Teraz jest 07 wrz 2025, 08:02



Odpowiedz w wątku  [ Posty: 2082 ]  idź do strony:  Poprzednia strona  1 ... 122, 123, 124, 125, 126, 127, 128 ... 149  Następna strona
Katastrofa smoleńska 
Autor Treść postu
Zawodowiec
Avatar użytkownika

 REJESTRACJA23 sie 2009, 07:34

 POSTY        3657
Post Re: Katastrofa smoleńska
Krzysztof Protasiuk: Rosyjski prokurator przedłożył mi do podpisu akt zgonu brata, zanim jeszcze znaleziono jego ciało

- Poszukiwania ciał załogi nie przeszkadzały prokuratorowi rosyjskiemu w przedłożeniu do podpisu, jak się później okazało, aktu zgonu mojego brata – opowiada Krzysztof Protasiuk, brat mjr Arkadiusza Protasiuka dowódcy lotu PLF 101 do Smoleńska  w rozmowie z "Naszym Dziennikiem".

Obrazek

Brat dowódcy feralnego lotu wspomina szczegóły swego pobytu w Moskwie, gdzie przyjechał, by zidentyfikować ciało brata. Jak twierdzi, spotkał się tam z chaosem, dezorganizacją i zakłamaniem.
  - Od początku do końca karmiono nas kłamliwą wersją wydarzeń: że kabina pilotów wbiła się głęboko pod ziemię z uwagi na bagnisty teren i że potrzeba specjalistycznego sprzętu i kilku dni na jej wyciągnięcie. Rosjanie zachęcali nas, żebyśmy wrócili do domu i tam czekali na dalsze informacje - opowiada brat pilota.

Opowiada, że próbowano go skłonić do podpisania aktu zgonu brata jeszcze przed odnalezieniem ciała, na co oczywiście się nie zgodził.
Krzysztof Protasiuk uważa, że rodzinom ofiar nie zapewniono w Moskwie wystarczającej pomocy prawnej.
   Brakowało doradztwa prawnego podczas przesłuchań ze strony prokuratury rosyjskiej. Nikt też nie poinformował mnie o możliwości uczestnictwa w sekcji brata – mówi. Brat Arkadiusza Protasiuka nie ma też wysokiego mniemania o kwalifikacjach rosyjskich prokuratorów:
 Przesłuchiwał mnie młody rosyjski prokurator, sprawiający wrażenie niedoświadczonego. Pamiętam, że co chwilę wychodził i wszystko konsultował przez telefon. Sprawiał wrażenie marionetki, która tak naprawdę nie wie, co robi - wspomina.

Opowiadając o roli przedstawicieli polskiego rządu, którzy mieli opiekować się rodzinami ofiar Krzysztof Protasiuk mówi:

   Tam, w Moskwie, pani Ewa Kopacz sprawiała wrażenie osoby najbardziej odpowiedzialnej w tym całym bałaganie. Niemniej jednak gdy zestawić to, co mówiła o rzekomo świetnej współpracy polsko-rosyjskiej, z faktami, których osobiście doświadczyłem jeszcze w Moskwie, to sama wystawiła sobie świadectwo i nie za bardzo jest co komentować. Do dzisiaj bolą mnie jednak słowa, które powiedziała przy stoliku w hotelu z papierosem w ręku, że jeśli ta tragedia miała się gdzieś wydarzyć, to dobrze, że wydarzyła się u Rosjan, a nie u nas, bo w Polsce – jak dodała – byłby jeszcze większy bałagan i chaos. Postawę towarzyszącego jej pana Tomasza Arabskiego najlepiej zobrazuje spuszczona głowa, wzrok wbity w ziemię i wymowne milczenie po moim zapytaniu, czy kiedykolwiek mamy szansę dowiedzieć się prawdy. Odnośnie zaś do postępowania premiera, to wolę się z grzeczności nie wypowiadać, bo byłyby to wyłącznie słowa niecenzuralne. Do dziś nie mogę uwierzyć, że to premier Polski, a nie minister spraw zagranicznych Rosji

Krzysztof Protasiuk  krytycznie ocenia decyzję o rozwiązaniu 36. specpułku, w którym pracował brat.
    W moim odczuciu, rozwiązanie pułku to był zły pomysł, który skrzywdził wiele rzetelnie pracujących tam osób, ludzi oddanych swojej pracy i znających się na niej. Pod publiczkę potraktowano jedną miotłą wszystkich, a powinno się rozliczyć zapewne tylko nielicznych. Osoby odpowiedzialne jednak ominęły jakiekolwiek konsekwencje – mówi.

Brat dowódcy tupolewa wciąż nie wie, co się tak naprawdę wydarzyło w Smoleńsku.
   Pomimo informacji z wielu bezpośrednich źródeł, innych niż media, wciąż ciężko – z uwagi na metodyczne działania dezinformacyjne i utrudniające prawdziwe śledztwo – stwierdzić, co się stało. Właściwie ciężko wyobrazić sobie, co jeszcze można było zrobić, żeby zatuszować to, co realnie się wydarzyło. Pluje nam się w twarz, a w głównych mediach słychać, że deszcz pada. (...) Niemniej jednak na bazie dostępnych dowodów i informacji z całą stanowczością można stwierdzić, że raporty MAK i Millera rozmijają się znacznie z prawdą
– twierdzi Krzysztof Protasiuk.

http://wpolityce.pl/wydarzenia/51346-kr ... jego-cialo

____________________________________
Videtur et hoc mihi Platforninem non debere esse
Poza tym uważam że Platformę należy zniszczyć
/Katon starszy/


13 kwi 2013, 22:16
Zobacz profil
Zawodowiec
Avatar użytkownika

 REJESTRACJA10 lis 2006, 07:34

 POSTY        3465
Post Re: Katastrofa smoleńska
Tusk przegrał w NSA ws. informacji nt. wraku tupolewa

Premier niewłaściwie rozpatrzył wniosek Beaty Gosiewskiej dot. informacji o przetrzymywaniu w Rosji wraku tupolewa - orzekł Naczelny Sąd Administracyjny i oddalił skargę premiera na wyrok sądu I instancji w tej sprawie.

W ubiegłym roku Beata Gosiewska, wdowa po pośle PiS Przemysławie Gosiewskim, wraz z siedmioma innymi osobami, skierowała do premiera Donalda Tuska wniosek, w którym pytała o korespondencję między Polską a Rosją na temat przyczyn przetrzymywania rządowego Tu-154M, który uległ katastrofie pod Smoleńskiem. Pytała też, czy i kiedy wrak ma być przekazany Polsce.
We wniosku pytała szczegółowo o autorów, formę, treść, adresatów oraz daty korespondencji, zarówno ustnej, jak i pisemnej. Pytała o wszelkie oświadczenia, zapytania, petycje i żądania oraz czy istnieją jakiekolwiek umowy lub porozumienia w tym zakresie. Chciała również poznać treść korespondencji, jaką kierowali w tej sprawie polscy prokuratorzy do polskich władz.
W odpowiedzi Centrum Informacyjne Rządu wyjaśniło, że premier poruszał sprawę zwrotu wraku m.in. w rozmowach z prezydentem Władimirem Putinem oraz podczas przemówienia w Sejmie. Poinformowało Gosiewską, że notatkom z rozmów ze stroną rosyjską nadano klauzulę tajności a informacje z postępowania prokuratury są objęte tajemnicą. Pozostałych informacji, o które pytała Gosiewska, kancelaria premiera nie ma - wyjaśniło CIR.
Gosiewska skierowała skargę do Wojewódzkiego Sądu Administracyjnego w Warszawie, w której zarzuciła premierowi bezczynność. We wrześniu ub.r. sąd uznał ją za zasadną. Zdaniem sądu nie było wątpliwości, że interesujące Gosiewską dane były informacją publiczną, ponieważ dotyczyły "sfery stosunków zagranicznych Rzeczypospolitej Polskiej w relacji z Federacją Rosyjską". Dlatego premier - jako podmiot zobowiązany do udostępnienia informacji publicznej - powinien był jej udzielić albo wydać decyzję odmowną. Tymczasem nie zrobił ani jednego ani drugiego i pozostawał bezczynny.
WSA uznał, że wyjaśnienia udzielonego przez CIR nie można było uznać za odpowiedź na wniosek Gosiewskiej. "Skoro w omawianych sprawach sporządzono notatki i nadano im klauzulę tajności, załatwienie sprawy winno nastąpić w formie decyzji administracyjnej, a nie w formie pisma informacyjnego" - wyjaśnił sąd.

Premier zaskarżył wyrok warszawskiego sądu do Naczelnego Sądu Administracyjnego, jednak ten oddalił w środę jego skargę.
Podczas rozprawy pełnomocnik premiera wyjaśniła, że w odniesieniu do części informacji, już po zapadnięciu wyroku sądu I instancji, kancelaria wydała decyzję odmowną. Jednocześnie pełnomocnik przekonywała, że w zakresie pozostałych danych informacja została udzielona i o bezczynności nie powinno być mowy.
NSA był jednak innego zdania. Orzekł, że zestawienie wniosku Gosiewskiej z udzielonymi odpowiedziami nie pozwala uznać, że został on właściwie załatwiony - zdaniem sądu premier w ogóle nie odpowiedział na część pytań.
NSA podkreślił, że skoro premier uznał, iż na część pytań nie może odpowiedzieć, to powinien był wydać decyzję odmowną, a tego - w dniu orzekania przez WSA - nie zrobił.

http://wiadomosci.onet.pl/temat/katastr ... omosc.html

Zaczęły się pierwsze przegrane sprawy. Tusk, Klich, Arabski... PO kolei.

____________________________________
"Demokracja to cztery wilki i owca głosujące o obiedzie" R.A.Heinlein


17 kwi 2013, 18:00
Zobacz profil
Zawodowiec
Avatar użytkownika

 REJESTRACJA23 sie 2009, 07:34

 POSTY        3657
Post Re: Katastrofa smoleńska
W TU-154 nie zginął Kaczyński i PiS, a Tusk i elita PO  

Spróbujmy zrobić eksperyment.
Niech ci, którzy sądzą, że sprawa katastrofy pod Smoleńskiem została całkowicie wyjaśniona, a protestują tylko wariaci, wyobrażą sobie, że w tupolewie nie zginął Lech Kaczyński i wiele osób związanych z PiS, ale Donald Tusk i elita PO.

