Córka Wassermanna: Oczekuję, że politycy przeproszą Kaczyńskiego
Małgorzata Wassermann, córka tragicznie zmarłego w katastrofie Tu-154 polityka PiS, nie ukrywa, że czeka na słowo "przepraszam". Jej zdaniem powinien je usłyszeć szef PiS, ale nie tylko on. Podkreśla też, że prezentacja raportu Millera była inna dla mediów, a inna dla rodzin ofiar.
Małgorzata Wassermann udzieliła wywiadu tygodnikowi "Wprost". Jego fragmenty znalazły się w serwisie Wprost24.pl
"Oczekuję, że politycy, którzy mówili, że Lech Kaczyński wywierał naciski, by lądować, a pijany generał zmusił do tego pilotów, będą teraz mieli odwagę powiedzieć Marcie Kaczyńskiej, Jarosławowi Kaczyńskiemu, Ewie Błasik <przepraszam> - mówi tygodnikowi córka posła PiS Zbigniewa Wassermanna.
Od mediów oczekuje, że rozliczą polityków, którzy wypowiadali takie oceny.
Małgorzaty Wassermann nie przekonał raport komisji Millera. "Bardzo mało badań zostało przeprowadzonych bezpośrednio przez polskich ekspertów" - mówi i jako przykład podaje badania pirotechniczne czy badania na zawartość alkoholu we krwi generała Błasika. Rosjanom zaś nie ufa, ponieważ "mamy kilka przykładów złapania Rosjan na podawaniu nieprawdziwych danych" - argumentuje.
"Szkoda, że dziennikarzy nie było na zamkniętym spotkaniu członków komisji Millera z rodzinami" - mówi pytana o ocenę ostatecznej konkluzji raportu, że przyczyną tragedii była polska bylejakość.
Według niej, prezentacja dla mediów znacznie różniła się od tej dla rodzin. "W rozmowie z nami podkreślana była wina rosyjska. Od przygotowania lotniska po pracę kontrolerów, którzy podawali nieprawidłowe dane. Przecież Rosjanie odesłali swoje samoloty, więc dla naszego też powinni byli zamknąć lotnisko. Jeden z członków komisji w pewnym momencie powiedział, że to nie była wina naszego pilota, że po to miał wieżę, żeby korygowała jego lot" - mówi Małgorzata Wassermann.
Kilkadziesiąt zaleceń, m.in. dla kancelarii prezydenta i premiera, Sejmu i Senatu, ministrów obrony i spraw zagranicznych oraz Sztabu Genaralnego WP i Dowództwa Sił Powietrznych zawarto w raporcie komisji Jerzego Millera. Dokument wzywa też Rosję do zmian w informacjach o "wykonywaniu lotów".
Zgodnie z raportem premier powinien zlecić uporządkowanie statusu dokumentów odnoszących się do specjalnego transportu lotniczego i organizacji lotów o statusie HEAD. Ponadto kancelarie prezydenta, premiera, Sejmu i Senatu oraz Dowództwo Sił Powietrznych powinny "opracować zasady współpracy w zakresie zamawiania specjalnego transportu lotniczego".
Jak zaznacza raport, należy też "opracować zasady współpracy zamawiającego z organizatorem lotu, które w procesie organizacji specjalnego transportu lotniczego zapewnią organizatorowi ocenę możliwości bezpiecznego wykonania zadania". Szef MSZ wraz z MON powinien z kolei "ustalić procedury pozyskiwania informacji meteorologicznych z lotnisk, nieprzekazujących danych do wymiany międzynarodowej w zakresie niezbędnym do realizacji lotów na ww. lotniska".
Spośród innych zaleceń raport wskazuje m.in., że dowódca Sił Powietrznych powinien sprawdzić prawidłowość nadania uprawnień personelowi latającemu 36. Specpułku i opracować nowe zasady szkolenia i nadawania pilotom uprawnień instruktorskich.
"Praktyczne szkolenie instruktorskie powinno być poprzedzone centralnym szkoleniem teoretycznym zakończonym egzaminem. Organem nadającym uprawnienia instruktorskie powinien być Dowódca Sił Powietrznych" - wskazuje raport.
Ponadto raport zawiera jedno zalecenie dla Federacji Rosyjskiej. Chodzi o rozważenie możliwości uzupełnienia zbioru informacji powietrznej Federacji Rosyjskiej i Wspólnoty Niepodległych Państw o informacje "określające sposób planowania i wykonywania lotów poza przestrzenią sklasyfikowaną, w tym procedurę pozyskiwania niezbędnych informacji".
Wielkie czystki po raporcie Millera Raport Millera stanie się podstawą wielkiej czystki, którą chce urządzić premier. Pomóc ma w tym nowy szef resoru obrony. Nikt nie może być pewny przetrwania, więc wiele wojskowych już szykuje się do złożenia rezygnacji.
Kolejne dymisje w wojsku są nieuniknione - wynika z nieoficjalnych informacji z otoczenia Donalda Tuska. Rzecznik rządu Paweł Graś zapowiada, że premier w tym tygodniu zabierze głos w tej sprawie - informuje "michnikowy szmatławiec".
"To moralna konieczność. I nowy szef MON, i premier są zdeterminowani, by winni zaniedbań, błędów, niedociągnięć opisanych w raporcie Millera ponieśli konsekwencje" - mówi jeden z urzędników szefa rządu.
Według rozmówców gazety, atmosfera w armii jest fatalna. Spodziewane są rezygnacje lub zwolnienia na wysokich szczeblach, głównie w Siłach Powietrznych.
"Na bazie raportu Millera widzę pole dla odpowiedzialności przed Trybunałem Stanu. Nie mam zastrzeżeń do szefa MSZ, ale do szefa Kancelarii Prezesa Rady Ministrów tak" – powiedział w „Faktach po Faktach” w TVN24 Ryszard Kalisz.
Na pytanie Anity Werner, czy przed Trybunał powinien stanąć także były szef MON Klich, Kalisz odpowiedział, że „z raportu wynika, że delikty ustawowe były”. Po publikacji raportu widzę pole działania dla cywilnej prokuratury. Wiele procedur, zarówno w czasie tego wylotu jak i w przypadku innych wylotów, nie było przestrzeganych, nie było egzekwowanych – dodał Kalisz.
Polski pułkownik ujawnia: Pozwoliliśmy Rosjanom pociąć Tu-154
Jeden z członków komisji Jerzego Millera odrzuca zarzuty PiS, że Rosjanie zniszczyli wrak tupolewa, by ukryć dowody swej winy. Zdaniem podpułkownika Roberta Benedicta Polacy pozwolili rozmontować wrak na części.
Rozmontowanie każdego z elementów wraku TU-154 podczas jego przenoszenia na lotnisko w Smoleńsku odbywało się w porozumieniu ze stroną polską - powiedział w rozmowie z "Polską The Times" ppłk Robert Benedict, członek komisji Jerzego Millera. Benedict zapewnił, że "za każdym razem uważano, by nie uszkodzić części istotnych dla badania przyczyny katastrofy".
"Jeśli chodzi o sposób przenoszenia części samolotu - to też jest określone postępowanie. Po prostu niektóre szczątki są za duże, by można je było jednorazowo podnieść. Za każdym razem jednak, kiedy pojawiała się konieczność rozmontowania danego elementu samolotu, odbywało się to w porozumieniu ze stroną polską" - mówił.
