Teraz jest 09 wrz 2025, 09:21



Odpowiedz w wątku  [ Posty: 2082 ]  idź do strony:  Poprzednia strona  1 ... 112, 113, 114, 115, 116, 117, 118 ... 149  Następna strona
Katastrofa smoleńska 
Autor Treść postu
Fachowiec
Własny awatar

 REJESTRACJA14 wrz 2011, 21:56

 POSTY        1263
Post Re: Katastrofa smoleńska
Dariusz Aleksandrowicz, rzecznik BOR: Nie było śladów trotylu przed wylotem. Nie wiem skąd się wzięły po katastrofie

Skąd na wraku prezydenckiego tupolewa wziął się trotyl? Płk Jerzy Artymiak na burzliwym posiedzeniu komisji sprawiedliwości przyznał, że detektory wykryły ślady TNT na wraku, co zdaniem śledczych z Naczelnej Prokuratury Wojskowej absolutnie o niczym nie świadczy. Jednak te same czujniki, które wykazały ślady trotylu na wraku tupolewa, nie wykazały nic podejrzanego, kiedy funkcjonariusze Biura Ochrony Rządu badali samolot tuż przed startem 10 kwietnia 2010 roku - przyznaje w rozmowie z Faktem Dariusz Aleksandrowicz rzecznik BOR. Dlaczego więc teraz urządzenia wykryły TNT?  - pyta „Fakt”.

Dariusz Aleksandrowicz, rzecznik BOR mówi, że Tu-154M był sprawdzany przed odlotem, w godz. 3.15-6.15, i wówczas nie wykryto żadnych podejrzanych śladów. Samolot był czysty. Rzecznik BOR przyznaje, że samolot, którym leciał Lech Kaczyński wraz z małżonką i całą delegacją sprawdzany był przy użyciu detektora MO 2M, czyli takiego samego, jakiego używali osatnio nasi prokuratorzy i biegli.

Do sprawdzenia prezydenckiego samolotu 10 kwietnia, poza urządzeniami technicznymi, użyty był także pies, którego węch jest lepszy do wykrywania materiałów wybuchowych niż urządzenia
– dodaje Aleksandrowicz.

Rzecznik BOR potwierdza, że 10 kwietnia detektory nie „pikały” i nie wyświetlały napisów „TNT” czy innych, które wskazałyby na materiały wybuchowe.

Pies także niczego nie wykrył. Wszystko było w porządku.

Jednak Aleksandrowicz nie umie odpowiedzieć na pytanie o to dlaczego ten sam detektor 10 kwietnia nic nie wskazywał, a specjalistom w Smoleńsku po katastrofie urządzenia pokazywały napis „TNT”, czyli sygnalizowały obecność trotylu.

Ja nie mam dostępu do informacji o tym, co zostało zbadane, jak zostało zbadane. Ponadto inaczej bada się na obecność materiałów wybuchowych po wypadku, katastrofie, a inaczej przeprowadza się badania profilaktyczne. Przy badaniach po wypadku chce się znaleźć najdrobniejsze nawet ślady, dlatego poszerza się spektrum i stopnie skalibrowania urządzeń.

http://wpolityce.pl/wydarzenia/42365-da ... atastrofie

* * * * * * * * * * * * * * * * * * * * * * * * *
Hambura: Sikorski zapomniał o czarnych skrzynkach

Mecenas Stefan Hambura, pełnomocnik niektórych rodzin smoleńskich, natychmiast zareagował na dzisiejszy komunikat ministra Radosława Sikorskiego o "heroicznym czynie", jakim było zwrócenie się do dyplomacji unijnej o pomoc w sprowadzeniu do Polski wraku TU-154M. Po 32 miesiącach...

Mecenas Hambura wysłał do szefa polskiej dyplomacji pismo, w którym zwraca uwagę, że minister Sikorski „zapomniał” o innych bardzo ważnych dowodach.

Szanowny Panie Ministrze,
zwracam się do Pana jako pełnomocnik reprezentowanych przeze mnie rodzin w sprawie Katastrofy Smoleńskiej.


W dniu dzisiejszym poinformował Pan o swoim heroicznym czynie, że na forum Rady do spraw zagranicznych Unii Europejskiej poprosił Pan szefową unijnej dyplomacji Catherine Ashton, aby na szczycie UE-Rosja podnieść formalnie kwestię potrzeby zwrotu wraku Tu-154M, który 10 kwietnia 2010 r. uległ zniszczeniu w katastrofie pod Smoleńskiem.

Cytuję słowa Pana Ministra:
„Bo skoro nie skutkują dwustronne kanały komunikacji z Rosją w tej sprawie, zmuszeni jesteśmy do przeniesienia kwestii na poziom międzynarodowy. (...) Będziemy cierpliwie drążyć. Mamy nadzieję, że Rosja wreszcie uzna, że wrak nie jest już potrzebny jej prokuraturze i że może być przekazany naszej prokuraturze. (...)”.

Dokładnie dzisiaj mija 32 miesiąc od dnia Tragedii Smoleńskiej.
Chciałbym Panu Ministrowi pogratulować odwagi oraz tak szybkiej reakcji.
Mógłby Pan to zrobić np. dopiero za rok. Dlatego doceniam Pański wyścig z czasem.

Kończąc pragnę zwrócić Panu Ministrowi uwagę na fakt, że również czarne skrzynki z Tu-154M znajdują się w Rosji. Szczegółowe informacje na ich temat powinien posiadać były Minister a zarazem kurier pomiędzy Warszawą i Moskwą Pan Jerzy Miller.

Wnioskuję zatem,
aby Pan Minister poprosił szefową unijnej dyplomacji Catherine Ashton, by na szczycie UE-Rosja podnieść formalnie także kwestię potrzeby zwrotu czarnych skrzynek z Tu-154M, który 10 kwietnia 2010 r. uległ zniszczeniu w katastrofie pod Smoleńskiem.
Zarówno wrak Tu-154M jak i jego czarne skrzynki są dowodami pierwotnymi w śledztwie toczącym się w polskiej prokuraturze.


Z wyrazami szacunku

Stefan Hambura
Rechtsanwalt


http://niezalezna.pl/35797-hambura-siko ... skrzynkach

* * * * * * * * * * * * * * * * * * * * * * * * *
Nie żyje Krzysztof Zalewski. Został zamordowany na warszawskim Grochowie

Dotarła do nas zasmucająca wiadomość o śmierci Krzysztofa Zalewskiego, dziennikarza, historyka wojskowości, eksperta lotniczego, wiceprezesa spółki Magnum-X wydającej magazyny poświęcone tematyce wojskowej.

Do dramatu doszła warszawskim Grochowie, w siedzibie wydawnictwa. Do budynku miał wejść mężczyzna uzbrojony w nóż i zaatakować pracowników. Miał przy sobie materiał pirotechniczny, który wybuchł w jego rękach.
Z nieoficjalnych doniesień wynika, że sprawcą był Cezary S., członek zarządu wydawnictwa.
W wybuchu lekko ranny został też inny pracownik biura, którego przewieziono go do szpitala.
Policja i prokuratura ustalają, jaki był motyw ataku.

Znaliśmy Krzysztofa. Był ciepłym, dobrym i odważnym człowiekiem. Stał się szerzej znany z komentarzy dotyczących katastrofy smoleńskiej. Jego analizy - wnikliwe, ciekawe i rzeczowe - zawsze służyły lepszemu rozumieniu zawiłych zagadnień technicznych.
Nie bał się krytykować oficjalnych ustaleń i wystąpień części kolegów z branży lotniczej.

Składamy szczere wyrazy współczucia Rodzinie Krzysztofa i modlimy się za Niego oraz Jego bliskich.

Zespół wPolityce.pl

http://wpolityce.pl/wydarzenia/42423-ni ... -grochowie

* * * * * * * * * * * * * * * * * * * * * * * * *
Pan Lepper przed śmiercią obciążył kogoś z obecnych sfer władzy i mówił, że boi się o swoje życie, nie długo po tym zginął. Też się boję o tym pisać, ale napiszę. Zginęli w czasie rządów PO:
1. Chorąży Stefan Zielonka, rok 2009 - szyfrant w kancelarii premiera. Zielonka dysponował wiedzą o tajnikach łączności w NATO oraz miał dostęp do najściślejszych danych - zwłoki znaleziono w Wiśle.
2. Prof. Stefan Grocholewski - ekspert od odczytywania nośników cyfrowych, wykrył manipulacje w nagraniach cz. skrzynek z CASY. -Zmarł- 31.03.2010 r.
3. Grzegorz Michniewicz - dyr. Kancelarii Tuska. -Powiesił się- 23 grudnia 2010 na kablu od odkurzacza, w dniu, w którym z remontu w Samarze wrócił samolot TU-154, który potem rozsypał się w drobny mak na Siewiernym
4. Mieczysław Cieślar, -zginął w -wypadku samochodowym- dokładnie 18.04.2010 r. Miał być następcą Adama Pilcha, który zginął w Smoleńsku. Podobno otrzymał telefon ze Smoleńska od A. Plicha po katastrofie. .
5. Krzysztof Knyż - operator Faktów,10 kwietnia 2010 był w Smoleńsku. Zmarł w Moskwie 2 czerwca 2010r.Śmierć całkiem przemilczana.
6. Prof. Marek Dulinicz - szef grupy archeologicznej - zginął 6 czerwca 2010 w wypadku samochodowym w trakcie oczekiwania na wyjazd do Smoleńska.
7. Eugeniusz Wróbel - wykładowca na Politechnice Śląskiej, specjalista od komputerowych systemów sterowania samolotem. Poddawał w wątpliwość, że wrak na Siewiernym to TU-154 o nr 101. Pocięty piłą mechaniczną 16.10.2010 r przez swego syna, który zdołał zabić i pociąć swego ojca, usunąć ślady krwi, zawieźć pocięte zwłoki do jeziora, wrócić i zapomnieć wszystko. Złego stanu swego -chorego psychicznie- syna przez ponad 20 lat nie zauważyła matka, która jest psychiatrą.
8. Ryszard Kuciński - prawnik A. Leppera - -zmarł- w maju 2011 r.
9. Wiesław Podgórski - był doradcą A. Leppera, gdy ten był ministrem rolnictwa, znaleziony martwy w biurze Samoobrony pod koniec czerwca 2011 r. Jako przyczynę śmierci podano samobójstwo.
10. W 2011 roku samobójstwo przez powieszenie popełnił oficer Służby Kontrwywiadu Wojskowego, służący w Centrum Wsparcia Teleinformatycznego i Dowodzenia Marynarki Wojennej w Wejherowie. Żołnierz posiadał najwyższą klauzulę dostępu do materiałów niejawnych.
11. Róża Żarska - adwokatka Leppera - -zmarła- w lipcu 2011 r. w Moskwie.
12. Dariusz Szpineta - zawodowy pilot i instruktor pilotażu, ekspert i prezes spółki lotniczej, został znaleziony martwy w łazience ośrodka wczasowego w Indiach. Wcześniej parokrotnie wypowiadał się w mediach w sprawie Smoleńska, kwestionując oficjalne ustalenia.
13. Andrzej Lepper - -zmarł- 05.08.2011 Znaleziony we własnym biurze w Warszawie. -Sam się- pobił a następnie powiesił.
14. Wszyscy z Casy
15. Henryk Szumski (6.04.1941 - 30.01.2012) - zamordowany, generał broni WP, szef Sztabu Generalnego, członek Rady Bezpieczeństwa Narodowego
16. Leszek Tobiasz (1957 - 10.02.2012) - niewydolność układu krążenia, pułkownik WSI, główny świadek w tzw. aferze marszałkowej (dotyczyła przekrętów Komorowskiego)
17. Wszyscy w -katastrofie- smoleńskiej - 96 osób.
18. Były generał GROMU Sławomir Petelicki.
19. ...
Kto następny?

http://fakty.interia.pl/raport/lech-kac ... fa,1871714 (komentarze)

____________________________________
Ojczyznę wolną pobłogosław Panie.


10 gru 2012, 21:48
Zobacz profil
Zawodowiec
Avatar użytkownika

 REJESTRACJA10 lis 2006, 07:34

 POSTY        3465
Post Re: Katastrofa smoleńska
wbuluinadzieji                    



Dariusz Aleksandrowicz, rzecznik BOR: Nie było śladów trotylu przed wylotem. Nie wiem skąd się wzięły po katastrofie

Dariusz Aleksandrowicz, rzecznik BOR mówi, że Tu-154M był sprawdzany przed odlotem, w godz. 3.15-6.15, i wówczas nie wykryto żadnych podejrzanych śladów. Samolot był czysty. Rzecznik BOR przyznaje, że samolot, którym leciał Lech Kaczyński wraz z małżonką i całą delegacją sprawdzany był przy użyciu detektora MO 2M, czyli takiego samego, jakiego używali ostatnio nasi prokuratorzy i biegli.
Do sprawdzenia prezydenckiego samolotu 10 kwietnia, poza urządzeniami technicznymi, użyty był także pies, którego węch jest lepszy do wykrywania materiałów wybuchowych niż urządzenia
– dodaje Aleksandrowicz.
Rzecznik BOR potwierdza, że 10 kwietnia detektory nie „pikały” i nie wyświetlały napisów „TNT” czy innych, które wskazałyby na materiały wybuchowe.
Jednak Aleksandrowicz nie umie odpowiedzieć na pytanie o to dlaczego ten sam detektor 10 kwietnia nic nie wskazywał, a specjalistom w Smoleńsku po katastrofie urządzenia pokazywały napis „TNT”, czyli sygnalizowały obecność trotylu.

Na tych próbkach które Rosjanie nam łaskawie użyczyli też nie będzie żadnych śladów. Już nie będzie.
Ruski ładnie próbki wyczyściły, umyły, odkaziły i są czyściutkie jak pupcia noworodka. A żeby było wiarygodniej, to na wszelki wypadek drugiego tupolewa wysmarowali pastą do butów. Po co? No przecież pasta do butów też pokazuje TNT. Według prokuratorów. To i wystarczy.
Ciekawe tylko dlaczego na lotniskach detektory nie piszczą na pasażerów w wypastowanych butach albo na panie skropione perfumami?   :wysmiewacz:


Tusk z Sikorskim idą na  strzel===]  wojnę z Rosją!
Polska prosi UE o pomoc ws. zwrotu wraku Tu-154M.

Polska prosi Brukselę o pomoc w sprowadzeniu z Rosji wraku Tu-154, który rozbił się pod Smoleńskiem. Minister spraw zagranicznych Radosław Sikorski zwrócił się z prośbą do szefowej unijnej dyplomacji. Sikorski chce, by podczas szczytu Unia Europejska - Rosja w przyszłym tygodniu w Brukseli Catherine Ashton poruszyła tę sprawę.
- Skoro nie skutkują dwustronne kanały komunikacji z Rosją  w tej sprawie :dupa: zmuszeni jesteśmy do przeniesienia kwestii na poziom międzynarodowy. Będziemy cierpliwie drążyć. Mamy nadzieję, że Rosja wreszcie uzna, że wrak nie jest już potrzebny jej prokuraturze i może być przekazany naszej prokuraturze - powiedział minister Sikorski.
Na pytanie, jaka była reakcja szefowej unijnej dyplomacji odpowiedział - "wydaje mi się, że wzięła sobie to do serca, a jak będzie zobaczymy".

Radosław Sikorski rozmawiał też na ten temat w ubiegłym tygodniu w Brukseli z szefem rosyjskiej dyplomacji, przy okazji spotkania Rady NATO-Rosja. Nie uzyskał jednak daty sprowadzenia wraku do Polski.
- To budzi nasze najwyższe niezadowolenie - mówił wtedy minister Sikorski.
Władze w Moskwie do tej pory odmawiały zgody na sprowadzenie wraku samolotu do Polski tłumacząc, że musi pozostać w Rosji do czasu zakończenia śledztwa. TU-154 z polską delegacją, na czele której stał prezydent Lech Kaczyński, rozbił się 10-ego kwietnia 2010 roku na lotnisku Siewiernyj pod Smoleńskiem. Nikt nie przeżył katastrofy. Polacy lecieli na uroczystości związane z obchodami 70-tej rocznicy zbrodni katyńskiej.