I niech potem wyobrażą sobie, że rządzi PiS, a śledztwo jest prowadzone podobnie jak obecnie.
Czy nadal twierdziliby, że wszystko jest jasne, oczywiste i zamknięte?


Łukasz Warzecha: Czy i ty należysz do smoleńskiej sekty?
Smoleńska sekta (niemal wyłącznie złożona z osób niechętnych największej partii opozycyjnej, choć niekoniecznie zarazem zwolenników PO) wierzy bez zastrzeżeń w oficjalne ustalenia, nie widzi żadnych błędów ani problemów i twierdzi, że to zwykły wypadek

„To był zwykły błąd polskiej załogi” kontra „to na pewno był zamach”.
Dwie skrajne wersje wydarzeń sprzed trzech lat. Obie opierają się na wierze, a nie analizie, choć zarazem żadnej z nich nie można dziś stuprocentowo wykluczyć. Zwykle jednak mechanizm myślenia o Smoleńsku, zwłaszcza u zwolenników pierwszej hipotezy, jest następujący: najpierw polityczne sympatie i antypatie (często zresztą czysto emocjonalne), a potem, w zgodzie z nimi, przyjęcie tej czy innej wersji. Mówiąc prościej: nie lubię PiS i Kaczyńskiego, więc będę twierdził, że to zwykły wypadek, żadnych wybuchów nie było, raport komisji Millera jest rzetelny i w całej sprawie nie ma niedopowiedzeń.

Dla symetrii powinienem napisać: druga grupa nie lubi Tuska, więc twierdzi, że to na pewno był zamach, a polski premier maczał w sprawie palce. Ale symetrii tutaj nie ma. Dzisiejsza mapa postaw wobec katastrofy, wyglądałaby następująco.

Pierwsza grupa to osoby, które nazywam smoleńską sektą. Smoleńska sekta (niemal wyłącznie złożona z osób niechętnych największej partii opozycyjnej, choć niekoniecznie zarazem zwolenników PO) wierzy bez zastrzeżeń w oficjalne ustalenia, nie widzi żadnych błędów ani problemów i twierdzi, że to zwykły wypadek. Z grupy tej wyłączamy osoby, które takie poglądy głoszą ze służbowego obowiązku albo dlatego, że jest to zgodne z ich osobistym interesem. Takich w sferze publicznej jest całkiem sporo.

Druga grupa, być może najmniejsza, to ci, którzy od początku uznali, że mieliśmy do czynienia z zamachem i nie czekali ani nie czekają na żadne dowody. One nie są im potrzebne.

Wreszcie trzecia grupa: sceptycy – bardzo duża i coraz większa, jak pokazują sondaże.
To wszyscy ci, którzy jakieś wątpliwości mają. Natężenie tych wątpliwości bywa różne i różne są wnioski, do jakich te osoby pod wpływem wątpliwości dziś dochodzą. Jedni uważają, że mieliśmy do czynienia z nieszczęśliwym wypadkiem, ale spowodowanym ogromnymi zaniedbaniami zarówno po polskiej, jak i rosyjskiej stronie. Inni – że winę ponosi załoga, ale zbyt wiele jest w sprawie niepokojących znaków zapytania, zaś zachowanie Rosjan po katastrofie trudno zaakceptować. Jeszcze inni – że w samolocie na pewno doszło do wybuchów, załoga zaś próbowała poderwać maszynę, jednak z jakichś powodów się to nie udało. Dlaczego – nie wiadomo. Niektórzy z tej grupy godzą się ze wszystkimi badaniami niezależnych naukowców, inni uznają je za ciekawe, ale zbytnio zawieszone w próżni. Wszystkie te osoby łączy jedno: nie są w stanie zgodzić się bez zastrzeżeń z wersją oficjalną.

Dlaczego bezkrytycznych zwolenników oficjalnej wersji nazywam sektą? Bo działa tu, wypisz wymaluj, sekciarski mechanizm.
Podobnie jak w sekcie, istnieje kanoniczna wersja zdarzeń, od której nie można odejść ani na krok. Dlatego członkowie trzeciej opisanej grupy – ci z jakimikolwiek wątpliwościami – są dla członków sekty takimi samymi oszołomami jak osoby twierdzące, że tupolew w ogóle nie wystartował z Warszawy, pasażerów uprowadzono jeszcze na lotnisku i do dziś są przetrzymywani w obozie na Kamczatce. Z punktu widzenia sekty nie ma pomiędzy jednymi i drugimi różnicy, jako że każde odstępstwo od kanonu oznacza jego całkowite zaprzeczenie. Dlatego, jeśli spotykają się ze sceptykiem, który wysuwa nawet ograniczone zastrzeżenia dotyczące chociażby niezbadania wraku przez wiele miesięcy po katastrofie, reagują kpiną: „Tak, i pewnie jeszcze sztuczna mgła”. Czują bowiem, że kanon, czyli oficjalna wersja katastrofy, broni się jedynie jeśli całkowicie ignoruje kolejne pojawiające się informacje, tropy, wątpliwości.

Z kolei prorządowi publicyści wytrwale podtrzymują taką postawę sekty smoleńskiej, powielając absurdalny schemat: albo wierzysz bez zastrzeżeń w oficjalną wersję, albo w sztuczną mgłę i bombę termobaryczną. Tertium non datur. To swego rodzaju szantaż. Członkowie sekty żyją w ciągłym stresie, aby nie znaleźć się po stronie „oszołomów” i nie wypaść z obozu osób „światłych i rozsądnych”. Muszą nieustannie pilnować, aby trzymać się kanonu, nawet kosztem ignorowania faktów.

To druga cecha sekty: oderwanie od rzeczywistości.
Do badań prof. Biniendy, Szuladziń-skiego czy Rońdy można mieć krytyczny stosunek. Nie zmienia to jednak faktu, że w ciągu ostatnich trzech lat pojawiło się mnóstwo dobrze już sprawdzonych informacji, czyniących w kanonie coraz większy wyłom. Tymczasem członkowie sekty nadal uważają, że generał Błasik był w kokpicie; że sekcje zostały rzetelnie przeprowadzone, a miejsce katastrofy dobrze przeszukane; że Rosjanie na „wieży” (będącej w rzeczywistości obskurnym barakiem) nie kontaktowali się z nikim w Moskwie, a jeśli nawet, to nie ma to znaczenia; że w kokpicie padło zdanie o „debeściakach” i że nie było komendy dowódcy o odejściu od lądowania. Pod tym względem bywają nawet radykalniejsi niż komisja Millera. Nie przyjmują również do wiadomości, że informację o odnalezieniu na wraku śladów trotylu (którego pochodzenie jest wciąż niewyjaśnione) potwierdziła koniec końców prokuratura wojskowa. Uważają, że nie ma nic dziwnego w fakcie, że przy katastrofie tej rangi, z takimi ofiarami, nie przeprowadzono rekonstrukcji wraku (choćby tylko dla zasady) i nie sprawdzono dokładnie całego miejsca zdarzenia, tak że nawet po miesiącach znajdowano tam rzeczy osobiste ofiar lub nawet części samolotu.

Ta odporność na fakty może się wydawać zadziwiająca, ale z psychologicznego punktu widzenia wcale taka nie jest. Członkowie smoleńskiej sekty poczynili bowiem ogromną inwestycję psychologiczną w kanon i stworzenie wokół siebie muru, odgradzającego ich od faktów. I ten mechanizm jest znany z klasycznych sekt. Ich zindoktrynowani członkowie dobrze czują się w świecie, który stworzył dla nich guru i zgodnie z jego proroctwem czekają na koniec świata, który ma nadejść za rok. Gdy koniec świata nie nadchodzi, przyjmą każde wyjaśnienie, byle trwać w świecie złudzeń, bo wyjście z niego byłoby zbyt wielkim szokiem.

Nie zbadano wraku? To nie znaczenia, i tak na pewno nic ważnego by nie wykryto. Sekcje były nierzetelne? To na pewno zwykła pomyłka, bez znaczenia. Zakazano otwierania trumien w Polsce? Cóż, taka procedura. Część naukowców twierdzi, że brzoza nie była w stanie złamać skrzydła? Nie warto ich nawet słuchać, to oszołomy od Macierewicza. Na wraku był trotyl? Może urządzenia się mylą. A nawet jak był, to pewnie z powodów, o których mówili Rosjanie. I tak dalej. Nie ma zbyt absurdalnego wyjaśnienia, jeśli za wszelką cenę chce się pozostać przy kanonicznej wersji zdarzeń. Odstępstwo oznaczałoby znalezienie się w świecie niepewności i kłopotliwych pytań. Oraz przede wszystkim przyznanie się przed samym sobą do błędu, a to bywa najtrudniejsze.

Prawda jest jednak taka, że nie da się myśleć samodzielnie i jednocześnie nie mieć wątpliwości w sprawie katastrofy smoleńskiej. Kto ich nie ma, jest tępym połykaczem propagandy. Przy czym wątpliwości nie oznaczają automatycznie – wbrew temu, co usiłują wmawiać prorządowi propagandziści – wiary w zamach. Wątpliwości nie skazują nikogo na przynależność do tego czy innego obozu. Nie czynią z nikogo automatycznie PiS-owca lub wielbiciela Antoniego Macierewicza. Ale z pewnością są oznaką przynależności do obozu samodzielnie myślących.

