Teraz jest 07 wrz 2025, 09:28



Odpowiedz w wątku  [ Posty: 2082 ]  idź do strony:  Poprzednia strona  1 ... 121, 122, 123, 124, 125, 126, 127 ... 149  Następna strona
Katastrofa smoleńska 
Autor Treść postu
Fachowiec
Własny awatar

 REJESTRACJA14 wrz 2011, 21:56

 POSTY        1263
Post Re: Katastrofa smoleńska
TYLKO U NAS: Pierwsze próbki przebadane. Wykryto trotyl

Pierwsze próbki z wraku Tu-154, na których polscy biegli wykryli w Smoleńsku ślady trotylu (TNT), zostały już przebadane laboratoryjnie. Analizy wykazały obecność TNT – dowiedziała się „Gazeta Polska”. – To kolejne potwierdzenie, że na wraku tupolewa były materiały wybuchowe – podkreślają nasi rozmówcy.


Przypomnijmy, że w Smoleńsku pobrano podwójne próbki – dla Rosji i dla Polski. Włożono je do specjalnych słoików, a te do kopert, których nie można (przynajmniej teoretycznie) otworzyć tak, by nie pozostały ślady. Chodzi o koperty tego typu, jakich używa się m.in. do zabezpieczania tematów egzaminów maturalnych. Potem koperty te zostały dodatkowo zalakowane. Tak zabezpieczone próbki powinny zostać otwarte w Polsce komisyjnie.

Badania laboratoryjne trwają łącznie 4 do 6 miesięcy, licząc w tym 2 do 3 miesięcy przygotowań pomieszczenia do badań, tzw. clean-roomu, i w tym przypadku ok. 3 miesięcy na analizy samych próbek – mówi nasz informator.

W tej chwili przebadano jedynie część próbek. Według naszych informacji badania mają zostać ukończone w kwietniu.

http://niezalezna.pl/39111-tylko-u-nas- ... to-trotyl+

* * * * * * * * * * * * * * * * * * * * * * * * *
Prokuratura się ośmiesza. Wczoraj nie wiedzieli, dziś zaprzeczają

Jeszcze wczoraj prokuratura wojskowa sugerowała, że nie zna wyników badań pierwszych próbek samolotu Tu-154. Po sensacyjnych informacjach „Gazety Polskiej” o tym, że badania laboratoryjne tych próbek wykazały obecność trotylu, prokuratura wojskowa nagle ogłosiła dementi. Przypomina to działania śledczych po artykule Cezarego Gmyza o śladach materiałów wybuchowych na rządowym samolocie. Wtedy też prokuratorzy szli w zaparte, by wreszcie przyznać się do wykrycia trotylu przez detektory biegłych.


Mając informację z pewnego źródła, że pierwsze zbadane przez polskich biegłych próbki z samolotu Tu-154 wykazały obecność śladów trotylu, zapytaliśmy (wczoraj) rzecznika NPW:

1. Kiedy będą znane wyniku badań laboratoryjnych próbek pobranych przez polskich biegłych w Smoleńsku na przełomie września i października 2012 r. (próbek ziemi i fragmentów samolotu TU154 M)?

2. Co wykazały dotychczasowe badania tych próbek?


Odpowiedź nadeszła po 2,5 godzinach:

NPW: W odpowiedzi na pytania przesłane dzisiaj, uprzejmie informuję, że Wojskowa Prokuratura Okręgowa w Warszawie nie zna jeszcze daty zakończenia badań i opracowania końcowej opinii fizykochemicznej, przygotowywanej przez biegłych CLK Policji w Warszawie. Przypominam, że sami biegli, jeszcze przed przystąpieniem do badań, czas wydania opinii określili na około 6 miesięcy.

A zatem jeszcze wczoraj Naczelna Prokuratura Wojskowa nie odpowiedziała na pytanie, co wykazała analiza pierwszych próbek, sugerując, że ma to związek z tym, iż badania reszty materiału jeszcze trwają. Dzisiaj nagle zaprzecza informacjom „Gazety Polskiej”. Chcieliśmy zapytać się wprost rzecznika prokuratury płk. Rzepy, czy śledczy wykluczają obecność trotylu na wraku samolotu. Rzecznik nie odbiera telefonu.

http://niezalezna.pl/39121-prokuratura- ... aprzeczaja

* * * * * * * * * * * * * * * * * * * * * * * * *
Oświadczenie redakcji „Gazety Polskiej” w sprawie komunikatu prokuratury wojskowej

Stanowczo  podtrzymujemy nasze informacje opublikowane w najnowszym numerze „Gazety Polskiej”. Pierwsze próbki z wraku Tu-154, na których polscy biegli wykryli w Smoleńsku ślady trotylu (TNT), zostały już przebadane laboratoryjnie. Analizy wykazały obecność TNT – twierdzi nasze wiarygodne źródło związane ze śledztwem. Naczelna Prokuratura Wojskowa miała szansę wypowiedzieć się w tej sprawie przed publikacją materiału w „GP” i nie odniosła się do meritum sprawy. Zachowanie prokuratorów przypomina to sprzed kilku miesięcy kiedy zaprzeczali iż specjalistyczne urządzenia do badań materiałów wybuchowych  stosowane przez polskich specjalistów w Smoleńsku wykryły TNT. Po początkowych zaprzeczeniach jednoznacznie potwierdzili  fakt wykrycia trotylu.

Prokuratura w tej sprawie już bardzo mocno nadszarpnęła swoją wiarygodności a mimo to dalej ogranicza się do słownych gier i krętactwa. Jest to niezgodne z obowiązującym w Polsce prawem, która nakłada na urzędy państwowe obowiązek rzetelnego informowania opinii publicznej.


Redaktor naczelny "Gazety Polskiej"
Tomasz Sakiewicz

____________________________________
Ojczyznę wolną pobłogosław Panie.


06 mar 2013, 00:33
Zobacz profil
Zawodowiec
Avatar użytkownika

 REJESTRACJA25 cze 2009, 12:10

 POSTY        3598
Post Re: Katastrofa smoleńska
Dwa filmy o Smoleńsku. W TVP...

Zobaczymy dwa, różniące się jak ogień i woda, dokumentalne filmy o katastrofie smoleńskiej. Potem jeszcze dyskusję na ich temat w studiu u Piotra Kraśki. Wszystko to jednego dnia, w publicznej telewizji

To już pewne. 8 kwietnia TVP1 wyemituje dwa głośne filmy dokumentalne o katastrofie smoleńskiej – podało Centrum Informacji TVP.

"Katastrofę w przestworzach - Śmierć prezydenta"  będzie można obejrzeć o godz. 20.20. „Anatomię upadku" telewizja pokaże zaraz po tym – o godz. 21.30.

Oba filmy budzą emocje. I to z zupełnie innych powodów. "Śmierć prezydenta" to kanadyjski dokument oparty niemal wyłącznie na oficjalnych raportach, więc nie ma w nim nic o wybuchach, czy zamachu. Mówi się za to o błędach pilotów i presji jaką mógł na załogę wywierać prezydent Lech Kaczyński.

Zupełnie inne tezy stawia film Anity Gargas "Anatomia upadku", który był dołączany do "Gazety Polskiej". Dziennikarka szukała dowodów na to, że na pokładzie tupolewa doszło do wybuchu.

Telewizja nie zamierza pozostawić filmów bez komentarza. – Po emisji dokumentów w specjalnym wydaniu programu Piotra Kraśki „Na pierwszym planie" zaplanowano dyskusję kompetentnych ekspertów i publicystów – informuje TVP.  

http://www.fakt.pl/Dwa-filmy-o-Smolensk ... 509,1.html


11 mar 2013, 20:13
Zobacz profil
Zawodowiec
Avatar użytkownika

 REJESTRACJA25 cze 2009, 12:10

 POSTY        3598
Post Re: Katastrofa smoleńska
Kaczyński miał rację. Śledztwo w sprawie organizacji lotu do Smoleńska zostanie wznowione!

Czy urzędnicy odpowiedzialni za organizację tragicznego lotu do Smoleńska zostaną ukarani, może staną przed sądem? Wydawało się, że mogą już spać spokojnie. Ale jednak! Śledztwo w sprawie organizacji lotu do Smoleńska zostanie wznowione! Sąd przyznał rację Marcie (33 l.) i Jarosławowi (64 l.) Kaczyńskim, którzy nie godzili się z decyzją prokuratury o umorzeniu śledztwa

Chodzi o zbadanie, czy jakieś ministerstwo, urząd czy instytucje odpowiedzialne za organizację lotu z 10 kwietnia 2010 roku nie dopuściły się zaniedbań i czy któryś z ministrów lub urzędników nie dopełnił obowiązków przy przygotowywaniu wylotu na obchody rocznicy mordu katyńskiego.

Prokuratura Okręgowa Warszawa-Praga 30 czerwca zeszłego roku umorzyła śledztwo w tej sprawie. Śledczy tłumaczyli, że zabrakło wszystkich elementów, które muszą pojawić się obok siebie, aby stwierdzono popełnienie przestępstwa – niedopełnienie obowiązków. Decyzja ta oburzyła Jarosława Kaczyńskiego i Martę Kaczyńską.

Od razu rozpoczęli batalię o wznowienie postępowania. Są przekonani, że przed lotem błędy mogli popełnić konkretni ludzie i da się ich za to ukarać. Właśnie zrobili w tym kierunku duży krok do przodu. Sąd nakazał prokuraturze jednak prowadzić śledztwo w sprawie zaniedbań. W organizacji wizyt 7 oraz 10 kwietnia 2010 roku do Katynia brały udział Kancelaria Prezydenta, Kancelaria Premiera, ministerstwo spraw zagranicznych, resort obrony narodowej oraz polska ambasada w Moskwie.

http://www.fakt.pl/sledztwo-smolenskie- ... 765,1.html


20 mar 2013, 20:35
Zobacz profil
Fachowiec
Własny awatar

 REJESTRACJA14 wrz 2011, 21:56

 POSTY        1263
Post Re: Katastrofa smoleńska
Nowe fakty ws. trotylu na wraku TU 154

Naczelna Prokuratura Wojskowa w odpowiedzi na zadane dzisiaj przez nas pytania stwierdziła, że, „należy odróżnić określenie: „wykrycie TNT” (czy stwierdzenie TNT) od określenia: „pojawienie się na wyświetlaczu urządzenia napisu TNT”. Pojawienie się na wyświetlaczu użytego urządzenia napisu TNT nie jest tożsame z wykryciem trotylu”. Więcej na temat sensacyjnych ustaleń ws. trotylu na wraku tupolewa w jutrzejszej „Gazecie Polskiej Codziennie”.


Na badanych próbkach wykryto cząstki materiałów wysokoenergetycznych czyli  cząstek materiałów wybuchowych – mówi nam osoba związana ze śledztwem.

Do badania pobrano próbki m.in. z sektora, gdzie znajdowały się szczątki salonek rządowego tupolewa. W pierwszej siedział prezydent RP prof. Lech Kaczyński wraz z małżonką Marią: w drugiej - Ryszard Kaczorowski, Krzysztof Putra, Jerzy Szmajdziński, Krystyna Bochenek, Władysław Stasiak, Aleksander Szczygło, Paweł Wypych, a w trzeciej Mariusz Handzlik, Andrzej Kremer, Stanisław Jerzy Komorowski, Tomasz Merta, gen. Franciszek Gągor, Andrzej Przewoźnik, Maciej Płażyński, Grażyna Gęsicka, Mariusz Kazana, bp gen. dyw. Tadeusz Płoski, abp gen. bryg. Miron Chodakowski, ks. płk Adam Pilch, gen. br. Bronisław Kwiatkowski, gen. br. pil. Andrzej Błasik, gen. dyw. Tadeusz Buk, gen. dyw. Włodzimierz Potasiński, wiceadm. Andrzej Karweta, gen. bryg. Kazimierz Gilarski – najważniejsi dowódcy polskich sił zbrojnych.

To właśnie ta część została przebudowana 6 kwietnia 2010 roku a siedzące w niej osoby 10 kwietnia 2010 r miały najcięższe obrażenia.

http://niezalezna.pl/39155-tylko-u-nas- ... aku-tu-154

* * * * * * * * * * * * * * * * * * * * * * * * *
Badania w USA potwierdziły obecność trotylu

Badania zlecone przez Stanisława Zagrodzkiego, kuzyna Ewy Bąkowskiej, która zginęła w katastrofie smoleńskiej, potwierdziły obecność trotylu. TNT wykazany przez badania to związek, który jest wykorzystywany do produkcji materiałów wybuchowych, może się on także wydzielać w przypadku eksplozji.


- Pozostawiam to bez komentarza – stwierdził w rozmowie z „Gazetą Polską Codziennie” Stanisław Zagrodzki.

Z naszych informacji wynika ze wykryto przereagowane cząstki materiałów wybuchowych co może świadczyć o tym, że doszło do eksplozji.

Przypomnijmy, że prokuratura cały czas mówi, że wykryty przez biegłych TNT, to nie trotyl.

Na łamach Salonu24  bloger zamieścił skan wyników badań z USA oraz zapewnił, że nie zamierza "wpadać w depresję z powodu spotkania seryjnego samobójcy na swej drodze":

Obrazek

http://niezalezna.pl/39158-nasz-news-ba ... sc-trotylu

* * * * * * * * * * * * * * * * * * * * * * * * *
Prokuratura przyznaje, że Rosjanie kłamią

Dzień po publikacjach „Gazety Polskiej” i „Gazety Polskiej Codziennie” na temat trotylu rosyjski Komitet Śledczy stwierdził, że przeprowadzona wspólnie przez specjalistów z Rosji i Polski nowa ekspertyza szczątków polskiego Tu-154M nie wykazała śladów wybuchu. To kłamstwo: polscy biegli nie uczestniczyli na terenie Rosji w żadnych badaniach pod kątem wykrycia materiałów wybuchowych.


W komunikacie rosyjski Komitet Śledczy pisze, że przeprowadzona wspólnie przez specjalistów z Rosji i Polski nowa ekspertyza szczątków polskiego Tu-154M nie wykazała na nich śladów wybuchu.  Okazuje się, że to nieprawda. Naczelna Prokuratura Wojskowa oświadczyła, że „polscy biegli oraz prokurator wojskowy nie uczestniczyli na terenie Federacji Rosyjskiej w żadnych badaniach (tym bardziej – laboratoryjnych) pod kątem wykrycia materiałów wybuchowych.”

Przypomnijmy, że „Gazeta Polska” dowiedziała się, że w Polsce przebadano już pierwsze próbki z wraku Tu-154. Analizy wykazały obecność TNT. Z kolei „Codzienna” dotarła do wyników badań laboratoryjnych zleconych przez Stanisława Zagrodzkiego, kuzyna Ewy Bąkowskiej, która zginęła w katastrofie smoleńskiej. Potwierdziły one również obecność trotylu.

http://niezalezna.pl/39194-prokuratura- ... nie-klamia

* * * * * * * * * * * * * * * * * * * * * * * * *
Tusk boi się Rosjan. Sytuacja jak po raporcie MAK

Rosjanie kłamią na temat ustaleń dotyczących katastrofy smoleńskiej, a premier Donald Tusk nie zamierza reagować, bo dla niego ważniejsze są poprawne stosunki między jego rządem a Kremlem. - Tak długo jak będę premierem będę pilnował, żeby relacje polsko-rosyjskie były równorzędne i równoległe - powiedział Donald Tusk odpowiadając na pytanie reporterki portalu niezalezna.pl.


- Jestem gotów reagować na słowa opinie i działania premiera Miedwiediewa lub prezydenta Putina wobec Polski. Ja nie jestem premierem polskiego rządu po to, żeby reagować na słowa urzędników rosyjskich – dodał Tusk.

- Premier zachowuje się dokładnie tak jak po publikacji raportu MAK. Ucieka od obrony dobrego imienia Polski i pozwala żeby kłamstwa na temat katastrofy obiegły świat – komentuje zachowanie Tuska, poseł Antoni Macierewicz, przewodniczący parlamentarnego zespołu badającego katastrofę smoleńską.

Zobacz co powiedział Donald Tusk: http://vod.gazetapolska.pl/node/3526?ut ... mpaign=vod

Jak wczoraj informowaliśmy dzień po publikacjach „Gazety Polskiej” i „Gazety Polskiej Codziennie” na temat trotylu rosyjski Komitet Śledczy stwierdził, że przeprowadzona wspólnie przez specjalistów z Rosji i Polski nowa ekspertyza szczątków polskiego Tu-154M nie wykazała śladów wybuchu. To kłamstwo: polscy biegli nie uczestniczyli na terenie Rosji w żadnych badaniach pod kątem wykrycia materiałów wybuchowych.

Naczelna Prokuratura Wojskowa oświadczyła, że „polscy biegli oraz prokurator wojskowy nie uczestniczyli na terenie Federacji Rosyjskiej w żadnych badaniach (tym bardziej – laboratoryjnych) pod kątem wykrycia materiałów wybuchowych.”

Do oświadczenia rosyjskiego Komitetu Śledczego odniósł się prezes PiS Jarosław Kaczyński. Oświadczenie komitetu ważne, że zostało zdezawuowane przez prokuraturę. Nie jestem zadowolony z zachowania polskiej prokuratury. W bardzo wielu punktach nie wykonała tego co jest zapisane w kodeksie postępowania karnego, co powinno być zrobione - powiedział Kaczyński.

W dalszej części wypowiedzi prezes PiS ocenił, działania śledczych zajmujących się katastrofą samoleńską. - Nie jestem zadowolony z tego, że polska prokuratura wypełnia wnioski strony rosyjskiej, mimo że są sprzeczne z prawem, takie jak dane o przodkach pilotów. Nie ma podstaw by to robić. Jednocześnie prokuratura pokornie czeka na informacje ze strony rosyjskiej, z wrakiem na czele. Mamy do czynienia z radykalną asymetrią. Polskie władze uznały że żadne prawo międzynarodowe, żadne regulacje nie zobowiązują. Ta wyróżniona pozycja Rosji, to mówiąc delikatnie bardzo daleko posunięty serwilizm - powiedział Kaczyński.

http://niezalezna.pl/39222-tusk-boi-sie ... porcie-mak

* * * * * * * * * * * * * * * * * * * * * * * * *
Próbki krwi pobierali wyłącznie Rosjanie

Jak dowiedział się portal niezalezna.pl, w pobieraniu próbek z ciał ofiar katastrofy smoleńskiej, które ma zbadać Instytut Ekspertyz Sądowych im. prof. J. Sehna w Krakowie, nie uczestniczył żaden Polak.


Próbki, na podstawie których eksperci z Instytutu Sehna mają dokonać analizy pod kątem zawartości alkoholu etylowego i wyznaczenia „zażyciowego stężenia alkoholu etylowego” we krwi w chwili śmierci ofiar, sprawdzić obecność śladów środków odurzających oraz ustalić zawartość hemoglobiny tlenkowęglowej, zostały pobrane z ciał ofiar katastrofy smoleńskiej wyłącznie przez Rosjan. Jak ustalił portal niezależna.pl, w czynnościach nie uczestniczył żaden przedstawiciel strony polskiej.

Nasi rozmówcy wskazują, że nieobecność Polaków w trakcie pobierania próbek oraz brak informacji, kto dokładnie je pobierał, może mieć decydujący wpływ na wyniki badań. Trudno też wytłumaczyć, dlaczego próbki zostały przekazane stronie polskiej tak późno. Ogromne znaczenie dla wyników ekspertyz ma także sposób, w jaki przechowywane były próbki, o którym nadal nic nie wiemy.

Jako pierwszy o tym, że prokuratura wojskowa chce zbadać, czy część ofiar katastrofy smoleńskiej była w momencie śmierci pod wpływem alkoholu, poinformował portal wpolityce.pl

http://niezalezna.pl/39265-nasz-news-pr ... e-rosjanie

* * * * * * * * * * * * * * * * * * * * * * * * *
Kolejny skandal z próbkami

Portal niezalezna.pl dowiedział się, że wśród próbek które zostały przekazane do Instytutu Ekspertyz Sądowych im. prof. J. Sehna w Krakowie znalazły się takie, które są bez opisu. Próbki znajdują się w pakietach przypisanych do konkretnej osoby ale w części tych pakietów nie ma żadnych oznaczeń.


Nie wiadomo więc, czy próbki z zawartością biologiczną rzeczywiście zostały pobrane z ciała ofiary katastrofy, które nazwisko widnieje na pakiecie w którym widnieją próbki. Jest to o tyle zastanawiające, że część próbek i fiolek jest oznakowana a część nie.

Jak pisaliśmy wczoraj próbki, na podstawie których eksperci z Instytutu Sehna mają dokonać analizy zostały pobrane z ciał ofiar katastrofy smoleńskiej wyłącznie przez Rosjan. W czynnościach nie uczestniczył żaden przedstawiciel strony polskiej.

Na początku lutego br. "Nasz Dziennik" ujawnił, że wśród materiałów pochodzących od ofiar katastrofy smoleńskiej znalazły się próbki biologiczne pobrane od obywateli rosyjskich, których sprawy badał Komitet Śledczy Federacji Rosyjskiej. Miały się one „wymieszać” z polskimi podczas przechowywania ich przez rosyjskich śledczych.

Zarządzenie przez prokuratura Jarosława Seja badań próbek jest decyzja polskiej prokuratury i nie wiadomo czemu po tak długim czasie ma służyć. Tym bardziej jeżeli chodzi o zawartość alkoholu w materiale biologicznym.

Jako pierwszy o tym, że prokuratura wojskowa chce zbadać, czy część ofiar katastrofy smoleńskiej była w momencie śmierci pod wpływem alkoholu, poinformował portal wpolityce.pl. Śledczy po 3 latach od katastrofy chcą  sprawdzić, czy pod wpływem alkoholu była załoga, stewardesy, funkcjonariusze BOR, biskupi, dwóch generałów, prezydencki minister i tłumacz. Zdaniem specjalistów z dziedziny medycyny sądowej wykonywanie tych badań po tak długim okresie badań mija się z celem, ponieważ ich wyniki będą niewiarygodne.

http://niezalezna.pl/39283-tylko-u-nas- ... z-probkami

* * * * * * * * * * * * * * * * * * * * * * * * *
Doradca ICAO: niski poziom etyczny członków Komisji Millera

Zakończyło się posiedzenie Zespołu Parlamentarnego ds. Zbadania Przyczyn Katastrofy TU-154M. W posiedzeniu wzięli udział dr inż. Wacław Berczyński - główny inżynier Boeinga, doradca NASA i Pentagonu oraz dr inż. Bogdan Gajewski - doradca ICAO (International Civil Aviation Organization), a także Rodziny Ofiar. Na sali obecna była również współautorka filmów "Mgla" i "Pogarda" Maria Dłużewska.


Dr inż Bogdan Gajewski przedstawił prezentację przedstawiającą rozmaite katastrofy lotnicze w których samoloty uderzały obrócone o 180 stopni w grunt i miały o wiele mniejsze zniszczenia niż w przypadku katastrofy TU-154M w Smoleńsku.

Dr inż Grajewski pokazał również przykłady samolotów, które nie straciły balansu po utracie większej części skrzydła niż było to w przypadku prezydenckiego samolotu TU-154.

Doradca ICAO porównał również raport MAK-u z raportem wenezuelskiej komisji badającą wypadki lotnicze przygotowanym za rządów Hugo Chaveza - Raport wenezuelski pod każdym  względem jest nieporównywalnie lepszy od raportu MAK-u - powiedział dr inż. Bogdan Gajewski.

Doradca ICAO był bardzo zdziwiony niskim poziomem etycznym członków Komisji Millera, którzy posunęli się do tego żeby ukryć w specjalnie wykonanej grafice ostatni alarm TAWS 38.

- W Polsce lepszymi badaczami katastrofy okazali się niezależni dziennikarze a nie członkowie komisji badającej wypadki lotnicze - powiedział dr inż. Bogdan Gajewski

Głos zabrał również dr inż. Wacław Berczyński - doradca ICAO, główny inżynier Boeinga, doradca NASA. Berczyński mówił, że elementy w luku bagażowym w dolnej części kadłuba są niemal nienaruszone w przeciwieństwie do fragmentów w jego górnej części. Według niego wobec tego można postawić tezę, że główna siła uderzeniowa działała na elementy nad podłogą - tam było źródło destrukcji.

Przewodniczący Antoni Macierewicz oraz wszyscy członkowie zespołu badającego przyczyny katastrofy smoleńskiej w związku z ostatnimi doniesieniami w sprawie śledztwa smoleńskiego poinformowali, że w trybie pilnym wnioskują aby przedstawiciele Wojskowej Prokuratury Wojskowej w Warszawie, oraz Prokuratura Generalna na specjalnym posiedzeniu Komisji Sprawiedliwości i Praw Człowieka wyjaśnili bulwersujące informacje.

Chodzi o ujawnienie danych wrażliwych pilotów, członków załogi prezydenckiego samolotu oraz rodzin ofiar katastrofy smoleńskiej Komitetowi Śledczemu Federacji Rosyjskiej, rzekomą wspólną ekspertyzę na temat obecności materiałów wybuchowych znajdujących się na wraku TU-154M, opracowaną przez polskich i rosyjskich biegłych ( NPW temu zaprzeczyła), wniosek podpułkownika Jarosława Seja o przebadanie pobranych przez Rosjan próbek materiału genetycznego na obecność m.in zawartości alkoholu we krwi ofiar katastrofy smoleńskiej.

http://niezalezna.pl/39290-doradca-icao ... ji-millera

* * * * * * * * * * * * * * * * * * * * * * * * *
"GP": są nowe dowody na wybuch w Smoleńsku. Na pasie bezpieczeństwa z TU-154 wykryto ślady materiałów świadczących o detonacji trotylu

Obrazek

Są nowe dowody na wybuch w Smoleńsku - pisze "Gazeta Polska". Przytacza kolejne wyniki badań, jakie w USA zlecił Stanisław Zagrodzki, kuzyn śp. Ewy Bąkowskiej, która zginęła w tragedii smoleńskiej.
Poddał on badaniom m.in. kawałek pasa bezpieczeństwa z tupolewa. Już wstępne wyniki badań pokazywały, że na tym materiale znajdują się ślady trotylu. Obecne badania mówią, że na materiałach z tupolewa wykryto również ślady materiałów powybuchowych. Jak wskazuje "GP" wyniki tych badań wskazują, że w Smoleńsku doszło do eksplozji.