~myslacy:
po co było korzystać z bardzo ogólnej konwencji chicagowskiej dotyczącej lotów cywilnych? nie można było skorzystać z porozumienia między Wałęsą a Jelcynem, które zapewniało, że w momencie katastrofy lotniczej, teren katastrofy staje się własnością państwa - właściciela samolotu i żadna ruska noga nie miałaby prawa tam stanąć, dopóki nie przyjadą tam polskie służby. Wystarczyło skorzystać z tego porozumienia, a nie robić teraz z siebie durnia po raz drugi przed UE i żebrać: pomóżcie nam sprowadzić fragmenty wraku, który został pocięty, przewieziony, gnił, rdzewiał i zamarzał przez 2 zimy. Jakim on teraz będzie dowodem? Po co te cyrki? Przez Tuska zaczynam się wstydzić, że jestem Polakiem. On wcale nie dba o honor naszego kraju. Na Zachodzie śmieją się z nas, że zginęło tylu polskich generałów, a my nie potrafiliśmy zatroszczyć się o zabezpieczenie dowodów, mimo że wszystko było podane na tacy i nic dziwnego że wszyscy wypięli się na nas lub zaczynają wypinać. W jakim ja żyję kraju?
dzisiaj, 15:25 | ocena: 79% | odpowiedzi: 93

jaskier_2005 do ~kaz:
FASCYNUJĄCE:)Sikorski nagle oprzytomniał?? Tak dobrze nie jest......
Radek i jego kamraci połapali się,że na koniu oszczerstw i fantazjowania, dlużej jechać się nie da.
Panie Sikorski, Brukselę o pomoc należało prosić zanim oddaliście WSZYSTKO ruskim, a teraz??
Wrak umyty, czarnych skrzynek jak nie bylo tak nie ma, wersja makowki poszla w świat, bez jakiejkolwiek odpowiedzi z waszej strony, wszak wasz guru wówczas szusował w Dolomitach. Chcecie wyjść z twarzą????NIEMOŻLIWE!
dzisiaj, 16:42 | ocena: 77% | odpowiedzi: 14


http://wiadomosci.onet.pl/temat/katastr ... omosc.html

____________________________________
"Demokracja to cztery wilki i owca głosujące o obiedzie" R.A.Heinlein


Ostatnio edytowano 10 gru 2012, 22:13 przez kominiarz, łącznie edytowano 1 raz



10 gru 2012, 22:12
Zobacz profil
Zawodowiec
Avatar użytkownika

 REJESTRACJA23 sie 2009, 07:34

 POSTY        3657
Post Re: Katastrofa smoleńska
Nadir                    



Amerykanie dzielą ból Polaków, ale... No, we can't...   
(....)
Please do not reply to this email. Contact the White House


Takiego maila otrzymałem dzisiaj from President Obama and administration officials...


Na szczęście minister Sikorsky nie poddaje się i dzielnie walczy.
Ostatnio pogroził nawet samemu Putinowi  :nonono:  



Sikorski: Brukselo, pomóż z wrakiem  :mur:

Prośba szefa MSZ o pomoc w relacjach z Rosją to krok mocno spóźniony, ale może okazać się skuteczny.
Rząd, ustami szefa MSZ, po raz pierwszy od 10 kwietnia, czyli od dnia katastrofy pod Smoleńskiem, otwarcie przyznał, że jest bezradny w sprawie powrotu do Polski wraku Tu-154.
Dlatego wczoraj minister spraw zagranicznych Radosław Sikorski  zwrócił się o pomoc w tej sprawie do szefowej unijnej dyplomacji Catherine Ashton. – Na forum rady ds. zagranicznych UE skierowałem prośbę do wysokiej przedstawiciel UE, aby podczas szczytu z Rosją (21 grudnia – red.) podnieść formalnie kwestię potrzeby zwrotu wraku – poinformował.

Unia mediuje
O wraku jeszcze w zeszłym tygodniu rozmawiał z szefem rosyjskiej dyplomacji Siergiejem Ławrowem. Ale usłyszał, że szczątki maszyny mają zostać w Rosji do zakończenia rosyjskiego śledztwa w sprawie katastrofy smoleńskiej (kiedy to nastąpi - nie wiadomo).
– Skoro nie skutkują dwustronne kanały komunikacji z Rosją w tej sprawie, zmuszeni jesteśmy do przeniesienia tej kwestii na poziom międzynarodowy – wyjaśnił wczoraj Sikorski.
Eksperci chwalą ten krok, ale twierdzą, że jest znacznie spóźniony. Rząd już dawno powinien stanowczo upomnieć się nie tylko o szczątki tupolewa, ale też o czarne skrzynki.

– To, że minister Sikorski poprosił szefową unijnej dyplomacji o pomoc,  jest dowodem na naszą bezradność w relacjach z Rosją. Dobrze się stało, że ta sprawa zostanie skierowana na forum europejskie – mówi „Rz" prof. Genowefa Grabowska, ekspert prawa międzynarodowego. Tyle że jej zdaniem wrak powinien wrócić do Polski zaraz po przedstawieniu raportu MAK. Do lutego 2011 r. strona rosyjska przeprowadziła bowiem badania techniczne.
Również PiS uważa, że krok Sikorskiego jest spóźniony.
– Minęło ponad 2,5 roku od katastrofy. Trudno, żeby takie działania były skuteczne – mówił szef Klubu PiS Mariusz Błaszczak. – Z taką prośbą należało zwrócić się do NATO lub UE, ale oficjalnie - dodał.

Czy Unia Europejska może coś zrobić? Szef MSZ ma nadzieję, że  pomoc szefowej unijnej dyplomacji okaże się skuteczna. – Wydaje mi się, że wzięła sobie to do serca – podkreślił Sikorski.
Precedens jest. Kiedy Rosja wprowadziła embargo na polskie mięso i warzywa, prosiliśmy Brukselę o wsparcie. Okazało się ono skuteczne.
– Możemy Unię prosić o pomoc, kiedy nasze dwustronne relacje z Rosją nie przynoszą zadowalającego rezultatu. Zgłaszanie tego typu roszczeń jednego z państw członkowskich jest jak najbardziej zasadne – mówi prof. Grabowska.
Jak wyjaśnia, w takiej sytuacji Unia podejmuje usługi o charakterze quasi-mediacyjnym.  Prowadzi rozmowy, występując w imieniu swojego członka.
Formalnie Bruksela nie ma narzędzi, by cokolwiek na Moskwie wymusić. Mimo to moglibyśmy liczyć na pozytywny skutek unijnej interwencji. - Bo Rosja jest bardzo zainteresowana swoją współpracą z Unią - tłumaczy Grabowska.

Przy deserze
Pytanie tylko, czy Ashton podejmie interwencję.  
- Myślę, że prośba ministra Sikorskiego ją lekko zaskoczyła. Obawiam się, że na szczycie z Rosją będzie skoncentrowana na innych zagadnieniach (szczyt będzie poświęcony sprawom energii i problemom wizowym - red.), a sprawa wraku być może pojawi się w kuluarach, przy deserze - mówi Grabowska.
I zwraca uwagę, że prośba ministra spraw zagranicznych zyskałaby większą moc, gdyby miała urzędowy charakter i wsparcie parlamentu czy rządu.

Strona rosyjska obchodziła się dotąd z wrakiem w sposób, który w Polsce wywoływał oburzenie. Najpierw pod pretekstem ułatwień w transporcie został pocięty i to kilka dni po tragedii, nim został zbadany. A teren, na którym złożono wrak, Rosjanie ogrodzili i zadaszyli dopiero po wielu miesiącach.  :dupa:

Brakuje Nie tylko wraku
Wrak prezydenckiego TU-154M nie jest jedynym dowodem, z którego przekazaniem zwleka rosyjska prokuratura. Spośród pięciu czarnych skrzynek samolotu do Polski trafił tylko polski rejestrator ATM, który zapisuje parametry techniczne. Jego dane miały zgadzać się z tymi z pozostałych rejestratorów. Polscy biegli mieli też dostęp do zapisów rozmów w kokpicie zarejestrowanych przez skrzynki. Nie oddano jednak Polsce samych urządzeń. Do tej pory strona rosyjska nie przekazała też polskim śledczym kamizelek kuloodpornych i broni funkcjonariuszy BOR, którzy zginęli w katastrofie, a także telefonów należących do wojskowych dowódców. Brakuje też m.in. telefonu satelitarnego, który był zainstalowany w samolocie. Rosjanie przesłali zaledwie jeden jego fragment. Do Polski trafiły natomiast – w zeszłym tygodniu – próbki z gruntu i otoczenia miejsca katastrofy. Wśród nich nie ma  jednak fragmentów brzozy, o którą zahaczyć miał tupolew. Ta, po ścięciu, została w Rosji. Jej fragmenty mają być tam zbadane przez rosyjskich i polskich ekspertów.  

Grażyna Zawadka
http://www.rp.pl/artykul/23,960129-Siko ... akiem.html



Sami nie damy rady ze Smoleńskiem  <_<

Rację mają ci krytycy rządu – pomijając wszelkie ich szaleństwa – którzy uznają za skandal przetrzymywanie przez Rosjan wraku tupolewa rozbitego w Smoleńsku. Od dawna powinien być w Polsce, a nie jest, ponieważ nie potrafimy wyegzekwować od Moskwy jego zwrotu. Władze nie miały pomysłu, co z tym zrobić, mówiąc wprost, były bezradne. Dopiero w poniedziałek minister spraw zagranicznych wystąpił o pomoc do Unii Europejskiej, po raz pierwszy umiędzynarodowił sprawę. Celny ruch, szkoda, że tak późno.

Rosjanie konsekwentnie twierdzą, że nie oddadzą wraku, dopóki nie zakończy się ich śledztwo, ale kiedy to nastąpi, nikt nie wie. Niezwykle łatwo zbić ten tok rozumowania. Przez dwa i pół roku można wszak było zrobić niezbędne analizy, a jeśli nawet potrzebne byłyby nowe, rosyjscy eksperci i prokuratorzy mogli przyjechać do Polski albo poprosić nas o pomoc prawną. Wątpliwe, byśmy jej odmówili.

Nie dostajemy wraku z innych przyczyn. Jakich? To już pole do spekulacji.
Zwolennicy zamachu twierdzą, że powodem jest zacieranie śladów.
Trudno polemizować z tym poglądem, bo nie sposób wskazać racjonalnych przyczyn rosyjskiej zwłoki.

Inna spekulacja, jak się wydaje bliższa prawdy, to po prostu świadome upokarzanie Polski.
Nie oddamy samolotu, bo nie, i co nam zrobicie?
 :dokuczacz:

To prawda, nic nie możemy Rosji zrobić, ale taka sytuacja jest nie do przyjęcia, uwłacza niepodległemu państwu polskiemu. Nie chodzi wszak o byle „kupę złomu”, ale miejsce śmierci polskiego prezydenta, dowódców sił zbrojnych, historycznych liderów. Należy ono do nas, nie do Rosjan.
Nawet według przyjętego w cywilizowanym świecie prawa własności właścicielem wraku jest państwo polskie. Przetrzymywanie go to rozbój.

Unia zapewne niewiele nam pomoże, raczej nie obłoży Rosji sankcjami, ale już samo umiędzynarodowienie sprawy pokazuje, że Polska jednak nie odpuszcza. To pierwszy krok. Kolejnym mogłoby być wykorzystanie zagranicznych ekspertów do ponownej oceny przynajmniej części materiału dowodowego, przeanalizowania wszystkich hipotez, w tym zamachu – skoro go nie było, niech ponownie ją zbiją. Poproszenie Amerykanów o udostępnienie nagrań z nasłuchu przestrzeni powietrznej w okresie katastrofy. Wreszcie włączenie do sprawy NATO, wszak w Smoleńsku zginął kwiat generalicji jednego z ważnych członków Paktu.

W Polsce nikt już nikomu nie ufa, ani rządowi, ani prokuraturze, ani ekspertom lotniczym, ani opozycji szafującej zamachem. Zapętliliśmy się. Sami nie przetniemy tego węzła gordyjskiego.

Andrzej Talaga - redaktor naczelny
http://www.rp.pl/artykul/960053.html

____________________________________
Videtur et hoc mihi Platforninem non debere esse
Poza tym uważam że Platformę należy zniszczyć
/Katon starszy/


11 gru 2012, 22:41
Zobacz profil
Fachowiec
Własny awatar

 REJESTRACJA14 wrz 2011, 21:56

 POSTY        1263
Post Re: Katastrofa smoleńska
Rejs z wyłączoną kontrolą

Dzień przed katastrofą pod Smoleńskiem w bazie wojskowej na Okęciu został wyłączony system bezpieczeństwa. Dowództwo Sił Powietrznych tłumaczy to wymianą serwera.


Dowództwo Sił Powietrznych mówi o wymianie serwera. Świadkowie o usterce i problemie z zapisem zdarzeń.

Z informacji, do jakich dotarł "Nasz Dziennik", wynika, że system kontroli dostępu w bazie wojskowej na Okęciu, gdzie funkcjonował 36. Specjalny Pułk Lotnictwa Transportowego, nie działał. I to zarówno 9, jak i 10 kwietnia 2010 roku.

Jak ustaliliśmy, system akceptował uprawnienia dostępu nadane elektronicznym przepustkom, ale nie rejestrował zdarzeń. Oznacza to, że na dysku nie zostały zapisane dane dotyczące tego, kiedy i za pomocą czyjej przepustki uzyskano dostęp do stref chronionych.

Informacje te potwierdzały się także w relacjach jednego z pracowników odpowiadających w bazie na Okęciu za ochronę informacji niejawnych. Mężczyzna mówił śledczym o "problemie" z systemem kontroli dostępu. Ale tylko w dniu katastrofy.

Pytane o sprawę Dowództwo Sił Powietrznych zapewnia, że awarii systemu kontroli dostępu (SKD) w dniach poprzedzających lot do Smoleńska nie było. Ale potwierdza, że system 9 i 10 kwietnia nie działał.

- W 1. Bazie Lotniczej oraz 36. SPLT były prowadzone bieżące prace konserwacyjne związane z wymianą wyeksploatowanego kontrolera sieciowego na nowy. Odbywały się w weekend, gdyż wtedy system przepustowy jest znacznie mniej obciążony niż w dni powszednie. Prace rozpoczęto 9 kwietnia w godzinach popołudniowych, około godziny 16.00. SKD został wyłączony i nie był prowadzony zapis w elektronicznym rejestrze wejścia/wyjścia na teren ochranianego obiektu - tłumaczy ppłk Artur Goławski, rzecznik prasowy DSP.

Elektroniczny SKD na wojskowej części Okęcia, funkcjonujący w specpułku, oparty był na imiennych kartach magnetycznych, które personel "odbijał" na czytniku przy wejściu. Równocześnie wartownicy nie zawsze sprawdzali - jak ustaliliśmy - wszystkie osoby pod kątem tego, czy posługują się one swoją przepustką. W specpułku obowiązywały dwie strefy bezpieczeństwa. Pierwsza z nich obejmowała teren samej jednostki. Druga, wymagająca dodatkowych uprawnień, obejmowała płytę.

W ocenie pilotów, z którymi rozmawiał "Nasz Dziennik", nieaktywny system stwarzał duże ryzyko sytuacji, w której na teren jednostki mogła wejść osoba nieuprawniona, posługując się choćby cudzą przepustką.

Awarie systemu kontroli dostępu na wojskowym Okęciu zdarzały się, ale nie były częste. Dowództwo Sił Powietrznych określa je mianem "sporadycznych", wynikających z intensywnej eksploatacji SKD.

W takim przypadku zwykle nie funkcjonował cały system (bramki były "zacięte"), a wartownicy musieli każdego członka personelu jednostki indywidualnie sprawdzać. Tak miało być także w dniach konserwacji SKD. Jak zapewnia Dowództwo, o wyłączeniu SKD powiadomiono Odział Wart Cywilnych. - Wartownicy wnikliwiej niż zwykle kontrolowali osoby uprawnione do wejścia (wyjścia) poprzez sprawdzanie ich przepustek. Porównywali zdjęcie umieszczone na przepustce z okazicielem - zapewnia ppłk Goławski.

Tyle że takiej awaryjnej sytuacji 10 kwietnia 2010 r. lotnicy, którzy wjeżdżali na teren bazy, nie odnotowali w pamięci. W ich ocenie, anomalie w zakresie funkcjonowania SKD nie były w ogóle zauważalne, podobnie zresztą jak rzekoma nadmierna czujność wartowników, a przejście przez bramki odbywało się tak jak zazwyczaj, przy sprawnym SKD.

- Na pewno komisja Jerzego Millera sprawdzała, o której godzinie załogi, które leciały do Smoleńska 10 kwietnia 2010 r., przybyły na Okęcie. Czasy ustalono z dość dużą dokładnością. Na pewno wartownik tych godzin nie zapisywał. Zatem musiał być jakiś ślad elektroniczny - mówi jeden z lotników rozformowanego 36. Specjalnego Pułku Lotnictwa Transportowego.

