się od Pana Boga, który widzi i nie grzmi), że tuż po katastrofie chciał wygrać dwie rzeczy: prawdę i pokój.
Co do prawdy, wiadomo, jak się skończyło. Ale wygrać pokój? Czyli że go nie było? Najpierw myślałem, że Tusk próbował zakończyć wojnę polsko-polską, ale posłuchałem go jeszcze przez chwilę i łuski mi z oczu spadły ? o żadnym pokoju z opozycją mowy być nie może. Chodziło zatem o wojnę z Rosją! A jeśli tak, czy przytulenie Tuska przez Putina nie było gestem przyjaźni, ale próbą rzutu przez bark i wygrania walki przed czasem? Czy rosyjski premier szepnął naszemu na ucho: ?Nu, pagadi?? Wydaje się, że mikrofony wychwyciłyby takie czułości i że nic takiego nie miało miejsca.
To z kolei prowadzić musi do mało odkrywczego wniosku, że premier sam zamienił się w matę do dżudo, do tego samopompującą. Że tylko kreuje się na zbawcę narodu, który, jak niegdyś Marszałek, powstrzymuje rosyjską nawałnicę. Po co Tuskowi dodatkowe zaszczyty, skoro sam jest jednym wielkim zaszczytem, jaki spotkał Polskę niespodziewanie, ale chyba i zasłużenie? Ano po to, by przed nadchodzącymi wyborami snuć przy akompaniamencie bałałajki pieśni o tym, że jeśli PO przegra wybory, znowu dręczyć nas będzie pytanie: ?Ruskie wejdą czy nie wejdą??. Mistrz polityki wirtualnej tak bowiem zapatrzył się we własną świetlaną przyszłość, że zapomniał, iż wszystko już było. Nawet taki jeden, który ?kierując się potrzebą zapewnienia wzmożonej ochrony interesów państwa i obywateli??, wywiózł część narodu na wczasy przymusowe. Teraz robi za prezydenckiego konsultanta ds. bezpieczeństwa narodowego.
I wszystko się zazębia. Bo gdyby jednak miłościwie nam mydlący oczy nie wygrał pokoju, ktoś powinien w trybie pilnym zastąpić ministra Bogdana Klicha. Nawet w życiu premiera są chwile, kiedy musi zwolnić psychiatrę.
Nie masz wystarczających uprawnień, aby zobaczyć pliki załączone do tego postu.
26 sty 2011, 00:24
Rząd PO 2007 zobowiązania i ich realizacja
Załącznik:
DŁUG PUBLICZNY 22 stycznia 773mld.JPG
Załącznik:
DŁUG PUBLICZNY 1 luty 775mld.JPG
Akcje i reakcje Każda akcja wywołuje reakcję?
Tak wszyscy mówią, ale to wcale nie musi być prawda, co łatwo wykazać na przykładzie rządu premiera Donalda Tuska. To bardzo osobliwe zjawisko i to już od samego początku. Jak pamiętamy, PO szczyciła się posiadaniem gabinetu cieni, w którym poszczególni ambicjonerzy szykowali się do objęcia konkretnych resortów. Kiedy jednak przyszło do tworzenia rządu, okazało się, że tylko Ewa Kopacz, która - jaka jest każdy widzi, no i Mirosław Drzewiecki, późniejszy Miro, rzeczywiście objęli swoje resorty, podczas gdy resorty pozostałe - zupełnie inne osoby, nieraz w ogóle w gabinecie cieni nie zasiadające, zaś ambicjonerzy ustąpili im bez żadnej reakcji.
Oto na przykład do finansów w gabinecie cieni przymierzał się Zbigniew Chlebowski, późniejszy Zbycho, a tymczasem ministrem został Jacek Rostowski.
Albo Julia Pitera, która miała objąć resort sprawiedliwości, ale co z tego, skoro objął go Zbigniew Ćwiąkalski?
Sprawami zagranicznymi pasjonował się Bronisław Komorowski, ale zastąpił go Radek Sikorski, podobnie jak Bogdan Zdrojewski, szykowany na resort obrony, który musiał ustąpić miejsca Bogdanu Klichu, który - podobnie jak Jacek Rostowski, Zbigniew Ćwiąkalski i Radek Sikorski w ogóle w gabinecie cieni nie zasiadał.
Czyż to nie poszlaka, że w tworzeniu tego rządu musiały uczestniczyć Siły Wyższe, przedstawiając premieru Tusku propozycję nie do odrzucenia?
No dobrze, ale dlaczego właściwie Siły Wyższe miałyby dyktować premieru Tusku skład jego rządu?
Ano, jeśli przyjmiemy, że podstawowym zadaniem tego rządu jest gwarantowanie delikatnego kompromisu osiągniętego w ramach rządzącego naszym nieszczęśliwym krajem dyrektoriatu tajnych służb i agentur, to w tej sytuacji poszczególni ministrowie są rodzajem mężów zaufania poszczególnych uczestników tego kompromisu, zaś premier - jego notariuszem, pozbawionym jak to notariusz - możliwości dokonywania samowolnych zmian.
Dlatego na przykład premier Tusk - chociaż zapowiadał dymisję ministra Aleksandra Grada w przypadku gdy w określonym terminie nie znajdzie on strategicznego inwestora dla stoczni - kiedy przyszło co do czego, w podskokach odstąpił od dymisji, bo widocznie jego władza aż tak daleko nie sięga. Czyż to nie poszlaka, że minister Grad premieru Tusku nie podlega, podobnie jak minister Cezary Grabarczyk, nie mówiąc już o ministrze Jacku Rostowskim, a zwłaszcza - Bogdanie Klichu?
Jak pamiętamy, zaraz po katastrofie smoleńskiej generał Sławomir Petelicki, co to wstąpił do SB, aby spełniać dobre uczynki, publicznie zażądał od premiera Tuska nie tylko dymisji ministra Klicha, ale ostentacyjnie przedstawił mu też kandydatów na poszczególne stanowiska w wojsku. Głuche milczenie było mu odpowiedzią, a żadne zmiany nie nastąpiły. Akcja generała Petelickiego nie wzbudziła żadnej reakcji.
Kolejna fala żądań dymisji ministra Klicha podniosła się po opublikowaniu Raportu MAK. Widocznie była silniejsza od akcji generała Petelickiego, bo wywołała reakcję w postaci wsparcia, jakiego ministru Klichu udziela nie tylko telewizja państwowa, ale również stacje prywatne, podejrzewane o powiązania z WSI. Minister Klich daje tam odpór swoim oskarżycielom, a szczególnie oskarżeniu o zaprzaństwo, z którym jak z naciskiem podkreśla zetknął się po raz pierwszy. Ano, ten pierwszy raz zawsze kiedyś musi się pojawić, ale oczywiście nie o to chodzi, bo zarówno żądania dymisji, jak i wsparcie stanowią poszlakę, że chwiejna równowaga w dyrektoriacie musiała zostać zachwiana i będzie on musiał wypracować nowy kompromis.
Czy jego gwarantami będą nadal ci sami ministrowie, a notariuszem nadal premier Tusk, czy też trzeba będzie dokonać rekonstrukcji rządu jeszcze przed wyborami? Tego oczywiście nie wiemy, ale jeszcze ważniejsza jest treść tego przyszłego kompromisu i jego cel.
Na przykład pan generał Waldemar Skrzypczak powiada w Rzeczpospolitej, że ministru Klichu udała się destrukcja armii. Taka destrukcja, podobnie jak destrukcja kolei i w ogóle - infrastruktury, czy destrukcja finansów państwa, może być oczywiście efektem nieudolności, ale równie dobrze może być dowodem skuteczności działania.
