Włoszczowa wiecznie żywa..., czyżby tanie państwo nie było zbyt gospodarne?
<!--quoteo--><div class='quotetop'></div><div class='quotemain'><!--quotec-->Jest śledztwo w sprawie budowy dworca kolejowego we Włoszczowie - dowiedział się RMF FM. Chodzi o narażenie kolejowych spółek na straty.
Dochodzenie rozpoczęła Komenda Wojewódzka Policji pod nadzorem prokuratury.
Śledztwo ma wykazać, czy realizacja inwestycji naraziła na straty spółki PKP Polskie Linie Kolejowe i PKP InterCity. W pierwszej kolejności chodzi o zarządy tych przedsiębiorstw. Śledczy mają sprawdzić ekonomiczne uzasadnienie budowy dworca we Włoszczowie i zatrzymywanie tam pociągów pędzących Centralną Magistralą Kolejową.
Śledztwo nie ograniczy się tylko do władz PKP. Ma również objąć nakłanianie władz spółek kolejowych do działania na ich szkodę. Głównym zwolennikiem budowy stacji był minister Gosiewski. Śledczy będą musieli więc sprawdzić, czy to dla jego zachcianki władze kolejowe wybudowały wątpliwą stację.
Perony na Centralnej Magistrali Kolejowej kosztowały prawie 3 mln zł. Za budową stacji Włoszczowa Północna mocno lobbował Przemysław Gosiewski z PiS. To jedyna stacja, na której zatrzymują się ekspresy, kursujące na trasie z Warszawy do Krakowa.
Źródło informacji: RMF<!--QuoteEnd--></div><!--QuoteEEnd-->
____________________________________ always look on the bright side of life
Ostatnio edytowano 04 mar 2007, 22:25 przez elsinore, łącznie edytowano 1 raz
28 lut 2007, 12:37
Po raz kolejny o ideę taniego państwa zadbał Roman G.
... a i Prezydent nie pozostaje bezczynny: <!--quoteo--><div class='quotetop'></div><div class='quotemain'><!--quotec--> Rządowe mieszkanie dla kapelana prezydenta
Prezydencki kapelan ks. Roman Indrzejczyk kilka tygodni temu dostał rządowe mieszkanie - ustalił "Dziennik". Z tych informacji wynika, że był to pomysł Lecha Kaczyńskiego, który wręcz nakazał księdzu przeprowadzkę do służbowego lokalu.
Ks. Indrzejczyk od dwóch i pół roku jest na emeryturze. Do tej pory mieszkał przy parafii Dzieciątka Jezus na warszawskim Żoliborzu, gdzie przez 18 lat był proboszczem. Na jej stronie internetowej cały czas widnieje jako rezydent. Teraz zmienił adres. - To prezydent się uparł. Nie raz słyszałem, jak nakłaniał Indrzejczyka, by nie rezygnował z tego, co mu się należy - twierdzi informator dziennika z otoczenia głowy państwa.
Tę wersję przedstawia jeszcze jeden pracownik Kancelarii Prezydenta: "Kaczyński namawiał go do tego mieszkania od początku kadencji. Indrzejczyk bronił się rękami i nogami. W końcu powiedziano mu wprost, że ma się tam przeprowadzić i koniec".
Rzecznik Lecha Kaczyńskiego Maciej Łopiński potwierdza, że ks. Indrzejczyk ma służbowe mieszkanie. Ale zaprzecza, że miał w tym swój udział prezydent. - Nic mi nie wiadomo, by był to pomysł prezydenta. Ks. Indrzejczyk faktycznie od jakiegoś czasu wynajmuje ten lokal, ale obciążamy go za to finansowo. Jest to normalna rynkowa stawka - mówi.
Gazeta informuje, że rządowe osiedle, na które przeprowadził się prezydencki kapelan, znajduje się przy ul. Grzesiuka na warszawskim Mokotowie. Mieszka na nim wielu członków obecnej ekipy rządzącej. Sąsiadem Indrzejczyka jest obecny szef MSWiA Janusz Kaczmarek. Trzeba spełnić dwa warunki, by otrzymać tam mieszkanie.