W ten sposób odniósł się do zarzutów PiS, że przenoszenie wraku, rozrywanie niektórych jego części to dowód manipulacji strony rosyjskiej. "Jeśli mam odnieść się do przykładu tego żołnierza, który zbił jedną z szyb, to był to wandalizm. Czy jednak wpłynęło to na przebieg badania? Nie" - zapewnił Benedict.
Wojskowy powiedział, że jest zadowolony z efektów pracy komisji Millera. "Uważam, że wykonaliśmy najlepiej, jak potrafiliśmy, pracę, która szczegółowo i precyzyjnie określiła wszystkie elementy tej katastrofy" - ocenił.
Tylko generał Błasik wiedział, jak nisko lecą Stary wyga kontra młoda załoga. Generał Błasik (+48 l.), który do momentu katastrofy był w kokpicie, prawidłowo podawał pilotom wysokość samolotu. Ale oni go nie słyszeli
Mieli słuchawki na uszach, rozmawiali z rosyjskimi kontrolerami i jeszcze co chwilę wył komunikat systemu lądowania TAWS „Terrain ahead”. Dlatego, nie słysząc Błasika, błędnie korzystali ze wskazań innego wysokościomierza i nie mieli pojęcia, na jakiej tak naprawdę są wysokości.
To szef sił powietrznych, gen. Andrzej Błasik, jako jedyny z osób obecnych w kabinie, odczytywał dane o położeniu samolotu z prawidłowego wysokościomierza. Potwierdza nam to pilot Maciej Lasek, członek komisji Jerzego Millera (59 l.). – Rzeczywiście, udało nam się odczytać trzy krótkie wypowiedzi, właściwie słowa pana generała Błasika. Generał stał za plecami pilota i nawigatora. Mówił: „150 metrów”, „100 metrów”, następnie „nic nie widać” – mówi nam Lasek. Słowa generała odszyfrowali dopiero polscy specjaliści – w stenogramie rosyjskim ich nie było.
Generał wiedział, gdzie patrzeć Błasik patrzył wtedy na wysokościomierz baryczny, który pokazuje wysokość względem pasa lotniska. Młodzi piloci korzystali zaś z radiowego – a on podaje odległość od ziemi. W Smoleńsku, gdzie brak nowoczesnych urządzeń naprowadzających, gdzie teren nie jest równy, a tuż przed lotniskiem jest głęboki na 60 metrów jar, radiowysokościomierz może tylko wprowadzić w błąd. I tak właśnie się stało 10 kwietnia 2010 roku – piloci lecieli z błędnymi pomiarami wysokości. – Istotnie, pan generał jako jedyny z osób obecnych w kokpicie poprawnie odczytywał wysokość – mówi Faktowi Lasek.
Piloci go nie słyszeli Dlaczego więc załoga tupolewa nie zareagowała na słowa Błasika? Dlaczego nie dostrzegła, że generał podaje inną wysokość, niż tę, którą oni sobie podawali? - Załoga miała słuchawki lotnicze i nie wiadomo, czy słyszała to, co mówił generał. Gdyby załoga wyłapała słowa generał, być może skojarzyłaby, że sama jest w błędzie, wychwyciła to i skorygowała – mówi Lasek. I zaraz dodaje: – Żeby była jasność – pana generała w kokpicie w ogóle nie powinno być. To jest stwierdzone w naszym raporcie.
Rosjanie mogli uratować tupolewa! Wystarczyło, by... Tragiczny ciąg błędów pilotów tupolewa i rosyjskich kontrolerów można było powstrzymać. A konkretnie mógł to zrobić jeden człowiek: Wiktor Ryżenko, kierownik strefy lądowania, czyli kontroler ze smoleńskiej wieży. Gdyby w odpowiednim czasie wydał pilotom komendę "horyzont" - czyli nakaz poderwania samolotu do góry, załoga miałaby jeszcze szanse wykonać ten manewr i uniknąć katastrofy. 10 sekund - tyle jeszcze czasu na ratunek mieliby nasi piloci Kierownik strefy lądowania za późno podał komendę „horyzont” – stwierdził jednoznacznie płk Mirosław Grochowski, wiceprzewodniczący polskiej komisji badającej przyczyny smoleńskiej katastrofy. Według ustaleń komisji ministra Jerzego Millera (59 l.) polecenie to powinno paść znacznie wcześniej. A dokładnie w momencie, gdy polska maszyna z prezydentem Lechem Kaczyńskim (†61 l.) i 95 innymi osobami na pokładzie była na wysokości 100 metrów względem lotniska, czyli 2,3 km od progu pasa. (...)
Waszym zdaniem Czy sądzisz, że można było uniknąć katastrofy tupolewa? TAK - 84% NIE - 16%
Mecenas Rogalski już dawno przekroczył granicę śmieszności. Że wspomnę o helu (tym pisanym małą literą).
Zdaniem Rogalskiego raport komisji Millera "jest nielegalny", a sama komisja "działa w sposób nielegalny" nie mając umocowania prawnego. Mecenas stwierdził, że podstawą działania komisji Millera jest art. 140 prawa lotniczego w związku paragrafem 6, ust. 2 rozporządzenia MON z 2004 roku w sprawie organizacji i zasad funkcjonowania Komisji Badania Wypadków Lotniczych Lotnictwa Państwowego. http://wiadomosci.onet.pl/raporty/katas ... omosc.html
Komisja Millera działała na podstawie umowy z 1993 roku
Ujawniona przez "Rzeczpospolitą" polsko-rosyjska umowa z 1993 r. była stosowana do badania katastrofy smoleńskiej. Oficjalnie rząd twierdził, że nie jest to możliwe. Jak ujawnił "Wprost", w piśmie do pełnomocnika części ofiar katastrofy mecenasa Rafała Rogalskiego, zdymisjonowany szef MON Bogdan Klich przyznaje, że komisja kierowana przez szefa MSWiA Jerzego Millera powstała na podstawie zapisów tej umowy.
Co mówi porozumienie z 1993 r.? Klich wyjaśniał, że funkcjonuje ona w oparciu o prawo lotnicze. Kilka zdań później dodał: „Powołanie Komisji nastąpiło zgodnie z § 6 ust. 2 rozporządzenia Ministra Obrony Narodowej z dnia 26 maja 2004 r. w sprawie organizacji oraz zasad funkcjonowania Komisji Badania Wypadków Lotniczych Lotnictwa Państwowego (...) w związku z artykułem 11 Porozumienia między Ministerstwem Obrony Narodowej Rzeczypospolitej Polskiej a Ministerstwem Obrony Narodowej Federacji Rosyjskiej (...) podpisanego dnia 14 grudnia 1993 r." Przeczytaj pełną treść dokumentu - PDF 392 KB
W artykule 11 dokumentu, na który powołuje się Klich jest mowa o wspólnej komisji. Tymczasem katastrofa smoleńska jest badana oddzielnie przez Polaków i Rosjan. Kiedy w maju 2010 r. "Rz" napisała, że istnieje taki dokument przedstawiciele rządu na czele z premierem Donaldem Tuskiem przekonywali, że nie znajduje on zastosowania w tym przypadku, ponieważ umowa odnosi się do lotów wojskowych, a tego do Smoleńska nie można do takich zaliczyć. Ostatecznie komisja Millera w swoim raporcie uznała wojskowy status lotu.