Wszystko bowiem zależy od celu, dla którego rządzący naszym nieszczęśliwym krajem dyrektoriat zawiera i modyfikuje kompromisy. Również i to, czy rząd będzie tylko gronem mężów zaufania, czy dodatkowo rodzajem Komisji Likwidacyjnej.
Felieton 29 stycznia 2011 /Stanisław Michalkiewicz/
Nie masz wystarczających uprawnień, aby zobaczyć pliki załączone do tego postu.
____________________________________ "Demokracja to cztery wilki i owca głosujące o obiedzie" R.A.Heinlein
01 lut 2011, 23:37
Rząd PO 2007 zobowiązania i ich realizacja
Pedofile mieli być kastrowani, a chodzą wolni
Jeśli premier Tusk coś obiecuje, to... obiecuje.
Jak może jeszcze niektórzy z nas pamiętają, rok koniec roku 2008 upłynął w Polsce pod znakiem kastracji. We wrześniu premier Tusk rzucił bowiem pomysł, by dokonywać chemicznej kastracji pedofilii.
Ponieważ kraj żył akurat wówczas sprawą Fritzla oraz kilku jego polskich "naśladowców", koncepcja spotkała się szerokim medialnym i politycznym odzewem. Nikt nie przejął się faktem, że możliwość kastracji już w polskim prawie istnieje.
W ciągu roku, przy pełnym poparciu wszystkich ugrupowań politycznych, napisano i przepchnięto przez parlamentarne komisje ustawę o kastracji przestępców seksualnych. Przegłosowano ją we wrześniu 2009 roku ? tylko jeden poseł był przeciw.
Minęło jednak kilka miesięcy i okazało się, że chemiczna kastracja pedofilów jest niemożliwa ze względu na brak pieniędzy oraz specjalistycznych ośrodków. W dodatku pedofilów nikt nie kontrolował. Jak pisaliśmy w grudniu 2009 roku: "Leczenie przestępców seksualnych trwa zresztą kilkanaście lat, nie ogranicza się tylko do podawania leków i nie zawsze jest skuteczne. Według specjalistów, co piąty pedofil po zakończeniu terapii cierpi na nawroty swojej obsesji. Dlatego państwo musi trzymać nadzór nad takimi ludźmi, także po odbyciu kary."
Tymczasem w Polsce - o czym już pisaliśmy - aparat państwa kontroluje wyłącznie tych pedofili, którzy siedzą w więzieniach. Podejrzanymi o molestowanie seksualne nieletnich i tymi, którzy opuścili cele, nikt się nie interesuje. A to tysiące osób. Wielu z nich po wyjściu z więzienia jeszcze raz popełnia podobne przestępstwa.
Minął ponad rok i oto zapomniana już sprawa kastrowania powraca. Portal TVN24 poinformował, że kastracji może zostać poddanych pierwsze 18 osób. Tylu pedofilów skazały bowiem na wykastrowanie sądy. - Lecz problem w tym, że od 2009 roku sytuacja zbytnio się nie poprawiła. Pedofilami wyspecjalizowane ośrodki zajmą się, być może, w drugiej połowie roku. Po kilkunastu miesiącach przyjętej z hukiem ustawy jej efektów nie widać. Co więcej, wielu pedofilów, tak jak niegdyś, pozostaje poza jakąkolwiek kontrolą ? nawet jeśli zostali skazani. Wystarczy powiedzieć, że spośród 18 wysłanych na chemiczną kastrację przestępców tylko 13 siedzi za kratami. Pozostałych pięciu jest wolnych i może robić co chce.
Taki jest koniec wielkiego zamieszania sprzed dwóch lat. Ciekawe, czy Donald Tusk jeszcze interesuje się tematem, któremu sam niegdyś nadał wyjątkowe znaczenie?
Żyłem już w Polsce komunistycznej, w Polsce transformującej się, w Polsce stanu wojennego, w Polsce hańbiąco niesprawiedliwej w 1968 roku. Ale nie chcę żyć w Polsce głupiej - pisze prof. Aleksander Nalaskowski.
No i stało się. Prezydent podpisał najgłupszy dokument, który mógł podpisać, a mianowicie ustawę o parytecie płciowym. Wszystko się we mnie gotuje i coraz bardziej pozbywam się złudzeń, że prezydent RP nie poprzestanie na strzelaniu kompromitujących go gaf, ale niestety będzie również szkodził. Taki charakter ma bowiem rzeczona ustawa.
Za mojego życia, a przynajmniej w jego dorosłej części, pamiętam parytet dla komunistów w 1989 roku. Tamta decyzja miała charakter polityczny i do teraz wzbudza kontrowersje. Ta dzisiejsza jest zadekretowanym populizmem podobającym się różowym gejom z Brukseli.
Decyzja o parytecie płciowym to początek nawrotu komunizmu w wydaniu unijnym. A więc jeszcze gorszego niż sowiecki, bo prowadzącego do erozji zdrowego rozsądku. Komunizm sowiecki wzbudzał tworzenie się opozycji. Był totalitarnym kłamstwem okraszonym bogato łagrami. Komunizm unijny prowadzi do nieuniknionych zmian w myśleniu i przeprogramowaniu społecznej świadomości na akcje, hasła i działania populistyczne. A to tylko dlatego, aby pozbawić ten czy inny naród jego cech indywidualnych. Teraz już będzie w punktach, bo tak klarowniej.
A zatem:
Neokomunizm? Ależ proszę!
Nieodrodną cechą komunizmu jest to, że musi się on kimś koniecznie opiekować, że musi nad kimś rozkładać swoje opiekuńcze skrzydła bez względu na to, czy ów ktoś tego chce i potrzebuje czy nie. Zatem przez długi czas była to klasa robotnicza, nad którą czuwały partyjne komitety, różnego rodzaju tajniacy i ubecy, a także media. Od całkiem niedawna, od chwili, gdy klasa robotnicza przestała być klasą robotniczą a stała się normalną grupą pracowników, których interesu bronią związki zawodowe (organizujące manifestacje i zawody wędkarskie), przedmiotem opieki stała się przyroda. Ta jest zupełnie bezbronna. I nic zatem dziwnego, że tak zwani ?zieloni? są w istocie czerwoni jak komunistyczne sztandary. Bardzo szybko więc zamiast ruchów ekologicznych mamy ekofaszyzm z ekoterrorem, który skutecznie paraliżuje wiele ważnych przedsięwzięć. Teraz komunizm skupił się na mniejszościach narodowych. Wymyślanie międzykulturowości prowadzi do nieuniknionej klęski kulturowej, tak jak to się stało w Niemczech, gdzie idea tzw. ?multikulti? roztrzaskała się z hukiem o azjatyckie lenistwo, brud i przestępczość. Ci, którzy tu przyjechali ze wszystkich stron świata, nie chcieli budować wspólnej kultury, ale chcieli się wzbogacić, zarobić, mieć lepiej niż u siebie. Neokomuniści tego nie dostrzegają, a wręcz ignorują owe fakty ustawicznie głosząc hasło ?Obywatele wszystkich krajów mieszajcie się?, przy okazji ucząc nas (czy chcemy czy nie) tolerancji. Teraz komuniści wzięli pod opiekę kobiety. A one, utożsamiając tę opiekę z powodzeniem u mężczyzn, poszły w to jak w dym. No i mamy parytet.