- Trzeba zajmować wysokie stanowisko państwowe. Drugim warunkiem jest brak własnego mieszkania w Warszawie - tłumaczy Paweł Przechodzeń, dyrektor Centrum Obsługi KPRM, które zarządza tymi mieszkaniami. Na pytanie o ks. Indrzejczyka odpowiada: "W wyjątkowych sytuacjach na wynajem lokalu mogą liczyć także inne osoby wskazane przez szefa KPRM".
Do tej pory żaden z prezydenckich kapelanów nie korzystał z rządowego lokalu - pisze "Dziennik".
Źródło informacji: INTERIA.PL/PAP<!--QuoteEnd--></div><!--QuoteEEnd-->
____________________________________ always look on the bright side of life
01 mar 2007, 09:30
<!--quoteo--><div class='quotetop'></div><div class='quotemain'><!--quotec-->145 tys. zł premii Marszałek Sejmu Marek Jurek powiedział w czwartkowych radiowych "Sygnałach Dnia", że przyznając łącznie 145 tys. zł premii dla Prezydium Sejmu, zmniejszył je 2,5-krotnie w porównaniu z premiami przyznawanymi w poprzedniej kadencji.
Super Express napisał, że Prezydium Sejmu przyznało sobie łącznie premie w wysokości 154 tys. zł. Gazeta na pierwszym miejscu - pod względem ich wysokości - wymienia marszałka Sejmu Marka Jurka, z premią 32 tys. zł.
"Prezydium sobie niczego nie przyznawało. To ja przyznałem premie moim zastępcom. To jest mój obowiązek jako szefa prezydium Sejmu, jednocześnie marszałka Sejmu. Jeżeli chodzi o premie, które przysługują urzędnikom państwowym, to w Sejmie zmniejszyłem je 2,5- krotnie w porównaniu do tego co mieliśmy np. w poprzedniej kadencji" - powiedział Jurek dla "Sygnałów Dnia". Zapewnił, że przez dłuższy czas w ogóle wstrzymywał wypłacanie tego rodzaju nagród. "Wielokrotnie do mnie o to wnioskowano, ale nie byli to członkowie prezydium Sejmu. Moi zastępcy o to nie wnioskowali" - powiedział.
Taaaaaaaaaaaaak??? Na drugą półkulę? Może do Australii, co? A do roboty!!! PIT-y czekają!!! A tak serio, to żyjemy w kraju gigantycznych absurdów, eufemistycznie rzecz ujmując. Pozdrawiam.
Ostatnio edytowano 16 mar 2007, 14:04 przez Biala-s, łącznie edytowano 1 raz
16 mar 2007, 08:55
Biała-s
Taaaaaaaaaaaaak??? Na drugą półkulę? Może do Australii, co? A do roboty!!! PIT-y czekają!!! A tak serio, to żyjemy w kraju gigantycznych absurdów, eufemistycznie rzecz ujmując. Pozdrawiam.
Gdyby mi tak parlamentarzyści zaproponowali... nie powiem nie. Choć prawdę mówiąc chętniej wyjechałbym gdzie indziej. Ale darowanemu koniowi... (itd.). W ostateczności może być Związek Australijski. Też pozdrawiam. :rolleyes:
Tylko co z tymi PIT-ami? Swój już złożyłem i czekam na zwrot.
A teraz już merytorycznie. O pomysłowości SO w wykorzystywaniu funduszy sejmowych można przeczytać tutaj:
Jeżeli to prawda, to... e nie będę się denerwował (ponad to, co muszę).
Ostatnio edytowano 17 mar 2007, 12:49 przez helvet, łącznie edytowano 1 raz
16 mar 2007, 15:50
W portalu gwno.pl pod wrzuconym dzisiaj przeze mnie linkiem, zamieszczono tylko część artykułu. W niezuwzględnionej wcześniej części jest jeszcze wzmianka o wyjeździe parlamentarzystów do Ameryki Południowej. Poprawiam się czym prędzej i za "Dziennikiem" zapraszam na cały tekst.
