Teraz jest 08 wrz 2025, 04:09



Odpowiedz w wątku  [ Posty: 2082 ]  idź do strony:  Poprzednia strona  1 ... 120, 121, 122, 123, 124, 125, 126 ... 149  Następna strona
Katastrofa smoleńska 
Autor Treść postu
Amator
Własny awatar

 REJESTRACJA08 lut 2013, 21:31

 POSTY        21
Post Re: Katastrofa smoleńska
Uderzenie w brzozę nastąpiło chwilę po tym, jak piloci zwiększyli ciąg silników i ściągnęli wolant na siebie. Samolot przez jakiś czas jeszcze się wznosił, ale własnie ze względu na pogłębiający się przechył utracił siłę nośną i zwalił kołami do góry. Świadczą o tym liczne ślady na drzewach, a także wystarczy dokładnie prześledzić zapisy rejestratorów. Jeżeli nie było pogłębiającego się przechyłu, to dlaczego w rejonie drzewa nastąpiło przechylenie wolantu w prawo do skrajnej wartości? Piloci zadziałali odruchowo próbując skontrować.

Jeśli chodzi o wybuch gazów.
Oglądnij krawędzie cięcia skrzydła i pomyśl, czy tak wyglądałyby one, gdyby wewnątrz skrzydła był wybuch?
Skrzydło zostało ucięte równo równolegle do osi kadłuba, czyli kierunku lotu.


10 lut 2013, 12:53
Zobacz profil
Zawodowiec
Avatar użytkownika

 REJESTRACJA25 cze 2009, 12:10

 POSTY        3598
Post Re: Katastrofa smoleńska
Dobra, to jednak zostawię tę brzozę prokuraturze  ;)


10 lut 2013, 22:04
Zobacz profil
Zawodowiec
Avatar użytkownika

 REJESTRACJA23 sie 2009, 07:34

 POSTY        3657
Post Re: Katastrofa smoleńska
Tajemnica 2 sekundy przed katastrofą
Czy nagrania z czarnych skrzynek tupolewa zostały zmanipulowane?
Wystąpiła konieczność uściślenia i uzupełnienia tych badań o informacje związane ze sposobem działania urządzeń TAWS i FMS – mówi nam płk Zbigniew Rzepa, rzecznik prasowy Naczelnej Prokuratury Wojskowej. Prokuratura nie chce podać jednak żadnych szczegółów swego wniosku do Amerykanów.
– Chodzi o różnice w zapisach pomiędzy czarnymi skrzynkami a urządzeniami TAWS i FMS – mówi nam mec. Bartosz Kownacki, pełnomocnik części rodzin ofiar katastrofy smoleńskiej.
– Po ogłoszeniu raportu Millera nasi eksperci tłumaczyli te różnice kwestią rejestracji działania tych urządzeń i twierdzili, że żadnych różnic faktycznie w zapisach nie ma. Sygnały z urządzeń TAWS i FMS zostały zarejestrowane na tzw. polskiej czarnej skrzynce ATM.
Zapis ten różni się od zapisu na rosyjskich skrzynkach o ok. 2 sekundy.
Po ogłoszeniu raportu Jerzego Millera nasi eksperci oraz producent polskiej skrzynki tłumaczyli te różnice sposobem rejestracji – dowodzili, że zapis na polskiej skrzynce pojawia się z opóźnieniem.
Z kolei według ekspertów współpracujących z parlamentarnym zespołem Antoniego Macierewicza zapis TAWS i FMS był prawidłowy, a manipulacji dopuścili się Rosjanie, którzy przejęli czarne skrzynki.
http://www.lubimy.pl/artykuly,www.fakt. ... 645,1.html

Szatan ściął brzozę w Smoleńsku
Z uwagi na duże zainteresowanie opinii publicznej i szerzące się nieprawdziwe wersje, Naczelna Prokuratura Wojskowa postanowiła przeciąć spekulacje i ujawnić na jakiej wysokości została złamana brzoza w Smoleńsku. Wysokość okazała się bardzo szokującą liczbą.
- Brzoza w Smoleńsku została przełamana na wysokości ok. 666 cm, licząc od poziomu podłoża, a nie, jak wcześniej podano omyłkowo, ok. 770 cm - podała NPW w komunikacie na swojej stronie internetowej.
http://www.fakt.pl/Tupolew-zlamal-brzoz ... l#miniPoll

Ja cię nie mogę! Pomylili 770 z 666.
A jakie durne tłumaczenie! Spieszyli się, bo jeden dziennikarz chciał mieć szybko informację, to oni w tym pospiechu zrobili oczywisty błąd rachunkowy. Jak to błąd rachunkowy?! Przecież lemingi na wszystkich forach już wczesniej wyjaśnili! Drzewo przecież rośni! Proste!  :rotfl:

A na samym początku przez prawie miesiąc czasu nie mogli ustalić nawet poprawnego czasu katastrofy. A to 8.56 a to 8.42.
Pamiętacie? Bo od tamtego czasu już nawet o tym wielu nie pamięta.

To jak można wierzyć w jakiekolwiek ustalenia skoro są takie różnice?! Tam 2 sekundy, tutaj 666 zamiast 770. A jeszcze wcześniej było 500.
Ale co dziwnego jak polscy prokuratorzy ani eksperci Millera nie widzieli na oczy wielu dowodów, nie pobrali wielu próbek, nie dokonali pomiarów. Brali w ciemno co im ruscy spece wciskali. NAWET BRZOZY NIE ZMIERZYLI!  <_<

I oni uważają się za fachowców  :wysmiewacz:
a raport Millera za rzetelny.   :dokuczacz:

____________________________________
Videtur et hoc mihi Platforninem non debere esse
Poza tym uważam że Platformę należy zniszczyć
/Katon starszy/


Ostatnio edytowano 11 lut 2013, 23:27 przez Badman, łącznie edytowano 1 raz



11 lut 2013, 23:25
Zobacz profil
Amator
Własny awatar

 REJESTRACJA13 gru 2012, 19:19

 POSTY        19
Post Re: Katastrofa smoleńska
Jacek Kurski nie ma litości dla spiskowych teorii o zamachu. Jego zdaniem, te tezy zdejmują całkowicie odpowiedzialność z Rosjan, bo bomby w tupolewie można było podłożyć tylko w Warszawie.
Teoria wybuchu zdejmuje odpowiedzialność z Rosjan. To jest najgłupsze w tej teorii i najbardziej szkodliwe. To trzeba uświadomić zwolennikom tej teorii. Gdzie można było podłożyć te bomby? Tylko w Warszawie – mówił polityk Solidarnej Polski na antenie Radia ZET. Jego zdaniem, tezy zespołu Macierewicza wzmacniają Rosję i mocno szkodzą Polsce. Mówienie o zamachu szkodzi prawdzie, szkodzi Polsce i wzmacnia Rosję - zauważył. Poparła go Monika Olejnik. Rosjanie są niewinni. Lotnisko było fantastycznie, wszystko było świetnie przygotowane, kontrolerzy byli cudowni. Był wybuch, a skoro był wybuch, to po co gadać o tym, czy lotnisko nie powinno w ogóle przyjmować samolotu - stwierdziła.
Z tymi tezami nie zgodził się Jacek Sasin z PiS. Jest asymetria, bo nie ma informacji o tym, że niektórzy uważają, że był zamach, bo to i tamto - stwierdził. Zapytany, jak wniesiono bombę na pokład prezydenckiego samolotu odparł, że nie od tego są politycy, żeby mówić jak została wniesiona bomba i czy została wniesiona. Z kolei o zamachu powinni mówić eksperci.

Źródło: dziennik.pl


12 lut 2013, 20:46
Zobacz profil
Zawodowiec
Avatar użytkownika

 REJESTRACJA25 cze 2009, 12:10

 POSTY        3598
Post Re: Katastrofa smoleńska
Prokuratura podważa ustalenia komisji Millera

Zbyt wiele rzeczy tutaj się nie zgadza! Po niemal trzech latach od katastrofy smoleńskiej na jaw wychodzą fakty, które przeczą wielu twierdzeniom zawartym w raportach komisji Jerzego Millera (61 l.) i Tatiany Anodiny (74 l.). Brzoza przełamana jest nie w tym miejscu, co sądzono, generała Błasika nie było w kokpicie, a mówiono o jego naciskach na załogę - to najważniejsze nowe ustalenia naszych prokuratorów.

Nasi śledczy wraz z biegłymi dokonali nowego pomiaru słynnej smoleńskiej brzozy, w którą miał uderzyć tupolew. Jak się okazało, drzewo przełamało się nie na wysokości 5 metrów, jak to podawał rosyjski MAK i polska komisja Millera, ale na wysokości 6 metrów i 66 centymetrów. Także średnica brzozy okazała się zupełnie inna – ma nie 30–40 centymetrów, ale 52 centymetry. To nie koniec!

Dzięki nowej ekspertyzie fonoskopijnej odczytów z czarnych skrzynek okazało się, że generała Andrzeja Błasika (†48 l.) nie było w kokpicie maszyny, zatem sugestie Rosjan oraz komisji Millera o jego naciskach na załogę legły w gruzach.

Wciąż nie można wykluczyć obecności materiałów wybuchowych na wraku. Okazuje się, że komisja Millera w ogóle nie badała pod tym kątem szczątków rozbitego samolotu. Dopiero biegli wraz z wojskowymi prokuratorami zaczęli takie badania przeprowadzać. Ponieważ w wielu pobranych próbkach detektory wykazały możliwość obecności trotylu – na wyświetlaczach pojawiły się sygnalizacje „TNT” – próbki są w tej chwili badane laboratoryjnie.

http://www.fakt.pl/Prokuratura-podwaza- ... 644,1.html


12 lut 2013, 21:29
Zobacz profil
Zawodowiec
Avatar użytkownika

 REJESTRACJA23 sie 2009, 07:34

 POSTY        3657
Post Re: Katastrofa smoleńska
silniczek                    



Prokuratura podważa ustalenia komisji Millera

Zbyt wiele rzeczy tutaj się nie zgadza! Po niemal trzech latach od katastrofy smoleńskiej na jaw wychodzą fakty, które przeczą wielu twierdzeniom zawartym w raportach komisji Jerzego Millera i Tatiany Anodiny.

drzewo przełamało się nie na wysokości 5 metrów, jak to podawał rosyjski MAK i polska komisja Millera, ale na wysokości 6 metrów i 66 centymetrów. Także średnica brzozy okazała się zupełnie inna – ma nie 30–40 centymetrów, ale 52 centymetry. To nie koniec!

Dzięki nowej ekspertyzie fonoskopijnej odczytów z czarnych skrzynek okazało się, że generała Andrzeja Błasika nie było w kokpicie maszyny, zatem sugestie Rosjan oraz komisji Millera o jego naciskach na załogę legły w gruzach.

Wciąż nie można wykluczyć obecności materiałów wybuchowych na wraku. Okazuje się, że komisja Millera w ogóle nie badała pod tym kątem szczątków rozbitego samolotu.