W rozmowie z rp.pl Rogalski powiedział, że porozumienie z 14 grudnia 1993 r. powstało - jak głosi jego preambuła - w nawiązaniu do porozumienia z 7 lipca 1993 r. Zobacz tekst porozumienia - PDF 616 KB Decyzję o wyjaśnianiu sprawy na zasadach opisanych w 13. załączniku konwencji chicagowskiej podjął tuż po katastrofie premier. Już po ogłoszeniu raportu po raz kolejny bronił jej słuszności. – Umowa, na którą powołują się niektórzy, nie przewidywała żadnych procedur, które umożliwiłyby przeprowadzenie śledztwa i wyjaśnienie sprawy – stwierdził Tusk.
* Zapomniana umowa z Rosją? * Lot Tu-154M z 10 kwietnia miał jednak status wojskowy * Co mówi lotnicze porozumienie Polski i Rosji z 1993 roku * Spór o umowę z Rosją
I co panie Pixloc pan na to? Kto tu przekroczył i jaką granicę?
No i gdzie te "debeściaki"?
Raport jak raport. Właściwie wszystko zostało już napisane w skróconej wersji w słynnym sms-ie, wysłanym nie wiadomo przez kogo i nie wiadomo do kogo, bo jakoś się nikt nie pochwalił, 30 minut po tragedii, mówiącym, że zawinili piloci, bo zeszli za nisko, a kto ich do tego skłonił, to się wyjaśni, a w domyśle, to już każdy sobie dopowiedział, któż to. Wiadomo, Prezydent! Potem, jak się nie dało wrobić ani Prezydenta, ani Pani Marii, okazało się, że to generał Błasik. Skąd im to przyszło do głowy z tym generałem Błasikiem, bez żadnych podstaw, nie wiadomo, ale przytrzymało na długo. Ba, jak się nie dało wcisnąć wersji z naciskami w kokpicie, to wprowadzono do obiegu naciski jeszcze poza samolotem, na lotnisku. Pamiętacie te zapewnienia, że na filmie z CCTV dokładnie widać, jak naciska. Ba, pospolite ruszenie głuchoniemych odczytywaczy słów z ruchu warg zamierzano zwołać, tak dobre zdjęcia ponoć były. Potem się okazało, ze żadnych zdjęć nie ma i nie było, co skłania do zadania pytania temu adwokacinie, co je ponoć widział, i temu dziennikarzynie, co o nich napisał, czy często mają takie widzenia i czy, mając takie problemy ze wzrokiem, nie boją się w związku z tym przechodzić samodzielnie przez jezdnię.
Zastanawiam się, czy przed wyborami, rozpaczliwym rzutem na taśmę nie wprowadzi się kolejnej wrzutki, że być może nie było nacisków w samolocie, ani na Okęciu, niech już wam będzie, pisiory uparte, a jątrzące, ale za to były jeszcze w szkole lotniczej, gdzie Błasik robił kocówy i zabierał drugie śniadania Protasiukowi. Uraz pozostał do końca życia, stąd generał nawet nie musiał nic mówić, wystarczyło, że groźnie milczał.
W odwodzie pozostają naciski w życiu płodowym, ale to już na następne wybory.
Ech, ileż tych wrzutek pamiętamy! I gdzie one teraz, te wrzutki i gdzie ci wszyscy „dziennikarze”, którzy je wrzucali? No, właściwie, pytanie retoryczne, bo niby gdzie mają być, tam gdzie byli, tam i są dalej! W TVN, w Wyborczej, w Newsweeku, Wprost... Gdzież te słynne, kultowe już "debeściaki", co to je słyszał na własne uszy jakiś pismak? Dalej mu dzwonią w uszach? Nawet nie chce mi się szukać, kto to wtedy napisał, bo co to w końcu za różnica, do kogo doszedł akurat sms z instrukcją. Dobrze, że w końcu ten raport opublikowano, przynajmniej to jedno zabrano funkcjonariuszom propagandy, zwanym niekiedy, to znaczy głównie sami tak się nazywają, zapewne krztusząc się wewnętrznie ze śmiechu, niezależnymi dziennikarzami.
Długo to trwało, ale nie na próżno Pan Premier z wiernym Grasiem zapewniali, że przecież, jak się człowiek spieszy, to się diabeł cieszy! A przecież nie chcemy, by się diabeł cieszył! A może chcemy, co!? Właściwie, to powinien być temat na ofensywę Moniki Olejnik, Kuźniara z Morozowskim i Migalomana - Pełzającego Ornitologa: „Test na uczciwość i przywództwo Jarosława Kaczyńskiego - czy chce, żeby się diabeł cieszył? No, niech uczciwie powie!”. Zastanawiam się, dlaczego komisja odcięta od większości dowodów, mająca wręcz pewność, że te dowody są sfałszowane, jak protokoły sekcji zwłok na przykład, może formułować jakiekolwiek kategoryczne wnioski. Albo ogłaszać, że nie znalazła dowodów na wersję o zamachu.
W dokładnie takim samym stopniu nie zebrano dowodów na odpadnięcie silników oraz na ich nieodpadnięcie, na ścięcie (oraz nieścięcie) skrzydła przez pancerno-kevlarowa brzozę, gatunek chroniony występujący jedynie w okolicy Smoleńska, opisywany jeszcze w staroruskich latopisach, ponoć Waregowie zapuszczali się w te strony po materiał na łuki kompozytowe i kije samobije. W dokładnie taki sam sposób nie zebrano dowodów na to, co zerwało linie energetyczną, nawet nie zmierzono calówką wysokości tych słupów, no, może dlatego, że i na oko widać, że raczej nie maja tych 400 metrów, na której to wysokości był samolot w chwili zerwania. Za to, jak ten wyrzut sumienia, znaleziono tam kawałek skrzydła. Skąd się tam wziął, też komisja nie wie, bo i skąd.W jaki sposób kawałki samolotu przemieszczały się nocą z miejsc, w których ich być nie powinno, w miejsca, gdzie ich obecność jest bardziej zgodna z prawami fizyki, też nie wiemy.
No i ten prawdziwy fenomen - pancerno-kevlarowa brzoza ścięła skrzydło i jednocześnie skrzydło ścięło brzozę, tego nawet Einstein nie wyjaśni, podręczniki fizyki i tablice ze wzorami trzeba pisać na nowo, maturzyści się napracowali przy ściągach, a tu wszystko na nic!
Dowodów nie zebrano też na okoliczność, dlaczego przez trzy tygodnie podawano fałszywy czas katastrofy, czy przez uprzejmość i kurtuazję dla ministra Szojgu, żeby go nie zawstydzać wypominaniem, że publicznie, w TV, oszukał swego Premiera, co jest sztuką, która niewielu się udawała i niewielu taką próbę przeżyło? A on nic, w dobrym zdrowiu, paznokcie nie pozrywane, polonem się nie zatruł, wylewu nie doznał… Może zatem gaspadin Putin nie taki i straszny?
I co panie Pixloc? Z helu (pisanego małą literę) robisz jaja, a co z tym fenomen że brzoza ścina skrzydło i jednocześnie - wbrew prawom fizyki - skrzydło ścina brzozę? Dodam, że Amerykańscy eksperci jednoznacznie stwierdzili: to niemożliwe - brzoza na wiosnę jest bardzo miękkim drzewem.
A co do "debeściaków" i "kłótni na Okęciu". Czy gadzinówka Szechtera przeprosi teraz za to?
____________________________________ Videtur et hoc mihi Platforninem non debere esse Poza tym uważam że Platformę należy zniszczyć /Katon starszy/
Ostatnio edytowano 01 sie 2011, 17:19 przez Badman, łącznie edytowano 6 razy
01 sie 2011, 17:01
Re: Katastrofa smoleńska
Rosjanie ukrywają taśmy z wieży kontrolnej?