Bankrut i aferzysta buduje Świątynię Opatrzności Bożej.
"Rzeczpospolita" pisze, ze Świątynię Opatrzności Bożej, na którą parlament dał 40 milionów złotych, buduje firma-bankrut, zamieszana dodatkowo w aferę korupcyjną.
Ze śledztwa przeprowadzonego przez "Rzeczpospolitą" wynika, że gorzowska firma budowlana Z. Marciniak S.A., główny wykonawca budowy Świątyni Opatrzności Bożej, jest bankrutem. W 2004 roku sąd ogłosił jej upadłość. Firma miała 27,8 milionów złotych długu, 353 wierzycieli i 11 egzekucji karnych.
Prokuratura zainteresowała się firmą w 2004 roku. Podejrzenia wzbudziła faktura za dostawę 89 tys. krzewów dla innej firmy, za które zapłacono 400 tys. złotych. Z ustaleń śledztwa wynika, że krzewów nie było, a faktura posłużyła do wyprowadzenia z firmy pieniędzy.
Właściciel firmy został zatrzymany w lutym. Prokuratura postawiła mu kolejny zarzut, dotyczący udzielenie korzyści majątkowej w wysokości 1,3 mln złotych w związku z inwestycją centrum sportowego Słowianka w Gorzowie.
Gazeta pisze, że umowę z firmą Z. Marciniak na generalne wykonawstwo świątyni podpisała Fundacja Budowy Świątyni Opatrzności Bożej, która prowadzi inwestycję.
Zgodnie bowiem z prawem, fundacja powinna co roku podawać do wiadomości publicznej sprawozdanie z działalności za ubiegły rok. Sprawozdań tych jednak nie ma w Krajowym Rejestrze Sądowym. Poproszona przez "Rzeczpospolitą" fundacja odmówiła wglądu do dokumentów. (IAR)
____________________________________ <!--sizeo:1--><span style="font-size:8pt;line-height:100%"><!--/sizeo--><!--coloro:#FF0000--><span style="color:#FF0000"><!--/coloro-->United Road, take me home To the place, I belong; To Old Trafford, to see United; Take me home, United road<!--colorc--></span><!--/colorc--><!--sizec--></span><!--/sizec-->
Ostatnio edytowano 21 mar 2007, 10:41 przez Reddevil, łącznie edytowano 1 raz
21 mar 2007, 10:36
Tak wygląda praca jednego z trzech ministrów w Kancelarii Premiera odpowiadającego za kontakty koalicyjne.
Co ciekawe, z artykułu wynika także, że wkrótce może pojawić się kolejny „minister stabilizator”.
Ostatnio edytowano 22 mar 2007, 14:27 przez helvet, łącznie edytowano 1 raz
22 mar 2007, 12:50
Wcześniej wiadomość tą umieściłem w temacie "Projekt ustawy o KAS" ale myślę, że takie postępowanie parlamentarzystów należy uhonorować podwójnie... Zwłaszcza gdy usilnie wdrażają w życie ideę "taniego państwa". <!--quoteo--><div class='quotetop'></div><div class='quotemain'><!--quotec--> <!--sizeo:2--><span style="font-size:10pt;line-height:100%"><!--/sizeo-->Wydłużyli sobie wolne do oporu. Siedem tygodni wakacji polskich posłów<!--sizec--></span><!--/sizec-->
To prawdziwy prezent dla posłów-leniuchów. I to bez względu na barwy polityczne. Wakacyjna przerwa w Sejmie potrwa w tym roku aż siedem tygodni. Miało, co prawda, być inaczej, jednak w ostatniej chwili wykreślono posiedzenie planowane na początek sierpnia - potwierdza dziennikowi.pl Kancelaria Sejmu.
Z planów zniknęło posiedzenie, które miało się odbyć od 7 do 10 sierpnia. Dołożono za to jedno na początku wakacji - od 4 do 6 lipca. Niby wszystko się zgadza, ale jeśli ktoś jest posłem, który nie musi się specjalnie przygotowywać do posiedzeń, może pożegnać się z gmachem na Wiejskiej już 7 lipca i wrócić do pracy dopiero 20 sierpnia. Wtedy właśnie rozpocznie się pierwsze po poselskich wakacjach posiedzenie.