Łukasz Warzecha
http://wiadomosci.wp.pl/kat,1342,title, ... omosc.html

I jak członku Sekty Lemingów POd Wezwaniem Pancernej Brzozy się czujesz ?   palka--==

____________________________________
Videtur et hoc mihi Platforninem non debere esse
Poza tym uważam że Platformę należy zniszczyć
/Katon starszy/


Ostatnio edytowano 21 kwi 2013, 21:26 przez Badman, łącznie edytowano 1 raz



21 kwi 2013, 21:25
Zobacz profil
Specjalista
Avatar użytkownika

 REJESTRACJA30 kwi 2006, 13:31

 POSTY        905

 LOKALIZACJAUS Polska
Post Re: Katastrofa smoleńska
"Do Rzeczy": Na wraku tupolewa wykryto oktogen i heksogen


"Ślady substancji wybuchowych - oktogenu i heksogenu - wykryto na szczątkach samolotu, który rozbił się pod Smoleńskiem" - pisze w swoim najnowszym numerze tygodnik "Do Rzeczy". Według dziennikarza tej gazety, urządzenia użyte przez biegłych w Smoleńsku jesienią ubiegłego roku pokazały na wyświetlaczach nie tylko trotyl i związki nitrowe. Zdaniem tygodnika, na wraku tupolewa znaleziono ślady takich substancji wybuchowych jak oktogen i heksogen.
Tygodnik "Do Rzeczy" dotarł do dokumentacji tych badań, tzw. zrzutów z urządzeń.

Wynika z nich, że testy przesiewowe, jakie prowadzili biegli, wykazały też obecność bardzo silnych substancji wybuchowych  - oktogenu i heksogenu oraz tzw. materiału inicjującego paramononitrotoulenu (p-MNT).

"Próbki zostały pobrane na przełomie września i października 2012 r., jednak polscy biegli nie przywieźli ich ze sobą od razu.
"Przez blisko dwa miesiące były one w wyłącznej dyspozycji Rosjan" - informuje RMF24.pl, powołując się na tygodnik "Do Rzeczy".
Gazeta twierdzi, że Rosjanie posiadali informacje o tym, co pokazały urządzenia. Na miejscu badań pojawiła się bowiem rosyjska funkcjonariuszka, która przyglądała się pracy biegłych.

http://fakty.interia.pl/raport-lech-kac ... nId,958504


22 kwi 2013, 06:50
Zobacz profil
Zawodowiec
Avatar użytkownika

 REJESTRACJA10 lis 2006, 07:34

 POSTY        3465
Post Re: Katastrofa smoleńska
Zabici w Katastrofie Smoleńskiej


"idę  tam po to aby naprawdę najgodniej jak potrafię uczcić pamięć zabitych w tej katastrofie".
Donald Tusk

Źródło: http://www.youtube.com/watch?v=uaKo38Xh1cQ

Komentarz: Jest postęp w narracji Premiera dotyczącej Katastrofy Smoleńskiej.

Pytanie: kto ich zabił?

____________________________________
"Demokracja to cztery wilki i owca głosujące o obiedzie" R.A.Heinlein


Ostatnio edytowano 23 kwi 2013, 21:01 przez kominiarz, łącznie edytowano 1 raz



23 kwi 2013, 21:00
Zobacz profil
Zawodowiec
Avatar użytkownika

 REJESTRACJA10 lis 2006, 07:34

 POSTY        3465
Post Re: Katastrofa smoleńska
Lasek: inne hipotezy niż z raportu Millera nieuprawnione. To jedyna logiczna przyczyna
Czy "Zespół Laska" to jakaś nowa jednostka chorobowa?!  :wacko:

Wszelkie inne hipotezy przyczyn katastrofy smoleńskiej niż podane w raporcie komisji Millera należy uznać za nieuprawnione i niepoparte wiarygodnym materiałem dowodowym - podkreśla zespół Macieja Laska, który zebrał się po raz pierwszy.
Zespół ds. wyjaśniania przyczyn katastrofy smoleńskiej ma przybliżyć opinii publicznej główne przyczyny katastrofy, zawarte w raporcie komisji Jerzego Millera - przypomniało Centrum Informacyjne Rządu w komunikacie.
W skład zespołu wchodzą: Maciej Lasek (przewodniczący) i Wiesław Jedynak (wiceprzewodniczący) oraz Agata Kaczyńska, Piotr Lipiec i Edward Łojek.
Według komunikatu CIR zespół przypomina, że przyczyną katastrofy samolotu Tu-154M pod Smoleńskiem - jak wskazała komisja Millera - było zejście poniżej minimalnej wysokości zniżania, przy nadmiernej prędkości opadania, w warunkach atmosferycznych uniemożliwiających wzrokowy kontakt z ziemią i spóźnione rozpoczęcie procedury odejścia na drugi krąg.
Doprowadziło to do zderzenia z przeszkodą terenową, oderwania fragmentu lewego skrzydła wraz z lotką, a w konsekwencji do utraty sterowności samolotu i zderzenia z ziemią. - Wszelkie inne hipotezy należy uznać za nieuprawnione i niepoparte wiarygodnym materiałem dowodowym - podkreślono.
Jak podkreśla CIR, do zadań zespołu należy analiza pojawiających się w przestrzeni publicznej hipotez na temat innych niż ustalone w oficjalnym raporcie oraz naukowa ocena materiałów, na których podstawie zostały one sformułowane. W najbliższych miesiącach zespół skupi się na spotkaniach z ekspertami lotniczymi i przedstawicielami środowiska naukowego, którzy od wielu miesięcy deklarują gotowość współpracy w celu przybliżania przyczyn katastrofy.
W zeszłą środę weszło w życie zarządzenie premiera powołujące zespół. Eksperci lotniczy, którym przewodzi Maciej Lasek, zamierzają m.in. ocenić raport zespołu parlamentarnego. Pytany, od czego zespół rozpocznie działalność, Lasek mówił wcześniej, że należy "przypomnieć prostym językiem najważniejsze rzeczy, które zostały powiedziane w raporcie komisji Millera i pokazać, że ustalenia komisji to logiczna, oparta na faktach całość".
Zapowiedział też, że członkowie zespołu zapoznają się z raportem, który niedawno przedstawił parlamentarny zespół ds. katastrofy smoleńskiej kierowany przez Antoniego Macierewicza (PiS). - Będziemy starali się przygotować szczegółową opinię na temat tego opracowania, choć dużym utrudnieniem jest brak wyraźnego wskazania dowodów, na których oparte są zawarte w nim hipotezy - mówił Lasek.
Jak zapowiadano, zespół ma otrzymać wsparcie biurowo-organizacyjne Kancelarii Prezesa Rady Ministrów, przede wszystkim Centrum Informacyjnego Rządu.

Ciekawsze komentarze:



~Dziecko
Przepraszam, że pytam, ale czy ten zespół to jakaś nowa jednostka chorobowa?????

~sas
jak Lasek ugryzie się w jaja na wizji, to ja uwierzę, że skrzydła 38m obróciły się na 5 metrach.

~sef  
zamordować 96 osób w smoleńsku i wymordować po 10 kwietnia 2010 r. kolejnych świadków, wojskowych i ekspertów i nie mieć skrupułów.

bhojczyzna
Miałem koszmar w nocy. Obudziłem się aż. Do mieszkania wchodzi 3 gości w cywilu z POlicji tuska. Szukają na mnie czegokolwiek, płyty cd, komp, cache przeglądarki, ip. Szukają jakie komentarze pisałem. Mówią ze pójdę siedzieć. Dlatego ze strachu mowie wam TUSK jest najlepszym premierem zostawcie go w spokoju! Dlaczego za PiS się nie bałem...?

~Anka
Pan Lasek przypomina mi mroczne czasy komuny,kiedy to PZPR była jedyną słuszną partią,i nikt nie mógł się sprzeciwić.Teraz mamy to samo,jedyna słuszna jest prawda komisji Millera,gdzie nic nie trzyma się kupy,wszystko nawet dla laika jest zakłamane.Tak właśnie powstało kłamstwo smoleńskie,które,co daj Boże zostanie wkrótce obalone.

~Należy wymienić nazwisko dziennikarza i cytat zawierający nieprawdziwe informacje:
„To, że gen. Błasik był w kabinie, bardzo dziwi cywilnych pilotów. Pana nie dziwi?".
Pytanie Tomasza Machały („Wprost") zadane gen. Waldemarowi Skrzypczakowi.

„Jak udało się ustalić »Polsce«, na nagraniach z czarnych skrzynek jedno ze zdań miało brzmieć »To patrzcie, jak lądują debeściaki«".
Łukasz Słapek – „Polska The Times"

„Z jakichś względów z samobójczą determinacją samolot pikował w stronę nieuchronnej tragedii. Tej tragedii udałoby się z łatwością uniknąć dzięki odrobinie ostrożności, odpowiedzialności, asertywności".
Tomasz Lis – „Wprost"

„Jest świadek, który słyszał, jak tuż przed wylotem prezydenckiego Tu-154M dowódca Sił Powietrznych gen. Andrzej Błasik zwymyślał kapitana samolotu Arkadiusza Protasiuka".
Agnieszka Kublik, Wojciech Czuchnowski i Paweł Wroński – „michnikowy szmatławiec"

„Generał Andrzej Błasik, czarna owca wśród pasażerów Tu-154".
Anita Czupryn – „Polska The Times"

„»Jak nie wyląduję/wylądujemy, to mnie zabiją/zabije« – tak mają brzmieć słowa wypowiedziane przez kapitana Arkadiusza Protasiuka. Nie wiadomo, w jakim kontekście padły te słowa".
Joanna Komolka – TVN24

„Latał Pan często rządowym samolotem. Czy to jest naturalne, że wysocy urzędnicy czy dowódcy wchodzą do kokpitu, są z pilotami?".
Dominika Wielowieyska („michnikowy szmatławiec") w rozmowie z Radosławem Sikorskim

„Panie premierze, ile razy jako szef rządu naciskał Pan na pilotów?".
Tomasz Sekielski (TVN24) w rozmowie z Leszkiem Millerem

„0,6 promila we krwi dowódcy".
Piotr Machajski, Alicja Katarzyńska – „michnikowy szmatławiec"

„Generał na autopilocie".
„Wprost"

„Jest kwestia generała Błasika, który do ostatniej chwili siedzi w kabinie".
Andrzej Morozowski – TVN24

„Męczennik czy sprawca?".
Tytuł na okładce ze zdjęciem Lecha Kaczyńskiego („Wprost" Tomasza Lisa)

„Sądzi Pan, że Lech Kaczyński naciskał na pilotów »musicie lądować«?".
Piotr Marciniak (TVN24) w rozmowie z Lechem Wałęsą

„Bo tak, on (kpt. Protasiuk) tylko znał rosyjski, on się tylko komunikował z wieżą kontrolną, wszystko było na jego barkach i jeszcze na plecach miał gen. Błasika".
Monika Olejnik – Radio Zet
http://niezalezna.pl

~ht : Gdyby nie Macierewicz to Błasik nadal byłby w kokpicie.
Ziemia nadal byłaby przekopana na metr , a wszyscy byliby we właściwych trumnach,
Brzoza dale nie byłaby właściwie zmierzona a samolot o rozpiętości skrzydeł mający KILKANAŚCIE metrów obróciłby się po ścięciu brzozy na SZEŚCIU metrach. Cha Cha
Nadal nie byłoby śladów materiałów wybuchowych na Tupolewie
Nadal piloci nie odchodzili by na drugi krąg
Nadal śledztwo z ruskimi byłoby prowadzone perfekcyjnie na kopiach kopi ze skrzynek na których powycinane są dziwnym trafem sekundy nagrania. Itp



http://wiadomosci.onet.pl/temat/katastr ... omosc.html

Logiczna? A faktyczna? Czyli zgodnie  z faktami?