Edmund Klich jest przekonany, że istniała taśma z wieży kontrolnej w Smoleńsku
Edmund Klich, były polski akredytowany przy MAK w rozmowie z TVN24 wyznał, że taśma z wieży byłaby ważnym dowodem w sprawie katastrofy smoleńskiej.
- Rosjanie mogli próbować ukryć taśmę z wieży na lotnisku Siewiernyj - powiedział Klich. - Jestem przekonany, że taśma istniała, dlatego, że cały ciąg zdarzeń oceny kontrolerów, wskazuje na to, że Rosjanie chcieli ją ukryć. Po pierwsze nie ma taśmy, po drugie nie chciano nas dopuścić 15 kwietnia (2010 roku-red.) do oblotu środków radiolokacyjnych. Nie mamy także zdjęć z ekranów (na wieży w Smoleńsku - red.). My byliśmy na wieży i tam były inne znaczniki niż to Rosjanie przedstawili w raporcie - dodał były akredytowany przy MAK. Nie ma nagrania, które pokazuje podejście do lądowania tupolewa. Rosjanie przekonywali, że taśma się nie nagrała, gdyż zacięła się. Jednak nawet tej niezapisanej taśmy nie chciano przekazać Polsce. Dlatego też wszystko wskazuje na to, że Rosjanie chcą ukryć "nieudolne działanie kontrolerów na wieży w Smoleńsku, czy też systemów nawigacyjnych lotniska".
W raporcie Jerzego Millera pojawiła się informacja, że kontroler lotów, pomimo że samolot był za nisko, informował załogę o właściwym położeniu "na kursie i ścieżce" i nie przekazał wszystkich informacji niezbędnych dla przylatującego samolotu.
MAK ostro o raporcie Millera: Były naciski na załogę! MAK odniósł się do raportu polskiej Komisji Badania Wypadków Lotniczych pod przewodnictwem szefa MSWiA Jerzego Millera. Słuchając rosyjskich specjalistów można było odnieść wrażenie, że od dowodów ważniejsze są jest dla nich przekonanie o własnej nieomylności. Wciąż twierdzą, że na pilotów wywierano nacisk i że nasi lotnicy próbowali do końca wylądować za wszelką cenę. Tak jakby Rosjanie nie słyszeli, albo nie chcieli usłyszeć komendy "Odchodzimy", która padła z ust obu polskich pilotów
- Nie zobaczyliśmy nic nowego w raporcie polskiej komisji w odniesieniu do naszego. Polska strona praktycznie powtórzyła swoje komentarze, z których duża część nie została przyjęta do raportu końcowego MAK-u - stwierdził jeden z członków MAK Aleksiej Morozow.
Podziękował grupie polskich specjalistów, którzy pracowali z Rosjanami pod przewodnictwem Edmunda Klicha. - Nie będziemy oceniać całego materiału, który gromadziła komisja państwowa RP, chociaż przestudiowaliśmy go dokładnie - stwierdził Morozow.
Zwrócił jednak uwagę na kilka nieścisłości odnośnie nazw procedur i stanu lotniska w Smoleńsku. - Wady te były opisane także w raporcie końcowym MAK - zauważył. I dodał, że lotnisko było normalnie działające, a nie - czasowo otwarte. Zaprzeczył też, jakoby kontroler upewniał załogę, że samolot leci prawidłowo, a także że zaraz po katastrofie z terenu lotniska wycinane były drzewa.
Według Morozowa był nacisk generała Błasika na załogę. - Załoga próbowała podjąć lądowanie mimo wszystko na tym lotnisku - stwierdził. Ale dowodów na istnienie nacisków, poza obecnością Błasika w kokpicie, nie przedstawił.
Waszym zdaniem Wierzysz rosyjskim ekspertom? TAK - 22% NIE - 78%
http://www.fakt.pl/MAK-ostro-o-raporcie ... l#miniPoll Komentarz: - "Gadał dziad do obrazu", "sąd sądem, a sprawiedliwość musi być po naszej stronie" - Tak mniej więcej wygląda dialog z Rosją, szkoda czasu i atłasu, nic już nie powiedzą i nic nie dadzą Nie rozumiem tylko skąd TAKA wiara u 22% ankietowanych, a mówią, że coraz mniej ludzi WIERZY ------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------- Komisja Millera odpowiada MAK. "Nic nowego"
Przedstawiciele komisji Millera stwierdzili, że po dzisiejszej konferencji MAK nie dowiedzieli się niczego nowego. Ich zdaniem stanowiska polskiej strony i MAK nie różnią się co do faktów, ale co do ich interpretacji.
Nie różnimy się z MAK co do faktów, różnimy się co do ich interpretacji - powiedział we wtorek zastępca polskiej komisji wyjaśniającej okoliczności katastrofy smoleńskiej, płk Mirosław Grochowski.
"Nasza komisja pracowała ponad sześć miesięcy dłużej, niż komisja MAK i dzięki tej pracy udało nam się odczytać takie informacje, które z naszego punktu widzenia są kluczowe dla wyjaśnienia przyczyny wypadku i okoliczności. Jesteśmy gotowi podzielić się ze stroną rosyjską naszymi ustaleniami" - powiedział inny członek komisji Maciej Lasek.
Mamy niezbity dowód na to, że dowódca podał komendę "odchodzimy", czego nie mogli wiedzieć twórcy raportu MAK, ponieważ nie dysponowali tą transkrypcją zapisu rozmów w kabinie - mówił członek komisji Millera Edward Łojek, odnosząc się do uwag MAK na temat polskiego raportu.
Jak dodał inny członek komisji Maciej Lasek, dowódca ponad wszelką wątpliwość po przekroczeniu 100 metrów wydał komendę "odchodzimy na drugi krąg".
"Z punktu widzenia zasady współpracy załogi wieloosobowej każda komenda wydana przez pilota czy dowódcę musi być potwierdzona przez pilota monitorującego, czyli tego, który był drugim pilotem. Dowódca załogi ponad wszelką wątpliwość po przekroczeniu 100 metrów - niestety wg wskazań wysokościomierza radiowego - wydał komendę +odchodzimy na drugi krąg+. Potwierdził tę komendę drugi pilot. W lotnictwie nie ma czegoś takiego, żeby - jeżeli jest wydana komenda i jest potwierdzona - nic się nie działo i żeby ktoś czekał dalej" - mówił Lasek.
"W naszym raporcie wykazaliśmy, że zwłoka spowodowana niewłaściwym wyszkoleniem załogi i przyjęciem niewłaściwego sposobu realizacji tego odejścia na drugi krąg była powodem zderzenia z ziemią" - dodał.
Raport został przygotowany rzetelnie, tezy w nim zawarte mają poparcie w faktach i zebranych materiałach, ale to nie znaczy, że nie jesteśmy otwarci na dyskusję - mówił zastępca komisji wyjaśniającej okoliczności katastrofy smoleńskiej płk Mirosław Grochowski.
"Nie mamy potwierdzenia w faktach, że były jakiekolwiek naciski na załogę. Analizując zapis głosów w kabinie nie odnaleźliśmy ani jednego fragmentu, który by wskazywał, że generał Błasik w jakikolwiek sposób wpływał na załogę" - powiedział we wtorek płk Grochowski, na briefingu prasowym w MSWiA.
"Padło na konferencji, że MAK odnosi się do faktów, a nie do hipotez. Faktem jest, że pan generał nie wywierał żadnej bezpośredniej presji na załogę. Hipotezą jest, że jego obecność wywierała tę presję" - powiedział członek komisji Maciej Lasek.