Rzeczywiście w raporcie Millera widnieją takie informacje. Ale dane dotyczące czasu przybycia załogi czy personelu technicznego nie pochodzą z SKD, ale z zapisu kamer monitoringu na Okęciu.

Zatem mogło dojść do sytuacji, w której wartownicy przeoczyli osobę nieuprawnioną, posługującą się cudzą przepustką, a równocześnie z powodu prac konserwacyjnych niezarejestrowany zostałby czas tegoż wejścia i personalia prawowitego właściciela przepustki.

Jak usłyszeliśmy od byłego pilota specpułku, tego typu prace powinny być realizowane w czasie, gdy w jednostce panuje mniejszy ruch. Są to zwykle weekendy lub godziny nocne. Jednak prac konserwatorskich zdecydowanie nie należało prowadzić w czasie, gdy zaplanowane były loty VIP-owskie, gdyż jak usłyszeliśmy, tego rodzaju wyłączenia funkcjonalności SKD mają wpływ na poziom ochrony.

- Jeśli wyłączenie nie miało tu znaczenia, to powstaje pytanie o to, po co ten system jest i jaką rolę spełnia. Zastanawia też to, w jaki zastępczy sposób kontrolowany był przepływ osób. Przecież jeżeli SKD był niesprawny, to powinien działać jakiś inny system, np. ręczny, na papierze. Bo taki minutowo-osobowy wykaz wejść i wyjść powinien zostać w jakiejś formie utrwalony - mówi pilot.

Co się działo z samolotem?

Dzień po wizycie premiera w Katyniu z 7 kwietnia 2010 r. Tu-154M odbył lot do Pragi. To wtedy doszło do uszkodzenia osłony radaru, która została zreperowana na Okęciu. 9 kwietnia ok. godz. 14.00 samolot został przekazany dyżurnemu hangaru. Następnego dnia rano maszyna była przygotowywana do lotu. Na podstawie zapisu kamer komisja Jerzego Millera ustaliła czas przybycia techników specpułku (od ok. 2.30 do 4.00). Około godz. 4.00 personel przejął samolot z hangaru i rozpoczął obsługę. Godzinę później maszynę wystawiono przed hangar i przeprowadzono próby silników. O godz. 5.40 starszy technik dopuścił Tu-154M "101" do lotu.

W tym czasie samolot został sprawdzony przez pirotechników BOR. Załoga w komplecie na pokładzie samolotu była o 6.21 (na Okęciu lotnicy zgłaszali się między godz. 4.00 a 5.25). Start był zaplanowany na godz. 7.00. O godzinie 6.30 rozpoczęto załadunek bagaży i cateringu. Przed zaplanowaną godziną startu na pokładzie był już komplet pasażerów. Delegacja oczekiwała na prezydenta Lecha Kaczyńskiego. Z niespełna półgodzinnym opóźnieniem samolot wystartował z Okęcia.

Rzecznik DSP pytany o to, czy i jak kontrolowano, kto w dniach poprzedzających lot do Smoleńska miał dostęp do znajdującego się w hangarze samolotu Tu-154M, zaznacza jedynie, że "w dniach 7-10 kwietnia 2010 roku dostęp do maszyny miały tylko osoby uprawnione (piloci, technicy, funkcjonariusze BOR oraz pasażerowie)".

- Przygotowanie Tu-154M przed wylotem do Smoleńska 10 kwietnia odbyło się według takich samych procedur jak przy wszystkich lotach o statusie HEAD (oblot i czynności obsługowe - przeglądy, sprawdzenie działania systemów pokładowych oraz zamiennik silników - nadzorowane przez przewodniczącego Komisji Oblotów Samolotów i Śmigłowców). Przed lotem samolot został sprawdzony przez funkcjonariuszy BOR. Po powrocie z Pragi 9 kwietnia wprowadzono go do hangaru, a po naprawie osłony radaru zaplombowano - dodaje.

Zadanie dla służb

W ocenie płk. rez. Andrzeja Pawlikowskiego, szefa BOR w latach 2006-2007, tego rodzaju wyłączenie SKD powinno zostać zgłoszone do Biura.

- Wszystkie kwestie związane z bezpieczeństwem najważniejszych osób w państwie powinny być analizowane przez BOR. Jeśli dochodzi na lotnisku do tego rodzaju zdarzenia (ale też w innym miejscu, w którym mają przebywać lub przebywają osoby ochraniane), właściciel obiektu powinien natychmiast poinformować o tym fakcie BOR, by formacja ta w sposób zgodny z procedurami podjęła działania mające na celu ulepszenie, wsparcie, poprawę systemu bezpieczeństwa i wyeliminowanie ewentualnych nieprawidłowości, które mogłyby skutkować zagrożeniem bezpieczeństwa ochranianych osób - podkreśla Pawlikowski.

Jak zaznacza, BOR powinno dokonać analizy sytuacji i w razie potrzeby wzmocnić działania ochronne oraz udostępnić swoje środki i potencjał ludzki, aż do momentu naprawienia usterki.

- Taka informacja powinna znaleźć się w posiadaniu Agencji Bezpieczeństwa Wewnętrznego, ponieważ kwestie ochrony lotnisk, także wojskowych, leżą w zainteresowaniu tej służby - wskazuje Bogdan Święczkowski, szef ABW w latach 2006-2007. Jednak rolą Agencji byłaby diagnoza przyczyn i okoliczności wyłączenia systemu bezpieczeństwa.

Jak zauważa Święczkowski, kiedy patrzy się na problem szerzej, nie ulega wątpliwości, że system ochrony polskich lotnisk odbiega od standardów amerykańskich, a nawet europejskich. To dlatego, że zasady działania tych systemów nie odpowiadają w wystarczającym stopniu na wyzwania, jakie stawia przed nimi potrzeba przeciwdziałania zagrożeniom terrorystycznym.

- Brakuje też wizji całościowej sposobu zabezpieczania istotnych budynków czy obiektów państwowych - uzupełnia.

Nieco inaczej problem postrzega BOR, które podkreśliło, że kontrola dostępu realizowana przez tę służbę na WPL Warszawa Okęcie "jest systemem niezależnym od wszelkich masowych systemów kontroli dostępu i ich awarie nie wpływają na poziom bezpieczeństwa, którego zapewnienie leży w kompetencjach Biura Ochrony Rządu". BOR, pytane o kwestie zabezpieczenia samolotu, jako stronę odpowiedzialną wskazuje wojsko.

- Codzienną ochroną i opieką techniczną samolotu Tu-154M zajmował się 36. SPLT. Biuro Ochrony Rządu rozpoczyna działania mające na celu uniemożliwienie dostępu osób niepowołanych do statku powietrznego od momentu rozpoczęcia w nim sprawdzeń pirotechnicznych do momentu odlotu - informuje mjr Dariusz Aleksandrowicz, rzecznik prasowy BOR. Jak dodaje, w tym czasie "zagrożenie dostępem osób nieupoważnionych do samolotu specjalnego nie istniało".

Z pytaniem o sprawę wyłączenia SKD, związanych z nią procedur, ich realizacji oraz konsekwencji w kontekście bezpieczeństwa ochranianych osób "Nasz Dziennik" zwrócił się pod koniec listopada do Agencji Bezpieczeństwa Wewnętrznego. ABW dotąd nie udzieliła odpowiedzi.

Marcin Austyn

http://naszdziennik.pl/polska-kraj/1783 ... trola.html

* * * * * * * * * * * * * * * * * * * * * * * * *
Sarkazm Waszyngtonu

Z Małgorzatą Wassermann, córką ministra Zbigniewa Wassermanna, który zginął pod Smoleńskiem, rozmawia Anna Ambroziak

Czytała Pani odpowiedź Waszyngtonu na petycję w sprawie powołania międzynarodowej komisji do spraw wyjaśnienia katastrofy?


- Sądzę, że z jednej strony jest to marginalizacja Polski jako partnera, z drugiej - ewidentne nakierowanie polityki Białego Domu pod przewodnictwem Baracka Obamy w kierunku Rosji. Prezydent Obama chce pozostawać w dobrych stosunkach z Federacją Rosyjską. Wielokrotnie udowadniał to podczas swojej poprzedniej kadencji. Takie nastawienie do Federacji Rosyjskiej jest jego priorytetem w polityce wobec Europy. Rosja jest partnerem kluczowym w wielu zasadniczych kwestiach dla Amerykanów. Z polskiej perspektywy widać to wyraźnie w decyzjach podejmowanych przez Biały Dom. W obecnych warunkach Polska przestała być partnerem dla Stanów Zjednoczonych. Rola naszego kraju dla Amerykanów zdecydowanie straciła na znaczeniu w międzynarodowych stosunkach. Sądzę także, że ta negatywna odpowiedź jest też wynikiem polityki, jaką Polska prowadzi od kilku lat.

Ma Pani na myśli politykę zagraniczną?

- Oraz działania polskiego rządu w sprawie tragedii smoleńskiej. Dlaczego Stany Zjednoczone miałyby zająć inne stanowisko, skoro obecny rząd Donalda Tuska nigdy nie zabiegał o pomoc USA w sprawie wyjaśnienia tej katastrofy?

O rzetelne rozpoznanie sprawy smoleńskiej prosił nie rząd, ale obywatele.

- No więc właśnie. Mam jeszcze inne nieodparte wrażenie. Otóż kiedy czytam oświadczenie Waszyngtonu, mam poczucie, że jest ono sarkastyczne wobec polskiego rządu. Biały Dom wyraźnie daje to odczuć, mówiąc o przyjęciu dla wyjaśnienia tej tragedii Konwencji o międzynarodowym lotnictwie cywilnym, co do której wiadomo, iż nie miała zastosowania i została przyjęta bezprawnie. Dokument ten odnosi się do badań wypadków lotniczych statków cywilnych. Przesłanie Waszyngtonu jest dla mnie jasne - jeżeli Polska przyjęła tę drogę, i na tej podstawie opublikowała swoje raporty, to niech radzi sobie z tym sama.

Polska, czyli rząd?

- Tak. W żadnym razie nie odbieram tego oświadczenia jako wymierzonego przeciwko rodzinom ofiar. Niewątpliwie Stany Zjednoczone bacznie obserwowały i nadal obserwują to, co dzieje się w Polsce wokół kwestii smoleńskiej, widziały tę wielką służalczość ze strony rządu polskiego wobec władz Federacji Rosyjskiej, to wielkie zaufanie, które - podejrzewam - nie występowałoby nigdzie indziej na świecie. I zdając sobie z tego sprawę, mówią nam: "Panie premierze, taką drogę pan wybrał, więc musi sobie pan z tymi wszystkimi konsekwencjami radzić sam". Stąd nawiązania Waszyngtonu do raportu MAK i komisji Millera.

Których fałszywe tezy poszły w świat.

- Naukowcy obecni na konferencji smoleńskiej, która odbyła się w październiku, zwrócili uwagę na to, że w oficjalnych publikatorach międzynarodowych figuruje zapis, iż przyczyną katastrofy była czterokrotna zamiennik lądowania i błędy polskiej załogi. Nie ma o tym mowy nawet we wspomnianych raportach. Natomiast teza ta figuruje w oficjalnej literaturze międzynarodowej. Przy całkowitym braku reakcji ze strony polskiego rządu. Dlatego chciałabym zapytać, gdzie w tym wszystkim jest Ministerstwo Spraw Zagranicznych, które powinno zrobić wszystko, co możliwe, by tę wersję odkłamać. Niebywałą dla mnie rzeczą jest to, że rządowi Donalda Tuska nie zależy na tym, by sprostować ów fałszywy obraz katastrofy, jaki niesie ze sobą raport MAK czy komisji Millera. Pamiętamy wszyscy, jak mówiono o pijanym generale Andrzeju Błasiku, który pod naciskiem prezydenta zmusił niedoświadczonych i niedouczonych pilotów do lądowania wbrew przepisom, w niesprzyjających warunkach pogodowych. Jest ogromna niechęć ze strony rządowej - w katastrofie zginęli przecież polityczni przeciwnicy obecnej ekipy, nie ma ona więc specjalnego powodu, by się o nich upominać. Niemniej taka postawa rządu wpływa na wizerunek naszego państwa na świecie. Świadczy o ogromnej słabości naszych struktur dyplomatycznych.

W katastrofie zginął jednak obywatel amerykański Wojciech Seweryn i generałowie NATO. Skoro złożono tyle tysięcy podpisów, to czy jednak Biały Dom nie powinien głębiej zainteresować się sprawą komisji?

- Tylko proszę mi odpowiedzieć na pytanie, z kim władze USA miałyby rozmawiać. Stroną do ewentualnych rozmów jest rząd - nie obywatele, rodziny ofiar. Dlatego sądzę, że ta odpowiedź Białego Domu jest to odpowiedź chwilowa w obliczu takiej, a nie innej sytuacji na arenie międzynarodowej.

Sądzi Pani, że ze strony USA padną kiedyś inne deklaracje?

- Dopóki oficjalne czynniki w Polsce, czyli polski rząd nie będzie zainteresowany pomocą i wsparciem ze strony Stanów Zjednoczonych, to Amerykanie nie podejmą żadnych kroków. Na pewno ze strony władz amerykańskich byłoby inne podejście do tej inicjatywy, gdyby było to oficjalne stanowisko polskiego rządu, poparte ewentualnie stanowiskiem innych krajów. A zapewniam panią, że od samego początku były sygnały ze strony innych państw, które deklarowały swoją pomoc w wyjaśnianiu przyczyn katastrofy.

A konkretnie?

- Myślę, że przyjdzie taki moment, kiedy pewne informacje w tym zakresie zostaną odtajnione, wtedy opinia publiczna dowie się, kto oferował taką pomoc i jak został potraktowany.

Petycję do Białego Domu poparło 31 tys. osób. Niewiele było o niej w mediach?

- Mówienie dziś o tym, że mamy pluralizm mediów, jest jakimś nieporozumieniem. Jeżeli chodzi o katastrofę smoleńską, media komercyjne i niestety Telewizja Polska formują przekaz, który ma na celu podważenie i skompromitowanie wszystkich, którzy chcą rzeczowo rozmawiać o tragedii z 10 kwietnia 2010 roku. Nikt w tych publikatorach nie pyta, dlaczego doszło do badań biegłych w Smoleńsku. My możemy tylko przypuszczać, dlaczego miały one miejsce, ale opinia publiczna niekoniecznie. Dlaczego po 25 miesiącach od katastrofy prokuratura wystąpiła o te badania? A przecież te pytania powinny być zasadnicze i kluczowe. A co za tym idzie - powinny paść pytania do osób, które definitywnie wykluczyły udział w katastrofie osób trzecich. Na jakiej podstawie formułowały tak jednoznaczne i kategoryczne opinie? Śledztwo przecież jeszcze się nie zakończyło. Poza niektórymi mediami, jak na przykład "Nasz Dziennik", nie ma właściwie szansy, by porozmawiać o tych kwestiach rzeczowo i fachowo.

Sprawa powołania komisji międzynarodowej jest jednak wciąż otwarta. Co w tej kwestii postanowią rodziny ofiar?

- Na niedawnym spotkaniu rodzin i ich pełnomocników w Sejmie utworzono zespół koordynatorów, podzielono się tematyką. Co do komisji - podjęto próbę rozstrzygnięcia tej sprawy na płaszczyźnie prawnej. Sądzę jednak, że jeszcze nie czas na formułowanie określonych tez. Wyraźnie widać, że nie ma ku temu woli po stronie rządu i sprzyjających mu środowisk. Ale zdaję sobie sprawę także z tego, że ta ich niechęć do rozmów jest jakby naturalna - ci ludzie zostaną kiedyś zapytani przez opinię publiczną, co zrobili w sprawie wyjaśnienia katastrofy z 10 kwietnia 2010 roku.

Dziękuję za rozmowę.

Anna Ambroziak

http://naszdziennik.pl/polska-kraj/1783 ... gtonu.html

* * * * * * * * * * * * * * * * * * * * * * * * *
Cezary Gmyz: pół prawdy to całe kłamstwo

Czas chyba napisać słownik – prokuratorsko-polski. Polacy przez ponad miesiąc byli okłamywani w kwestii tego, co biegli znaleźli we wraku tupolewa. Kłamstwo było tym bardziej perfidne, że nosiło znamiona prawdy. Prokuratorzy skryci za podwójną gardą prawniczego języka tak skonstruowali przekaz, by nie można było im zarzucić wprost minięcia się z prawdą, ale by odbiorcy tej prawdy nie poznali.