Podobne wnioski sugeruje poseł Antoni Macierewicz, przewodniczący parlamentarnego zespołu ds. zbadania katastrofy smoleńskiej. W rozmowie z "Gazetą Polską" wyjaśnia, że badania zlecone przez Zagrodzkiego pokazują, że na pasie bezpieczeństwa obecny może być DNT, który powstaje w wyniki rozkładu trotylu.

Byłoby to potwierdzenie tego, że na pokładzie TU-154 doszło do eksplozji materiału wybuchowego


- zaznacza Macierewicz.

Wskazuje, że z analiz i badań ekspertów współpracujących z zespołem parlamentarnym wynika, że jeden z wybuchów miał zapewne miejsce w konstrukcji skrzydła tupolewa.

Mam tu na myśli przede wszystkim lewe skrzydło, czyli to, które znaleziono za ul. Gubienki, a które miało zostać urwane w wyniku rzekomego zderzenia z brzozą. Dodam jednak, że konieczne są badania również prawego skrzydła, bo jego znane zdjęcia wskazują na zniszczenia podobne do tych, jakim uległo lewe. Jeśli chodzi o eksplozję w kadłubie, to najwięcej przesłanek wskazuje na lewą część centropłatu

- tłumaczy poseł Macierewicz.

Zaznacza, że do dokładnego określenia, gdzie doszło do wybuchu, potrzebna jest również analiza stanu zwłok ofiar tragedii smoleńskiej:

Wyniki tych badań powinny uwzględniać zarówno odniesione obrażenia, jak i miejsce, w którym dane ciało znalazło się w wyniku katastrofy. Takie działanie należy do kanonu badania katastrof lotniczych. Niestety w wypadku prezydenta Rzeczypospolitej i elity naszego państwa nie zrobiono tego, a prokuratura i komisja rządowa nawet nie zebrały własnego materiału pozwalającego na taką analizę.

Macierewicz wskazuje, że wykonanie takiej analizy może dać kolejne przesłanki do weryfikacji tezy, że wybuch, który zniszczył tupolewa, miał miejsce jeszcze w powietrzu.

http://wpolityce.pl/wydarzenia/49021-gp ... ji-trotylu

* * * * * * * * * * * * * * * * * * * * * * * * *
Podtrzymuję to, co napisałem rok temu: tragedia smoleńska wygląda jak zamach. Wszystko co się dzieje, sprawia wrażenie zacierania śladów. Teraz jeszcze bardziej

Obrazek

W rządowych przekazach dnia pojawiły się najwyraźniej nowe wytyczne jak opisywać tragedię smoleńską.
W sumie było to do przewidzenia - rocznica 10 kwietnia 2010 roku przypomni Polakom o śmierci narodowej elity, ze śp. Prezydentem Lechem Kaczyńskim na czele. Rządzący znów będą musieli publicznie zapewniać jak bardzo zdali egzamin, uśmiechać się w samozadowoleniu, a w domach i biurach zaciskać zęby by nie wybuchnąć płaczem. Ze wstydu.

Ktoś tam w Kancelarii Premiera, gdzie układa się przekazy większości mediów i wypowiedzi polityków obozu władzy, uznał więc iż trzeba wymyślić coś, co pozwoli przetrwać ludziom Tuska ten trudny czas. Co zmniejszy dyskomfort i wstyd jaki przeżywają.

Stanęło na lekko ironicznym przeciwstawieniu dwóch sformułowań by w ten sposób zmusić do tłumaczenia obóz opozycyjny. Pierwszy wrzucił to Radosław Sikorski wołając w Sejmie do posła PiS, który użył słowa "katastrofa":

Albo zamach, albo katastrofa, logicznie nie da się tego pogodzić.

Ha, spryciula. Jakby ów poseł powiedział "zamach" wybuchło by święte oburzenie, rzucono by się na człowieka jak wcześniej na Jarosława Kaczyńskiego, że oskarża bezpodstawnie. A jak powiedział ostrożniej "katastrofa", to rzekomo znaczy, że zamachu nie było.

W psychologii nazywa się to "wyuczoną bezradnością". Złe żony często trenują tak mężów, źli mężowie żony, a źli rodzice dzieci. Co nie zrobisz - dostajesz po głowie. Efekt też jest opisany - bierność, kapitulacja, bezradność.

O to tu chodzi i dlatego temat ciągnie, zgodnie z wytycznymi, "michnikowy szmatławiec".

Jeśli to zamach to, to Arabski jest niewinny, bo nie miał na to wpływu

- dowodzi stojący zawsze po stronie władzy Paweł Wroński, chłopak, który budzi mój podziw, bo wszystko co trzeba bez żadnego wstrętu uzasadni. Tylko skąd ta pewność, że "jeśli to zamach, to Arabski nie miał na to wpływu"? Nie twierdzę, że miał. Podnoszę tylko, że na żadne pytanie nie mamy wiarygodnej odpowiedzi. Na to zatem także.

Osobiście chętnie bym się dowiedział o czym rozmawiał w Moskwie jako specjalny wysłannik premiera, przed decyzją o podjęciu gry Warszawa-Kreml skierowanej przeciwko prezydentowi Rzeczypospolitej? Pan minister nigdy na to pytanie nie odpowiedział, jak zresztą nikt nie był o 10 kwietnia 2010 roku przez nikogo na serio przez pytany. Teraz wyjeżdża daleko, daleko - tam przez kilka lat nie da się go zapytać. Jestem jednak jakoś dziwnie spokojny, że w Moskwie są nagrania i kiedy Moskwa uzna to za wygodne dla siebie, poznamy ich treść. Smutne, ale prawdziwe.

Na razie dziennikarz "Wyborczej" dowodzi jednocześnie także tego, że

Arabski wraz z minister zdrowia Ewą Kopacz byli jedynymi politykami, którzy mieli dość ludzkiej siły, by z własnej inicjatywy pomagać rodzinom ofiar w trudnych chwilach w moskiewskiej kostnicy.

Zadziwiające zdania. Z jakiej "własnej inicjatywy"? Czyżby nie byli ministrami, których podstawowym obowiązkiem było udzielić pomocy i zabezpieczyć dowody? Tego też zresztą nie zrobili. Fraza ta jest jednak Wrońskiemu potrzebna by gładko usprawiedliwić kompromitujące zaniedbania, a precyzyjniej oszustwa, do jakich wówczas doszło:

Nie wszystko poszło jak trzeba? Cóż, on przynajmniej próbował.

Jak próbowali i co zrobiła Ewa Kopacz, najlepiej narysował w tygodniku "Sieci" Michał Korsun. Na ilustracji powyżej. A co zrobił Arabski wiedzą rodziny, którym zakazał otwierania trumien.

By zabić taki wstyd jedno pióro jednak nie wystarczy. A zatem wkracza do gry, w tym samym numerze "GW", Waldemar Kuczyński, człowiek, który już niecały tydzień po tragedii smoleńskiej wołał by kończyć tą żałobę i oburzał się ile można o tym mówić. Po tygodniu! Siedem dni smutku i rozmowy po śmierci 96 przedstawicieli elity było dla niego nie do zniesienia... Cóż, PO brała wtedy całą władzę, to wymagało ciszy nad tym dlaczego, z jakiego powodu bierze.

Mimo ówczesnych nawoływań Kuczyński od tamtej pory co najmniej raz na miesiąc odzywa się w temacie 10 kwietnia 2010 roku. I dziś dowodzi, także zgodnie z przekazem dnia:

Wszystkie badania i dochodzenia, które zrobiono i są robione, potwierdzają, że nie ma dowodu ani poszlaki, że TU-154 padł ofiarą zamachu. Nie może więc być winnych zamachu! (...) Tu-154 spadł przez błędy, a nie zamach.

Pytanie pierwsze: jak oni te tezy uzgadniają? Mejlowo czy telefonicznie?

Pytanie drugie: jakie badania? Te powierzone Rosjanom? Fałszywe pomiary brzozy? Sfałszowane protokoły sekcji zwłok? A może te profesora Wiesława Biniendy pokazujące, że brzoza nie mogła oderwać skrzydła tupolewa? Czy też wyniki badań prokuratury wskazujące na obecność trotylu na wraku?

Pytanie trzecie: nawet jeśli stwierdzono "błędy", to kto za nie odpowiedział? Gdzie winni? Gdzie choć jeden ukarany? Janickiego awansowano, Arabski dostaje słoneczny Madryt. Itp., itd.

Kolejne efekciarskie frazy przekazów dnia nie ukryją podstawowych faktów: sprawy poważnie nie wyjaśniono. Obóz władzy odpowiada za tę "tragedię posmoleńską" jednoznacznie i bezsprzecznie. Przeciwstawienie "katastrofa - zamach" niczego nie wyjaśnia. Przeciwnie - pokazuje, że sprawy nie wyjaśniono. Władza zachowuje się jakby nie zdarzyło się nic, po prostu jakby 10 kwietnia 2010 roku nie doszło do żadnej tragedii. Ten kto wymazuje takie zdarzenie nie ma prawa rozliczania kogokolwiek z użytych słów.

Czy i w jaki sposób odpowiada za samą tragedię 10 kwietnia, za śmierć prezydenta, jego Małżonki i dużej części elity kraju? Tu też mamy jasny obraz: obecnie rządzący skorzystali na tragedii w stopniu ogromnym. Nie zrobili niczego na serio by zatrzymać rosyjskie manipulacje, fałszerstwa, kłamstwa, niszczenie dowodów. Nie poprosili nawet o pomoc Zachodu. Nic. Tylko nas uciszali i uciszają.

Podtrzymuję zatem to, co napisałem rok temu: tragedia smoleńska wygląda jak zamach. Wszystko co dzieje się wokół sprawia wrażenie zacierania śladów. Po kolejnym roku jeszcze bardziej. Tłumaczyć muszą się zatem ci, którzy dowodzą, że to nie był zamach, a nic ci, którzy odczytują i podsumowują, spokojnie, analitycznie, fakty.

http://wpolityce.pl/dzienniki/jak-jest- ... e-bardziej

* * * * * * * * * * * * * * * * * * * * * * * * *
Sensacyjna relacja Ria Novosti z 10 kwietnia 2010

W dniu katastrofy smoleńskiej rosyjska agencja informacji międzynarodowej RIA Novosti o światowym zasięgu wyemitowała relacje naocznych świadków tragedii oraz symulację, na której widać wybuch na pokładzie rządowego samolotu. Ani w relacjach, ani w komentarzu lektora nie ma ani słowa o „pancernej brzozie”. Poniżej przedstawiamy tłumaczenie materiału Ria Novosti z 10.04. 2010 oraz link do tej relacji. O sprawie pisze „Nowe Państwo” dostępne od jutra, 29 marca 2013.

„Kłopoty z silnikiem & bez mgły. Świadkowie o wypadku polskiego samolotu


To pierwsze minuty po katastrofie polskiego prezydenckiego samolotu w Smoleńsku. Naoczny świadek, który nakręcił to wideo pracuje w pobliżu miejsca katastrofy. Przywykł do odgłosu samolotów dlatego zareagował szybko, kiedy usłyszał to: prezydencki Tupolev TU-154 wydawał niezwykły dźwięk, kiedy podchodził do lądowania.

Igor Fomin: Samolot podchodził do lądowania, powiedzieli że robił cztery podejścia ale ja tego nie widziałem. Widziałem tylko ostatnie. Wydawał dziwny dźwięk.

Dmitry Zakharin: Samoloty lądują tu często. Przywykliśmy do wydawanych przez nich dźwięków. Ten samolot lądował z jakimś przerywanym dźwiękiem. Kilka głośnych trzasków(uderzeń).

Samolot rozbił się około 500 metrów od lądowiska. Można zobaczyć jak schodził do lądowania po ściętych drzewach.

Drzewa zostały ścięte na wysokości około 3 metrów. Później samolot zaczął spadać i rozbił się o większe drzewa.

Pierwsza wersja wydarzeń pojawiła się zaraz po katastrofie. Jedna z nich mówi, że przyczyną była gęsta mgła.

Zeznania oficjeli i świadków nie zgadzają się.


Igor Balyayew: Kiedy jechałem do pracy ok. 9 mgła nie była taka gęsta. O 11 kiedy samolot się rozbił w ogóle nie było mgły.

Kolejna wersja jest taka, że TU-154 zboczył z toru lotu. Oficerowie kontroli lotu informowali o tym załogę samolotu ale piloci zignorowali instrukcję.

Pierwsze kwiaty po katastrofie zostały złożone przez lokalnych dyplomatów tylko kilka godzin po wypadku.

Polska ogłosiła tydzień narodowej żałoby po tragedii”


Kliknij i zobacz maretiał RIA Novosti: http://vod.gazetapolska.pl/node/3759?ut ... mpaign=vod

http://niezalezna.pl/39860-sensacyjna-r ... etnia-2010

* * * * * * * * * * * * * * * * * * * * * * * * *
Duża siła wewnętrzna rozerwała Tu-154 w powietrzu - wywiad z dr Wacławem Berczyńskim

Samolot musiał rozpaść się w powietrzu. Duża siła wewnętrzna spowodowała rozpad samolotu na trzy zasadnicze części, a potem na tysiące mniejszych kawałków – mówi w wywiadzie TV Niezalezna Polonia dr Wacław Berczyński, konstruktor Działu Wojskowo-Kosmicznego Boeinga, wieloletni pracownik innych koncernów lotniczych.


Dziennikarze TV Niezalezna Polonia odwiedzili dr. Wacława Berczyńskiego w Baltimor w Stanach Zjednoczonych.

- Zaskoczyła mnie skala zniszczeń samolotu. Ten samolot rozpadł się na bardzo wiele części. Samolot podchodzi do lądowania miał wypuszczone podwozie, klapy, relatywnie małą prędkości. Nie powinien się rozpaść w ten sposób. To nie jest możliwe – dowodzi Berczyński. - Samolot musiał rozpaść się w powietrzu. Wykonałem bardzo proste obliczenia. Cała część tylna z silnikami odpadła już w powietrzu. (…) Kokpit również odleciał w powietrzu. Ta część upadła kołami w dół, natomiast część środkowa upadła kołami do góry. Musiała być duża siła wewnętrzna, która spowodowała rozpad samolotu na te trzy zasadnicze części a potem rozpad na tysiące mniejszych kawałków – twierdzi inżynier.

Raport MAK twierdzi, że podczas katastrofy na samolot działało przeciążenie rzędu 100 g. Zniszczenia ciał i konstrukcji samolotu mogą odpowiadać takiej sile. - Jednak ona z całą pewnością nie mogła powstać przy upadku samolotu z około 20 metrów – mówi Berczyński. – Katastrofę musiał spowodować gwałtowny wzrost ciśnienia, którego konsekwencją były tego typu zniszczenia i ciał i samolotu.

Berczyński odniósł się również jak tego typu katastrofa powinna być badana. - Technicy i inżynierowie powinny zbadać miejsce katastrofy. Sfotografować to dokładnie. Opisać każdy kawałek gdzie jest. Każdy kawałek opisać indywidualnie. Następnie należało stworzyć stelaż i odtworzyć samolot. To by dało odpowiedź gdzie mogły powstać ogromne siły i wzrost ciśnienia. To jest standard że się buduje stelaż i odtwarza się samolot – powiedział Berczyński.

Doktor Berczyński jest jednym z najwybitniejszych konstruktorów samolotów na świecie. W ciągu 21 lat pracy w jednej z największych firm produkujących samoloty – Boeingu – zdobył najwyższe uprawnienia inżynierskie. Ekspert współpracuje z zespołem parlamentarnym ds. wyjaśnienia katastrofy smoleńskiej pod kierownictwem Antoniego Macierewicza.

Nagranie rozmowy w TV Niezależna Polonia:
http://vod.gazetapolska.pl/3793-samolot ... -powietrzu

http://niezalezna.pl/39945-duza-sila-we ... erczynskim

____________________________________
Ojczyznę wolną pobłogosław Panie.


01 kwi 2013, 18:14
Zobacz profil
Fachowiec
Własny awatar

 REJESTRACJA14 wrz 2011, 21:56

 POSTY        1263
Post Re: Katastrofa smoleńska
„Anatomia upadku” w Londynie

– To, co robią Rosjanie mnie nie dziwi, ale że polski rząd daje się w to wciągnąć, tego nie rozumiem. W taki sposób skomentował po projekcji fakty przedstawione w filmie Anity Gargas „Anatomia upadku” Lord Belhaven and Stenton.


Lady Belhaven and Stenton i jej mąż byli wśród prawie 200 osób obecnych na projekcji filmu w „Ognisku Polskim”. Pomimo mojego dużego zaangażowania w wyjaśnianie tragedii smoleńskiej czułem zażenowanie i wstyd. Tak, pochodzę z kraju, którego duża część społeczeństwa bezmyślnie milczy lub odwraca głowę w obliczu obrzydliwego poniewierania ofiar tragedii smoleńskiej, ich rodzin oraz prawdy.

Zagrożona wolność słowa

Film „Anatomia upadku” Anity Gargas jest kolejnym dokumentem śledczym autorki, która za realizację jej podstawowego obowiązku zawodowego, czyli zbierania materiałów i dochodzenia prawdy zapłaciła cenę utraty pracy i dochodów. W 2010 roku została zwolniona z TVP bo ujawniła fakty związane ze śledztwem dotyczącym tragedii smoleńskiej w której zginął Prezydent RP, prof. Lech Kaczyński z małżonką wraz z elitą Polski – 94 znakomitymi osobami w tym ostatnim prezydentem RP na Uchodźstwie Ryszardem Kaczorowskim i proboszczem parafii św. Andrzeja Boboli na Ealingu w Londynie, ks. prałatem Bronisławem Gostomskim.

Anita Gargas pokazała niszczenie dowodów przez Rosjan i blokowanie dochodzenia do prawdy. Możemy się już głośno domyślać dlaczego były niewygodne dla rządu Platformy Obywatelskiej i Polskiego Stronnictwa Ludowego, którzy od kilku lat kontrolują polską telewizję publiczną.

Błoto

Tytuł „Anatomia upadku" współgra z ostatnimi słowami wypowiedzianymi w filmie przez dr. Kazimierza Nowaczyka: – W Smoleńsku państwo polskie upadło w błoto i klęczy do tej pory w tym błocie. Ilu z nas wyszło z tego błota aby dostrzec prawdę? Ilu z nas walczyło i walczy o dobre imię oficerów, których już dziś wiemy, że byli w kłamliwy sposób obrzucani błotem przez Rosjan i część polskojęzycznych mediów? Ilu z nas krzyknęło i zaprotestowało gdy dopiero podczas ekshumacji przeprowadzanych ponad dwa lata po tragedii okazało się, że ciała ofiar tragedii nie zostały umyte i nagie wciąż ubrudzone błotem ze śmieciami (min.gumowe rękawiczki) zaszywanymi w twarz i brzuch były wkładane do czarnych worków, w części do nieswoich trumien i pochowanych w nieswoich grobach?

Tragikomedia

Niestety film „Anatomia upadku” jest czasami tragikomedią. Na przykład w wypowiedzi z grudnia 2012 roku przewodniczącego Państwowej Komisji Badania Wypadków Lotniczych Macieja Laska, który broniąc raportu Jerzego Millera (PO) i teorii pancernej brzozy w którą rzekomo miał uderzyć polski rządowy Tu-154m przedstawia według niego koronny dowód – że pod „pancerną brzozą” znaleziono części samolotu. Anita Gargas przedstawia zeznania świadka, który twierdzi, że części samolotu się tam znalazły bo... on je tam poznosił, gdyż były porozrzucane w promieniu kilkudziesięciu metrów. Już po zakończeniu prac nad filmem okazało, się, że dopiero 2,5 roku po tragedii polscy biegli wybrali się badać „pancerną brzozę” i do dziś nie mogą się zdecydować na jakiej wysokości została przełamana. Podają różne liczby od 5 do 9 metrów. Obwodu brzozy w miejscu rzekomego ułamania... zapomniano zmierzyć. Jednak to nie wszystko, okazało się po 2,5 roku, że ostatni „koronny dowód” na który powoływał się członek komisji Millera (PO), obecnie szef KBWL, także okazuje się niewiarygodny. Według najnowszych informacji w ułamanej części drzewa znaleziono niewiarygodnie dużą liczbę elementów samolotu, których nie zauważyła nawet komisja MAK i co najbardziej niewiarygodne, część z nich miała ku ogromnemu zdziwieniu polskich biegłych kolor czerwony podczas gdy skrzydło w miejscu rzekomego ułamania od uderzenia w brzozę było... całkowicie białe.

Tragikomedią jest także wywiad z płk. Rzepą, który opowiada historię w jaki sposób były zabezpieczone przed ingerencją Rosjan kluczowe dowody jakimi są czarne skrzynki samolotu w tym nagrania rozmów z kokpitu tzw. Cockpit Voice Recorder (CVR). Tekst jest tak tragikomiczny, że warto zacytować jego fragmenty.
Płk Rzepa – Czarne skrzynki zostały przewiezione samolotem do Moskwy
Red. Anita Gargas – Mieliście ze sobą czarne skrzynki?
Płk Rzepa – Tak czarne skrzynki były w samolocie
Red. Anita Gargas – Widział Pan je fizycznie?
Płk Rzepa – Widziałem kartony w które zostały zapakowane
Red. Anita Gargas – Jak wylądowaliście w Moskwie to co się z nimi działo?
Płk Rzepa – Zostały zabrane przez przedstawicieli Maku do ich siedziby
Red. Anita Gargas – I wtedy się Pan z nimi rozstał.
Płk Rzepa – Na kilka godzin tak....
Czarne skrzynki były całkowicie niezabezpieczone najprawdopodobniej przez całą noc o czym świadczy dalsza część wywiadu!!!
Płk Rzepa – Następnego dnia rano stawiliśmy się wraz z przedstawicielami komisji do siedziby MAK-u. Rejestratory zostały wyjęte, taśmy zostały założone na specjalny magnetofon z którego zostały zgrane na twardy dysk komputerów, po czym taśmy zostały zabezpieczone i zaplombowane w sejfie, który sam plombowałem razem z przedstawicielem MAK-u.
Red. Anita Gargas – Co to za plomba?
Płk. Rzepa -–...to był kawałek papieru z pieczątkami i moim imieniem i nazwiskiem na którym się podpisałem.
Red. Anita Gargas – Kawałek papieru przyklejony czym?
Płk. Rzepa (ze szczerością dziecka) – ... klejem
Łatwe do zmanipulowania cyfrowe kopie nagrań na których pracowali specjaliści w żaden sposób nie były zabezpieczone wieczorami i w nocy.
Płk Rzepa – Około godziny 17-tej opuszczaliśmy gmach i wracaliśmy do ambasady.
Red. Anita Gargas – A w jaki sposób kopie na twardych dyskach były zabezpieczone?
Płk. Rzepa – Nie odpowiem już na to pytanie, to już kwestia MAK-u, to były ich komputery, oni mieli to u siebie.

Były polski akredytowany przy komisji MAK Edmund Klich wspomina w swojej książce, że Polacy nie badali wraku, a oględziny nic nie wnosiły bo były wysyłane osoby, które nie znały się na budowie samolotów. W związku z tym na odprawach powtarzali tylko ustalenia Rosjan bo nic innego nie potrafili powiedzieć czy to z braku wiedzy czy z bardzo ograniczonego dostępu do szczątków samolotu i jego urządzeń. Komisja Millera utworzona i kierowana przez polityków PO zakończyła swoją działalność i opublikowała raport nie tylko bez własnego badania szczątków samolotu i jego urządzeń ale także bez wyników badań rzekomo przeprowadzonych przez Rosjan, gdyż Rosjanie odmawiali zarówno pełnego dostępu do wraku jak i udostępnienia swoich rzekomo przeprowadzonych badań. Jak przyznaje w filmie Anity Gargas, prof. Żylicz (były członek komisji Millera) Rosjanie choć otrzymywali wszystko, o co prosili sami odmawiali na każdym kroku dokumentów, informacji i utrudniali oraz uniemożliwiali jak to tylko możliwe dostęp do materiałów dowodowych. Szczegółowo jest to opisane na pierwszych dwudziestu pięciu stronach polskich uwag do projektu raportu MAK.

Pomimo tego Donald Tusk i Bronisław Komorowski do dziś twierdzą, że państwo polskie zdało egzamin, a współpraca z Rosjanami była znakomita.

Służby w Smoleńsku

Na lotnisku w Smoleńsku w chwili katastrofy nie było żadnego oficera Biura Ochrony Rządu ani żadnego żołnierza żandarmerii wojskowej zobligowanej do ochrony Szefa Sztabu Wojska Polskiego. Był za to Tomasz Turowski – superszpieg PRL, który za obecnych rządów PO w lutym 2010 został specjalnie przywrócony do dyplomacji i wysłany do Moskwy w celu przygotowania organizacji wizyt polskich przedstawicieli w kwietniu 2010 r w Smoleńsku. Ciekawostką jest to, że Tomasz Turowski przez kilka lat działał jako szpieg w Watykanie udając jezuitę. Był obecny na placu św. Piotra w chwili zamachu na Jana Pawła II. Zarówno 7 kwietnia jak i 10 kwietnia z premierem Donaldem Tuskiem była w Smoleńsku Magda Fitas-Dukaczewska, prywatnie partnerka szkolonego w Moskwie byłego szefa WSI (Wojskowych Służb Informacyjnych) gen. Dukaczewskiego (według raportu z weryfikacji WSI przeszedł on w 1989 r. szkolenie GRU w ZSRS). Magda Fitas-Dukaczewska od 2007 roku jest tłumaczką Donalda Tuska. To ona najprawdopodobniej tłumaczyła najważniejsze rozmowy Donalda Tuska z Władimirem Putinem w których doszło do tragicznych dla polskiej racji ustaleń. Czy takie coś byłoby możliwe w Wielkiej Brytanii?

Odeszli w Smoleńsku

W filmie „Anatomia upadku” wypowiada się między innymi żona szefa Sztabu Generalnego gen. Franciszka Gągora. Gen. Franciszek Gągor wraz z Prezydentem RP, prof. Lechem Kaczyńskim oraz kilkoma innymi ważnymi osobami starali się między innymi uchronić Polskę przed działaniami Donalda Tuska w sprawie kontaktów z rosyjskim Gazpromem.

12 kwietnia 2010 nawet „michnikowy szmatławiec” informuje, że najwięksi przeciwnicy umowy gazowej i zwolennicy bezpieczeństwa energetycznego Polski zginęli w Smoleńsku.

– Jak po katastrofie pod Smoleńskiem będą wyglądać debaty o bezpieczeństwie energetycznym? Ze sceny politycznej odeszli najgłośniejsi zwolennicy zapewnienia Polsce dostaw gazu i ropy z różnych źródeł – czytamy w „michnikowemu szmatławcowi”.