Jak dodał Grochowski, rosyjski kontroler nie powinien dopuścić do tego, żeby zastępca bazy w Twerze nawiązał korespondencję radiową z polską załogą, co - jak przypomniał Grochowski - miało miejsce.
Powtórzył, że polska komisja nie orzekała o winie czy o odpowiedzialności kogokolwiek. "Nie będziemy szacowali, ile procent może być odpowiedzialności czy przyczyn. To można tylko w jeden sposób rozwiązać, na zasadzie merytorycznej dyskusji, przedstawienia argumentów, faktów" - powiedział Grochowski.
"Wszystkim nam zależy na tym, żeby dogłębnie, w 100 procentach, badanie tej katastrofy było wyjaśnione. To jest naszym celem i tylko dlatego chcemy współpracować z każdym, kto może nam takiej pomocy udzielić" - powiedział inny członek komisji Maciej Lasek
Nie dowiedzieliśmy się niczego konkretnego. Myślałem, że zrobią jakiś ukłon w stronę Polski, że uderzą się w piersi, ale nie, bronią swojego raportu – komentuje w rozmowie z Wirtualną Polską płk Edmund Klich, były akredytowany przy Międzypaństwowym Komitecie Lotniczym, szef Państwowej Komisji Badania Wypadków Lotniczych. W ten sposób odniósł się do tez MAK będących odpowiedzią na polski raport komisji Jerzego Millera.
Zdaniem szefa PKBWL popołudniowa konferencja MAK miała jeden cel. – Rosjanie zrobili wszystko, by w świadomości polskiego społeczeństwa nie pozostało przekonanie, że to polska prawda jest ostatnia. Zaskakujące jest to, że na konferencji nie pojawiła się Tatiana Anodina, szefowa MAK - mówi Edmund Klich.
Edmund Klich, pytany o swoje odczucia po konferencji, przyznaje, że spodziewał się „czegoś więcej”. - Niczego konkretnego się nie dowiedzieliśmy. Rosjanie bronią swojego raportu i uznają, że rola kontrolerów nie miała żadnego znaczenia, bo przyjęto, że był to lot cywilny. Według polskiego raportu lot był wojskowy, dlatego też zawierał ocenę pracy kontrolerów.
Według pułkownika Rosjanie nie powiedzieli prawdy w wielu kwestiach, jak choćby ws. oblotu lotniska po katastrofie smoleńskiej. - Z tego, co mówi Aleksiej Morozow wynika, że polscy eksperci chcieli lecieć samolotem. A to nieprawda. Chcieliśmy jedynie oglądać z ziemi urządzenia radiolokacyjne, a nawet, żeby nie przeszkadzać kontrolerom, wnioskowaliśmy o wyniesienie ekranów radarów na zewnątrz, stworzenie nam odpowiedniego stanowiska. Z technicznego punktu widzenia nie było to dla Rosjan kłopotliwe, a mimo wszystko nie zgodzili się na nasze warunki - mówi szef Państwowej Komisji Badania Wypadków Lotniczych.
Szef PKBWL dodaje, że w komentarzu MAK pojawiły się rozbieżności względem polskiego raportu. – W raporcie Millera była mowa o tym, że lotnisko w Smoleńsku było czasowo otwarte, bo przecież wszyscy kontrolerzy i płk Krasnokutski nie byli pracownikami lotniska a zostali tam jedynie czasowo oddelegowani. Tymczasem Morozow twierdzi, że lotnisko było otwarte. Mam wrażenie, że to taka gra z ich strony. Doskonale wiem, w jakim stanie było to lotnisko, mam protokoły z 25 marca 2010 roku, w którym znalazło się wiele uwag na ten temat, więc trudno zgodzić się z opinią, że wszystko działało bez zarzutu. Edmund Klich dodaje, że Rosjanie przemilczeli sprawę nacisków na kontrolerów lotu: – Nadal nie wiemy, kim był tajemniczy generał, z którym płk Krasnokutski rozmawiał na temat sprowadzania naszego samolotu. Sam kilkakrotnie prosiłem o wyjaśnienie tej sprawy na piśmie ale nigdy nie dostałem odpowiedzi. Myślałem, że teraz będzie jakiś ukłon w stronę Polski, że uderzą się w piersi, ale nie, bronią swojego raportu.
Zdaniem Edmunda Klicha Rosjanie nie wyjaśnili precyzyjnie szczegółów związanych z systemem pracy kontrolerów. – Dziwnym trafem taśma z rozmowami z wieży się nie nagrała, bo jak twierdzili Rosjanie, zacięła się, ale nie chcieli nam jej udostępnić nawet w takim stanie. Potem nie chciano nas dopuścić do obserwacji ekranów radiolokatorów w czasie oblotu i nie pokazano zdjęć z ekranów na wieży. To wszystko składa się logiczny ciąg, z którego wynika, że Rosjanie nie ujawnili nam wszystkich informacji o pracy kontrolerów.
Płk podsumowuje, że pozostaje też wiele wątpliwości co do innych kwestii: - MAK ciągle mówi, że piloci wykonali odejście dopiero gdy zobaczyli przeszkody terenowe. Według mnie decyzja o odejściu zapadła wcześniej ale została opóźniona na skutek próby odejścia z automatu. Poza tym mamy odmienne zdanie ws. rzekomych nacisków gen. Błasika na załogę. Według MAK były naciski bezpośrednie, według polskiego raportu - pośrednie. A prawda jest taka, że każdy psycholog mógłby przedstawić tu swoją teorię.
http://wiadomosci.wp.pl/kat,1329,title, ... ntarz.html -------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------- Płk Krasnokutski - dowódca kontrolerów ze Smoleńska dostał awans po katastrofie Publikacja: 18.04.2011
Dowództwo Sił Powietrznych Federacji Rosyjskiej nagrodziło pułkownika Nikołaja Krasnokutskiego za jego pracę na rzecz armii. Wojskowy, który 10 kwietnia dowodził kontrolerami lotów na lotnisku Siewiernyj dostał awans i nie jest już zastępcą dowódcy bazy lotniczej w Twerze. Dwa miesiące po katastrofie awansował na dowódcę 610. centrum wdrożenia bojowego i wyszkolenia załóg wojskowego lotnictwa transportowego w Iwanowie. (...) http://www.se.pl/wydarzenia/swiat/plk-k ... 81147.html -------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------
Rosjanie przyznają się do winy w sprawie katastrofy smoleńskiej. Kontrolerzy lotów powinni zamknąć 10 kwietnia lotnisko Publikacja: 21.02.2011
Rosyjscy kontrolerzy mieli obowiązek zamknąć smoleńskie lotnisko 10 kwietnia i zakazać polskim pilotom lądowania. Co najważniejsze, uważa tak nie kto inny, jak szef grupy śledczej Komitetu Śledczego Federacji Rosyjskiej Michaił Guriewicz. Oznacza to, że nawet Rosjanie zaczynają zauważać, że część winy za katastrofę leży po ich stronie. Niewykluczone, że polska prokuratura postawi zarzuty kontrolerom ze Smoleńska. - Jest taka możliwość - mówi Krzysztof Kwiatkowski, minister sprawiedliwości. (...) http://www.se.pl/wydarzenia/kraj/rosjan ... 72387.html
02 sie 2011, 20:41
Re: Katastrofa smoleńska
silniczek
E.Klich: Rosjanie ukrywają fakty ws. kontrolerów – Rosjanie zrobili wszystko, by w świadomości polskiego społeczeństwa nie pozostało przekonanie, że to polska prawda jest ostatnia. Zaskakujące jest to, że na konferencji nie pojawiła się Tatiana Anodina, szefowa MAK - mówi Edmund Klich.