A właściwie dlaczego?
Nie ma żadnego dowodu naukowego, żadnych wiarygodnych badań wykonanych zgodnie z arkanami metodologii nauki, aby stwierdzić, że wprowadzenie płciowego parytetu jest czymkolwiek uzasadnione. Zgodnie z metodologią ingerencja w obszar społeczny winna polegać na likwidacji niekorzystnych zjawisk znajdujących się w tym obszarze. W przeciwnym wypadku jest tak, jakbyśmy powiedzieli ?w związku z tym, że jest pan chory na grypę, zabiorę się za poskromienie stadionowych chuliganów?. Taki właśnie nonsens sobie zafundowaliśmy. Daliśmy kobietom więcej miejsc w parlamencie, bo bywają takie, które mąż tłucze za zbyt słoną zupę.
Demokratyczny krok do tyłu
Tworzenie jakichkolwiek parytetów jest uderzeniem w wolność wyboru, w istotę demokracji. Ona bowiem w swej najszlachetniejszej postaci nie znosi żadnych ograniczeń wyboru. Dlatego we Francji mógł funkcjonować Le Pen, a u nas znalazło się sejmowe krzesło dla Martyniuka czy Cimoszewicza. Wybory polegają na tym, że wskazujemy kandydata z pewnej nieograniczonej puli. Każdy obywatel RP może zebrać ileś tam podpisów i zostać kandydatem. Parytet powoduje, że ów nieograniczony wybór kuleje. Trochę tak jak u Forda, który reklamując swojego forda T głosił, że ?klient może wybrać auto w dowolnym kolorze pod warunkiem, że będzie to kolor czarny?. Płciowym parytetem ograniczono mi wybór. Na co któreś krzesło ma siąść kobieta a w żaden sposób mężczyzna. Chociaż ten ostatni byłby najbardziej kompetentny, musi przegrać, bo parytet wskaże średnio rozumną kobietę. Parytet jest ograniczeniem swobód zarówno wybierających jak i wybieranych. To powolne przyzwyczajanie społeczeństwa do utraty części praw na rzecz tych, ?którzy wiedzą lepiej?. A to czysta postać komunizmu.
Płciowa fasada
Ustawa płciowa ma jeszcze jedną cechę. Jest tworem czysto medialnym. Wynika z obecnej w mediach poprawności politycznej, która jest w istocie eufemizmem dla pojęcia fałsz. Podam tylko taki przykład: podczas jednego z pobytów w Anglii miałem okazję zamieszkiwać u zaprzyjaźnionej rodziny brytyjskiej. Pani domu była w sklepie, w autobusie, w szkole uprzedzająco miła dla czarnoskórych Anglików. Powiedziałbym, że wręcz demonstracyjnie grzeczna. W domu natomiast jej język roił się od ?czarnuchów?, ?śmierdzieli?, ?śmieci? w relacjach o tych samych, miło potraktowanych ludziach. Gdy ją o to zapytałem odpowiedziała: ?no wiesz, poprawność polityczna, na moim stanowisku nie mogę inaczej?. Pracowała na uniwersytecie. Nie tak dawno rozmawiałem z drugorzędnym politykiem, mało znaczącym posłem. W trakcie rozmowy dotknęliśmy ustawy parytetowej. Mój rozmówca nie mówił o niej inaczej jak ?ustawa pipkowa?. Przepraszam za ten wulgaryzm, ale oddaje on właśnie tę naszą parytetową schizofrenię. Bez telewizji ustawa nie miałaby szans. Jej wprowadzenie jest wynikiem grasowania w polityce i na salonach okołopolitycznych, zakompleksionych feministek. Coś sobie tym rekompensują.
A co, jeśli okaże się, już po wyborach, że dana kobieta nie jest wcale w stu procentach kobietą, tak jak Stanisława Walasiewiczówna? Odebrać mandat? Przesunąć do grona facetów? No oczywiście, tak jak w sporcie, musi powstać komisja ds. badania płci wybranych z parytetu posłów.
Parytet dla wszystkich?
Jest jeszcze jedno realne niebezpieczeństwo, którego się obawiam. Być może ustawa płciowa jest uwerturą do następnego kroku. A dlaczego by nie zrobić parytetu dla gejów. Skoro kobiety mogą mieć swój przywilej, to homoseksualiści także winni go mieć. Oczywiście z wyraźnym podziałem na lesbijki i tzw. gejów, a może i biseksów.
***
Może ktoś mi zarzucić, że uprawiam tu spiskową wizję świata. Nie mam pojęcia czy to, co napisałem, jest ?spiskowe? czy nie. I szczerze mówiąc jest mi to obojętne. Żyłem już w Polsce komunistycznej, w Polsce transformującej się, w Polsce stanu wojennego, w Polsce hańbiąco niesprawiedliwej w 1968 roku. Ale nie chcę żyć w Polsce głupiej, w której prezydent podpisuje wszystko, co mu podsuną. A może by tak parytet na zdrowy rozsądek, co?
Aleksander Nalaskowski Autor jest dziekanem Wydziału Nauk Pedagogicznych UMK w Toruniu
06 lut 2011, 23:41
Rząd PO 2007 zobowiązania i ich realizacja
Hella (27) pomaga rządowi premiera Tuska zebrać kasę, bo Unia Europejska żąda od Polski obniżenia deficytu finansów publicznych o 100 miliardów zł w trzy lata.
PO-populacja rozbija świnki-skarbonki, wyjmuje ze skarpet, z bieliźniarek no i z kont bankowych zaskórniaki.
Obowiązek zbiórki częściowo-narodowej na rzecz pomocy zadłużonemu przez rząd państwu rzecz jasna powinien dotyczyć głosujących na partie rządzące. Najprościej byłoby, żeby wyborcy PO i PSL przy urnach podpisywali notarialną Deklarację Pomocy Finansowej Rządowi.
Propozycje deklaracji: - młode małżeństwa z dziećmi zrzekają się wszelkich świadczeń na dzieci, a powyżej drugiego dziecka płacą ?rządzikowe" za każde. Rodzice rezygnują z urlopów mamusiowo-tatusiowych
- emeryci rezygnują z waloryzacji i ewentualnie z części emerytur. Jeżeli mieszkają z rodziną płacą państwu podatek od wieku ? wprost proporcjonalnie do nadżytych bez pracy lat
- budżetówka pracuje 2 dni w tygodniu za darmochę. Urlopy skrócone o połowę. W czasie wygospodarowanej połowy ? gratisowa praca przy budowie dróg lub ich odśnieżaniu
- firmy prywatne utrzymują rząd, prezydenta i inne urzędy ? bezpośrednio. Możliwość danin w produktach lub usługach
Z pewnością zwolennicy aktualnego rządu z chęcią wezmą na siebie obowiązek pomocy swoim idolom. Gdyby jednak coś im w tym przeszkadzało komornicy mogliby zajmować ich dobytek. Dla szczególnie hojnych darczyńców można by wprowadzić bodziec motywacyjno-satysfakcjonujący. Otrzymywaliby oni któryś z fantów: a to czapeczkę premiera z Peru, a to koszulkę tegoż po meczu, a to notesik z adresami sklepów z garniturami lub xera wystąpień prezydenta przed korektą, bądź to nagrania wystąpień prezydenta na żywo w kraju i zagranicą (tu bez tłumaczeń), lista do uzupełnienia.