– Badania opinii społecznej przeprowadzone pod koniec zeszłego roku pokazują, że większość Polaków opowiada się za dywersyfikacją źródeł dostaw surowców, nawet jeśli wymaga to dodatkowych kosztów – mówił dwa tygodnie przed katastrofą w Smoleńsku szef Kancelarii Prezydenta Władysław Stasiak, otwierając w Belwederze konferencję o nowej umowie gazowej, którą zamierzają podpisać rządy Polski i Rosji. Stasiak nie krył krytycznej oceny tej umowy, obawiając się, że zwiększy ona zależność Polski od Gazpromu i może utrudnić budowę gazoportu, który ma zapewnić Polsce dostawy gazu z nowych źródeł. Z tych samych powodów nową umowę gazową Polski z Rosją krytykowali także szef Biura Bezpieczeństwa Narodowego Aleksander Szczygło oraz posłanki PiS Grażyna Gęsicka i Aleksandra Natalli-Świat. Wszyscy oni wraz z Władysławem Stasiakiem zginęli w katastrofie pod Smoleńskiem.

Bezpieczeństwo energetyczne było niewątpliwie jednym z filarów politycznej działalności prezydenta Kaczyńskiego. W tych międzynarodowych inicjatywach prezydenta wielką rolę odgrywał jego minister Mariusz Handzlik, kolejna ofiara katastrofy pod Smoleńskiem.

Bezpieczeństwem energetycznym zajmował się szef Sztabu Generalnego gen. Franciszek Gągor, który także zginął w katastrofie pod Smoleńskiem. Przed rokiem na międzynarodowej konferencji „NATO – wyzwania i zadania” gen. Gągor wskazywał, że NATO potrzebuje „prawa energetycznego”, aby radzić sobie z nowymi zagrożeniami spowodowanymi przez wykorzystywanie energii jako broni w konfliktach międzynarodowych.

Donald Tusk wraz z jego rządem porozumiał się 7 kwietnia 2010 roku z W. Putinem i pomimo protestów UE, której odmówił ujawnienia szczegółów umowy podpisał porozumienie na mocy którego umorzono Rosjanom 1,2 miliarda złotych długu, zmniejszono znacznie Rosjanom opłaty za przesył gazu (ze średniej 300 mln zł rocznie na stałą opłatę 21 mln zł rocznie) oraz przedłużono o kilkadziesiąt lat umowę po cenach najwyższych w Unii Europejskiej. Według doradcy Prezydenta prof. Lecha Kaczyńskiego straty Polski na podstawie działań rządu PO-PSL miały wynieść minimum 14 miliardów złotych. Prezydent RP, prof. Lech Kaczyński, minister Mariusz Handzlik i gen. Franciszek Gągor wraz z elitą Polski także zginęli w Smoleńsku i nie zdążyli zapobiec zagrożeniom.

Nieprzesłuchani świadkowie

Anita Gargas w swoim filmie pokazuje relacje świadków, którzy do tej pory nie byli przesłuchiwani, jak np, relacje Nikołaja Szewczeki – kierowcy autobusu, który zaklina się, że widział przelatujący samolot z kołami w dół w miejscu w którym, według członków komisji Millera i rosyjskiej komisji MAK, leciał kołami do góry. Kolejni nieprzesłuchani świadkowie wskazywali, że widzieli i słyszeli wybuchy gdy polski Tu-154m był jeszcze w locie. Widzieli także mnóstwo mniejszych i większych części samolotu porozrzucanych na kilkaset metrów przed miejscem katastrofy w miejscu gdzie nie powinno ich być. Części te nie zostały nigdy uwzględnione w protokole z oględzin miejsca tragedii stworzonego rzekomo przez komisję MAK oraz w raportach komisji MAK i komisji Jerzego Millera (komisja Millera nigdy nie stworzyła własnego pełnego protokołu oględzin miejsca zdarzenia, pomimo wielu próśb nie otrzymała go też od Rosjan). Nie zostały także zauważone przez polskich prokuratorów, którzy przyznają w filmie, że nie chodzili po całym terenie katastrofy gdyż... wymagało to zgody Rosjan.

Los śledztwa smoleńskiego został przesądzony w pierwszych godzinach po katastrofie, gdy Rosjanie wkroczyli na teren, gdzie leżały szczątki polskiego samolotu rządowego i zaanektowali czarne skrzynki. Gdyby Ambasada RP w Moskwie wyegzekwowała od Rosji uznanie samolotu i terenu katastrofy za eksterytorialny, polskie służby przejęłyby główne dowody – skrzynki i wrak. Formalny zastępca ówczesnego ambasadora RP w Moskwie Jerzego Bahra, Piotr Marciniak, zeznał w prokuraturze wojskowej, że w pierwszych godzinach po katastrofie zorganizował w ambasadzie sztab kryzysowy. Jednym z pierwszych posunięć tego sztabu było zwrócenie się notą dyplomatyczną do władz Rosji o zabezpieczenie miejsca katastrofy.

O tej niezwykle istotnej nocie nikt z rządu ani prokuratury dotychczas nie wspominał, choć dziś widać ogromną wagę pisma wysłanego przez polskich dyplomatów. Co się stało z notą wysłaną przez polskich dyplomatów po naradzie zorganizowanej przez Piotra Marciniaka? Za wyegzekwowanie postulatów zawartych w nocie odpowiedzialni byli ambasador Jerzy Bahr i minister spraw zagranicznych Radosław Sikorski. .

Ukrywane dowody, pomijane fakty

O możliwym wybuchu jako przyczynie tragedii mówili także w filmie „Anatomia upadku” liczni eksperci. – Ukryto bardzo nieudolnie TAWS 38 (alarm systemu samolotu, który zapisuje min. położenie samolotu oraz jego najważniejsze parametry) gdyż nie zgadzał się on Rosjanom z komisji MAK i członkom komisji Millera w lansowanej przez nich teorii „pancernej brzozy”, która łamiąc 4,7 metrowy fragment skrzydła na wysokości 5 metrów nad ziemią doprowadziła do tzw. półbeczki (obrót wokół własnej osi) samolotu o rozpiętości skrzydeł 38 metrów, gwałtownej zmiany kursu samolotu i katastrofy. Co ciekawe obie komisje również zgodnie pomijają przedstawiony w filmie Anity Gargas fakt uwidoczniony doskonale przez film paralotniarza, że tuż za „pancerną brzozą” znajdują się nienaruszone wysokie drzewa, które chyba jednoznacznie wykluczają fakt uderzenia polskiego Tu-154m w „pancerną brzozę” gdyż uszkodzeniu musiałyby ulec także te dosyć wysokie drzewa znajdujące się tuż za brzozą na linii trajektorii lotu polskiego samolotu lansowanej przez komisję MAK i komisję Millera.

Według dr. Kazimierza Nowaczyka i prof. Wiesława Biniendy alarm TAWS 38 znajduje się w odległości i położeniu za brzozą, które wyklucza utratę skrzydła, półbeczkę i zmianę kursu w wyniku uderzenia w brzozę. Skrzydło zostało zniszczone ale w okolicach TAWS 38 i najprawdopodobniej w wyniku precyzyjnego półbeczkę i zmianę kursu w wyniku uderzenia w brzozę. Skrzydło zostało zniszczone ale w okolicach TAWS 38 i najprawdopodobniej w wyniku precyzyjnego multipunktowego wybuchu. Świadczy o tym analiza kawałka skrzydła prof. Jana B. Obrębskiego, który w październiku 2012 roku w czasie konferencji naukowców dotyczącej katastrofy smoleńskiej na której obecnych było ponad 100 profesorów z Polski w tym ponad dwudziestu członków Polskiej Akademii Nauk stwierdził: – Ten element został zniszczony, mogę nawet powiedzieć, że samolot został zniszczony w wyniku dobrze przygotowanej wielopunktowej eksplozji. Wszystkie elementy noszą ślady rozciągania, rozrywania, wręcz eksplozji. W wyniku rozciągania popękała powłoka ochronna tego elementu. Co więcej nawet w jednym miejscu jest pokazane, że pozostało takie dziwne rozdęcie na połączeniach, można powiedzieć miejsca nitowanego, które musiało pochodzić od ciśnienia gazu. Najpierw gaz próbował ujść, te powiedzmy gazy po wybuchu próbowały znaleźć ujście tamtędy, rozchyliły, natomiast później wszystko nie wytrzymało i puściło.

Film Anity Gargas pokazuje także, że w raporcie Jerzego Millera sfałszowano ekspertyzę firmy SmallGIS wykonaną na podstawie danych satelitarnych na zlecenie Wojskowej Prokuratury Okręgowej w Warszawie. W wersji pierwotnej czytamy: „Prawdopodobne strefy wybuchów o  średnicy 14 i 9 metrów”. W wersji umieszczonej w raporcie Millera dokonała się cudowna zamiana na: „Prawdopodobne strefy pożaru…". Jest to szokujące zważywszy na fakt, że zarówno świadkowie będący na miejscu zdarzenia jak i zdjęcia satelitarne nie przedstawiają w miejscu katastrofy żadnego leja, koleiny lub innego śladu charakterystycznego dla uderzenia w ziemię jako przyczyny destrukcji samolotu na tysiące części. Wybuch kadłuba tuż nad ziemią i nie pozostawienie żadnych poza strefami wybuchów śladów wydaje się najbardziej prawdopodobną przyczyną całkowitego zniszczenia samolotu. Świadczy o tym również przedstawiona w filmie znakomita analiza dr.inż Grzegorza Szuladzińskiego – cenionego w świecie eksperta w dziedzinie skutków wybuchów i działania materiałów wybuchowych. Symulacyjna, szczegółowa analiza zdjęć z miejsca katastrofy szczególnie analiza pozostałości kadłuba i sposób jego zniszczenia wskazują, że wywinięcie na zewnątrz burt jak to się zdarzyło w Smoleńsku może nastąpić tylko i wyłącznie w wyniku eksplozji wewnątrz samolotu. W żadnym innym wypadku nie może się zdarzyć aby obie burty były jednocześnie wywinięte na zewnątrz. W skrajnych przypadkach teoretycznie możliwe jest naturalne wywinięcie na zewnątrz jednej burty. Jednak w Smoleńsku jak obrazują ogólnie dostępne zdjęcia wywinięte były obie burty co wskazuje jednoznacznie na wybuch.

Materiały wybuchowe na szczątkach rządowego Tu-154m

Szokujące jest ostatnie stwierdzenie Macieja Laska, członka komisji Millera i obecnego szefa Państwowej Komisji Badania Wypadków Lotniczych, że w Smoleńsku nie doszło do wybuchu, gdyż nie ma charakterystycznych dla niego... wywiniętych na zewnątrz burt samolotu. Jednak to nie jedyne „zakłamywanie” rzeczywistości i oczywistych faktów dokonane przez członków komisji Millera i polską prokuraturę w ostatnim czasie. W dokumencie Anity Gargas przedstawiona jest głośna sprawa artykułu prasowego „Trotyl na wraku Tupolewa” autorstwa Cezarego Gmyza.

We wrześniu 2012 roku, po dwóch i pół roku od katastrofy, polscy biegli po raz pierwszy wybrali się do Rosji aby pobrać pierwszy raz próbki ze szczątków samolotu, aby wykonać nie wykonane wcześniej badania samolotu na obecność materiałów wybuchowych. Choć Rosjanie twierdzili, że wykonali takie badania zaraz po tragedii to pomimo wielu próśb i wniosków nigdy nie przekazali pełnych danych polskiej stronie. Polscy biegli wyruszyli do Rosji z nowoczesnymi przenośnymi urządzeniami (detektorami i spektrometrami) wykrywającymi ślady materiałów wybuchowych. Pobrano kilkaset próbek, które niestety zostawiono w Moskwie. Próbki te miały zostać wysłane później do Polski.

Cezary Gmyz uzyskał od swoich informatorów wiarygodne informacje, że w trakcie badania w Rosji spektrometry wskazały wielokrotnie na wyświetlaczu ślady TNT (trotylu). Opisał to w tekście, który opublikowała „Rzeczpospolita” 30 października 2012: (...)Urządzenia wykazały m.in., że aż na 30 fotelach lotniczych znajdują się ślady trotylu(...) Substancje te znaleziono również na śródpłaciu samolotu, w miejscu łączenia kadłuba ze skrzydłem. Było ich tyle, że jedno z urządzeń wyczerpało skalę. Podobne wyniki dało badanie miejsca katastrofy, gdzie odkryto wielkogabarytowe szczątki rozbitego samolotu (...)

W prywatnej rozmowie Cezary Gmyz przyznał, że znaleziono również ślady C4. Ładunek wybuchowy C4 jest nazywany uplastycznioną formą heksogenu (RDX). Dawid Setler wieloletni korespondent w Moskwie i znawca ZSRS i Rosji napisał w swojej książce „The Rise of the Russian Criminal State”, że w 1999 roku z zakładów i tajnej bazy FSB w Perm „zaginęły” nie określone dotąd ilości heksogenu (RDX). Jak wskazują zeznania zamordowanego w Londynie A. Liwtinienki, heksogen (RDX) od 1999 roku był systematycznie używany za czasów Putina przez rosyjskie FSB do wysadzania bloków z ich mieszkańcami.

Dzień przed publikacją artykułu powrócił do Polski właściciel gazety „Rzeczpospolita” Grzegorz Hajdarowicz, który przerwał urlop aby być w kraju przed publikacją. W noc poprzedzającą publikację o godzinie 01.30, Grzegorz Hajdarowicz wsiadł do samochodu i pojechał na spotkanie z Pawłem Grasiem rzecznikiem prasowym rządu. Spotkanie odbywało się przy śmietniku przed blokiem rzecznika rządu. Początkowo już po publikacji rzecznik rządu Tuska zaprzeczał jakoby wiedział o planowanej publikacji tekstu o materiałach wybuchowych wykrytych na szczątkach polskiego Tu-154m. Jednak później zmienił zdanie i przyznał się do nocnego spotkania z właścicielem gazety przed publikacją tak ważnego tekstu. Niestety oboje nie zdradzili tematu rozmowy.

Kilka godzin po publikacji tekstu prokuratura wojskowa zorganizowała konferencję na której zaprzeczyła jakoby w Smoleńsku polscy biegli stwierdzili ślady materiałów wybuchowych. Płk. Szeląg zrobił to jednak w dość pokrętny sposób stwierdzając: –Powołani biegli nie stwierdzili na wraku Tu-154m trotylu ani innego materiału wybuchowego. Jedenaście minut później dodał: – Nie powiedziałem, że nie było trotylu, powiedziałem, że nie stwierdzono trotylu. Słowo „stwierdzono” jest kluczem do zrozumienia prok. Szeląga. Używa on je zawsze aby ukryć fakt wykrycia gdyż według niego „stwierdza” się na koniec badań we wniosku końcowym. W tym samym czasie Prokurator Generalny oświadczył, że nowoczesne urządzenia wbrew ogólnie dostępnym specyfikacjom technicznym nie wyświetlają poszczególnych nazw substancji wybuchowych i w trakcie pobytu w Rosji polscy biegli nie stwierdzili obecności materiałów wybuchowych na szczątkach polskiego Tupolewa. Oświadczenia prokuratury z dnia publikacji dało właścicielowi gazety „Rzeczpospolita” Grzegorzowi Hajdarowiczowi pretekst do zwolnienia Cezarego Gmyza a także kilku innych dziennikarzy. Rozbito także zespół tygodnika „Uważam Rze” pomimo tego, że Cezary Gmyz i jego koledzy potwierdzili zarówno rzetelność artykułu jak i sposób zbierania informacji.

Tymczasem pięć tygodni później na posiedzeniu sejmowej komisji praw człowieka prokuratorzy jednoznacznie potwierdzili informacje zawarte w artykule Cezarego Gmyza. Płk. Jerzy Artymiak w obecności siedzącego obok i śmiejącego się płk. Szeląga powiedział: – Detektory użyte w Smoleńsku, niektóre z nich wykazały na wyświetlaczu cząsteczki TNT. Na prośbę posłów o powtórzenie płk. Jerzy Artymiak powiedział: – Ależ panie pośle urządzenia wykazały na czytnikach TNT, trotyl. Płk. Szeląg przestał się śmiać i dodał: – Urządzenie MO-2M ma wyświetlacz na którym są zaprogramowane substancje wybuchowe w tym również trotyl, wyświetlając TNT. Na pytanie posła czy wyświetlacz urządzenia wyświetlił trotyl, płk. Szeląg stwierdził: – Tak, płk. Artymiak już o tym powiedział, oczywiście tak. Prokuratorzy dodali, że badania próbek, które przybyły po kilku tygodniach od pobrania z Rosji będą trwały nawet pół roku.

Cezary Gmyz i zwolnieni dziennikarze nigdy nie zostali przeproszeni i nigdy nie zostali przywróceni do pracy.

5 marca 2013 roku „Gazeta Polska” poinformowała, że według uzyskanych informacji Pierwsze próbki z wraku Tu-154, na których polscy biegli wykryli w Smoleńsku ślady trotylu (TNT), zostały już przebadane laboratoryjnie. Analizy wykazały obecność TNT.
Płk. Szeląg wydał szybkie zaprzeczenie używając znowu słowa „nie stwierdzili”.

„Gazeta Polska” wydała oświadczenie:

Oświadczenie redakcji „Gazety Polskiej” w sprawie komunikatu prokuratury wojskowej


Stanowczo  podtrzymujemy nasze informacje opublikowane w najnowszym numerze „Gazety Polskiej”. Pierwsze próbki z wraku Tu-154, na których polscy biegli wykryli w Smoleńsku ślady trotylu (TNT), zostały już przebadane laboratoryjnie. Analizy wykazały obecność TNT – twierdzi nasze wiarygodne źródło związane ze śledztwem. Naczelna Prokuratura Wojskowa miała szansę wypowiedzieć się w tej sprawie przed publikacją materiału w „GP” i nie odniosła się do meritum sprawy. Zachowanie prokuratorów przypomina to sprzed kilku miesięcy kiedy zaprzeczali iż specjalistyczne urządzenia do badań materiałów wybuchowych  stosowane przez polskich specjalistów w Smoleńsku wykryły TNT. Po początkowych zaprzeczeniach jednoznacznie potwierdzili  fakt wykrycia trotylu.

Prokuratura w tej sprawie już bardzo mocno nadszarpnęła swoją wiarygodność, a mimo to dalej ogranicza się do słownych gier i krętactwa. Jest to niezgodne z obowiązującym w Polsce prawem, które nakłada na urzędy państwowe obowiązek rzetelnego informowania opinii publicznej.

Redaktor naczelny „Gazety Polskiej” – Tomasz Sakiewicz


Dwa dni później 7 marca 2013 roku doszło niespodziewanie do kuriozalnej sytuacji.

Rzecznik Komitetu Śledczego Federacji Rosyjskiej Władimir Markin oznajmił, że przeprowadzona wspólnie przez specjalistów z Rosji i Polski nowa ekspertyza szczątków polskiego Tu-154m nie wykazała na nich śladów wybuchu. Rzecznik poinformował też, że w toku czynności śledczych pobrano ponad 300 próbek, które zostaną poddane różnym ekspertyzom sądowym zarówno na terytorium FR, jak i Polski.

– Pobrane przedmioty zostały przebadane przez rosyjskich i polskich ekspertów z zakresu traseologii, metaloznawstwa i pirotechniki, z użyciem specjalnych środków technicznych. W wyniku przeprowadzonych oględzin i badań eksperci stwierdzili, iż na poddanych oględzinom i badaniom przedmiotach brak jakichkolwiek śladów wybuchu – przekazał Markin.

Kilka godzin później polska prokuratura wydała oświadczenie wskazujące jednoznacznie, że Rosjanie kłamią. Przedstawiciel Wojskowej Prokuratury Okręgowej w Warszawie podpułkownik Karol Kopczyk zaprzeczył w Moskwie, jakoby podczas obecnych prac polskich biegłych w stolicy Rosji prowadzone były jakiekolwiek ekspertyzy lub badania.

Badanie fragmentu ubrania jednej z ofiar tragedii przeprowadzone w USA przez Stanisława Zagrodzkiego, kuzyna ofiary, wykazały również ślady materiałów wybuchowych w tym ślady trotylu (TNT).


Konrad Matyszczak
follow me on twitter: @KonradGB

http://nowyczas.co.uk/news.php?id=1656

____________________________________
Ojczyznę wolną pobłogosław Panie.


01 kwi 2013, 22:07
Zobacz profil
Zawodowiec
Avatar użytkownika

 REJESTRACJA23 sie 2009, 07:34

 POSTY        3657
Post Re: Katastrofa smoleńska
Historia pewnego pomnika czyli kopać nie nada

http://tvp.info
Prezydent RP Bronisław Komorowski zamierza porozmawiać z Dmitrijem Miedwiediewem o pomyśle postawienia w Smoleńsku pomnika upamiętniającego ofiary katastrofy lotniczej z 10 kwietnia. Prezydent Rosji przybędzie do Warszawy 6 grudnia.
Potwierdził to w rozmowie z Polskim Radiem prezydencki doradca Tomasz Nałęcz.
– Nie chciałbym przesądzać formy tego upamiętnienia, ale najbardziej naturalną formą jest pomnik wzniesiony na miejscu katastrofy. Myślę, że zbliżająca się pierwsza rocznica tej katastrofy byłaby dobrym momentem, aby coś znaczącego w Smoleńsku się stało – powiedział prezydencki doradca.

- 6.12.2010
http://www.se.pl
Niedobra posucha w relacjach polsko-rosyjskich dobiegła końca (...) upamiętnienie miejsca katastrofy ma kontynuować i pogłębiać te szczególne relacje, które zawiązały się w okresie tak dramatycznego, traumatycznego przeżycia jak katastrofa smoleńska – podkreślał polski prezydent.
Bronisław Komorowski przekazał również, że patronat nad budową pomnika w Smoleńsku obejmie zarówno on jak i Dimitrij Miedwiediew.

- 6.04.2011
http://wiadomosci.gwno.pl
Bronisław Komorowski w porozumieniu z Dmitrijem Miedwiediewem ogłosi w najbliższych dniach konkurs na pomnik upamiętniający ofiary katastrofy z 10 kwietnia, który ma stanąć pod Smoleńskiem - powiedział Bogdan Zdrojewski.
"Chcemy, by pomnik był gotowy za rok"
"Wszystkie kwestie dotyczące konkursu ustaliłem, skończyłem i przekazałam panu prezydentowi wczoraj wieczorem. Konkurs będzie ogłaszał pan prezydent Komorowski w porozumieniu z panem prezydentem Miedwiediewem.
Wieczorem w Polsat News Zdrojewski zwrócił uwagę, że jego resort otrzymał od strony rosyjskiej potwierdzenie lokalizacji pomnika. Pomnik - jak mówił - stanąłby w miejscu katastrofy, "bardzo blisko pasu startowego, w pobliżu głazu, który tymczasowo stoi"

- 30.03.2012
http://wiadomosci.wp.pl
Pomnik upamiętniający ofiary katastrofy lotniczej pod Smoleńskiem będzie odsłonięty 10 kwietnia 2013 roku - poinformował minister kultury i dziedzictwa narodowego Bogdan Zdrojewski. Odsłonięcie będzie niezwykle uroczyste - podkreślił. Pierwszą nagrodę w międzynarodowym konkursie otrzymał zespół w składzie: rzeźbiarz Andrzej Sołyga, architekt Dariusz Śmiechowski, grafik Dariusz Komorek.
- Planujemy rozpoczęcie realizacji tego pomnika od mniej więcej początku maja. Chcemy, aby był skończony, zamontowany i gotowy do odsłonięcia na 10 kwietnia przyszłego roku i żeby to odsłonięcie oczywiście odbywało się w formie niezwykle uroczystej. Takie jest założenie, aby na kolejną rocznicę nastąpiło odsłonięcie tego pomnika - powiedział Zdrojewski na piątkowej konferencji prasowej w sejmie.
Poinformował też, że koszty budowy pomnika poniesie strona polska, natomiast strona rosyjska zadeklarowała w całości pokrycie kosztów przygotowania otoczenia, w tym parkingu.

- 2.04.2012
http://www.tvpparlament.pl
10 kwietnia w Smoleńsku zostanie symbolicznie wskazana lokalizacja pomnika poświęconego ofiarom katastrofy lotniczej, natomiast nie nastąpi wmurowanie kamienia węgielnego pod monument – powiedział minister kultury Bogdan Zdrojewski. Jutro rano natomiast, w Pałacu Prezydenckim z udziałem Bronisława Komorowskiego odbędzie się uroczysta prezentacja zwycięskiego projektu.
Nie będzie wmurowania kamienia węgielnego 10 kwietnia w Smoleńsku – mówił w „Salonie Politycznym” radiowej „Trójki” Zdrojewski. – Nie ma takiej potrzeby ani możliwości technicznej. Nie wiedzieliśmy, jaki projekt wygra (...), czy lokalizacja jego nie będzie budziła wątpliwości, czy nie trzeba będzie tę lokalizację korygować – mówił.
Jak przypomniał Zdrojewski ustalenie lokalizacji pomnika nastąpiło trzy tygodnie temu. – Nie był to proces prosty, przebiegał w sposób skomplikowany, także z udziałem władz lokalnych. Ale trzy tygodnie temu udało nam się ustalić ostateczną lokalizację monumentu zgodnie z naszymi oczekiwaniami
Pomnik jest dość nietypowy – mówił minister. – Jest to długi mur, przepięknie zaprojektowany (...) z krzyżem i głazem obok, mający długość 115 m. Usytuowanie fundamentu takiej długości wymaga odpowiednich warunków i technologii.

- 26.06.2012
www.rp.pl/artykul/898404.html
Minister kultury i dziedzictwa narodowego Bogdan Zdrojewski ustosunkował się do ubiegłotygodniowego oświadczenia prokuratury wojskowej w Warszawie, która uznała, że zmiany w miejscu katastrofy smoleńskiej są niewskazane przed zakończeniem śledztwa.
- Dopóki nie zostanie zakończone śledztwo, teren nie może być udostępniony realizatorom przedsięwzięcia związanego z pomnikiem. A to oznacza, że szanse na postawienie pomnika na 10 kwietnia przyszłego roku stają pod znakiem zapytania. Oczywiście nie jest kwestionowana lokalizacja. Jest ona szczegółowo uzgodniona z poprzednim ministrem kultury Rosji (Aleksandrem) Awdiejewem i jest ona podtrzymywana - zapewnił Zdrojewski w porannym wywiadzie dla radia rynszTOK FM.
Na pytanie, czy stanowisko prokuratury może zablokować wzniesienie pomnika, Zdrojewski odparł, że może ono przesunąć je w czasie. - My pomnik przygotujemy na 10 kwietnia. Będzie on przygotowywany w Polsce. (...) Aby go zmontować na miejscu,muszę do końca roku wykonać pewne prace ziemne
- Jest jeszcze jedna rzecz ważna. Rodziny prosiły mnie, aby przed postawieniem pomnika miejsce to zostało dobrze zbadane. Dlatego przed rozpoczęciem prac potrzebny jest czas, aby bardzo dokładnie przejrzeć cały ten teren z strefie pomnikowej - zastrzegł Zdrojewski.