Według pułkownika Rosjanie nie powiedzieli prawdy w wielu kwestiach, jak choćby ws. oblotu lotniska po katastrofie smoleńskiej. - Z tego, co mówi Aleksiej Morozow wynika, że polscy eksperci chcieli lecieć samolotem. A to nieprawda. Chcieliśmy jedynie oglądać z ziemi urządzenia radiolokacyjne, a nawet, żeby nie przeszkadzać kontrolerom, wnioskowaliśmy o wyniesienie ekranów radarów na zewnątrz, stworzenie nam odpowiedniego stanowiska. Z technicznego punktu widzenia nie było to dla Rosjan kłopotliwe, a mimo wszystko nie zgodzili się na nasze warunki.
Szef PKBWL dodaje, że w komentarzu MAK pojawiły się rozbieżności względem polskiego raportu. – W raporcie Millera była mowa o tym, że lotnisko w Smoleńsku było czasowo otwarte, bo przecież wszyscy kontrolerzy i płk Krasnokutski nie byli pracownikami lotniska a zostali tam jedynie czasowo oddelegowani. Tymczasem Morozow twierdzi, że lotnisko było otwarte. Mam wrażenie, że to taka gra z ich strony. Doskonale wiem, w jakim stanie było to lotnisko, mam protokoły z 25 marca 2010 roku, w którym znalazło się wiele uwag na ten temat, więc trudno zgodzić się z opinią, że wszystko działało bez zarzutu.
Edmund Klich dodaje, że Rosjanie przemilczeli sprawę nacisków na kontrolerów lotu: – Nadal nie wiemy, kim był tajemniczy generał, z którym płk Krasnokutski rozmawiał na temat sprowadzania naszego samolotu. Sam kilkakrotnie prosiłem o wyjaśnienie tej sprawy na piśmie ale nigdy nie dostałem odpowiedzi.
Zdaniem Edmunda Klicha Rosjanie nie wyjaśnili precyzyjnie szczegółów związanych z systemem pracy kontrolerów. – Dziwnym trafem taśma z rozmowami z wieży się nie nagrała, bo jak twierdzili Rosjanie, zacięła się, ale nie chcieli nam jej udostępnić nawet w takim stanie. Potem nie chciano nas dopuścić do obserwacji ekranów radiolokatorów w czasie oblotu i nie pokazano zdjęć z ekranów na wieży. To wszystko składa się logiczny ciąg, z którego wynika, że Rosjanie nie ujawnili nam wszystkich informacji o pracy kontrolerów.
Płk podsumowuje, że pozostaje też wiele wątpliwości co do innych kwestii: - MAK ciągle mówi, że piloci wykonali odejście dopiero gdy zobaczyli przeszkody terenowe. Według mnie decyzja o odejściu zapadła wcześniej ale została opóźniona na skutek próby odejścia z automatu.
Ruski łżą jak bure suki!!! Słuchałem dzisiaj w TVP3 majora rezerwy Fishera. Wiecie jak ruskie łgarze wytłumaczyli błędne naprowadzanie przez kontrolerów samolotu, że odchylenie 100 metrów "na kursie i na ścieżce" było w normie?? Że ustawienia początkowe ich przyrządów były błędne, stąd w stosunku do tych ustawień podawany błędny kurs i ścieżka mieściły się w normie. Nie rozumiecie? Nie dziwie się - to trzeba mieć ruski łeb 6x9 aby coś takiego wymyślić. Wytłumaczę: jadę samochodem, zatrzymuje mnie policja twierdząc że przekroczyłem prędkość - bo jechałem 120 km/godz. A ja im mówię że mieści się to w granicach tolerancji ponieważ mój prędkościomierz ma takie ustawienia początkowe że uruchamia się dopiero przy 50 km/ godz. i ja na wskaźniku mam 70km/godz. czyli zgodnie z przepisami. PANIALI?! Podawał jeszcze wiele konkretów podważających ruską tezę z których wynika, że ruscy wymyślili sobie bajkę o pijanym polskim (i NATOwskim!) generale i niekumatych polskich pilotach, którzy nie odróżniają wskaźników i przycisków. I tak cały ten MAKoski raport: wszystko co polskie to źle, wszystko co ruskie - okiej.
Z jednym wyjątkiem: kabelek między kamera a magnetofonem sie poluzował i nie nagrały sie rozmowy w "wieży kontroli lotów" (czyli czymś pomiędzy sr*czem a budką z piwem). Ale to nieistotne dla spraw, bo o niczym ciekawym Krasnokutski z Ryżenko nie rozmawiali. A w zasadzie to rozmawiali tylko o d*pie Maryny.
Płk Krasnokutski - dowódca kontrolerów ze Smoleńska dostał awans po katastrofie Dowództwo Sił Powietrznych Federacji Rosyjskiej nagrodziło pułkownika Nikołaja Krasnokutskiego za jego pracę na rzecz armii. Dwa miesiące po katastrofie awansował na dowódcę 610. centrum wdrożenia bojowego i wyszkolenia załóg wojskowego lotnictwa transportowego w Iwanowie.
Oj Donek jeszcze duuuuuuuuuuuuuużo musi się uczyć od swoich rosyjskich przyjaciół
____________________________________ Videtur et hoc mihi Platforninem non debere esse Poza tym uważam że Platformę należy zniszczyć /Katon starszy/
Ostatnio edytowano 02 sie 2011, 21:37 przez Badman, łącznie edytowano 1 raz
02 sie 2011, 21:32
Re: Katastrofa smoleńska
"Trzeba przeanalizować, co stało się z kasetą"
JERZY MILLER: TERAZ JEST CZAS REAKCJI NA MIARĘ TEJ KATASTROFY
Przed publikacją raportu zadaliśmy sobie pytanie, co jesteśmy winni państwu. Prawdę, nawet bolesną. Teraz nastał czas reakcji na miarę katastrofy, która miała miejsce - mówił w TVN24 Jerzy Miller. Szef polskiej komisji wyjaśniającej przyczyny katastrofy podkreślił, że strona polska "jest pewna swoich racji", ale chce rozmawiać z Rosjanami. - Z przyjemnością skonfrontujemy nasz punkt widzenia z tym, który oni prezentują. (...) Przeanalizować co stało się z nagraniem
Minister nie odpowiedział wprost na pytanie, czy uważa, że chęć ukrycia przez Rosjan niewygodnych dla nich faktów, jest w całym konflikcie na linii Warszawa-Moskwa najbardziej przykra.
- Podchodzę do tego w ten sposób: warto rozmawiać o faktach i szukać rozwiązania zagadek, które pozostały (...). Nie chcę mówić, że ktoś działa w złej wierze. Ja liczę, że potrafimy rozmawiać na każdy temat - tłumaczył. Tu dodał jednak, że bardzo chciałby, "aby przeanalizować", dlaczego w pierwszych rozmowach w Smoleńsku podano polskim przedstawicielom informację, że działania kontrolerów zostały zarejestrowane, "a po kilku dniach okazało się, że nagrania nie ma". - Są świadkowie - podkreślał polski minister.