Z poparciem kolegów z Sejmu rząd może zarządzić inne (tak jak już obecnie się dzieje) ustawowe, czyli dla wszystkich, nie tylko swoich miłośników, pomysły na klajstrowanie zgotowanego nam zadłużenia. Może dla przykładu zmniejszyć wydatki na leczenie poprzez losowanie wśród pacjentów operacji, zabiegów i leków refundowanych. Zrezygnować z policji i wprowadzić obowiązkową, honorową straż obywatelską z własnym sprzętem. W szkołach wyeliminować dla oszczędności (już podjęto próby) historię, ograniczyć polski i matmę, skasować w-f. Boiska i baseny sprywatyzować i opodatkować.
Na osoby z emigracji zarobkowej nałożyć opłaty przy każdorazowym wjeździe do ojczyzny, podwójne dla londyńczyków. Bo patriotyzm nie może być za darmo. Może też opatentować hymn, flagę, godło i pobierać opłaty za korzystanie z nich. Kto wie, co jeszcze może zrobić rząd, żeby zatkać dziurę w statku, którą sam wydłubał. Statku na którym jest kapitanem. Ale tym statkiem płyniemy wszyscy. I Ty też.
____________________________________ Polak ,katolik,hetero,szczęśliwy.Wszystkie błędy stylistyczne i ortograficzne są zamierzone jakiekolwiek powielanie ich i rozpowszechnianie bez zgody jest zabronione! טדאוש
10 lut 2011, 09:07
Rząd PO 2007 zobowiązania i ich realizacja
Załącznik:
632193.jpg
Nie masz wystarczających uprawnień, aby zobaczyć pliki załączone do tego postu.
11 lut 2011, 09:33
Rząd PO 2007 zobowiązania i ich realizacja
?Broń nas, Panie Boże, przed takimi liberałami? Tak bardzo im wierzyłem...
- Pozbyłem się złudzeń, Platforma coraz bardziej przypomina mi ? a w paru kwestiach nawet przebija ? SLD. Mówię tu o nepotyzmie, czarowaniu piarem i działaniach pozorowanych. Skupienie się głównie na zamazywaniu rzeczywistości do złudzenia przypomina mi czasy tow. Gierka. Powiem więcej, te wszystkie socjotechniczne sztuczki zmuszają do zastanowienia, czy dzisiejsi specjaliści Platformy w samej partii i przyjaznych jej mediach to nie ci sami ludzie, którzy kilkadziesiąt lat temu wmawiali nam, że jesteśmy w czołówce przemysłowych krajów świata - mówi Paweł Kukiz, muzyk rockowy, w rozmowie z Piotrem Ferencem-Chudym.
- Ma Pan korzenie kresowe, czy to determinuje Pański stosunek do historii Polski? - Oczywiście. Przede wszystkim z przekazów rodzinnych już jako dzieciak poznawałem koszmarne losy Polaków pod rosyjskim czy bolszewickim panowaniem. Później tę wiedzę pogłębiałem, czytając fachową literaturę, co również wpłynęło na mój stosunek do aktualnych wydarzeń. Na przykład jeśli chodzi o sprawę smoleńskiej tragedii. Byłem zszokowany oddaniem śledztwa w ręce Rosjan, które miało świadczyć o zaufaniu do nich, a ściślej do rosyjskich instytucji państwowych. Takie zaufanie mogą mieć tylko naiwni lub ludzie kierujący się złą wolą w kontekście polskiej racji stanu. Obojętne, czy ta Rosja jest biała, czerwona, seledynowa, czy nie wiadomo jaka, z pułkownikiem KGB na czele, jest jasne, że aspiracje imperialne dominowały, dominują i dominować będą w rosyjskiej polityce zagranicznej. Podstawową rolą naszych polityków powinno być ostateczne przekonanie Rosji, że Polska już dawno przestała być Krajem Priwislinskim czy PRL-em. Niedawno odwiedziłem swojego przyjaciela Rosjanina i zapytałem go, czy gdyby np.w lesie kabackim rozbił się samolot z Miedwiediewem na pokładzie, Rosja oddałaby śledztwo Polsce. Popatrzył na mnie jak na wariata i odpowiedział ? ?Oszalałeś? Gdyby trzeba było, wjechałyby czołgi, żeby zabezpieczyć wrak?. Nic dodać, nic ująć.
- Znając dzieje polsko-rosyjskich relacji, można było przewidzieć zachowanie władz rosyjskich. - No właśnie i w tym momencie się poważnie zastanawiam, podejrzewając dwie przyczyny takiego stanu rzeczy. Albo premier wykazuje się brakiem poczucia rzeczywistości w stosunkach polsko-rosyjskich, albo tak bardzo obawiał się przeprowadzenia śledztwa przez niezależne instytucje międzynarodowe, które mogłoby obnażyć słabość jego rządu w dziedzinie bezpieczeństwa własnego państwa. Byłaby to kompromitacja rządu Tuska, co więcej, prawdopodobnie musiałoby się to skończyć postawieniem najwyższych urzędników państwa polskiego przed Trybunałem Stanu.
- Pamiętam, jak 17 września 2009 r. dla weteranów pod Domem Polonii zaśpiewał Pan ?Kurica nie ptica?. Byłem wówczas przekonany, że spotkamy się w kwietniu w Katyniu. - W styczniu 2010 r. dostałem z Kancelarii Prezydenta zaproszenie na spotkanie wigilijne z udziałem rodzin deportowanych na Wschód. Nie pojechałem na nie, ponieważ zaproszenie dotarło do mnie na tyle późno, że nie mogłem odłożyć pilnych spraw rodzinnych. Wiem skądinąd, że prezydent Kaczyński chciał mnie wtedy zaprosić na wyjazd do Katynia. Stało się inaczej ? nie poleciałem do Smoleńska i dlatego możemy teraz rozmawiać. Chociaż być może poleciałbym Jakiem-40. Pan też miałeś tego dnia sporo szczęścia, że dziennikarzy wysłali oddzielnym samolotem. Gdyby nie sytuacja rodzinna, na pewno bym był na tym spotkaniu, bo zaproszenie od prezydenta uważałem za zaszczyt. Na dodatek był to czas, kiedy z coraz większym uznaniem patrzyłem na jego poczynania w polityce zagranicznej, szczególnie dotyczące Wschodu i Gruzji. No i oczywiście doceniałem brak zgody Lecha Kaczyńskiego na nominacje generalskie dla oficerów mentalnie tkwiących w komunie.
- Jaka była Pańska pierwsza reakcja na wiadomość o tragedii w Smoleńsku? - Może pan nie uwierzyć, ale ja przeczuwałem, że coś takiego kiedyś nastąpi. Nie myślałem tylko, że skala będzie tak przytłaczająca. Przecież w tej katastrofie jak w soczewce skupia się mizeria naszego państwa i fatalny stan jego bezpieczeństwa. Ta katastrofa pośrednio z tego wynika. Gdybyśmy mieli wszystko pięknie poukładane, to ten samolot nie wyleciałby z Warszawy, chociażby ze względu na jego stan techniczny i 100 remontów, jakie przechodził, przecież wiadomo, gdzie był produkowany i serwisowany. Ja wiem, że na wschód od Bugu ludzie do tej pory masowo jeżdżą zdezelowanymi wołgami i ładami, u nas tego nie znajdziesz. A my rozmawiamy przecież o samolocie, który woził naszych przywódców.