Nie 6 metrów i 66 centymetrów, tylko jak to określił "około 666 centymetrów". To tak samo jak by określić, że Polskę zamieszkuje około 38 milionów 568 tysięcy 243 obywateli.  :rotfl:  Tacy dokładni!A pomylili 770 z 666  :wysmiewacz:  

Średnica brzozy na wysokości 5 metrów ma 30–40 centymetrów,
a na wysokości prawie 7 metrów - 52 centymetry.

U tych rusków to drzewa rosną korzeniami do góry czy jak?!  :wacko:


Antoni Macierewicz: Przez blisko trzy lata pokazywano nam zdjęcia brzozy, która miała być złamana na wysokości 5 m nad ziemią i miała mieć średnicę 30–40 cm. Tak napisała w raporcie MAK Tatiana Anodina, a w polskim raporcie podpisali się pod tym pan Maciej Lasek, pan Jerzy Miller i wreszcie premier Donald Tusk. Teraz prokuratura podaje zupełnie inne pomiary. Pytam zatem: o co się rozbił ten samolot? Z brzozy uczyniono główny dowód przeciwko załodze tupolewa. Jest jakaś granica śmieszności i krętactw w tej sprawie i granica ta została przekroczona. Apeluję więc do prokuratury, by udostępniła swoje materiały do badań niezależnym naukowcom.
http://media.wp.pl/kat,1022943,wid,1532 ... aid=1100b8

____________________________________
Videtur et hoc mihi Platforninem non debere esse
Poza tym uważam że Platformę należy zniszczyć
/Katon starszy/


Ostatnio edytowano 12 lut 2013, 21:54 przez Badman, łącznie edytowano 1 raz



12 lut 2013, 21:52
Zobacz profil
Znawca
Avatar użytkownika

 REJESTRACJA27 lis 2006, 18:05

 POSTY        128
Post Re: Katastrofa smoleńska
Wrzucam link do artykułu nie cytuję go, bo istotne dla tekstu są zdjęcia:

http://www.pomniksmolensk.pl/news.php?r ... c_start=10

Drugi ciekawy artykuł pod tytułem "Paraliżująca częstotliwość"

http://www.naszdziennik.pl/wp/20739,par ... iwosc.html


14 lut 2013, 09:55
Zobacz profil
Zawodowiec
Avatar użytkownika

 REJESTRACJA25 cze 2009, 12:10

 POSTY        3598
Post Re: Katastrofa smoleńska
Lądowali z przechyłem 10 m, samolot przewrócił się na grzbiet.

Załącznik:
d4cf9f14-76e8-11e2-813f-0025b511226e.jpg

Ukraińscy śledczy wciąż nie znają przyczyn katastrofy samolotu w Doniecku. Czarterem z Odessy lecieli kibice na mecz Szachtar – Borussia. Nie żyje 5 osób, 9 osób znajduje się w szpitalach.

Do katastrofy doszło w środę wieczorem na donieckim lotnisku. Samolot czarterowy An-24 z Odessy, którym lecieli kibice na mecz Ligi Mistrzów Szachtar Donieck – Borussia Dortmund, podczas lądowania wypadł z pasa startowego, przewrócił się i rozpadł.

Na pokładzie były 52 osoby: 44 pasażerów i 8 członków załogi. Zginęło pięć osób: 3 członków załogi i 2 pasażerów. Wszyscy to mieszkańcy Odessy i obwodu odeskiego. W szpitalach w Doniecku znajduje się obecnie 5 członków załogi An-24 i czworo pasażerów. Ich życiu nic nie zagraża.
Prokuratura ustaliła dotychczas, że 5 pasażerów nie zostało w ogóle zarejestrowanych na ten lot na lotnisku w Odessie. Wśród 44 pasażerów była tylko jedna kobieta.

Przechył

- Według wstępnych danych, przy podchodzeniu do lądowania samolot miał przechył na prawą stronę o 10 m. Prawym skrzydłem samolot zaczepił o ziemię, łopatami prawego silnika – poinformował szef prokuratury obwodu donieckiego Wołodymyr Wyszinskij. Według niego, następnie samolot przeleciał przez drogę kołowania, już na ziemi przewrócił się kołami do góry i  rozpadł.

Prokurator zapewnił, że nie było pożaru, o którym mówiły na początku media. Paliła się tylko kałuża paliwa, która wyciekła z wraku. Według śledczych ofiar byłoby więcej, gdyby strażacy nie zneutralizowali szybko tego wycieku.

Nad wyjaśnieniem przyczyn wypadku pracuje grupa ok. 30 ludzi z milicji, prokuratury i SBU. Na tym etapie rozpatrywanych jest wiele wersji. Śledczy sprawdzają prawidłowość działań załogi samolotu, służb naziemnych, techniczny stan samolotu i techniczny stan urządzeń służb naziemnych.

Wiadomo, że kapitan załogi ma 34 lata, dowodzi od 2010 r. Drugi pilot ma zaledwie 23 lata. Samolot wyprodukowano w 1973. Z ostatnich badań technicznych wynika, że nie było z nim żadnych problemów.

Przewoźnik „Południowe Linie Lotnicze”, do którego należał An-24, dostał zakaz lotów zaraz po katastrofie w Doniecku. Spółka ma tylko 4 samoloty, do tej pory latały tylko jako czartery.

http://www.tvn24.pl/wiadomosci-ze-swiat ... 06431.html


 Nie masz wystarczających uprawnień, aby zobaczyć pliki załączone do tego postu.


15 lut 2013, 22:52
Zobacz profil
Zaawansowany
Avatar użytkownika

 REJESTRACJA31 sty 2008, 12:59

 POSTY        40
Post Re: Katastrofa smoleńska
Marian Janicki mógł zapobiec katastrofie, gdyby tylko nie zignorował swoich obowiązków, które nakazywały mu zwrócić się do premiera, szefa jego kancelarii i szefa MSW, o zmianę lotniska w przypadku niemożności zlustrowania go przez BOR. Ale Janicki podszedł do sprawy rekonesansu elastycznie. Pierwotnie był nawet w składzie delegacji, ale w porę się wycofał, przyjmując zaproszenie amerykańskiej Secret Service. Przygotowania BOR do uroczystości katyńskich odbywały się siłą inercji. Można rzec – ograniczono je do niezbędnego minimum. W minimum tym nie mieściły się ani rekonesans na lotnisko – bo do tego nie dopuścili Rosjanie – ani przejazd trasą poruszania się prezydenckiej kolumny samochodowej.
Jak napisała „GP”, „latem 2009 r. w ABW wykonano analizę dotyczącą największych potencjalnych sytuacji kryzysowych. Opisano w niej m.in., co mogłoby się stać, gdyby jednocześnie państwo zostało pozbawione prezydenta, kluczowych dowódców wojskowych i pozostałych najważniejszych osób. Precyzyjnie opisano, co trzeba zrobić, aby zapobiec panice i kto ma przejąć władzę. W dniu tragedii rząd zebrał się na nadzwyczajnym posiedzeniu, bardzo szybko wyznaczono następców na pełniących obowiązki najważniejszych dowódców wojskowych. Zwołano nadzwyczajne posiedzenie Sejmu, a marszałek Bronisław Komorowski jako p.o. prezydenta ogłosił termin przyspieszonych wyborów”. Tak, ekipa rządząca, a zwłaszcza ówczesny marszałek Komorowski, udowodniła, że była przygotowana – nie tylko na papierze – co robić w sprawie śmierci głowy państwa.
Anita Gargas : Służby rozpracowania prezydenta, http://www.panstwo.net/2358-sluzby-rozp ... prezydenta


16 lut 2013, 16:48
Zobacz profil
Zawodowiec
Avatar użytkownika

 REJESTRACJA25 cze 2009, 12:10

 POSTY        3598
Post Re: Katastrofa smoleńska
"W Smoleńsku musiało zdarzyć się coś ekstremalnego"

Jak dowódca powie "odchodzimy” to jest to święte. A oni nie odeszli. Uważam, że musiało się zdarzyć coś tak niesamowicie ekstremalnego, że do tego nie doszło. Albo nastąpiła usterka techniczna samolotu - mówi o tym co wydarzyło się w Smoleńsku 10 kwietnia 2010 roku w pierwszym obszernym wywiadzie w polskich mediach ppłk Bartosz Stroiński, były dowódca eskadry w 36 pułku. Ppłk Stroiński jako ostatni wylądował w Smoleńsku tupolewem - 7 kwietnia 2010 roku z premierem Donaldem Tuskiem.

- Magdalena Rigamonti, Piotr Śmiłowicz: Która teza z raportu Millera jest nieprawdziwa?
Ppłk Bartosz Stroiński: Tam wiele tez jest nieprawdziwych. Choćby stwierdzenie, że piloci byli źle wyszkoleni. Według mojej opinii piloci w 36 Pułku byli bardzo dobrze wyszkoleni. Arek (kpt. Protasiuk  - przyp. red) lądował w Smoleńsku wielokrotnie, w tym trzy dni przed katastrofą, 7 kwietnia, na prawym fotelu. Ja siedziałem na lewym.  Kolejna teza, z którą się nie zgadzam jest to, że Arek przestawił sobie ciśnienie z aktualnego panującego na lotnisku na standard, na ciśnienie 1013.

-Ale to jest fakt. Dane z  wysokościomierza zapisały się na czarnej skrzynce i widać, że jest przestawione ciśnienie.
Tak, jest przestawione ciśnienie, ale moim zdaniem to nie tak, że ktoś chciał wyłączyć EGWPS (system ostrzegający pilotów o zbliżaniu się ziemi – przyp. red), bo do EGWPS mamy drugi przycisk, który można nacisnąć i nie ma głosu. Moim zdaniem mogło chodzić o to, że wysokościomierz był w stopach, a Arek być może chciał go przełączyć w metry.

- Pomylił przyciski?
To jest tylko moja hipoteza. Przyciski są oddalone od siebie o cztery, pięć centymetrów - ale są takie same, identyczne. Dla pilota informacja o tym, na jakiej jest wysokości jest podstawowa. Ale kiedy się przerzuci na standard, to nie ma żadnej informacji dotyczącej wysokości.
(...)
- Miał pan w Moskwie poczucie, że wszyscy za katastrofę winią pilotów?
Jak się tam znalazłem, miałem poczucie, że wszyscy sądzą, iż to jest wina załogi. (…) Proszę mi wierzyć, że na początku nic na tym nie odpowiadałem, bo nie miałem takich informacji. Jak odsłuchałem głosy załogi pierwszy raz, to byłem bardzo przygnębiony, ale później w Instytucie Ekspertyz Sądowych im. Sehna znaleziono dużo nowych informacji. Najważniejszą informacją jest to, że dowódca załogi powiedział "odchodzimy", a jak dowódca powie "odchodzimy” to jest to święte.

- Ale nie odeszli.
Nie odeszli. To jest zagadka, która nie daje mi spać. Nie odeszli...

- Ktoś im nie pozwolił odejść, sprawił, że to się nie udało?
Nie wiem. Po prostu uważam, że musiało się zdarzyć coś tak niesamowicie ekstremalnego, że do tego nie doszło. Albo nastąpiła usterka techniczna samolotu.