- 05.11.2012
http://wiadomosci.wp.pl
Minister kultury Bogdan Zdrojewski powiedział, że teren w Smoleńsku, na którym ma stanąć pomnik upamiętniający ofiary katastrofy z 2010 roku, nie jest dostępny "do wykonywania żadnych czynności, w tym budowania pomnika".
W rozmowie z radiową Trójką Zdrojewski przypomniał, że zgodnie z życzeniem rodzin ofiar katastrofy teren, na którym stanie pomnik, ma zostać jeszcze raz dokładnie sprawdzony. - Ja nie pozwolę na to, aby pomnik był stawiany w warunkach, w których będzie niestabilny, albo na terenie, w którym mogą znajdować się jeszcze jakieś osobiste przedmioty - podkreślił Zdrojewski. Zaznaczył, że jest też konieczność zrobienia bardzo dokładnych badań geologicznych w tym miejscu.
- Pierwsze zrobiliśmy po to, aby znać nośność gruntu. Trzeba pamiętać, że pomnik jest usytuowany na długości około stu metrów, że ma wysokość dwa i pół metra, że musi być w gruncie posadowiony na głębokości około 80 centymetrów, a więc wymaga fundamentowania.
Odnosząc się do swoich wcześniejszych wypowiedzi, że pomnik w Smoleńsku będzie gotowy na trzecią rocznicę katastrofy, Zdrojewski wyjaśnił: - Wtedy, kiedy rozmawialiśmy ze stroną rosyjską, mieliśmy nie tyle gwarancję, nie tyle przyrzeczenie, ile podjęte starania, aby dostęp do tego gruntu był w lipcu. Otrzymaliśmy prawo dostępu do tego gruntu, ale nie po to, aby wykonać czynności niezbędne do wykonania posadowienia pomnika.
- Mogę stwierdzić tylko tyle, że strona polska jest gotowa do tego, aby ten pomnik był gotowy. Zrobiliśmy wszystkie czynności, które są związane zarówno z uzyskaniem praw autorskich, nadzorem architektonicznym, z zamówieniem ogromnej ilości kamienia ze Szwecji - kamień jest zarezerwowany - zapewnił minister.

- 6.03.2013
http://www.naszdziennik.pl
Do momentu zakończenia czynności w śledztwie smoleńskim prowadzonym przez Wojskową Prokuraturę Okręgową w Warszawie na miejscu katastrofy budowa pomnika nie ruszy.
(...) prokuratura wstrzymuje budowę pomnika na miejscu katastrofy (...) Bogdan Zdrojewski i Aleksandr Awdiejew – wskazali miejsce budowy. Pierwsze prace ziemne miały rozpocząć się jesienią.
– Do momentu zakończenia czynności w śledztwie prowadzonym w Polsce może zajść jeszcze konieczność wykonania dodatkowych czynności na miejscu katastrofy. Nie wyobrażam sobie, by dopóki śledztwo trwa, doszło do zniekształcenia terenu. Obecnie, pomimo pewnych zmian, prowadzenie czynności jest możliwe. Projekt pomnika zakłada zalanie całego terenu betonem. W tej sytuacji żadnych czynności tam już nie wykonamy – wyjaśnia prokurator.

- 22.03.2013
http://blogmedia24.pl
Rzecznik [NPW] przekazał też, że Komitet Śledczy ze swej strony zakomunikował, iż nie ma żadnych zastrzeżeń do budowy na miejscu katastrofy polskiego Tu-154M pomnika poświęconego pamięci jej ofiar.

- 4.04.2013
http://wiadomosci.dziennik.pl
Przedstawiciel administracji Smoleńska powiedział "Izwiestiom", że Polacy proszą o terytorium większe od Placu Czerwonego. - Będzie dziwne, jeśli się na to zgodzimy - dodał. W podobnym duchu wypowiedział się Aleksiej Ostrowski, gubernator obwodu smoleńskiego. - Nie możemy sobie pozwolić, aby memoriał drażnił naszą ludność, weteranów obwodu - stwierdził.
Z kolei Łarysa Łykoszina z Rosyjskiej Akademii Nauk zauważyła, że tragedia pod Smoleńskiem, w której zginął prezydent Lech Kaczyński, jest boleśnie przyjmowana w polskim społeczeństwie. - Jeśli w Rosji będą występować przeciwko memoriałowi, Polacy mogą się z tego powodu obrazić - podkreśliła uczona.

- 5.04.2013
http://www.tvn24.pl
"Izwiestia" pisze, że budowa pomnika nie ruszyła, bo polskim i rosyjskim władzom nie udało się wyznaczyć miejsca i powierzchni. A wina leży po stronie polskiej, która co i rusz ma nowe, wygórowane żądania i zwleka z decyzjami ws. przestrzeni pod pomnik.
Rosja gra Smoleńskiem. Chce, żeby nasza opozycja atakowała rząd za Smoleńsk. "Izwiestia" to przecież tuba Kremla - ocenia w rozmowie z "GW" jeden z rządowych rozmówców.
Projekt pomnika został wybrany i był prezentowany publicznie podczas spotkań ministrów kultury i przedstawicieli zespołu polskich i rosyjskich ekspertów.
Prace przygotowawcze pod budowę pomnika miały ruszyć w maju 2012 r. Ale gruntu - jak przypomina "Rz" - nie zwolniły rosyjskie organy śledcze.
Gdzie leży prawda i o co w tym wszystkim chodzi? O prawdę, czy o pieniądze? Pozwoliłem sobie wyróżnić fragmenty tekstu dotyczące lokalizacji i robót ziemnych przy planowanym pomniku..
Teren w sąsiedztwie Siewiernego od dnia "katastrofy" budził bardzo silne emocje. Pracownicy Kancelari Prezydenta RP traktowali go jak cmentarzysko, unikając np. deptania. Dla odmiany ruskie ekipy bez krępacji rozjeżdżały Kamazami wywalając wywrotki piachu i przykrywając betonowymi plytami. Dostep do głębszych warstw gruntu z cała pewnością stanowi przedmiot bezpardonowej walki.
Zaraz po 10 kwietnia ówczesna min. Kopaczowa zapewniała w imieniu Rosjan, że teren zostal przekopany i przesiany do głębokości 1 metra, z czego wynikać miała bezsensowność dalszego poszukiwania. Aby uniemożliwić pracę "poszukiwaczom" postawiono ruskich policjantów, ale też co zadziwiające, stróżów z MSZ (tj z polskiej ambasady). Mimo to ziemia wciąż "oddawała" przedmioty eksponowane w prasie i filmach śledczych. Koncepcja wysłania archeologów na miejsce katastrofy lotniczej, tyleż egzotyczna, co dramatyczna (bo zakończona smiercią inicjatora wyjazdu), ostatecznie okazała się misją zbieraczy powierzchniowych (chyba jedyną w życiu dla większości archeologów). Do dzisiaj przeciwnicy wykopania tego, co skrywają okolice Siewiernego z sukcesem blokują dostęp do gruntu. Co najciekawsze, doszukać się ich można zarówno po rosyjskiej jak i po polskiej stronie. Czy strzegą oni mrocznych tajemnic smoleńskiego NKWD oraz wpływów potomków tamtych oprawców w dzisiejszej Rosji (a może i Polsce)? Bardzo prawdopodobne, bo kości pomordowanych w Smoleńsku znaleźć można nawet w wykopach fundamentowych.

Polecam zapoznać się z tekstem o nieznanym bohaterze, jego oprawcach i nawróconym FSB-ku
http://ioh.pl

źródło: http://wiadomosci.onet.pl/tylko-w-oneci ... omosc.html

____________________________________
Videtur et hoc mihi Platforninem non debere esse
Poza tym uważam że Platformę należy zniszczyć
/Katon starszy/


06 kwi 2013, 12:20
Zobacz profil
Fachowiec
Własny awatar

 REJESTRACJA14 wrz 2011, 21:56

 POSTY        1263
Post Re: Katastrofa smoleńska
CZTERY PYTANIA do mec. Kownackiego.
"Przyłapałem premiera na kłamstwie oraz manipulacji.
To dla mnie dowód na to, kto gra sprawą tragedii smoleńskiej"


wPolityce.pl: "Nasz Dziennik" opisuje odpowiedź na interpelację, którą złożył pan po jednym z wystąpień premiera Donalda Tuska. Szef rządu mówił w Sejmie, że do Rosji wysłanych zostało 2 tys. urzędników, którzy mieli za zadanie m.in. pomagać rodzinom ofiar tragedii smoleńskiej. Z odpowiedzi na pana pismo wynika, że urzędników było jedynie 61. Przyłapał pan rządzących na kłamstwie?

Bartosz Kownacki:
Tak, przyłapałem premiera na kłamstwie oraz manipulacji. W mojej ocenie ta sprawa jest również dowodem, na to kto gra sprawą tragedii smoleńskiej, kto podjudza społeczeństwo używając tragedii. To są mocne, ale uprawnione słowa, ponieważ to, co we wrześniu 2012 roku zaprezentował Donald Tusk to było celowe manipulowanie faktami, by kłócić, konfliktować społeczeństwo. Premier chciał pokazać, że ta strona, która domaga się prawdy o Smoleńsku, domaga się wyjaśnienia wszelkich okoliczności, jest nieodpowiedzialna, nieracjonalna, a fakty świadczą przeciwko niej. Wypowiedź Tuska jednak od początku robiła wrażenie niewiarygodnej.

Dlaczego?

Premier mówił o skierowaniu do Moskwy 2 tysięcy urzędników, którzy mieli pomagać m.in. rodzinom. Mówienie o tak ogromnej liczbie osób wysłanych do Rosji wyglądało od początku na przekłamanie. Ta liczba była dziwnie duża, nawet gdyby chodziło o wszystkich urzędników pracujących i w Rosji i w Polsce na rzecz tej sprawy. Jednak nawet wtedy liczba podana przez premiera była zaskakująco wysoko. No chyba, że uznalibyśmy, że np. wszyscy pracownicy MSZ działali ws. smoleńskiej. Ale to absurd. Bowiem chodziło o urzędników, którzy wykonywali konkretną pracę w Rosji. Szafowanie takimi liczbami przez premiera miało konkretny cel. Chodziło o wywołanie w opinii publicznej wrażenia, że opozycja krytykuje rządzących w sposób nieuzasadniony. Szef rządu pokazywał, że 2 tys. urzędników wysłał do Rosji, a opozycja jeszcze się czepia i narzeka. Podanie przez Tuska liczby urzędników było odpowiedzią na krytykę, że do Rosji wysłano zbyt małą grupę osób z Polski. I po mojej interpelacji okazuje się, że tych ludzi było znacznie mniej niż premier mówił.

Pytał pan również o tych, którzy ponoć mieli być, ale jak mówił premier nie starczyło im odwagi.

Tak. Ten wątek wypowiedzi Tuska jest bardzo ciekawy. Premier swój przekaz we wrześniu skonstruował w ten sposób, by sprowokować posłów PiS do emocjonalnej reakcji, do ataków na niego. Na szczęście to się nie udało. Premier używał argumentów nieprawdziwych. Stawiał zarzut dzisiejszym działaczom opozycji, osobom publicznym, że nie zrobili wszystkiego, co powinni ws. tragedii z 10 kwietnia. To również budziło zdziwienie, ponieważ to rząd miał wszystkie narzędzia działania ws. Smoleńska, a nie opozycja, czy Kancelaria Prezydenta. Zadałem więc pytanie premierowi, którzy urzędnicy nie stawili się w Rosji, choć powinni. Jeśli ktoś z kręgów opozycji rzeczywiście miał coś do wykonania i tego nie zrobił, to warto to ustalić. Jednak na to pytanie premier nie był w stanie udzielić mi odpowiedzi. Nie dowiedziałem się, kto mimo powinności nie stawił się w Rosji.

Jak czytamy w "ND" na odpowiedź na swoją interpelację czekał pan zaskakująco długo. O czym to świadczy?

To pokazuje fasadowość funkcji kontrolnej obecnego Sejmu. Odpowiedź na moją interpelację zawiera się na jednej stronie. A ja na to pismo czekałem pół roku. Ono dodatkowo niewiele mówi, jest bardzo lakoniczne. Taki dokument przyszedł do mnie po sześciu miesiącach, choć zgodnie z prawem odpowiedź powinienem otrzymać po trzydziestu dniach. To pokazuje, że premier Tusk i jego ministrowie kpią z nas. My możemy zadać nawet najbardziej konkretne pytanie, dotyczące przemówienia premiera w Sejmie, a rządzący nie udzielą nam odpowiedzi. Będą czekać pół roku, a potem wyślą świstek, który żadnej odpowiedzi właściwie nie zawiera. To jest bardzo znaczące. To pokazuje, że parlament jest dziś atrapą, że mamy atrapę demokracji, parlament nie pełni swojej funkcji. Tego rodzaju odpowiedzi na interpelacje oznaczają, że premier Tusk nie szanuje parlamentaryzmu. Ma go w poważaniu...

http://wpolityce.pl/wydarzenia/50588-cz ... molenskiej

* * * * * * * * * * * * * * * * * * * * * * * * *

Deresz w aktach IPN
- szczegółowa biografia


Paweł Deresz, mąż Jolanty Szymanek-Deresz - jednej z ofiar katastrofy smoleńskiej - w PRL został zarejestrowany jako współpracownik SB oraz wywiadu wojskowego – wynika z archiwów znajdujących się w Instytucie Pamięci Narodowej. Czy jego przeszłość ma wpływ na jego obecne zachowanie w sprawie katastrofy smoleńskiej? To przecież Paweł Deresz notorycznie powtarza bezpodstawne zarzuty, jakoby to Jarosław Kaczyński kazał bratu lądować w Smoleńsku - choć ani nie ma dowodu na ten "rozkaz", ani nie było lądowania (piloci odchodzili na drugi krąg).

 
- Wcześniej czy później zostanie ujawnione nagranie amerykańskich i rosyjskich służb wywiadowczych, które - o czym jestem przekonany - potwierdzi, że w czasie rozmowy Jarosława Kaczyńskiego z Lechem Kaczyńskim padło sformułowanie "lądujcie koniecznie w Smoleńsku" - powiedział w grudniu ubiegłego roku Deresz gazecie codziennej  "Fakt".
 
Deresz od dłuższego czasu uparcie lansuje tezę, że do katastrofy doprowadził pośpiech, by za wszelką cenę zdążyć do Katynia, gdzie - "według jego wiedzy" - Lech Kaczyński miał rozpocząć kampanię prezydencką, co było ewidentnym kłamstwem.
 
75–letni Paweł Deresz, korzystający w swojej działalności publicznej z mandatu wdowca po żonie Jolancie, pełni bardzo ważną funkcję dyżurnego rządowego propagandysty, stale będącego w gotowości do usprawiedliwiania działań, a raczej bezczynności obecnej władzy w wyjaśnieniu prawdziwych przyczyn katastrofy smoleńskiej, bądź do ośmieszania obywatelskiego śledztwa prowadzonego pod kierunkiem Antoniego Macierewicza, posła (PiS), byłego ministra spraw wewnętrznych w rządzie Jana Olszewskiego.
 
W grudniu ubiegłego roku Instytut Pamięci Narodowej udostępnił badaczom nowy pokaźny zbiór archiwalny (spis 2602) powstały z opracowania materiałów operacyjnych dawnego komunistycznego wywiadu wojskowego. Wśród dostępnych już akt operacyjnych odnaleźć można materiały agenturalne dotyczące Pawła Deresza. Rzucają one nowe światło na związki z Deresza z wywiadem PRL, a później prawdopodobnie z WSI, oraz rzutują na jego wiarygodność, w aspekcie jego publicznych wypowiedzi na temat przyczyn katastrofy Smoleńskiej.

W pierwszej kolejności przypomnijmy pokrótce przeszłość zawodową bohatera niniejszej publikacji:
 
Tłumacz, korespondent, działacz
 
Paweł Deresz urodził się w Warszawie 23 sierpnia 1937 r. Wraz z rodzicami w okresie okupacji niemieckiej w roku 1941 wyjechał do Czechosłowacji, gdzie przebywał do 1947 r. Tam uczęszczał do szkoły podstawowej. W 1943 r. państwu Deresz urodziła się córka Barbara. Paweł Deresz szkołę średnią ukończył w 1954 r. w Warszawie i w tym samym roku rozpoczął studnia na Wydziale Filologii Słowiańskiej UW. Następnie kontynuował studia na Uniwersytecie Jagiellońskim, które ukończył w 1963 r., uzyskując dyplom mgr filologii słowiańskiej. Od 1957 r. pracował w Ośrodku Kultury Czechosłowackiej, a od 1959 r. w Towarzystwie Społeczno-Kulturalnym Czechów i Słowaków. Od 1962 r. działał w Czechosłowackim Stowarzyszeniu Kulturalnym w Polsce, którego był Sekretarzem Generalnym.
 
Do partii komunistycznej (PZPR) Deresz wstąpił w 1961 r. Wcześniej był członkiem ZMP. Opanował w stopniu biegłym język czeski, rosyjski i słowacki. Żywo interesował się sportem. Obsługiwał jako korespondent kolarski Wyścig Pokoju oraz Igrzyska Olimpijskie w Meksyku (1968 r.). Rok później przebywał w Bukareszcie na Mistrzostwach Europy w Boksie. Jednakże jego ulubiona dyscypliną była koszykówka, którą zresztą trenował.
 
Deresz systematycznie piął się po szczeblach partyjnej kariery. Pełnił szereg funkcji w PZPR. Był członkiem Komisji Zakładowej PZPR w PAP. Podczas pobytu jako korespondent w Czechosłowacji został wybrany sekretarzem propagandy POP przy Ambasadzie  PRL w Pradze, następnie objął funkcję sekretarza ds. ideologicznych Komitetu Partyjnego PZPR na Czechosłowację. W dzienniku „Kurier Polski” dochrapał się stanowiska I sekretarza POP PZPR. Z dostępnych materiałów archiwalnych wynika, że był on zaprzyjaźniony z Mieczysławem Moczarem, ministrem spraw wewnętrznych w czasach PRL.
 
W wydanej w marcu 1982 roku opinii partyjnej I sekretarza KP PZPR w Czechosłowacji – Stefana Gajdy (w Polsce trwał na dobre terror stanu wojennego) - na temat partyjnej aktywności Pawła Deresza czytamy, cyt.: Towarzysz Deresz należy do najbardziej aktywnych członków naszej Podstawowej Organizacji Partyjnej. (…) Publiczne wystąpienia tow. Pawła Deresza (m.in. wykład na temat działalności sił antysocjalistycznych w Polsce wygłoszony w 1980 r. czy inf. na temat Plenów KC PZPR) spotkały się z uznaniem naszej organizacji partyjnej. Trzeba w tym miejscu podkreślić partyjną,  marksistowsko-leninowską jednoznaczność głoszonych poglądów tow. Deresza”. Za swoją działalność partyjno-zawodową Deresz został także odznaczony Srebrnym Krzyżem Zasługi w 1973 r. oraz Krzyżem Kawalerskim Orderu Odrodzenia Polski w 1984 r.
 
Prawdziwą karierę dziennikarską Paweł Deresz rozpoczął w Polskiej Agencji Prasowej w roku 1962. Deresz w opracowanych przez siebie życiorysach twierdzi, iż do PAP dostał się w wyniku konkursu, który miał wygrać. W PAP pracował do roku 1967. Następnie związał się gazetą Stronnictwa Demokratycznego wychodzącą na rynku pod nazwą „Kurier Polski”, w której pracował prawie 10 lat jako dziennikarz działu zagranicznego. Deresz do „Kuriera Polskiego” powróci po wieloletniej przerwie, w drugiej połowie lat 80. ubiegłego wieku i pozostanie w redakcji do końca istnienia tytułu, do roku 1999.

Obrazek
Obrazek

Dziennikarska kariera
 
Z odtajnionych dokumentów wojskowego wywiadu PRL wynika, że w 1977 r. Paweł Deresz rozpoczął błyskotliwą karierę w Polskiej Agencji „Interpress” - agendzie komunistycznego wywiadu i kontrwywiadu wojskowego. Do agencji przyjmował Deresza ówczesny szef PAI „Interpress” płk Mirosław Wojciechowski. Płk M. Wojciechowski, późniejszy Prezes Radiokomitetu, to wieloletni wysokiej rangi oficer wywiadu wojskowego (Zarządu II sztab Generalnego LWP). To właśnie płk Wojciechowski mianował Deresza Kierownikiem Działu Polityczno-Gospodarczego PAI „Interpress”, a następnie wysłał go na placówki zagraniczne, jako stałego korespondenta do Czechosłowacji, oraz na Węgry. Właśnie w PAI „Interpress” Deresz poznał swojego młodszego kolegę - Lwa Rywina (ukraińskiego Żyda) - który pierwszą swoją pracę zawodową w PRL, po powrocie z USA, rozpoczął właśnie w PAI „Interpress” (Lew Rywin należał do ulubieńców płk. M. Wojciechowskiego, który obejmując w 1983 r. stanowisko Szefa Radiokomitetu, zaproponował stanowisko swojego zastępcy właśnie Rywinowi). Do najbliższych osób Deresza należał także inny pracownik PAI „Interpress” - Maciej Górski - późniejszy ambasador RP we Włoszech i wieloletni niejawny współpracownik komunistycznego wywiadu wojskowego, a następnie WSI o pseudonimie „GUSTAW”, co ujawnił „Raport z weryfikacji Wojskowych Służb Informacyjnych”.
 
Z zagranicy Paweł Deresz powrócił do Polski w 1984 r. Rozstał się z PAI „Interpressem” (płk Wojciechowski pełnił już od roku funkcję Prezesa Radiokomitetu), i powrócił do gazety „Kurier Polski”, zajmując stanowisko zastępcy redaktora naczelnego gazety. Z gazetą związany był, jak już wspomniano wcześniej, do końca jej istnienia.
 
Co ciekawe, trzy lata później, po zwycięskich dla SLD wyborach do Sejmu RP (co miało miejsce na jesieni w 2001 r.), nastąpił wielki come back Deresza do Polskiej Agencji „Interpress” (wówczas działającej pod firmą PAI S.A. w Warszawie), gdzie pełnił w latach 2002-2004 funkcję członka Zarządu Spółki. Pikanterii dodaje fakt, że przełożonym Deresza (tj. Prezesem Zarządu) był działacz młodzieżówki SLD Rafał Steffen - jak się później okazało - równolegle niejawny współpracownik pionu wywiadowczego WSI o ps. „JERICHO”. W tym samym też czasie jego ekscelencja ambasador Maciej Górski powrócił z placówki we Włoszech i na krótko zagościł w PAI S.A. jako doradca Zarządu Spółki (przed wyjazdem na placówkę w 1996 r. „GUSTAW” pełnił w PAI S.A. funkcję Prezesa Zarządu Spółki).
 
Paweł Deresz, obejmując funkcję członka Zarząd PAI S.A., złożył negatywne oświadczenia lustracyjne. Zaprzeczył przed Sądem Lustracyjnym współpracy z organami bezpieczeństwa państwa komunistycznego.
 
Tymczasem z dokumentów IPN wynika, że Paweł Deresz podpisał zobowiązanie do współpracy z wywiadem wojskowym PRL, gdzie figuruje pod ps. „Redaktor”.

- Mam glejt od IPN na to, że nigdy nie byłem tajnym ani jawnym współpracownikiem służb specjalnych. Otrzymałem pismo w lutym br., że kandydując do Sejmu i Senatu złożyłem zgodne z prawdą oświadczenie lustracyjne. Jeżeli wierzycie archiwom peerelowskich służb, to gratuluję - mówi „Codziennej” Deresz.

Okazuje się jednak, że IPN oświadczenie Pawła Deresza sprawdzał w 2011 r., w czasie wyborów i kwerenda nie objęła wszystkich archiwów. Teraz ujawniono nowe dokumenty wywiadu wojskowego m.in. na temat Pawła Deresza.

Paweł Deresz na portalu http://www.natemat.pl napisał : "otrzymałem właśnie, po zlustrowaniu mnie przez IPN, a dokładniej przez Komisję Ścigania Zbrodni przeciwko Narodowi Polskiemu pismo stwierdzające, iż nie ma ona wątpliwości co do tego, że nigdy nie byłem ani jawnym ani tajnym współpracownikiem Służby Bezpieczeństwa czy Wojskowych Służb Informacyjnych”.

Paweł Deresz wprowadza czytelników w błąd - IPN nie mógł wystawić zaświadczenia dotyczącego służb specjalnych powstałych po 1989 r., a takim właśnie były WSI utworzone w III RP.

Deresz w archiwach IPN
 
Po raz pierwszy Deresz miał podjąć (incydentalną) współpracę z bezpieką w połowie lat 70. ubiegłego wieku. Według dostępnych danych rejestrowych, Deresz został pozyskany do niejawnej współpracy z pionem kontrwywiadowczym Służby Bezpieczeństwa w sierpniu 1973 r. Dokładnie rejestracja pod nr 36419 nastąpiła w dniu 13 sierpnia 1973 r. Jednostką operacyjną SB, która dokonała rejestracji Deresza w sieci, był Wydział VII Departamentu II MSW. Wobec Deresza, ze względu na funkcję II sekretarza POP, jaką pełnił w redakcji ”Kuriera Polskiego”, SB zastosowało zarezerwowaną dla takich przypadków kategorię współpracy i zarejestrowało Deresza jako „kontakt operacyjny”. Wyeliminowanie z sieci agenturalnej nastąpiło 6 października 1978 r., a materiały operacyjne złożono do archiwum. Eliminacja Deresza jako współpracownika nastąpiła z powodu braku istotnych informacji oraz niechętnego stosunku do współpracy z SB. Deresz miał zostać pozyskany w związku z jego bliską znajomością z korespondentem zagranicznym gazety „Neue Rhein / Ruhr Zeitung” obywatelem RFN – Gertem Baumgartenem. Służbie Bezpieczeństwa nie podobały się także zbyt bliskie kontakty Deresza z korespondentem amerykańskiej Agencji AP E. Kramerem, który był podejrzewany o powiązania z zachodnimi służbami specjalnymi.
 