- Jedną z konsekwencji katastrofy smoleńskiej były przyspieszone wybory prezydenckie. Głosował Pan? - Powiem tak: z początku byłem zdecydowany w drugiej turze zagłosować na Jarosława Kaczyńskiego. Nie poszedłem jednak do urny. Nie głosowałem dlatego, żeby nie dawać szansy Platformie na przewrotne tłumaczenie ich impotencji. Gdyby prezydentem został Kaczyński, znów mogliby powiedzieć ?chcieliśmy dobrze ale ? wiecie, rozumiecie ? prezydent nam blokuje?. A tak mają wszystko. Łącznie z prezydentem ? inicjatorem pomnika dla bolszewików, prezydentem, który za doradcę ds. historii dobiera sobie aktywistę PZPR-owskiego, a do udzielania rad w kwestiach polityki wschodniej ? tow. Jaruzelskiego. Jednocześnie pan prezydent w kampanii wyborczej akcentował swoją antykomunistyczną przeszłość i epatował więzienną celą z czasów internowania. Wracając do rzeczy ? PO ma w tej chwili pełnię władzy i odpowiedzialności. Straciła wcześniejsze argumenty.
- Jak Pan zareagował na raport MAK? - Zupełnie mnie nie zaskoczył. Dużo wcześniej mówiłem bliskim i znajomym, że wersja będzie taka, że pijany prezydent przymusił pijanych pilotów do lądowania wbrew stanowczym zakazom kontrolerów lotniska Smoleńsk-Siewiernyj. Oczywiście specjalnie to przerysowywałem, ale co do ogólnych wniosków pomyliłem się niewiele. A fakty, które znam, są takie, że był to lot wojskowy, a jeżeli był to lot cywilny ? jak sugerują za Rosjanami niektórzy nasi eksperci ? to w takim razie przykładnie ukarani powinni zostać urzędnicy odpowiedzialni za wysłanie samolotu z załogą, która nie miała uprawnień do jego pilotowania. Gdzie tam było lotnisko zapasowe, gdzie zabezpieczenie kontrwywiadowcze i ochrona BOR na lotnisku. No i to oddanie śledztwa. Kompletnie się nie zgadzam z niby to przychylną dla premiera tezą, że sytuacja go przerosła. Po pierwsze dlatego, że nawet taka sytuacja nie ma prawa przerosnąć szefa rządu 40-milionowego narodu. Uważam natomiast, że na rękę było panu premierowi oddanie pola w tej sprawie z góry przewidzianym wynikiem śledztwa obarczającym winą pilotów ich naczelnego dowódcy i prezydenta. Obiektywna ocena tego zdarzenia przez międzynarodową niezależną instytucję mogłaby skłonić Tuska do dymisji, a Klich i Arabski prawdopodobnie stanęliby przed sądem jako przynajmniej współodpowiedzialni za śmierć prawie 100 osób.
- Czego oczekuje Pan po raporcie komisji Jerzego Millera? - Niczego. To jest już musztarda po obiedzie. Zresztą jakie ta komisja miała możliwości realnego działania, czy mogła dokonać we właściwym czasie rzetelnych badań szczątków wraku? Przy dzisiejszych możliwościach technicznych wciąż badają zapis z czarnej skrzynki. Gdzie jest kokpit wraku? Przecież to jest kpina. Właściwie wszystko już jest pozamiatane, mogą jedynie znaleźć parę kozłów ofiarnych na niższym szczeblu i tyle. Niech Pan zobaczy, co się dzieje w mediach, kto inspiruje i nagłaśnia takie inicjatywy jak tzw. Dzień bez Smoleńska. Kto przekonuje ludzi, że domaganie się poznania prawdy to tylko i wyłącznie cyniczna gra PiS?. Ludzie w swej masie reagują tak, jak im każą telewizory. Kłopot w tym, że w ogóle na świecie zapanowała forma nad treścią. Zwyciężyła okładka i kolorowe opakowanie mentalnej i moralnej próżni. Taki ?AndyWarhollizm? z mass mediami odmóżdżającymi swoich odbiorców. Ważne staje się to, ile i czego mamy, czy człowiek jest ładny, czy brzydki. Ważniejsze, jak na lodzie tańczą gwiazdy niż ilu Polaków zamarzło na Syberii. Generalne pożegnanie wartości... Przekonany jestem jednak, że to etap przejściowy. Ludzie muszą mieć opokę w postaci imponderabiliów, bo inaczej uczelnie medyczne nie nadążą z kształceniem psychiatrów.
- Kiedyś bardzo Pan wspierał PO, natomiast ostatnio stał się Pan wobec niej krytyczny. - Ja po prostu miałem do nich zaufanie. Znałem tych chłopaków z czasów studenckich, NZS-owskich. Z czasem zaufanie to zaczęło topnieć. Szczerze mówiąc, to jeszcze wtedy, gdy Tusk aspirował do kandydowania na prezydenta, miałem nadzieję, że po jego ewentualnym wyborze premierem zostanie inny członek Platformy. W tej chwili pozbyłem się złudzeń, Platforma coraz bardziej przypomina mi ? a w paru kwestiach nawet przebija ? SLD. Mówię tu o nepotyzmie, czarowaniu piarem i działaniach pozorowanych, czyli nieróbstwie. Skupienie się głównie na zamazywaniu rzeczywistości do złudzenia przypomina mi czasy tow. Gierka. Powiem więcej, te wszystkie socjotechniczne sztuczki zmuszają do zastanowienia, czy dzisiejsi specjaliści Platformy w samej partii i przyjaznych jej mediach to nie ci sami ludzie, którzy kilkadziesiąt lat temu wmawiali nam, że jesteśmy w czołówce przemysłowych krajów świata. To, co się dzieje obecnie, to idealna kalka z propagandy sukcesu. Te zielone wyspy i inne cuda na patyku, a przy tym zapaść służby zdrowia, bezpieczeństwa państwa, dług publiczny i podwyższanie podatków oraz okradanie naszych przyszłych emerytur. Do tego przekonanie o nieomylności, arogancja i uśmiech samozadowolenia na twarzach. Zamiast wziąć się do ciężkiej pracy, podtrzymują wojenkę z prawicowym PiS-em. A PiS daje się w nią wkręcić, a to tylko wzmacnia postkomunistów. Zachowałem jeszcze trochę szacunku dla tych ludzi wywodzących się z nurtu SKL-owskiego, którzy gdzieś tam w trzecim czy czwartym szeregu autentycznie pracują, nie pchając się przed obiektywy kamer. Szanuję także ministra Zdrojewskiego, który rzeczywiście wykonuje dobrą robotę i to po cichutku. Niezmiernie ceniłem śp. marszałka Macieja Płażyńskiego, który mogąc politycznie zdyskontować rolę, jaką odgrywał przy założeniu Platformy, zrezygnował z pierwszego planu, gdy zauważył, w jakim kierunku ta partia zmierza.
- Kiedy zaczął Pan tracić zaufanie do polityków Platformy? - Były to chyba nominacje generalskie w policji, m.in. dla oficera z rozdania dawnej SB, którego awans wcześniej blokował prezydent Kaczyński. Potem szaleństwa Janusza Palikota i jego niejasne relacje na styku biznesu i polityki. Kolejny szok to komisja hazardowa. Bolało mnie to, bo naprawdę dużo czasu poświęciłem Platformie. Mimo ogromu obowiązków rodzinnych i zawodowych przed wyborami jeździłem z południa na północ Polski, by zachwalać PO. Tak bardzo im wierzyłem...