Niektóre z detektorów użytych w Smoleńsku wykazały na czytnikach cząsteczki trotylu (TNT), co nie oznacza jednak, że mamy do czynienia z całą pewnością z materiałami wybuchowymi – powiedział 5 grudnia w Sejmie szef Naczelnej Prokuratury Wojskowej płk Jerzy Artymiak.

Już dziś chciałbym zgłosić tę kwestię do konkursu radiowej Trójki „Srebrne usta”, choć warta jest ona ust złotych, ba, nawet platynowych lub diamentowych.

Żartowałem sobie, że czas chyba napisać słownik – prokuratorsko-polski. Wystąpienie prokuratury przypominało mi pewną dość pruderyjną osobę, której przez usta nie mogło przejść słowo „prezerwatywa” i mówiła o niej: „kawałek tworzywa sztucznego będący zaprzeczeniem Stwórcy”.

Śmiać się czy płakać

Poważnie już jednak mówiąc – Polacy przez ponad miesiąc byli okłamywani w kwestii tego, co prokuratorzy i biegli odkryli na przełomie września i października. Kłamstwo było tym bardziej perfidne, że nosiło znamiona prawdy. Prokuratorzy skryci za podwójną gardą prawniczego języka tak skonstruowali przekaz, by nie można było im zarzucić wprost minięcia się z prawdą, ale by odbiorcy tej prawdy nie poznali. „Cząstki wysokoenergetyczne”, „podobne do materiałów wybuchowych”, „zjonizowane cząsteczki mające strukturę bądź masę zbliżoną do cząsteczek wchodzących w skład materiałów wybuchowych” – cały ten prawniczo-naukowy slang miał przykryć trzy litery: TNT – trójnitrotoluen, a mówiąc po polsku – trotyl. Nie da się ukryć, że po raz kolejny potwierdziło się stare powiedzenie – pół prawdy to całe kłamstwo.

Oczywiste jest, że po wystąpieniu prokuratorów w Sejmie poczułem ulgę. Nie towarzyszyła jej jednak satysfakcja. Trudno odczuwać zadowolenie, kiedy widzi się, jak organ polskiego państwa, jakim jest prokuratura, wystawia się na pośmiewisko. Jak kilka osób rujnuje wizerunek „firmy”, w której wielu prokuratorów pracuje z zaangażowaniem, stojąc na straży prawa.

Dzień po tym, kiedy przez usta płk. Szeląga przeszło słowo-tabu – trotyl, rozmawiałem z jednym z wielu takich uczciwych prokuratorów, których znam. – Jest mi wstyd za środowisko, w jakim pracuję – powiedział. – Nie przejmuj się tak bardzo, ja jestem dziennikarzem – odparłem.

Rechot nad „męczennikiem”

Niestety, ocena mojego własnego środowiska jest surowa. Nie chcę uciekać do taniego moralizowania, sam nie będąc bez grzechu. Jednak nie sposób nie skonstatować, że ostatni miesiąc nam, jako dziennikarzom, wystawił bardzo złe świadectwo. Ilość jadu i pomyj, jaką wylały przede wszystkim tzw. media głównego nurtu na dziennikarzy „Rzeczpospolitej” i „Uważam Rze”, przekroczyła granice. Myślałem, że szczytowym osiągnięciem w tej dziedzinie był wywiad Tomasza Wołka dla „Syfilisweeka”. Myliłem się. Pobił go w imponującym stylu Wojciech Maziarski w „michnikowemu szmatławcowi”. „Niepokorni stroją się dziś w szaty męczenników i pokazują światu rany cięte, kłute i szczypane. Niech cały naród się dowie, że na szańcach ojczyzny krew serdeczną przelewali, czerwoną jak maki pod Monte Cassino, a gdy ich reduta padła, w mroku jeszcze tliła się iskierka oporu na Twitterze” – napisał.

Od wyrzucenia z „Rzeczpospolitej” powtarzam, że nie czuję się żadnym męczennikiem czy ofiarą. Jednak takie teksty jak Maziarskiego jako żywo przypominają mi rechot nad zgwałconą kobietą – „sama tego chciała, bo włożyła mini, jak suka nie da, pies nie weźmie”.

Całkowite zaćmienie

Martwi mnie jeszcze jedno – rezygnacja z powinności naszego zawodu. Choć istnieją chlubne wyjątki również po stronie głównego nurtu mediów – „Polityka”, „Wprost” potrafiły z dociekliwością opisać interesy Grzegorza Hajdarowicza, portal tvn24.pl rzetelnie, minuta po minucie, zrelacjonował wystąpienie prokuratorów w Sejmie.

Jednak przez miesiąc prawie nikt poza mediami niezależnymi nie usiłował zweryfikować tekstu „Trotyl na wraku tupolewa”. Podczas konferencji prasowej 30 października dziennikarze pozwolili prokuratorom wykonać odwrót, zanim zaczęły padać najważniejsze pytania. Ze smutkiem muszę skonstatować, że rola większości z nich ograniczyła się do funkcji stojaka na mikrofon i statywu do kamery.

Dopuścili, by przez miesiąc obowiązywała fałszywa w gruncie rzeczy narracja na temat tego, co w rzeczywistości odkryto w Smoleńsku. Gdyby nie postawa posłów opozycji, przed którymi prokuratorzy nie mogli w porę zbiec, „cząstki wysokoenergetyczne” byłyby „obowiązującą wersją prawdy” jeszcze długie miesiące.

Smutne to, kiedy dziennikarzy w dochodzeniu do prawdy muszą wyręczać politycy opozycji. Jeszcze smutniejsze, kiedy dziennikarze rezygnują z funkcji kontrolnej prasy, a zamieniają się w pracowników mediów basujących władzy.

http://niezalezna.pl/35889-cezary-gmyz- ... e-klamstwo

____________________________________
Ojczyznę wolną pobłogosław Panie.


12 gru 2012, 17:15
Zobacz profil
Zawodowiec
Avatar użytkownika

 REJESTRACJA21 paź 2006, 19:09

 POSTY        7731

 LOKALIZACJATriCity
Post Re: Katastrofa smoleńska
wbuluinadzieji                    



Cezary Gmyz: pół prawdy to całe kłamstwo

Niektóre z detektorów użytych w Smoleńsku wykazały na czytnikach cząsteczki trotylu (TNT), co nie oznacza jednak, że mamy do czynienia z całą pewnością z materiałami wybuchowymi – powiedział 5 grudnia w Sejmie szef Naczelnej Prokuratury Wojskowej płk Jerzy Artymiak.
Już dziś chciałbym zgłosić tę kwestię do konkursu radiowej Trójki „Srebrne usta”, choć warta jest ona ust złotych, ba, nawet platynowych lub diamentowych.

Żartowałem sobie, że czas chyba napisać słownik – prokuratorsko-polski. Wystąpienie prokuratury przypominało mi pewną dość pruderyjną osobę, której przez usta nie mogło przejść słowo „prezerwatywa” i mówiła o niej: „kawałek tworzywa sztucznego będący zaprzeczeniem Stwórcy”.

Śmiać się czy płakać

Cząstki wysokoenergetyczne”, „podobne do materiałów wybuchowych”, „zjonizowane cząsteczki mające strukturę bądź masę zbliżoną do cząsteczek wchodzących w skład materiałów wybuchowych” – cały ten prawniczo-naukowy slang miał przykryć trzy litery: TNT – trójnitrotoluen, a mówiąc po polsku – trotyl. Nie da się ukryć, że po raz kolejny potwierdziło się stare powiedzenie – pół prawdy to całe kłamstwo.

Dzień po tym, kiedy przez usta płk. Szeląga przeszło słowo-tabu – trotyl, rozmawiałem z jednym z wielu takich uczciwych prokuratorów, których znam.
Jest mi wstyd za środowisko, w jakim pracuję – powiedział.


Niektóre wyniki badań kierowcy alkomatem wykazały na czytnikach alkomatu cząsteczki alkoholu (C2H5OH), co nie oznacza jednak, że mamy do czynienia z całą pewnością z jazdą kierowcy pod wpływem alkoholu.

Jak Wam się podoba?

____________________________________
Nie jesteś tym, kim myślisz, że jesteś - lecz tym, kim się stajesz, gdy myślisz kim jesteś.


12 gru 2012, 19:56
Zobacz profil
Zawodowiec
Avatar użytkownika

 REJESTRACJA23 sie 2009, 07:34

 POSTY        3657
Post Re: Katastrofa smoleńska
Nadir                    



wbuluinadzieji                    



Cezary Gmyz: pół prawdy to całe kłamstwo

Niektóre wyniki badań kierowcy alkomatem wykazały na czytnikach alkomatu cząsteczki alkoholu (C2H5OH), co nie oznacza jednak, że mamy do czynienia z całą pewnością z jazdą kierowcy pod wpływem alkoholu.
Jak Wam się podoba?

Bardzo siępodoba! Na pewno zastosuję to przy najbliższej okazji  :lol:

Paweł Deresz - celebryta smoleński, ekspert katastrofalny, wesoły wdowiec i intelektualny prowokator w jednym - znowu w akcji
Obrazek
Celebryta smoleński Paweł Deresz znów postanowił zabłysnąć i udzielił wywiadu, w którym stwierdził, że amerykańskie i rosyjskie służby dysponują nagraniem ostatniej rozmowy braci Kaczyńskich. Lądujcie koniecznie w Smoleńsku – miał rozkazać Lechowi Jarek, doprowadzając tym samym do katastrofy.

Po kilku godzinach wesoły wdowiec z uśmiechem wyjaśnił, że chodziło mu o „intelektualną prowokację".

Panie Pawle, skoro tak, to pogadajmy o tym, jak bardzo ucieszył się pan na wieść o śmierci żony, wiedząc, że wreszcie wyjdzie pan z jej cienia i będzie mógł robić sobie żarty w mediach.

I proszę się nie obrażać jak – nie przymierzając – Kaczyński na sugestie, że jest winny śmierci brata.
To jedynie „intelektualna prowokacja".

http://www.uwazamrze.pl/artykul/724083, ... wisci.html

Mój komentarz:
uwaga autora że wesoły wdowiec Deresz ucieszył się na wieść o śmierci swojej żony aby wyjść z jej cienia wcale nie jest „intelektualną prowokacją".
To jest FAKT.
Autentyczny
 :wysmiewacz:

____________________________________
Videtur et hoc mihi Platforninem non debere esse
Poza tym uważam że Platformę należy zniszczyć
/Katon starszy/


Ostatnio edytowano 15 gru 2012, 18:39 przez Badman, łącznie edytowano 1 raz



15 gru 2012, 18:37
Zobacz profil
Zawodowiec
Avatar użytkownika

 REJESTRACJA23 sie 2009, 07:34

 POSTY        3657
Post Re: Katastrofa smoleńska
Ukarali prokuratora Olejnika za krytykę prowadzenia śledztwa smoleńskiego
Obrazek

Były zastępca prokuratora generalnego Kazimierz Olejnik skrytykował sposób prowadzenia śledztwa smoleńskiego. Słowa krytyki nie spodobały się kierownictwu Prokuratury Generalnej, a wobec Olejnika wszczęto postępowanie służbowe.

Kazimierz Olejnik to prokurator w stanie spoczynku, który w mediach określany jest mianem pogromcy polskiej mafii. Kierownictwu Prokuratury Generalnej naraził się ostro krytykując zaniedbania prokuratorów prowadzących śledztwo ws. katastrofy smoleńskiej. Po skandalu z zamianą ciał ofiar tragedii smoleńskiej prok. Olejnik stwierdził, że to polscy prokuratorzy powinni być obecni w trakcie sekcji ofiar w Rosji, ponieważ oględziny i sekcja to wręcz kanon pracy.

Prokurator Olejnik zarzucił także szefowi wojskowych prokuratorów, gen. Parulskiemu, że to on powinien dopilnować, aby przy sekcjach ciał ofiar katastrofy smoleńskiej obecni byli polscy śledczy. Kazimierz Olejnik wielokrotnie oburzał się także, że prokuratura „doprowadziła do tego, że dzisiaj ustalenia śledztwa są pod znakiem zapytania, bo oparła się na dowodach zebranych przez służby innych państw”. Dzisiaj prok. Olejnik poinformował, że został wezwany na przesłuchanie w charakterze obwinionego w związku z wypowiedziami dla dziennika „Rzeczpospolita" dotyczącymi śledztwa smoleńskiego.

- Postępowanie służbowe wobec prokuratora, który wyrażał opinie nie jest najlepszym standardem. Przypominam, że każdy obywatel ma konstytucyjnie zagwarantowaną wolność wypowiedzi. Żadne przepisy wewnętrzne nie mogą naruszać tych praw. W sprawach postępowań służbowych wobec prokuratorów, najwyższego szczebla decyzje podejmuje Prokurator Generalny. Sprawa jest kuriozalna, ale to niestety nie jedyny przypadek, postępowań wobec śledczych po wyrażeniu swojej opinii – mówi w rozmowie z portalem Niezalezna.pl Bogdan Święczkowski były szef ABW, wieloletni prokurator, obecnie w stanie spoczynku.

http://niezalezna.pl/36217-ukarali-prok ... olenskiego

____________________________________
Videtur et hoc mihi Platforninem non debere esse
Poza tym uważam że Platformę należy zniszczyć
/Katon starszy/


19 gru 2012, 21:03
Zobacz profil
Fachowiec
Własny awatar

 REJESTRACJA14 wrz 2011, 21:56

 POSTY        1263
Post Re: Katastrofa smoleńska
Lista kłamstw komisji Millera

Po tym, jak niezależni eksperci przedstawili swoje analizy dotyczące katastrofy smoleńskiej, nie może już być żadnych wątpliwości: raport komisji Jerzego Millera to zbiór kłamstw, nieprawdziwych informacji i fałszywych wniosków. „Nowe Państwo” publikuje listę najpoważniejszych i najbardziej rażących przekłamań zawartych w tym dokumencie.

Kłamstwo nr 1: Gen. Błasik był w kokpicie

To najbardziej znana manipulacja komisji Millera. „Istniała presja, która oddziaływała na załogę w sposób pośredni, związana z rangą lotu, obecnością najważniejszych osób w państwie na pokładzie samolotu i wagą uroczystości w Lesie Katyńskim. Należy także przyznać, że elementem presji pośredniej była obecność Dowódcy Sił Powietrznych w kabinie załogi, gdyż w świadomości dowódcy statku powietrznego mogła pojawić się obawa o ocenę jakości wykonania przez niego podejścia do lądowania” – czytamy w raporcie komisji. Jednym z istotniejszych załączników raportu są zresztą stenogramy rozmów z kokpitu, z których wynika m.in., że gen. Błasik odczytywał w kabinie wysokość, na której znajdował się samolot, i doradzał pilotom przy podejściu do lądowania.

Kłamstwa te obnażyli eksperci z krakowskiego Instytutu Ekspertyz Sądowych, którzy przebadali kopię nagrań z kokpitu Tu-154 i stwierdzili, że wbrew temu, co próbowała wmówić Polakom komisja Millera, na nagraniach rozmów z kokpitu Tu-154 nie zarejestrowano głosu gen. Andrzeja Błasika.

„Nie dysponujemy opinią, która mówiłaby, iż gen. Błasik przebywał w kabinie. Prokuratura nigdy nie twierdziła, że taki głos został zidentyfikowany” – opisał wynik badań krakowskich biegłych płk Ireneusz Szeląg z Wojskowej Prokuratury Okręgowej w Warszawie.
Największym skandalem jest fakt, że w pierwotnej wersji stenogramów przygotowanych na użytek raportu Millera przez Centralne Laboratorium Kryminalistyczne gen. Błasikowi tak naprawdę również nie przypisano żadnego głosu. Zrobiła to samowolnie dopiero komisja Millera, choć dziś żaden z jej członków nie chce się do tego haniebnego czynu przyznać.

Kłamstwo nr 2: Samolot zszedł na wysokość kilku metrów

Autorzy raportu Millera twierdzą: „O godz. 6:41:02,8 na wysokości 1,1 m nad poziomem lotniska, w odległości 855 m od progu DS 26, samolot zderzył się lewym skrzydłem z brzozą o średnicy pnia 30–40 cm, w wyniku czego nastąpiła utrata 6,1 m lewego skrzydła”.