W raporcie dotyczącym wyrażenia zgody na przeprowadzenie z Pawłem Dereszem rozmowy operacyjnej i ewentualne pozyskanie go do współpracy z SB z listopada 1974 r. kpt. Oziemski zauważył, co następuje - cyt.: „W toku prowadzenia sprawy operacyjnego sprawdzenia o kryptonimie „Wiking” założonej na akredytowanego w Warszawie korespondenta (…) ob. RFN Gerta Baumgartena ustalono, że nawiązał kontakt on z Dereszem. Z informacji T.W. o ps. „Marian” wynika, że Paweł Deresz utrzymywał przyjacielskie stosunki z b. korespondentem amerykańskiej Agencji AP w Polsce E. Kramerem, który podejrzany jest o powiązania z zachodnimi służbami specjalnymi. Z uwagi na brak dostatecznej ilości osobowych źródeł informacji w sprawie o krypt. „Wiking” wydaje się wskazane przeprowadzenie z Dereszem rozmowy operacyjnej w celu wyjaśnienia kontaktów z Baumgartenem oraz zorientowania się o jego przydatności i możliwości w ewentualnej współpracy  z naszą służbą (…) W zależności od zajętej podczas rozmowy przez Deresza postawy proponuję mu okazanie nam pomocy w rozpoznaniu osoby i działalności Baumgartena oraz innych dziennikarzy z kk.”.
 
Do kontaktu oficera SB z Pawłem Dereszem doszło w początku grudnia 1974 r. w Warszawie. Z rozmowy operacyjnej kpt. Oziemski sporządził raport, w którym tak zrelacjonował rozmowę z Dereszem, cyt.: „W czasie prowadzonej rozmowy Deresz powiedział, że Baumgartena poznał około 6 lat temu na przyjęciu u znajomych swojej żony. Było to towarzystwo plastyków, jako że żona najczęściej w takim towarzystwie lubiła przebywać. Przypadkowa znajomość przerodziła się, jak powiedział Deresz w niezobowiązującą przyjaźń. Przejawiał się ona we wzajemnym goszczeniu się, organizowaniu wspólnych wycieczek poza Warszawę. W tym czasie Baumgarten związany był z kobietą o imieniu Krystyna. Pochodziła z Sopotu. Kobietę tę B. (Baumgarten – przyp. autora) – zdaniem Deresza darzył uczuciem. Jej śmierć bardzo przeżył. Imponowała mu jej uroda. Na swoje wydatki poza utrzymaniem dostawała od B. ca 10 tys. zł. Obecnie żyje z plastyczką lat ca 35 o nazwisku Kulesza Ewa, którą poznał na przyjęciu w kilka miesięcy po śmierci ostatniej żony. Mieszkają razem. Kulesza oprócz wykonywania swojego zawodu pomaga Baumgartenowi w jego sprawach zawodowych  np. przypomina o umówionych spotkaniach, konferencjach itp. Wg oceny Deresza Kulesza nie jest osobą, która dla Baumgartena zaniechałaby wykonywania zawodu i wyjechała z nim do RFN po to, żeby stać się gospodynią domową. Latem b.r. miała naturalne poronienie co w znacznym stopniu odbiło się na jej zdrowiu. Od tego czasu jest pod stałą kontrolą lekarską”. W dalszej części raportu z rozmowy kpt. Oziemski relacjonował spostrzeżenia Deresza, cyt.: „Oceniając Baumgartena jako dziennikarza reprezentującego burżuazyjną prasę, Deresz powiedział, iż jest on bardzo ostrożny w zbieraniu informacji. Wynika to m.in. stąd, że chce pobić rekord pobytu Zimmmerera jako korespondenta RFN w Polsce. W związku z tym treść nadawanej korespondencji musi być obiektywna”. Na koniec rozmowy kpt. Oziemski zobowiązał swojego interlokutora do zachowania w tajemnicy faktu oraz treści przeprowadzonej rozmowy oraz zaproponował kolejny kontakt, na co - jak stwierdził funkcjonariusz SB - Deresz miał przystać chętnie.
 
Na sporządzonym raporcie z przeprowadzenia rozmowy operacyjnej z Dereszem przełożony służbowy kpt. Ozimeskiego poczynił ciekawe i istotne adnotacje. Płk. Jędrzejczyk – naczelnik Wydziału VII Departamentu II MSW - polecił, cyt.: „Zebrać niezbędne dane o Kuleszy (Ewie – przyp. autora) i opracować w kierunku pozyskania (do współpracy z SB – przyp. autora). W stosunku do Baumgartena opracować plan przedsięwzięć zmierzających do pozbycia się jego w Polsce”. Opisany powyżej przypadek nadgorliwości w relacjonowaniu funkcjonariuszom SB szczegółów intymnego życia, jak widać, zaskutkował realnymi działaniami wymierzonymi wobec osób, o których się opowiada. W archiwum IPN pod sygn. akt IPN BU 00191/27 zachowały akta operacyjne dotyczące Pawła Deresza.
 
Ujawnione dokumenty wywiadu PRL
 
Po powrocie z placówek w połowie lat 80. ubiegłego wieku (1984) Deresz kontynuował działalność dziennikarską w redakcji „Kuriera Polskiego, na stanowisku zastępcy redaktora naczelnego. W tym mniej więcej okresie ujawnia się udokumentowane zainteresowanie operacyjne Dereszem ze strony komunistycznego wywiadu wojskowego, choć pierwsze oznaki zainteresowania się osobą Deresza wywiad wojskowy przejawiał już w 1978 r.
 
Deresz znalazł się w zainteresowaniu operacyjnym osławionej jednostki komunistycznego wywiadu wojskowego – Oddziału Y Zarządu II Sztabu Generalnego WP (oficerowie tej właśnie jednostki wywiadu zamieszani byli w aferę FOZZ) - z racji zajmowanego stanowiska w redakcji „Kurier Polski” oraz częstych wyjazdów poza granice kraju. Opracowaniem Pawła Deresza jako kandydata do współpracy, a następnie jego werbunkiem, zajął się mjr Ryszard Barski. Mjr Barski to wieloletni i doświadczony oficer komunistycznego wywiadu wojskowego, a następnie wywiadu WSI. Deresz poznał się z Barskim jeszcze w 1976 r. Kontynuowali znajomość na płaszczyźnie towarzyskiej.
 
Mjr Barski przystąpił do intensywnego rozpracowywania Deresza w styczniu 1987 r. pod kątem pozyskania go do współpracy. Najpierw dokonał sprawdzeń w ewidencji operacyjnej Służby Bezpieczeństwa, Wojskowej Służby Wewnętrznej oraz Zarządu II Sztabu Generalnego WP. W ten sposób chciał się upewnić, czy Paweł Deresz nie pozostaje w zainteresowaniu innej służby specjalnej, oraz zgromadził wszelkie dotychczas zebrane o kandydacie informacje operacyjne. Dokonał przeglądu akt paszportowych Deresza i jego najbliższej rodziny w Biurze Paszportowym oraz ustalił dokładne dane osobowe jej członków w Biurze Ewidencji Ludności. W trakcie spotkań towarzyskich z Dereszem mjr Ryszard Barski uzyskał bliższe dane dotyczące rodziny kandydata, jego warunków życia i pracy, cech charakteru, kariery zawodowej i politycznej. Na wniosek mjr. Barskiego Wojskowa Służb Wewnętrzna przeprowadziła drobiazgowy wywiad środowiskowy wobec Pawła Deresza i najbliższych członków jego rodziny oraz rodziny jego żony: Jolanty Szymanek-Deresz.
 
W sporządzonym przez WSW raporcie z sierpnia 1988 r., dotyczącym ustaleń poczynionych wobec Pawła Deresza, czytamy, cyt.: W miejscu pracy (tj. w gazecie „Kurier Polski” – przyp. autora) posiada opinię dobrze przygotowanego do zawodu dziennikarskiego. Wykazuje się pracowitością, samodzielnością i operatywnością. Cechuje go duże wyrobienie i odpowiedzialność polityczna w pracy zawodowej i partyjnej. Aktywny członek PZPR, w pracy społeczno-politycznej tow. Chmiel  z MSW pod względem politycznym i etyczno-moralnym zastrzeżeń do obywatela „D” (Deresza – przyp. autora) nie posiada. Ocenia (tow. Chmiel – przyp. autora) w/w jako jednostkę pożytecznie ustosunkowaną do przemian zachodzących w kraju. W miejscu zamieszkania znany jest jako lokator spokojny, grzeczny, zrównoważony i kulturalny. Strona etyczno-moralna nie budzi zastrzeżeń. Nie znane jest aby był odwiedzany przez osoby zamieszkałe za granicą.
 
Ponadto mjr Barski skompletował dokumenty kadrowe Deresza z jego poprzednich miejsc pracy, zdobył i włączył do akt współpracownika opinię partyjną, oraz wnioski o nadanie odznaczeń państwowych dla Deresza.
 
Dopiero po zgoła dwuletnim rozpracowywaniu kandydata, mjr Barski zwrócił się do swego przełożonego płk. Zdzisława Żyłowskiego – Szefa Oddziału „Y” Zarządu II Sztabu Generalnego - z wnioskiem o wyrażenie zgody na zwerbowanie Pawła Deresza do współpracy z wywiadem wojskowym. W wniosku datowanym z października 1989 r. (po 4 miesiącach od daty przeprowadzenia czerwcowych wyborów do Sejmu PRL i pod rządami Premiera Tadeusza Mazowieckiego) mjr Barski określił cel zwerbowania Deresza do współpracy w sposób następujący, cyt.: „celem pozyskania kandydata jest wykorzystanie go w charakterze adresówki krajowej. W chwili obecnej posiada on ku temu niezbędne możliwości wywiadowcze. Można również liczyć na pomoc w przypadku realizacji naszych zadań w miejscu pracy kandydata (tj. w redakcji „Kurier Polski” – przyp. autora)”.
 
Adresówka to taka kategoria tajnej współpracy z wywiadem, w ramach której współpracownik świadomy swojej roli udostępnia wywiadowi swój adres miejsca zamieszkania do korespondencji wysyłanej z zagranicy bądź z terenu kraju i pochodzącej od zagranicznej lub krajowej agentury. W takich wypadkach współpracownik, odbierając odpowiednio oznaczoną korespondencję, ma za zadanie przekazać ją bez naruszania swojemu oficerowi prowadzącemu.
 
W dalszej części wniosku o wyrażenie zgody na werbunek Deresza mjr Barski proponuje, cyt.: „pozyskać kandydata do współpracy na motywach patriotycznych. Po wyrażeniu zgody na współpracę zostanie mu przedstawiona do podpisu Deklaracja. Propozycja współpracy z wywiadem wojskowym przedstawiona zostanie kandydatowi w sposób bezpośredni w trakcie spotkania”. Co istotne mjr Ryszard Barski podkreślił, iż cyt.: „nie przewiduje się, by kandydat odmówił współpracy z wywiadem wojskowym PRL”.
 
Werbunek Pawła Deresza nastąpił dokładnie 18 października 1989 r. Deresz podpisał zgodnie z przewidywaniami dwa dokumenty. Pierwszy to zobowiązanie do dobrowolnego udostępnienia swojego adresu na potrzeby wywiadu wojskowego PRL oraz do przekazywania nadchodzącej korespondencji przedstawicielowi służby bez zapoznawania się z jej treścią. Drugi podpisany dokument to klasyczne zobowiązanie się do zachowania w tajemnicy faktu kontaktów i rozmów z przedstawicielami wywiadu wojskowego PRL pod groźbą odpowiedzialności karnej.
 
W raporcie z pozyskania Pawła Deresza na współpracownika wywiadu wojskowego mjr Barski z satysfakcją zameldował przełożonemu, cyt.: „w dniu 18.10.1989 r. przeprowadziłem werbunek kandydata na adresówkę ps. „REDAKTOR”. Spotkanie odbyło się w kawiarni hotelu „EUROPEJSKIEGO”. Po ogólnej rozmowie dot. aktualnej sytuacji politycznej i gospodarczej kraju zaproponowałem wykorzystanie jego adresu domowego dla potrzeb wywiadu wojskowego PRL. „REDAKTOR” bez zastrzeżeń podpisał wręczone mu zobowiązanie o zachowaniu w tajemnicy oraz zobowiązanie dot. udostępnienia swojego adresu dla potrzeb wywiadu wojskowego. (…) W końcowej części rozmowy stwierdził m.in., iż jest zadowolony z faktu, że taka instytucja darzy go zaufaniem. Decyzję o udostępnieniu nam swojego adresu podjął po upewnieniu się, że ma do czynienia z wojskiem, którego jest sympatykiem. Sam jak stwierdził, jest porucznikiem rezerwy. Podkreślił, iż będzie sumiennie realizował wszelkie zadania wynikające z faktu współpracy z nami”.

Obrazek

Po udanym werbunku mjr Barski ustalił z Dereszem zasady konspiracji i kontaktowania się ze swoim oficerem prowadzącym. Dla upewnienia się co do szczerości i lojalności nowego współpracownika wywiadu zarządził wysłanie na adres „REDAKTORA” listu kontrolnego z RFN z rezydentury wywiadu o kryptonimie „KAPITOL”.
 
Pod raportem z pozyskania podpisali się płk. Zdzisław Żyłowski (Szef Oddziału Y) oraz ppłk. Konstanty Malejczyk (późniejszy Szef WSI). Raport z pozyskania sporządzono w Warszawie 19 października 1989 r.
 
Wykorzystywanie adresu zamieszkania Deresza trwało według zachowanej w archiwum IPN dokumentacji nieprzerwanie co najmniej do stycznia 1990 r. Właśnie w tym miesiącu doszło w Hotelu „Europejskim” do spotkania Deresza ps. „REDAKTOR” ze swoim oficerem prowadzącym, wtedy już ppłk. Ryszardem Barskim. Nastąpiło przekazanie listu operacyjnego pochodzącego od jednego z oficerów rezydentury w Wiedniu. Lojalność oraz rzetelność wykonywanych zadań była kilkakrotnie kontrolowana przez wywiad wojskowy za pomocą listów kontrolnych.
 
Z akt współpracownika wywiadu wojskowego ps. "REDAKTOR" przechowywanych w Instytucie Pamięci Narodowej pod sygn. akt IPN BU 003179/375 wynika, że Pawłem Dereszem zajmował się kwiat komunistycznego wywiadu wojskowego, później wywiadu WSI: płk Zbigniew Worożbit, płk Henryk Michalski, płk Zdzisław Żyłowski oraz płk Konstanty Malejczyk. Z materiałów tych nie wynika także, by wywiad wojskowy zaprzestał kontaktów z Dereszem po styczniu 1990 r. Wręcz przeciwnie, z zawartości merytorycznej oraz paginacji stron można wysnuć uprawniony wniosek o kontynuowaniu tajnej współpracy.
 
Jak powszechnie wiadomo, gazeta „Kurier Polski”, po wygranych przez Lecha Wałęsę wyborach prezydenckich, ochoczo atakowała twórców Porozumienia Centrum, przede wszystkim braci Jarosława i śp. Lecha Kaczyńskich oraz osób z PC powiązanych. Przykładem tego są choćby publikacje dotyczące domniemanej afery „Telegraf”.
 
Po upadku rządu premiera Jana Olszewskiego (4 czerwca 1992 r.), dziennik „Kurier Polski” stał się agendą działań propagandowych UOP i WSI wymierzonych przeciwko środowisku politycznemu skupionemu wokół mec. Olszewskiego. Jak już powszechnie wiadomo, w obu służbach funkcjonowały samodzielne zespołu operacyjne mające na celu niszczenia wszelkimi metodami prawicę niepodległością oraz niepokorną i anarchizującą lewicę spod znaku PPS Piotra Ikonowicza. „Kurier Polski” wyróżniał się w tej operacji prowadzonej do końca prezydentury Lecha Wałęsy szczególnymi osiągnięciami. To właśnie w redakcji „Kuriera Polskiego” pracował Jacek Podgórski - wedle części polityków i prawicowych dziennikarzy - jako oficer pod przykryciem UOP, którego działalność „dziennikarska” miała być bezpośrednio kierowana przez płk. Jana Lesiaka.
 
Podgórski powtórnie zasłynął w roku 2003, kiedy pojawił się jako doradca ówczesnego premiera Leszka Millera. Wtedy też spartaczył prowokację wymierzoną przeciwko przewodniczącemu sejmowej komisji śledczej ds. afery Rywina – Tomaszowi Nałęczowi. Chodziło o zdyskredytowanie Nałęcza jako osoby uwikłanej w aferę kupowania zapisów ustawy medialnej.
 
W tym czasie pracownikiem etatowym redakcji „Kuriera Polskiego” i bliskim znajomym Pawła Deresza był także Andrzej Nierychło - uprzednio dziennikarz pisma „ITD.”, którego redaktorem naczelnym był Aleksander Kwaśniewski. Po odejściu z „Kuriera Polskiego” Nierychło stał się wydawcą „Pulsu Biznesu”. Według Reportu Przewodniczącego Komisji Weryfikacyjnej WSI (MP Nr 11 poz. 110.z 16.02.2007 r.) Andrzej Nierychło jako współpracownik komunistycznego wywiadu wojskowego od 1983 r., następnie jako współpracownik WSI o ps. „SĄSIAD”, brał udział w próbach wykorzystania na rzecz WSI struktur medialnych organizowanych przez Zygmunta Solorza (którego poznał jako właściciela „Kuriera Polskiego”).
 
Sławomir Cenckiewicz w swojej książce poświęconej historii komunistycznego wywiadu wojskowego zatytułowanej „Długie Ramię Moskwy” (na s. 398) w ten oto sposób opisał współpracę agenturalną Andrzeja Nierychło, cyt.: W 1986 r. Nierychło zajmował stanowisko redaktora naczelnego tygodnika "ITD" i miał zostać zastępcą szefa "Przeglądu Tygodniowego". Wówczas zapadła decyzja, by przekazać go Oddziałowi "P" (zamorskiemu). Oficerem prowadzącym "Sąsiada" został kpt. Marek Dukaczewski. Po 1991 r. współpracę z "Sąsiadem" kontynuowały WSI, choć dla klasycznie pojmowanego wywiadu nie miała ona większego znaczenia, bowiem Nierychło był komentatorem politycznym i publicystą ekonomicznym. Do rangi symbolu urasta zawarty w teczce "Sąsiada" wykaz jego telefonów stacjonarnych i komórkowych z lat 90. Wśród nich, pod datą 15 października 1999 r. widnieje dopisek: Aktualne miejsce pracy "Puls Biznesu".
 
Z treści Raportu Przewodniczącego Komisji Weryfikacyjnej WSI możemy dowiedzieć się o żywnym zainteresowaniu redakcją „Kuriera Polskiego” ze strony gen. Marka Dukaczewskiego. O silnej pozycji Dukaczewskiego w redakcji „Kuriera Polskiego” dobitnie świadczy ujawniony publicznie fakt udzielania skutecznej pomocy agenturze WSI w zatrudnianiu jej na etacie w redakcji. W Raporcie poruszono ten problem na przykładzie ukierunkowania życia zawodowego Krzysztofa Krzyszycha, wg Raportu  współpracownika WSI o ps. TERON”. Na stronie 271 Raportu czytamy, cyt.: „Od 2 listopada 1993 r. do 30 kwietnia 1995 r. Krzyszycha pracował jako cywilny starszy specjalista w Jednostce Wojskowej 3362 [tj. Centrala WSI w Warszawie] ( …) W trakcie kursu wywiadowczego Krzyszycha był namawiany do kontynuowania kariery dziennikarskiej (wśród namawiających była pewno płk. Marek Dukaczewski). Skierowano go też do „Kuriera Polskiego”, „pod opiekę” dziennikarza Andrzeja Nierychło”.
 
Przypomnijmy, że w tym właśnie czasie Paweł Deresz zajmował w redakcji „Kuriera Polskiego” stanowisko zastępcy redaktora naczelnego, i na politykę kadrową, z formalnego punktu widzenia, miał wpływ współdecydujący.
 
Klamrą, która zamyka twarde poszlaki niejawnej współpracy Deresza z WSI, jest udział Pawła Deresza w redagowaniu periodyku wydawanego pod tytułem „Przegląd Międzynarodowy”.
 
Wiadomym jest już, że w 1994 r. w ramach powołanej przez WSI Grupy Wywiadowczej „GROT” utworzono dla celów wywiadowczych redakcję tytułu prasowego „Przegląd Międzynarodowy”, który był wydawany jako dodatek do gazety codziennej „Trybuna Śląska”. Jednym z pracowników tej gazety był Paweł Deresz.
 
Grupa Wywiadowcza „GROT”, a za nią tytuł prasowy „Przegląd Międzynarodowy” została powołana rozkazem ówczesnego Szefa WSI – Konstantego Malejczyka. Bezpośredni nadzór na projektem powierzono płk. Markowi Dukaczewskiemu. Organizatorem GW „GROT” i redaktorem naczelnym oraz wydawcą „Przeglądu Międzynarodowego” został Jerzy Tepli - wieloletni współpracownik komunistycznego wywiadu wojskowego, następnie WSI o ps. „EUREKA” (korespondent TVP i POLSATU w Niemczech). W skład redakcji „Przeglądu Międzynarodowego” oprócz Jerzego Tepli (ps. „EUREKA”) i Pawła Deresza, weszli inni wybitni współpracownicy WSI: Grzegorz Woźniak współpracownik o ps. „CEZAR” (dziennikarz TVP), Krzysztof Mroziewicz „ps. „SENGI” (dziennikarz PAP, Polityki, i także były dziennikarz TVP, prowadzący program „7 Dni Świat” oraz były Ambasador RP w Indiach) oraz Edyta Maluta-Gąsior oficer pod przykryciem OPP o ps. „KRYSTYNA” (dziennikarka „Trybuny Śląskiej”). Dla „Przeglądu Międzynarodowego” pisał także Andrzej Bilik, współpracownik wywiadu wojskowego PRL od 1965 r., a następnie WSI o ps. „GORDON” (były dziennikarz, redaktor naczelny „Dziennika Telewizyjnego”, były Ambasador w Algierii).
 
Redakcja „Przeglądu Międzynarodowego”, stanowiąca dla WSI instytucją przykrycia, mieściła się w Warszawie przy ul. Koszykowej. WSI zastrzegło sobie prawo dostępu do wszelkich informacji pozyskanych przez redakcję oraz prawo do wglądu w artykuły i ewentualnego wstrzymywania ich publikacji (przy zachowaniu prawa autora do honorarium). „Przegląd Międzynarodowy” miał w zamiarze swoich mocodawców zlecać opracowania znanym publicystom, politykom i specjalistom. WSI chodziło o wyrobienie sobie łatwej i wiarygodnej ścieżki dostępu do czołowych polityków tak w kraju, jak i za granicą (str. 269-270 Raportu z weryfikacji WSI). Ostatni numer „Przeglądu Międzynarodowego” wydano w 1998 r.
 
Po ujawnieniu Raportu Przewodniczącego Komisji weryfikacyjnej WSI w lutym 2007 r. tak oto ówczesny redaktor naczelny „Trybuny Śląskiej” wypowiedział się dla „Tygodnika Polityka” na temat genezy powstania dodatku, cyt.: Tadeusz Biedzki, ówczesny redaktor naczelny „TŚ”, mówi: – Skontaktował się ze mną Jerzy Tepli, nasz wieloletni współpracownik, korespondent w Niemczech, z informacją, że w Warszawie zrodził się pomysł wydawania miesięcznika o tematyce międzynarodowej i zaproponował, aby na początku była to wkładka do „TŚ”. Tepli powiedział, że to projekt rządowy, państwo pokryje koszty wydawnicze, a celem jest przybliżanie rodakom spraw międzynarodowych. „Przegląd” był redagowany w Warszawie, do Katowic przychodziły materiały i makiety stron, były czytane, czasami poprawiane – i szły do drukarni. Pierwszy numer poświęcony był polskiej racji stanu.  Otwierały go rozmowy z prof. Bronisławem Geremkiem i Jurijem Kaszlewem – ambasadorem Rosji w Polsce. O polskiej racji stanu pisał w nim Jerzy J. Wiatr. Drugi numer, październikowy, też był tematyczny: Plotka po rosyjsku, niemiecku, francusku i amerykańsku. W kolejnych numerach Eugeniusz Guz odsłania kulisy zerwania po wojnie konkordatu, Jan Gadomski analizuje sytuację w Rosji na progu 1995 r., a Andrzej Bilik rysuje sylwetkę Borysa Jelcyna. W 1996 r. wkładka nabrała kolorów i wychodziła pod tytułem „Świat”. „PM” pojawił się jeszcze w 1998 r. ze stopką: Redaktor – Jerzy Tepli. Stali współpracownicy: Paweł Deresz, Jan Gadomski, Stanisław Głąbiński, Grzegorz Woźniak. Inicjatywa „Przeglądu” umarła śmiercią naturalną.
 
Grzegorz Woźniak (współpracownik WSI o ps. „CEZAR”) pełnił funkcję sekretarza redakcji „Przeglądu Międzynarodowego” do roku 1995 (wtedy został pełnomocnikiem kampanii telewizyjnej Aleksandra Kwaśniewskiego na urząd Prezydenta RP) i był według Raportu opłacany przez WSI z funduszu operacyjnego kwotą 1200 marek zachodnioniemieckich miesięcznie (zachowało się jego 18 pokwitowań).
 
Znamienny wywiad
 
W listopadzie 2007 r. Woźniak został zaproszony do udziału w programie radiowym RMF Konrada Piaseckiego, w którym omówił swoją współpracę z WSI. Ponieważ udzielony wywiad należy uznać jako unikalny, ze względu na szczerość wypowiedzi - przeto prawie w całości warto go zacytować.
 
Konrad Piasecki: Jak Grzegorz Woźniak został tajnym współpracownikiem Wojskowych Służb Informacyjnych o kryptonimie Cezar?

Grzegorz Woźniak: Nic nie wiem o kryptonimie Cezar, dlatego nie mogę odpowiedzieć na to pytanie.

Konrad Piasecki: A jak został tajnym współpracownikiem WSI?