- A jaka to mogła być usterka?
Nie wiem. Zablokowanie sterów samolotu, nie wiem. Mogło być pewnie wiele różnych sytuacji. Lotnictwo ma niestety to do siebie, że uczy się dopiero po błędach.
(...)
http://www.wprost.pl/ar/388608/W-Smolen ... nego/?pg=0


18 lut 2013, 21:00
Zobacz profil
Zawodowiec
Avatar użytkownika

 REJESTRACJA25 cze 2009, 12:10

 POSTY        3598
Post Re: Katastrofa smoleńska
Zaniedbania w śledztwie smoleńskim? Będą przesłuchiwać

Kilkunastu świadków będzie przesłuchanych w śledztwie dotyczącym możliwości popełnienia zaniedbań przez prokuratorów prowadzących śledztwo smoleńskie. Poznańska prokuratura wojskowa nie zamierza na razie przesłuchiwać samych prokuratorów. O sprawie pisze "Nasz Dziennik".

Rzecznik poznańskiej prokuratury Sławomir Schewe mówi gazecie, że przesłuchane zostaną osoby, które brały udział w różnych czynnościach po katastrofie. Potem zostanie podjęta ewentualna decyzja o przesłuchaniu prokuratorów. "Nasz Dziennik" przypomina, że ich przesłuchania domagał się pełnomocnik Jarosława Kaczyńskiego w śledztwie smoleńskim Piotr Pszczółkowski.

Śledztwo w sprawie możliwości popełnienia przestępstwa mataczenia i zaniedbania obowiązków przez prokuratorów z racji przede wszystkim nieprzeprowadzenie w Polsce powtórnych sekcji zwłok ofiar katastrofy smoleńskiej zostało wszczęte w październiku zeszłego roku.

Zawiadomienie złożył w warszawskiej prokuraturze mecenas Pszczółkowski. Ze względu na zachowanie obiektywnych trudności trafiło ono do Poznania, co więcej prowadzi je cywilny prokurator Jacek Berdyj - czytamy w "Naszym Dzienniku".

http://wiadomosci.dziennik.pl/wydarzeni ... nskim.html


20 lut 2013, 16:24
Zobacz profil
Zawodowiec
Avatar użytkownika

 REJESTRACJA25 cze 2009, 12:10

 POSTY        3598
Post Re: Katastrofa smoleńska
W Smoleńsku znaleziono rzeczy Ofiar! 3 lata po katastrofie!

Od katastrofy smoleńskiej minęły niemal trzy lata, a w miejscu, gdzie rozbił się prezydencki samolot, znaleziono kolejne rzeczy osobiste ofiar

Jak napisała "Gazeta Polska Codziennie", na miejscu katastrofy smoleńskiej znaleziono kolejne rzeczy ofiar Smoleńska.
–Są to przedmioty ujawnione i odnalezione w toku trwania uzupełniających oględzin miejsca zdarzenia oraz wraku Tu-154M nr boczny 101, jakie prowadzone były pod nadzorem prokuratora Wojskowej Prokuratury Okręgowej w Warszawie ppłk. Karola Kopczyka w dniach 17 września–12 października 2012?r. –?potwierdził płk Jan Gęsich, szef zarządu dochodzeniowo-śledczego Komendy Głównej Żandarmerii Wojskowej.

Czy są to pieniądze, fragmenty ubrań, biżuteria... Tego nie wiadomo. "GPC" nie podaje, jakie przedmioty odnaleziono.

Rodziny ofiar katastrofy smoleńskiej mogą teraz oglądać te przedmioty w siedzibie Żandarmerii Wojskowej w Mińsku Mazowieckim. Nie wiadomo bowiem, do kogo należały.

Przypomnijmy, w kwietniu 2010 roku ówczesna minister zdrowia Ewa Kopacz zapewniała, że z sejmowej mównicy: – Przekopywano z całą starannością ziemię na głębokości ponad 1 metr i przesiewano ją w sposób szczególnie staranny.

http://www.fakt.pl/W-Smolensku-znow-zna ... 866,1.html


21 lut 2013, 06:48
Zobacz profil
Fachowiec
Własny awatar

 REJESTRACJA14 wrz 2011, 21:56

 POSTY        1263
Post Re: Katastrofa smoleńska
Rosjanie zamienili próbki

„Nasz Dziennik” ujawnia: Próbki biologiczne pobrane od obywateli rosyjskich, których sprawy badał Komitet Śledczy Federacji Rosyjskiej, znalazły się wśród materiałów pochodzących od ofiar katastrofy smoleńskiej. Miały się one „wymieszać” z polskimi podczas przechowywania ich przez rosyjskich śledczych, co przypuszczalnie wyszło w trakcie procedury przekazywania ich stronie polskiej w sierpniu ubiegłego roku.


Wówczas prok. Karol Kopczyk, szef zespołu prowadzącego śledztwo w sprawie katastrofy smoleńskiej, otrzymał w Moskwie ponad tysiąc próbek biologicznych i DNA jej ofiar.
– Otrzymaliśmy je w Komitecie Śledczym w Moskwie. Przekażemy polskim biegłym do badań – mówił dziennikarzom Kopczyk. Po kilku dniach zostały przewiezione do Polski.

W jaki sposób doszło do sytuacji, w której obce próbki dostały się do pakietu próbek biologicznych i DNA przeznaczonych do przewiezienia do Polski, nie wiadomo. Pytana o tę sytuację prokuratura wojskowa stwierdza jedynie lakonicznie, że w Polsce znalazły się już właściwe materiały.
– Prokuratorzy Wojskowej Prokuratury Okręgowej w Warszawie w sierpniu 2012 r. przywieźli do kraju wyłącznie próbki biologiczne opisane jako pochodzące od ofiar katastrofy – zapewnia płk Zbigniew Rzepa, rzecznik prasowy Naczelnego Prokuratora Wojskowego. Polscy śledczy wyłowili obce materiały oznaczone rosyjskimi nazwiskami na etapie przekazywania w Moskwie. Część fiolek była opisana nazwiskami osób w żaden sposób niezwiązanych ze sprawą Smoleńska.

„Nasz Dziennik” zwrócił się do śledczych z pytaniem o skalę zjawiska – ile obcych próbek znaleźli w Moskwie w paletach sklasyfikowanych jako ofiary katastrofy smoleńskiej polscy prokuratorzy.
– Gdyby taka informacja miała się potwierdzić, świadczyłoby to o tym, że Rosjanie stronę polską lekceważą – ocenia mec. Piotr Pszczółkowski, pełnomocnik Jarosława Kaczyńskiego w śledztwie smoleńskim. – Nie byłaby to pierwsza pomyłka Rosjan, wcześniejsze, udokumentowane, leżą w aktach – wskazuje.
– Żaden bałagan ze strony Rosjan już nie będzie nas w stanie zadziwić. Nic nie będzie chyba bardziej szokujące od zamiany ciał i opisów tego, jak zajmowano się ciałami naszych bliskich w moskiewskim prosektorium, które znamy z relacji świadków – mówi Magdalena Merta, wdowa po wiceministrze kultury Tomaszu Mercie, który zginął w katastrofie.
– Myślę, że jest to po prostu dalszy ciąg tamtej nonszalancji, tamtej pogardy, z jaką traktuje się ofiary Smoleńska – dodaje.
– Wszystko ma swoją praprzyczynę, a jest ona jedna – polski aparat administracyjny nie potrafił zadbać o to, żeby w zgodzie z własnym prawem to śledztwo przebiegało na zasadach wspólności i równości, a nie na zasadach bycia petentem – stwierdza Pszczółkowski.

O jaki rodzaj materiału biologicznego chodzi? Jak informuje prokurator Rzepa, są to próbki pobrane „z ciał ofiar katastrofy w Moskwie w kwietniu 2010 r., które pozostały po przeprowadzeniu przez Rosjan badań molekularno-genetycznych, toksykologicznych, gazowo-chromatograficznych i biologicznych”.
Jak wynika z informacji prokuratury, mają one istotne znaczenie w śledztwie. Inny pełnomocnik rodzin smoleńskich mec. Rafał Rogalski wielokrotnie zwracał uwagę, że z wcześniejszego porównania wyników badań przeprowadzonych przez Rosjan z polskimi wynikają „pewne różnice metodologiczne trudne do wyjaśnienia”. Jednak pierwsze informacje udzielane przez prokuraturę świadczą o dość swobodnym podejściu do nich. – Materiał biologiczny przywieziony z Federacji Rosyjskiej trafił do Instytutu Ekspertyz Sądowych im. Jana Sehna w Krakowie, gdzie biegli – specjaliści określą możliwości badawcze tych próbek. Dopiero po tym będziemy wiedzieli, czy próbki posłużą do dalszych badań – mówił w sierpniu zeszłego roku rzecznik NPW.

Być może stonowane stanowisko prokuratury wynikało z faktu, że próbki te pobierano podwójnie. – W trakcie badań sekcyjnych zwłok ofiar katastrofy, które zostały przeprowadzone w Moskwie w kwietniu 2010 r., powołani w tym celu rosyjscy eksperci pobrali ze zwłok po dwa egzemplarze próbek biologicznych, z których jeden egzemplarz przekazano stronie polskiej – przypomina Rzepa. – Dzięki temu Wojskowa Prokuratura Okręgowa w Warszawie posiadała własny materiał do badań genetycznych. Badania zostały zlecone, a następnie przeprowadzone przez Instytut Ekspertyz Sądowych w Krakowie. Opinia w tym zakresie wpłynęła do prokuratury i została włączona w poczet materiału dowodowego śledztwa – zaznacza.

Według informacji prokuratury wojskowej „drugie” próbki „moskiewskie” są cały czas badane w Krakowie.
– Badane obecnie próbki, które do sierpnia 2012 r. były w dyspozycji Komitetu Śledczego Federacji Rosyjskiej, nie zostały przez stronę rosyjską wykorzystane do przeprowadzenia wyszczególnionych powyżej badań. Badania próbek przez IES ciągle trwają – stwierdza prokuratura wojskowa.
– Myślę też, że bez względu na to, jak rzetelni byliby polscy specjaliści, w których ręce trafiły te próbki, to bez wiarygodnego materiału rosyjskiego, a żaden materiał rosyjski nie może być wiarygodny, takie badania po prostu nie mają sensu – uważa Merta.
Poza tym, według naszych informacji, część z tych próbek jest w takim stanie, że nie nadaje się już do badań.

http://naszdziennik.pl/polska-kraj/2348 ... robki.html

* * * * * * * * * * * * * * * * * * * * * * * * *

Brzoza na oko, głos na ucho, trotyl na nos.
Cały ten raport Millera nie jest już nawet wart papieru, na którym został spisany


Obrazek

1. Smoleńska brzoza, od której według raportu Millera miała się rozpocząć destrukcja samolotu, została złamana nie na 5 metrach, jak twierdził raport, lecz – jak ustaliła prokuratura - na prawie 7 metrach wysokości.

I znowu nic się nie stało. Brzoza czy nie brzoza, pięć metrów czy siedem – walnęło, urwało, zrobiło beczkę i się rozbiło, a kto w to nie wierzy, ten sekta smoleńska i pisowski oszołom.