Na jakich danych opierali się eksperci Millera, podając taką wysokość? Wystarczy zajrzeć na str. 16 raportu, aby w jednym z przypisów (drobnym drukiem) przeczytać, że „wysokość lotu samolotu w końcowej fazie podejścia do lądowania została oszacowana na podstawie obliczeń wykonanych przez Komisję”.

Ekspert smoleńskiego zespołu parlamentarnego, prof. Kazimierz Nowaczyk z amerykańskiego uniwersytetu w Baltimore, podszedł do tej kwestii znacznie rzetelniej: zanalizował dane zawarte w systemach nawigacyjnych TAWS (system ostrzegania o zbliżaniu się do ziemi) i FMS (system zarządzania lotem – komputer pokładowy) oraz dane z wysokościomierza barycznego WBE–SWS zapisane w skrzynce parametrów lotu. Okazało się, że przeczą one wersji komisji Millera: samolot przed ostatecznym upadkiem na ziemię nigdy nie zszedł poniżej wysokości 18 m nad ziemią!

Tu-154 zaczął spadać dopiero po tym, jak wzniósł się na pułap 30–35 m nad ziemią, odchodząc na tzw. drugi krąg – przyczyną upadku były dwa wstrząsy (wybuchy), do których doszło właśnie na wysokości ok. 35 m.

Kłamstwo nr 3: Tu-154 uderzył w brzozę

Jeśli samolot nigdy nie zszedł poniżej wysokości 18 m nad ziemią – jak pokazują zapisy urządzeń pokładowych – to oczywiście nie mógł też uderzyć w brzozę.
Obrazek
Trajektoria pionowa lotu – wyznaczona przez prof. Nowaczyka na podstawie analizy wysokości barycznej Tu-154 – wyraźnie pokazuje, że samolot przeleciał nad brzozą wskazywaną przez polskie i rosyjskie władze, znajdując się na wysokości 20 m nad ziemią. Potem jeszcze przez dwie sekundy się wznosił. Dopiero 144 m za brzozą, na wysokości ok. 35 m, maszyna wykonała gwałtowny skręt w lewo, niezgodny z jej aerodynamiką. Rzekome zderzenie z brzozą nie mogło być więc przyczyną zmiany kierunku lotu – wbrew temu, co twierdzi komisja Millera.

Kłamstwo nr 4: Brzoza złamała skrzydło samolotu

Nawet gdyby Tu-154 zaczepił o brzozę, nie straciłby w wyniku tego zderzenia fragmentu skrzydła. Udowodniła to symulacja komputerowa dokonana przez prof. Wiesława Biniendę (także eksperta zespołu parlamentarnego ds. katastrofy smoleńskiej) przy użyciu specjalistycznego programu LsDyna3D na maszynach cyfrowych z równoległymi procesorami najnowszej generacji.

By przekonać sceptyków, prof. Binienda przeprowadził eksperyment kilkakrotnie, zawyżając niektóre parametry ponad stan faktyczny. Dla przykładu: skoro według raportu Millera średnica brzozy wynosiła 30–40 cm, to prof. Binienda poddał badaniom drzewa o średnicy od 40 do 44 cm. Wprowadzał też do programu większą gęstość drewna, różne kąty natarcia i przechylenia etc.

Okazało się, że Tu-154 za każdym razem przecina brzozę – niezależnie od wysokości uderzenia, orientacji samolotu i odległości miejsca uderzenia od końca skrzydła.

Jak czytamy w opracowaniu „28 miesięcy po Smoleńsku” przygotowanym przez zespół Antoniego Macierewicza: „Uderzenie w drzewo powoduje jedynie uszkodzenie krawędzi natarcia skrzydła, ale nie pogarsza w istotny sposób jego właściwości nośnych. Gdyby nawet doszło do takiej kolizji, samolot Tu-154M mógłby utracić niewielkie fragmenty krawędzi natarcia skrzydła (slot i nosek płata), ścinając drzewo pierwszą podłużnicą”.

Kłamstwo nr 5: Samolot wykonał półbeczkę autorotacyjną

Członkowie komisji Millera, mówiąc o przedstawionej w swoim raporcie wersji wydarzeń, podkreślali, że jest on oparty na twardych faktach. „Uważam, że wykonaliśmy najlepiej, jak potrafiliśmy, pracę, która szczegółowo i precyzyjnie określiła wszystkie elementy tej katastrofy” – mówił o raporcie ppłk Robert Benedict, pełniący funkcję szefa podkomisji lotniczej w komisji Jerzego Millera.

Prawda wygląda jednak inaczej: komisja Millera – by uprawdopodobnić swoją teorię o zderzeniu z brzozą i wykonaniu przez samolot „półbeczki” – oparła się wyłącznie na nieznanych bliżej obliczeniach.

Dowodem na to jest tabelka obrazująca geometrię zderzenia samolotu, zamieszczona na str. 70 załączników do raportu. W tabelce tej zawarto dane, które przedstawiają – według komisji – przebieg ostatniego etapu lotu, łącznie ze zderzeniem z brzozą, utratą fragmentu skrzydła i zniszczeniem maszyny w wyniku uderzenia w ziemię. Po dokładniejszym przyjrzeniu się temu wykazowi można dostrzec, że wartości najważniejsze dla uzasadnienia tezy o „beczce”, podawane dla różnych etapów lotu – kąt pochylenia, przechylenia oraz natarcia – są od pewnego momentu (chodzi o ostatnie kilkanaście sekund przed katastrofą) oznaczone „gwiazdką”. Odsyła ona do małego, niepozornego przypisu, który mówi, że są to... parametry wyliczone. Innymi słowy: komisja, podając np. wartość kąta przechylenia samolotu do chwili zderzenia z brzozą, użyła parametrów pochodzących z rejestratorów lotu, ale już liczby obrazujące położenie maszyny po zderzeniu z drzewem nie zostały wzięte z urządzeń pokładowych, tylko je „wyliczono”. Jaka była metodologia i dane wyjściowe tych wyliczeń – nie wiadomo.

Kłamstwo nr 6: Piloci nieprawidłowo posługiwali się wysokościomierzami

„Jednym z czynników zaburzających [pilotom Tu-154] prawidłową ocenę sytuacji było wykorzystywanie podczas podejścia nieprecyzyjnego wskazań radiowysokościomierza w miejsce wysokościomierzy barometrycznych” – czytamy w raporcie komisji Millera.

Dlatego polscy piloci – według raportu Millera – tuż przed katastrofą nie mieli świadomości, na jakiej wysokości się znajdują, a gdy zorientowali się, że są tuż nad ziemią, było już za późno na poderwanie samolotu. Eksperci z komisji ministra powoływali się przy tym na zapisy rozmów z kokpitu. Miało z nich wynikać, że załoga podawała dane niezgodne z faktyczną wysokością, a znajdujący się w kabinie pilotów gen. Błasik, który korygował te wartości, nie był przez nich słyszany, gdyż ci mieli na uszach słuchawki.
Obrazek
Dziś wiemy, że to nieprawda. Analiza ekspertów z Krakowa dowodząca, że na nagraniach rozmów z kokpitu Tu-154 nie zarejestrowano głosu gen. Andrzeja Błasika, obaliła bowiem ostatecznie nie tylko teorię o naciskach na załogę, lecz przekreśliła także oskarżenia wobec pilotów. Z opinii Instytutu Ekspertyz Sądowych w Krakowie wynika jednoznacznie, że komendy zawierające rzeczywistą wysokość wypowiadane są nie przez gen. Błasika, lecz przez II pilota Roberta Grzywnę. Można z tego wyciągnąć tylko jeden wniosek: załoga do końca tragicznego lotu odczytywała wysokość z prawidłowego, barycznego (a nie radiowego) wysokościomierza. Jest to także dowód na to, że piloci podjęli decyzję o odejściu na drugi krąg, czyli przerwaniu podejścia do lądowania, na przepisowej wysokości (100 m według wskazań wysokościomierza barycznego).

Kłamstwo nr 7: Piloci popełnili błąd, używając autopilota do poderwania samolotu

Członkowie komisji Millera napisali w raporcie, że załoga Tu-154 popełniła błąd, próbując odejść na tzw. drugi krąg przy użyciu autopilota – lotnisko w Smoleńsku było bowiem pozbawione systemu lądowania ILS. W raporcie Millera znalazła się informacja, że manewr taki jest możliwy do wykonania tylko w specjalnym trybie, nieopisanym w instrukcji użytkowania samolotu. „Z ustaleń Komisji wynika, że możliwość ta nie była znana pilotom 36 splt” – brzmi konkluzja ekspertów rządowej komisji.

Ponadto w mediach rozpowszechniano informację, że poderwanie samolotu przy użyciu autopilota na lotnisku niemającym systemu lądowania ILS w ogóle nie było technicznie możliwe. Podczas publikacji raportu Millera członek rządowej komisji Wiesław Jedynak powiedział nawet: „Gdyby takie manewry były ćwiczone, załoga dowiedziałaby się, że odejście w automacie na lotnisku bez ILS jest niewykonalne”.

To oczywiście kłamstwo. Możliwość tzw. odejścia w automacie na lotnisku pozbawionym ILS potwierdził eksperyment, jaki przeprowadzono w 2011 r. na bliźniaczym tupolewie (nr 102).

Nie jest też prawdą, że piloci nie wiedzieli, jak to się robi. Członek komisji Maciej Lasek, odpowiadając na jedno z pytań na konferencji ekspertów w Kazimierzu Dolnym nad Wisłą (28 maja 2012 r.), stwierdził wprost, że kpt. Protasiuk wykonywał taki manewr – odchodzenie z autopilotem bez systemu ILS – kilkakrotnie. W opracowaniu „28 miesięcy po Smoleńsku”, przygotowanym przez zespół parlamentarny pod kierownictwem Antoniego Macierewicza, czytamy zaś: „Wbrew sugestiom członków KBWLLP, tzw. odejście w automacie nie było »sztuczką« nieznaną pilotom wojskowym Tu-154M. Zespół Parlamentarny dysponuje skryptem polskich pilotów szkolonych w ZSRS w latach osiemdziesiątych, z dokładnym opisem odejścia w »automacie« bez ILS. Z ustaleń Zespołu Parlamentarnego wynika, że major Arkadiusz Protasiuk miał ponadstandardową wiedzę o wyposażeniu awionicznym Tu-154, pochodzącą m.in. z oryginalnych rosyjskich instrukcji samolotu oraz wizyt w Samarze”.

Kłamstwo nr 8: Samolot rozpadł się po uderzeniu w ziemię

Według raportu Millera, po uderzeniu w brzozę samolot stracił część skrzydła, natomiast rozpad maszyny nastąpił w wyniku zderzenia z ziemią. Aż do tego momentu – twierdzą członkowie komisji – systemy samolotu działały prawidłowo.
Obrazek
Jest to twierdzenie nie do obrony. Zapisy TAWS i FMS, cytowane częściowo nawet w rosyjskim raporcie MAK, wyraźnie wskazują, że kluczowe urządzenia pokładowe – a więc właśnie FMS, jak i rejestratory lotu – przestały działać, gdy samolot był jeszcze w powietrzu. Jako pierwsza pisała o tym zresztą „Gazeta Polska”, ujawniając, że komputer pokładowy FMS przerwał pracę kilkanaście metrów nad ziemią, ok. 60 m przed miejscem pierwszego zderzenia z gruntem. W tym samym momencie, w którym zamrożona została pamięć komputera FMS, przestały działać rejestratory lotu. Fakt nagłego zakończenia pracy urządzeń pokładowych kilkanaście metrów nad ziemią potwierdziła w lipcu 2011 r. – na konferencji prasowej – prokuratura wojskowa.

Na rozpad samolotu w powietrzu wskazują także inne fakty, np. znalezienie fragmentów samolotu (m.in. części skrzydła, statecznika i poszycia) kilkaset metrów przed miejscem uderzenia w ziemię. Odłamki samolotu rozrzucone były w promieniu 700 m, o czym poinformował Andriej Jewsiejenkow, szef służby prasowej administracji obwodu smoleńskiego.

Kłamstwo nr 9: Eksplozja jest wykluczona

„Podczas oględzin wraku samolotu nie stwierdzono śladów detonacji materiałów wybuchowych” – to jedyne zdanie, jakie poświęcono w raporcie Millera możliwości eksplozji w Tu-154. Nie zamieszczono nawet krótkiej charakterystyki badań, jakie przeprowadzono. Eksperci rządowi całkowicie zignorowali tym samym hipotezę zniszczenia samolotu przez siły zewnętrzne.
Obrazek
Prof. Kazimierz Nowaczyk i inni specjaliści współpracujący ze smoleńskim zespołem parlamentarnym przyjrzeli się jednak dokładnie zapisom TAWS, czyli urządzenia ostrzegającego pilotów o zbliżaniu się do gruntu, oraz zapisom rejestratora parametrów lotu. Okazało się, że ok. 35 m nad ziemią system TAWS zapisał ostatni komunikat nr 38, a towarzyszyły temu dwa odnotowane przez rejestrator wstrząsy: jeden słabszy, drugi silniejszy. Zaraz potem przestał działać komputer pokładowy FMS i rejestratory lotu.

Badania dr. inż. Grzegorza Szuladzińskiego z Australii (specjalisty od procesów rozpadu, dynamiki konstrukcji i odkształceń w lotnictwie, budownictwie oraz energetyce) wykazały, że wstrząsy te miały charakter eksplozji. „Jeden z nich miał miejsce na lewym skrzydle, około 1/3 długości, powodując wielkie lokalne zniszczenie, w efekcie rozdzielając skrzydło na dwie części. Efekt wtórny to naruszenie więzów między przodem kadłuba i resztą statku. Drugi wybuch, wewnątrz kadłuba, spowodował gruntowne zniszczenie i rozczłonkowanie tegoż. Samo lądowanie (czy upadek) w terenie zadrzewionym, wszystko jedno jak niekorzystne i pod jakim kątem, nie mogło w żadnym wypadku spowodować takiego rozczłonkowania konstrukcji, które zostało udokumentowane” – napisał dr Szuladziński w swoim raporcie.
Obrazek
Zdaniem naukowca o eksplozji w kadłubie świadczą m.in. rozrzucenie fragmentów samolotu na ogromnej przestrzeni, duża ilość odłamków (kilkucentymetrowych fragmentów), rozprucie segmentu kadłuba z charakterystycznym rozwarciem i wywinięciem krawędzi pęknięcia, wygląd fragmentów kadłuba widzianych wzdłuż osi oraz zniszczenie wręgi części ogonowej.

Na eksplozję wskazał także dr inż. Grzegorz Berczyński, który zaprezentował badania dowodzące rozmiaru sił, jakie musiały oddziaływać od wewnątrz na poszycie samolotu, aby doszło do wyrwania nitów i rozerwania poszycia. O tym, że doszło do wybuchu, przekonany jest również dr inż. Stefan Bramski, ekspert lotniczy o specjalności budowa płatowców, wieloletni pracownik Instytutu Lotnictwa. „Żadna inna siła, według mojej wiedzy, nie mogła spowodować, że tył dogniatający kabinę pasażerską zachowa okrągły przekrój” – powiedział w wywiadzie zamieszczonym w książce „Musieli zginąć”.

Ponadto istnieje co najmniej 19 relacji świadków (zebranych przez zespół parlamentarny Antoniego Macierewicza) przemawiających za hipotezą eksplozji.

Kłamstwo nr 10: Nie było komunikatu TAWS nr 38

Faktu wystąpienia komunikatu TAWS nr 38 dowodzą odczyty zapisów tego systemu, dokonane przez jego producentów, czyli amerykańską firmę Universal Avionics. Komunikatowi towarzyszyły dwa odnotowane w rejestratorach lotu wstrząsy. W raporcie komisji Millera nie znajdziemy jednak na temat ostatniego zapisu TAWS ani słowa – podobnie zresztą jak w raporcie MAK.

O ile jednak dokument przygotowany przez rosyjski MAK przemilczał całkowicie istnienie alarmu, to w raporcie polskiej komisji rządowej na jednym z rysunków umieszczono pierwotnie punkt, w którym zarejestrowano ostatni sygnał systemu TAWS. Z jakichś jednak względów punkt ten w ostatecznej wersji rysunku zakryto.

Dokonano tego jednak w sposób wyjątkowo nieudolny: czerwone kółko z czarną kropką w środku, znajdujące się dokładnie w miejscu wystąpienia TAWS nr 38 (identycznie oznaczono TAWS nr 37), zasłonięto zielonym prostokątem. Chodziło o to, by prostokąt ten zlał się z tłem tego samego koloru. Manipulację może odkryć każdy, kto choć trochę zna się na grafice komputerowej.