____________________________________
"Demokracja to cztery wilki i owca głosujące o obiedzie" R.A.Heinlein


Ostatnio edytowano 25 kwi 2013, 20:43 przez kominiarz, łącznie edytowano 1 raz



25 kwi 2013, 20:41
Zobacz profil
Zawodowiec
Avatar użytkownika

 REJESTRACJA23 sie 2009, 07:34

 POSTY        3657
Post Re: Katastrofa smoleńska
O trotylu, czyli sitcomu ciąg dalszy
2013-03-06 17:52
(przedostatni felieton "Seawolfa")

Żeby nie wiem, jak się natężać, nie uciekniemy od oglądania nieustającego sitcomu pod tytułem „Prokuratura Wojskowa w akcji”, jak wiadomo, choć być może powinniśmy poczekać na jakieś konkrety, Gazeta Polska ogłosiła, że wyniki laboratoryjne potwierdziły, że to, co wykryto na skrzydłach i w ogóle na całym wraku, to jednak trotyl, co jest logiczne, bo, skoro wszystkie wykrywacze wyświetlają na swych okienkach „TNT”, to jest to TNT, a nie perfumy, albo wyroby garmażeryjne.
Inaczej wszystkie lotniska zostałyby sparaliżowane z powody przegrzania bramek kontrolnych alarmujących nieustanie. Prokuratura w swoim, wypróbowanym już stylu, natychmiast ogłosiła, że nic podobnego, nic na chwile obecną nie stwierdzono.

„Wojskowa Prokuratura Okręgowa w Warszawie dementuje informację, podaną dzisiaj przez jeden z portali internetowych, jakoby analizy badań laboratoryjnych biegłych z Centralnego Laboratorium Kryminalistycznego Policji „wykazały obecność TNT”. Biegli prowadzący badania laboratoryjne próbek, zabezpieczonych w Smoleńsku na przełomie września i października 2012 r., na obecnym etapie nie stwierdzili śladów materiałów wybuchowych.
Rzecznik prasowy NPW płk Zbigniew Rzepa”


No, moim zdaniem, mamy tu do czynienia z powtórzeniem manewru z zeszłego roku, gdzie prokurator Szeląg w istocie potwierdził fakt znalezienia trotylu kryjąc się za grą słów. Podano, że nic nie stwierdzono, nie podając, że nie zaprzeczono, a badania trwają.
W ogóle, należałoby zacząć od samego początku, czyli od 2010 roku, gdzie komisja zbadała kilka znalezionych części, jakąś parasolkę i parę innych rzeczy, i nic nie wykryła, o czym zdecydowanie i bez wątpliwości zawiadomiła, jak następuje:

"Opinia biegłych z Wojskowego Instytutu Chemii i Radiometrii w Warszawie z dnia 18 czerwca 2010 r. (postanowienie Wojskowej Prokuratury Okręgowej w Warszawie z dnia 19 maja 2010 r.). Biegli w przedstawionej opinii stwierdzili, że w próbkach szczątków zebranych na miejscu katastrofy nie stwierdzono obecności bojowych środków trujących oraz produktów ich rozkładu powyżej granicy ich wykrywalności. Biegli nie stwierdzili także obecności materiałów wybuchowych takich jak: dinitrotoluenu, nitroglikolu, nitrogliceryny, trinitrotoluenu, heksogenu, oktogenu oraz pentrytu. W następstwie przeprowadzonych badań i pomiarów, biegli podali, iż próbki dostarczone do badań nie stanowią dodatkowego źródła celowo wprowadzonych substancji promieniotwórczych emitujących promienie alfa, beta, gamma, czy promieniowanie neutronowe."

Zatem, sprawa powinna być jasna, nie było trotylu w czerwcu 2010, nie powinno być w październiku 2012. A był.
To znaczy, nawet, jeśli nie, to zostały wykryte ślady, które nie zostały wykryte wcześniej. Już samo to w sobie jest zagadkowe i podejrzane i poddaje w wątpliwość rzetelność ówczesnego badanie, zwłaszcza w połączeniu z innymi faktami, które wychodzą teraz.
Generalnie, wychodzi na to, że prawie nic nie zostało wtedy zbadane, wszystko przepisano z raportu Anodiny. Dopiero teraz prokuratura zaczęła badać to i owo, lepiej późno, niż wcale. Zaskoczenia więc tu nie ma, jedynie potwierdzono po raz kolejny nierzetelność i fikcyjność ówczesnego śledztwa.

No, zatem możemy wrócić do dnia dzisiejszego i owego trotylu, bądź nie-trotylu (pasztetowej, pasty do butów etc.) znalezionego teraz. Najprawdopodobniej dementi prokuratury oznacza tylko tyle, że ostatecznych wyników NA OBECNYM ETAPIE, czyli w danym momencie jeszcze nie ma, ale z kilka dni będą i wtedy okaże się, że to jednak trotyl, a prokurator zamruga niewinnymi oczętami i powiek, że mówił prawdę, bo na obecnym etapie rzeczywiście nic nie było wiadomo ostatecznie.

No, a wówczas wrócimy do wypróbowanej już wersji, że to pozostałość ze Stalingradu, albo, w wersji soft, z Afganistanu, żołnierze za każdym razem, gdy lecieli, trochę się ocierali o skrzydło i stąd te ślady. Albo, że to trotyl występujący w tym rejonie naturalnie, na tej samej zasadzie, jak pancerno-kevlarowe brzozy i mega-wysokie słupy energetyczne.

      
Magdalena Figurska - 06.03.2013 22:02
To, że Rosjanie podrzucili trotyl, nie ulega wątpliwości. A podrzucili go nie po  to, żeby go nie wykryć. A prokuratura ekspertyzy od dawna ma, tylko nie uzgodniła jeszcze z Rosja oficjalnej wersji, która tak czy inaczej będzie na naszą niekorzyść.

dalan - 07.03.2013 10:57
W wolnej Polsce ci wszyscy prokuratorzy powinni stracic prace,odpowiedziec karnie za pomoc w ukryciu prawdy.I nigdy nie powinni otrzymywac prokuratorskiej emerytury.Nie moze powtorzyc sie sytuacja jak z ubekami-katami ktorzy do dzisiaj otrzymuja wysoka emeryture, na ktora skladaja sie dzieci i wnuki ich ofiar.


http://naszeblogi.pl/36805-o-trotylu-cz ... iag-dalszy

A Cezary Gmyz został zwolniony z pracy za napisanie prawdy w Rzeczypospolitej. Tak jak Jarosław Gowin za powiedzenie prawdy o zarodkach. A sędzia Rysiński uniewinnił lodziarę za wzięcie ogromnej łapówki.
Ale w pierwszym przypadku Putin się zmarszczył, a w drugim Angela. I Tusk w pierwszym przypadku nakazał, a w drugim zrobił to co musiał. A w trzecim przypadku nie można było skazać za udowodnione przestępstwo byłej posłanki PO (skoro niewinna, to dlaczego ją usunęli z szeregów PO?) schwytanej na gorącym uczynku przez konstytucyjny organ jakim był i jest CBA. Bo to byli.... "funkcjonariusze PIS" (to teraz są funkcjonariusze PO?!) i obróciłoby to w proch twierdzenia POpaprańców o rzekomej "strasznej III RP", którą tak skutecznie przerazili Polaków przed wyborami w 2007 roku.

Niepodległa, suwerenna i sprawiedliwa V RP Donka i Bronka...
Bolek obiecał Drugą Japonię, Donek obiecał  Drugą Irlandię.
Irlandia to Kraj Zielonej Wyspy, Japonia to Kraj Kwitnącej Wiśni, a Polska - KRAJ KWITNĄCEJ LIPY i MIRABELI!
<_<

PS
Armand, Alfons, Bolek, Bronek, Donek, Donald, Pluto - co za imiona!  :wysmiewacz:

____________________________________
Videtur et hoc mihi Platforninem non debere esse
Poza tym uważam że Platformę należy zniszczyć
/Katon starszy/


Ostatnio edytowano 03 maja 2013, 10:40 przez Badman, łącznie edytowano 1 raz



03 maja 2013, 10:37
Zobacz profil
Zawodowiec
Avatar użytkownika

 REJESTRACJA23 sie 2009, 07:34

 POSTY        3657
Post Re: Katastrofa smoleńska
Lasek pogrąża Tuska
Obrazek

Szef nowego rządowego zespołu smoleńskiego dr Maciej Lasek przyznał, że przyjęcie przez polski rząd konwencji chicagowskiej do wyjaśniania katastrofy smoleńskiej było bezzasadne.
To był samolot wojskowy, lot był wojskowy, lotnisko też było wojskowe – mówił w sobotnim wywiadzie dla „Rzeczpospolitej".