2. Brzoza mierzona „na oko”, z dystansu, żeby eksperci komisji rządowej butów sobie nie pobrudzili.

Głos generała Błasika w kokpicie rozpoznawany „na ucho”, jakiś taki podobny się wydawał.
Trotyl rozpoznawany „na nos”, że go nie było. Aparatura co prawda piszczałą, ale z pastą do butów jej się pomyliło. I żeby to chociaż na psi nos rozpoznawali, ale gdzie tam, na własny!
Ciało prezydenta Kaczorowskiego rozpoznawane „na intuicję” ambasadora, który prezydenta znał ze zdjęcia.
Ziemia przekopana na metr w głąb... no dobrze, niech będzie że pół metra... no może i wcale nie przekopana i co z tego?
Wrak w Rosji, ale domagamy się, a jakże, Radek Sikorski zagadnął kiedyś Ławrowa na korytarzu.

3. Ekspertom, którzy mierzą „na oko” brzozę, od której miała się zacząć katastrofa, nie można wierzyć w niczym. Nie wiem, czy to sabotażyści byli czy idioci, ale wiem, że idiotą musi być ten, kto im jeszcze w cokolwiek wierzy. Całe to rządowe wyjaśnianie katastrofy, cały ten raport Millera nie jest już nawet wart papieru, na którym został zapisany. Zapisany... nie, raczej spisany z rosyjskiego raportu Anodiny...

Pozostaje jeszcze wiara w dobrą wolę prokuratury, która coś tam jednak zaczyna badać i wyjaśniać, ale też się, cholera jasna, o metr z kawałkiem z tą brzozą pomyliła, bo do dziennikarzy się śpieszyła.

4. Tragedia smoleńska była straszna, bo zginęli ludzie.
Ale i straszna jest tragedia posmoleńska, bo państwo ginie...

http://wpolityce.pl/artykuly/46892-brzo ... al-spisany

* * * * * * * * * * * * * * * * * * * * * * * * *

Kilka kłamstw ekspertów Millera:
"wszystko składa się w spójną całość", "mieliśmy nieograniczony dostęp do wraku", "w Smoleńsku byli pirotechnicy"


Obrazek

Dziś, już prawie trzy lata od katastrofy smoleńskiej warto przypominać sobie, co tuż po opublikowaniu raportu Millera mówili jego twórcy. Do tych słów, jak i wielu innych wypowiedzianych w tamtym czasie warto wracać. Warto, bo dziś już wiadomo, że mylili się w bardzo wielu punktach. Albo kłamali, albo byli w błędzie. Z perspektywy czasu widać, że raport Millera nadaje się do napisania na nowo. A członkowie teamu Millera deklarowali wielokrotnie, że komisja wróci do badania przyczyn katastrofy, jeśli zajdą uzasadnione okoliczności, zmieniające obraz katastrofy. Zaszły. To co, do roboty panowie!


W dzień po opublikowaniu raportu rozmawiałam z pułkownikiem Grochowskim oraz Maciejem Laskiem. Rozmowa została autoryzowana. Przytaczam poniżej fragmenty tatego wywiadu w zestawieniu z tym, co wiemy dziś. Spójrzmy na przykład na wątek udziału w katastrofie generała Błasika. Prokuratura nie znalazła żadnych dowodów na to, że generał Błasik był w kokpicie.

Gen. Andrzej Błasik był jedynie jednym z pasażerów samolotu. Dlatego też dowodowe ustalenia okoliczności związanych z osobowością, mentalnością i zachowaniami względem podwładnych oraz przestrzeganiem przepisów regulujących wykonywanie lotów przez gen. Andrzeja Błasika nie mają znaczenia dla rozstrzygnięcia sprawy - w tym kwestii ewentualnego wpływu dowódcy Sił Powietrznych na pracę załogi statku powietrznego
- stwierdził przed kilkoma dniami prokurator WPO w Warszawie.

Co twierdzili w tej sprawie członkowie komisji:

Maciej Lasek:
Podejrzewam, że generał chciał być czymś w rodzaju bufora między załogą a dysponentem. Wiemy, jak ważna była ta wizyta. Pewnie gdyby nie wylądowali, pojawiłyby się spekulacje, że mogli. Generał Błasik miał stanowić oparcie dla załogi i gdyby było trzeba powiedzieć: „tam się nie dało wylądować”.
Generał stał z tyłu, za fotelem dowódcy i za fotelem nawigatora. Generał nie miał słuchawek, a pozostali mieli, komunikowali się więc przez mikrofony i słuchawki. Nie słyszeli generała, a on nie słyszał ich komunikacji. Generał mówił: „250 metrów, 100 metrów, nic nie widać”, ale mówił to właściwe do siebie. Nie chciał zaburzać komunikacji w kabinie.


Płk Mirosław Grochowski:
To wynikało z tembru jego głosu. Nie wtrącał się w to, co robili piloci. Tak samo ocenił to psycholog.
Tak, tak, członkowie komisji Millera wysłuchali z tembru głosu generała, którego w kokpicie nie było, że był dla pilotów wsparciem i że mówił do siebie. Duży talent, nieprawdaż?
Weźmy teraz kwestię badania wraku. Dzięki listowi, który w 2011 roku członkowie Państwowej Komisji Badania Wypadków Lotniczych skierowali do ministra Grabarczyka (skarżąc się na swojego przełożonego Edmunda Klicha), wiemy, że komisja Millera nie miała dostępu do wraku. Co jednak twierdziła tuż po opublikowaniu swojego raportu?:

Maciej Lasek:
To nieprawda, że nie dysponowaliśmy wrakiem. Mieliśmy do niego nieograniczony dostęp w Smoleńsku. Komisja przeprowadziła drobiazgową analizę rejestratorów parametrów lotu i głosu. Wszystkie rejestratory mają spójny zapis, zanotowały faktyczny zapis lotu. Analiza nie wskazała żadnej usterki technicznej.

Padło wówczas pytanie:
Przypomnijmy sobie katastrofę nad Lockerbie. Wówczas każdy kawałek samolotu, a było ich ponad 10 tysięcy, został oznaczony, zapakowany a następnie szczegółowo przebadany. Dzięki temu odnaleziono drobny dowód, który doprowadził do terrorystów z Libii. A przecież robocza hipoteza była taka, że to ptaki dostały się do silnika. Czy mają panowie pewność, że nic nie zostało przeoczone?

Płk Mirosław Grochowski:
Badaliśmy zgodnie z metodyką, posługując się profesjonalnym sprzętem do oględzin wraku, do pomiarów. Gdybyśmy mieli wątpliwości wynikające z sygnałów na rejestratorach, że mogło dziać się coś podejrzanego np. przed zderzeniem z pierwszą brzozą, wtedy konieczne byłoby dodatkowe badanie wraku. Podkreślam, że takich wątpliwości nie było. Stan techniczny samolotu nie budził zastrzeżeń.

Maciej Lasek:
Odnosząc się do Lockerbie, to jeśli komisja brytyjska nie miałaby drobnych wątpliwości po analizie zapisu rejestratorów, wówczas nie przeprowadziliby tej gigantycznej akcji sprawdzającej, która była niezwykle kosztowna. Oni nie robili tego dla zabawy, tylko dlatego, że pewne rzeczy się nie zgadzały. W przypadku katastrofy smoleńskiej, wszystko się zgadza, elementy układają się w spójną całość.
Elementy katastrofy coraz bardziej nie składają się w spójną całość, czy więc członkowie komisji Millera nie uważają, że należałoby jednak przeprowadzić ową gigantyczną akcję sprawdzającą, która była niezwykle kosztowna.
Dziś prokuratura bada kwestię obecności materiałów wybuchowych na wraku. Jednak tuż po opublikowaniu raportu, członkowie komisji zapewniali, że nie może być mowy o żadnym zamachu, ani wybuchu.

Płk Mirosław Grochowski:

Dysponujemy odpowiednimi ekspertyzami. Na miejscu katastrofy oprócz członków komisji byli też pirotechnicy.

Maciej Lasek:
Są ślady wskazujące, jak się samolot niszczył. Członkowie Komisji analizowali uszkodzenia, krawędzie porozrywanych elementów. To, jak wyglądał samolot, to był wynik jego rozcalania się po zderzeniu z ziemią. Zupełnie inaczej wyglądają szczątki samolotu po eksplozji. Wszystko jest powyginane na zewnątrz. W rejestratorze jest jeszcze jeden ważny parametr: ciśnienie w kabinie pasażerskiej. Pokazuje on na przykład czy nie nastąpiła dekompresja w powietrzu lub czy na wysokości zerowej nie nastąpił skok ciśnienia. Nic takiego nie miało miejsca. Wreszcie gdyby to miał być zamach, lepiej byłoby go przeprowadzić, jak w przypadku Lockerbie, w miejscu, w którym nikt tego nie widzi, a nie tam, gdzie samolot jest oczekiwany.
No i akurat wiemy, że samolot był dość słabo oczekiwany, a i co do krawędzi są wątpliwości.

Niezależnie od tego, czy kadłub upada obrócony do góry kołami, czy odwrotnie, nie jest możliwe, by ściany i sufit kadłuba zostały wywinięte tak, jak widać na zdjęciach wraku ze Smoleńska
– uważa prof. Binienda. Jak dodaje, symulacje, jakie przeprowadził, sugerują eksplozję wewnątrz samolotu i w jej efekcie takie właśnie uszkodzenia kadłuba.

Na wybuch przed upadkiem wskazuje jeszcze jedno – fakt, że ciała były nagie. Pęd powietrza i siła uderzeniowa powstające przy wybuchu powodują zerwanie z ludzi ubrania
– tłumaczy.

I przypomnijmy jeszcze jedno zdanie eksperta z komisji Millera:

Płk Mirosław Grochowski:
Komisja dokonała ustaleń i opracowała zalecenia na podstawie zebranego materiału.

Prawdopodobnie płk Grochowski, mówiąc o zebranym materiale, miał na myśli ten zebrany przez MAK. Dowodzi tego choćby informacja dotycząca wysokości złamania brzozy. Według MAK i komisji Millera złamała się na wysokości 5 metrów i 10 cm, prokuratura mówi o 6 m i 66 centymetrach.

Członkowie komisji Millera powinni albo zapaść się pod ziemię i spod niej nie wypełzać albo, jeśli mają w sobie choć cień przyzwoitości, zabrać się do pracy.
Jeśli…


Wywiad, o którym mowa, ukazał się 01.08.2011 roku w dzienniku "Fakt"

http://wpolityce.pl/artykuly/46919-kilk ... rotechnicy

* * * * * * * * * * * * * * * * * * * * * * * * *

Co redaktor Żakowski wie o drzewach

Trzy lata zajęło polskiej prokuraturze zmierzenie, na jakiej wysokości Tu-154M ściął tzw. pancerną brzozę. W kolejnej wersji śledczy ustalili, że złamanie drzewa nastąpiło na wysokości 666 cm, co jest sprzeczne z raportem Millera, który mówił o 510 cm. Zdaniem Jacka Żakowskiego złamane drzewo w ciągu trzech lat urosło ponad 1,5 m. To niemożliwe – mówią eksperci.


„Od katastrofy minęły trzy sezony wegetacyjne. Przez ten czas brzoza (zależnie od wieku i środowiska) powinna urosnąć od 3 do 6 metrów, a jej przekrój powinien zwiększyć się o kilka centymetrów” – napisał w felietonie „Czy te liczby mogą kłamać” w „michnikowym szmatławcu” Jacek Żakowski.