Grzegorz Woźniak: Jeżeli pan chce w ten sposób nazwać, to proszę uprzejmie. To były lata 90-94, kiedy byłem bezrobotnym. Zwrócono się do mnie o pomoc przy redagowaniu pisma o tematyce międzynarodowej. Zacząłem współpracować z owym pismem i później się zorientowałem, że to pismo służyło do legalizacji jednego z funkcjonariuszy polskiego wywiadu wojskowego za granicą.

Konrad Piasecki: To pismo było założone przez Wojskowe Służby Informacyjne, czy ten współpracownik wywiadu był tylko jakimś elementem tego pisma?

Grzegorz Woźniak: Nie umiem panu powiedzieć, czy pismo było założone przez Wojskowe Służby Informacyjne, bo się ukazywało jako lege artis dodatek jednej z gazet regionalnych.

Konrad Piasecki: Pan podpisywał jakieś zobowiązania?

Grzegorz Woźniak: Nie.

Konrad Piasecki: A miał pan świadomość – wchodząc do tego pisma, że ono ma coś wspólnego z WSI?

Grzegorz Woźniak: Z czasem się zorientowałem, bo trudno się nie zorientować.

Konrad Piasecki: A jak się człowiek orientuje, że pismo ma coś wspólnego z WSI?

Grzegorz Woźniak: Przychodzą ludzie; widzę, co robią, czemu to służy – to jest cały szereg takich sygnałów, które z czasem robią się bardzo czytelne, i tyle.

Konrad Piasecki: Wtedy pan rozwiązał pan współpracę z tym pismem, czy ono upadło?

Grzegorz Woźniak: Pismo padło samo.

Konrad Piasecki: A jakiś oficer WSI oficjalnie z panem rozmawiał kiedykolwiek?

Grzegorz Woźniak: W sumie tak.

Konrad Piasecki: Ale przedstawił się: jestem oficerem Wojskowych Służb Informacyjnych?

Grzegorz Woźniak: Tak.

Konrad Piasecki: Czego chciał?

Grzegorz Woźniak: Upewnić się, czy będę to robił, czy będę w tej gazecie. Byłem.

Konrad Piasecki: Wiedząc, że ta gazeta ma takie właśnie drugie, podstawowe zadanie?

Grzegorz Woźniak: Że ma drugie zadanie.”


Należy zwrócić szczególną uwagę, na odpowiedź na pytanie zadane przez Piaseckiego, czy wchodząc do pisma Woźniak miał świadomość, że może ono mieć coś wspólnego z WSI. Woźniak odpowiada, cyt.: „Z czasem się zorientowałem, bo trudno się nie zorientować”, i dalej ciągnie cyt.: „Przychodzą ludzie; widzę, co robią, czemu to służy – to jest cały szereg takich sygnałów, które z czasem robią się bardzo czytelne, i tyle”. Na koniec Wożniak nie pozostawia słuchaczom żadnych wątpliwości co do podjęcia współpracy z WSI i świadomości faktu pełnej kontroli tej służby nad redagowanym przez niego pismem.

Według mojej oceny Paweł Deresz miał pełną świadomość swego udziału w przedsięwzięciu założonym przez WSI i realizowaniu zadań na rzecz tej służby.
 
--------------------------------------------------------------------------------------------
Andrzej Melak (rodzony brat poległego w Smoleńsku Stefana Melaka), w odpowiedzi na haniebną wypowiedź Deresza o śp. Lechu Kaczyńskim, który według Deresza miał rozpocząć podczas uroczystości w Katyniu kampanię prezydencka, wywołał publicznie Deresza i powiedział: „sprawdzam, i proszę, by te dowody wyłożył [Pan – przyp. autora] na stół. Proszę, by udowodnił, że prezydent chciał zacząć swoją kampanię na grobach zamordowanych przez NKWD oficerów. Niech dowiedzie, że mieli mu w tym pomóc zaproszeni goście, w tym mój brat”.
 
Opinia publiczna, ze swej strony winna domagać się z kolei od Pawła Deresza wyłożenia kart na stół, i szczerej oraz dogłębnej odpowiedzi na pytania o okoliczności jego możliwej współpracy z komunistycznym wywiadem wojskowym, a następnie z WSI.
 
Piotr Woyciechowski
Ekspert w sprawach działalności służb specjalnych. Autor wielu publikacji specjalistycznych. B. Wiceprzewodniczący Komisji Likwidacyjnej WSI oraz b. członek Komisji Weryfikacyjnej WSI.


http://niezalezna.pl/40093-tylko-u-nas- ... -biografia

* * * * * * * * * * * * * * * * * * * * * * * * *

To już trzy lata

Tragedia z 10 kwietnia 2010 roku pod Smoleńskiem stanowi cezurę w najnowszej historii Polski. Zginął w niej prezydent Lech Kaczyński wraz z małżonką oraz wielu innych wybitnych przedstawicieli życia publicznego w Polsce.

Wymowna jest symbolika tej wielkiej tragedii narodowej, gdyż delegacja polska leciała do Katynia, by oddać hołd oficerom Wojska Polskiego mordowanym z rozkazu Stalina. Najwyżsi przedstawiciele państwa polskiego, którzy zginęli 10 kwietnia 2010 roku, a więc 70 lat po ludobójstwie katyńskim i w miejscu tamtej kaźni, oddali życie za prawdę historyczną i Polskę.

Ta katastrofa jest wciąż żywą blizną. W najbliższych dniach ogromne rzesze Polaków szykują się do oddania hołdu ofiarom tragedii smoleńskiej.

Gołym okiem dostrzegalny jest brak zaangażowania rządu w uroczystości rocznicowe, a także działania, które mają wręcz zgasić pamięć o 10 kwietnia 2010 roku.

Celem socjotechnicznym rządzących oraz mediów sprzyjających władzy jest zepchnięcie na margines i ośmieszenie patriotów, którzy autentycznie przeżywają katastrofę i są zatroskani o Polskę.

Zwolennicy „kłamstwa smoleńskiego” mają najwyraźniej poczucie winy, bo dla odwrócenia uwagi od istoty sprawy, czyli nieujawniania prawdy o tej tragedii, używają propagandowej zbitki „sekta smoleńska”. To według nich zamyka sprawę, a przecież to już trzecia rocznica, która przypomina nam, że wrak i skrzynki nadal są w Rosji, mimo że Donald Tusk obiecywał, że wrócą.

Postępowanie władz polskich pod dyktando Moskwy doprowadziło do skompromitowania naszego kraju na arenie międzynarodowej. Przecież kłamliwy raport MAK powstał na zamówienie polityczne Kremla i został „sprzedany” światu jako prawda o tej tragedii.

Bardzo bolesna jest nieudolność rządzących, ich niekompetencja, uległość wobec strony rosyjskiej i całkowite oddanie jej inicjatywy. Ekipa Tuska od początku potraktowała katastrofę jak kradzież w garażu w Pikutkowie. W oficjalnym raporcie Millera są rażące błędy, np. dotyczące wysokości słynnej brzozy. Nie zostały rozstrzygnięte wątpliwości, co rodzi oczywiste pytanie, na ile raport jest prawdziwy. Strona polska główną winę za katastrofę wzięła na siebie. Jest to teza zbieżna z oficjalną wersją rosyjską propagandowo nagłaśnianą od pierwszych chwil po katastrofie.

Przez ostatnie trzy lata pamiętamy o prowokacjach i profanacji wokół krzyża na Krakowskim Przedmieściu. Pamiętamy kłamstwa Ewy Kopacz, pomylone ciała ofiar w trumnach… I nadal nie znamy pełnych okoliczności i przyczyn katastrofy. Nie żyją kluczowi świadkowie. Osoby, które ponoszą odpowiedzialność za organizację i zapewnienie bezpieczeństwa prezydentowi RP, jak były szef kancelarii premiera Tomasz Arabski czy były szef BOR gen. Marian Janicki, są dyskretnie usuwane w cień i zapewnia im się „miękkie lądowanie”.

Nic dziwnego, że Polacy są coraz bardziej sceptyczni wobec nachalnej i niedorzecznej propagandy, w której co chwila zmienia się wysokość brzozy.

Rząd sam jest sobie winien zaistniałej sytuacji, gdyż dla rozgrywek politycznych z opozycją stracił z pola widzenia długofalowe skutki swoich działań. Ta taktyka obróciła się przeciwko jej autorom, bo według badań tylko 24 proc. ankietowanych uznało, że katastrofa została wyjaśniona, a 60 proc. nie wierzy, by prawda została ujawniona. Rośnie też zdecydowanie liczba osób dopuszczających hipotezę zamachu – obejmuje ona ponad 1/3 respondentów. Niewątpliwie zatem tragedia smoleńska będzie jednym z wiodących tematów debaty publicznej w najbliższych latach.

http://naszdziennik.pl/mysl-felieton/28 ... -lata.html

____________________________________
Ojczyznę wolną pobłogosław Panie.


06 kwi 2013, 16:44
Zobacz profil
Fachowiec
Własny awatar

 REJESTRACJA14 wrz 2011, 21:56

 POSTY        1263
Post Re: Katastrofa smoleńska
Czego boją się kłamcy smoleńscy

Sprawa materiałów wybuchowych na wraku, dziesiątki nowych analiz wykonanych przez specjalistów, nieznani dotąd świadkowie, informacje dotyczące przebudowy i sprawdzenia pirotechnicznego Tu-154 przed wylotem – to kolejne przesłanki uzasadniające tezę o zamachu.


Ustalenia na temat katastrofy smoleńskiej, jakich dokonali niezależni eksperci z Polski i zagranicy oraz dziennikarze, wywołują coraz większy popłoch w szeregach utrwalaczy rosyjskiej wersji zdarzeń. Doszło do tego, że członkowie komisji Millera odmówili publicznej dyskusji z naukowcami, którzy ośmielili się podważyć oficjalne stanowisko władz w Moskwie i Warszawie. Mieli chyba zresztą rację: w ciągu ostatniego roku pojawiło się tyle nowych informacji podważających raporty MAK i komisji Millera, że żadnego z tych dokumentów nie da się już w jakikolwiek sposób obronić.

Materiały wybuchowe na wraku

Jeżeli katastrofa smoleńska była zwykłym wypadkiem – jak twierdzi Kreml, a za nim polski rząd i mainstreamowe media – to skąd na wraku znalazły się ślady substancji wybuchowych?

W marcu 2013 r. Stanisław Zagrodzki, krewny śp. Ewy Bąkowskiej, która zginęła w katastrofie smoleńskiej, opublikował wyniki laboratoryjnych badań pasa bezpieczeństwa z Tu-154, przeprowadzonych w USA. Analiza dokonana była pod kątem obecności substancji wybuchowych, gdyż wcześniejsze badanie detektorem wykazało, że na pasie znajdował się trotyl. Co mówią ostateczne rezultaty badań?

Wynika z nich, że na pasie, którym była przypięta pani Bąkowska, mogą być ślady DNT, związku będącego wynikiem rozkładu TNT. Byłoby to potwierdzenie tego, że na pokładzie TU-154 doszło do eksplozji materiału wybuchowego. Kompromituje to wszystkie osoby, które broniły dotąd rosyjskiej wersji katastrofy, i być może zmusi je wkrótce do wygłaszania karkołomnych tez, że na szczątkach wraku znalazł sie trotyl z I wojny światowej albo z poligonu, ulokowanego rzekomo przy lotnisku w Smoleńsku. Stąd tak brutalna i dezawuująca prokuraturę wojskową reakcja Rosjan, którzy przestraszyli się, że nie panuje ona nad sytuacją i chcą ją »przywołać do porządku«” – powiedział „Gazecie Polskiej” Antoni Macierewicz, przewodniczący zespołu parlamentarnego ds. katastrofy smoleńskiej.

Analogicznych analiz –  tyle że dotyczących próbek z wraku tupolewa pobranych w Smoleńsku jesienią ub.r. – dokonują od grudnia 2012 r. polscy biegli. Jak ujawniła „Gazeta Polska”, w pierwszych przebadanych próbkach stwierdzono obecność śladów trotylu. Wcześniej polscy biegli w Smoleńsku, posługując się detektorami, zbadali fragmenty wraku, a używane przez nich urządzenia wykazały, że na szczątkach Tu-154 znajduje się ten właśnie związek organiczny. Sensacyjne wyniki badań detektorami potwierdziły to, co mówili od dłuższego czasu eksperci współpracujący z zespołem parlamentarnym pod kierownictwem Antoniego Macierewicza. Doktor Grzegorz Szuladziński, który przygotował nawet osobny raport dotyczący hipotezy eksplozji, powiedział nam: „Za wybuchem przemawia m.in. duża liczba odłamków, czyli kilkucentymetrowych kawałków wraku, jakie odnaleziono na miejscu katastrofy. To typowy skutek działania materiałów wybuchowych. Obecności odłamków w tak ogromnej liczbie nie da się inaczej wytłumaczyć, chyba że uderzeniem w sztywną przeszkodę z wielką prędkością. W tym wypadku nie było jednak ani żadnej sztywnej przeszkody, ani wystarczająco dużej prędkości, bo samolot leciał ok. 270 km/h”.

Za hipotezą rozpadu samolotu nad ziemią przemawia też ujawniona przez „Gazetę Polską” – a potwierdzona przez polską prokuraturę wojskową – informacja dotycząca przerwania działania komputera pokładowego (FMS). Według danych zawartych w końcowym raporcie MAK – przestał on funkcjonować kilkanaście metrów nad poziomem lotniska, o godz. 10:41:05. Podane przez MAK współrzędne miejsca, w którym rozbił się samolot, i współrzędne zatrzymania się komputera pokładowego FMS dzieli ok. 140 m, choć powinno to być to samo miejsce. Ważna jest też odległość od miejsca pierwszego uderzenia w ziemię. Gdy nastąpił zanik zasilania FMS, polski Tu-154 znajdował się około 60 m przed miejscem pierwszego zderzenia z gruntem i około 600 m od progu pasa.

Nowi świadkowie

Rok temu nie wiedzieliśmy jeszcze jednego: że aż 24 świadków katastrofy smoleńskiej przedstawia wersję wydarzeń, która całkowicie odbiega od oficjalnych ustaleń zawartych w raportach MAK i komisji Millera. W tej liczbie są także nowi świadkowie, którzy wystąpili w filmie „Anatomia upadku” Anity Gargas. Czy świadectwa tylu ludzi można uznać za konfabulacje?

Zespół Parlamentarny zebrał dotychczas relacje 67 świadków katastrofy. Spośród nich 24 osoby z pewnością widziały lub słyszały zjawiska świadczące o eksplozji w powietrzu. Były to dźwięki eksplozji i/lub rozbłysk ognia, pojawienie się kuli ognia oraz/lub rozpadanie się samolotu w powietrzu (najczęściej relacje te wskazują na odpadnięcie ogona samolotu przed jego ostatecznym upadkiem na ziemię, trzy relacje dotyczą odpadnięcia skrzydeł, a dwóch świadków mówi o wirujących blachach, spadających na drzewa i na ziemię). Spośród pozostałych świadków większość (32) wskazuje, że słyszała nienaturalne dźwięki silników określane najczęściej jako „huki i trzaski” lub dźwięk „kosmiczny”, „wysoki”, „świszczący”, „przerywany” – powiedział nam Antoni Macierewicz, przewodniczący Zespołu Parlamentarnego ds. Wyjaśnienia Przyczyn Katastrofy Smoleńskiej.

Co ciekawe – Naczelna Prokuratura Wojskowa odmówiła „Gazecie Polskiej” odpowiedzi na proste pytanie, czy ma zeznania bezpośrednich świadków katastrofy smoleńskiej, którzy potwierdzają wersję MAK i komisji Millera. Odmowa odpowiedzi na tak oczywiste i ogólne pytanie każe podać w wątpliwość to, czy jest choćby jeden taki świadek.

Kto podważa wersję znaną z raportów rządowych? Choćby Nikołaj Szewczenko, kierowca, który prowadząc autobus z Pieczerska do Smoleńska, widział ostatnie sekundy przelatującego nad drogą Tu-154. Jechał, jak mówił, ulicą Kutuzowa, kiedy usłyszał ryk silników samolotu. Wówczas gwałtownie zahamował i obserwował zdarzenie przez okno autobusu. Szewczenko podkreślił, że tupolew przeleciał nad ulicą w Smoleńsku w pozycji normalnej, a nie odwróconej – kołami w górę.

Przypomnijmy, że według raportów MAK i komisji Millera polski samolot jeszcze przed drogą uderzył w brzozę, która miała urwać mu kawałek skrzydła, po czym obrócił się na bok, a potem kołami w górę – w tej pozycji rzekomo przeleciał nad ulicą.

Anita Gargas dotarła też do motocyklisty, Siergieja Mikiszanowa, który był widoczny na zdjęciach z 10 kwietnia 2010 r. Gdy wydarzyła się katastrofa, był przy swoim garażu, opodal miejsca tragedii. Powiedział o gwałtownie milknącym dźwięku silnika i olbrzymiej liczbie małych części samolotu, które spadły na ziemię w miejscu, gdzie według zespołu parlamentarnego Antoniego Macierewicza miało dojść do wybuchu w Tu-154.

Spadające kawałki samolotu widział także pracownik pobliskiego zakładu produkcyjnego, jeszcze przed szosą, za którą rozbił się tupolew. – Spojrzałem w górę, a wszystko leci w powietrzu, choć wysokość nieduża, elementy duraluminium – mówił.

http://niezalezna.pl/40113-czego-boja-s ... -smolenscy

* * * * * * * * * * * * * * * * * * * * * * * * *

Rosyjskie filmy pokazują eksplozję

„Nowe Państwo”  publikuje materiały zespołu parlamentarnego ds. katastrofy smoleńskiej potwierdzające, że Tu-154M został zniszczony przez eksplozję, prawdopodobnie na krótko przed samym upadkiem samolotu na ziemię. Jak się okazuje, obok licznych relacji świadków istnieją też filmy pokazujące, że do wybuchu doszło przed uderzeniem samolotu w ziemię.


Szczególnie cennym świadectwem są trzy krótkie filmy RIA NOWOSTI wyemitowane tylko raz, 10 kwietnia 2010 r. Zawierają one materiał pokazujący zdjęcia miejsca katastrofy, fragmentów zniszczonego samolotu, relacje świadków oraz – co najważniejsze – symulację przebiegu katastrofy.

Rosja ujawnia prawdę

Filmy, które dotarły do zespołu parlamentarnego, to trzy wersje językowe zbliżonego treściowo materiału. Wszystkie oznaczone są logo RIA NOWOSTI z napisem wykonanym charakterystycznym krojem czcionki  rosyjskiej agencji:  „Russian news & information agency”. Tekst komentarzy czytany  jest przez lektorów tejże agencji. Zespół dysponuje wersjami rosyjską, niemiecką i angielską. Wszystkie one powtarzają te same tezy zasadnicze: że choć oficjalne władze mówią o czterech podejściach do lądowania, to świadkowie widzieli tylko jedną próbę, że zamglenie było nieznaczne i nie mogło być  przyczyną tragedii, że przed katastrofą słychać było trzaski i huki. Lot Tu-154M był mało stabilny, samolot przechylał się raz na jedno, raz na drugie skrzydło.

Jako przyczynę katastrofy świadkowie podają upadek, w trakcie którego samolot niszczył napotkane drzewa i nie wspominają o odłamaniu skrzydła etc.  Sensacją jest to, że w wersji angielskiej i rosyjskiej filmu jednym z wypowiadających się jest Igor Balajew, przedstawiony  przez komentatora jako zastępca szefa Komitetu Śledczego Federacji Rosyjskiej na obwód smoleński.

Katastrofa czy zamach?

I najważniejsze – w każdym z filmów częścią zasadniczą jest symulacja przebiegu katastrofy pokazująca eksplozję samolotu w powietrzu, nad lasem w okolicach szosy Kutuzowa. Oczywiście, mamy do czynienia z symulacją, a nie z dokumentalnym zapisem filmowym. Ale znaczy to jedno – ktoś na szczeblu centralnym, po przeanalizowaniu informacji doszedł do wniosku, że prawda o katastrofie jest właśnie taka i postanowił w trybie natychmiastowym tę prawdę upowszechnić na całym świecie.  

Krótki, trwający 1,41 s  film,  to materiał znakomicie nadający się do zaprezentowania w wiadomościach telewizyjnych. Ważne, iż został wyprodukowany w trzech wersjach językowych – w językach państw szczególnie zainteresowanych sytuacją w Polsce i w Rosji – po angielsku i po niemiecku. Mówiąc krótko – zadbano, by ta właśnie wersja stała się podstawą sposobu postrzegania tragedii smoleńskiej przez cały świat.

Autorem tej decyzji musiał być oczywiście ktoś na samych szczytach kremlowskiej władzy. Inaczej bowiem, RIA NOWOSTI – oficjalna agencja rosyjska – nigdy by tego nie zrobiła. Ostatecznie jednak, mimo determinacji i wysiłku, jaki początkowo włożono w upowszechnienie tej informacji, relacja pokazująca zbliżony do prawdy przebieg wydarzeń została przez Rosję odrzucona. Skoncentrowano się na kłamstwie smoleńskim – czterech podejściach do lądowania, winie pilotów i pancernej brzozie. Prawdę zepchnięto do podziemia i stała się obiektem zinstytucjonalizowanej agresji. Ale przywołane filmy są dowodem na to, iż 10 kwietnia 2010 r. była szansa na uczciwe badanie smoleńskiej tragedii.
http://vod.gazetapolska.pl/node/3759?ut ... mpaign=vod

http://niezalezna.pl/40118-rosyjskie-fi ... -eksplozje

* * * * * * * * * * * * * * * * * * * * * * * * *

Antysmoleńska sekta

Kilka lat temu po środowisku dziennikarskim krążyła taka oto anegdota:


Agora, wydawca „michnikowego szmatławca” przed wejściem na giełdę zwróciła się o audyt do renomowanej kancelarii w Stanach Zjednoczonych wysyłając jej informacje na temat koncernu oraz profilu „michnikowego szmatławca”. Odpowiedź kancelarii do Agory była krótka: Nie zajmiemy się państwa firmą. Przykro nam, ale sekt nie obsługujemy.

Ile prawdy jest w tej historii – nie wiadomo. Nikt jej nigdy nie zdementował, ale biorąc pod uwagę to, jak „GW” i związane z nią media zachowują się w sprawie katastrofy smoleńskiej nie sposób oprzeć się wrażeniu, że mamy to czynienia z sektą, która wbrew faktom chce kreować rzeczywistość.

Ściek z Czerskiej

Przed trzecią rocznicą tragedii narodowej, jaką była katastrofa 10 kwietnia 2010r., antysmoleńska sekta przypuściła frontalny atak. Gdy skończyły się argumenty, zaczęły się inwektywy. Wystarczy poczytać kilka felietonów z ostatnich dni głównych propagandystów „GW”, by się przekonać, jak gazeta, która ma na sztandarach hasło „tolerancja” traktuje tych, którzy ośmielili się myśleć inaczej i mają własne zdanie. Publicyści z Czerskiej chcą stworzyć swoiste getto, w którym najchętniej zamknęliby wszystkich, którzy chcą się dowiedzieć o tym, co rzeczywiście stało się trzy lata temu w drodze do Katynia. Ci, którzy walczą kłamstwem smoleńskim mają być napiętnowani, wyśmiani i wyszydzeni. Mam jednak przykrą wiadomość dla spadkobierców idei i metod Komunistycznej Partii Polski: tak jak się nie udało zakłamać i zohydzić żołnierzy wyklętych, tak nie uda się pogrzebać prawdy o Smoleńsku. Teraz, po trzech latach stało się jasne, że jest to po prostu już niemożliwe.

Frontalny atak na wyprodukowany przez „Gazetę Polską” film „Anatomia upadku” oraz na jego autorkę Anitę Gargas odkrywa słabość propagandystów z Czerskiej. Najbardziej aktywna w tej materii Agnieszka Kublik jest banalnie przewidywalna. Wiadomo, że będzie do końca walczyć, by TVP nie wyemitowała „Anatomii upadku” posługując się przy tym zgranymi „autorytetami” oraz językiem znanym z „Żołnierza Wolności” z czasów PRL-u. Nie ma w tym zaskoczenia – wystarczy przeczytać jej wywiad z komunistycznym dyktatorem Czesławem Kiszczakiem.

Metody, po jakie sięgają wyznawcy antysmoleńskiej sekty są na poziomie kloacznych wersetów. Bo czymże innym jest wywiad Kublik z „artystami” którzy kpią ze śmierci 96 osób? Nie ma znaczenia, że jest to uderzenie w podstawowe wartości – liczy się efekt buta, kopa, poniżenia przeciwnika. Za wszelka cenę. Ale jest już za późno - coraz bardziej widać śmieszność i bezradność wyznawców smoleńskiego kłamstwa z Czerskiej. I manipulacje – bo czymże jest przedstawianie „oburzonego” profesora Żylicza, który krytykuje „Anatomię upadku” bez podania informacji, że był on członkiem skompromitowanej komisji Jerzego Millera, która miała wyjaśnić przyczyny katastrofy a zafundowała nam zestaw smoleńskich kłamstw?

Tusk na baczność

Pohukiwania propagandystów przybierają na sile im bliżej do trzeciej rocznicy katastrofy. Redaktor Maciej Stasiński rano nawołuje do wparcia przez rząd nieistniejącego zespołu Macieja Laska, członka zespołu Millera, a po południu TVN 24 wypuszcza „niusa”, że oto rząd wesprze finansowo zespół Laska. Na jakiej podstawie prawnej? Nie wiadomo. Premier polskiego rządu deklaruje wsparcie dla zespołu, który „ma wyjaśnić Polakom materiały o Smoleńsku”. Ten przekaz pokazuje, w jaki sposób Donald Tusk traktuje naród i jak w lot rozumie polecenia płynące z Czerskiej. Naród to nierozumna masa, która sama nie jest w stanie nic pojąc i trzeba „tłumaczyć” a na apele z „GW” trzeba zareagować, bo przecież życzliwość gazety Adama Michnika na pstrym koniu jeździ.