Maciej Lasek stwierdził również, że od początku wiedział, iż nie ma szans na arbitraż międzynarodowy w związku z rozbieżnościami w raportach MAK-u i komisji Millera ws. katastrofy. A właśnie o arbitrażu w ICAO mówił premier Donald Tusk.
– Pamiętam zapewnienia władz, że jeśli raport MAK-u i raport komisji Millera będą miały rozbieżne wnioski, to pójdziemy do arbitrażu do Międzynarodowej Organizacji Lotnictwa Cywilnego (ICAO). Nic z tego nie wyszło – mówił Lasek, który stwierdził, że od początku wiedział, że ICAO nie zajmie się katastrofą smoleńską. – Powiem więcej: skoro badaliśmy katastrofę samolotu wojskowego, to co ma mieć do tego konwencja chicagowska, na bazie której działa ICAO? Nic – stwierdził w wywiadzie dla „Rz".

To właśnie rząd Donalda Tuska, jak twierdzi wielu ekspertów – bezprawnie – przyjął konwencję jako podstawę wyjaśniania katastrofy.

– Działanie premiera Tuska było nielegalne. Pomiędzy Polską i Rosją istniało porozumienie wojskowe z 1993 r., które przewidywało prowadzenie wspólnego śledztwa i nikt w Polsce nie miał kompetencji, by uzgadniać cokolwiek innego
– mówi prof. dr hab. Tadeusz Jasudowicz, kierownik Katedry Praw Człowieka i Prawa Europejskiego Uniwersytetu im. Mikołaja Kopernika w Toruniu.

http://niezalezna.pl/41010-lasek-pograza-tuska

____________________________________
Videtur et hoc mihi Platforninem non debere esse
Poza tym uważam że Platformę należy zniszczyć
/Katon starszy/


06 maja 2013, 20:59
Zobacz profil
Zawodowiec
Avatar użytkownika

 REJESTRACJA23 sie 2009, 07:34

 POSTY        3657
Post Re: Katastrofa smoleńska
Jak z wykpiwanego adwokata
stać się rozchwytywanym przez media prawnikiem?

Obrazek
Wystarczy uderzyć w swojego byłego klienta, znienawidzonego przez układ III RP, i w jego polityczne otoczenie.

Ofiarą karykaturalnej metamorfozy Rafała Rogalskiego padli nie tylko Jarosław Kaczyński i Antoni Macierewicz, lecz także prawda o katastrofie smoleńskiej.

Rogalski broni kłamstwa smoleńskiego
Jeszcze niedawno mecenas Rogalski domagał się, by w płucach ekshumowanych ofiar katastrofy smoleńskiej szukać śladów helu, twierdząc, że ten pierwiastek mógł być rozpylony w Smoleńsku przed lądowaniem Tu-154M. Sugerował też, że w związku z pełnioną przez niego funkcją Rosjanie czyhają na jego życie. Innym razem powtarzał, że zasadność hipotezy zamachu opiera się na co najmniej 10 przesłankach i że do kategorycznego wykluczenia zamachu potrzebny jest wrak samolotu.

Dziś Rogalski odżegnuje się od tych wypowiedzi, broniąc raportu komisji Jerzego Millera („przyczyny katastrofy, co do zasady, są trafnie pokazane") i dezawuując ustalenia ekspertów Antoniego Macierewicza. Wychodzi mu to jednak równie nieporadnie, jak opowiadanie o bombie helowej.

„Stwierdzono" brak odkształceń
Pierwszy antyzamachowy argument Rogalskiego brzmi: „Na samolocie nie ma śladów eksplozji bomby. W czasie wybuchu powstają charakterystyczne odkształcenia kadłuba. Takich odkształceń nie stwierdzono".

Nie stwierdzono?
Dr inż. Wacław Berczyński, były konstruktor działu wojskowo-kosmicznego Boeinga, przeprowadził analizę naprężeń w elementach Tu-154M po jego rozpadzie. – Struktura samolotu, części jego powłoki podlegały ciśnieniom, które nie były przewidziane w konstrukcji. Musiała być jakaś duża siła, a raczej – nazywajmy rzecz po imieniu – eksplozja, która spowodowała wyrwanie nitów, a następnie rozerwanie poszycia – powiedział.

A jeżeli dr Berczyński jest dla mecenasa Rogalskiego niewiarygodny – ma przecież konszachty z Antonim Macierewiczem – to odsyłam do badań prof. Jana Obrębskiego z Politechniki Warszawskiej, który ze smoleńskim zespołem parlamentarnym nie ma nic wspólnego. Prof. Obrębski, dokonując na ubiegłorocznej konferencji poświęconej katastrofie smoleńskiej opisu sposobu zniszczenia małego fragmentu Tu-154M nr 101, stwierdził, że przyczyną katastrofy musiał być wielopunktowy wybuch. Dowiódł tego poprzez dokładne oględziny fragmentu samolotu, zdeformowanego w sposób niepozostawiający wątpliwości: badana część była porozrywana, niektóre ze znajdujących się w niej nitów zostały wyrwane, a krawędzi blach – wywinięte. – Zniszczenia pochodzą według mnie od eksplozji. Im dłużej to oglądam, tym jestem bardziej pewny. Można podejrzewać, że była to dobrze przygotowana, wielopunktowa eksplozja, która np. odcięła skrzydło – mówił o wynikach swoich badaniach uczony.

Jak badano pancerną brzozę
Rafał Rogalski przekonał się w ostatnim czasie także do innej oficjalnej tezy. Chodzi, rzecz jasna, o uderzenie Tu-154 w słynną brzozę, której „tożsamość" jeszcze w grudniu 2012 r. sam kwestionował. Teraz mecenas nie ma już wątpliwości. „Tak, w wyniku uderzenia w brzozę doszło do urwania części skrzydła". Co więcej – pierwsze czynności związane z brzozą „wykonano już jesienią 2011 r. Teraz badano ją po raz drugi".
Rogalski zapomniał dodać, że skutkiem tych czynności były zaskakujące różnice w pomiarach drzewa. Według prokuratury brzoza została ścięta na wysokości 6,66 m, według komisji Millera – 5,1 m.

Prawnik nie wspomniał też, że w ciągu kilku pierwszych dni po katastrofie kawałki metalu pojawiały się w „pancernej brzozie" i z niej znikały, co utrwalili różni fotografowie (zdjęcia te były publikowane m.in. przez „Rzeczpospolitą" oraz organizatorów konferencji smoleńskiej). Jakby tego było mało, próbki z drzewa pobrano dopiero w październiku 2012 r., czyli 30 miesięcy po katastrofie, co prof. Chris Cieszewski z Warnell School of Forestry and Natural Resources, University of Georgia w USA, skomentował w rozmowie z „Gazetą Polską" następująco: „Przez ten cały okres drzewo narażone było na działanie rozmaitych czynników meteorologicznych: słońca, opadów deszczu i śniegu, wilgoci oraz patogenów. Drewno wystawione na takie warunki poddaje się szybkim zmianom [...].
W związku z tym nie jest możliwe uzyskanie miarodajnych wyników badań, dotyczących właściwości tej brzozy w kwietniu 2010 r.".

Zejście poniżej 100 metrów
W wywiadzie dla „Rzeczpospolitej" Rafał Rogalski obwieścił: „Główni odpowiedzialni za katastrofę smoleńską zginęli na pokładzie tupolewa", a jako „decydujący element" katastrofy, obciążający załogę, wymienił sprowadzenie samolotu do wysokości poniżej 100 m.
Wynika stąd, że mecenas w ciągu kilku miesięcy zapomniał o dwóch istotnych faktach. Po pierwsze, dowódca tupolewa Arkadiusz Protasiuk podjął na przepisowej wysokości 100 m decyzję o przerwaniu podejścia do lądowania i odejściu na tzw. drugi krąg. Protasiuk powiedział: „Odchodzimy", po czym komenda ta została potwierdzona przez drugiego pilota – mjr. Roberta Grzywnę.

Procedury zostały zatem dochowane, a samolot zszedł poniżej 100 m nie w wyniku celowego działania załogi, lecz z innych powodów. Po drugie, załoga Tu-154M wiedziała, co robi, próbując odejść na tzw. drugi krąg przy użyciu autopilota, chociaż lotnisko w Smoleńsku było pozbawione systemu lądowania ILS. Możliwość tzw. odejścia w automacie na lotnisku pozbawionym ILS potwierdził eksperyment, jaki przeprowadzono w 2011 r. na bliźniaczym tupolewie (nr 102). Piloci wiedzieli też, jak to się robi. Sam Maciej Lasek, odpowiadając na jedno z pytań na konferencji ekspertów w Kazimierzu Dolnym nad Wisłą (28 maja 2012 r.), stwierdził wprost, że kpt. Protasiuk kilkakrotnie wykonywał odchodzenie z autopilotem bez systemu ILS.

Czyżby więc mecenas Rogalski z trzyletnim opóźnieniem dostał rządowego SMS-a o treści:
„Katastrofę spowodowali piloci, którzy zeszli we mgle poniżej 100 m. Do ustalenia pozostaje, kto ich do tego skłonił"?

Autor: Grzegorz Wierzchołowski
http://niezalezna.pl/41098-rogalski-bro ... olenskiego

„Główni odpowiedzialni za katastrofę smoleńską zginęli na pokładzie tupolewa", a jako „decydujący element" katastrofy, obciążający załogę, wymienił sprowadzenie samolotu do wysokości poniżej 100 m.

Przecież byli na KURSIE i na ŚCIEŻCE!