- Jest Pan jednym z niewielu przedstawicieli show-biznesu angażującym się w komentowanie bieżących wydarzeń. Jak na to reagują ludzie z tego środowiska? - Nieszczególnie mnie to interesuje . Poza tym absolutnie nie uważam się za autorytet, mówię po prostu to, co myślę. Np. podczas programu telewizyjnego ze Zbyszkiem Hołdysem zwracałem uwagę na konkrety, podając fakty wynikające z dokumentów dotyczących wojskowego charakteru tragicznie zakończonego lotu rządowego tupolewa. Nie majaczyłem o żadnych ideologiach w kontekście polityki. Opierałem się na treści dokumentów i mówiłem o próbie manipulowania nimi oraz dziwnym milczeniu ministra Jerzego Millera w tej sprawie. Całe moje zainteresowanie polityką nie wynika z chęci partycypowania we władzy czy świecenia światłem odbitym od czołowych polityków. Wszystkie moje pokłady ambicji realizuję w pełni na scenie jako muzyk. Rzecz w tym, że zainteresowanie polityką bierze się z patriotyzmu i autentycznej troski o Polskę. Nie zawsze też muszę mieć rację, ale z pewnością chcę politykom powiedzieć, co nich myślę ja i duża część społeczeństwa. Ludzi myślących podobnie na prawicy jest sporo ? część z nich jest w PiS, a część w Platformie, choć sądzę, że ci ostatni już niedługo opuszczą tę partię. Tragedią, której skutki odczuwamy do dziś, było to, że w 1989 r. nie doszło w Polsce do tego, co potrafili zrobić u siebie Czesi i Niemcy, czyli całkowitego odsunięcia bolszewii od funkcji publicznych. Dzięki temu nasi komuniści zyskali czas na zdobycie stanowisk i wpływów w biznesie.
- Platforma większości społeczeństwa przedstawiała się jako partia liberalna. Uważa ich Pan za liberałów? - Jakich liberałów?! Od podnoszenia podatków i drenowania kieszeni podatników? Od objęcia władzy powiększyli i tak już rozpasany do granic korpus urzędniczy o ponad 60 tys.!!! Broń nas, Panie Boże, przed takimi liberałami.
____________________________________ "Demokracja to cztery wilki i owca głosujące o obiedzie" R.A.Heinlein
11 lut 2011, 22:05
Rząd PO 2007 zobowiązania i ich realizacja
"To jest dziedzina, w której Tusk jest jak Kaczyński"
Przez cztery lata rządów premier nie miał odwagi spotkać się z biznesem! Ani razu! - grzmi na swoim blogu Janusz Palikot. Były polityk PO, a teraz lider stworzonego przez siebie Ruchu Poparcia stwierdza, że w tej dziedzinie Donald Tusk niczym nie różni się od Jarosława Kaczyńskiego. "Obaj uważają biznes za coś podejrzanego i już" - pisze.
"Wciąż tkwimy w okopach IV RP!" - obwieszcza Janusz Palikot. I udowadnia, że postrzeganie przedsiębiorców przez obecnego premiera jest takie samo jak u jego poprzednika.
Były polityk PO wytyka Tuskowi, że przez cały czas rządów nie spotkał się z przedsiębiorcami. "Tak jakby ta grupa społeczna to byli przestępcy" - pisze. I dodaje: "Ministrowie Tuska sekują polski kapitał z prywatyzacji, a Bielecki buduje czebole państwowe czyli spółki kontrolowane przez polityków, które wykupują kolejne. Czym to się różni od PIS-u? Niczym!!! PR-em tylko!" - grzmi Palikot.
Polacy mają dość! tak pesymistycznego sondażu nie było od dawna...
Załącznik:
Polacy mają dość!.JPG
Większość Polaków (70%) uważa, że sprawy w kraju zmierzają w złym kierunku. Przeciwnego zdania jest 22% badanych, 8% nie potrafiło wyrazić opinii na ten temat - wynika z najnowszego sondażu TNS OBOP. http://wiadomosci.wp.pl/kat,1342,title, ... &_ticrsn=3
POwyższe należy tłumaczyć: 70% Polaków ma dość robienia z nich idiotów przez Rudego 22% badanych woli żeby Rudy nadal robił z nich idiotów 8% to idioci nie potrafiący wyrazić swojej opinii na zadany temat.
PO ma 22% poparcia!!! Czyli w tym kraju podoba się tylko Mirom, Rychom, i Zbychom!! Chyba zmiennię Imię na Zbycho! ~moher
Wiedzę jak jest otrzymujemy z mediów. TVN24 modeluje rzeczywistość! P. Karol Modzelewski wspaniale im to wyłuszczył w Faktach po Faktach. Pewnie już Go nie zaproszą! ~och-merci
BRAWO RZĄD PO-PSL... A mnie wyniki kolejnego sondażu nie dziwią... PO w 3 lata naprawiło Kraj setkami nowych, śmiałych ustaw (czego dowodem efekty ostatniej tzw. jesiennej ofensywy legislacyjnej ), całkowicie zwalczyła korupcję (nie było Rycha, Mira, Sawickiej, Misiaka itp. towarzycha - tow. Sekuła wyjaśnił to w jasny sposób), wybudowała tysiące km nowych autostrad, torów kolejowych i boisk, wyremontowała istniejące drogi (które teraz są równe jak stół), wreszcie zmniejszyła podatki i większość innych obciążeń,tak jak to było obiecane. Ma też swój wkład z walką z narkomanią - przykładem mogą być działania senatora Piesiewicza z PO (to ten pan w sukience). Kolejny senator z PO, Ludwiczak, czynnie i skutecznie zwalczył korupcję polityczną, tak rozpowszechnioną w mrocznych czasach PIS... Posługując się przy tym nienaganną polszczyzną, godną Narodowych Wieszczów. Nie wspomnę o niskich kosztach utrzymania - to też efekt 3-letnich rządów i ważny element poparcia dla tej partii.Symboliczne podwyżki cen (15-20%) w ostatnim czasie są przecież nieodczuwalne dla bogatego przecież społeczeństwa... Troska rządu nie pomija też młodych; rząd troskliwie zajmuje się ich składkami emerytalnymi (OFE), lokując je w jakże dochodowym ZUS-ie... Oczywiście są spokojni o swoje przyszłe emerytury; nie będą mieli na starość problemów z wydawaniem wstrętnej kasy (bo nie będą jej mieć)... Malkontenci co prawda wspominają o wzrastającym zadłużeniu naszej zielonej wyspy (na tle świata), ale przecież kwota długu nie przekroczyła liczby BILION...Tak drobną kwotę młodzi spłacą w przyszłości z ochotą. O zlikwidowanym abonamencie TV oraz podatkowi Belki i bzdetami typu "jedno okienko" ze skromności nie wspomnę.Wiadomo, że jak premier obieca (np. paliwo po 5 zł), to mur - beton... W sumie - Żyje się lepiej... Nieważne, że tylko rodzinom działaczy PO i ich znajomym (np. ze studiów...). jimi~
Nie masz wystarczających uprawnień, aby zobaczyć pliki załączone do tego postu.
____________________________________ "Demokracja to cztery wilki i owca głosujące o obiedzie" R.A.Heinlein
Ostatnio edytowano 16 lut 2011, 19:42 przez kominiarz, łącznie edytowano 1 raz
16 lut 2011, 19:33
Rząd PO 2007 zobowiązania i ich realizacja
Nawet w Brukseli się ślizgają i zwlekają z odpowiedzią. Nie wygląda to dobrze Rostowski: nie ma przesłanek po podwyższenia podatków
Nie ma żadnych przesłanek do jakiegokolwiek podwyższenia podatków czy parapodatków w Polsce - powiedział po spotkaniu z unijnym komisarzem ds. gospodarczo-walutowych Olli Rehnem minister finansów Jacek Rostowski. Komisarz przyjechał do Warszawy, by z premierem Donaldem Tuskiem i ministrem finansów Jackiem Rostowskim dyskutować o polskich planach reform fiskalnych. W 2009 r. Polska została ponownie objęta unijną procedurą nadmiernego deficytu. Do 2012 r. ma obniżyć deficyt do 3 proc. PKB.