Prof. Kazimierz Nowaczyk nie ma wątpliwości, że był to umyślny zabieg. „Komisja Millera z pełną świadomością ukryła na profilu podejścia położenie TAWS #38 event landing” – napisał na swoim blogu.

Kłamstwo nr 11: Do zderzenia z ziemią nie było żadnych awarii

Według raportu Millera, aż do momentu zderzenia z ziemią samolot Tu-154 był całkowicie sprawny – nie licząc oczywiście skrzydła, uszkodzonego po rzekomym zderzeniu z brzozą.

To kolejna nieprawdziwa informacja. Prof. Nowaczyk przeanalizował dziennik awarii Tu-154, jakim dysponuje amerykański producent TAWS, i wykazał, że w ostatnich sekundach lotu system TAWS zarejestrował aż 13 awarii. Pierwsza z nich została odnotowana o godz. 06:40:59 (czas UTC) – w tym samym czasie, w którym zapisany został (ukryty przez komisje MAK i Millera) TAWS #38, czyli ostatni sygnał alarmowy systemu TAWS. Według Kazimierza Nowaczyka i zapisów w dzienniku, system nie był w stanie odczytać położenia klap na skrzydłach samolotu.

Kolejne dwie awarie zostały zapisane o godz. 06:41:02 (UTC), w chwili zamrożenia pamięci FMS, czyli przerwania pracy komputera pokładowego, a także wyłączenia rejestratorów lotu (czarnych skrzynek).

O szeregu uszkodzeń, jakie wystąpiły tuż po przeleceniu nad brzozą i w okolicach punktu, w którym odnotowano komunikat nr 38 systemu TAWS, mówią też – co zaprezentował niedawno prof. Nowaczyk – zapisy tzw. polskiej czarnej skrzynki (ATM-QAR). Chodzi m.in. o uszkodzenie pierwszego silnika i agregatów zasilających samolot oraz o awarię radiowysokościomierzy.

Kłamstwo nr 12: Opierano się na wiarygodnej dokumentacji

„Każdy z 18 członków komisji obecnych w Smoleńsku spędził na miejscu katastrofy i przy wraku dziesiątki godzin. Ja sam chodziłem po tym obszarze przez 11 dni” – zapewniał w wywiadzie dla dziennika „Polska” ppłk Robert Benedict, członek komisji Jerzego Millera.

Prof. Nowaczyk przeanalizował zamieszczone w raporcie fotografie drzew wokół miejsca katastrofy. Rezultat był zdumiewający: większość zdjęć drzewostanu, mających udowadniać tezę o uderzeniu Tu-154 w brzozę, utracie skrzydła i przechyleniu się maszyny o 150o, jest autorstwa Siergieja Amielina – rosyjskiego autora i serii artykułów o katastrofie, publikowanych na smoleńskim forum internetowym,
i książki „Ostatni lot. Spojrzenie z Rosji”. Prof. Nowaczyk zapytał nawet ironicznie na blogu: „Czy Siergiej Amielin był członkiem Komisji Badania Wypadków Lotniczych Lotnictwa Państwowego Rzeczypospolitej Polskiej?”.

Przypomnijmy, że Amielin to zupełnie niewiarygodna postać. O pracy kontrolerów pisał w swojej książce: „Chcę tu mocno podkreślić, że działania kontrolerów nie spowodowały katastrofy!”. Autor wyrażał też zaufanie do Tatiany Anodiny: „Uważam [...], że strona techniczna sprawy zostanie zbadana bardzo rzetelnie. Do tej pory nie było podstaw, by zarzucać MAK stronniczość”.

Kłamstwo nr 13: Przeciążenia w chwili katastrofy wynosiły 100 g

„Oceniając charakter powstałych obrażeń głowy, klatki piersiowej i kręgosłupa, na ciała członków załogi w krótkim czasie oddziaływało udarowe przeciążenie nie mniejsze niż 100 g” – głosi raport komisji Millera.

Jednak według wyliczeń potwierdzonych m.in. przez Marka Strassenburga Kleciaka, specjalistę odpowiedzialnego za rozwój systemów trójwymiarowej nawigacji w koncernie Harman Becker w Niemczech, nawet gdyby Tu-154 leciał ku ziemi z prędkością т300 km/h, a jego droga hamowania wyniosłaby tylko 10 m (a była, jeśli przyjmiemy oficjalną wersję katastrofy, znacznie większa, bo samolot uderzył w drzewa i zaczął tracić prędkość kilka sekund przed upadkiem), to wartość przeciążenia nie przekroczyłaby 40 g (wartości wyrażanej w jednostce „g” nie należy mylić z gramami – chodzi o wielokrotność przyspieszenia ziemskiego równego 1 g; w stanie nieważkości przeciążenie wynosi 0).

Aby przeciążenie było tak duże, jak podali Rosjanie, samolot przy prędkości 300 km/h musiałby się zatrzymać na dystansie długości mniej więcej 3,5 do 4 m, a więc uderzyć niemalże prostopadle w betonową ścianę.

Ekspert zespołu parlamentarnego ds. katastrofy smoleńskiej, dr inż. Grzegorz Szuladziński, napisał w swoim raporcie: „Samolot zawadza o ziemię kikutem skrzydła i obraca się przed upadkiem, jak chce tego MAK i Miller [...] w szczytowym punkcie będzie wtedy w przybliżeniu [...] 3,11 g”.

Kłamstwo nr 14: Wizualizacja katastrofy

Do raportu komisji Millera dołączono wizualizację katastrofy, czyli animowane przedstawienie przebiegu lotu z najważniejszymi wskaźnikami (szybkość, wysokość itd.) dotyczącymi położenia tupolewa.

Animacja powiela niemal wszystkie wyszczególnione powyżej kłamstwa i manipulacje – ale oprócz tego nie zgadza się w niej podstawowa rzecz: długość.

Marek Dąbrowski – współpracownik zespołu Antoniego Macierewicza – podłożył pod wizualizację Millera zapis dźwiękowy rejestratora rozmów w kokpicie, upubliczniony przez MAK (nagranie zawiera ostatnie, dramatyczne krzyki ginącej załogi).

Co się okazało? Nagranie urywa się tuż po rzekomym zahaczeniu skrzydłem o brzozę, ale przed uderzeniem w ziemię. Innymi słowy: długość nagrania z rejestratora CVR, zapisującego dźwięki w kokpicie, jest krótsza aż o 3 s od przebiegu katastrofy zrekonstruowanego przez komisję Millera! I nie chodzi tylko o obrazkowe przedstawienie ostatniej fazy lotu, albowiem w czasie, gdy nagranie dźwięku się kończy, animacja komisji Jerzego Millera pokazuje, że czarna skrzynka (FDR, czyli Flight Data Recorder) wciąż... rejestruje parametry lotu. To całkowicie bez sensu, bo według tej samej komisji oba wymienione rejestratory, CVR i FDR, zakończyły pracę w tym samym czasie.
Sama animacja budzi zresztą wiele innych wątpliwości. Chodzi m.in. o fakt, że według wizualizacji samolot od brzozy aż do uderzenia w ziemię leci z nierealistycznie małą średnią prędkością ok. 52 m/s, choć w rzeczywistości było to ponad 70 m/s.

W wizualizacji nie zgadzają się także dane dotyczące wysokości, na której znajdował się tupolew. „Na zamieszczonym w animacji radiowysokościomierzu od uderzenia w brzozę aż do końca lotu wysokość radiowa nie przekracza 20 m, a w końcówce lotu maleje do wartości mniejszej niż 10 m. Jest to w sposób oczywisty sprzeczne z wykresami w raportach. Albo więc prawdzie nie odpowiadają wykresy wysokości radiowej w obu raportach (MAK i komisji Millera), albo zmanipulowana jest wizualizacja komisji Millera. Może być też tak, i do takiego stwierdzenia się zresztą skłaniam, że wszystkie trzy wymienione źródła nie mają wiele wspólnego z prawdą” – mówił „Gazecie Polskiej” Marek Dąbrowski.

http://www.panstwo.net/2411-lista-klams ... ji-millera

____________________________________
Ojczyznę wolną pobłogosław Panie.


31 gru 2012, 12:10
Zobacz profil
Zawodowiec
Avatar użytkownika

 REJESTRACJA23 sie 2009, 07:34

 POSTY        3657
Post Re: Katastrofa smoleńska
- Tusk doskonale zdaje sobie sprawę z tego, że poza błędami pilotów i wieży, są inne okoliczności niewyjaśnione, że tam się zdarzyło coś jeszcze ponad błąd pilotów i wieży. Tusk jest na tyle racjonalny, że wie także, że raport Millera nie wyjaśnia sprawy, że są w nim jawne błędy - powiedział w drugiej części rozmowy z Onetem Jan Rokita.
Z Janem Rokitą, byłym politykiem, wykładowcą, publicystą- rozmawia Jacek Nizinkiewicz

(.....)
- Dlaczego w wyborach prezydenckich głosował Pan na Jarosław Kaczyńskiego i powiedział, że za dobrze zna Pan Komorowskiego, żeby go poprzeć?
- Przez moment uważałem, że katastrofa smoleńska jest tego rodzaju dramatem i traumatycznym wstrząsem dla całego narodu, że wstrząśnie także strukturą polskiej polityki i ją odmieni. Sądziłem, że takim faktem, który mógłby zakłócić, złamać ten zły paradygmat, o którym rozmawiamy, byłby sukces prezydencki Jarosława Kaczyńskiego. Stawiałem sobie takie pytanie: czy jest możliwe po 10. kwietnia, ażeby prezydent Kaczyński i premier Tusk zrobili powtórkę groteskowego konfliktu, który doprowadził w końcu do strasznej tragedii?. I odpowiadałem sobie: - nie, to nie jest możliwe. Wstrząs jest tak wielki, że Tusk nie odważy się traktować prezydenta Jarosława Kaczyńskiego, tak jak traktował Lecha Kaczyńskiego, a prezydent Jarosław Kaczyński absolutnie nie wejdzie w buty swojego brata, w momencie objęcia tego urzędu. Czyli musi nastąpić coś, co złamie zły paradygmat. To była moja logika, która skłaniała do oddania głosu na Jarosława Kaczyńskiego. Do tej pory sądzę, że byłoby im bardzo trudno utrzymać tę politykę, gdyby Jarosław tamte wybory wygrał.

- Jarosław Kaczyński omsknął się o prezydenturę. Czego wtedy zabrakło? Zbrakło podjęcia tematu Smoleńska?
- Z pewnością było rzeczą dziwaczną - z punktu widzenia poprawności technologii kampanii wyborczej - to, że Kaczyński w tamtej kampanii nie podjął żadnej z trzech wówczas istotnych spraw spornych między rządem i opozycją. Nie podjął nie tylko kwestii sporu o śledztwo smoleńskie, ale także nieprzygotowania kraju do powodzi i ewidentnych błędów w polityce wschodniej. Było nawet tak śmiesznie, że Komisja Europejska chciała karać polski rząd za zaniedbania przeciwpowodziowe, bo naruszały one jakieś unijne regulacje. A Kaczyński milczał. Przecież normalną rzeczą w demokracji jest , że to właśnie w kampanii wyborczej wynikają wszystkie kwestie sporne między obozem rządzącym, a opozycją i wtedy są one artykułowane głośniej i ostrzej, a słabiej i ciszej po rozstrzygnięciu wyborów. . W Polsce Smoleńsk spowodował, że wszystko stało się na odwrót. W kampanii wyborczej spory przestały istnieć, a po jej zakończeniu wybuchły na nowo. Jakiś absurd.

- Czy polityka posmoleńska jest jeszcze gorsza od tej wcześniejszej? Spór jest bardziej zacięty, bardziej zażarty?
- Jest to samo, tylko w większym nasileniu. Smoleńsk zaostrzył konflikt. Obie strony dostały znacznie mocniejsze argumenty delegitymizujące. Tusk dostał do ręki argument o sekcie smoleńskiej, a Kaczyński o zdradzie. Smoleńsk dał tak naprawdę silniejsze cepy do walenia się po łbach. Ale struktury sporu nie zmienił: jest on tak samo, albo nawet jeszcze bardziej odrealniony, marketingowy i sztuczny.

- Dlaczego, wg Pana, doszło do katastrofy smoleńskiej? Czy jej przyczyny są wyjaśnione?
- Dlaczego doszło do katastrofy... Myśli Pan, że ktoś w Polsce to wie?

- Część sceny politycznej twierdzi, że do katastrofy doszło wskutek błędu pilotów i złych warunków atmosferycznych, a prawa strona sceny politycznej twierdzi, że doszło do zamachu.
- Znów bierze Pan reklamę za rzeczywistość. Ciężko z panem gadać, bo cały czas popełnia Pan ten sam błąd.

- To są jedynki wiadomości prasowych, radiowych i telewizyjnych...
- Przecież politycy w to nie wierzą. Politycy używają tych diagnoz tylko do tego, żeby rozbudzać ludowe negatywne namiętności. Przypuszczam, że Jarosław Kaczyński czasem się zastanawia, czy tam nie było zamachu, ale jest człowiekiem na tyle inteligentnym, że zdaje sobie sprawę , że wystarczających przesłanek dla takiej tezy nie ma. Więc mówi o zamachu dlatego, bo ocenia, że to lepiej mobilizuje jego elektorat. Tusk doskonale zdaje sobie sprawę z tego, że poza błędami pilotów i wieży, są inne okoliczności niewyjaśnione, że tam się zdarzyło coś jeszcze ponad błąd pilotów i wieży. Tusk jest na tyle racjonalny, że wie także, że raport Millera nie wyjaśnia sprawy, że są w nim jawne błędy.

- Uważa Pan, że komisji Millera nie trzeba na nowo powoływać?
- Ja widzę, że w tym wywiadzie wracamy permanentnie do punktu wyjścia. Pan nadal sądzi, że ten bank, o którym ciągle mówi w reklamach Kondrat, jednak naprawdę rozdaje ludziom pieniądze.

- Tak, proszę mnie traktować jako tego ostatniego naiwnego, który chce wierzyć w czystość intencji i działań polityków, a nie cyniczną makiawelistyczną grę bez żadnych hamulców.
- A ja Panu mówię, że panu Kondratowi taka myśl nigdy w głowie nawet nie stanęła, tylko wziął za to pieniądze i mówi to, co wymyślili marketingowcy tego banku. Jeśli kiedyś doradcy Tuska od reklamy dojdą do wniosku, że wznowienie komisji mogłoby być elementem jakiejś nowej strategii marketingowej, to ja wznowią. Ale teraz, po co komu na powrót komisja Millera?

- Nie chce mi się wierzyć, że Jarosław Kaczyński cynicznie dla celów politycznych mówi o zamachu używając brata, bratowej i wszystkich ofiar katastrofy smoleńskiej. Poza wszystkim, jest politykiem, ale najpierw jest człowiekiem, a każdy ma skrupuły i granicę, której nie przekracza.
- A ja Panu mówię, że to nie jest już cynizm, tylko dzisiaj nazywa się to profesjonalną polityką. Profesjonalna polityka, profesjonalne kampanie marketingowe nie mogą wzbudzać wątpliwości, muszą być ostre, jednoznaczne, nie mogą siać zamętu we własnych szeregach, ale dawać poczucie pewności, muszą umacniać przekonanie, że wróg jest podły, nikczemny, że stanowi zagrożenie, że trzeba go obalić wszelkimi siłami. Pan to nazywa cynizmem. Jak ktoś bardzo chce, może to nazwać cynizmem, ale na tym
dzisiaj polega profesjonalna polityka. I dlatego mnie w niej nie ma.

- Czy oddanie śledztwa Rosji było racjonalne z punktu widzenia Tuska?
- Cała polityka obozu rządowego przyjęta wobec tej katastrofy była błędna. Platforma i Tusk jeszcze zapłacą za to bardzo dużą cenę.