W sumie to całe siedem tygodni wolnego. Czyli o dwa więcej, niż miało być. Zmian w harmonogramie prac Izby dokonało Prezydium Sejmu po konsultacjach z Konwentem Seniorów.
Co to oznacza? Spore opóźnienia w uchwalaniu ważnych ustaw. Jak napisał na swoim blogu publicysta Krzysztof Leski, urlopy posłów okazały się bowiem ważniejsze niż prace nad reformą finansów publicznych i projektami emerytalnymi. "Wszystko to, co ważne i co wedle ostatnich obietnic miało wejść w życie z początkiem 2008 - wciąż nie trafiło z rządu do Sejmu. Po zmianie kalendarza nikła jest szansa na uchwalenie tych ustaw jesienią" - ocenił Leski.
Za <a href="http://www.dziennik.pl/Default.aspx?TabId=14&ShowArticleId=37806" target="_blank">http://www.dziennik.pl/Default.aspx?TabId=...ArticleId=37806</a> <!--QuoteEnd--></div><!--QuoteEEnd-->
Jak to co poniektórzy potrafią się ustawić mając jednocześnie usta pełne frazesów o umiłowaniu ukochanej patrii... (to ostatnie sformułowanie nie odnosi się - rzecz jasna - tylko do obecnego rozdania...).
Ostatnio edytowano 30 mar 2007, 07:17 przez helvet, łącznie edytowano 1 raz
29 mar 2007, 19:42
Tym razem zobaczmy jak publiczne pieniądze wydaje Rzecznik praw dziecka.
<!--quoteo--><div class='quotetop'></div><div class='quotemain'><!--quotec--><!--sizeo:2--><span style="font-size:10pt;line-height:100%"><!--/sizeo-->Niedorzecznik praw dziecka <!--sizec--></span><!--/sizec--> 130 tys. złotych w ubiegłym roku, 110 tys. złotych w bieżącym - tyle na współpracę zagraniczną wydaje Biuro Rzecznika Praw Dziecka. Pod hasłem współpracy kryją się podróże rzecznik Ewy Sowińskiej i pracowników jej biura - oburza się "Super Express". Sowińska zwiedziła już m.in. Paryż, Wilno, Kijów, i Ateny, ale - jak sprawdził dziennik za pomocą prowokacji - nie pogardzi też kilkunastodniowym wyjazdem do Konga. Safari, zwiedzanie kraju i egzotyczna przygoda na Czarnym Lądzie zachęciła ją do odłożenia obowiązków na bok. Kiedy reporter "SE" zaprosił panią rzecznik na kilkudniową wyprawę na Czarny Ląd, pani profesor od razu zaświeciły się oczy - ocenia gazeta. - Wstyd! Jej urząd marnuje pieniądze podatników! - oburza się Mirosława Kątna z Komitetu Ochrony Praw Dziecka.