Wiedzę redaktora „Wyborczej” skonfrontowaliśmy z opinią naukowców.
Nie jest możliwe, aby złamane drzewo rosło w górę. No bo w jaki sposób? Jakim cudem, przecież tam nie ma tzw. pączka szczytowego [występuje na wierzchołkach pędów, na pędzie głównym pąk szczytowy jest zwykle największym pączkiem]? – pyta w rozmowie z „Codzienną” naukowiec z Wydziału Leśnego Uniwersytetu Przyrodniczego w Poznaniu, pracownik Zakładu Ekologicznych Podstaw Hodowli Lasu. Zdaniem naukowca drzewo może rozrosnąć się wszerz i wypuścić boczne pędy. Naukowiec za mało prawdopodobne uznał jednak, że drzewo bez korony mogło zgrubieć o kilkanaście centymetrów.

Podobnie wypowiada się Piotr Banaszczak z Arboretum Szkoły Głównej Gospodarstwa Wiejskiego w Rogowie. – Taki wzrost brzozy jest niemożliwy. Żadne drzewo, jeśli zostanie ścięte na jakiejś wysokości, nie może się rozciągnąć w pionie, najwyżej może stać się grubsze. Z tego kikuta drzewo może wypuścić nowe pędy i będzie to wyraźnie widać – mówi w rozmowie z „Codzienną” Banaszczak.
W drzewie mamy do czynienia jedynie ze wzrostem pierwotnym – tylko pęd przewodzący może wydawać nowe komórki w pionie. Jeżeli utniemy wierzchołek, nie ma możliwości, aby drzewo rosło wyżej – twierdzi Banaszczak.

Kierownik Arboretum SGGW nie rozumie, jak prokuratorzy mogli popełnić błąd w pomiarach. – Są metody, które pozwalają zmierzyć drzewo bardzo dokładnie. W arboretum używamy teleskopowej tyczki, za pomocą której możemy zmierzyć wysokość drzewa co do milimetra. To nie jest XIV w., żeby mylić się przy takich obliczeniach – twierdzi Banaszczak.
Eksperci radzą, aby przyjrzeć się żywopłotom miejskim, którym specjalnie ścina się wierzchołki, aby nie rosły w górę, a rozrastały się wszerz.

http://niezalezna.pl/38372-co-redaktor- ... o-drzewach

* * * * * * * * * * * * * * * * * * * * * * * * *

Tajne metody mierzenia smoleńskiej brzozy

Okazuje się, że metoda, którą wykorzystali członkowie komisji Millera do obliczenia miejsca złamania "pancernej brzozy" jest...tajna. Szef PKBWL, Maciej Lasek nie ma sobie jednak nic do zarzucenia jeżeli chodzi o pomiary i uparcie, wbrew wersji prokuratury utrzymuje, że skrzydło tupolewa uderzyło w drzewo na wysokości 5,1m.

- Nie mam powodu aby zmieniać swoje stanowisko. Na podstawie pomiarów przeprowadzonych przez członków komisji na miejscu zdarzenia stwierdzono, że samolot zderzył się z brzozą na wysokości 5.1 m. - powiedział rp.pl Maciej Lasek.

Co więcej, szef Państwowej Komisji Badania Wypadków Lotniczych uważa, że pomiary Naczelnej Prokuratury Wojskowej nie wykluczają tez zawartych w raporcie Millera.
NPW poinformowała, że drzewo złamane jest na wysokości 666 cm. W raporcie Komisji Badania Wypadków Lotniczych Lotnictwa Państwowego czytamy, że drzewo złamane jest 156 cm niżej.

Okazuje się, że sama metoda pomiarów owiana jest tajemnicą. Maciej Lasek powtórzył w rozmowie z rp.pl., że członkowie komisji byli w Smoleńsku w okresie od 11 do 23 kwietnia 2010 r. Zastrzegł tajemniczo, że "otrzymane wyniki pomiarów były komplementarne z danymi uzyskanymi z analiz przeprowadzonych na podstawie informacji zarejestrowanych przez inne obiektywne źródła danych".
Szef PKBWL uważa, że dane osoby odpowiedzialnej za zmierzenie drzewa chroni ustawa Prawo lotnicze, a metod pomiarowych nie może ujawnić z uwagi na "brak dostępu do materiałów źródłowych oraz na zakres informacji, które decyzją Prezesa Rady Ministrów zostały upublicznione w Raporcie i Protokole wraz z załącznikami do nich".

http://niezalezna.pl/38407-tajne-metody ... iej-brzozy

* * * * * * * * * * * * * * * * * * * * * * * * *

Kłamstwo nasze powszednie

Oświadczenia prokuratorów badających katastrofę smoleńską coraz bardziej przypominają komunikaty Radia Erewań. „Czy to prawda, że w Moskwie rozdają samochody? Tak, to prawda, ale nie samochody, tylko rowery i nie dają, a kradną". Nie było żadnego trotylu, ale tak, stwierdzono jego obecność. Owszem: brzoza urwała skrzydło samolotu na wysokości pięciu metrów nad ziemią, ale złamała się na blisko ośmiu…

Kłamstwo nie dba o jakiekolwiek pozory wiarygodności. A mimo to egzystuje w przestrzeni publicznej, wylewa się z telewizorów i szpalt poczytnych tygodników, których odbiorcy akceptują je bez sprzeciwu. Wierzą? Dla wygody zamykają oczy na prawdę? A może po prostu tolerują jego obecność w przekonaniu, że kłamstwo jest trwałym i uznanym sposobem komunikacji społecznej? Niezbywalnym elementem debaty publicznej?

Gdy zastanawiam się, od kiedy postrzegam sferę publiczną jako nacechowaną kłamstwem, dochodzę do wniosku, że od zawsze. Ledwie stanęłam u jej progu, gdy jako siedmioletniego brzdąca wysłano mnie do szkoły, już zostałam w tej kwestii pouczona: wtedy właśnie dowiedziałam się, że mój ojciec spędził 12 lat w łagrach Workuty i że o tym fakcie, tak jak i o innych z historii mojej AK-owskiej rodziny nie wolno mi w szkole opowiadać. Ani też popisywać się na lekcjach wiadomościami o Katyniu czy Powstaniu Warszawskim.

Nie minął rok, gdy nad Polską rozpętało się kłamstwo marcowe, a potem kolejne – o bratniej pomocy udzielonej Czechosłowacji. Nie rozumiałam oczywiście, w czym rzecz, ale dotkliwie odczuwałam opresję płynącą z telewizora, gdy moja pogodna i opanowana matka, w trakcie jakiegoś przemówienia Gomułki, nieoczekiwanie rąbnęła rurą od odkurzacza w podłogę – było to zachowanie tak szokujące, że charakterystyczna melodia przemówień towarzysza „Wiesława" zapadła mi w pamięć na resztę życia, na zawsze już skojarzona z uczuciem bezsilnego gniewu i niewykrzyczanego protestu.
Potem był grudzień 70 r. – w domu przerażone napięcie wobec niemożliwości telefonicznego porozumienia z rodziną w Gdańsku (odcięto łączność). I niezachwiane przekonanie, że oficjalne komunikaty są z gruntu kłamliwe, a te prawdziwe – z Radia Wolna Europa – skutecznie zagłusza nieznośny hurgot.
Dalej była epoka gierkowska, kiedy na lekcjach geografii uczono nas, że Polska jest dziewiątą potęgą przemysłową świata, tymczasem, żeby zdobyć lodówkę czy żałosną meblościankę z dykty, trzeba było zapisać się na listę w kolejce koczującej przed sklepem przez wiele dni, a czasem tygodni. Następnie przeżyliśmy posierpniowe uniesienie otwartego wypowiadania własnych poglądów, poczucia swobody i życzliwości, które ogarnęły sferę publiczną, prostując pochylone plecy rodaków i rozjaśniając ich twarze.

Na zaledwie 16 miesięcy, po których nastąpił wstrząs stanu wojennego z jego aroganckim, nienawistnym i bezczelnym kłamstwem chichoczącym szyderczo w trakcie konferencji prasowych Jerzego Urbana.

Dziesięciolecia doświadczeń

W 1989 r. wydawało się, że całe to upokarzające doświadczenie zakłamania odchodzi w przeszłość wraz z komunizmem. Że prawda na dobre zadomowiła się w naszym życiu publicznym i nie da się jej już stamtąd usunąć. Jej trybuną stała się wówczas „michnikowy szmatławiec", po której pierwsze numery ustawiały się tasiemcowe kolejki wzdłuż Marszałkowskiej.
Bezmierną gorycz zawiedzionych nadziei najlepiej chyba ilustruje to, że właśnie ten „pierwszy niekomunistyczny dziennik" w bloku sowieckim z czasem stał się najpotężniejszym instrumentem oszustwa III RP, którego ukoronowaniem jest kłamstwo smoleńskie. Przygotowane trwającą latami kampanią „przemysłu pogardy".
Co najmniej od chwili wybuchu II wojny kolejne roczniki i generacje Polaków postrzegały życie publiczne jako domenę fałszu, wrogą przestrzeń obelg i kalumni rzucanych na bliskie ich sercu dokonania i wartości.

Czy można się dziwić, że po dziesięcioleciach takich doświadczeń ich dzieci i wnuki próbują tę nieprzyjazną rzeczywistość jakoś oswoić i uzgodnić z własnymi wyobrażeniami o świecie? Że szukają sposobu, by sobie w niej zapewnić znośne trwanie, wyzbyte ambicji jej przekształcania, skoro od pokoleń wiedzą, że wszelkie takie starania skazane są na klęskę?

Czy można się dziwić, że nie chcą słuchać o Smoleńsku ani analizować kolejnych komunikatów Radia Erewań? Że pragną zatrzasnąć się w swojej prywatności, separując się od sfery publicznej tak skutecznie, jak to tylko możliwe?

Może wręcz pcha ich do tego wewnętrzna uczciwość, która da się ocalić – jak sądzą – tylko w ścianach własnego domu, za cenę głuchoty i ślepoty na wszystko, co dzieje się na zewnątrz?

„Zwyczajne człowieczeństwo"

To oczywiście złudzenie. Przyzwolenie na wszechobecność kłamstwa i opresji w przestrzeni publicznej wypacza wszystkie aspekty egzystencji, także te najbardziej prywatne, bo nigdy nie udaje się ich bez reszty wypreparować z interakcji społecznych. W rezultacie rośnie poczucie bezradności wobec losu, pogłębia się frustracja, szerzy apatia. Filozofia „grillowania" nie przynosi szczęścia.

I też Polska nie wydaje się krajem ludzi szczęśliwych. Według danych Komendy Głównej Policji w ub.r. statystyki samobójstw wzrosły u nas o 20 proc. Jak twierdzi prof. Janusz Heitzman, prezes Polskiego Towarzystwa Psychiatrycznego: milion Polaków zażywa leki antydepresyjne, 45 proc. obawia się o swoją psychiczną równowagę, a 85 proc. ocenia warunki życia w naszym kraju jako szkodliwe dla zdrowia psychicznego.