Furda z tym, że coraz więcej osób dopuszcza możliwość, że Smoleńsku mogło dojść do zamachu. Nie jest ważne, że setki tysięcy Polaków każdego 10 dnia miesiąca czczą pamięć tych, którzy zginęli w Smoleńsku. Najważniejsze dla Donalda Tuska jest spełnienie woli wyznawców antysmoleńskiej. Czy kiedykolwiek TVN, „michnikowy szmatławiec”, przedstawiciele polskiego rządu z premierem na czele przeprosili za smoleńskie kłamstwa? Gdzie jest chociażby cień skruchy za „Pijanego generała Błasika w kokpicie”, „ Jak nie wyląduję to mnie zabije” i temu podobne bzdury? Gdzie jest obiecana interwencja premiera Donalda Tuska i ministra spraw zagranicznych Radosława Sikorskiego w organizacjach międzynarodowych, które sprostowałyby kłamstwa z raportu MAK Tatiany Anodiny? Już dziś wiadomo, że takiej interwencji nie będzie. Zamiast tego mamy rejteradę premiera Tuska do Nigerii i bajdurzenie ministra spraw zagranicznych o gruszkach na wierzbie czyli o możliwościach objęcia jakichś stanowisk w UE przez Tuska et consortes.

Porażka Michnika

Wyznawcy antysmoleńskiej sekty przez ostatnie trzy lata gorliwie zajmowali się kreowaniem wyimaginowanych przyczyn katastrofy. Nie sposób zapomnieć o skandalicznym wywiadzie Bronisława Komorowskiego dla TVP w 2011r. kiedy to na kilka dni przed publikacją przez Rosjan kłamliwego raportu MAK wspomógł „ekspertów” Kremla twierdząc, że „W katastrofie smoleńskiej najważniejsze było to, że podjęto próbę lądowania w warunkach klimatycznych braku widoczności, w których absolutnie ta zamiennik lądowania nie powinna mieć miejsca. Niestety, w moim przekonaniu sprawa jest w sposób arcybolesny prosta”.

Mimo tych zabiegów i „tłumaczeniu” Polakom, co się stało w Smoleńsku tylko 24 procent naszych obywateli ( sondaż z lutego SMG/KRC dla RMF) uważa, że sprawa katastrofy smoleńskiej została już wyjaśniona, a 36 procent dopuszcza możliwość zamachu ( sondaż SMG /KRC dla TVN24 z października ubiegłego roku). Z kolei sondaż CBOS z marca tego roku pokazuje, że z każdym miesiącem w Polsce przybywa osób, które uważają, że rządowy TU-154 rozbił się w Smoleńsku w wyniku zamachu, ubywa natomiast osób, które wykluczają tę możliwość – rok wcześniej możliwość zamachu dopuszczało 18 procent badanych ( sondaż TNS dla „GW”), natomiast w 2011 taką możliwość dopuszczało 8 procent respondentów ( sondaż TNS dla „Polityki” ).

Te wyniki tłumaczą, dlaczego panika, która zapanowała na Czerskiej staje się coraz bardziej zrozumiała. Wyznawcy antysmoleńskiej sekty i smoleńskiego kłamstwa już wiedzą, że odnieśli propagandową klęskę. Na nic się zdały wywody Janiny Paradowskiej, Wojciecha Maziarskiego, Agnieszki Kublik, Piotra Stasińskiego itd. By pojąć rozmiar tej klęski wystarczy obejrzeć relacje z otwartej dla publiczności debaty na temat katastrofy, która się dobyła w siedzibie michnikowego szmatławca przy ul Czerskiej w lutym tego roku. W charakterze eksperta wystąpił m.in Maciej Lasek oraz kilku ekspertów z komisji Millera. W trakcie zadawania pytań przez publiczność widać było bezradność ekspertów, panikę prowadzącej Agnieszki Kublik i wściekłość Adama Michnika, który chyba jako pierwszy zrozumiał, że właśnie uczestnicy w totalnej porażce. Bo gdy przyszło do dyskusji na argumenty okazało się, że eksperci komisji Millera ich nie mają. Co więc teraz mają tłumaczyć Polakom ( jak zapowiedział premier Tusk?) Na ile uległa zmianie wiedza Macieja Laska od czasu debaty na Czerskiej? Strona rządowa nie ma przecież żadnych nowych badań, żadnych nowych ustaleń. Właśnie dowiedzieliśmy się, że za publiczne pieniądze powstanie komisja do spraw propagandy. Jeżeli będzie ona działała tak jak wcześniej komisja Millera ( a wszystko na to wskazuje) to z góry wiadomo, że zajmie się ona m rosyjskiej wersji katastrofy. A w nią wierzą już tylko wyznawcy antysmoleńskiej sekty.

http://niezalezna.pl/40119-antysmolenska-sekta

* * * * * * * * * * * * * * * * * * * * * * * * *

Tak słabego raportu jeszcze nie widziałem

– Nie spotkałem się jeszcze z sytuacją, w której większość zdjęć w oficjalnym raporcie wykonana została przez osobę, która nie jest ekspertem lotniczym. A przecież zdjęcia rosyjskiego blogera wykorzystane w raporcie Millera potraktowane zostały jako jeden z najważniejszych dowodów na oficjalną wersję katastrofy – mówi dr. inż. Bogdan Gajewski w rozmowie z „Gazetą Polską”.

Polski minister spraw zagranicznych powiedział jakiś czas temu, że wrak Tu-154 nie przedstawia wartości dowodowej. Jak Pan – ekspert lotniczy z 25-letnim doświadczeniem – ocenia te słowa?

Świadczą one – mówiąc najdelikatniej – o nieznajomości tematu. Badanie wraku to jedna z podstawowych czynności, jakie wykonuje się w celu ustalenia przyczyn katastrofy lotniczej. Jestem zdumiony, że minister Sikorski wypowiedział się w ten sposób. Gdyby wrak wrócił do Polski, można by przecież dokonać jeszcze rekonstrukcji samolotu, oczywiście częściowej, która pomogłaby znaleźć odpowiedź na pytanie, co stało się w Smoleńsku. Pamiętam sytuację, gdy przyczynę wypadku ustaliliśmy dzięki zbadaniu małego przepalonego kółeczka wielkości 3 mm.

Członkowie komisji Millera nie badali jednak wraku. Czy dlatego powiedział Pan niedawno, że raport Millera odbiega poziomem nawet od jednego z raportów wenezuelskich, przygotowanego przez ludzi Hugo Chaveza?
Nie trzeba sięgać aż do Wenezueli. Wystarczy porównać raport Millera z dokumentem przygotowanym po głośnym incydencie lotniczym na lotnisku w Warszawie, kiedy kapitan Wrona lądował awaryjnie na Okęciu Boeingiem 767. Pod względem technicznym i metodyki opisu raport z tego drugiego zdarzenia został znacznie lepiej przygotowany, choć dotyczył przecież wypadku, w którym nikt nie ucierpiał. Tymczasem w raporcie Millera brakuje fundamentalnych elementów: nie ma nic o autopsjach, o sposobie rozpadu samolotu. Dokument podsumowujący dochodzenie powypadkowe powinien też zawierać opis zniszczenia foteli w poszczególnych częściach tupolewa, ale tych informacji również nie sposób się doszukać w raporcie komisji Millera.

Czy niski poziom tego raportu wynika ze złej woli jego autorów, czy raczej z ich niekompetencji? Przed 2010 r. członkowie komisji Millera nie badali tak wielkich katastrof, więc może to sytuacja ich przerosła...
Trudno mi oceniać, czy autorzy raportu kierowali się złą wolą. Raczej byłbym skłonny powiedzieć, że zdawali sobie sprawę z poziomu dokumentu, który napisali. Ci sami ludzie, którzy sporządzili raport końcowy, przygotowali przecież wcześniej uwagi do raportu MAK. To było 148 stron bardzo rzetelnie sformułowanych komentarzy, pytań oraz sprostowań do raportu rosyjskiego. Ich kolejność i techniczne opracowanie świadczyły o sporych kompetencjach autorów. Ten kontrast – między uwagami do raportu MAK a raportem komisji Millera – jest tak duży, że na początku miałem wrażenie, że oba dokumenty były dziełem innych ludzi.

Czy złą wolą należy tłumaczyć ukrycie w raporcie Millera ostatniego alarmu TAWS?
Na ostatnim posiedzeniu parlamentarnego zespołu ds. katastrofy smoleńskiej, którego jestem ekspertem, nazwałem zachowanie komisji Millera w tej sprawie „nieetycznym”. Jest to, niestety, najuprzejmiejsze słowo, jakiego można by użyć, komentując to, co zrobili członkowie rządowej komisji. Celowo jednak wybrałem właśnie to określenie, bo w Stanach Zjednoczonych i Kanadzie nieetyczne działania danej osoby wykluczają ją z grona ekspertów badających katastrofy lotnicze. W Kanadzie członkowie komisji badania wypadków lotniczych cieszą się autorytetem i zaufaniem podobnym do tego, jakim darzy się sędziów Sądu Najwyższego, a ich postawa moralna to jeden z najistotniejszych wyznaczników tego autorytetu. Od ekspertów lotniczych wymaga się – podobnie jak od lekarzy – czegoś więcej niż tylko kwalifikacji zawodowych.

A zatem jest mało prawdopodobne, by w kanadyjskim raporcie z katastrofy lotniczej zamieszczono zdjęcia, które skopiowano od prywatnej osoby bez jej zgody? Bo przecież większość fotografii w raporcie Millera skopiowano ze strony internetowej bez zgody autora, rosyjskiego blogera Siergieja Amielina.
Nie jestem od oceniania tego, czy taki czyn kwalifikuje się jako pospolita kradzież. Tu mamy do czynienia z poważniejszym problemem. Badam wypadki lotnicze od 1989 r. i nie spotkałem się jeszcze z sytuacją, w której większość zdjęć w oficjalnym raporcie wykonana została przez osobę, która nie jest ekspertem lotniczym. A przecież zdjęcia rosyjskiego blogera wykorzystane w raporcie Millera potraktowane zostały jako jeden z najważniejszych dowodów na oficjalną wersję katastrofy. Nikt nie sprawdzał, kiedy, gdzie i w jakich okolicznościach zostały wykonane. Po prostu skopiowano je z internetu. Jest to sytuacja niedopuszczalna. Dodam, że w swojej karierze zawodowej spotkałem się tylko raz z podobnym przypadkiem, gdy wykonałem – w zastępstwie fotografa z komisji badania wypadków – zdjęcia elementów wraku przywiezionych do hangaru. Był to dzień, w którym ustalono przyczynę incydentu, wszyscy byli podekscytowani i fotograf po prostu zapomniał o wykonaniu swoich obowiązków. Ale zanim moje zdjęcia zostały dopuszczone przez komisję (nie byłem jej członkiem), odbyła się na ten temat debata, a pozytywną decyzję podjęto tylko dlatego, że jestem ekspertem lotniczym i byłem tam jako przedstawiciel Ministerstwa Transportu. Trzymano się po prostu procedur, które zupełnie zlekceważono w przypadku katastrofy smoleńskiej.
 
dr inż. Bogdan Gajewskispecjalista od badania wypadków lotniczych, starszy inżynier w kanadyjskiej agencji rządowej National Aircraft Certification. Członek ISASI (International Society of Air Safety Investigators), stowarzyszenia zrzeszającego ekspertów badających katastrofy lotnicze z całego świata (ok. 1200 członków). Do ISASI można zostać przyjętym z rekomendacji dwóch członków stowarzyszenia i po udokumentowaniu udziału w badaniach minimum dziesięciu katastrof lotniczych.

http://niezalezna.pl/40122-tak-slabego- ... -widzialem

* * * * * * * * * * * * * * * * * * * * * * * * *

Kolejny pseudoautorytet: hipoteza zamachu to info-rozrywka

Oficjalnie ogłoszone przyczyny katastrofy smoleńskiej to prozaiczne, suche dane. Bardziej sensacyjne wersje lepiej się sprzedają, zwłaszcza gdy emocje są silne i trudno weryfikować wszystkie dane - powiedział w rozmowie z PAP socjolog i medioznawca, prof. Tomasz Goban-Klas z UJ. "Autorytet" ten prawie ćwierć wieku był członkiem PZPR ( 1967 - 1990 ) oraz - jak wynika z zachowanych w IPN dokumentach - był zarejestrowany jako tajny współpracownik wywiadu PRL.


- Ludzie widzieli obrazy rozbitego samolotu z flagą, przywodzące skojarzenie, jakby to Polska się rozbiła, rzesze opłakujących, trumny, a przede wszystkim krzyże, kwiaty i znicze. To były zaduszki narodowe, przesunięte na kwiecień. Myślę, że to był rekord świata w intensywności zbiorowego, zmediatyzowanego żalu - ocenia dziś reakcje Polaków na katastrofę smoleńską Goban-Klas.

- Późniejszych reakcji społeczeństwa doszukiwałbym się właśnie w tym pierwszym uczuciu niedowierzania. Zdumienie, że coś takiego się mogło stać z takim samolotem i z takimi ludźmi - to jest chyba źródło tej zakorzenionej irracjonalności. Pierwszą myślą było, że im to nie powinno się zdarzyć. Gdyby to był zwykły samolot albo wypadek na mniejszą skalę, to łatwiej byłoby to wytłumaczyć jako katastrofę, czyli zdarzenie o charakterze losowym - mówi socjolog.

Według Gobana-Klasa alternatywne przekazy (wśród nich teorie spiskowe, miejskie legendy i różne hipotezy niepoparte dowodami) przekazywane są w sposób właściwy dla popkultury, łatwiejszy i bardziej zgodny z temperaturą emocji niż suchy, oficjalny strumień informacji, więc zyskują większy posłuch. - Ja to ujmuję w kategoriach info-rozrywki. Niby to jest informacja, ale ona musi być jak doku-drama, fabularyzowana i pełna emocji - tłumaczy medioznawca.

Przypominamy więc depeszę Polskiej Agencji Prasowej, którą trudno posądzić o szerzenie teorii spiskowych, z 2005 r.:
Pierwszy świadek, były funkcjonariusz wywiadu, zeznawał za zamkniętymi drzwiami Sądu Lustracyjnego na procesie Tomasza Gobana-Klasa, b. wiceministra edukacji i b. członka Krajowej Rady Radiofonii i Telewizji. Rzecznik Interesu Publicznego podejrzewa Gobana-Klasa o "kłamstwo lustracyjne".
Jedyne, co oficjalnie wiadomo o tym przesłuchaniu, bo powiedział o tym sąd w jawnej części rozprawy, to to, że świadek zeznał, iż wywiad PRL interesowały nie tylko informacje tajne z zagranicy, ale także te powszechnie dostępne.
To oświadczenie ma znaczenie dla linii obrony lustrowanego, który twierdzi, że między nim a organami bezpieczeństwa PRL była współpraca pozorna. Lustrowany utrzymuje, że dostarczał wywiadowi tylko informacje powszechnie dostępne na Zachodzie, nie zaś tajne i to - według Gobana-Klasa - pozwoliło mu napisać w oświadczeniu lustracyjnym, że nie był współpracownikiem służb specjalnych PRL. [...] W aktach sprawy lustracyjnej są dwa sprawozdania napisane odręcznie przez lustrowanego (co sam przyznał mówiąc, że podawał w nich informacje nieistotne i powszechnie dostępne), a także kilka innych opracowań napisanych na maszynie.
W listopadzie 2005 r. Sąd Lustracyjny umorzył proces Tomasza Gobana-Klasa. Sąd uznał, że w chwili, gdy składał on oświadczenie lustracyjne, wywiad jako taki nie podlegał lustracji.


W latach 1967-1990 Goban-Klas był członkiem partii komunistycznej. W 1986 r. został przez totalitarny reżim odznaczony Krzyżem Kawalerskim Orderu Odrodzenia Polski.

http://niezalezna.pl/40127-kolejny-pseu ... o-rozrywka

* * * * * * * * * * * * * * * * * * * * * * * * *

Tusk brnie w kłamstwa - przypominamy więc 1 września 2009 r.

Za każdym razem, gdy wraca temat rozdzielenia przez Donalda Tuska i Władimira Putina, posłowie Platformy i sam Donald Tusk zaprzeczają, jakoby szczegóły wizyty były ustalane już podczas wizyty premiera Rosji w Sopocie - 1 września 2009 roku. Po zajrzeniu do archiwum strony Platformy Obywatelskiej okazuje się jednak, że to sama PO „chwaliła się” tym, że „Katyń już był tematem rozmowy premierów Polski i Rosji podczas ich ubiegłorocznego, wrześniowego spotkania w Sopocie".

 
Oto, jak 20 kwietnia 2012 r. „żartobliwie” relacjonował swoją rozmowę z premierem Rosji Władimirem Putinem Donald Tusk:
 
Podczas spotkania na molo rozmowa była dość krótka i głównie pokazywałem wówczas premierowi Putinowi, gdzie mieszkam, i trasę, którą często przebiegam jako jogger, pytaliśmy także siebie nawzajem, jak wygląda kwestia życia prywatnego w kontekście ochrony. Premier Putin m. in. powiedział, że jego ochrona siedzi u niego w kuchni, ja mówiłem, że ja mam zdecydowanie większy komfort, bo mam większą swobodę.
 
Jak podkreślał wtedy Donald Tusk, „na tym się wyczerpała ta tajna rozmowa na molo zaimprowizowana przez nas tylko po to, żeby móc pokazać delegacji rosyjskiej, jak Sopot i Bałtyk wygląda z perspektywy mola”. Szef rządu oczywiście nie mógł powstrzymać się od zaatakowania opozycji. - Ja wiem, że tych, którzy uważają, że polityka polega na konspiracjach, spiskach, zabójstwach i zamachach, ta wersja prawdopodobnie nie usatysfakcjonuje i ubolewam nad tym - rzucił.

Warto więc w tym kontekście oddać głos samemu rzecznikowi rządu, którego 4 lutego 2010 r. cytowała Platforma na swojej stronie internetowej.

Obrazek

W tekście pt. „O Katyniu rozmawiano już wcześniej” czytamy, że Paweł Graś 3 lutego 2010 r. po telefonie Wladimira Putina chwalił się, że Katyń był tematem rozmowy premierów Polski i Rosji już „podczas ich ubiegłorocznego, wrześniowego spotkania w Sopocie”.
 
- Te ustalenia, te rozmowy, które miały miejsce, w ten sposób się zmaterializowały - podkreślał rzecznik rządu. Jak czytamy na stronie Platformy, „Graś podkreślił, że to była inicjatywa obu panów premierów”. Z dzisiejszej perspektywy możemy zrozumieć, dlaczego w projekcie „obu panów” prezydent Lech Kaczyński „przeszkadzał”.

http://niezalezna.pl/40135-tusk-brnie-w ... nia-2009-r

* * * * * * * * * * * * * * * * * * * * * * * * *

Jeden z komentarzy pod artykułem:
http://wpolityce.pl/artykuly/50773-kurs ... ziom-mozgi

Eksperyment przeprowadzony przez telewizję brytyjską Channel IV pokazuje, co się dzieje z samolotem i pasażerami po uderzeniu w ziemię, z prędkością 140 mph (225 km/h - to prędkość podobna do tej, którą miał spadając, rządowy Tu 154 w Smoleńsku).

W tym celu stacja kupiła nieużywany samolot Boeing 727, prototyp Tu-154m. W trakcie eksperymentu Boeing rozbił się, każdy element lotu został zbadany dzięki aparaturze zainstalowanej na pokładzie.

Pilot James Slocum, wyskoczył na spadochronie, na wysokości ok. 800 m nad ziemią, a samolot był prowadzony ku zderzeniu z ziemią, zdalnie sterowany z lecącego powyżej samolotu Cesna. Wszystko to, działo się na pustyni Sonoran w Meksyku. W eksperymencie, który miał miejsce pod koniec kwietnia 2012 roku, brali udział naukowcy zajmujący się lotnictwem i badaniem wypadków lotniczych. Bliźniaczy do Tu-154m samolot był wypełniony po brzegi aparaturą i sprzętem badającym wszystkie parametry istotne dla poprawy bezpieczeństwa lotów. W samolocie umieszczono także, podłączone do aparatury badawczej - manekiny, by zbadać jak zachowuje się ludzkie ciało w takich katastrofach, jakie obrażania są możliwe i jaka jest śmiertelność. Był to pierwszy taki eksperyment od kilkudziesięciu lat.

Dla nas wyniki tego eksperymentu mogą być są ważne, bo Rosjanie tworząc Tu-154 skopiowali konstrukcję właśnie Boeinga 727. Eksperyment na Boeingu może więc zbliżyć nas do wyjaśnienia, co mogło stać się z Tu-154M w Smoleńsku. (Poniżej film z eksperymentu)

http://www.youtube.com/watch?v=AporKhFp7aw

Boeing 727 w trakcie eksperymentu przełamał się tylko na dwie części, a 78 % osób. czyli ponad 3/4, powinno przeżyć takie zderzenie samolotu z ziemią.

____________________________________
Ojczyznę wolną pobłogosław Panie.


08 kwi 2013, 01:07
Zobacz profil
Avatar użytkownika

 REJESTRACJA19 lut 2008, 14:23

 POSTY        429
Post Re: Katastrofa smoleńska
Do posłuchania - nie dla durnych, polskojęzycznych moskali.

http://www.youtube.com/watch?v=Pwruyuhb ... r_embedded


09 kwi 2013, 00:29
Zobacz profil
Fachowiec
Własny awatar

 REJESTRACJA14 wrz 2011, 21:56

 POSTY        1263
Post Re: Katastrofa smoleńska
Specjalnie dla niezalezna.pl: Wiesław Binienda i Maria Szonert o katastrofie smoleńskiej

Osoby angażujące się w obywatelskie śledztwo smoleńskie są systematycznie oczerniane i dyskredytowane w oczach polskiej opinii publicznej przez rządowe media oraz komisję Millera - piszą prof. Wiesław Binienda i mecenas Maria Szonert w tekście podsumowującym dotychczasowe ustalenia po trzech latach od katastrofy smoleńskiej.


Trzecia rocznica katastrofy smoleńskiej to ważny moment dla Polaków. Mamy za sobą całą serię bolesnych doświadczeń rodzin oraz kompromitacji organów państwa w tej sprawie.

Dopiero z perspektywy czasu można lepiej zrozumieć znaczenie tragedii smoleńskiej, jej kontekst, przyczyny i skutki. Pierwszą rocznicę tej tragedii obchodziliśmy w szoku po upokorzeniu doznanym w wyniku ustaleń raportu MAKu, ale z nadzieją, że Polska odpowie na rosyjskie zarzuty i zniewagę. Drugą rocznicę smoleńską obchodziliśmy w szoku po raporcie komisji Millera, która zgodnie z wytycznymi Rosji zignorowała swoje własne wcześniej zgłoszone uwagi i powieliła raport MAKu. Dopiero dziś, po dogłębnej analizie obu raportów oraz po ciosach zadanych przez polską prokuraturę zarówno samemu śledztwu jak i rodzinom ofiar, pełen obraz tragedii smoleńskiej zaczyna być czytelny. Dopiero w trzecią rocznicę katastrofy mamy pełną jasność, że śledztwo rosyjskie zostało przeprowadzone z pogwałceniem podstawowych norm badania wypadków lotniczych, że śledztwo polskie opierało się na rosyjskim nierzetelnym śledztwie, że rząd polski zaniechał wszelkich działań w tej sprawie i zdał się całkowicie na dobrą wolę Rosji, oraz że polska prokuratura dopuściła się skandalicznych zaniedbań i zaniechań podstawowych czynności procesowych w tej sprawie. Tak więc abstrahując od samej katastrofy, sposób przeprowadzenia śledztwa smoleńskiego zarówno przez stronę rosyjską jak i polską jest demonstracją braku szacunku dla poległych w Smoleńsku przywódców Państwa Polskiego. Pamięć o tych, którzy zginęli składając hołd rodakom pomordowanym z rozkazu katyńskiego łączy wielu ekspertów i naukowców z całego świata wspierających prace Zespołu Parlamentarnego ds. Badania Katastrofy Smoleńskiej. Od wielu miesięcy niestrudzenie prowadzą oni żmudne i skomplikowane badania w celu wyjaśnienie przyczyn i okoliczności tej największej powojennej polskiej tragedii.

Przygotowanie Wizyty
 
Większość istotnych faktów dotyczących przygotowania wizyty prezydenckiej delegacji w Katyniu jest objęta ścisłą tajemnicą. Tak więc do dziś nie wiadomo, kto podjął decyzje, aby grupę najwyższych rangą generałów Wojska Polskiego skierować do Tupolewa, dlaczego jedyny zapasowy samolot uległ tego dnia awarii, czy rzeczywiście system bezpieczeństwa na lotnisku w czasie odlotu Tupolewa nie działał, i czy prawdą jest, że system komputerowy w Ministerstwie Spraw Zagranicznych i innych urzędach państwowych padł ofiarą cyberataku tego dnia. Natomiast wiemy z całą pewnością, że w godzinach wieczornych w przeddzień tragedii smoleńskiej Dyżurna Służba Operacji Sił Zbrojnych RP przekazała do Centrum Operacji Powietrznych w Warszawie informację o zagrożeniu atakiem terrorystycznym jednego z samolotów Unii Europejskiej. Komunikat ten podały w dniu katastrofy niektóre serwisy informacyjne w kraju. Niestety nic nie wiadomo o dalszych losach tego komunikatu. Znikł on zarówno ze stron internetowych jak i z naszej pamięci.
 
Warto również wspomnieć, że sprawa generalnego remontu Tu-154M w Samarze w grudniu 2009 roku do dziś nie została ani zbadana ani wyjaśniona.
 
Ramifikacje Prawne
 
Wprawdzie trudno w to uwierzyć, ale rząd polski dopuścił do tego, aby śledztwo katastrofy smoleńskiej zostało przeprowadzone poza nawiasem prawa. W dniu katastrofy z mocy prawa obowiązywało dwustronne porozumienie między Polską a Rosją w sprawie współpracy lotnictwa wojskowego. Trzeciego dnia Premier Putin stanął na stanowisku, że lot do Katynia był cywilną pielgrzymką, w związku z czym katastrofa smoleńska winna być badana według Międzynarodowej Konwencji Lotnictwa Cywilnego zwanej Konwencja Chicagowska.
 
Rząd polski wyraził na to zgodę. Wkrótce potem organizacja nadzorująca implementację Konwencji Chicagowskiej oświadczyła, że Polski Tu-154M należący do 36 pułku polskiego lotnictwa wojskowego, który w locie o statusie 'Head' uległ katastrofie w Smoleńsku nie był statkiem powietrznym cywilnym. Był to statek powietrzny państwowy w klasycznym tego słowa znaczeniu. Dlatego też badanie katastrofy smoleńskiej nie mogło podlegać jurysdykcji Konwencji Chicagowskiej, która stosuje się wyłącznie do statków powietrznych cywilnych. W tej sytuacji Rosja oświadczyła, że wprawdzie Konwencja Chicagowska nie ma zastosowania, ale Rosja sama się zobowiązuje przeprowadzić śledztwo smoleńskie według załącznika 13 do tejże konwencji. Strona polska ponownie nie oponowała. W efekcie Rosja pogwałciła niemalże wszystkie normy badania wypadków lotniczych i większość przepisów załącznika 13. Ponieważ jednak strona polska zgodziła się na procedowanie poza ramami prawnymi zarówno konwencji chicagowskiej jak i umowy dwustronnej, śledztwo znalazło się w luce prawnej, która nie daje stronie polskiej mechanizmu egzekwowania od Rosji należytego przeprowadzenia śledztwa. Krótko mówiąc zdaje Polskę na dobrą wolę Rosji.
 