Moim zdaniem wytłumaczenie jest tylko jedno: mecenasa Rogalskiego kilka dni temu odwiedził seryjny samobójca...  :nonono:

____________________________________
Videtur et hoc mihi Platforninem non debere esse
Poza tym uważam że Platformę należy zniszczyć
/Katon starszy/


Ostatnio edytowano 08 maja 2013, 19:47 przez Badman, łącznie edytowano 4 razy



08 maja 2013, 19:39
Zobacz profil
Zawodowiec
Avatar użytkownika

 REJESTRACJA21 paź 2006, 19:09

 POSTY        7731

 LOKALIZACJATriCity
Post Re: Katastrofa smoleńska
Obrazek
Źródło: http://www.pomniksmolensk.pl/viewpage.php?page_id=86

____________________________________
Nie jesteś tym, kim myślisz, że jesteś - lecz tym, kim się stajesz, gdy myślisz kim jesteś.


08 maja 2013, 22:02
Zobacz profil
Zawodowiec
Avatar użytkownika

 REJESTRACJA10 lis 2006, 07:34

 POSTY        3465
Post Re: Katastrofa smoleńska
Badman                    



Jak z wykpiwanego adwokata stać się rozchwytywanym przez media prawnikiem? ...  


Nie krytykujecie mecenasa Rogalskiego.
Woli dostać dyscyplinarkę niż zakończyć na sznurze.




~Stan :Wolta mecenasa Rogalskiego jest przykładem strachu że biedny pod naciskiem PO musi popełnić samobójstwo !!!

~inka : Rogalski to taki autorytet jak miś Koralgol ! Dostał kopniaka bo zero kompetencji to teraz próbuje się prostacko odgryźć na tych co nie mogą się bronić. Co za prostak i prymityw !

~Marta : Cieszę się, że tvn24 wzbogaciła się o nowego eksperta antyPISowskiego. Do grona wybitnych, czyli konia, wieprza i Kazia Kochliwego Londyńczyka lowelasem zwanego dobił mecenas Korki. Sądzę że pracownica tvn24 Olejnik pozwoli mu na to, by zwracał się do niej per Monisia..  | ocena: 85%

źródło: http://wiadomosci.onet.pl/temat/katastr ... omosc.html

szymon : Z wyglądu bardzo podobny do Tulei.Pytanie jakie ma korzenie ?????

~Cicciolina : Który jest przystojnieszy? Mecenas Rogalski czy sędzia Tuleja? Nie mogę się zdecydować!

~DR : Obaj z Tuleją mają korzenie endokrynologiczne: przysadka mózgowa albo nadczynność tarczycy.
~asia : Co za kraj. Taki kretyn jest prawnikiem.

~świniopas : to taka podła świnia z kaprawymi oczkami

~wacek : Pan Rogalski z adwokata przeobrazil sie w prokuratora, wystepujacego przeciwko swoim klijentom.Paskudny czlowiek.

~Majka : Adwokat piszący na Twiterze i innych portalach typu Facebook i NK to mało wiarygodny człowiek.Ja nie zleciłbym takiemu adwokatowi prowadzenia sprawy kradzieży majtek z balkonu...

źródło: http://wiadomosci.wp.pl/kat,1342,title, ... omosc.html

____________________________________
"Demokracja to cztery wilki i owca głosujące o obiedzie" R.A.Heinlein


Ostatnio edytowano 09 maja 2013, 18:35 przez kominiarz, łącznie edytowano 2 razy



09 maja 2013, 18:31
Zobacz profil
Zawodowiec
Avatar użytkownika

 REJESTRACJA10 lis 2006, 07:34

 POSTY        3465
Post Re: Katastrofa smoleńska
Nowy dowód na sfałszowanie czarnych skrzynek

Obrazek

Anita Gargas ujawniła niedawno w telewizji Republika, że badana przez rosyjską FSB kopia nagrań z kokpitu Tu-154 jest krótsza od oficjalnej taśmy MAK o 78 sekund. Ale istnieje jeszcze jedno, nieznane dotąd szerzej rosyjskie nagranie z kabiny pilotów tupolewa. Jest ono krótsze od oficjalnej kopii MAK aż o dwie minuty!

Chodzi o kopię wykonaną na zlecenie MAK dla firmy rosyjskiej Forenex, zajmującej się m.in. profesjonalnym identyfikowaniem głosów. Spółka ta cieszy się ogromnym zaufaniem Kremla, którego przedstawiciele kilkakrotnie powierzali jej sprawy nadzwyczajnej wagi, m.in. zadanie odzyskania nagrań z okrętu podwodnego „Kursk”, który zatonął w niewyjaśnionych okolicznościach, oraz identyfikację głosu porywaczy statku „Morze Arktyczne” (porwanie było najprawdopodobniej rozgrywką służb specjalnych Rosji i Izraela).
28 maja 2010 r. – jak wynika z ekspertyzy wykonanej przez Forenex – firma ta na wniosek MAK zaczęła badać kopię nagrań z kokpitu Tu-154 (CVR), aby zidentyfikować głosy osób, które podczas tragicznego lotu wchodziły do kabiny pilotów.

Zagadka nr 1: ile trwało nagranie z kokpitu

Kopia nagrań z kokpitu dostarczona spółce Forenex ma długość 36 min i 24 s. Jest więc krótsza niż kopia, którą na prośbę rosyjskiej prokuratury badało na przełomie maja i czerwca 2010 r. FSB (36 min i 58 s), a także znacznie krótsza niż oficjalna kopia MAK (na podstawie której ludzie Tatiany Anodiny sporządzili oficjalny stenogram rozmów w kabinie pilotów), trwająca aż 38 min i 17 s.

Co więcej – między tymi samymi wypowiedziami nagranymi na poszczególnych kopiach istnieją różne odstępy czasowe. W oficjalnym stenogramie MAK między dwoma zdaniami wypowiadanymi przez dyrektora protokołu dyplomatycznego MSZ Mariusza Kazanę mijają 3 min i 48 s , podczas gdy na kopii badanej przez Forenex te same wypowiedzi dzielą... 3 min i 34 s. To niepodważalny dowód na fałszerstwo przynajmniej jednej z tych kopii.

Rosjanie byli na tyle bezczelni lub nieostrożni, że dołączyli analizę firmy Forenex do dokumentacji towarzyszącej końcowemu raportowi MAK. Zespołowi Macieja Laska, mającemu wyjaśniać wątpliwości związane z katastrofą smoleńską, warto więc zadać następujące pytania: która kopia zapisu CVR jest prawdziwa? Ta badana przez Forenex, ta analizowana przez biegłych FSB czy ta, na podstawie której MAK sporządził stenogram będący załącznikiem raportu końcowego? Czy z jednego z nagrań usunięto dwie minuty, czy może czas ten „dograno” do drugiego? Jak długo trwało oryginalne nagranie z kokpitu Tu-154? Niestety, odpowiedzi na te pytania – fundamentalne dla wyjaśnienia katastrofy smoleńskiej – zna prawdopodobnie wyłącznie Moskwa.

Zagadka nr 2: jak sporządzono tajemniczą kopię

Jak wynika z ekspertyzy Forenex dołączonej do dokumentacji MAK, plik dźwiękowy zawierający kopię nagrania z kokpitu badaną przez tę firmę (czyli trwająca 36 min i 24 s) pochodzi z 16 kwietnia 2010 r. o godz. 10.30. Czy właśnie wtedy dokonano kopii?
Przypomnijmy: 11 kwietnia 2010 r. w moskiewskim laboratorium MAK po raz pierwszy otwarto rejestrator tupolewa zawierający oryginalny zapis rozmów w kabinie pilotów. Ludzie Tatiany Anodiny sporządzili wówczas jego kopię dźwiękową (trwającą 38 min i 17 s), która stała się podstawą oficjalnego MAK-owskiego stenogramu. Następnie sejf został opieczętowany przez płk. Zbigniewa Rzepę z Naczelnej Prokuratury Wojskowej i przedstawiciela MAK.

Pieczęcie – jak twierdziła w swoim komunikacie (z czerwca 2010 r.) polska prokuratura wojskowa – pozostały nienaruszone aż do 31 maja 2010 r., kiedy dokonano komisyjnego otwarcia sejfu w celu skopiowania oryginalnych nagrań z kabiny pilotów dla celów komisji Millera. Jak czytamy w komunikacie Naczelnej Prokuratury Wojskowej: „Płk Krzysztof Parulski, obecny przy otwieraniu sejfu, nie stwierdził naruszenia pieczęci. Po zakończeniu zgrywania danych z rejestratorów oryginalne taśmy magnetyczne rejestratorów pokładowych oraz kopie udostępnionych Stronie Polskiej zapisów na trzech płytach CD zdeponowano ponownie w sejfie, który został opieczętowany przez Naczelnego Prokuratora Wojskowego płk. Krzysztofa Parulskiego oraz przedstawiciela MAK-u”.

Jeżeli więc kopia badana przez Forenex pochodzi z 16 kwietnia 2010 r., kto i gdzie ją wykonał, skoro do sejfów znajdujących się w laboratorium MAK nikt w tym okresie nie miał dostępu?

(...)

Pełna wersja artykułu w najbliższym numerze tygodnika „Gazeta Polska”.

Grzegorz Wierzchołowski

http://media.wp.pl/kat,1022943,wid,1572 ... &_ticrsn=5

____________________________________
"Demokracja to cztery wilki i owca głosujące o obiedzie" R.A.Heinlein


12 cze 2013, 09:31
Zobacz profil
Fachowiec
Własny awatar

 REJESTRACJA14 wrz 2011, 21:56

 POSTY        1263
Post Re: Katastrofa smoleńska
Antoni Macierewicz o „rewelacjach” Laska

Antoni Macierewicz, przewodniczący smoleńskiego zespołu parlamentarnego, odniósł się w rozmowie z portalem niezalezna.pl do najnowszych stwierdzeń Macieja Laska. Rządowy ekspert powiedział dziś w TVP Info, że eksperci Antoniego Macierewicza źle zinterpretowali dane z rejestratora.