„Naród, który na kłamstwie buduje swoje myśli, idzie do pewnej zguby" – twierdził Józef Piłsudski. I tłumaczył, dlaczego podjął walkę z nieznośną rzeczywistością: „proszę tylko, byś nie robił ze mnie […] człowieka poświęcenia, rozpinającego się na krzyżu dla ludzkości czy czego tam. […] Walczę i umrę jedynie dlatego, że w wychodku, jakiem jest nasze życie, żyć nie mogę, to ubliża – ubliża mi jako człowiekowi z godnością nie niewolniczą! Niech dzieci się bawią w hodowanie kwiatów czy socjalizmu, czy polskości, czy czego innego w wychodkowej (nawet nie klozetowej) atmosferze – ja nie mogę. To nie sentymentalizm, nie mazgajstwo, nie maszynka ewolucji społecznej czy tam co – to zwyczajne człowieczeństwo".

Zwyczajne człowieczeństwo potrzebuje prawdy. Życie w kłamstwie odziera je z godności.

http://niezalezna.pl/38415-klamstwo-nasze-powszednie

* * * * * * * * * * * * * * * * * * * * * * * * *

NASZ WYWIAD. Stanisław Zagrodzki: Rzeczywistość diametralnie różni się od tego, co opowiada członek komisji Millera.
Będzie proces?


wPolityce.pl: - Nieco wirtualny dotychczas zespół Macieja Laska może już działać na materiałach wyprodukowanych przez komisję Millera. Ministrowie transportu i obrony wydali w tym celu specjalne rozporządzenie. Czego pan się spodziewa po ludziach, którzy przygotowali raport Millera? Jak może wyglądać ta ich „ofensywa przeciw kłamstwu”?

Stanisław Zagrodzki, kuzyn śp. Ewy Bąkowskiej, która zginęła w katastrofie smoleńskiej:
Czy to ma jakieś znaczenie? Z tego, co widać w raporcie, to wiedza tam zawarta raczej nie jest porażająca. Tworzenie jakiegoś specjalnego rozporządzenia, by zespół pana Laska mógł się wypowiadać w oparciu o dokumenty komisji, jest po prostu śmieszne. Chyba wiedzieli, co napisali, podpisali i jakimi materiałami dysponowali. To są zabiegi raczej bliższe socjotechniki niż rzeczywistości.

W raporcie Millera i w jego załącznikach tych najważniejszych badań brakowało albo miały one dość ograniczoną – mówiąc delikatnie – wiarygodność. Choćby dlatego, że były ordynarnie przepisane od Rosjan.

Sam raport jest tak doskonały, jak doskonałe były materiały, na których się oparł. A ponieważ były one dziurawe jak sito, trudno mówić, że można na ich podstawie coś ustalić. Trzeba sobie jasno powiedzieć, że wówczas, gdy komisja kończyła swoją pracę, wielu materiałów z Rosji nie było nawet w prokuraturze – choćby dotyczących wielu ciał ofiar, badań związanych z ewentualną obecnością materiałów wybuchowych czy nawet dokładnej oceny wraku. Trzeba pamiętać, że szczątki samolotu były oceniane przez Rosjan dopiero 16 września 2010 roku i później, a polscy śledczy otrzymali dokumentację na ten temat po zakończeniu pracy Komisji Badania Wypadków Lotniczych Lotnictwa Państwowego.

Członkom KBWLLP najwyraźniej to nie przeszkadza. Stanisław Żurkowski, ważny członek komisji Millera 31 października mówił w „michnikowemu szmatławcowi”: „Anatomopatolodzy podczas sekcji zwłok nie stwierdzili żadnych śladów charakterystycznych dla wybuchu i pożaru, czyli spalonych włosów, opalonych brwi i rzęs, przypalonej czy oparzonej skóry. I ubrania nie nosiły żadnych śladów charakterystycznych dla wybuchu i pożaru.” Czy pana wiedza odpowiada temu opisowi?

W tym zakresie Pan Żurkowski - mówiąc bardzo eufemistycznie - minął się z faktami. Zarówno komisja, jak i prokuratura już w tym czasie, gdy kończyły się prace komisji Millera, miała dokumenty świadczące o tym, że teren pożaru był dość rozległy, a ciała posiadały – to też eufemizm – charakterystykę oparzeniową. Były ciała, na których ewidentnie stwierdzono spalone ubrania. W związku z tym trudno mi się zgodzić z tym, że anatomopatolodzy podczas sekcji niczego nie stwierdzili w zakresie śladów charakterystycznych chociażby dla pożaru. Na pewno były i spalone włosy i opalone brwi i oparzona skóra. Rzeczywistość diametralnie różni się od tego, co opowiada członek komisji Millera. Wolałbym nie mówić o szczegółach, bo to kwestie bardzo bolesne dla rodzin. Ale wydaje się, że panu Żurkowskiemu najzwyczajniej w świecie trzeba udowodnić przed sądem, że w tak ważnej i bolesnej sprawie kłamie.

Dlaczego pana zdaniem Żurkowski mówi takie rzeczy? Czy może chodzić o brak wiedzy – ktoś mógł ukryć przed nim jakieś fakty?

Pan Żurkowski był szefem komisji technicznej. Teoretycznie mógł nie widzieć wszystkich dokumentów dotyczących ciał ofiar katastrofy. Zajmował się raczej załogą samolotu. Ale musiał mieć wgląd w dokumenty sporządzone przez Rosjan na miejscu katastrofy, które całkiem obrazowo opisują miejsce zdarzenia - zarówno ciała, jak i fotele oraz inne elementy wyposażenia wnętrza. Nie wierzę więc, by nie miał odpowiedniej wiedzy. Jego słowa to kolejna zamiennik wpuszczenia w przestrzeń publiczną czegoś, co w założeniu ma udowodnić nieprawdziwość informacji o możliwości jakichkolwiek wybuchów. Najlepszym tego dowodem jest to, co komisja zrobiła z badaniami firmy SmallGis. By wyeliminować tzw. „spiskowe teorie” zmieniono w tłumaczeniu słowo „wybuch” na „pożar”. Pytam więc: skoro wiedzieli, jakie są strefy pożarów, to dlaczego chcą ukryć resztę wiedzy? Przecież w takim wypadku można się spodziewać, że naturalną konsekwencją takich zdarzeń będzie opalenie części elementów wyposażenia, jak również tego, że część ofiar będzie nosiła ślady działania ognia.

Był pan obecny na niedawnym spotkaniu z członkami komisji Millera w redakcji „michnikowego szmatławca”. Stała się tam rzecz niebywała. Tzw. „eksperci” przekonując o obecności generałów w kokpicie przywołali słowa ze stenogramu fałszując je. Stwierdzili mianowicie, że z ust jednego z członków załogi pada sformułowanie: „wchodzą generałowie”. Sala bardzo żywiołowo zaprotestowała przeciw temu kłamstwu, prostując, że na stenogramie jest jedynie słowo „generałowie”, nie wiadomo, w jakich okolicznościach wypowiedziane. Siedzący za stołem odrzekli na to, że w takim razie chodzi o wypowiedź „Uwaga, generałowie”. Też kłamliwą. Słowa „uwaga” tam nie ma! To uderzające, bo ich przeinaczenia bardzo łatwo zweryfikować.

Na nagraniu z tego spotkania słychać mój głos, bo to ja zaprotestowałem przeciw używaniu tego typu sformułowań. Ani w ich ekspertyzie z nagrań czarnej skrzynki, wykonanej przez policję, ani w tej z instytutu im. Sehna nie ma żadnych śladów dotyczących generała Błasika. W ekspertyzie komisji jest jeszcze mniej, bo nie odnotowano nawet słowa „generałowie”. Ci panowie najzwyczajniej w świecie nagięli rzeczywistość rozpisując role w kabinie na podstawie nieistniejących wypowiedzi. To jest jednoznaczny fałsz. Nie mogłem dopuścić do tego, by bez protestu stawiano takie tezy. Panowie nie chcieli się jednak z tego wycofać. Konfabulowali dalej.

Tam nie ma żadnego kontekstu, nie wiadomo, kto wypowiedział te słowa i w jakich okolicznościach.

W ekspertyzie jest powiedziane, że jeden z mikrofonów zbierających głosy w kabinie jest umieszczony na pulpicie mechanika niedaleko końca kokpitu i zbiera również część odgłosów z przedsionka za kabiną. Być może nawet został zarejestrowany głos kogoś, kto chciał skorzystać z toalety. Jestem chyba jedyną osobą z rodzin, która była na tym spotkaniu. Po tym, co tam usłyszałem oraz po październikowej publikacji w „michnikowemu szmatławcowi”, noszę się z zamiarem zafundowania panu Żurkowskiemu, jak i autorce wywiadu wyprawy do sądu. Ta rozmowa była żałosna.

I tak moglibyśmy wymieniać kolejne nieścisłości podawane przez komisję Millera. Niektóre punktuje prokuratura – jak wysokość złamania brzozy.

Ha, brzoza co rok rośnie o metr! Gdy zobaczyłem, że urosła do 7 metrów 70 centymetrów, to się roześmiałem. Myślę, że kwestia pomiarów jest już chyba ostatecznie wyjaśniona. Możemy zakładać, że faktycznie chodzi o wysokość 150 cm wyższą niż podała w swoim raporcie KBWLLP. To jednoznacznie świadczy, że komisja niczego nie robiła osobiście i pokazuje sposób tworzenia tego raportu. Jest on oparty o raport MAK, o rosyjskie niepełne ustalenia. To poważny problem. Ja bym się wstydził podpisać pod czymś takim, nie mając pewności, że to, co znalazło się w dokumencie, jest prawdą.

Rozmawiał Marek Pyza

http://wpolityce.pl/wydarzenia/47186-na ... zie-proces

* * * * * * * * * * * * * * * * * * * * * * * * *

Ostre zbliżenie. Na półtora metra

W środku nocy z 10 na 11 kwietnia 2010 r. [b]kremlowskie specsłużby hurtowo zwoziły do kostnicy ochroniarzy z moskiewskich kin i centrów handlowych. Ci przypadkowo ściągnięci ludzie stawali się świadkami oględzin ciał ofiar katastrofy smoleńskiej
- ujawnił „Nasz Dziennik”. To kolejny szokujący fakt, który obala zapewnienia polskiego rządu, że Rosjanie prawidłowo wypełniali procedury obowiązujące przy katastrofie. Tak jak obalone zostały zapewnienia, że pancerna brzoza była dokładnie pomierzona - według MAK-u (i małpującej go komisji Millera) została obcięta na wysokości 510 cm, a według ostatnich doniesień prokuratury na wysokości 666 cm. No, ale co tam różnica 1,5 m w pomiarach, skoro premier Tusk wytłumaczył narodowi, że „różni ludzie różnie mierzą”, ale „z tego, co mu wiadomo, mierzą tę samą brzozę”. A w ogóle, to czego się czepiać, skoro „na końcu te komunikaty komisji i prokuratury zbliżyły się do siebie, do tych 510 cm. W zależności od tego, jak kto mierzy, czy od podstawy złamania, czy od korzenia, czy od mchu etc., zależą te wyniki”. A więc znowu sukces! Komunikaty komisji zbliżyły się na 1,5 m! Różni je tylko wysokość mchu. Tego z „Bajek z mchu i paproci”.

http://niezalezna.pl/38512-ostre-zblize ... tora-metra

* * * * * * * * * * * * * * * * * * * * * * * * *

Seremet dla niezalezna.pl: „Wrak jest kompletny”. Czyżby?