 
Analiza Techniczna
 
Tymczasem zarówno niezależni eksperci współpracujący z Zespołem Parlamentarnym jak i biegli polskiej prokuratury dokonali w ciągu ostatniego roku istotnych ustaleń wskazujących na fałszowanie, niszczenie i manipulowanie dowodami. Udowodnili też poza wszelką wątpliwość, że wnioski zawarte w raporcie MAKu i komisji Millera są nieprawidłowe, oraz stwierdzili, że Tupolew uległ katastrofie w wyniku eksplozji, jaka miała miejsce w powietrzu, na niskiej wysokości.
 
Hipoteza wybuchu od pierwszych dni po katastrofie budziła wśród Polaków niezdrowe emocje.
 
Do momentu ogłoszenia w Rzeczypospolitej artykułu informującego, że polscy biegli wykryli środki wybuchowe na wraku Tupolewa, o wybuchu w Smoleńsku, tak jak kiedyś o mordzie w Katyniu, nie wolno było głośno mówić. Jednak histeryczna reakcja władz oraz żałosne wysiłki polskiej prokuratury, aby zataić wyniki badań przeprowadzonych przez polskich biegłych jesienią 2012 roku w Smoleńsku przełamały niepisane tabu i dziś można już prowadzić racjonalną debatę nad przesłankami wskazującymi na wybuch w Tupolewie.
 
Na eksplozje w powietrzu wskazuje wiele dowodów. Jak wynika m.in. z rosyjskiego protokołu oględzin miejsca zdarzenia z dnia katastrofy, rozpad samolotu w powietrzu rozpoczął się w odległości ok. 50 metrów przed pancerną brzozą, w miejscu gdzie czarne skrzynki wykazały drgania silników samolotu oraz awarie generatorów prądu. Według protokołu oględzin miejsca zdarzenia wiele mniejszych i większych fragmentów samolotu wisiało na drzewach, leżało na dachach pobliskich budynków, oraz pokrywało wąwóz i obszary, nad którymi przelatywał Tupolew. Kilkadziesiąt metrów za brzozą nastąpiło urwanie końcówki lewego skrzydła w taki sposób, że krawędź przednia tego skrzydła (sloty) nie została zniszczona, a rekonstrukcja skrzydła wykazała powstanie ogromnej dziury wewnątrz, za krawędzią przednią. Skrzydło to urwało się w miejscu ukrytego sygnału TAWS 38, gdzie też prawdopodobnie nastąpił wybuch kadłuba, który spowodował rozprucie się środkowej części kadłuba wzdłuż osi oraz otwarcie i wywiniecie ściany z sufitem na jedną stronę i drugiej ściany na przeciwną stronę. Taka konfiguracja środkowej części kadłuba została zarejestrowana na zdjęciach z wrakowiska. Symulacja wybuchu kadłuba przeprowadzona przez Sandia National Lab, która tłumaczy zachowanie się kadłuba po wybuchu, zgadza się z konfiguracja kadłuba w Smoleńsku zarejestrowaną na zdjęciach z wrakowiska.
 
W tym samym czasie, kiedy środkowa część kadłuba ulegała rozpruciu, przód i tył samolotu zostały od niego oderwane. Tak wiec z wysokości ok. 30 metrów gdzie najprawdopodobniej nastąpił wybuch spadło na ziemię tysiące fragmentów samolotu, niektóre większe części kołami do góry, inne kołami do dołu. Dlatego też nie ma śladu krateru na wrakowisku. Krater taki musiałby powstać gdyby w miękkie podłoże runął cały samolot, jako jedna masa.
 
Na wybuch wskazuje również stan zwłok. Rzadko spotykane rozczłonkowanie i rozrzut zwłok, fakt, że wiele ciał na wrakowisku zostało znalezione bez odzieży wierzchniej, oraz znalezienie szczątków ludzkich przed miejscem pierwszego kontaktu samolotu z ziemia, to tylko nieliczne przykłady z całej masy faktów wskazujących na wybuch. Obecność środków wybuchowych zidentyfikowana przez polskich biegłych została potwierdzona przez niezależne specjalistyczne badania laboratoryjne fragmentów ubrania jednej z ofiar wykonane na zlecenie rodziny.
 
Dowody w sprawie katastrofy smoleńskiej były systematycznie niszczone, manipulowane, zatajane i fałszowane. Przykładowo protokół oględzin miejsca katastrofy, w tym rozkładu szczątków samolotu i zniszczeń drzew zrobiony przez rosyjskich prokuratorów w kilka godzin po katastrofie został udostępniony dopiero w 2013 roku. Dokument ten wskazuje, że słynna pancerna brzoza miała jedynie złamany czubek na wysokości 1 metra od góry.

 Ponadto szeroko znane są fakty przeniesienia fragmentu samolotu w nocy z 11 na 12 kwietnia 2010 roku, czy też rażąco błędna interpretacja nagrań z kabiny pilotów, ukrycie na mapie bardzo istotnego punktu TAWS 38, oraz brak połowy sekundy danych natychmiast po sygnale TAWS38, kiedy to samolot gwałtownie zmienił kierunek lotu i zaczął spadać. Ponadto trajektoria pionowa wyznaczona za pomocą sygnału TAWS udowadnia, że samolot nie znajdował się na wysokości 5-7 metrów nad ziemią w okolicy pancernej brzozy. Jednak nawet gdyby był na takiej wysokości i uderzył w brzozę, to w wyniku tego zderzenia nie mógł utracić 6 metrów lewego skrzydła, jak twierdzą obie komisje. Są to jedynie przykłady całej masy problemów wynikających z raportów MAK i Millera.
 
Niestety, progres w dochodzeniu do prawdy o katastrofie smoleńskiej jest okupiony wysoką ceną. Osoby angażujące się w obywatelskie śledztwo smoleńskie są systematycznie oczerniane i dyskredytowane w oczach polskiej opinii publicznej przez rządowe media oraz komisję Millera.
 
Kilka osób związanych z obywatelskim śledztwem smoleńskim zmarło w niewyjaśnionych okolicznościach. W październiku 2012 roku Remigiusz Muś, pilot polskiego YAKa 40, który wylądował w Smoleńsku na krótko przed Tupolewem, został znaleziony martwy w piwnicy swojego bloku. Remigiusz Muś, który po wylądowaniu w Smoleńsku rozmawiał z załogą nadlatującego Tupolewa oraz przysłuchiwał się rozmowie kapitana Protasiuka z rosyjską wieżą kontroli lotów, był najważniejszym świadkiem w śledztwie smoleńskim.

Nie tylko naukowcy, dziennikarze i świadkowie są prześladowani za Smoleńsk. Również rodziny ofiar katastrofy są traktowane przez rząd, media i prokuraturę w sposób okrutny. Przypomnijmy tylko niektóre ciosy, jakie spadły na rodziny ofiar.
 
Szczątki ciał ich najbliższych nie zostały dokładnie zebrane z miejsca katastrofy. W efekcie szczątki ofiar, szczególnie z kabiny, w której znajdowali się generałowie, były dowożone do kraju przez kilka tygodni, kremowane za radą przedstawicieli rządu, a następnie oddawane rodzinom w celu tzw. dochowków.
 
Dziś wiadomo, że nikt z Polaków nie był obecny w momencie zamykania i lakowania trumien w Moskwie. Wiadomo również, że w czasie identyfikacji zwłok w Moskwie rodziny poinformowano, że nie będzie im wolno otwierać trumien w Polsce. Z niewiadomego powodu polska prokuratura zaniechała przeprowadzenia autopsji zwłok po powrocie trumien do kraju, mimo, że prawo polskie nakłada na prokuraturę obowiązek przeprowadzenia autopsji z urzędu, jeśli zgon obywatela polskiego następuje zagranicą.
 
Telefony komórkowe ofiar katastrofy nie zostały rodzinom zwrócone. Znane są przypadki niszczenia rzeczy osobistych ofiar katastrofy przez polskie władze bez zgody rodziny, oraz kradzieży kart kredytowych ofiar z miejsca katastrofy przez Rosjan.
 
Raporty sądowo-medyczne otrzymane z Rosji okazały się w takim stopniu nieprawidłowe, że zaistniało podejrzenie pomylenia zwłok. W efekcie sześć ciał do tej pory ekshumowanych pochowano w niewłaściwych grobach. Ten stan rzeczy powoduje, że pozostałe rodziny nie mają żadnej pewności, że w ich rodzinnych grobach rzeczywiście zostali pochowani ich najbliżsi.
 
W trzecią rocznicę katastrofy smoleńskiej warto przypomnieć, że legitymacja demokratycznej władzy opiera się na odpowiedzialności rządzących i uczciwości w relacjach międzyludzkich, a nie na użyciu siły, podstępu, przekupstwa i kłamstwa. Musimy pokonać strach i obalić mury, które uwięziły prawdę smoleńska. Nie wolno nam ustawać w dochodzeniu do prawdy gdyż tylko prawda zagwarantuje nam bezpieczną i godną przyszłość oraz zapewni Polsce niepodległy byt.

http://niezalezna.pl/40200-specjalnie-d ... molenskiej

* * * * * * * * * * * * * * * * * * * * * * * * *

CZTERY PYTANIA do prof. Zybertowicza o pozytywy smoleńskiej dyskusji w TVP i postawę "GW". Red. Wroński zaniepokojony perspektywą konsensusu?

wPolityce.pl: - Czy wczorajszy wieczór w TVP można traktować jako pewną jaskółkę w dyskusji publicznej? Czy uzasadniona jest opinia, że Telewizja Polska otworzyła poważną debatę smoleńską?

Prof. Andrzej Zybertowicz, socjolog:
- Tak. Piotr Kraśko starał się rozmowę poprowadzić konstruktywnie. Prosił uczestników dyskusji – najpierw badaczy analizujących techniczne aspekty katastrofy, a później czwórkę dziennikarzy i dwóch profesorów o wskazanie dróg przezwyciężenia podziałów i ustalenia minimalnego choćby porozumienia co do faktów. Proszę zwrócić uwagę, że byli na to otwarci profesorowie Paweł Artymowicz i Jacek Rońda oraz wszyscy uczestnicy drugiej części dyskusji z wyjątkiem dwóch osób: prof. Ireneusza Krzemińskiego i Pawła Wrońskiego z „michnikowego szmatławca”. Zachowania dwóch ostatnich nie były rzeczowe. Wroński zarzucał filmowi Anity Gargas, że jest propagandowy. Szkoda, że nie wyjaśnił, na czym polega propagandowy charakter np. pokazania sceny niszczenia wraku. Wygląda na to, iż informacje niepasujące do mentalności red. Wrońskiego uważa on za propagandę. Jako wiarygodne dopuszcza tylko te informacje, które pasują do jego obrazu świata.

Jeszcze bardziej zaskakiwała postawa prof. Krzemińskiego, mojego kolegi z socjologicznej branży, którego emocjonalne zachowanie wskazuje na funkcjonowanie w jakimś bąblu myślowym, w którym informacje filtrowane są niezgodnie z etosem badawczym. Paweł Lisicki pokazał na istnienie faktycznych podstaw do nieufania zarówno komisji Millera jak i władzom polskiego państwa odnośnie ich zachowania po katastrofie smoleńskiej. Podawał informacje powszechnie znane, ale jakby obce prof. Krzemińskiemu. Pozostali uczestnicy debaty – prof. Michał Kleiber, redaktorzy Michał Karnowski, Lisicki, Andrzej Stankiewicz oraz prowadzący Kraśko szukali jakichś ścieżek ustalania faktów i przezwyciężania podziałów. To jest pozytywne.

Zwraca pan uwagę na postawę Pawła Wrońskiego. Od kilku dni widzimy na łamach „Wyborczej”, że postawiła ona sobie za punkt honoru konsekwentne dezawuowanie filmu Anity Gargas. Szaleńczo atakuje Telewizję Polską za to, że ośmiela się ona pokazywać widzom dokument, z którym redakcja z Czerskiej kompletnie się nie zgadza. To, co widzieliśmy w ostatnich dniach na łamach „GW” – najpierw w czwartek w trzech komentarzach i kuriozalnym wywiadzie Agnieszki Kublik z prezesem TVP, a później w obszernym sobotnim dodatku – doskonale pokazuje, czego jak ognia unika „Gazeta”. Oni bronią się rękami i nogami przed rzetelną debatą.

Mam wrażenie, że część środowiska „michnikowego szmatławca” to biedni, zakłamani ludzie będący ofiarami własnych wyobrażeń na temat siebie samych i tych, z którymi się nie zgadzają. Proszę zwrócić uwagę, jak wypowiadał się Wroński: „Mówimy o przybijaniu kisielu do ściany. O dzieleniu ludzi przez polityków. Materiał Anity Gargas pokazuje świetnie, jak to wszystko jest manipulowane”. Nie po raz pierwszy mam wrażenie, iż środowisko „Wyborczej” swoje własne, wewnętrzne mechanizmy funkcjonowania i sposób traktowania obcych mu środowisk projektuje na świat zewnętrzny. Czy dlatego, iż sami toczą służalczo-manipulacyjne gry, są przekonani, że inni postępują tak samo?

Widzi pan w ogóle pole do dyskusji z „michnikowym szmatławcem” na temat Smoleńska? W sobotę opublikowała ona 16 stron „prawdy” o katastrofie. W każdym punkcie mamy tam półprawdy, manipulacje, nieścisłości podporządkowane jednemu – atakowaniu tych, którzy ośmielają się kwestionować oficjalne ustalenia.

Zwróćmy uwagę, czym zbulwersował wczoraj prof. Krzemińskiego red. Lisicki – celnie zwracając uwagę na obfite posługiwanie się przymiotnikami przez profesora. Stawiam hipotezę, iż gdyby zrobić formalną, językową analizę schematów narracji „Wyborczej” na temat katastrofy smoleńskiej, znaleźlibyśmy schematy myślowe typowe dla postaw antysemickich. Zauważylibyśmy daleko posuniętą odmowę wiedzy, niezdolność do patrzenia rzeczywistości w oczy i uporczywe karmienie własnych stereotypów.

W studiu TVP dużo mówiło się o szukaniu porozumienia. Ale czy w sprawie smoleńskiej o to właśnie chodzi? Czy celem nie powinna być prawda zamiast jakiegoś kompromisu w debacie publicznej?

W nauce do prawdy dociera się poprzez konsensus co do procedur jej poszukiwania. Dziennikarze mogą ich nie znać. Ale np. sądzę, iż profesorowie Artymowicz i Rońda są w stanie znaleźć porozumienie co do zasad prowadzenia dalszych dociekań. Na tej podstawie są w stanie ustalać prawdę. Minimalny konsensus to niezbędny warunek docierania do niej. Wygląda, jakby perspektywa takiego konsensusu red. Wrońskiego niepokoiła.

http://wpolityce.pl/wydarzenia/50977-cz ... konsensusu

* * * * * * * * * * * * * * * * * * * * * * * * *

Mamy dowód na eksplozję w powietrzu – mówi poseł Antoni Macierewicz

O lustracji, ale przede wszystkim o pracach parlamentarnego zespołu badającego przyczyny katastrofy smoleńskiej i raporcie, który zostanie pojutrze ujawniony, mówi poseł Antoni Macierewicz w trakcie Rozmowy Niezależnej z Dorotą  Kanią.
             
- Wiemy na pewno, że ten samolot wybuchł w powietrzu, że doszło do eksplozji w powietrzu, która doprowadziła do zniszczenia samolotu
– mówi poseł Antoni Macierewicz, który podkreśla, że w raporcie mającym zostać ogłoszonym w środę, czyli w 3. rocznicę katastrofy smoleńskiej, jest dowód potwierdzający eksplozję.
 
Poseł Macierewicz skomentował również ostatnie wypowiedzi Macieja Laska, byłego członka komisji Millera.
- Pan Lasek jest tak zajęty mierzeniem brzozy, że ma kłopoty ze skoncentrowaniem uwagi na innych kwestiach. Przepraszam za tę złośliwość, ale człowiek, który jest odpowiedzialny za to, że nie badano wraku, człowiek, który jest odpowiedzialny za zamieszczenie w raporcie absurdalnej tezy, że samolot uderzył w brzozę na 5 metrach , najpierw powinien zweryfikować swoje dotychczasowe postępowanie, a później wypowiadać się w tak dramatycznie poważnych sprawach – tłumaczy szef parlamentarnego zespołu badającego katastrofę smoleńską.

http://niezalezna.pl/40167-mamy-dowod-n ... acierewicz

* * * * * * * * * * * * * * * * * * * * * * * * *

Prostacki żart Macieja Laska

Maciej Lasek, rządowy ekspert z komisji Millera, po emisji filmu Anity Gargas "Anatomia upadku" chciał się popisać poczuciem humoru i na twitterze zamieścił wpis. Prostacki, chamski i nie pozostawiający wątpliwości z kim mamy do czynienia.


Wpis Macieja Laska jest na tak żenującym poziomie, że jego ocenę pozostawiamy naszym Czytelnikom.

Obrazek

http://niezalezna.pl/40175-prostacki-zart-macieja-laska

____________________________________
Ojczyznę wolną pobłogosław Panie.


10 kwi 2013, 06:28
Zobacz profil
Zawodowiec
Avatar użytkownika

 REJESTRACJA21 paź 2006, 19:09

 POSTY        7731

 LOKALIZACJATriCity
Post Re: Katastrofa smoleńska
W dzisiejszej "Gazecie Polskiej" jest dodatek w postaci płyty CD z filmem dokumentalnym o Lechu Kaczyńskim "Prezydent".


Joanna Lichocka: chcę pokazać prawdziwego Lecha Kaczyńskiego.
Lech Kaczyński był mężem stanu, troszczył się o gospodarkę i dobre stosunki ze wschodnimi partnerami.

Taki obraz nieżyjącej głowy państwa przedstawiają Joanna Lichocka i Jarosław Rybicki w filmie "Prezydent".
Autorka filmu Joanna Lichocka liczy na to, że jej film pozwoli na pokazanie Polakom jakiego mieli prezydenta. Dziennikarka wyjaśnia, że w filmie można zobaczyć polskie i zagraniczne osiągnięcia prezydentury Lecha Kaczyńskiego bez przekłamań, których zdaniem Joanny Lichockiej, dopuszczała się część polityków i mediów. Współautorka "Prezydenta" dziwi się, że do tej pory nie powstał film dokumentujący działalność Lecha Kaczyńskiego i ma nadzieję, że powstają kolejne filmy o byłym prezydencie.
Joanna Lichocka dodaje, że o Lechu Kaczyńskim opowiadają ludzie, którzy współpracowali z nim i znali go wiele lat. Wśród nich jest między innymi były szef Kancelarii Prezydenta Maciej Łopiński, były doradca Ryszard Bugaj oraz Jarosław Kaczyński. W filmie Joanny Lichockiej i Jarosława Rybickiego zabrakło za to głosów ludzi, którzy nie popierali Lecha Kaczyńskiego.

http://wiadomosci.onet.pl/temat/katastr ... omosc.html

____________________________________
Nie jesteś tym, kim myślisz, że jesteś - lecz tym, kim się stajesz, gdy myślisz kim jesteś.


10 kwi 2013, 06:36
Zobacz profil
Specjalista

 REJESTRACJA11 lis 2006, 20:46

 POSTY        450

 LOKALIZACJAU-S-A
Post Re: Katastrofa smoleńska
10.04.10
Film dokumentalny autorstwa Anity Gargas pt. „10.04.10″ to półtoragodzinny materiał opowiadający o okolicznościach katastrofy polskiego samolotu TU – 154M , która wydarzyła się rok temu na lotnisku pod Smoleńskiem.
To film, po którym dużo trudniej będzie kłamać na temat tej katastrofy, na temat tego wszystkiego, co się stało. Jesteśmy na drodze do prawdy, ta droga będzie pewnie jeszcze długo trwała, ale jest to poważny krok w kierunku, w którym zmierzamy. Po tym, kiedy ten film zostanie pokazany w całym kraju, będzie pokazany setkom, a może nawet milionom Polaków, kłamać będzie nieporównanie trudniej – powiedział Kaczyński.

Bezpośredni link:
http://www.youtube.com/watch?v=6vtKoSzfwn0

lub do pobrania:
http://pobierz.dlapolski.pl/2011/04/100410.html


10 kwi 2013, 20:28
Zobacz profil
Zawodowiec
Avatar użytkownika

 REJESTRACJA23 sie 2009, 07:34

 POSTY        3657
Post Re: Katastrofa smoleńska
3 ROCZNICA TRAGEDII SMOLEŃSKIEJ.

Mgła, wąwóz, piloci, brzoza?
To myśmy ich zabili!


- Przejście przez Krakowskie Przedmieście jest pytaniem, kto winien jest śmierci prezydenta. Mgła, wąwóz, piloci, brzoza? Myśmy ich zabili. Zabiliśmy ich słowami, kłamstwem, chamstwem, słowami i szyderstwem. Zaklejaliście sobie usta krzyżem i tak fałszywie płakaliście - mówił w swojej homilii w bazylice Archikatedralnej p.w. Męczeństwa św. Jana Chrzciciela w Warszawie biskup Józef Zawitkowski. W mszy świętej udział wzięli m.in. politycy PiS i Marta Kaczyńska.

Msza święta w warszawskiej bazylice była jednym z punktów dzisiejszych obchodów trzeciej rocznicy katastrofy smoleńskiej. W bazylice stawili się m.in. politycy PiS: Joachim Brudziński, Andrzej Duda i Beata Gosiewska. Fragment Dziejów Apostolskich odczytała znana aktorka, a w przeszłości kandydatka PiS do parlamentu, Katarzyna Łaniewska.

Szereg emocji wywołała homilia biskupa Józefa Zawitkowskiego. Duchowny mówił, że "przejście przez Krakowskie Przedmieście jest pytaniem, kto winien jest śmierci prezydenta.
- Mgła, wąwóz, piloci, brzoza? Myśmy ich zabili. Zabiliśmy ich słowami, kłamstwem, chamstwem, słowami, szyderstwem. Zaklejaliście sobie usta krzyżem i tak fałszywie płakaliście - mówił do zgromadzonych.
Biskup Zawitkowski mówił też, że dla osób, które zginęły w katastrofie smoleńskiej "skończyły się rządy, kadencje i orientacje".
- Nie ma dyskusji o aborcji, lesbijkach, gejach. Dla nich spełniła się nadzieja. Zaczęło się niebo, a piekło zaczęło się tu. Zostało nam jeszcze trochę Polski. Zostało niewiele. Wysprzedaliście wszystko. Polska wymiera - przekonywał.
Zaapelował też do wiernych, by podczas modlitwy "Ojcze nasz" ich ręce były wzniesione ku górze.
Duchowny w swojej homilii kilkakrotnie nawiązywał do słów Siostry Faustyny Kowalskiej, Adama Mickiewicza, Jana Lechonia oraz innych poetów. - Każdego z was przytulam do serca. Zwłaszcza tych, którzy płaczą - mówił.

http://wiadomosci.onet.pl/temat/katastr ... omosc.html

____________________________________
Videtur et hoc mihi Platforninem non debere esse
Poza tym uważam że Platformę należy zniszczyć
/Katon starszy/


10 kwi 2013, 20:45
Zobacz profil
Zawodowiec
Avatar użytkownika

 REJESTRACJA10 lis 2006, 07:34

 POSTY        3465
Post Re: Katastrofa smoleńska
Donald Tusk: uczczę pamięć ofiar katastrofy najgodniej jak potrafię. Wyjadę do Nigerii.

Premier Donald Tusk powiedział, że w środę 10 kwietnia uda się na Powązki, by "najgodniej jak potrafi uczcić pamięć" ofiar katastrofy smoleńskiej. Odnosząc się do głosów krytyki jego środowego wyjazdu do Nigerii, odparł, że termin jest niefortunny, ale nie wpływa na czczenie rocznicy.
Premier pytany był podczas konferencji prasowej m.in. o pojawiające się komentarze, że jego środowy wyjazd do Nigerii - w dniu, w którym przypada rocznica katastrofy smoleńskiej - "to trochę tak jakby prezydent USA Barack Obama wyjechał na 11 września z kraju"
- Powiedziałem już, że termin wyjazdu jest niefortunny, bo spodziewałem się tego typu komentarzy, ale chcę też podkreślić, że z punktu widzenia tradycyjnego i też godnego, tak ja potrafię, czczenia tej rocznicy, tak naprawdę nic nie zmienia - mówił Tusk.

Piotr Lisiewicz:
"Donald Tusk uciekał już w Dolomity, teraz ucieka do Nigerii. Na pewno nie ucieknie do Australii, bo tam może spotkać dr. Grzegorza Szuladzińskiego [eksperta smoleńskiego zespołu Antoniego Macierewicza - przyp. niezalezna.pl]". Dziennikarz podkreśla też, że morderstwa należą do kanonu politycznego Kremla.

Wczoraj obchodziliśmy trzecią rocznicę katastrofy prezydenckiego samolotu TU-154, w której zginęło 96 osób, w tym para prezydencka. Premier Donald Tusk udał się w tym dniu z oficjalną wizytą do Nigerii. Spotkało się to z falą krytyki ze strony polityków opozycji, ale na premierze także internauci nie zostawili suchej nitki.


 Nie masz wystarczających uprawnień, aby zobaczyć pliki załączone do tego postu.

____________________________________
"Demokracja to cztery wilki i owca głosujące o obiedzie" R.A.Heinlein


11 kwi 2013, 16:19
Zobacz profil
Wyświetl posty nie starsze niż:  Sortuj wg  
Odpowiedz w wątku   [ Posty: 2082 ]  idź do strony:  Poprzednia strona  1 ... 121, 122, 123, 124, 125, 126, 127 ... 149  Następna strona

 Nie możesz rozpoczynać nowych wątków
 Nie możesz odpowiadać w wątkach
 Nie możesz edytować swoich postów
 Nie możesz usuwać swoich postów
 Nie możesz dodawać załączników

Skocz do:  
cron