- Jaką?
- To będzie gwóźdź do trumny, który ich wcześniej czy później pozbawi władzy. Natomiast co do wspólnego śledztwa. Tu akurat decyzja Tuska była racjonalna. Gdyby wybierać z pełnym namysłem pomiędzy wariantem wspólnego śledztwa rosyjsko-polskiego, toczonego w Rosji i pod rosyjskie dyktando przy udziale Polaków, i wariant dwóch śledztw, jednego, które prowadzą Rosjanie i odrębnego, prowadzonego przez polską prokuraturę, to ja bym też wybrał wariant drugi, czyli ten, który wybrał Tusk. We
wspólnym śledztwie polscy uczestnicy zostaliby sprytnie przez Rosjan w krótkim czasie ubezwłasnowolnieni. Zostałoby im tylko podpisanie się, lub odmowa podpisu, pod wnioskami sformułowanymi w istocie przez rosyjskich śledczych. Dodatkowo, Polska nie miałaby legitymacji, żeby prowadzić własne śledztwo. W 2010 roku Putin z entuzjazmem zgodziłby się na wspólne śledztwo. Argumenty przeciwników rządu w tej akurat materii są chybione. W ogóle warto pamiętać, że nigdy nie robi się niczego wspólnie z krajem nieprzyjaznym na jego terytorium. To jest elementarz polityki.

- W jaki sposób Smoleńsk miałby doprowadzić do utraty władzy przez Donalda Tuska?
- Teza "nic tam się nie wydarzyło poza błędami pilotów i uchybieniami proceduralnymi" postawiona przez obóz rządowy, z czasem będzie coraz bardziej niemożliwa do obrony. Jej nieprawdziwość już jest dziś jasna, a im dłuższy czas będzie upływać, tym bardziej będzie się stawać oczywista. Więc wokół tej kwestii będzie narastać przekonanie, że Tusk, Platforma i rząd, mówią nieprawdę. Walka z pomnikami Lecha Kaczyńskiego jest walką z wiatrakami, bo one i tak któregoś dnia staną, pytanie tylko kiedy. Swoją posmoleńską konfrontacyjną polityką Tusk sobie zbudował autodestrukcyjną maszynerię. Toczy się proces, który delegitymizuje władzę Tuska. I ten proces będzie postępował. Smoleńsk jest jak woda podmywająca skałę. Cały czas podmywa i to jest tylko kwestia czasu, kiedy ta skała przewróci się. I co więcej, wydaje mi się, że oni poszli już tak daleko w tej logice, że nie mają możliwości cofnięcia się.

- Po artykule w "Rzeczpospolitej" o trotylu w tupolewie i po konferencji prasowej Jarosława Kaczyńskiego z Antonim Macierewiczem, Prawu i Sprawiedliwości spadły słupki w sondażach. PO przegoniło PiS chyba o 10 punktów procentowych. Coraz mniej osób wierzy dzisiaj w zamach.
- Nie zgadzam się z tym, co Pan powiedział. To są co prawda powszechnie głoszone tezy, ale one są fałszywą interpretacją rzeczywistości. Spadki zaufania do Kaczyńskiego w tym czasie wiązałbym z wyjątkowym nasileniem agresywnej kampanii marketingowej przeciwko PiS-owi. W momentach, gdy następuje taka zmasowana antypisowska kampania czarnego piaru, proces wyrównywania się szans obu stron, po stronie PiS-u przyhamowuje. To nie zmienia postaci rzeczy, że trend jest stały i chyba nieuchronny. Kryzys ekonomiczny plus błąd smoleński będą przyspieszać naturalne znudzenie ludu władzą. Więc teraz będzie pewnie dłuższy czas chwiejnej równowagi w sondażach obu stron, co oznaczać będzie, że przed wyborami większe szanse musi mieć opozycja.
(......)

- Jak rozumiem, należy Pan do tych, którzy twierdzą, że byliśmy zieloną wyspą tylko dlatego, że rząd nic nie robił, a nie że działał tak skutecznie, że uchronił nas przed tą pierwszą falą kryzysu.
- Na zieloną wyspę złożyło się parę przyczyn. Przede wszystkim fakt, że mieliśmy własną walutę i płynny kurs. W pierwszej fazie kryzysu nastąpiła spontaniczna dewaluacja waluty o jedną trzecią, co skokowo i radykalnie zwiększyło konkurencyjność zewnętrzną polskiej gospodarki, atrakcyjność polskiej produkcji i polskiego eksportu. To jest rzecz pierwsza. Rzecz druga: zadziałały reformy fiskalne Gilowskiej. Gilowskiej rzeczywiście udało się obniżyć koszty pracy, zwiększając konkurencyjność polskiej gospodarki. Efekty polityki Gilowskiej przełożyły się wyraźnie na czas Tuska. Więc to były powody zewnętrzne wobec polityki Tuska. Natomiast w tej chwili ich moc się już wyczerpała. W tej chwili nie następują dalsze spadki złotówki, bo rząd temu przeciwdziała, bojąc się przekroczenia bariery długu publicznego. Więc ten czynnik poprawy konkurencyjności nie działa. Tusk musiał doprowadzić do tego, co ekonomiści nazywają zacieśnieniem fiskalnym, czyli podwyższyć podatki, obniżyć wydatki. W związku z tym następuje nieuchronne studzenie gospodarki. Gdyby polityka pierwszych dwóch lat nie była tak niefrasobliwa jak była, to wtedy być może Tusk nie musiałby podnosić VAT-u, składek, zamrażać płac i ciąć budżetu tak ostro. Więc wtedy nie groziłaby nam recesja. A tak niestety puka do drzwi. Taki jest związek między polityką Tuska, a dzisiejszą sytuacją gospodarczą. To są bardzo merytoryczne rozważania, które mało kogo obchodzą. W moim przekonaniu żyjemy w takim świecie, w którym w ogóle real zszedł na drugi plan, także w polityce. Dopiero jak ludziom zaczyna brakować pieniędzy, to siła realu wraca. Więc pieniądz, sam dzisiaj też odrealniony i wydany na pastwę nieracjonalnych światowych spekulacji, ciągle jednak najsilniej wiąże politykę z rzeczywistością.

- Z perspektywy czasu, jak Pan ocenia prezydenturę Lecha Kaczyńskiego? Czy nadszedł już czas, że można tę prezydenturę zrecenzować?
- Oczywiście, że można, bo jest skończona. Problem polega tylko na tym, że każda zamiennik recenzji, uwikłana jest w straszliwe zawirowania emocjonalne. W związku z tym jedno nieopatrzne słowo wypowiedziane pod adresem Lecha Kaczyńskiego, w oczach PiS-owców kwalifikuje Pana jako zdrajcę, a w oczach platformersów jako oszołoma. W związku z tym, można podsumować intelektualnie prezydenturę Lecha Kaczyńskiego, tylko to jest zajęcie o najwyższym stopniu ryzyka. Saperka na polu minowym.

- Dla Pana już nie.
- Kaczyński był świetny, jeśli mierzyć jego prezydenturę rozmachem i idealizmem jego wizji politycznej. Słaby, jeśli mierzyć ją jakością zarządzania, umiejętnościami negocjacyjnymi czy zdolnością przekuwania wizji w czyn. No i, co oczywiste, w przeciwieństwie do swojego brata, był słabo dostosowany do marketingowych wymogów nowej polityki. Należał ewidentnie do starej szkoły.

- A jak Pan reagował na głosy sprzeciwu, że Lech Kaczyński nie zasłużył na to, by być pochowanym na Wawelu?
- To była przecież bardzo agresywna walka o kształt legendy Kaczyńskiego. Jedni do dzisiaj chcą zbudować romantyczną legendę człowieka, który złożył ofiarę z życia za swoją szlachetność i uczciwość, a drudzy za wszelką cenę chcą tę legendę zniszczyć, ponieważ oceniają ją, jako zagrożenie dla własnego rządu dusz i w efekcie własnej władzy. Więc głosy protestu przeciw pochówkowi na Wawelu nie były zwykłymi opiniami ludzi, którzy coś po prostu uważają i mają jakieś argumenty. Ale od samego początku, od pierwszego apelu Wajdy, były trąbką bojową, wzywającą do bezpardonowej rozprawy z legendą, o groźnych dla PO skutkach politycznych. Na tym polega tu zasadnicza trudność wypowiadania jakichkolwiek opinii. Ja na przykład zawsze byłem przekonany, że krypty wawelskie mają kryć tylko szczątki królów i dawnych bohaterów. I gdyby mnie Pan kiedykolwiek wcześniej zapytał o pochówki współczesnych polityków, to byłbym przeciw. Ale jak Pan sam rozumie, nigdy bym nie poszedł z Wajdą na jego wojnę z narodową pamięcią i patriotycznymi emocjami Polaków.

- Czy były takie momenty, że przyszło Panu do głowy, że do katastrofy smoleńskiej mogło dojść w wyniku zamachu?
- Ta myśl jest cały czas obecna w mojej głowie, ale na takiej zasadzie, na jakiej może być obecna w głowie każdego zdroworozsądkowego człowieka. To jest dokładnie tak samo jak ze śmiercią generała Sikorskiego. Nigdy nie przeczytałem żadnego dokumentu ani świadectwa, które pozwoliłoby mi wyrobić sobie przekonanie, że generał Sikorski zginął w Gibraltarze w wyniku zamachu. Ale odkąd przeczytałem pierwszą książkę na ten temat mając lat kilkanaście, wiem, że takiej hipotezy nikt nigdy nie wykluczył, i że ona jest możliwa. W związku z tym nigdy nie przyszłoby mi do głowy publicznie zarzekać się, że zginął w wypadku, a na pewno go nie zamordowano.

- Jak Pan reaguje na te coraz liczniejsze manifestacje z różnych okazji np. 11 listopada, 13. grudnia, ruchy w obronie Radia Maryja, Telewizji Trwam? Ludzie się organizują, tysiące wychodzą na ulice, oddolnie manifestują w pochodach antyrządowych.
- Mobilizacja społeczna to jest część tego procesu, o którym Panu mówiłem. Wielkie zdolności mobilizacyjne, którymi ciągle dysponuje Tusk, słabną, natomiast zdolności mobilizacyjne Kaczyńskiego, które były bardzo słabe, rosną. Więc uważam, że będą coraz większe demonstracje. Nic nie wskazuje na to, ażeby zdolności mobilizacyjne Kaczyńskiego miały spaść.
(......)

~senior z bydgoszczy: Edmund Klich w programie Piaseckiego powiedział,cytuję z pamięci,gdyby decyzję w samolocie i na wieży lotniska w Smoleńsku, podejmowali piloci,do katastrofy by nie doszło. I taka jest prawda o smoleńskiej katastrofie,reszta to gdybanie i bzdury i pan Jarosław doskonale o tym wie,ale trzeba czymś żywić swój elektorat,trzeba z czegoś żyć ,mówi Antoni. Tak,to prawda,kiedyś to był cynizm,dziś mówi się,że to jest polityka,tu zgadzam się z Janem Marią.

http://wiadomosci.onet.pl/tylko-w-oneci ... omosc.html

____________________________________
Videtur et hoc mihi Platforninem non debere esse
Poza tym uważam że Platformę należy zniszczyć
/Katon starszy/


03 sty 2013, 21:43
Zobacz profil
Fachowiec
Własny awatar

 REJESTRACJA14 wrz 2011, 21:56

 POSTY        1263
Post Re: Katastrofa smoleńska
Smoleńska brzoza: Amerykanie wyprzedzili Rosjan

Pobrane przez polską prokuraturę próbki smoleńskiej brzozy, która rzekomo doprowadziła do katastrofy Tu-154, nie nadają się do przeprowadzenia na nich wiarygodnych badań – mówi „Gazecie Polskiej” prof. Chris Cieszewski z Warnell School of Forestry and Natural Resources w USA. Jedynej miarodajnej analizy drewna brzozy smoleńskiej dokonał zespół amerykańskich naukowców, który pracował na próbkach pobranych zaraz po katastrofie

O smoleńskiej brzozie zrobiło się ostatnio głośno w związku z decyzją Komitetu Śledczego Federacji Rosyjskiej. Jego przedstawiciele odmówili przekazania polskiej prokuraturze fragmentów drzewa wyciętych przez polskich ekspertów w październiku 2012 r., choć nasi biegli wnioskowali o ich wydanie. Analiza zabezpieczonych próbek ma potwierdzić lub wykluczyć prawdziwość rosyjskiej wersji o zderzeniu samolotu Tu-154 z brzozą. Z wiarygodnością ostatecznych wniosków może być jednak zasadniczy problem, jako że będą one oparte na niewiarygodnych próbkach drewna z tego drzewa.

Drzewo badane po 30 miesiącach

Trzymetrowy fragment brzozy znajduje się w siedzibie Komitetu Śledczego FR. Jak poinformował ppłk Karol Kopczyk z Wojskowej Prokuratury Okręgowej w Warszawie, drewno zostało „zabezpieczone”. „Miałem okazję widzieć ten dowód rzeczowy” – stwierdził Kopczyk.

Jak jednak przekonują rozmówcy „Gazety Polskiej”, kluczowy dowód rzeczowy, który „miał okazję widzieć” ppłk Kopczyk, został zabezpieczony do badań zdecydowanie zbyt późno.

Próbki brzozy zostały pobrane w październiku 2012 r., czyli trzydzieści miesięcy po katastrofie. Przez ten okres drzewo było narażone na działanie rozmaitych czynników atmosferycznych: słońca, opadów deszczu i śniegu, wilgoci oraz patogenów. Powodują one szybkie zmiany w drewnie, co jest widoczne na jego ostatnich zdjęciach (huby, granulacja drewna, widoczne destruktywne zabarwienia). W związku z tym nie jest możliwe uzyskanie miarodajnych wyników badań, dotyczących właściwości tej brzozy w kwietniu 2010 r. – mówi „GP” prof. Chris Cieszewski, pracownik badawczy w Warnell School of Forestry and Natural Resources, University of Georgia (Ateny, Georgia) w Stanach Zjednoczonych.

Zdaniem prof. Cieszewskiego jedynie próbki pobrane tuż po katastrofie i przechowywane w odpowiednich warunkach (chodzi głównie o zabezpieczenie przed wilgocią, promieniowaniem ultrafioletowym i destrukcyjnym rozwojem patogenów) mogłyby pozwolić na precyzyjne określenie właściwości drewna w czasie, gdy doszło do tragedii.

Niewłaściwie zabezpieczone drewno zmienia z czasem swoje parametry po wydarzeniu, którego dotyczy badanie.Chodzi tu m.in. o gęstość (density), moduł elastyczności (MOE), tzw. microfibril angle (MFA) i inne moduły strukturalne – tłumaczy prof. Cieszewski. Oznacza to, że wyniki badań śledczych będą niewiarygodne.

Jest to kolejna kompromitacja prokuratury, której przedstawiciele mogli dokonać oględzin i pobrania próbek drzewa w pierwszych dniach po katastrofie, gdy w Smoleńsku przebywała duża grupa polskich specjalistów. Tymczasem pierwszych badań brzozy dokonano dopiero w grudniu 2011 r. Co więcej – do wysłanej wówczas do Smoleńska ekipy nie dołączono specjalisty od badania drewna, był jedynie geodeta i dwóch ekspertów lotniczych. Jakby tego było mało, efekty tych badań nie zostały opublikowane, choć apelowała o to grupa naukowców z prof. Markiem Czachorem, fizykiem z Politechniki Gdańskiej na czele.

Następna wizyta wysłanników polskiej prokuratury w Smoleńsku, mająca na celu zbadanie brzozy, odbyła się dopiero w październiku 2012 r. Śledczy i biegli obejrzeli drzewo, używając m.in. promieni rentgena, a także – jak już pisaliśmy – ucięli 3,2-m. fragment pnia i zabezpieczyli gałęzie oraz próbki drewna.

Uczeni z USA wyręczają śledczych

Na szczęście polskich prokuratorów, którzy tak długo czekali z zabezpieczeniem brzozy do badań, wyręczyli naukowcy, a dokładniej wieloosobowy zespół wybitnych specjalistów z USA: wspominany przez nas prof. Chris Cieszewski, prof. Mike Strub (z obydwoma uczonymi rozmawiała „GP”), prof. Joseph Dahlen i inni. Eksperci pracowali na próbkach pobranych już 13 kwietnia 2010 r.

Dostarczył je nam Jan Gruszyński, niezależny polski dziennikarz i fotoreporter, który był w Smoleńsku tuż po katastrofie. Od tego czasu drewno przechowywane było w zamkniętym pomieszczeniu, w warunkach chronionych, w związku z czym nie straciło swoich naturalnych właściwości. W 2012 r. próbki tego drewna zostały wysłane do Vancouver w Kanadzie, do jednego z dwóch najbardziej zaawansowanych na świecie laboratoriów w tej dziedzinie (drugie jest w Londynie) – objaśnia w rozmowie z „GP” prof. Cieszewski.