Zdaniem Laska przyczyną wzrostu wibracji w silnikach maszyny tuż przed katastrofą były fragmenty gałęzi, które dostały się do nich po tym, jak tupolew zawadził o drzewa. Antoni Macierewicz obala te „rewelacje”:

- To jakieś konfabulacje. Pan Lasek nie dysponuje żadnym materiałem dowodowym, który by wskazywał, iż do wnętrza samolotu dostały się fragmenty drzew. Eksperci Laska nigdy zresztą nie analizowali silnika Tu-154. Nie ma żadnych przesłanek, które potwierdzałyby taką hipotezę. Co więcej - w momencie wzrostu wibracji w silniku samolot nie przelatywał nad żadnymi drzewami. To jest wyliczalne, ponieważ czas wzrostu wibracji jest dokładnie podany.

Maciej Lasek stwierdził również, że z danych zapisanych w rejestratorze ATM QAR wynika, że w ostatniej fazie lotu samolot wleciał w jar i znalazł się trzy metry poniżej progu pasa smoleńskiego lotniska. Tymczasem według ekspertów sejmowego zespołu parlamentarnego Tu-154 nigdy nie znalazł się niżej niż 20 m nad poziomem pasa lotniska i w związku z tym nie mógł zawadzić o żadną przeszkodę naturalną.

Antoni Macierewicz wyjaśnia: - Maciej Lasek nie przedstawił żadnych dowodów, że samolot leciał tak nisko. Dane, którymi dysponujemy i których pan Lasek nigdy nie zakwestionował - z urządzeń TAWS (system ostrzegania przed zderzeniem z ziemią) i FMS (komputer pokładowy) - dowodzą, że samolot nigdy nie zszedł poniżej 20 m. Na taką trajektorię wskazuje też podpisany przez Macieja Laska raport Komisji Badania Wypadków Lotniczych Lotnictwa Państwowego, który jest dołączony do materiałów opublikowanych przez KBWLLP we wrześniu 2011 r. Apeluję więc: niech Maciej Lasek pokaże „surowe” dane z wysokościomierza, tak jak my pokazujemy „surowe” dane z TAWS i FMS. I niech tylko nie posiłkuje się zdjęciami rosyjskiego fotoamatora Siergieja Amielina, które zostały dołączone do raportu Millera, bo jest przez to całkowicie niewiarygodny.

http://niezalezna.pl/42311-tylko-u-nas- ... jach-laska

* * * * * * * * * * * * * * * * * * * * * * * * *
Komisja Laska i trajektorie z mchu i paproci. Marek Dąbrowski o ekspertyzie ATM

Przed 1 Konferencją Smoleńską w 2012 roku  Prokuratura Wojskowa udostępniła jej uczestnikom przygotowaną dla siebie ekspertyzę firmy ATM, dotyczącą odczytu parametrów lotu z rządowego tupolewa, zapisanych w polskiej „czarnej skrzynce” ATM QAR. Jak wiadomo od wczoraj, w jej posiadanie wszedł także zespół kierowany przez dr. Macieja Laska.


Dzisiejsza konferencja Zespołu Laska miała na celu, przy wykorzystaniu ekspertyzy ATM, m.in. zakwestionowanie hipotezy, zgodnie z którą samolot przed katastrofą leciał wyżej, niż pokazują to przycięcia drzew utrwalone na zdjęciach ze Smoleńska. Sam doktor jeszcze wczoraj zarzekał się, że „z danych zapisanych w rejestratorze ATM QAR wynika, że w ostatniej fazie lotu samolot wleciał w jar i znalazł się trzy metry poniżej progu pasa smoleńskiego lotniska”. Podobny wniosek powtórzył dziś członek komisji Laska, Edward Łojek. Zobaczmy zatem, jakie wnioski można wyciągnąć z opracowania firmy ATM, i jak mają się one do wniosków Zespołu Laska.

JAKIMI DANYMI DYSPONOWALI EKSPERCI

Ponieważ zarówno ATM, jak i Komisja Millera korzystały w swoich opracowaniach z zapisów tej samej „czarnej skrzynki”, teoretycznie powinny dojść do zbliżonych wniosków w kwestii wyglądu toru lotu (trajektorii). Tak się jednak nie stało.

Biegłym z firmy ATM, a także członkom KBWL LP były znane dane samolotu z czterech punktów, w których w czasie lotu włączył się system TAWS: komputer zapisywał w tych miejscach m.in. wysokość barometryczną, radiową, prędkości samolotu i położenie wg GPS – wszystkie te dane zostały przez amerykańskie urządzenia zapisane z dokładnością daleko większą, niż przez „czarne skrzynki”. Wysokości barometryczne i radiowe zapisane w TAWS-ach były wzajemnie spójne, aż do ostatniego zapisu- punktu TAWS38.

W ekspertyzie firmy ATM zawarto m.in. pochodzące z polskiego rejestratora QAR wykresy wysokości barometrycznej (czyli wysokości nad pasem) oraz wysokości radiowej (nad terenem) na jakich znajdował się w końcówce lotu Tu-154M „101”. Niestety, podobnie jak w przypadku rosyjskiej „czarnej skrzynki” MSRP-64, wykresy z ATM QAR pokazują wysokości barometryczne wprawdzie z częstotliwością 2 razy na sekundę, ale z dokładnością tylko ok. 62 metrów- stąd też sam zapis wysokości barometrycznych z „czarnej skrzynki” jest absolutnie niewystarczający, aby określić, na jakiej wysokości w danym momencie końcówki lotu znajdował się samolot. Potrzebne są dane z TAWS, pokazujące wysokości w kilku punktach, ale za to z dokładnością do pojedynczych metrów, i wreszcie obliczenia, aby wyznaczyć rzeczywisty tor lotu. Tych informacji jednak biegli nie wykorzystali.

CO ZROBIŁA KOMISJA MILLERA

Na pierwszy rzut oka nieco lepiej od wysokości barometrycznych wygląda dokładność zapisu wysokości radiowej- ta jest rejestrowana przez „czarne skrzynki” 2 razy na sekundę z dokładnością ok. 3 metrów, a więc teoretycznie mogłaby być bardziej przydatna do wyznaczenia toru lotu i wysokości, na jakich znajdował się samolot. Niestety, tupolew leciał nad pagórkowatym terenem, dlatego też prosta zamiennik wyznaczenia jego trajektorii wyłącznie z wysokości radiowej musi zakończyć się tak spektakularna klęską, jak wysiłki KBWL LP, która, pisząc raport, nie uznała za stosowne obliczyć toru lotu, lecz po prostu dodała wysokości radiowe do wysokości terenu nad którymi maszyna miała przelatywać. Efekt okazał się miażdżący dla wiarygodności „analizy” komisji. Ponieważ nie podała ona metodologii swojej rekonstrukcji, możemy tylko przypuszczać, że dopasowała wysokości radiowe do wysokości terenu korzystając z odczytów nawigatora, zaś odległości samolotu od progu pasa w kolejnych sekundach wykoncypowała w sobie tylko znany sposób.

W związku z faktem, że Komisja Millera najwidoczniej „na wyczucie” dopasowywała kolejne wysokości do miejsc, w których miał znajdować się samolot- otrzymała linię, która w ogóle nie przypomina trajektorii (widać ją na rysunku poniżej).

Obrazek
Rys.1. Fragment rysunku obrazującego wyobrażenie Komisji Millera nt. trajektorii samolotu, zawarty w Załączniku numer 1 do raportu. „Jazdę po wybojach” i podskoki tupolewa w górę i w dół eksperci zaznaczyli grubą, czerwoną linią.

Na tej linii samolot raz się wznosi, raz spada z wielką prędkością, by po chwili wyrównać. Ci z Państwa, którzy latają samolotami, doskonale wiedzą, że samolot pasażerski, podchodzący do lądowania nie podskakuje tak, jak pokazała Komisja Millera- „wyznaczonej” przez ekspertów KBWL LP linii z pewnością nie można nazwać trajektorią. Widać, że metodologia przyjęta przez Komisję doprowadziła do absurdu.

Eksperci ATM nie powtórzyli błędu KBWL LP. Ich metodologia działania była podobna, ale wyniki zupełnie inne. Również jako podstawę obliczeń przyjęli wysokości radiowe, zapisane przez polską „czarną skrzynkę”. Dodatkowo, firma ATM dysponowała- oprócz wykresów danych- także ich zapisem cyfrowym, pochodzącym bezpośrednio z QAR, pozbawionym niedokładności jakie mogą wystąpić przy wtórnym przetwarzaniu wykresu na dane numeryczne. Biegli, korzystając z danych o prędkości samolotu i wiatru przeprowadzili zatem obliczenia i otrzymali wysokości w kolejnych odcinkach czasu. Efektem była krzywa bardziej podobna w kształcie do paraboli i pozbawiona „podskoków”- obliczeniowa trajektoria samolotu:

Obrazek
Rys.2. Trajektoria obliczeniowa wg danych ATM. Opr.autora. Fioletowymi punktami zaznaczyłem wysokości zapisane przez TAWS w punktach: 36 i 37.

Co interesujące, nawet MAK, w przeciwieństwie do Komisji Millera, obliczył trajektorię samolotu, chociaż nie podał, według jakiej metodologii to zrobił. Jej kształt jest zbliżony do tej opracowanej przez ATM i, w przeciwieństwie do koślawego „dzieła” ekspertów KBWL LP, jak najbardziej przypomina tor lotu.

Obliczając trajektorię, eksperci z firmy ATM nie posłużyli się jednak czterema dodatkowymi punktami, w których system TAWS zapisał z dużą dokładnością wysokości barometryczne i radiowe samolotu, i nie dopasowali położenia swojej trajektorii do tych punktów. Zamiast tego tak ustawili tor lotu, aby trafić w ślady uszkodzeń na połamanych drzewach. W mojej ocenie przyjęta metodologia działania doprowadziła ich jednak do kilku poważnych błędów.

BŁĄD NUMER JEDEN

W ostatnim punkcie zapisanym przez system TAWS, oznaczonym porządkowym numerem 38, z samolotem działo się coś nietypowego: chwilę wcześniej odpadła końcówka lewego skrzydła, rejestratory przyspieszeń zapisały gwałtowne wstrząsy, po kolei wyłączały się wszystkie trzy pokładowe generatory, wytwarzające energię elektryczną, niektóre podstawowe urządzenia awioniczne i „czarne skrzynki” przełączały się na zasilanie awaryjne, a w rosyjskiej „czarnej skrzynce” prawdopodobnie lawinowo następowały przerwy w prawidłowej rejestracji niektórych parametrów lotu. Nawet w Raporcie Millera przyznano, że w sekundzie, w której wystąpił alarm TAWS38, zepsuł się jeden z dwóch radiowysokościomierzy.