Najwyższy czas na rekację
Na koniec Miller jeszcze raz przyznał, że "nie było łatwo sformułować taki raport, jak nasz". - Zadaliśmy sobie pytanie, co jesteśmy winni państwu. Prawdę. Nawet, jeśli ona jest bolesna. (...) Jeżeli ktoś nas krytykuje, że widzimy po stronie polskiej błędy, to niech weźmie pod uwagę, że my je chcemy naprawiać. Błędów Rosji nie możemy naprawić, ale możemy je wskazać.
Za taki błąd Miller uznaje na pewno stan lotniska w Smoleńsku (MAK nie widzi tu problemu). - Ono nie spełniało warunków do przyjmowania lotów specjalnych, a takie było zapewnienie Rosjan - zaznaczył minister. - Chcieliśmy w raporcie sformułować to jasno: mówimy całą prawdę, nie po to żeby porazić raportem, tylko żeby te zalecenia, które proponujemy wprowadzić w czyn. To już czas reakcji na miarę katastrofy, która miała miejsce - zakończył.
Ruski łżą jak bure suki!!! Słuchałem dzisiaj w TVP3 majora rezerwy Fishera. Wiecie jak ruskie łgarze wytłumaczyli błędne naprowadzanie przez kontrolerów samolotu, że odchylenie 100 metrów "na kursie i na ścieżce" było w normie?? Że ustawienia początkowe ich przyrządów były błędne, stąd w stosunku do tych ustawień podawany błędny kurs i ścieżka mieściły się w normie. Nie rozumiecie? Nie dziwie się - to trzeba mieć ruski łeb 6x9 aby coś takiego wymyślić. Wytłumaczę:
Nie tylko RUSKIE. POLSKIE toże!
Jak kłamali wojskowi
Miesiącami wojskowi zapewniali nas, że 36. pułk był elitarny, piloci doświadczeni, a programy szkolenia opracowane. Ludzie w mundurach przekonywali, że przed lotem dopełniono procedur, załoga była zgrana i wypoczęta, a w zapasie stał samolot rezerwowy.
Dziś – po raporcie komisji Millera – wiemy, że to nieprawda.
Oto dziesięć najważniejszych kłamstw wojskowych:
1
Symulatory? Niepotrzebne
W maju 2010 r. (po tekście, w którym opisaliśmy, że w pułku nie ma treningów na symulatorach) generał Anatol Czaban, odpowiedzialny za szkolenie pilotów, przekonywał na konferencji, że wszystko jest w porządku:
„Te symulatory, w naszej ocenie, nie spełniają kryteriów. To są symulatory na podstawowy typ tupolewa, natomiast nasze samoloty – jako jedyne dwa na świecie – były dużo lepiej doposażone".
Dodał, że piloci wojskowi byli szkoleni tzw. metodą w zamian, zarówno na ziemi, jak i w powietrzu. Tłumaczył, że na ziemi trenowano m.in. sytuację awarii silnika. Ta metoda – jak mówił – nazywana jest w lotnictwie „pieszo latając".
I choć generał zachwalał metodę „pieszo latając", niedługo później podpisano umowę na szkolenie na symulatorach lotu w Rosji.
Z raportu Millera wynika, że szkolenie na symulatorach było potrzebne. Komisja uznała brak szkolenia na symulatorach za jedną z istotnych przyczyn coraz gorszego wyszkolenia załóg i przyzwyczajenia ich do latania na granicy bezpieczeństwa.
Michał Majewski,Paweł Reszka
Aby odczytać ten artykuł musisz być zalogowany. Nie masz dostępu ? Wykup dostęp przez SMS do artykułu lub całego działu Dostęp do artykułu: SMS o treści: RP.ART na numer: 73464 (3.0 zł + VAT) Dostęp do 1 wydania: SMS o treści: RP.PLUSMINUS na numer: 73464 (3.0 zł + VAT)
____________________________________ "Demokracja to cztery wilki i owca głosujące o obiedzie" R.A.Heinlein
Ostatnio edytowano 07 sie 2011, 15:31 przez kominiarz, łącznie edytowano 1 raz
07 sie 2011, 15:30
Re: Katastrofa smoleńska
Ktoś wie jakim samolotem latał "ekspert lotniczy"ws. katastrofy major Fiszer? Słyszałem coś o szybowcach
Nie masz wystarczających uprawnień, aby zobaczyć pliki załączone do tego postu.
____________________________________ Polak ,katolik,hetero,szczęśliwy.Wszystkie błędy stylistyczne i ortograficzne są zamierzone jakiekolwiek powielanie ich i rozpowszechnianie bez zgody jest zabronione! טדאוש
07 sie 2011, 16:21
Re: Katastrofa smoleńska
Kolejne kroki w śledztwie ws. Smoleńska Zespół 16 biegłych opracuje dla Wojskowej Prokuratury Okręgowej w Warszawie ekspertyzę dotyczącą stanu technicznego Tu-154M, jego pilotażu w trakcie lotu do Smoleńska i technicznego przygotowania lotu z 10 kwietnia 2010 r. - Zespół biegłych składa się z ekspertów różnych specjalności lotniczych. Postawiono przed nimi bardzo wiele szczegółowych pytań - poinformował rzecznik Naczelnej Prokuratury Wojskowej płk Zbigniew Rzepa.
- Zespół biegłych składa się z ekspertów różnych specjalności lotniczych. Postawiono przed nimi bardzo wiele szczegółowych pytań dotyczących kwestii technicznych co do samolotu, jak i pilotażu oraz przygotowania lotu - poinformował rzecznik Naczelnej Prokuratury Wojskowej płk Zbigniew Rzepa. Zastrzegł, że w razie potrzeby do zespołu biegłych mogą zostać powołani kolejni eksperci.
Jak powiedział rzecznik NPW, raport komisji Millera wpłynął do prokuratury wojskowej we wtorek. - Będzie dla nas dowodem jako dokument, ale prokuratura musi powołać własnych biegłych, którzy będą pracować na podstawie Kodeksu postępowania karnego i są uprzedzani o odpowiedzialności karnej za złożenie fałszywej opinii. To dla nas główna podstawa - wyjaśnił płk Rzepa. Z tych też powodów prokuratura starała się, aby pracujący dla niej eksperci byli na liście biegłych sądowych i aby były to inne osoby niż członkowie komisji Millera - której zadaniem nie jest ustalanie odpowiedzialności ludzi, a badanie przyczyn katastrofy.
Rozdzielenie ekspertów komisji badawczych od biegłych pracujących dla prokuratury to nauczka ze sprawy ppłk Marka Miłosza - pilota śmigłowca, który w grudniu 2003 r. awaryjnie lądował z premierem Leszkiem Millerem na pokładzie. Po trwającym kilka lat procesie pilot został uniewinniony, a sąd wytknął prokuraturze, że na biegłych powołała ekspertów komisji badania wypadków lotniczych.
Kilka dni temu szef NPW gen. Krzysztof Parulski informował w Senacie, że strona polska zwróciła się do rosyjskich organów ścigania o możliwość przebadania we wrześniu przez polskich ekspertów wraku samolotu w Smoleńsku. Jak mówił 3 sierpnia w Senacie, Polska chce, aby z udziałem naszych specjalistów dokonać oględzin wraku oraz urządzeń samolotowych, będących w dyspozycji rosyjskiego komitetu śledczego. "Nie było to możliwe przed uzyskaniem raportu komisji Millera oraz ekspertyzy firmy ATM dotyczącej polskiej czarnej skrzynki" - podkreślił wtedy naczelny prokurator wojskowy. Gen. Parulski mówił kilka dni temu, że oprócz zespołu biegłych lotniczych prowadzący śledztwo czekają na sześć innych istotnych opinii: - trzy fonoskopijne od Instytutu Ekspertyz Sądowych, jedna dotyczy rejestratora dźwięku z Tu-154M, druga z polskiego Jaka-40, trzecia - nagrania z wieży w Smoleńsku. - trzy kolejne to: opinie genetyczne dot. identyfikacji ciał, opinia psychologiczna dotycząca sylwetek psychologicznych członków załogi samolotu oraz opinia z Centralnego Laboratorium Kryminalistycznego Policji dotycząca nośników elektronicznych zabezpieczonych na Okęciu.