Rostowski podkreślił w środę na konferencji prasowej, że celem polityki rządu jest "szybkie zrównoważenie finansów publicznych i osiągnięcie celu deficytu sektora finansów publicznych poniżej 3 proc. (PKB - PAP) drogą ograniczenia wydatków". Dodał, że ograniczenie wydatków "jest wymuszone" przez regułę wydatkową, która stanowi część ustawy o finansach publicznych. Reguła obowiązuje w 2012 i 2013 roku.
Rostowski wyjaśnił, że jeszcze kilka dni potrwają "konsultacje techniczne" z ekspertami KE, a po "konsultacjach ostatecznych" Polska wystąpi z oficjalnym listem do Komisji w sprawie "ścieżki ograniczania deficytu" w ramach procedury nadmiernego deficytu.
Rehn podziękował rządowi polskiemu za wsparcie udzielone we wzmacnianiu nowego ładu gospodarczego w Europie, który jego zdaniem jest "bezwzględnie konieczny dla stabilizacji i zrównoważenia finansów publicznych, jak również wzrostu gospodarczego i tworzenia nowych miejsc pracy".
Zaznaczył, że w środę w Warszawie dyskutowano na temat środków i działań, które mogą być podjęte, aby Polska mogła spełnić warunki europejskiego reżimu fiskalnego. Poinformował, że strona polska już udzieliła Komisji informacji na ten temat, ale KE spodziewa się kolejnych danych, m.in. prognoz finansowych dla gospodarki polskiej i wyliczeń stanowiących ich podstawę. - Spodziewamy się konkretnych i szczegółowych informacji w ciągu nadchodzących dni, do końca tygodnia - powiedział Rehn.
Komisarz pytany przez dziennikarzy, czy KE zgodzi się, by Polska dopiero w 2013 r. zeszła z deficytem do 3 proc. PKB, odpowiedział: "aby zapewnić średnioterminowe zrównoważenie finansów publicznych, Rada Europejska zaleciła obniżenie długu publicznego do 3 proc. (PKB - PAP) do 2012 roku. Przy czym Komisja Europejska podkreśliła, że cel ten jest możliwy do zrealizowania".
Od polskich reform - i tego, jak zostaną przyjęte przez KE - zależy ewentualne otwarcie kolejnych etapów procedury nadmiernego deficytu. Zgodnie z nią, jeśli kraj (w tym przypadku Polska) nie realizuje pierwszych rekomendacji Ecofinu, to następnym krokiem jest przyjęcie przez ministrów finansów UE, na wniosek KE, tzw. publicznych rekomendacji i ustanowienie ścisłego monitoringu wdrażanych reform.
We wtorek w Brukseli komisarz Rehn zapowiedział, że oczekuje także szczegółów propozycji w sprawie reformy OFE. Wyraził przy tym wątpliwość, czy wystarczy ona, by obniżyć deficyt poniżej 3 proc. PKB do końca przyszłego roku. Rehn zapowiedział także, że po wizycie w Warszawie spodziewa się formalnej odpowiedzi na swój list z połowy stycznia, w którym prosił Polskę o przedstawienie planu reform, by deficyt finansów spadł do 3 proc. PKB. Źródła dyplomatyczne powiedziały PAP, że podczas spotkania w Brukseli dał Rostowskiemu termin - do najbliższego piątku.
Polityka, strach i ruble Rzeczpospolita, Krzysztof Czabański 17-02-2011, ostatnia aktualizacja 17-02-2011 23:35
?(...) w 2008 r. polska polityka zagraniczna zrobiła zwrot przez rufę, odrzucając wszystko, co nowego i dobrego wypracował Lech Kaczyński wraz z Jarosławem. Odrzuciła nawet to dobre, czego jeszcze wcześniej dokonał Aleksander Kwaśniewski. Świadczą o tym co najmniej trzy charakterystyczne ? ale i o kluczowym znaczeniu ? posunięcia rządu Donalda Tuska: - ścisłe współdziałanie z tą grupą polityków amerykańskich, którzy postanowili wycofać Polskę z systemu tarczy antyrakietowej, - przyjęcie koncepcji stosunków wyłącznie dwustronnych z Rosją w miejsce tych via Unia Europejska, - wycofanie Polski z gry o pozycję lidera Europy Środkowej oraz z aktywności na południu byłego ZSRR i oczekiwanie w zamian wdzięczności Berlina, Paryża i Moskwy.
W posunięciach polskiego MSZ (także tych tu niewymienionych) można zobaczyć wspólny mianownik: rezygnację z prowadzenia polityki samodzielnej, suwerennej, na rzecz oddania inicjatywy możnym tego świata. Najzabawniejsze jest to, że możni tego świata nie spodziewali się tak hojnego daru. Może prócz Francuzów, którzy nigdy nie ukrywali, że Polska ma prawo do milczenia. I tylko do tego. No, może jeszcze oprócz Rosjan, dla których taka postawa polskiego rządu jest prawdziwym darem z nieba. Bo też ? jak pokazują losy umowy gazowej między Polską a Rosją ? dziś dla Warszawy ostateczną instancją jest Moskwa. Nawet ? a tak było w sprawie wspomnianej umowy ? gdy do porządku próbują nas przywołać i Komisja Europejska, i Niemcy. Zaiste, prześmieszne to by było wielce, gdyby nie w istocie tragiczne, że aby dogodzić Moskwie, rząd Tuska i Pawlaka potrafił przeciwstawić się Berlinowi, Brukseli i mass mediom, które przecież nie zostawiły suchej nitki na polsko-rosyjskim kontrakcie gazowym.
Wycofywanie rakiem Gdyby na bok odłożyć słowa, a zająć się samymi czynami, to widać wyraźnie, że Polska wycofuje się rakiem zawsze, gdy Rosja prycha, warczy lub wręcz mówi: nie rusz, to moje! To nie przez przypadek Warszawa straciła na znaczeniu w państwach bałtyckich, na Ukrainie czy w Gruzji. Nie jest też przypadkiem to, że śp. prezydent Lech Kaczyński był w Moskwie postrzegany jako śmiertelny wróg: wszak to on swoim działaniem powstrzymał upadek Gruzji i przejęcie jej przez promoskiewski reżim. A przy okazji pokazał, że w Unii Europejskiej możliwe jest zdecydowane działanie bez aprobaty Paryża i Berlina (w tym wypadku niewątpliwie pomogło mu poparcie USA). To on także był, razem z Jarosławem, architektem gier politycznych, które przeciwdziałały odzyskiwaniu przez Rosję wpływów czy wręcz dominacji w Europie. Nie tylko Środkowo-Wschodniej. (...)?
?(...) Wszystko wskazuje na to, że zamiennik reorientacji polskiej polityki wschodniej zapoczątkowana pod koniec 2007 roku zakończyła się spektakularną katastrofą. Krzysztof Rak, Publicysta specjalizujący w problematyce polskiej polityki zagranicznej.