Trzeba poważnie brać pod uwagę możliwość, iż ta ostatnia awaria spowodowała, że – po raz pierwszy w tragicznym locie- system TAWS zapisał wzajemnie sprzeczne dane o wysokości samolotu: ok. 36 metrów wysokości barometrycznej, ale tylko 12 m wysokości radiowej. Biegli z firmy ATM dopasowali swoją trajektorię w tym miejscu do mniejszej zapisanej wysokości- 12 metrów,  nie biorąc w ogóle pod uwagę, że dana, którą wzięli za prawidłową, wskutek awarii radiowysokościomierza może być zaniżona o około 24 metry. Faktem jest jednak, że tor lotu w tym miejscu dopasowali do uszkodzeń drzew- dokładnie tak, jak sobie wcześniej założyli. Nie wyjaśnili jednak, dlaczego wybrali wysokość radiową, a zignorowali barometryczną. Nawet przy maksymalnej, 15-metrowej niedokładności zapisu wysokości barometrycznej w TAWS38, o której mówił Edward Łojek (nie przedstawiając jednak na poparcie swoich słów żadnych dowodów), w tym miejscu samolot nie zszedłby niżej niż około 20 metrów nad poziom terenu, a jednocześnie ta część trajektorii obliczeniowej ATM  byłaby zaniżona o około 8-10 metrów.

Do momentu, w którym Komisja  Laska przedstawi niezaprzeczalny dowód, z którego będzie wynikało, że odczyty wysokości barometrycznej w tragicznym locie 10.04.2010 system TAWS konsekwentnie, we wszystkich punktach zawyżał o kilkanaście metrów- cały czas można mieć uzasadnione podejrzenia, że obliczona przez biegłych trajektoria samolotu w tym miejscu przebiega ok. 20 metrów niżej, niż powinna.

BŁĄD NUMER DWA

Eksperci z firmy ATM, lokalizując swoją trajektorię nad terenem, nie zweryfikowali otrzymanych przez siebie wysokości samolotu z innym dowodem, znajdującym się w posiadaniu Prokuratury Wojskowej: stenogramem z rozmów z kabiny samolotu, opracowanym przez krakowski Instytut Ekspertyz Sądowych. Nie sprawdzili, na jakiej wysokości na ich trajektorii był samolot, gdy nawigator odczytywał kolejne wysokości i włączał się alarm radiowysokościomierza- a tak się składa, że w końcówce lotu były odczytywane właśnie wysokości radiowe. Gdy porównałem dane ATM z odczytami IES, okazało się, że gdy samolot znajdował się 100 metrów nad ziemią, trajektoria obliczona przez ATM właśnie według radiowysokościomierza przebiegała za nisko o ok.12-20 metrów, na wysokości 70 metrów była zaś zaniżona o 17 metrów. Im niżej, tym ta różnica była mniejsza (na wysokości 60 metrów- zaniżenie o 16 metrów, na 40m – o 8 metrów, dopiero na wysokości 20 metrów trajektoria obliczeniowa pokryła się z odczytaną wysokością z różnicą 2 metrów).

Dla 11 porównanych punktów trajektoria obliczeniowa ATM była zaniżona w dziesięciu, w tym w ośmiu punktach o ponad dziesięć metrów! Te różnice to kolejna przesłanka do stwierdzenia, że sztuczne obniżenie obliczonego toru lotu przez biegłych, tak, aby trafiła w przycięte drzewa, generuje więcej pytań, niż odpowiedzi.

Obrazek
Rys.3. Porównanie trajektorii ATM z odczytami wysokości z rejestratora głosowego. Widać że tor lotu jest obniżony w stosunku do większości odczytów.

W tym miejscu zasygnalizuję tylko, że Prokuratura ma poważny problem, jakim są dwa wzajemnie wykluczające się dowody, które wszak powinny być potraktowane równorzędnie: albo bowiem trajektoria obliczeniowa ATM wymaga poprawek, tak, aby dopasować ją do ekspertyzy IES, albo odwrotnie (ta druga opcja, w związku z faktem, że należałoby manipulować długością nagrania z kokpitu- wydaje się raczej wykluczona). Dzisiejsza prezentacja Zespołu Laska, z której ma wynikać potwierdzona przez IES oryginalność zapisu rejestratora rozmów tylko zwiększa kłopot prokuratury.

KOLEJNE BŁĘDY

Eksperci ATM w ogóle nie posłużyli się do zweryfikowania swojej trajektorii wysokościami samolotu, z dużą dokładnością zapisanymi przez TAWS przed punktem numer 38, skutkiem czego tor lotu, który obliczyli jest względem TAWS-ów zaniżony o kilkanaście metrów. Gdyby dopasować go do odczytów TAWS, przebiegałby nad drzewami, a gdyby zrobić z nim to samo jeszcze w stosunku do ostatniej wysokości barometrycznej w TAWS38- o żadnym kontakcie ze smoleńską zielenią w ogóle nie mogłoby być mowy.

Sama metodologia obliczeń, polegająca na przyjęciu za podstawę wyliczonych wysokości samolotu dane z radiowysokościomierza, wydaje mi się co najmniej wątpliwa- choćby dlatego, że wartości wysokości radiowych w końcówce lotu są zaniżone, co musi wpływać na wiarygodność wyników. Miałem zaszczyt mówić o tym na I Konferencji Smoleńskiej, a z analizą wysokości radiowych w kilku charakterystycznych punktach trajektorii, którą wtedy pokazałem, można zapoznać się tutaj: https://docs.google.com/file/d/0BwPwbhn ... sp=sharing

Kolejnym błędem, choć o znacznie mniejszym znaczeniu, było przyjęcie przez biegłych (prawdopodobnie za Oddziałem Geodezji i Kartografii Sztabu Generalnego WP) założenia, że próg pasa znajdował się na wysokości 251 metrów nad poziomem morza, a nie cztery metry wyżej, jak wynika z danych MAK. Pytanie, czy spowodowało to dodatkowe obniżenie obliczonej trajektorii o cztery metry, należy kierować do ekspertów ATM.

BŁOGOSŁAWIONA IGNORANCJA

W takich oto okolicznościach przyrody występuje Komisja Laska. Nie informuje publiczności, iż „dowód” na nieprawdziwość o przelocie tupolewa nad drzewami to nie surowy zapis z niesfałszowanego szyfrowanego rejestratora ATM QAR, ale trajektoria obliczeniowa, co do której można mieć uzasadnione wątpliwości, jako że została celowo obniżona (i to z błędami), tak, aby trafić w drzewa tam, gdzie zostały one uszkodzone. Czy eksperci doktora Laska zdają sobie sprawę z wewnętrznych sprzeczności obliczeniowych trajektorii ATM, które zasygnalizowałem powyżej? A jeśli nie, to jak ją badali, i dlaczego w ogóle wypowiadają się na jej temat ludzie, według których osiemdziesięciotonowy samolot bez wektorowanego ciągu lata w podskokach?

inż. Marek Dąbrowski

Niniejsze opracowanie stanowi wyrażenie prywatnych opinii autora - eksperta Zespołu Parlamentarnego zajmującego się badaniem przyczyn katastrofy smoleńskiej.

http://wpolityce.pl/wydarzenia/55744-ko ... rtyzie-atm

____________________________________
Ojczyznę wolną pobłogosław Panie.


14 cze 2013, 17:37
Zobacz profil
Specjalista
Avatar użytkownika

 REJESTRACJA30 kwi 2006, 13:31

 POSTY        905

 LOKALIZACJAUS Polska
Post Re: Katastrofa smoleńska
Katastrofa smoleńska: szczątki tupolewa w skandalicznych warunkach.


Szczątki Tu-154M przemieszane z ziemią i zepchnięte do betonowych hangarów na lotnisku Siewiernyj. RMF FM ujawnia zdjęcia z lotniska w Smoleńsku. W koszmarnych warunkach przechowywane były szczątki prezydenckiej maszyny, gdy powstawały raporty rosyjskiego Międzypaństwowego Komitetu Lotniczego i polskiej komisji pod przewodnictwem ministra Jerzego Millera. Zdjęcia zrobiła ekipa polskich archeologów, którzy przyjechali badać teren wokół lotniska w październiku 2010 roku, a więc pół roku po katastrofie.

Fotografie zrobiono z ukrycia, gdy Rosjanie wpuścili do hangarów kilka osób z polskiej ekipy.

Jak ustalili reporterzy RMF FM, w ten sposób przechowywane były szczątki co najmniej jednej czwartej samolotu, a to oznacza, że podczas prac nad raportami komisje Anodiny i Millera nie badały tych części.

Na zdjęciach widać fragmenty poszycia, kable, rury i zawory przemieszane z ziemią. Wszystko to tworzy jedną wielką stertę. Niewykluczone, że wśród tych części znajdowało się wiele innych rzeczy, zepchniętych wraz ze szczątkami tupolewa.

Polska prokuratura przyznaje, że w takich warunkach fragmenty prezydenckiej maszyny leżały do jesieni 2012 roku, a znaczna ich część leży w hangarach do dzisiaj.

http://wiadomosci.wp.pl/kat,1342,title, ... aid=110ca3


18 cze 2013, 10:39
Zobacz profil
Wyświetl posty nie starsze niż:  Sortuj wg  
Odpowiedz w wątku   [ Posty: 2082 ]  idź do strony:  Poprzednia strona  1 ... 122, 123, 124, 125, 126, 127, 128 ... 149  Następna strona

 Nie możesz rozpoczynać nowych wątków
 Nie możesz odpowiadać w wątkach
 Nie możesz edytować swoich postów
 Nie możesz usuwać swoich postów
 Nie możesz dodawać załączników

Skocz do:  
cron