Od 16 roku życia latał na szybowcach w Aeroklubie Łódzkim, a mając 19 lat zaczął latać na samolotach sportowych. Po ukończeniu LO, we wrześniu 1981 wstąpił do Wyższej Szkoły Oficerskiej Sił Powietrznych w Dęblinie. Po ukończeniu WOSL otrzymał przydział do 8. Pułku Lotnictwa Myśliwsko-Bombowego w Mirosławcu, gdzie latał na samolotach Lim-6M. Po zdobyciu II klasy pilota wojskowego otrzymał przydział do 40. Pułku Lotnictwa Myśliwsko-Bombowego w Świdwinie, gdzie przeszkolił się na Su-22. Po dwóch latach powrócił do 8. PLMB w Mirosławcu, wraz z przezbrojeniem tej jednostki na Su-22. Otrzymał uprawnienia instruktorskie i został dowódcą klucza lotniczego. Później był szefem rozpoznania powietrznego eskadry, pełnił obowiązki zastępcy dowódcy eskadry. Łącznie wylatał ponad 1000 godzin na szybowcach i na samolotach różnych typów.
Uczestniczył w misjach wojskowych w byłej Jugosławii (od grudnia 1992, do grudnia 1993). Był również obserwatorem wojskowym misji ONZ UNIKOM w Iraku i w Kuwejcie. Obecnie pobiera emeryturę wojskową, do 2008 r. był półetatowym pracownikiem cywilnym wojska. Michał Fiszer pracuje również jako dziennikarz. Jego artykuły można znaleźć m.in. w: "Najwyższym CZASIE!", "Lotnictwie" (od 2000 jest z-cą redaktora naczelnego), amerykańskim czasopiśmie "Journal of Electronic Defense" oraz w "Angorze". W wyborach do Parlamentu Europejskiego w 2004 kandydował z listy Unii Polityki Realnej. W połowie lat 90. ukończył studia magisterskie na wydziale Dziennikarstwa i Nauk Politycznych Uniwersytetu Warszawskiego. W latach 2004-2008 ukończył studia doktoranckie w Akademii Obrony Narodowej, w 2009 r. obronił doktorat ze sztuki operacyjnej lotnictwa.
W latach 1997 - 2006 pracował jako Łącznik Biura Ataszatów Wojskowych w Wojskowych Służbach Informacyjnych[1]. Obecnie wykładowca w Collegium Civitas.
12 sie 2011, 07:08
Re: Katastrofa smoleńska
. .
Naród ma prawo zadawać pytania o katastrofę smoleńską; w tej sprawie instytucje państwa muszą zdać egzamin przed narodem, a nie same przed sobą
– mówił na Jasnej Górze metropolita szczecińsko-kamieński, abp Andrzej Dzięga.
Uroczystości z okazji święta Wniebowzięcia Najświętszej Marii Panny zgromadziły u stóp częstochowskiego klasztoru ok. 100 tys. wiernych. W homilii abp Dzięga nawiązał m.in. do katastrofy smoleńskiej, wskazując ją jako przykład "słabej współpracy instytucji państwowych z narodem".
Jak mówił, wszyscy Polacy - bardziej lub mniej cierpliwie - czekali na raport komisji rządowej w tej sprawie. Stwierdził też, że naturalne jest stawianie pytań o katastrofę.
- Na swoje pytania naród ma prawo uzyskać możliwie najbardziej pełną odpowiedź. Raport ogłoszono. Na jedne pytania odpowiedzi się pojawiły, na inne pytania ciągle brak odpowiedzi i nie widać bliskich perspektyw ich pozyskania. A pojawiły się jeszcze nowe, dodatkowe pytania - mówił arcybiskup.
- Jedni są już usatysfakcjonowani, przynajmniej tak mówią, i chcą zamykać ten temat. Ale inni dalej pytają, bo im brak odpowiedzi; bo naród ma prawo pytać, gdyż naród jest s u w e r e n e m w e w ł a s n y m p a ń s t w i e.
Instytucje państwowe nie służą jakiemuś państwu czy jakiejś formie państwa, ale służą państwu według woli narodu - podkreślił abp Dzięga.
Metropolita szczecińsko-kamieński wskazał, że suwerenny naród "nie może być klientem ani petentem we własnym państwie; nie jest intruzem w swoim państwie; jest u siebie.
Podobnie też suwerenny naród nie może być zmuszany do postawy klienta wobec innego państwa lub narodu" - powiedział.
Arcybiskup odwołał się do opinii, zgodnie z którymi po katastrofie smoleńskiej polskie państwo zdało egzamin. „Ale pytanie - przed kim? Kto tu był egzaminatorem? Czy jedne instytucje państwowe przed drugimi, czy jedynie same przed sobą? Taki egzamin instytucje państwa muszą zdać przed swoim narodem” - ocenił metropolita.
Jego zdaniem, "przy braku takiej otwartości instytucji państwowych na głos obywateli" ludziom pozostaje „cierpliwe pukanie do tych instytucji", ale przede wszystkim "wołanie do Boga o cud otwarcia serc na współpracę".
____________________________________ Nie jesteś tym, kim myślisz, że jesteś - lecz tym, kim się stajesz, gdy myślisz kim jesteś.
15 sie 2011, 19:16
Re: Katastrofa smoleńska
Tupolew na sprzedaż. "Większych pieniędzy z tego nie będzie"
Na sprzedaż trafią wysłużone samoloty, którymi latały najważniejsze osoby w Polsce - ustaliła "Rzeczpospolita".
MON chce za pośrednictwem Agencji Mienia Wojskowego sprzedać maszyny ze zlikwidowanego 36. Specjalnego Pułku Lotnictwa Transportowego. Na wolny rynek trafią cztery samoloty typu Jak-40 i jeden Tu-154M. AMW na razie oficjalnie nic o sprawie nie wie.
"Większych pieniędzy z tego nie będzie, jeśli w ogóle uda się je sprzedać" - ocenia Mariusz Szpilkowski, prezes prywatnej linii lotniczej. "Na pewno nie kupimy za to nowego samolotu ani nawet dobrego śmigłowca" - uważa Grzegorz Sobczak, redaktor naczelny "Skrzydlatej Polski".
Wystawiane na sprzedaż samoloty trudno określić jako specjalnie atrakcyjne. Tupolewa wycofał z użycia nawet rosyjski Aeroflot. Według Szpilkowskiego potencjalnymi nabywcami mogą być linie lotnicze z Dalekiego Wschodu bądź Afryki.
Śmigłowce z 36 SPLT trafią natomiast do nowo tworzonej bazy lotnictwa transportowego. "W ubiegłym tygodniu przygotowaliśmy strukturę nowej jednostki" - potwierdził ppłk Robert Kupracz, rzecznik Sił Powietrznych.
Nie możesz rozpoczynać nowych wątków Nie możesz odpowiadać w wątkach Nie możesz edytować swoich postów Nie możesz usuwać swoich postów Nie możesz dodawać załączników