?Nasz człowiek w Moskwie" Tusk wierzył, że jako premier RP bez trudu doprowadzi do nowego otwarcia w stosunkach polsko-rosyjskich. Stała za tym podwójna kalkulacja. Premier chciał wzmocnić swoją pozycję w oczach kanclerz Merkel i udowodnić Polakom, że nie jest dyplomatołkiem, lecz mężem stanu pełną gębą.
Pierwszy ważny sygnał wysłał w trakcie sejmowego expose, deklarując, że chce ?dialogu z Rosją, taką, jaką ona jest". W ten sposób zasygnalizował gotowość odejścia od pryncypiów dotychczasowej strategii Polski, zakładającej możliwość zbliżenia i pojednania z Rosją, ale Rosją demokratyczną, a nie totalitarną lub autorytarną. Była to jawna manifestacja cynizmu ? jednego z najważniejszych pojęć w politycznym wokabularzu Tuska.
Do werbalno-propagadnowego przełomu doszło podczas pierwszej wizyty w Moskwie w kwietniu 2008. Tusk nie podjął dyskusji z Rosjanami na temat spraw spornych, czyli na temat realnych interesów w stosunkach dwustronnych. Nawet nie udawał, że zamierza załatwić coś konkretnego: np. problemów z dziedziny energetyki (gazociąg północny), polityki bezpieczeństwa (tarcza antyrakietowa), czy polityki historycznej (śledztwo katyńskie). Zamiast o interesach rozprawiał o zaufaniu do strony rosyjskiej. Nie dziwota, że wzbudził zachwyt gospodarzy. Rosyjska prasa okrzyknęła go ?naszym człowiekiem w Warszawie". W ten sposób zamanifestował zupełny brak realizmu - kolejny obok cynizmu znak firmowy swojej dyplomacji.
Demontaż polskiej polityki wschodniej Donald Tusk ze wszystkich sił starał się zapracować na zaufanie władców Kremla. W tym celu odszedł od dotychczasowej linii polityki wschodniej i złamał polityczny konsensus w tej dziedzinie.
Polityka wschodnia III Rzeczypospolitej czerpała natchnienie z szeroko rozumianych koncepcji piłsudczykowskich. Za jej patrona uważano redaktora paryskiej ?Kultury" Jerzego Giedroycia. Oparta była na koncepcie UBL, czyli na istnieniu geopolitycznego bufora składającego się z niepodległej i demokratycznej Ukrainy, Białorusi, Litwy, który oddzielałby Polskę od Rosji. Dlatego właśnie jednym z priorytetów naszej dyplomacji było wspieranie tych państw w ich drodze do NATO i UE.
Chodziło o to, by nie graniczyć z potencjalną strefą destabilizacji, czyli nieukrywającą swych imperialnych ciągot Rosją. Warunkiem powodzenia takiej strategii było prowadzenia bardzo aktywnej polityki regionalnej na obszarze znajdującym się miedzy Niemcami i Rosją oraz między Morzem Bałtyckim i Morzem Czarnym. Lepiej lub gorzej koncepcja ta była realizowana przez kolejnych prezydentów III Rzeczypospolitej. Jej największym tryumfem była obrona niepodległości Gruzji podjęta przez Lecha Kaczyńskiego podczas zorganizowanej przez niego wspólnej wizyty prezydentów i premierów Europy Środkowo-Wschodniej w Tbilisi w sierpniu 2008 roku.
Taka polityka wschodnia wychodziła z realnych przesłanek. Dzisiejsza Rosja jest zagrożeniem dla swoich sąsiadów; jawnie rozszerza swoje imperialne wpływy na inne kraje, czego koronnym dowodem była agresja na Gruzję w 2008 roku, zakończona jej częściowym rozbiorem. Jest państwem autokratycznym, w którym morduje się wszystkich tych, którzy nie podobają się władzy. Trawi ją poważny wewnętrzny kryzys spowodowany m.in. istnieniem silnych tendencji odśrodkowych (np. Północny Kaukaz), nieefektywnym modelem gospodarczym opartym na eksporcie surowców, czy katastrofą demograficzną. Wreszcie rosyjskie elity władzy to w zdecydowanej większości oficerowie służb specjalnych, wskutek czego podstawową metodą polityczną Moskwy jest dezinformacja i osłabianie państw ościennych przez działalność postsowieckiej agentury.
W imię zaufania do takiego właśnie państwa Donald Tusk rozmontował zniszczył politykę wschodnią naszego państwa. Fakty są nieubłagane. [b]Nigdy w historii ostatnich dwóch dekad Polska nie miała tak złych stosunków z Ukrainą, Białorusią i Litwą; nigdy w historii ostatnich dwóch dekad Moskwa tak silnie nie rozszerzała swoich wpływów na terytorium tych trzech krajów. Polska przestała się liczyć w regionie, dopasowując się do europejskiego koncertu mocarstw, przede wszystkim Berlina i Moskwy. Kilka lat temu byłoby nie do pomyślenia, by w budowanym sojuszu państw północnej Europy, skupiającym Wielką Brytanię, Islandię, Norwegię, Finlandię, Szwecję, Danię, Litwę, Łotwę i Estonię, zabrakło naszego kraju.[b]
Politycy odpowiedzialni za strategię polskiej polityki wschodniej nie rozumieją, jakich spustoszeń dokonali w ostatnich latach. I trudno się temu dziwić. Prezydent Komorowski, Premier Tusk i minister Sikorski w swoich wypowiedziach na temat polityki zagranicznej manifestują nie tylko ignorancję, ale również ograniczoną zdolność pojmowania rzeczywistości międzynarodowej. Brak kwalifikacji umysłowych jest trzecią najistotniejszą, obok cynizmu i braku realizmu, cechą obecnej polityki polskiej. (...)?
Bezrobocie w Polsce wynosi 27 proc. - tak przynajmniej twierdzi Janusz Palikot (47l.), który na swoim blogu udowadnia, skąd w wzięła się dziura w budżecie
? Trzeba dodać do 2,5 mln bezrobotnych w kraju ok. 4 mln pracujących za granicą. Oni wszyscy nie płacą składek ubezpieczeniowych w Polsce i to jest powód dziury w ZUS-ie ? pisze Palikot.
Według polityka wszystkiemu winien jest rząd Donalda Tuska (54 l.). ? To lata lenistwa, zaniechań, kunktatorstwa rządów Tuska ? podsumowuje Palikot.
Według szacunków Ministerstwa Pracy i Polityki Społecznej bezrobocie w styczniu wyniosło 13,1 proc.m jednak dotyczy ono jedynie Polaków przebywających w kraju.
I komentarze internautów:
- 19:05 MNIE PRZEKONAŁEŚ TAK TRZYMAJ.WYBACZCIE BŁĄDZIŁEM - 2,5 miliona bezrobotnych w kraju ale tyko zapisanych, a ile jest co im zasiłku sie nie należy,drugie 2,5 miliona,tylko sie o tym nie mówi - BRAWO JANUSZ Jestem ZA !!!!!!!! - Oby tak było!! To juz ostatnie podrygi Tuska, następnych wyborów nie wygra! - Glosujmy na PIS ostatnia deska ratunku g...o prawda oni juz rzadzili glosujmy na SLD ostatnia deska ratunku toniemy - do 20:10 SLD nie jest ostatnia deska ratunku to porzeciez komunisci!
Nie możesz rozpoczynać nowych wątków Nie możesz odpowiadać w wątkach Nie możesz edytować swoich postów Nie możesz usuwać swoich postów Nie możesz dodawać załączników