Sympozja, narady i konferencje. To zajmowało urzędniczkę, która ma bronić praw dziecka. Przez 12 miesięcy urzędowania Ewa Sowińska była za granicą osiem razy. W maju ub. roku poleciała do Paryża, by uczestniczyć w polskiej szkole w rozstrzygnięciu uczniowskiego konkursu. A ostatnio tydzień gościła na Litwie na zaproszenie litewskiego rzecznika praw dziecka. Co robiła? Dyskutowała, uczestniczyła w seminariach i konferencjach, spotykała się z politykami litewskimi. Ile kosztowały podróże pani rzecznik po Europie. Tego biuro nie chce ujawnić. - Nie prowadzimy wyliczeń na poszczególne osoby - twierdzi rzecznik prasowy Biura Wiesława Lipińska. Sowińska ustami swojego rzecznika prasowego broni się, że podróże związane są zaproszeniami instytucji zajmujących się problematyką praw dziecka. "Super Express" postanowił sprawdzić, czy tak faktycznie jest. Reporter gazety podając się za przedstawiciela jednego z afrykańskich państw, zaprosił Sowińską na wyprawę na Czarny Ląd. Większą część wyjazdu stanowić miały przyjemności. Pani rzecznik z zainteresowaniem słuchała o safari, najlepszych hotelach. Dopytywała się o program i datę wyprawy. Na koniec zaprosiła reportera do swojego biura, by omówić szczegóły wyjazdu. <!--QuoteEnd--></div><!--QuoteEEnd-->
Źródło <a href="http://fakty.interia.pl/prasa/news/niedorzecznik-praw-dziecka,891089,16" target="_blank">http://fakty.interia.pl/prasa/news/niedorz...iecka,891089,16</a>
Ostatnio edytowano 04 kwi 2007, 09:48 przez helvet, łącznie edytowano 1 raz
03 kwi 2007, 14:44
<!--quoteo--><div class='quotetop'></div><div class='quotemain'><!--quotec-->82 383 zł - tyle wydali w ubiegłym roku z naszych pieniędzy na paliwo do samochodów Wanda i Stanisław Łyżwińscy. "Kanister" i "Cysterna", jak wynika z informacji "Super Expressu", wciąż nie mają samochodów. I wciąż fascynują ich podróże na czterech kółkach.
Łyżwińscy w ub. roku za przejazdy samochodem otrzymali z Sejmu dokładnie po 41 191 zł i 50 gr. Oznacza to, że każde z nich przejechało tyle samo: po 53 551 km, czyli średnio po 3825 km miesięcznie. Tymczasem limit kilometrów - ustalony przez marszałka Sejmu - wynosi 3,5 tys. km.
Nie uczą się na błędach czy czują się bezkarni? - Cóż mogę powiedzieć? Państwo Łyżwińscy działają nielogicznie. Bo jak wyjaśnić to, że w ubiegłym roku dostali za to po łapach, a w tym robią to samo? - mówi "SE" Marek Suski z PiS, przewodniczący Komisji Regulaminowej i Spraw Poselskich. - Być może i w tym roku będą musieli oddać, co bezprawnie pobrali - prognozuje. W ubiegłym roku śledztwo przeciwko Łyżwińskim prowadziła prokuratura. Sprawę została umorzona, małżeństwo musiało oddać pieniądze Kancelarii Sejmu.
Łyżwiński i jego żona otrzymali od października 2005 do końca 2006 r. z Kancelarii Sejmu na utrzymanie biur po 146 tys. zł. Łyżwińska nie rozliczyła się jednak z 40 tysięcy. a jej mąż z 50 tysięcy złotych. Co się stało z tymi pieniędzmi - nie wiadomo. Na spłacenie tego długu małżeństwo ma czas do końca kadencji Sejmu. Wtedy bowiem Kancelaria Sejmu przeprowadzi pełne rozliczenie wydatków na poselskie biura.
Wiadomo, że Łyżwińscy są zadłużeni po uszy. Z ich oświadczenia majątkowego z października 2005 roku wynika, że mieli w bankach 610 tys. zł długów. Z naszych ustaleń wynika, że do spłacenia pozostało im jeszcze 500 tys. złotych, a komornik zajął ich diety poselskie.
Łyżwinscy przez cztery lata wzięli z Kancelarii Sejmu ponad 300 tys. zł na paliwo! W ubiegłym roku ich zamiłowanie do podróży samochodem kosztowało podatnika. Już ponad 83 tys. Jeśli nie powstrzymają swej motoryzacyjnej pasji, w tej kadencji pobiją niechlubny rekord z lat 2001-2005. - Wiemy o samochodowej sprawie małżeństwa Łyżwinskich. Zaraz po świętach zajmie się nią prezydium Sejmu - obiecuje w "SE" Bronisław Komorowski, wicemarszałek Sejmu.
Źródło informacji: INTERIA.PL<!--QuoteEnd--></div><!--QuoteEEnd-->
Nie możesz rozpoczynać nowych wątków Nie możesz odpowiadać w wątkach Nie możesz edytować swoich postów Nie możesz usuwać swoich postów Nie możesz dodawać załączników