W rozmowie z portalem niezalezna.pl Prokurator Generalny Andrzej Seremet zapewnia: - Według moich informacji wrak jest w stanie nienaruszonym. Tymczasem z relacji świadków wynika, że wiele fragmentów maszyny już dawno trafiło na złom. Co więcej, po katastrofie części polskiego tupolewa można było kupić od Rosjan na bazarach.

Zapytaliśmy Prokuratora Generalnego o "znikający wrak" rządowego Tu-154M. - Nie sądzę, nie mam informacji by zabezpieczenie wraku było nienależyte, żeby jakieś części zostały rozkradzione, czy też zabrane, żeby części było mniej. Według moich informacji wrak jest w stanie nienaruszonym - zapewnia nas prokurator Andrzej Seremet.

Tymczasem o tym, że wrak jest rozkradany było wiadomo już niedługo po katastrofie, kiedy prywatne osoby przywoziły do Polski fragmenty maszyny kupione np. na bazarze czy od złomiarzy.
Zeznania na temat rozkradzenia ogromnych fragmentów wraku i wywożenia ich na złom pojawiają się także m.in. w ostatnim filmie pt. „Anatomia Upadku” autorstwa dziennikarki „Gazety Polskiej” Anity Gargas. Świadkowie twierdzą, że pod hangarem jest już tylko 1/3 maszyny. Reszta miała być rozkradziona przez miejscową ludność i oddana do skupu.
Prokuratorzy Wojskowi nie podjęli jeszcze decyzji o tym czy zeznania bohaterów filmu staną się dowodem w sprawie. Wiadomo jedynie, że oglądali dokument.

Przypomnijmy, że wrak przez wiele miesięcy po katastrofie rdzewiał i niszczał pod gołym niebem.

Odpowiedź na pytania o to co dzieje się w Rosji z wrakiem dałby wgląd do polskich protokołów z inwentaryzacji szczątków maszyny. - Pewnej wstępnej inwentaryzacji dokonano wcześniej przymierzając się to sprowadzenia wraku do Polski - powiedział nam Prokurator Generalny.
Już kilka dni temu zapytaliśmy Wojskową Prokuraturę Okręgową w Warszawie czy dokładnie policzono fragmenty rządowego tupolewa i jaka data widnieje na sporządzonych z tego protokołach. To ważny aspekt zarówno na potrzebę doraźnego śledztwa, jak i transportu wraku maszyny do Polski. Odpowiedzi jednak wciąż nie otrzymaliśmy.

Członkowie parlamentarnego zespołu ds. wyjaśnienia tragedii smoleńskiej są zdania, że żadnej porządnej i szczegółowej inwentaryzacji wraku nie było.

Jak można mówić o rzetelności czy jakiejkolwiek inwentaryzacji skoro po blisko trzech latach we wraku znajdowane są rzeczy osobiste ofiar? Przecież to aż 59 kopert z zawartością, którą teraz będą miały identyfikować rodziny – przypomina w rozmowie z nami prokurator Stanisław Piotrowicz, wiceprzewodniczący zespołu smoleńskiego.

http://niezalezna.pl/38752-seremet-dla- ... tny-czyzby

____________________________________
Ojczyznę wolną pobłogosław Panie.


23 lut 2013, 15:08
Zobacz profil
Fachowiec
Własny awatar

 REJESTRACJA14 wrz 2011, 21:56

 POSTY        1263
Post Re: Katastrofa smoleńska
Najsłynniejsze drzewo Donalda Tuska

Rząd i utrwalacze jego władzy porzucają kult pancernej brzozy. Opublikowany po raz pierwszy w „Nowym Państwie” rosyjski dokument zawierający oględziny miejsca katastrofy dokonane wczesnym popołudniem 10 kwietnia wywołał lawinę pytań o wysokość, na której rządowy samolot miał stracić skrzydło w zderzeniu w najsłynniejszym drzewem Donalda Tuska. Okazało się bowiem, że pomiary różnią się od siebie o kilka metrów! A prokuratura oficjalnie zakwestionowała te sporządzone przez tzw. komisję Millera i zawarte w rządowym dokumencie wytworzonym przez to ciało. Trzeba jednak oddać premierowi, iż trzymał straż przy pancernej brzozie tak długo, jak tylko mógł. Na konferencjach prasowych dał się poznać jako specjalista od mierzenia drzew. Metody wyliczał na jednym wdechu: pomiar od korzenia, pomiar od podłoża i w końcu najbardziej nowatorski – pomiar od mchu. Zdaje się jednak, że w wyliczance zabrakło tego najważniejszego sposobu, który bez wątpienia ma dominujące znaczenie w badaniu przyczyn katastrofy smoleńskiej – pomiar dla Putina. W innych okolicznościach miernicze popisy szefa rządu można by skwitować prostym „zrobił z siebie idiotę”. Tyle tylko, że w tej arcyważnej dla Polski sprawie Tusk z nas próbuje zrobić idiotów. Przaśne bon moty w stylu „różni ludzie różnie mierzą” to przede wszystkim dowody na kompletny brak szacunku dla tych, którzy zginęli w Smoleńsku, tych, którzy do tej pory przeżywają ich stratę, ale również dla całego państwa. To dokładnie tak, jakby powiedział: "mam tę Polskę w d…" Albo użył bardziej eleganckiej formy – że jest nienormalnością. Dziś już wiemy, że kłamstwa dotyczącego wysokości pancernej brzozy nie dało się zakrzyczeć. Opowieść o niszczycielskim drzewie odchodzi do przeszłości. Jej żywot zakończyła, tak jak i zaczęła – propaganda. Obowiązująca na dziś wersja przyczyn 10 kwietnia to zatem zejście samolotu na niebezpieczną wysokość, bez brzozy. Wcześniej był pijany gen. Błasik. Za jakiś czas utrwalacze kłamstwa smoleńskiego poczęstują nas kolejną teorią. Tylko metoda badawcza pozostaje ta sama: pomiar dla Putina. W 1915 r. Stanisław Witkiewicz pisał: „Oby Moskwę zmieciono z powierzchni Polski”. To niestety nadal bardzo aktualne życzenie.

http://niezalezna.pl/38797-najslynniejs ... alda-tuska

* * * * * * * * * * * * * * * * * * * * * * * * *

Dlaczego generałowie wsiedli do tupolewa

Na ostatniej odprawie z dowódcami mąż mówił, że chce zabrać generałów na pokład Jaka-40. Sam też miał lecieć tym samolotem jako pasażer. Jednak dzień przed wylotem do Katynia, 9 kwietnia 2010 r., gdy wrócił do domu i zapytałam go, jakim samolotem leci, odpowiedział, że jednak Tu-154 razem z prezydentem – mówi „Gazecie Polskiej” Ewa Błasik, wdowa po śp. gen. Andrzeju Błasiku.


Decyzja, czy generałowie polecą w jednym samolocie z prezydentem, ważyła się niemal do ostatniej chwili przed wylotem 10 kwietnia 2010 r. O tym, że generałowie WP, razem z dowódcą Sił Powietrznych Andrzejem Błasikiem, mają polecieć tupolewem, zdecydowano wbrew planom generała. Ale nawet gdyby przed odlotem Lech Kaczyński zdecydował, że jednak generałowie polecą Jakiem-40 – nie było już wyjścia. Gdy limuzyna z głową państwa pojawiła się na płycie lotniska wojskowego na Okęciu, było kilka minut po godz. 7. Jak-40 z dziennikarzami na pokładzie, który wystartował o godz. 5:35, był już półtorej godziny w powietrzu (Jak-40 leci do Smoleńska ponad godzinę dłużej niż Tu-154). Innych samolotów, w tym przewidzianego w instrukcji o lotach Head rezerwowego samolotu dla prezydenta, nie podstawiono. Generałowie musieli więc polecieć z prezydentem.

Natomiast delegacja 7 kwietnia 2010 r. z premierem Tuskiem poleciała aż czterema samolotami: Tu-154M 101, Jakiem-40 i dwoma maszynami Casa-295 M. Ponadto w rezerwie czekały trzy samoloty: jedna Casa-295M i dwa Jaki-40. Łącznie delegacja Tuska miała do dyspozycji aż siedem samolotów. Prezydencka delegacja tylko dwa – Tu-154M 101 i Jaka-40. Przypomnijmy, że delegacja, która poleciała Tu-154 z premierem, liczyła 77 osób, a z prezydentem – 95.

Stłoczeni w salonce

Być może generałowie nie polecieliby Tu-154 z prezydentem Lechem Kaczyńskim, gdyby nie niespodziewany remont rządowego tupolewa, wykonany 6 kwietnia 2010 r. W salonce nr 3, położonej tuż przy skrzydłach i przeznaczonej dla ośmiu osób, zamontowano dziesięć dodatkowych foteli pasażerskich. Zmian dokonano na polecenie szefa Techniki Lotniczej 36. Specjalnego Pułku Lotnictwa Transportowego. Zgodnie z dokumentacją w salonce tej powinny znajdować się cztery dwuosobowe kanapy w dwóch rzędach i dwa stoły między nimi. Salonkę przemeblowano, montując trzy rzędy po sześć siedzeń jednoosobowych (po trzy z lewej i prawej strony samolotu). Zwiększyło to liczbę miejsc siedzących o dziesięć – z ośmiu do osiemnastu.

Ponieważ prezydent miał do dyspozycji jedynie dwa samoloty, generałowie musieli lecieć albo jakiem, albo wraz z nim Tu-154. Ktoś postanowił – być może ta sama osoba, która wcześniej zadecydowała o powiększeniu salonki o dziesięć miejsc (dokładnie tylu uczestników liczyła delegacja wojskowa) – że będzie to jednak tupolew. W związku z tym w samolocie lecącym 10 kwietnia 2010 r. do Smoleńska wszystkie miejsca zostały zajęte, co doprowadziło do tego, że ze składu delegacji wycofano żołnierza Żandarmerii Wojskowej wyznaczonego do ochrony szefa Sztabu Generalnego WP gen. Franciszka Gągora. Jak pisała w odpowiedzi na nasze pytania Najwyższa Izba Kontroli, jej kontrolerzy stwierdzili, że żołnierz ŻW „został w Polsce, bo w samolocie brakowało dla niego miejsca”.

Po przeróbce salonka nr 3 przestała być salonką, stała się pomieszczeniem klasy ekonomicznej, bo generałów dosłownie tam stłoczono. Z tego, że generałowie będą mieli niemal podkurczone nogi, musiał zdawać sobie sprawę ten, kto podjął decyzję o przebudowie. A przecież problem rozwiązałoby podstawienie dodatkowego samolotu.

– W Kancelarii Prezydenta nigdy nie powstał pomysł, by sugerować przebudowę salonki nr 3 w Tu-154 czy dokonywać innych zmian. To nie leży w kompetencjach Kancelarii. My przedkładaliśmy tylko dla Kancelarii Premiera zamówienie na konkretny typ samolotu, czy – jeśli była taka potrzeba – większej liczby samolotów. Rzeczywiście, ta przebudowa wydaje się dziwna – mówi „GP” poseł PiS Jacek Sasin, były zastępca szefa Kancelarii Prezydenta.

Warto przypomnieć, że poseł PiS Marek Opioła zwrócił się do MON z zapytaniem, czy Służba Kontrwywiadu Wojskowego, jako odpowiedzialna za ochronę kontrwywiadowczą najważniejszych osób w państwie, wiedziała o przebudowie salonki i czy sprawdzała samolot po jej dokonaniu. Okazało się, że SKW nie została o tej operacji poinformowana. Zapytaliśmy Naczelną Prokuraturę Wojskową, czy ustaliła, kto zlecił szefowi technicznemu 36 SPLT przebudowę salonki i jak to uzasadnił. Odpowiedź jej rzecznika płk. Zbigniewa Rzepy była zaskakująca: „Uprzejmie informuję, że zgodnie ze stanowiskiem Wojskowej Prokuratury Okręgowej w Warszawie nie mogę udzielić odpowiedzi na te pytania, bowiem ich zakres jest zbyt szczegółowy i ujawnienie tego typu informacji na tym etapie postępowania mogłoby mieć negatywny wpływ na jego przebieg”.

Cała sytuacja wskazuje, że salonkę przebudowano z założeniem, że polecą nią generałowie. Jeżeli tak, to znaczy, że już 6 kwietnia było wiadomo, iż dla delegacji prezydenta nie będzie oprócz Jaka-40 innych samolotów, w tym rezerwowego.

Według dr. inż. Grzegorza Szuladzińskiego z zespołu parlamentarnego badającego przyczyny katastrofy smoleńskiej, do drugiego, decydującego wybuchu w Tu-154 doszło pomiędzy częścią pasażerską a strefą przeznaczoną dla VIP-ów, złożoną z trzech saloników, właśnie w bezpośrednim sąsiedztwie salonki numer trzy. Pasażerowie, którzy w niej lecieli, odnieśli największe obrażenia.

Przypomnijmy, samolot Tu-154M 101 dzielił się na kokpit, trzy saloniki dla VIP-ów i część pasażerską. 10 kwietnia 2010 r. w pierwszym saloniku leciała para prezydencka, w drugim prezydent Ryszard Kaczorowski, wicemarszałkowie sejmu Krzysztof Putra i Jerzy Szmajdziński, wicemarszałek senatu Krystyna Bochenek, szef Kancelarii Prezydenta Władysław Stasiak, szef BBN Aleksander Szczygło i prezydencki minister Paweł Wypych.

Trzeci salonik zajęli Mariusz Handzlik, wiceminister spraw zagranicznych Andrzej Kremer, wiceminister obrony narodowej Stanisław Jerzy Komorowski, wiceminister kultury Tomasz Merta, szef ROPWiM Andrzej Przewoźnik, posłowie Maciej Płażyński i Grażyna Gęsicka, urzędnik MSZ Mariusz Kazana oraz dziesięciu wojskowych: bp gen. dyw. Tadeusz Płoski, abp gen. bryg. Miron Chodakowski, ks. płk Adam Pilch, szef Sztabu Generalnego Wojska Polskiego gen. Franciszek Gągor, gen. br. Bronisław Kwiatkowski, gen. br. pil. Andrzej Błasik, gen. dyw. Tadeusz Buk, gen. dyw. Włodzimierz Potasiński, wiceadm. Andrzej Karweta, gen. bryg. Kazimierz Gilarski. Reszta członków delegacji zajęła miejsca w części pasażerskiej.

http://niezalezna.pl/38798-dlaczego-gen ... nt-1402295

* * * * * * * * * * * * * * * * * * * * * * * * *

SKANDAL: Przekazali Rosjanom wrażliwe dane o pilotach Tu-154M i ich rodzinach

Prokuratura wojskowa badająca katastrofę smoleńską przekazała do Rosji trzy tomy akt, w tym szczegółową dokumentację odnoszącą się do pilotów Tu-154M - poinformowała w piątek Naczelna Prokuratura Wojskowa. - To absolutny skandal, że polska prokuratura ułatwia działania wywiadowcze obcemu mocarstwu. To klasyczne zbieranie kontrwywiadowczej siatki informacji - oburza jeden z byłych szefów polskich służb. Z kolei zespół Smoleński zapowiada podjęcie natychmiastowych kroków prawnych wobec osób, które udostępniły te dane Rosjanom.


Dane o imionach, nazwiskach, datach urodzenia, śmierci, stanie cywilnym, wykształceniu, wykonywanym i wyuczonym zawodzie członków załogi oraz ich rodziców, dziadków, rodzeństwa i małżonków - to część dokumentów, które trafiły właśnie w ręce Rosjan.

- Prowadząca śledztwo w sprawie katastrofy smoleńskiej Wojskowa Prokuratura Okręgowa w Warszawie w ramach realizacji rosyjskiego wniosku o pomoc prawną, w zeszłym tygodniu - 19 lutego - skierowała te akta do Komitetu Śledczego Federacji Rosyjskiej - poinformował Kpt. Marcin Maksjan z NPW.

- Wśród przekazanych materiałów znalazły się m.in. protokoły przesłuchań świadków, potwierdzenia doręczeń osobom pokrzywdzonym określonych dokumentów na prośbę strony rosyjskiej oraz dokumentacja dotycząca danych genealogicznych załogi samolotu Tu-154M - zaznaczył prokurator.

- To absolutnie bulwersujący ruch. Zespół Parlamentarny ds. katastrofy smoleńskiej podejmie kroki prawne aby wyjaśnić tą sprawę. - Prokuratura ma wyjaśnić na jakiej podstawie przekazała tak indywidualne dane obcemu mocarstwu. Jak Rosjanie uzasadnili swój wniosek w tej sprawie? Jak uargumentowali, że takie dane są im potrzebne?  - pyta Antoni Macierewicz.

Rozmawialiśmy także z byłym szefem jednej z polskich służb. W jego opinii przekazanie tak szczegółowych danych to nie lada gratka dla obcego wywiadu. - To informacje o elitarnym korpusie Wojska Polskiego. Ochrony polskiego aparatu najważniejszych osób w państwie. Chcą mieć wiedzę jacy ludzie organizują nasze siły zbrojne i tą wiedzę otrzymują od naszych wojskowych - mówi nasz rozmówca.

NPW zaznaczyła także, że zgodnie z zapisami europejskiej Konwencji o pomocy prawnej w sprawach karnych z 1959 r., na podstawie której odbywa się współpraca prokuratur, strony konwencji zobowiązane są do udzielania "możliwie najszerszej pomocy prawnej".

- Można odmówić udzielenia takiej pomocy jedynie w przypadku uznania, że jej udzielenie mogłoby naruszyć suwerenność, bezpieczeństwo, porządek publiczny lub inne podstawowe interesy państwa. - W tym przypadku taka okoliczność nie zachodziła, więc te dane zostały przekazane - napisał  w ekspertyzie zleconej w Prokuraturze Generalnej dyrektor departamentu współpracy międzynarodowej PG prok. Józef Gemra

http://niezalezna.pl/39008-skandal-prze ... -rodzinach.

* * * * * * * * * * * * * * * * * * * * * * * * *

Tajemnica odłamków metalu w smoleńskiej brzozie

Wydaje się, że nawet wojskowi prokuratorzy są zaskoczeni tym, co „wyjęto” z „pancernej” brzozy. A chodzi o prawie 40 kawałków metalu. Najdłuższy ma 11 cm. Tymczasem wciąż bez odpowiedzi pozostaje pytanie, dlaczego na zdjęciach zrobionych tuż po katastrofie w drzewie nie ma żadnych odłamków. Potwierdzają to niezależni świadkowie i wykonane przez nich fotografie.


- Zdziwiła mnie duża ilość elementów metalowych – przyznał w rozmowie z „Naszym Dziennikiem” prokurator referent śledztwa smoleńskiego ppłk Karol Kopczyk. - Będą badane, czy pochodzą z samolotu, czy są skąd indziej. Jest duża liczba fragmentów lakieru koloru białego i mniej koloru czerwonego – dodał.

Nas także zastanawia pochodzenie odłamków, ponieważ – co widać na zdjęciach złamanego drzewa, ale co wynika także z relacji naocznych świadków – wcześniej nic w brzozę wbite nie było.

Zdjęcie drzewa „bez odłamków” (poniżej) 13 kwietnia 2010 r. wykonał i zamieścił w sieci dziennikarz i fotograf Jan Gruszyński. Zamieszczono je na stronie naukowców, którzy przygotowali w ubiegłym roku Konferencję Smoleńską www.http://smolenskcrash.com

Obrazek

Fotografię bez części samolotu zrobiono także dziesięć dni później - 23 kwietnia 2010 r. Wówczas na miejscu katastrofy przebywała ekipa śląskich notariuszy oraz trzy osoby z katowickiego IPN.

– Przygotowując się do prelekcji dla młodzieży o zbrodni katyńskiej, a przy okazji o wyjazdach na miejsce tragedii, robiłem zestawienie zdjęć z dwóch wyjazdów (najpierw był w Smoleńsku właśnie 23 kwietnia, kolejny raz we wrześniu 2010 r. – red.). Zauważyłem, że wbity w brzozę kawał blachy nie znajdował się w tym miejscu 13 dni po katastrofie – opowiadał w grudniu 2010 r. w rozmowie z dziennikiem „Rz” prokurator Andrzej Majcher, szef biura lustracyjnego w katowickim IPN i organizator wyjazdów do Katynia.

– Najprawdopodobniej został później przez kogoś zainstalowany – twierdzi.

Jak dodaje: – Pokazywałem to uczestnikom wyjazdów. Byliśmy tym poruszeni, ale nikt nie miał wątpliwości. To samo drzewo, to samo ujęcie.  

Jest też o wiele „popularniejsze” w mediach zdjęcie, które - jak twierdzą członkowie komisji Millera - zostało wykonane tuż po katastrofie – 11 kwietnia 2010 r. Widać na nim wbite w przełom brzozy ostre kawałki metalu przypominające części konstrukcji samolotu. Fotografii jednak - nie wiedzieć dlaczego -  nie dołączyli do swojego raportu. Zdjęcie to jako rysunek nr 27 zostało zamieszczone na 84 stronie raportu MAK (powyżej zestawiono je z fotografią Jana Gruszyńskiego).

Prokurator Kopczyk zapewnia, że „biegli przyjrzą się nie tylko temu, co stało się w pobliżu brzozy 10 kwietnia 2010 r., ale i jej późniejszym losom”.

http://niezalezna.pl/39042-tajemnica-od ... ej-brzozie

____________________________________
Ojczyznę wolną pobłogosław Panie.


04 mar 2013, 23:44
Zobacz profil
Wyświetl posty nie starsze niż:  Sortuj wg  
Odpowiedz w wątku   [ Posty: 2082 ]  idź do strony:  Poprzednia strona  1 ... 120, 121, 122, 123, 124, 125, 126 ... 149  Następna strona

 Nie możesz rozpoczynać nowych wątków
 Nie możesz odpowiadać w wątkach
 Nie możesz edytować swoich postów
 Nie możesz usuwać swoich postów
 Nie możesz dodawać załączników

Skocz do:  
cron