Te jedyne jak na razie badania słynnej smoleńskiej brzozy dały tysiące (dokładnie: 10 500) pomiarów dotyczących najrozmaitszych parametrów pochodzącego z niej drewna. Analiza była bardzo dokładna, zbadano bowiem próbki oddalone od siebie o 25 mikrometrów (mikrometr to 1/1000 milimetra); użyto przy tym metod absorpcyjnej spektroskopii w podczerwieni. Zastosowano też SilviScan – nowoczesną kombinację trzech zautomatyzowanych narzędzi: analizatora obrazu (do pomiaru wielkości włókna w przekroju poprzecznym), densytometru rentgenowskiego (do pomiaru gęstości drewna) i dyfraktometru rentgenowskiego. Próbki smoleńskiej brzozy porównano m.in. z próbkami brzozy spod Mińska Mazowieckiego.

Okazało się, że „pancerne” drzewo ze Smoleńska nie różni się istotnie (w sensie terminologii statystycznej) od innych brzóz, a nawet jest od nich trochę słabsze, bo jego liczne i rosłe gałęzie nadwątliły strukturę pnia, a otwarta więźba wzrostu (sposób rozmieszczenia miejsc sadzenia) gwarantowała maksimum produkcji drewna wczesnego (bardziej miękkiego niż drewno późne; proporcja drewna późnego w zwartych drzewostanach jest większa i dlatego drewno z drzew rosnących w zwartych drzewostanach jest mocniejsze).

Teoria „pancernej” brzozy w gruzach

Pomiary dokonane na zlecenie amerykańskich naukowców przyczyniają się do zaprzeczenia oficjalnej wersji mówiącej o zderzeniu samolotu z drzewem.

Przypomnijmy, że trajektoria pionowa lotu – wyznaczona przez prof. Kazimierza Nowaczyka na podstawie analizy wysokości barycznej Tu-154 – wyraźnie pokazuje, że samolot przeleciał nad brzozą (był w tym miejscu na wysokości 20 m nad ziemią). Potem jeszcze przez dwie sekundy się wznosił. Dopiero 144 m za słynnym drzewem, ok. 35 m nad ziemią, maszyna wykonała gwałtowny skręt w lewo, niezgodny z jej aerodynamiką. Rzekome zderzenie z brzozą nie mogło być więc przyczyną zmiany kierunku lotu – wbrew temu, co twierdzi komisja Millera.

Nawet gdyby jednak Tu-154 zaczepił o brzozę, nie straciłby w wyniku tego zderzenia fragmentu skrzydła. Dowodzi tego symulacja komputerowa dokonana przez prof. Wiesława Biniendę przy użyciu specjalistycznego programu LsDyna3D na maszynach cyfrowych z równoległymi procesorami najnowszej generacji, przeprowadzona przy uwzględnieniu wyników badań prof. Cieszewskiego.

By przekonać sceptyków, prof. Binienda przeprowadził eksperyment kilkakrotnie, zawyżając nawet niektóre parametry. Dla przykładu – skoro według raportu Millera średnica brzozy wynosiła 30–40 cm, prof. Binienda poddał badaniom drzewa o średnicy od 40 do 44 cm. Wprowadzał też do programu większą gęstość drewna, różne kąty natarcia i przechylenia etc.

Okazało się, że Tu-154M za każdym razem przecina brzozę – niezależnie od wysokości uderzenia, orientacji samolotu i odległości miejsca uderzenia od końca skrzydła.

Jak czytamy w opracowaniu „28 miesięcy po Smoleńsku”, przygotowanym przez zespół Antoniego Macierewicza: „Uderzenie w drzewo powoduje jedynie uszkodzenie krawędzi natarcia skrzydła, ale nie pogarsza w istotny sposób jego właściwości nośnych. Gdyby nawet doszło do takiej kolizji, samolot Tu-154M mógłby utracić niewielkie fragmenty krawędzi natarcia skrzydła (slot i nosek płata), ścinając drzewo pierwszą podłużnicą”.


Prof. Chris Cieszewski
jest pracownikiem badawczym w Warnell School of Forestry and Natural Resources, University of Georgia (Ateny, Georgia) w Stanach Zjednoczonych. Pełni także funkcję redaktora naczelnego dwóch międzynarodowych czasopism naukowych, zasiada w komitecie redakcyjnym trzech innych międzynarodowych czasopism naukowych, pracuje też jako recenzent dla 23 międzynarodowych czasopism naukowych. Jest fundatorem międzynarodowego pisma naukowego „Mathematical and Computational Forestry and Natural Resource Sciences”, organizacji zawodowej Southern Mensurationists zrzeszającej specjalistów od biometrii leśnej z 13 południowo-wschodnich stanów USA, i współfundatorem międzynarodowego pisma naukowego „Biometry, Modelling and Information Sciences”. Opublikował ponad 120 artykułów naukowych, które są cytowane w międzynarodowej literaturze badawczej (ponad 780 razy). Jest również członkiem Komitetu Organizacyjnego Konferencji Smoleńskiej i autorem najbardziej rozbudowanej i zaawansowanej strony internetowej dotyczącej tej konferencji (smolenskcrash.com).

http://niezalezna.pl/36894-smolenska-br ... ili-rosjan

____________________________________
Ojczyznę wolną pobłogosław Panie.


11 sty 2013, 22:47
Zobacz profil
Fachowiec
Własny awatar

 REJESTRACJA14 wrz 2011, 21:56

 POSTY        1263
Post Re: Katastrofa smoleńska
Marcin Wolski o filmie Anity Gargas - a za tydzień DVD

Film „Anatomia upadku” stanowi posumowanie dwóch lat wysiłków. Z jednej strony ogromnej pracy strony społecznej, naukowców, ekspertów, dziennikarzy usiłujących dojść prawdy, z drugiej – nie mniej uporczywych działań władzy, aby tę prawdę ukryć, zbagatelizować, obśmiać lub przemilczeć, co znakomicie ukazuje zaprezentowana taktyka premiera.


Wyjątkowy film "Anatomia upadku" już za tydzień z "Gazetą Polską"

Anita Gargas wróciła ze swoją ekipą do Smoleńska. Pewnie udała się tam nie po raz ostatni, chociaż coraz trudniej przychodzi jej znajdować nowe dowody. Okolica zmieniła się nie do poznania. Teren katastrofy zasypano grubą warstwą ziemi, na której położono betonowe płyty. Wycięto wszystkie drzewa, skłaniające do niewygodnych pytań, dlaczego oprócz „pancernej brzozy” maszyna nie uszkodziła żadnego z okolicznych drzew. Nie ma autokomisu, miejsce tragedii zasłonił pawilon handlowy...

Ludzie ze Smoleńska mówią niechętnie, jeszcze niechętniej ukazują twarze. Z ich wypowiedzi wyziera strach, chociaż swoje wiedzą. Mimo to nawet ułamkowe doświadczenia wykluczają owo zderzenie z drzewem, poderwanie się do góry, wykonaną półbeczkę...

Film „Anatomia upadku” stanowi podsumowanie dwóch lat wysiłków. Z jednej strony ogromnej pracy strony społecznej, naukowców, ekspertów, dziennikarzy usiłujących dojść prawdy, z drugiej – nie mniej uporczywych działań władzy, aby tę prawdę ukryć, zbagatelizować, obśmiać lub przemilczeć, co znakomicie ukazuje zaprezentowana taktyka premiera.

Prawda coraz bliżej

Wbrew pozorom jednak wymowa filmu nie kieruje nas w stronę beznadziei, że nigdy nie poznamy prawdy.

Wiele na to wskazuje, że jest ona bliżej, niż mogłoby się wydawać. A współczesna nauka posiada możliwości, o których kiedyś nie można było marzyć. Można wrak zdekompletować (pobliska złomiarnia pracuje pełną parą), jeszcze bardziej zdefragmentować, umyć... Wszystko na nic! Aparatura wykryje ślady trotylu, nawet z niewielkich fragmentów wraku można wyciągnąć wnioski o charakterze destrukcji, bezcennych informacji dostarczają ponowne ekshumacje (przed którymi broniono się kłamstwem o rosyjskim zakazie), a które udowadniają skalę zaniedbań i lekceważenia okazanego ofiarom.

Coraz czytelniejsze stają się wszystkie konsekwencje „oddania śledztwa stronie rosyjskiej”. Szokujące jest, że polska prokuratura podejmuje je właściwie dopiero teraz – sekcje zwłok, badanie wraku pod kątem środków wybuchowych, pobranie próbek brzozy... Oczywiście cały materiał pozostaje w Rosji, co umożliwia ewentualne manipulacje – coraz bardziej oczywiste np. w przypadku zapisów czarnych skrzynek.

Obejrzenie filmu to obowiązek

Zestawianie kolejnych wypowiedzi demaskuje rozliczne kłamstwa, a opinie ekspertów coraz bardziej uprawdopodabniają teorię wybuchu bądź zestrzelenia samolotu. To już nie tylko dzielni Polacy z emigracji – profesorowie Binienda, Szuladziński czy Nowaczyk; dołączyło do nich grono około setki naukowców krajowych, którzy z gotowości walki o prawdę ryzykują kariery naukowe i ostracyzm środowiskowy.

Dla osób ostrożnych i sceptycznych, do których się zaliczam, film przedstawia zestaw argumentów trudny do obalenia. Wyznam szczerze, że z początku – nie umniejszając winy strony polskiej, odpowiedzialnej za przygotowanie i przebieg wizyty – skłaniałem się do wersji o wieży w Smoleńsku (i jej mocodawców), do celowego doprowadzenia przez nią do katastrofy. Obecny stan wiedzy i wymowa znakomitego filmu uprawnia do zadania stronie rządowej pytania – pokażcie dowody, że to nie był zamach, przedstawcie zborną koncepcję dramatu. Zgódźcie się na naukowy pojedynek na argumenty.

Niestety władza nie ma zamiaru pójść na takie rozwiązanie – zachowuje się, jakby z góry wiedziała, że takie starcie musi przegrać. Skądinąd wiadomo, że już je przegrała. Reszta jest kwestią czasu i poziomu determinacji społeczeństwa.

Tytuł filmu „Anatomia upadku” – którego obejrzenie uważam wręcz za patriotyczny obowiązek – zawiera sens podwójny. W Smoleńsku 10 kwietnia 2010 r. spadł na ziemię nie tylko samolot rządowy z prezydentem Polski na pokładzie. Wbrew twierdzeniom Bronisława Komorowskiego o zdanym egzaminie – upadło tam na kolana Państwo Polskie. I co najgorsze, nadal trwa w tej pozycji.


„Anatomia upadku”, film dokumentalny, scenariusz i reżyseria Anita Gargas, współpraca Rafał Dzięciołowski, zdjęcia Andrzej Hrechorowicz, współpraca redakcyjna Konrad Falęcki, tłumaczenie Anna Sarzyńska, montaż Krzysztof Kudelski, udźwiękowienie Kamil Sajewicz i Grzegorz Gutkowski, producent Niezależne Wydawnictwo Polskie – wydawca „Gazety Polskiej”

„Gazeta Polska” zaprasza na przedpremierowy pokaz filmu - 15 stycznia 2013 r., Kino Wisła, pl. Wilsona 2, godz. 20

Kliknij i obejrzyj zwiastun

____________________________________
Ojczyznę wolną pobłogosław Panie.


11 sty 2013, 22:58
Zobacz profil
Specjalista
Własny awatar

 REJESTRACJA11 lis 2006, 20:46

 POSTY        450

 LOKALIZACJAU-S-A
Post Re: Katastrofa smoleńska
Igor Mintusow, doradca Putina zdradza: uwagi o pijanym Andrzeju Błasiku główną strategią MAK.

- Uwagi o pijanym generale (Andrzeju Błasiku - przyp. red.) były główną strategią konferencji MAK - przyznał Igor Mintusow, rosyjski ekspert od PR-u, doradca prezydenta Władimira Putina, w rozmowie z gazeta-olawa.pl. Mintusow był "mózgiem" konferencji w styczniu 2011 r. To właśnie wtedy komisja MAK opublikowała raport nt. katastrofy smoleńskiej, w którym znalazła się informacja o wykryciu 0,6 promila alkoholu we krwi generała Błasika. Dowódca Sił Powietrznych RP miał także - według MAK - zmusić pilotów do lądowania na lotnisku Siewiernyj.

Mintusow przytaknął, kiedy dziennikarz zwrócił uwagę, że podkreślenie roli pijanego generała było próbą odwrócenia uwagi od błędów Rosjan. Po czym zastrzegł, że przyjmowanie takich strategii to wybór polityczny - "decyzja, którą podejmuje polityk, a nie jego doradca". - Konsultanta politycznego różni od polityka kwestia odpowiedzialności - ocenił. I kontynuował: "za słowa wypowiadane publicznie odpowiedzialność ponosi wyłącznie polityk". - Zadaniem konsultanta jest analiza wszystkiego, co się dzieje wokół polityka i interpretacja faktów na jego korzyść. Oczywiście, żaden polityk nie chce kłamać, aby nie został na tym przyłapany. Ale istnieje pewne pole do swobodnej interpretacji - dodał.

Po chwili rosyjski ekspert odniósł się również do teorii "głosów w kokpicie" tupolewa. - Tak było właśnie z głosami, nagranymi na czarną skrzynkę samolotu Tu-154. Mogły należeć do danej osoby, mogły do kogoś zupełnie innego... - mówi.

Mintusow dopytywany, dlaczego Tatiana Anodina zaakcentowała podczas konferencji MAK rolę generała Błasika w kokpicie, mimo że współczesna technologia umożliwiła identyfikację autorów większości wypowiedzi, stwierdził: "te słowa były nieudaną częścią konferencji komisji MAK".

Igor Mintusow zdaniem wielu specjalistów jest uznawany za nr 1 politycznego marketingu w Rosji. Jego firma PR współpracuje z koncernem Gazprom. W 2000 i 2006 r. Mintusow współtworzył kampanie wyborcze Władimira Putina. Po katastrofie smoleńskiej jego firma przygotowywała konferencje komisji MAK.

http://wiadomosci.wp.pl/kat,1342,title, ... &_ticrsn=3


15 sty 2013, 21:55
Zobacz profil
Zawodowiec
Avatar użytkownika

 REJESTRACJA25 cze 2009, 12:10

 POSTY        3598
Post Re: Katastrofa smoleńska
Wrak? Weźcie go sobie!

Przez ostatnie 2,5 roku Polska wielokrotnie zwracała się do Rosjan w sprawie powrotu wraku tupolewa do Polski. Rosjanie odpowiadali jednak niezmiennie: nie możemy zwrócić wraku, dopóki prowadzimy śledztwo. Ale teraz nagle nasi sąsiedzi odkryli, że przepisy prawne Federacji Rosyjskiej... umożliwiają zwrot dowodów przed zakończeniem śledztwa! Nie znali wcześniej własnego prawa?!
– Polska ma prawo żądać zwrotu wraku prezydenckiego tupolewa w każdej fazie śledztwa – ogłosił w Moskwie Gieorgij Smirnow, przedstawiciel rosyjskiego Komitetu Śledczego. – A w przypadku odmowy sprawa może trafić do sądu – dodał.
(...)
http://www.fakt.pl/Rosjanie-moga-oddac- ... 067,1.html


16 sty 2013, 21:20
Zobacz profil
Zawodowiec
Avatar użytkownika

 REJESTRACJA10 lis 2006, 07:34

 POSTY        3465
Post Re: Katastrofa smoleńska
silniczek                    



... Kanał telewizyjny National Geographic pokaże 27 stycznia film o katastrofie w Smoleńsku pt. "Śmierć prezydenta". Będzie to światowa premiera. Film zdążył już wzbudzić spore emocje.
Kanadyjski producent był zasypany listami protestacyjnymi z Polski. I to jeszcze zanim zaczęto kręcić pierwsze zdjęcia.

To pewnie wielbiciele filmu "Pokłosie".
Oni uznają wyłącznie filmy oparte na fucktach historycznych  :zeby:

____________________________________
"Demokracja to cztery wilki i owca głosujące o obiedzie" R.A.Heinlein


Ostatnio edytowano 17 sty 2013, 22:41 przez kominiarz, łącznie edytowano 1 raz



17 sty 2013, 22:40
Zobacz profil
Wyświetl posty nie starsze niż:  Sortuj wg  
Odpowiedz w wątku   [ Posty: 2082 ]  idź do strony:  Poprzednia strona  1 ... 112, 113, 114, 115, 116, 117, 118 ... 149  Następna strona

 Nie możesz rozpoczynać nowych wątków
 Nie możesz odpowiadać w wątkach
 Nie możesz edytować swoich postów
 Nie możesz usuwać swoich postów
 Nie możesz dodawać załączników

Skocz do: