Teraz jest 07 wrz 2025, 21:21



Odpowiedz w wątku  [ Posty: 2579 ]  idź do strony:  Poprzednia strona  1 ... 125, 126, 127, 128, 129, 130, 131 ... 185  Następna strona
Rząd PO - zobowiązania i ich realizacja 
Autor Treść postu
Zawodowiec
Avatar użytkownika

 REJESTRACJA25 cze 2009, 12:10

 POSTY        3598
Post Rząd PO 2007 zobowiązania i ich realizacja
Pitera: Zatrudnili córkę ministra w MSZ? Ja nic nie zrobię

To po co nam Pitera?
W wywiadzie jakiego udzieliła radiu RMF FM minister Julia Pitera długo tłumaczyła się z tak zwanej afery hazardowej. O tym czy była czy nie była zdecyduje, wedle pani minister, prokuratura. Cały wywiad można byłoby spokojnie puścić w niepamięć, gdyby nie to, że Pitera skomentowała również sprawę zatrudnienia córki ministra Rostowskiego w Ministerstwie Spraw Zagranicznych.

Zatrudnianie w MSZ córki ministra Rostowskiego jest naganne, ale nic z tym nie zrobię. Skład gabinetów politycznych to całkowita odpowiedzialność ministra, tam nie sięga ręka etyki.
Po prostu padliśmy z wrażenia. Minister Pitera, mająca za zadanie tropić korupcję i nieprawidłowości w rządzie nie może nic zrobić z tym, że córka ministra finansów znalazła pracę u ministra spraw zagranicznych. No dobrze, coś może. Może powiedzieć koledze z rządu co o tym sądzi.

Dlatego, że to jest odpowiedzialność ministra. Radosław Sikorski doskonale wie, jaka jest moja ocena tego typu sytuacji.
Zastanawia nas więc po co i za co minister Pitera w ogóle bierze swoją pensję? Za to, że mówi kolegom, że nieładnie robią? To samo, tylko taniej, mogą zrobić i media, i politycy opozycji. Jaki jest więc sens utrzymywania Julii Pitery na ministerialnym stołku?

Donald Tusk zapewne jakiś sens w tym widzi. Podobnie jak w tym, by nie interweniować w tej śliskiej sytuacji. Szkoda tylko, że wizerunek premiera-szeryfa możemy oglądać tylko wtedy, gdy można medialnie huknąć na sprzedawców dopalaczy.

http://www.pardon.pl/artykul/12842/pite ... nie_zrobie


03 lis 2010, 19:34
Zobacz profil
Fachowiec
Avatar użytkownika

 REJESTRACJA07 gru 2007, 12:19

 POSTY        1667
Post Rząd PO 2007 zobowiązania i ich realizacja
silniczek                    



Pitera: Zatrudnili córkę ministra w MSZ? Ja nic nie zrobię

To po co nam Pitera?
W wywiadzie jakiego udzieliła radiu RMF FM minister Julia Pitera długo tłumaczyła się z tak zwanej afery hazardowej. O tym czy była czy nie była zdecyduje, wedle pani minister, prokuratura. Cały wywiad można byłoby spokojnie puścić w niepamięć, gdyby nie to, że Pitera skomentowała również sprawę zatrudnienia córki ministra Rostowskiego w Ministerstwie Spraw Zagranicznych.

Zatrudnianie w MSZ córki ministra Rostowskiego jest naganne, ale nic z tym nie zrobię. Skład gabinetów politycznych to całkowita odpowiedzialność ministra, tam nie sięga ręka etyki.
Po prostu padliśmy z wrażenia. Minister Pitera, mająca za zadanie tropić korupcję i nieprawidłowości w rządzie nie może nic zrobić z tym, że córka ministra finansów znalazła pracę u ministra spraw zagranicznych. No dobrze, coś może. Może powiedzieć koledze z rządu co o tym sądzi.

Dlatego, że to jest odpowiedzialność ministra. Radosław Sikorski doskonale wie, jaka jest moja ocena tego typu sytuacji.
Zastanawia nas więc po co i za co minister Pitera w ogóle bierze swoją pensję? Za to, że mówi kolegom, że nieładnie robią? To samo, tylko taniej, mogą zrobić i media, i politycy opozycji. Jaki jest więc sens utrzymywania Julii Pitery na ministerialnym stołku?

Donald Tusk zapewne jakiś sens w tym widzi. Podobnie jak w tym, by nie interweniować w tej śliskiej sytuacji. Szkoda tylko, że wizerunek premiera-szeryfa możemy oglądać tylko wtedy, gdy można medialnie huknąć na sprzedawców dopalaczy.

http://www.pardon.pl/artykul/12842/pite ... nie_zrobie


Nie ma dorsza, nie ma sprawy  ;)

____________________________________
Polak ,katolik,hetero,szczęśliwy.Wszystkie błędy stylistyczne i ortograficzne są zamierzone jakiekolwiek powielanie ich i rozpowszechnianie bez zgody jest zabronione!
טדאוש


03 lis 2010, 19:46
Zobacz profil
Specjalista
Własny awatar

 REJESTRACJA14 mar 2010, 18:03

 POSTY        333
Post Rząd PO 2007 zobowiązania i ich realizacja
Gigantyczna nagonka na ?Polskę ciemną? w ogólności, a szczególnie na uosabiającego całą jej ohydę Kaczyńskiego, strasznie niszczy kolejne angażowane w nią autorytety. Żal patrzeć, jak czcigodny weteran zmienił się w groteskowego ?strasznego dziadunia?, wśród rechotu partyjnej gawiedzi bluzgającego przeciwnikom od ?bydła?, jak wybitny liberalny ekonomista na złość PiS z furią zachwala zamach na niezależność NBP, a historyk idei bredzi, że wygłaszanie przemówień na ulicy to faszyzm. Na tę samą drogę zdaje się wchodzić, niestety, Norman Davies. Tak sądzę po fragmentach jego nowej książki, które w ekstazie zachwytu cytuje publicysta ?Syfilisweeka? Aleksander Kaczorowski. Gdyby nie źródło cytatu, każdy uznałby to za wstępniak nawet już nie z ?Wyborczej?, ale z ?Przeglądu?.

Zamiast się zastanowić, czy naprawdę nie szkoda Normana Daviesa do miotania obelg na Kaczora, co może robić byle stażysta po przyśpieszonym kursie ? Kaczorowski zachwyca się, jaki z profesora ?odważny gość?. I rozwodzi się nad jego martyrologią. Tak, dzielny historyk za swą odwagę płaci ? ?dostaje takie listy z Polski, jakich wcześniej nie znał?. Ach! Jakie? ?Ich autorzy deklarują, że po kolejne książki już nie sięgną?. Zgroza!

W Polsce rządzonej niepodzielnie przez wrogów Kaczyńskiego krytykować go to, faktycznie, odwaga ? jak za Bieruta krytykować sanację. Kaczorowski przekracza wszelkie granice błazenady. I mniejsza o niego, gdyby nie fakt, że dla podkreślenia straszliwych prześladowań Daviesa przez IV RP opluwa naszą redakcyjną koleżankę i jej artykuł, w którym opisała ewolucję popularnego historyka.

Jego ?krytyka? w zasadzie składa się tylko z gołosłownych obelg: zarzutem wystarczającym jest, że artykuł opublikowano w ?prawicowej gazecie?, a argumentem, że cokolwiek powie czy napisze Norman Davies, należy to czcić, bo mu ?po prostu się to od nas należy?. Davies to osobna dyskusja, ale jego obrona w wykonaniu Kaczorowskiego dowodzi, że zgłupienie w obozie władzy sięga szczytu.

Rafał A. Ziemkiewicz


04 lis 2010, 22:45
Zobacz profil
Zawodowiec
Avatar użytkownika

 REJESTRACJA25 cze 2009, 12:10

 POSTY        3598
Post Rząd PO 2007 zobowiązania i ich realizacja
Tłuste pensje rządu. Zobacz!

Nie ma to jak rządowa posadka. Fakt dotarł do tajnej listy zarobków w ministerstwach. Okazuje się, że średnia pensja urzędnika wysokiego szczebla ministerialnych struktur w Warszawie wynosi 5,8 tysiąca złotych. Najwięcej dostają urzędnicy z Ministerstwa Sportu i Turystyki, gdzie średnie wynagrodzenie wynosi - bagatela - 6559 złotych

Kiedy Główny Urząd Statystyczny ogłasza, że średnia pensja za czwarty kwartał 2009 roku wyniosła 3,3 tys. zł większość Polaków kręci z niedowierzaniem głową. Nauczyciele, policjanci,czy pielęgniarki tak naprawdę zarabiają o ponad połowę mniej. ? Średnia pensja w wysokości 3,3 tys. zł to tylko statystyka. Prawdziwa, przeciętna pensja połowy pracujących Polaków to zaledwie 2,5 tys. zł brutto ? mówi ekonomista Marek Zuber.

Do tej połowy nie zaliczają się jednak rządowi biurokraci. To między innymi ludzie premiera Donalda Tuska (53 l.) i jego zastępcy Waldemara Pawlaka (51 l.) tak śrubują krajową średnią pensję. Ale oprócz ministrów, wiceministrów i wysokich rangą biurokratów, w urzędach pracują także sekretarki, kierowcy, sprzątaczki, gońcy. Ich pensje nie przekraczają zwykle 2 tysięcy złotych.

Gdzie zarobki są najwyższe? W Ministerstwie Sportu i Turystyki ? tu średnia pensja wynosi dokładnie 6559 zł, drugie w kolejności jest Ministerstwo Rolnictwa i Rozwoju Wsi z przeciętnymi zarobkami w wysokości 6514 zł. Trzecim, najlepiej płacącym resortem jest Ministerstwo Rozwoju Regionalnego. Średnie wynagrodzenie wynosi tu 6448 zł. ? To bardzo dużo. Dlatego efektywność pracy urzędników powinna być kontrolowana ? dodaje Zuber.

http://www.fakt.pl/Tluste-pensje-rzadu- ... 539,1.html


05 lis 2010, 20:58
Zobacz profil
Specjalista
Avatar użytkownika

 REJESTRACJA23 gru 2009, 22:16

 POSTY        317
Post Rząd PO 2007 zobowiązania i ich realizacja
Medialna tresura
Jan Pospieszalski

Platforma Obywatelska i media komercyjne są jak syjamscy bracia: złączeni interesami, poglądami i biografiami. Czy Polska stawać się będzie znów krajem "jednej partii i jednej gazety", a wkrótce także jednej telewizji, choć rozpisanej na kilku nadawców?

Siedzę przed telewizorem i przerzucam kanały. Właśnie trwają nakładające się na siebie wieczorne serwisy informacyjne w komercyjnych stacjach. W obu to samo. Od napadu na siedzibę Prawa i Sprawiedliwości w Łodzi mija dopiero drugi dzień, a już się okazało, że napastnik zaatakował działaczy PiS niejako przez przypadek, bo chciał zabić jakiegokolwiek ważnego polityka. Słyszymy dziś, że szaleniec nienawidził całej klasy politycznej. - Frustratowi obojętne było, kto - może ktoś z SLD albo mieszkaniec Pałacu Prezydenckiego, tłumaczą dziennikarze, komentatorzy, politolodzy. Przekaz z ekranu eleganckiego eksperta uwiarygodniony jest powolnym, monumentalnym oświadczeniem z sejmowej mównicy samego ministra Jerzego Millera. Zaraz, zaraz - nie dowierzam oczom i uszom. Przecież jeszcze wczoraj wszyscy słyszeliśmy, jak sprawca wyraźnie powiedział: "Nienawidzę PiS", "Chciałem zabić Jarosława Kaczyńskiego, ale miałem za małą broń". Dziś tych słów już stacje komercyjne nie przypomniały. Za to mamy spekulacje: czy ważnym politykiem SLD miał być Leszek Miller? A może Grzegorz Napieralski? Twarze potencjalnych ofiar politycznego mordu przewijają się przez ekran, utrwalając silny przekaz: "To oni mieli zginąć. Cudem ocaleli...". Ruszyła machina interpretacji. Na antenie TVN Justyna Pochanke zamiast o politycznym morderstwie mówi: "Po ataku na biuro poselskie [Jarosław Kaczyński] zwołuje konferencję prasową i... sam atakuje".

Biorę do ręki popularny tabloid - na okładce twarze winnych wzniecenia politycznej wojny. W roli głównego sprawcy obsadzono Jarosława Kaczyńskiego. Tabloid robi to samo, co znana z "finezji" "michnikowy szmatławiec", tylko sprytniej, bo powołuje się na sondę telefoniczną przeprowadzoną przez ośrodek badań opinii. Przypisanie winy prezesowi PiS nie musi być opatrzone tak jak w "GW" nazwiskiem autorki, wystarczy przytoczyć sondaż. Większość Polaków, jak należy wnioskować, obarcza moralną odpowiedzialnością za śmierć niewinnego działacza PiS - prezesa PiS. Dlaczego tak bezczelnie i bezkarnie wprowadza się ludzi w błąd?  

Medialny biznes
Świat mediów w Polsce jest specyficzny. Opisując go, należy pamiętać o kilku rzeczach: media są biznesem; media tworzą ludzie, a ludzie mają swoje interesy, poglądy, biografie, niektórzy jeszcze - misję; w naszym systemie politycznym media uczestniczą w wyłanianiu władzy, a potem w jej utrzymaniu. To, co oglądamy na ekranie lub czytamy "na łamach", jest wypadkową tych zależności.

Po pierwsze, media są biznesem, więc muszą zarabiać pieniądze. To oczywiste, ale to także znaczy, że mają swoich właścicieli. Jeden z nich w sposób rozbrajająco szczery odpowiedział, czym jest program telewizyjny: "To sposób utrzymania widza przed ekranem pomiędzy jednym a drugim blokiem reklamowym".
Bo przecież emisja reklam daje zysk, więc sprawa jest prosta. W logice biznesu to te kilkuminutowe przerwy w filmach i programie są najważniejsze, cały pozostały program ma pracować tylko na to, by widz wytrwał przy nadawcy. Jeśli ktoś nam mówi, że nadawcy telewizyjni i radiowi sprzedają czas antenowy, a gazety powierzchnię reklamową, nie należy im wierzyć. Oni sprzedają nasze zainteresowanie, naszą uwagę - to znaczy nasze głowy. Specjalny system badania oglądalności mediów elektronicznych i czytelnictwa gazet monitoruje na bieżąco audytorium poszczególnych nadawców, a to rządzi cennikiem reklam. Im większe wykazujemy audytorium, tym droższa u nas reklama.  

Wyścig kosztem emocji
Jeśli zachodzimy w głowę, skąd w mediach coraz więcej scen erotycznych, wulgarnych czy wręcz pornografii, dlaczego na ekranie coraz więcej krwi, gwałtu i agresji, odpowiedź jest prosta. To patent na zaangażowanie naszej uwagi - podprogowy sposób wymuszenia pozostania przed ekranem. Wszystkie obrazy związane z seksualnością stanowią niezwykle silny impuls, pobudzają i bardzo mocno angażują uwagę.

Psychologowie zauważyli, że komunikaty występujące w bezpośrednim sąsiedztwie tych obrazów są znacznie silniej zapamiętywane. Nie wiem, czy autorzy zwiastunów telewizyjnych o tym wiedzą, ale pakują wszystkie "smaczne" scenki w trzydziestosekundowy spot, czując, że właśnie te obrazki przyciągną widownię. Kosztem naszych emocji trwa wyścig nadawców o zdobycie lub przechwycenie widza, o zwiększenie audytorium, a co za tym idzie - zysków. Klucze do naszej wrażliwości są w rękach "macherów" od ramówki, reklamy i promocji.

"Młodzi, lepiej wykształceni, z większych miast"
To określenie usłyszałem kilka lat temu po raz pierwszy, gdy dwie stacje komercyjne toczyły spór o oglądalność i cenę reklamy. - Wprawdzie nasz konkurent ma większe ilościowo audytorium, mówiono, ale to my mamy lepszego widza. Nasze audytorium to ludzie lepiej wykształceni, młodzi, na dorobku, zarabiający i wydający więcej pieniędzy. Oni są lepszą grupą konsumentów. Emisja reklam w naszej stacji powinna więc być droższa.

Dla reklamodawców i decydentów telewizyjnych najważniejsza jest tzw. grupa komercyjna. Sprzedający reklamy i dyrektorzy programowi stacji telewizyjnych przyjęli, że ludzie w wieku 16-49 lat zarabiają, a więc i wydają więcej pieniędzy niż pozostali. Z całego przekroju społecznego oni są upragnionym adresatem perswazji, jaką jest komunikat reklamowy. Reklama trafiająca w ich oczekiwania, ich wrażliwość, przynosi lepszy rezultat. Skoro tak, należy więc programować i redagować zawartość anteny w ten sposób, by właśnie tę grupę utrzymać pomiędzy jednym a drugim blokiem reklamowym.

"Jesteś tyle wart, ile twój portfel", zdają się nam mówić nadawcy telewizyjni. Idąc tym torem myślenia, podzielono telewidzów na kategorie wiekowe: 16-49 lat, czyli lepszych, i pozostali - gorszych. Ponadto w obrębie tego podziału na więcej konsumujących (lepszych) i mniej (a więc gorszych). W demokracji, w dobie obowiązywania nowej świeckiej religii, jaką są prawa człowieka, w czasach walki z dyskryminacją i z wykluczeniem, w jednym z najważniejszych obszarów życia społecznego zastosowano jawnie praktyki dyskryminacyjne. A ponieważ ta grupa konsumencka lub wyobrażenie o upodobaniach tej grupy rządzi programem, wrażliwość i potrzeby pozostałych widzów określono jako mniej ważne. Króluje rozrywka: seriale, widowiska taneczne, sensacja, seks i przemoc... Żeby utrzymać widza przed ekranem, trzeba rozhuśtać emocje. Tylko że ten mechanizm raz puszczony w ruch wymaga zwiększania dawki. Obserwujemy ciągłą eskalację bodźców. Coraz więcej czasu spędzamy przed ekranami, często dwoma naraz, bo oglądanie telewizji z laptopem na kolanach nikogo już nie dziwi.

Przekaz wymagający namysłu, refleksji, skupienia uwagi jest eliminowany albo spychany jako ten mniej atrakcyjny, mniej komercyjny, na porę głęboko w nocy...
No tak, ale mamy jeszcze telewizję publiczną, ze swoją misją i zobowiązaniami wobec społeczeństwa. Dyrektorzy TVP odpowiadają na to, że grają na tym samym boisku, więc obowiązują te same reguły rynku i nie da się stosować innych rozwiązań.

Politycy w mediach, czyli Kolenda-Zaleska zamiast orędzia
Nadawcy komercyjni w Polsce tworzą korporacje - duże grupy kapitałowe. Właściciele ich mają swoje interesy i ambicje wykraczające daleko poza robienie tylko telewizji. W kręgu ich zainteresowań, oczywiście w pierwszej kolejności, są firmy związane z mediami, ale nie tylko. Mogą to być ubezpieczenia, grupy energetyczne, banki, deweloperzy. Duży biznes nie działa w próżni - nie jest niezależny, musi się liczyć z otoczeniem. Tym finansowym, często globalnym, ale również, a może przede wszystkim - politycznym. To politycy tworzą reguły gry, dają koncesje, licencje, rozstrzygają zamówienia rządowe, ogłaszają przetargi, podejmują decyzje o prywatyzacji. Dlatego jedne ugrupowania i środowiska mają w mediach komercyjnych parasol ochronny i mogą z ich udziałem zarządzać nastrojami, a inne ugrupowania są ukazywane jako wróg publiczny, zagrożenie demokracji - opozycja antysystemowa. W tym celu uruchomiono, jak pokazuje praktyka ostatnich lat, cały "przemysł nienawiści". Już nikt nie ukrywa zaangażowania nie tylko w publicystyce czy w "informacji", ale też w rozrywce. Ponieważ jawne zaangażowanie traktowane może być przez widza trochę podejrzanie, więc tłumaczy się to względami ochrony państwa przed zagrożeniem. Dla dobra "demokracji" wszystkie chwyty są dozwolone. Usłużne media gwarantują taką osłonę i interpretację. Oponent polityczny nie jest już opozycją, ale reprezentantem groźnej sekty burzącej porządek publiczny w kraju.

Ale system zależności działa w obie strony. Widzieliśmy to właśnie zaraz po dramatycznych wydarzeniach w Łodzi. Symboliczną wymowę miała wizyta premiera Tuska w rynszTOK FM. Nazajutrz po wydarzeniu bez precedensu w ostatnim dwudziestoleciu, po politycznym morderstwie dokonanym z nienawiści do PiS, szef rządu nawiedza niszowe radio słynące ze swojego zaangażowania w walkę z Prawem i Sprawiedliwością. Dwie godziny poświęca na rozmowę z Janiną Paradowską, która stała się przykładem braku obiektywizmu, dyspozycyjnego politycznie dziennikarstwa, uosobieniem niechęci do Jarosława Kaczyńskiego i jego formacji. Na drugi dzień prezydent Komorowski, któremu prawo gwarantuje natychmiastowy dostęp do telewizji publicznej, by w chwilach ważnych dla państwa wygłosić orędzie, nie korzysta z tego. Przyjmuje natomiast zaproszenie TVN i rozmawia z Katarzyną Kolendą-Zaleską, dziennikarką, która kilka dni wcześniej dopuściła się ordynarnego kłamstwa w relacji z wystąpienia prezesa Kaczyńskiego, manipulując jego wypowiedź tak, by zawierała rzekome rasistowskie i szowinistyczne akcenty. W tych ważnych dla państwa chwilach wywiad premiera w radiu spółki Agora i wystąpienie prezydenta w telewizji grupy ITI można traktować jako swoisty przykład zależności wzajemnej - polityków od komercyjnych mediów. A decyzje rozmów właśnie z tymi dziennikarkami, mimo werbalnych deklaracji pojednania, wyglądają na demonstrację złej woli.

Wzajemne zależności polityków i komercyjnych mediów ilustrują działania premiera Tuska i prominentnych działaczy PO zapowiadające likwidację abonamentu finansującego media publiczne. Krytyka tej "złej daniny" odbiła się gwałtownym spadkiem wpływów i spowodowała dramatyczne kłopoty finansowe TVP i Polskiego Radia. Pogorszenie ich kondycji daje możliwość ekspansji mediów komercyjnych. Raport Fundacji "Wolność i Demokracja", przygotowany dla amerykańskiej instytucji Freedom House, działania rządu powodujące osłabienie mediów publicznych uznaje za antydemokratyczne, ograniczające wolność słowa i wymierzone w niezależność mediów w Polsce. Wskaźnik dla Polski w skali 1-7 punktów dla niezależności mediów za rok 2009 wyniósł tylko 2 punkty!

Kontrola władzy czy tresura społeczeństwa
Media komercyjne mają swoich właścicieli, a ci mają swoje biografie, swoje interesy i poglądy. Zainteresowanych odsyłam do obszernej lektury raportu o likwidacji WSI, gdzie w cytowanych zeznaniach z procesu Grzegorza Żemka opisane jest powstanie firmy ITI z pieniędzy peerelowskich wojskowych służb. Środowisko funkcjonariuszy służb, które potem utworzą Polsat, opisuje dokładnie książka "Transformacja podszyta przemocą" wydana przez Wydawnictwo Naukowe Uniwersytetu Mikołaja Kopernika w Toruniu.

Środki społecznej komunikacji, które miały uczestniczyć w kontroli władzy i być ważnym elementem systemu demokratycznego, są dziś środkami masowego przekazu. Rządzący nie tylko nie są pod społeczną kontrolą, ale za pomocą mediów tresują społeczeństwo. A jeśli zdarzy się, że obywatele wybiorą władze nie tak, jak trzeba (wybory 2005), należy ich przywołać do porządku. Gdy ludzie na chwilę odzyskają głos, gdy zostaje uchylona szczelna zasłona propagandy, tak jak to zarejestrowaliśmy z Ewą Stankiewicz w filmie "Solidarni 2010", pojawia się przerażenie i wściekła reakcja obozu władzy. Dlatego należy ten przekaz "odkręcić" wszelkimi możliwymi metodami. Kłamstwem, manipulacją, fałszywymi oskarżeniami i szyderstwem. Wszystkich, którzy mogą popsuć proces tresury, trzeba odsunąć od kamer i mikrofonów.

http://www.wolnapolska.pl/index.php/med ... esura.html


07 lis 2010, 15:17
Zobacz profil
Zawodowiec
Avatar użytkownika

 REJESTRACJA25 cze 2009, 12:10

 POSTY        3598
Post Rząd PO 2007 zobowiązania i ich realizacja
Młodzi, wykształceni, a zarabiają marnie

Gigantyczne zarobki w koncernach w wielkich miastach to mit. Można skończyć dwa fakultety, znać trzy języki i z trudem wiązać koniec z końcem, gdy zostało się po studiach w obcym mieście i trzeba jeszcze wynajmować mieszkanie

Nawet absolwenci najbardziej obleganych studiów prawniczych dostają w pierwszej pracy jakieś 2000 zł na rękę. To dlatego wielu wykształconych Polaków wciąż woli pracować na zmywaku za granicą niż robić w Polsce karierę w zawodzie. Oto cała prawda o zarobkach białych kołnierzyków.
Młody bankowiec, doradca, czy księgowy w skrojonym na miarę garniturze, z laptopem w teczce z prawdziwej skóry i jeżdżący drogim samochodem, to tylko wizerunek znany z filmów. Rzeczywistość jest dużo bardziej brutalna.

2 tysiące za magistra
Dołączając do CV dyplom ukończenia wyższej uczelni wiele osób liczy na dobre stanowisko poparte wysoką pensją. Owszem, dostaną kilkaset złotych więcej niż osoba z wykształceniem podstawowym, ale nadal nie będą to duże kwoty. Wszystkiemu winny jest brak doświadczenia ? z badań wynika, że najlepszych zarobków mogą oczekiwać specjaliści dopiero z 11-15-letnim stażem.
Jednak wysokość naszej pierwszej pensji rzeczywiście zależy od ukończonych studiów. Na najwyższe ? dochodzące nawet do 4 tys. zł ? mogą liczyć absolwenci informatyki, bankowości i telekomunikacji. Na najniższe ? mniej niż 2 tys. zł ? ci, którzy szukają pracy w administracji, szkolnictwie, medycynie, kulturze i hotelarstwie.

Wpływ na płacę ma też region Polski, w którym składamy podanie o pracę ? na Mazowszu możemy dostać nawet o tysiąc złotych więcej niż na Dolnym Śląsku czy w Małopolsce.

Dorabiają za granicą
Nic więc dziwnego, że tak wielu młodych, wykształconych ludzi, wciąż wybiera emigrację zarobkową. Wolą zmywak w Irlandii niż biurko w polskim urzędzie. Z 2,2 mln Polaków przebywających za granicą aż 25,7 proc. to osoby z wyższym wykształceniem. I przeważnie są to ludzie poniżej 29. roku życia. Zamiast pracować w wyuczonych zawodach, są kelnerami, sprzątaczami, wykonują ciężką fizyczną pracę na budowie. Bo rzeczywistość emigracyjna jest brutalna ? wykształcenie nie ma znaczenia, taka sama oferta czeka zarówno na magistra, jak i osobę po zawodówce.
? Jeśli młodzi ludzie po studiach nie znajdują stanowiska w swoim zawodzie i muszą podjąć pracę nie związaną z ich kwalifikacjami, to mając do wyboru niską pensję w Polsce albo większe pieniądze w Anglii, wybierają Anglię ? mówi Joanna Kotzjan z firmy doradczej HRK.

Joanna Kotzjan, firma doradcza HRK
Co roku studia kończy ponad 400 tys. osób. Każdej z nich się wydaje, że skoro ma wyższe wykształcenie, powinna być kierownikiem, zarabiać duże pieniądze i podejmować odpowiedzialne zadania. Ale poziom uczelni jest tak zróżnicowany, że nie każda z nich dobrze przygotowuje do zawodu. Po jednej łatwiej będzie zdobyć pracę, inna nie daje wiedzy w danej specjalizacji. Trzeba umieć coś więcej, niż mówić po angielsku i obsługiwać komputer. Dobrze już w czasie studiów poszerzać swoje umiejętności

http://www.fakt.pl/Mlodzi-wyksztalceni- ... 274,1.html


10 lis 2010, 19:49
Zobacz profil
Specjalista
Własny awatar

 REJESTRACJA14 mar 2010, 18:03

 POSTY        333
Post Rząd PO 2007 zobowiązania i ich realizacja
Ściema czyli JKR buduje alternatywę
kataryna, 11 listopada, 2010 - 10:01 Paweł Graś: Mam nadzieję, że projekt Joanny Kluzik-Rostkowskiej i Elżbiety Jakubiak, rozbicia PiS-u, się powiedzie.

Tym, którzy wierzą, że Joanna Kluzik-Rostkowska i ci co odeszli lub odejdą razem z nią, zbudują alternatywę dla PiSu, jakiś PiS light, który będzie w opozycji do Platformy, ale będzie w tym bardziej merytoryczny i mniej obciachowy, polecam uważniej wsłuchać się w to co mówią rozłamowcy, i zwrócić uwagę na kontekst polityczny, bo mam wrażenie, że jesteśmy świadkami wielkiej ściemy i ci z nas, którzy z utęsknieniem wypatrują skuteczniejszej opozycji i są gotowi położyć nadzieje w wygnańcach z PiSu, mogą się mocno rozczarować. I zdziwić. Bo jeśli Kluzik-Rostkowska buduje jakąś alternatywę, to raczej dla PSL-u. Jeśli uda jej się "wyjąć" z PiSu odpowiednio dużo szabel, PSL, które obecnie ma 31 posłów i mu to w zupełności wystarcza do mocnej pozycji w koalicji rządowej, będzie w niej poważnie zagrożone, bo Platforma będzie miała alternatywę, z której będzie mogła skorzystać, lub tylko nią straszyć niesfornego koalicjanta. Nie bez powodu Graś kibicuje rozłamowi w PiSie (nie dlatego przecież, że bardzo liczy na powstanie bardziej groźnej i skuteczniejszej opozycji wobec rządu, którego jest rzecznikiem), nie bez powodu też partnerka Kluzik, Elżbieta Jakubiak, mówi, że Ziobro wpycha Kluzik w ramiona Platformy, nie bez powodu wreszcie media tak zaangażowały się w "projekt"  - nie dlatego przecież, że nie mogą się doczekać nowego, lepszego PiSu skutecznie rozliczającego Platformę. To co się dzieje, to nie jest bynajmniej budowanie silnej opozycji obok tej, która już nie rokuje, ale powolny choć konsekwentny transfer do partii władzy. A to co widzimy, to narracja, która ma nam go sprzedać.

Wbrew bałamutnym sondażom i entuzjastycznym twittom Eryka Mistewicza, który w zbieraninie Kluzik-Rostkowskiej widzi najciekawszy projekt ostatnich lat, jeśli Kluzik-Rostkowska chce się liczyć w polityce, musi stworzyć coś, co będzie atrakcyjne nie dla osieroconych prawicowych wyborców, niezadowolonych z rządów Platformy i nieudolności opozycji, ale dla Platformy i wspierających ją z całych sił mediów. I właśnie pod potrzeby Platformy tworzone jest nowe "coś", z czego prawdopodobnie nigdy nie powstanie nawet wspólna partia, a buntownicy prędzej czy później albo znikną z polityki, albo roztopią się w Platformie.

Nie umiem teraz tego znaleźć, ale gdy tylko zaczęły się powyborcze problemy Kluzik-Rostkowskiej, w którejś z gazet przeczytałam, że Platforma jest, owszem, zainteresowana Kluzik i Poncyljuszem, ale w pakiecie, jeśli wyprowadzą większą grupę posłów. Dzisiaj mówi się o 35 osobach, a to w pełni wystarczy Platformie do wymienienia PSL-u na wygodniejszego koalicjanta. I podzielenia się z opozycją nie tyle władzą, co odpowiedzialnością, a to biorąc pod uwagę fatalną sytuację gospodarczą Polski i coraz bardziej realny kryzys, jest nie do pogardzenia. Gdy będzie gorzej, "konstruktywna", sensowna, sympatyczniejsza część opozycji będzie już na tyle blisko władzy, że jej nie zagrozi, a z PiSem nie trzeba będzie się liczyć (o co zresztą sam bardzo się stara).

Projekt Kluzik (czy kto tam to wymyślił) ma spore szanse powodzenia, biorąc pod uwagę, że rozgrywają go "spinki" wszystkich udanych PiSowskich kampanii - to się po prostu musi udać. "To" czyli miękkie lądowanie na zapleczu władzy i - co równie ważne - odpowiednie sprzedanie tego wyborcom jako jedyne wyjście nieszczęsnych ofiar kaczyzmu-ziobryzmu pozostało. Nie chcą, ale muszą, a wszystko przez tego Kaczyńskiego. To co się teraz dzieje, nie ma nic wspólnego ze spontanicznością, jest scenariuszem rozpisanym na role i sceny (Mistewicz na twitterze pisze, że teraz co trzy dni będzie z hukiem odchodziła kolejna osoba, co pozwoli rozłam maksymalnie wyeksploatować medialnie i wizerunkowo), abyśmy w finale, gdy już PiS Light wyląduje w ramionach PO, odetchnęli z ulgą, w przekonaniu, że oto mamy wymarzony kiedyś PO-PiS.

Trudno mieć pretensje do ludzi, jeśli uznali, że chcą sobie inaczej ułożyć polityczne życie, każdy ma prawo do swoich rozczarowań i wyborów. Nie dziwię się, że kolejne osoby odchodzą z PiSu, bo PiS posmoleński to nie ta sama partia, do której wstępowali. Mój niesmak budzi styl i retoryka. Odchodzenie pod hasłem chęci zakończenia wojny polsko-polskiej, gdy się na odchodnym próbuje wywołać wojnę kaczyńsko-kaczyńską, wbijając klin między Jarosława a jego tragicznie zmarłego brata, deklarowanie, że się chce budować silną i skuteczną opozycję, gdy jedyną władzą w opozycji do której się staje, są władze swojej do niedawna partii. To wszystko sprawia, że nie wierzę w deklarowane przez rozłamowców cele, a w tym co robią nie widzę budowania nowego projektu opozycyjnego, widzę budowanie nowej, atrakcyjniejszej przystawki dla partii rządzącej. I naprawdę nie ma w tym nic złego, dopóki się nie ściemnia wyborcom, że jest inaczej. Wolałabym usłyszeć wprost, że ostatecznym celem jest PO-PiS, za niewygórowaną - najwyraźniej - cenę zapomnienia Smoleńska.

Dużo się ostatnio mówi o Lechu Kaczyńskim, o tym co by poparł a czego nie, kto jest najbardziej naturalnym spadkobiercą i dlaczego nie partia jego i brata. A ja ciągle nie mogę skończyć książki "Daleko od Wawelu" bo jest przygnębiającą opowieścią o osamotnionym człowieku, który, przy wszystkich swoich słabościach i wadach (a miał ich mnóstwo) czegoś w polityce chciał. I dopiero w książce widać jak bardzo był opuszczony przez najbliższych współpracowników - bo to przecież oni byli rozmówcami Reszki i Majewskiego - którzy nie mieli żadnych oporów przed napisaniem dziennikarzom książki, która - gdyby Lech dożył kampanii wyborczej - byłaby jej hitem, rozwiewającym i tak już mizerne nadzieje na reelekcję. Dzisiaj "spinki", które nie umiały "sprzedać" Lecha Kaczyńskiego za życia, takiego jakim był, sprzymierzają się przeciwko jego ukochanemu bratu ze Schetyną, który miał duży udział w kolportowaniu plotek na temat jego udziału w katastrofie, a kibicuje im Palikot, który chce prezydenta wykopywać z Wawelu, i oświadcza, że jego córka powinna czuć się winna za śmierć 95 osób. A to wszystko z Lechem na ustach, w imię pamięci o nim. Brrrr!

Niewiele warte są deklaracje zakończenia wojny polsko-polskiej, jeśli ma ją zastąpić wojna polsko-kaczyńska. Niewiele jest też wart pokój, którego ceną będzie milczenie o Smoleńsku. Ale pewnie damy się nabrać i kupimy narrację o tym, że najlepsi odchodzą z PiSu, aby budować nowy, lepszy. I tylko zrządzeniem losu wylądują w Platformie.


11 lis 2010, 14:06
Zobacz profil
Zawodowiec
Avatar użytkownika

 REJESTRACJA25 cze 2009, 12:10

 POSTY        3598
Post Rząd PO 2007 zobowiązania i ich realizacja
Pacjenci będą umierać w karetkach?

Dramatyczna sytuacja na oddziałach intensywnej terapii w Łódzkiem. Każdego dnia lekarze i ratownicy pogotowia dokonują cudów, żeby znaleźć wolne miejsce dla ciężko chorych ludzi. Zdarza się, że karetki z pacjentami jeżdżą ponad sto kilometrów do jednego wolnego łóżka w regionie. Jeśli to się nie zmieni, ludzie zaczną umierać w karetkach zanim dotrą do szpitala

Sytuacja pacjenta zaczyna przypominać rosyjską ruletkę. Uratowany przez pogotowie po reanimacji jedzie karetką do szpitala, gdzie jest wolne miejsce. Kiedy ambulans tam dociera, okazuje się, że miejsce jest już zajęte. Zaczyna się poszukiwanie wolnego stanowiska. Pogotowie z rejonu Skierniewic wiozło pacjenta 120 km do Bełchatowa, bo nie było miejsc bliżej.

Prof. Wojciech Gaszyński, szef OIOM w szpitalu im. Barlickiego i wojewódzki konsultant ds. anestezjologii, alarmuje, że w województwie brakuje około stu stanowisk intensywnej terapii.
Te, które są, bywają zajęte przez pacjentów, którzy powinni zostać wypisani do innych oddziałów podtrzymujących życie. Z dużą liczbą takich chorych boryka się zarówno Barlicki jak i Kopernik. Kontrakty z NFZ jednak są tak skąpe, że opieka nad nimi nie opłaca się i muszą zostać tam, gdzie trafili, blokując miejsca. NFZ i władze miasta i województwa muszą rozwiązać ten problem!

http://www.fakt.pl/Pacjenci-beda-umiera ... 493,1.html

komentarz:
- brak słów (...)  :angry2:


12 lis 2010, 14:31
Zobacz profil
Fachowiec
Avatar użytkownika

 REJESTRACJA07 gru 2007, 12:19

 POSTY        1667
Post Rząd PO 2007 zobowiązania i ich realizacja
A może tak zlikwidować NFZ?

____________________________________
Polak ,katolik,hetero,szczęśliwy.Wszystkie błędy stylistyczne i ortograficzne są zamierzone jakiekolwiek powielanie ich i rozpowszechnianie bez zgody jest zabronione!
טדאוש


12 lis 2010, 18:36
Zobacz profil
Zawodowiec
Avatar użytkownika

 REJESTRACJA25 cze 2009, 12:10

 POSTY        3598
Post Rząd PO 2007 zobowiązania i ich realizacja
Załącznik:
1289408590_by_karola4526_500.jpg

Załącznik:
1289408461_263_500.jpg


 Nie masz wystarczających uprawnień, aby zobaczyć pliki załączone do tego postu.


12 lis 2010, 23:27
Zobacz profil
Fachowiec
Avatar użytkownika

 REJESTRACJA07 gru 2007, 12:19

 POSTY        1667
Post Rząd PO 2007 zobowiązania i ich realizacja
Dlaczego rząd RP zamiast rządzić (wychodzić z kryzysu, łatać dziurę budżetową itp.) jeździ po kraju i agituje na rzecz jednej z partii?
Na plakacie wyborczym widnieje hasło "nie róbmy polityki...", a jednocześnie poszczególni ministrowie z premierem na czele namawiają do głosowania na kandydatów z jednej tylko partii.
Dziwne i niepojęte zarazem  :wacko:

____________________________________
Polak ,katolik,hetero,szczęśliwy.Wszystkie błędy stylistyczne i ortograficzne są zamierzone jakiekolwiek powielanie ich i rozpowszechnianie bez zgody jest zabronione!
טדאוש


13 lis 2010, 19:13
Zobacz profil
Zawodowiec
Avatar użytkownika

 REJESTRACJA23 sie 2009, 07:34

 POSTY        3657
Post Rząd PO 2007 zobowiązania i ich realizacja
Tusk wystawił ocenę swemu rządowi
"między czwórką a szóstką".
Załącznik:
tusk_ po 3 latach nierządu.JPG


- Ludzie w wyborach wybierają mniejsze zło. Tyle naszej zasługi, ile zasługi opozycji. Proszę potraktować moje słowa jako deklarację mojej filozofii politycznej ? powiedział Donald Tusk pytany o ocenę trzylecia istnienia jego rządu. Premier początkowo stwierdził, że "nie chciałby stawiać sobie ocen", ale potem powiedział dziennikarzom, że wystawiłby swojemu rządowi stopień "między czwórką a szóstką".  (czyli piątka?) :rotfl:

- Wybory to nie jest deklaracja "na wieki wieków", zdajemy sobie z tego sprawę. Polacy są bardzo krytyczni wobec władzy. Przez ten rok, który nas czeka, musimy udowodnić, że byliśmy lepsi niż przez te trzy lata ? stwierdził Donald Tusk.
? Każdy z nas jest wyborcą, ale nie wszyscy wyborcy idą do urn "z poczuciem miłości". Nie jesteśmy wybrańcami losu. Wiem, co Polacy sądzą o polityce i o politykach - dodał.

- Nie mam poczucia gwarancji, że dostaliśmy coś na przyszłość. Nie możemy mieć pewności, że czeka nas kolejna kadencja. Nie mam złudzeń ? powiedział Tusk o przewidywany przez niego wynik przyszłych wyborów parlamentarnych.
- Trzymamy kciuki za własną pracę, a ja trzymam kciuki też za opozycję, żeby za bardzo się nie zmieniała ? powiedział na koniec premier.

Tusk wskazał największy sukces rządu
- Uważam, że nigdy dosyć promocji sukcesu, jakim była obrona naszego kraju przed kryzysem gospodarczym ? powiedział Donald Tusk, wskazując największy sukces swojego gabinetu. Premier podkreślił, że Polska w ciągu ubiegłych trzech lat wzmocniła swoją pozycję w Europie i na świecie. :zeby:
- Jesteśmy liderem w pozyskiwaniu środków z Unii Europejskiej, pokonaliśmy znaczny dystans w zakresie wykorzystania tych funduszy, jaki dzielił nas od innych państw ? podkreślił Donald Tusk.
? Teraz, pod tym względem, jesteśmy liderem w Unii Europejskiej ? dodał. :lol:

- Nie mogliśmy zaplanować wszystkich zdarzeń. Zdarzeń trudnych, czasami tragicznych. Ale zadaniem było wytrwać w tym planie budowy nowoczesnej Polski. Choć czasy były mniej przyjazne, niż wtedy, gdy zapowiadaliśmy je w moim expose - mówił premier w sali, na której zaprezentowano zdjęcia z różnych inwestycji na terenie kraju.

http://wiadomosci.onet.pl/kiosk/kraj/tu ... omosc.html



Wystarczy wpisać w Google: afery PO i głowy wam młodzieniaszki POsiwieją z wrażenia. (paluszek_donka)

A tu jak sie odgryza "młody i wykształcony"?
Proszę:


Wystarczy wpisać "ludzie i afery  PiSu". Też niezła lektura! (wilk.morski)

Ale bystry! Co nie?
"Afery" PISu dawno rozliczone, Julka Pitera o to zadbała. A afery PO ciągle do rozliczenia". (paluszek_donka)

===============================================

Skromny jak Tusk:
Stawiam sobie... 4+


Skromność premiera nie zna granic. Szef rządu udzielił wczoraj obszernego wywiadu w TVP 1. Skorzystał przy tym z prawa, które przez ładnych kilka lat przysługiwało w publicznej telewizji tylko Jarosławowi Kaczyńskiemu. Z prawa do nie otrzymywania niewygodnych pytań.

Wywiad, oczywiście, dotyczył mijającej wczoraj trzeciej rocznicy powołania rządu Donalda Tuska. Premier mógł w komfortowych warunkach wystawić sobie ocenę, nie bojąc się, że dziennikarze TVP będą wnikać w niewygodne sprawy.

- Stawiam sobie 4+, bo mam świadomość, ile jeszcze trzeba zrobić.
Powiedział skromnie Donald Tusk.
Kompletnie zapominając o nierozwiązanych przez rząd problemach czy aferach związanych nieodłącznie z jego rządami. To, że jego gabinet notorycznie zostawia ważne sprawy na ostatnią chwilę nie ma znaczenia. Dla Tuska co innego jest istotne.

"Mówimy uczciwie, że może nie mamy porywających wizji, ale takie raczej rujnowały niż budowały. Więcej radości ludzie mają z nowego szpitala czy Orlika w mieście, a nie ze 100 ustaw, które niosą coś groźnego."
Mówiąc uczciwie, to dla premiera Tuska ważniejsze jest robienie kampanii wyborczej przed wyborami samorządowymi niż konkretne podsumowanie trzech lat rządów. I to chyba najlepiej podsumowuje nam trzy lata nieustannej kampanii wyborczej, jaką serwuje nam rząd Tuska.

Rząd, który nawet rozporządzeń do nowej ustawy antynikotynowej nie potrafi wydać przed jej wejściem w życie. Przez co przez pierwsze dni jej obowiązywania większość służb odpowiedzialnych za pilnowanie jej przestrzegania mogła tylko pouczać, bo niezbędnych rozporządzeń do karania nie było.
Jednak grunt, to budowanie wizerunku.
Reformy może same się zrobią.

Andrzej Mandel
http://www.pardon.pl/artykul/12952/skro ... am_sobie_4



"Więcej radości ludzie mają z nowego szpitala czy Orlika w mieście, a nie ze 100 ustaw, które niosą coś groźnego."
Czyli prosta sprawa: budować Orliki, nie pisać ustaw.
A ludzie będą szczęśliwi.  :wysmiewacz:


 Nie masz wystarczających uprawnień, aby zobaczyć pliki załączone do tego postu.

____________________________________
Videtur et hoc mihi Platforninem non debere esse
Poza tym uważam że Platformę należy zniszczyć
/Katon starszy/


17 lis 2010, 20:48
Zobacz profil
Zawodowiec
Avatar użytkownika

 REJESTRACJA25 cze 2009, 12:10

 POSTY        3598
Post Rząd PO 2007 zobowiązania i ich realizacja
Konferencja Tuska kosztowała nas 100 tysięcy złotych!

I była elementem kampanii wyborczej PO.
Wszyscy pamiętamy przepiękną konferencję prasową, jaką urządził sobie premier Donald Tusk na trzylecie swoich rządów. Pochwał było co niemiara, rząd pławił się we własnym sukcesie, a oprawa godna była gali rozdania nagród.

Ponieważ w poprzednim roku rząd zorganizował zamiast wystawy i konferencji skromny panel dyskusyjny, "Super Express" postanowił sprawdzić ile kosztowała nas przyjemność urządzenia Donaldowi Tuskowi konferencji. Kancelaria Premiera specjalnie się z kosztami nie kryła:
- Wystawa kosztowała blisko 60 tys. zł plus VAT (czyli ponad 73 tys. zł - red.). Do tego koszty montażu, demontażu itd.
Powiedział Tomasz Arabski. Na tej podstawie tabloid wyliczył, że koszt zorganizowania premierowi miejsca do pławienia się we własnych sukcesach wyniósł około 100 tysięcy złotych. Co oburzyło, rzecz jasna, polityków opozycji. Takich jak Maks Kaczkowski z PiS, który stwierdził, że statystyczny Polak musiałby ciężko pracować na te 100 tys.

Politycy PO nie widzą problemu. Podkreślają nawet, że tak trzeba było zrobić. Waldy Dzikowski powiedział tabloidowi:
-Warto czasami wydać takie pieniądze, by pokazać, co rząd zrobił przez trzy lata.

Eksperci od marketingu politycznego nie mają złudzeń co do intencji rządu. I tego, na co tak naprawdę te 100 tysięcy zostało wydane. Dr Sebastian Chachołek mówi o tym wprost:
-Platforma Obywatelska, organizując konferencję za 100 tys. zł, postanowiła pokazać tuż przed wyborami samorządowymi, że jej politycy zarówno na szczeblu rządowym, jak i lokalnym potrafią rządzić krajem.

Wygląda na to, że PO najbardziej lubi robić kampanię wyborczą na koszt podatnika. Nie dość, że premier i członkowie rządu na nasz koszt jeżdżą po Polsce w ramach obowiązków kampanijnych, to jeszcze konferencję na trzylecie podporządkowali zwycięstwu w wyborach.

Ludzie i tak to pewnie wybaczą rządowi. W końcu PO to nie PiS, prawda?

http://www.pardon.pl/artykul/12966/konf ... cy_zlotych


18 lis 2010, 17:06
Zobacz profil
Zawodowiec
Avatar użytkownika

 REJESTRACJA25 cze 2009, 12:10

 POSTY        3598
Post Rząd PO 2007 zobowiązania i ich realizacja
Szef "Rzeczpospolitej" przeniesie się do "michnikowego szmatławca"?

Dziwna gra wokół "Rzeczpospolitej". Czy rząd chce wymusić dymisję jej redaktora naczelnego? Pisze o tym sama gazeta. "Nic o tym nie wiem" - deklarował w Radiu ZET minister finansów. A szef "michnikowego szmatławca" deklaruje, że znalazłby u siebie miejsce dla Pawła Lisickiego.

Osoby znające kulisy rozmów między rządem i brytyjskim funduszem
Mecom, który jest większościowym właścicielem "Rzeczpospolitej", powiedziały "Economistowi", że rząd wykorzystuje swoje udziały, aby wymusić dymisję redaktora naczelnego gazety. Rząd zapewnia, że traktuje dziennik wyłącznie jako projekt biznesowy - napisała "Rzeczpospolita".

"Nic o tym nie wiem" - komentował w Radiu ZET Jacek Rostowski. "Byłbym zdziwiony" - dodał. Potem stwierdził, że "Rzeczpospolita" była "partyjnym organem PiS". "Jest to trochę dziwne, że gazeta, w której państwo ma duży udział, była tak politycznie zaangażowana" - przekonywał. Ale zapewniał, że o ewentualnych naciskach na usunięcie Pawła Lisickiego nie wie.

Jednak w środowisku medialnym rozpoczęło się już "poszukiwanie" nowego zajęcia dla naczelnego "Rz". gwno.pl przywołuje zaskakującą deklarację, jaką w ostatniej "Polityce" złożył Adam Michnik. Redaktor naczelny "michnikowego szmatławca" stwierdził, że znalazłby w swojej gazecie miejsce dla Lisickiego. "Trzeba docenić ludzi zdolnych do zmiany poglądów" - stwierdził Michnik.

http://wiadomosci.dziennik.pl/wydarzeni ... rczej.html


19 lis 2010, 19:31
Zobacz profil
Wyświetl posty nie starsze niż:  Sortuj wg  
Odpowiedz w wątku   [ Posty: 2579 ]  idź do strony:  Poprzednia strona  1 ... 125, 126, 127, 128, 129, 130, 131 ... 185  Następna strona

 Nie możesz rozpoczynać nowych wątków
 Nie możesz odpowiadać w wątkach
 Nie możesz edytować swoich postów
 Nie możesz usuwać swoich postów
 Nie możesz dodawać załączników

Skocz do: